Wolfe Gene - Zachodni wiatr
Szczegóły |
Tytuł |
Wolfe Gene - Zachodni wiatr |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Wolfe Gene - Zachodni wiatr PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Wolfe Gene - Zachodni wiatr PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Wolfe Gene - Zachodni wiatr - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
Zachodni Wiatr
- ...wam wszystkim, moi najdrożsi rodacy, przede wszystkim
zaś - jak zwykle - mym oczom, Zachodniemu Wiatrowi.
Ściana wilgotnego, cuchnącego pomieszczenia zamigotała;
jednocześnie magiczne wrota prowadzące do niewyobrażalnie
pięknego ogrodu skryły się za mgłą i rozpoczęła się przemiana.
Marmurowe fontanny falowały jak trawa, natomiast krzewy różane,
których ukwiecone gałązki uginały się pod ciężarem pereł i
brylantów, zblakły niczym stare walentynki. Tron władcy ze
złotego stał się brązowy, potem koloru umbry, sam władca zaś,
roztaczający dokoła aurę ojcowskiej dobroci i mądrości, także
przeszedł kilka następujących szybko po sobie transformacji,
stając się najpierw obrazem, następnie plakatem, a wreszcie
znaczkiem pocztowym.
Właścicielka - stara kulawa kobieta - nie zważając na
głośne protesty wyłączyła ścianę.
- Wszyscy słyszeliście, co powiedział - stwierdziła. -
Znacie swoje obowiązki. Dlaczego mielibyście wysłuchiwać
jakiegoś głupka z Ministerstwa Prawdy, który powtórzy dokładnie
to samo, tyle że w znacznie bardziej skomplikowany sposób?
Niezadowoleni milczeli, uważając, że już spełnili swój
obowiązek, stara kobieta natomiast spojrzała na zegar wiszący
nad barem.
- Za dwadzieścia minut zaczyna się mecz. Deszcz czy nie
deszcz, zwali się mnóstwo ludzi i każdy będzie chciał się
czegoś napić, więc jeśli ktoś ma ochotę na drinka, to lepiej
niech zamówi już teraz.
Za jej radą poszli tylko dwaj niezdarni, brudni mężczyźni,
niemal na pewno parający się jakimś nielegalnym zajęciem.
Spośród pozostałych część już dyskutowała o zbliżającym się
meczu, inni natomiast o przemówieniu, którego niedawno
wysłuchali - nie o jego treści, która dla większości musiała
pozostać w znacznej mierze niezrozumiała, lecz o władcy i jego
ogrodzie. Przy okazji ożywały krążące od nie wiadomo jak dawna
plotki dotyczące życia w pałacu.
Otworzyły się drzwi i do wnętrza wtargnęła wichura, a wraz
z nią młody mężczyzna.
Był wysoki i szczupły. Miał na sobie zupełnie przemoczony
płaszcz oraz stary filcowy kapelusz osłonięty przezroczystą
folią; przytrzymująca ją elastyczna taśma całkowicie
zdeformowała nakrycie głowy. Zamiast połowy twarzy miał wielką
siną bliznę. Stara kobieta zapytała go, czego chce.
- Podobno macie tu pokoje.
- Tak, mamy. Nawet całkiem niedrogo. Powinieneś to czymś
zasłonić.
- Więc nie patrz, jeśli ten widok sprawia ci przykrość.
- Myślisz, że muszę wynająć ci pokój? - Spojrzała na
klientów, jakby szukała u nich poparcia na wypadek, gdyby młody
mężczyzna z blizną poczuł się urażony jej słowami. - Mogę ci
przecież powiedzieć, że bardzo mi przykro, ale nie mamy wolnych
miejsc. Wtedy nie pozostałoby ci nic innego jak pójść na
komisariat - to tylko dwadzieścia przecznic stąd - i poprosić,
żeby pozwolili ci spędzić noc w celi.
- Potrzebuję pokoju i czegoś do jedzenia. Co masz?
- Kanapki z szynką. - Padała cenę. - A za pokój... -
Wymieniła sumę.
- W porządku. Daj dwie kanapki i kawę.
- Jeśli weźmiesz pokój do spółki z kimś, zapłacisz tylko
połowę. Mogę popytać wśród gości, czy ktoś zechce cię przyjąć.
- Nie trzeba.
Otworzyła puszkę z kawą. Z bocznej ścianki natychmiast
wysunęła się rączka, a po chwili zawartość zaczęła parować.
- Założę się, że gdzie indziej nawet nie chcieli z tobą
gadać, co? - zagadnęła, podając mężczyźnie naczynie z
gorącym płynem. - Z taką twarzą, i w ogóle...
Bez słowa wziął kawę, odwrócił się i obrzucił
pomieszczenie uważnym spojrzeniem. Drzwi, przez które sam
niedawno wszedł (woda wciąż jeszcze spływała po jego płaszczu i
chlupotała mu w butach, przy najlżejszym poruszeniu wydając
gulgocząco-mlaszczące odgłosy), otworzyły się i stanęła w nich
niewidoma dziewczyna.
Zorientował się, że jest niewidoma, zanim zdążył się jej
dokładnie przyjrzeć. Miała ciemne okulary - w tę czarną,
przesiąkniętą deszczem noc stanowiło to wystarczającą wskazówkę -
i poruszała się bardzo ostrożnie, jak osoba, która ciągle
balansuje na krawędzi nicości.
- A ty skąd się tu wzięłaś? - zapytała stara kobieta.
- Z dworca - odparła dziewczyna. - Przyszłam na piechotę.
W ręce trzymała białą laskę; poruszając nią w lewo i prawo
skierowała się w stronę, z której dobiegał głos właścicielki.
- Szukam miejsca, gdzie mogłabym spędzić noc - dodała.
Miała dźwięczny, piękny głos i była bez makijażu. Młody
mężczyzna doszedł do wniosku, że dziewczyna nigdy nie stosowała
szminki, pudru ani cieni do powiek, w związku z czym mogła bez
obawy wystawiać twarz na działanie ulewy.
- Nie możesz tu zostać - powiedział. - Wezwę taksówkę.
- Ale ja chcę tu zostać - odparła dziewczyna. - Muszę się
gdzieś przespać.
- Mam przy sobie komunikator.
Rozpiął płaszcz, aby pokazać jej czarne prostokątne
pudełko z głośnikiem, przyciskami i niewielkim ekranem, ale
natychmiast zdał sobie sprawę, że zachował się jak głupiec.
Ktoś parsknął śmiechem.
- Nie działają.
- Co nie działa? - zainteresowała się stara kobieta.
- Taksówki. Autobusy też. W wielu miejscach woda zalała
ulice i porobiły się zwarcia. Ja też mam przy sobie
komunikator. - Dziewczyna dotknęła okolic pasa. - Kilka minut
temu władca wygłosił przemówienie. Słuchałam go idąc tutaj.
Zaraz potem podawano wiadomości. Mówili też o taksówkach, ale
ja i tak wiedziałam już, że nie jeżdżą, bo na dworcu jakiś
człowiek próbował wezwać jedną dla mnie.
- Nie możesz tu zostać - powtórzył młody mężczyzna.
- Jeśli chcesz, dam ci pokój - powiedziała właścicielka. -
Ostatni, jaki mi został.
- Chcę.
- Więc jest twój. Zaczekaj chwilę. Muszę przygotować
kanapki dla tego młodzieńca.
Ktoś zaklął głośno i zawołał, że zaraz zaczyna się mecz.
- Jeszcze pięć minut! - odkrzyknęła stara kobieta, po czym
wyjęła spod lady dwa plasterki gotowanej szynki, wsadziła je
między dwie kromki chleba, a następnie powtórzyła operację z
dwoma następnymi plasterkami i kromkami.
- Chyba nadają się do jedzenia - powiedział mężczyzna. -
Nie są zbyt apetyczne, ale raczej nie powinniśmy się otruć.
Chcesz jedną?
- Mam trochę pieniędzy - odparła niewidoma dziewczyna. -
Sama mogę kupić sobie jedzenie. - Odwróciła się w stronę starej
kobiety. - Poproszę kawę.
- A co z kanapką?
- Jestem zbyt zmęczona, żeby mieć ochotę na jedzenie.
Drzwi otwierały się i zamykały prawie bez przerwy. Pomimo
ulewnego deszczu przybywało coraz więcej mieszkańców pobliskich
domów, by obejrzeć mecz. Stara kobieta włączyła ścianę, oni zaś
z zainteresowaniem obserwowali rozgrzewkę, ćwicząc się w
komentarzach, które mieli później wygłaszać podczas gry. Młody
mężczyzna z blizną i niewidoma dziewczyna byli odpychani coraz
dalej, aż wreszcie znaleźli się przy samych drzwiach. Gdyby nie
włączona ściana, w pomieszczeniu panowałaby całkowita cisza.
- To naprawdę paskudne miejsce. Nie powinnaś tu
przychodzić.
- W takim razie co tutaj robisz?
- Nie mam pieniędzy - przyznał. - A tu jest tanio.
- Nie pracujesz?
- Zostałem ranny w wypadku. Teraz już czuję się dobrze,
ale powiedzieli mi, że muszę poszukać sobie innej roboty, bo z
taką twarzą będę tylko straszył ludzi. Chyba mają rację.
- A ubezpieczenie?
- Nie obejmuje mnie. Za krótko pracowałem.
- Rozumiem.
Dziewczyna ujęła w obie ręce kubek z kawą i podniosła go
ostrożnie do ust. Chciał ją ostrzec, że zaraz rozleje gorący
płyn, ale nie śmiał. W chwili, gdy był pewien, że kawa przeleje
się przez krawędź, dziewczyna upiła pierwszy łyk.
- Szłaś przez miasto nocą, podczas szalejącej burzy, i
słuchałaś przemówienia władcy. To mi się podoba.
- Czy oni też słuchali? - zapytała.
- Nie wiem. Nie było mnie tutaj. Kiedy wszedłem, ściana
była wyłączona.
- Powinni go słuchać - stwierdziła z powagą. - Przecież
robi wszystko dla naszego dobra.
Młody mężczyzna skinął głową.
- Tyle że ludzie zupełnie mu nie pomagają - ciągnęła
dziewczyna. - Weź na przykład problem przestępczości: wszyscy
narzekają, ale przecież to oni popełniają przestępstwa. Władca
stara się dać im czystą wodę i powietrze...
- ...a oni palą wszystko, co wpadnie im w ręce, jak tylko
dojdą do wniosku, że nikt nie schwyta ich na gorącym uczynku, i
wyrzucają śmieci do rzek - dokończył za nią. - Dzięki jego
wysiłkom ci na górze pławią się w luksusie, jednocześnie
oszukując go na każdym kroku. Powinien ich zniszczyć.
- Ale on ich kocha - odparła dziewczyna. - On wszystkich
kocha. To brzmi prawie tak samo, jakby powiedzieć, że nikogo
nie kocha, ale tak nie jest. On kocha wszystkich.
- Owszem - przyznał po chwili mężczyzna z blizną - ale
najbardziej kocha Zachodni Wiatr. Jeśli ktoś kocha wszystkich,
to wcale nie oznacza, że nie może kochać kogoś bardziej od
pozostałych. Dzisiaj nazwał go swoimi oczami.
- Zachodni Wiatr patrzy i mówi mu, co widzi. Myślisz, że
jest kimś ważnym?
- Zachodni Wiatr jest bardzo ważny, ponieważ władca
wysłuchuje jego raportów - tym bardziej że właściwie nikt inny
nie może liczyć na audiencję. Ale ty chyba chciałaś zapytać,
czy dla nas wygląda na kogoś ważnego. Szczerze mówiąc, nie
wydaje mi się, żeby tak było. Przypuszczalnie jest całkiem
zwyczajnym człowiekiem, nie zwracającym na siebie uwagi.
- Chyba masz rację.
Właśnie zabrał się do drugiej kanapki, więc tylko skinął
głową, ale natychmiast uświadomił sobie, że ona tego nie widzi.
Jest bardzo ładna, pomyślał. Szczupła, nie za wysoka, bez
pierścionków na palcach. Miała nie polakierowane paznokcie,
przez co jej ręce - przynajmniej dla niego - wyglądały jak ręce
uczennicy. Przypomniał sobie, z jakim natężeniem obserwował w
szkole koleżanki grające w siatkówkę, jak bardzo ich pragnął...
- Powinnaś była zostać na noc na dworcu - powiedział. - Tu
nie jest bezpiecznie.
- Czy drzwi zamykają się od wewnątrz?
- Nie wiem. Jeszcze nie byłem w pokoju.
- Jeśli nie, to zablokuję klamkę krzesłem albo przesunę
jakąś szafkę. Na dworcu próbowałam przespać się na ławce -
wierz mi, wcale nie miałam ochoty iść tutaj w taką ulewę - ale
ledwie zdążyłam zasnąć, natychmiast budziło mnie dotknięcie
czyjejś ręki. Raz nawet zdołałam ją złapać, ale wyrwał mi ją
bez trudu. Jestem bardzo słaba.
- Czy oprócz was dwojga nie było tam nikogo?
- Kilku mężczyzn, którzy także próbowali zasnąć. To musiał
być jeden z nich albo może robili to na zmianę... W pewnej
chwili ktoś - może nawet ten, który mnie dotykał? -
powiedział, że jeśli nie zostawią mnie w spokoju, zabije
któregoś. Wtedy sobie poszłam. Obawiałam się, że dojdzie do
bijatyki i że poleje się krew. To właśnie on próbował wezwać
taksówkę. Chciał zapłacić za kurs.
- A więc chyba napastował cię ktoś inny.
- Ja też tak myślę. - Dziewczyna umilkła na chwilę, po
czym dodała: - Może nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym nie
była tak bardzo zmęczona.
- Rozumiem.
- Czy mógłbyś poprosić tę kobietę, żeby zaprowadziła mnie
do pokoju?
- Spotkamy się rano przy śniadaniu?
Na twarzy niewidomej dziewczyny po raz pierwszy pojawił
się uśmiech.
- Byłoby miło - odparła.
Mężczyzna z blizną wszedł za bar i dotknął ramienia starej
kobiety.
- Przykro mi, że przeszkadzam, ale ta młoda dama chciałaby
już pójść do pokoju.
- Wcale nie przeszkadzasz. Mecz mnie nie obchodzi -
oglądam go tylko dlatego, że wszyscy to robią. Powiem Obiemu,
żeby przypilnował interesu.
- Zaraz przyjdzie - oznajmił dziewczynie. - Chyba pójdę z
wami. Też chce mi się spać.
Stara kobieta poprowadziła ich na górę wąskimi schodami. W
powietrzu czuć było nieprzyjemną, intensywną woń.
- Szczają, gdzie popadnie - poinformowała ich z odrazą w
głosie. - Na końcu korytarza są ubikacje, ale nikomu nie chce
się chodzić tak daleko.
- To okropne - powiedziała dziewczyna.
- No pewnie. W ten sposób poprawiają sobie samopoczucie,
bo wiedzą, że robią coś, czego nie wolno robić, i że gdybym
któregoś przyłapała, natychmiast wyrzuciłabym na zbity pysk.
Czasem to robię, ale jednocześnie cholernie mi ich żal. To musi
być okropne, jeśli w życiu zależy ci tylko na dwóch rzeczach:
żeby oglądać mecze i oszukiwać, ile się da, starą kobietę,
sikając na jej schodach. - Przystanęła na chwilę, by złapać
oddech. - Będziecie sąsiadami; chyba nie macie nic przeciwko
temu?
- Nie - odparła dziewczyna, a młody mężczyzna pokręcił
głową.
- Tak właśnie sobie pomyślałam, a poza tym to i tak były
dwa ostatnie wolne pokoje.
Mężczyzna z blizną na twarzy rozejrzał się po wąskim
korytarzu. Większość drzwi była zamknięta.
- Umieszczę cię najbliżej łazienki - zwróciła się kobieta
do niewidomej dziewczyny. - Od środka jest haczyk, więc nie
masz się czego obawiać, ale jeśli będziesz tam za długo, to na
pewno ktoś zacznie się dobijać.
- Dam sobie radę.
- Jestem tego pewna. Oto twój pokój.
Pokoje stanowiły kiedyś część znacznie większych
pomieszczeń, które poprzedzielano przepierzaniami z grubego
kartonu albo cienkiej dykty. Stara kobieta włączyła światło.
- Łóżko tutaj, toaletka tutaj, miednica w kącie, ale wodę
musisz sama przynieść z łazienki. Żadnych karaluchów; dwa razy
w roku przeprowadzamy dezynsekcję. Czysta pościel.
Dziewczyna przesunęła ręką po krawędzi drzwi; natrafiwszy
na łańcuch, uśmiechnęła się z ulgą.
- Jest też zasuwka - poinformował ją mężczyzna.
- Twój pokój jest obok - powiedziała stara kobieta. -
Chodź, pokażę ci.
Pokój przypominał pomieszczenie, w którym zamieszkała
dziewczyna - z tą różnicą, że kartonowe przepierzenie (pokryte
licznymi obscenicznymi napisami i rysunkami) znajdowało się nie
po prawej, lecz po lewej stronie. Bardzo szybko stwierdził, że
doskonale słyszy odgłosy dobiegające z sąsiedniego pokoju, a
szczególnie stukanie laski, z pomocą której dziewczyna ustalała
położenie sprzętów.
Zamknął drzwi na zasuwkę, zdjął mokry płaszcz, powiesił go
na haku, po czym ściągnął buty i skarpetki. Co prawda, wzdragał
się na myśl o chodzeniu boso po podłodze, ale alternatywą było
założenie przemoczonych butów. Szybko przeszedł do łóżka,
usiadł na nim z podwiniętymi nogami, po czym odpiął od paska
komunikator i wystukał numer władcy: 123-333-4477.
- Tu Zachodni Wiatr - wyszeptał do mikrofonu.
Na ekranie pojawiła się maleńka twarz. Jak niemal zawsze,
tak i tym razem przez głowę młodego mężczyzny przemknęła myśl,
iż są to prawdziwe rozmiary władcy, że w rzeczywistości jest
właśnie taki, drobniutki i świecący. Naturalnie zdawał sobie
sprawę, że to nieprawda.
- Mówi Zachodni Wiatr. Znalazłem miejsce, gdzie będę mógł
spędzić noc. Co prawda, nie mam jeszcze pracy, ale spotkałem
dziewczynę. Myślę, że mnie polubiła.
- To wspaniałe wieści - odparł władca z uśmiechem.
Mężczyzna także się uśmiechnął - to znaczy, uśmiechnęła
się nie naruszona część jego twarzy.
- Tutaj bez przerwy leje - ciągnął. - Wydaje mi się, że
dziewczyna jest wobec ciebie bardzo lojalna, natomiast inni...
Jeszcze nie wiem. Opowiedziała mi o jakimś człowieku, który
próbował napastować ją na dworcu, oraz o takim, który wystąpił
w jej obronie. Zamierzałem prosić cię, byś ukarał jednego, a
nagrodził drugiego, ale obawiam się, że to ten sam człowiek.
- Istotnie, często tak się zdarza - odparł władca, po czym
umilkł na chwilę, pogrążony w myślach. - A ty jak się miewasz?
- zapytał wreszcie.
- Jeśli jutro nie znajdę pracy, będę musiał opuścić to
miejsce, ale na razie wszystko w porządku.
- Jesteś pełen optymizmu, Zachodni Wietrze. To mi się
podoba.
Na nie oszpeconej połowie twarzy młodego mężczyzny wykwitł
intensywny rumieniec.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego - powiedział. - Od dawna
wiem, że jestem twoim szpiegiem, twoimi oczami i uszami, więc
czuję się tak, jakbym znał miejsce, gdzie zakopano ogromny
skarb. Często żal mi innych. Mam nadzieję, że nie jesteś dla
nich zbyt surowy.
- Dopóki się da, nie chcę pomagać ci otwarcie - oznajmił
władca. - Nie obawiaj się jednak: znajdę sposób, by uczynić to
w jakiś dyskretny sposób.
Mrugnął porozumiewawczo.
- Jestem tego pewien.
- Tylko nie oddaj komunikatora do lombardu.
Obraz zniknął z ekranu. Młody mężczyzna wyłączył światło i
rozebrał się do spodenek. W chwili, gdy kładł się na łóżku,
po drugiej stronie przepierzenia rozległ się donośny łoskot.
Zapewne dziewczyna potknęła się i wpadła na ścianę z dykty.
Chciał już zawołać: "Nic ci się nie stało?", ale spostrzegł, że
część przegrody o wymiarach mniej więcej pół metra na metr,
oderwała się od drewnianego szkieletu. Chwycił ją w ostatniej
chwili, zanim spadła na podłogę, i położył na łóżku.
W pokoju dziewczyny wciąż płonęło światło. Była bez
płaszcza, włosy zaś owinęła sobie wstęgą papierowych ręczników
z rulonu stojącego przy miednicy. Przyglądał się, jak zdejmuje
okulary, kładzie je na szafce, i masuje sobie nasadę nosa.
Jedno oko miała zupełnie białe, w drugim natomiast widać było
część bladoniebieskiej tęczówki przesuniętej w prawo i do dołu.
Jeszcze nigdy nie widział równie pięknej twarzy. Dziewczyna
rozpięła bluzkę, zdjęła ją, powiesiła na poręczy krzesła, po
czym odpięła przytroczony do paska komunikator i wystukała
numer.
- Tu Zachodni Wiatr - szepnęła.
Co prawda, nie usłyszał głosu, który jej odpowiedział, ale
nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że maleńka twarz na
ekranie jest twarzą władcy.
- U mnie wszystko w porządku - mówiła dalej dziewczyna. -
Co prawda, już mi się wydawało, że nie będę miała gdzie spędzić
nocy, ale znalazłam całkiem miłe miejsce. I spotkałam kogoś.
Młody mężczyzna najciszej jak potrafił wstawił na miejsce
fragment przepierzenia, po czym położył się na łóżku. Kiedy
jakiś czas później usłyszał stukanie laski, zapukał w dyktę i
zawołał:
- Jutro przy śniadaniu! Nie zapomnij.
- Nie zapomnę. Dobranoc.
- Dobranoc.
W pokoju piętro niżej stara kobieta starała się odgarnąć
jedną ręką zmierzwione włosy opadające jej na czoło, drugą
natomiast wystukiwała numer na komunikatorze.
- Tu Zachodni Wiatr - powiedziała. - Słuchałam cię dziś
wieczorem.