Williams Cathy - Niemoralna oferta

Szczegóły
Tytuł Williams Cathy - Niemoralna oferta
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Williams Cathy - Niemoralna oferta PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Williams Cathy - Niemoralna oferta PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Williams Cathy - Niemoralna oferta - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Cathy Williams R T L Niemoralna oferta Strona 2 ROZDZIAŁ PIERWSZY - Nie rozumiem, o czym mówicie. Czy możecie wyjaśnić dokładniej, co się stało? - Lucy Robins spoglądała raz na matkę, raz na ojca i próbowała ochłonąć z szoku. Freddy, zaadoptowany przez nią trzy lata temu mops, nie ułatwiał jej zadania, domagając się uwagi i skacząc szaleńczo wokół nóg swej pani. Wiedziała, że coś jest nie tak, gdy tylko odebrała telefon od matki. Celia Robins nigdy nie dzwoniła do córki w godzinach pracy, mimo że ta wielokrotnie ją uspokajała: w centrum ogrodniczym nie karano pracowników za odbywanie prywatnych rozmów. Otaczające centrum ogrody botaniczne przyciągały codziennie gości z całego kraju i stanowiły wytchnienie dla zmęczonych tłokiem i betonem mieszkańców okolicznych miast. Lucy, należąca do zespołu architektów zieleni, odpowiadała za opiekę nad roślinami i rozliczano ją z efektów pracy, nie z liczby godzin spędzonych za biurkiem. Dowodem na to, że jej wysiłki były doceniane, okazało się zlecenie na sporządzenie dwóch tomów ilustracji przedstawiających wszystkie gatunki roślin występujących w ogrodzie botanicznym. Ku R uciesze Lucy, kierownictwo centrum ogrodniczego, w którym zarabiała na studia, postanowiło wykorzystać jej świeżo zdobyte kwalifikacje dyplomowanego grafika. L - Słoneczko, mogłabyś do nas przyjechać? Nastąpiły pewne komplikacje. T Zanim matka dokończyła zdanie, Lucy już porzuciła szkicownik obok rzędu rzadkiej urody or- chidei, które właśnie miała zacząć uwieczniać, i pognała do samochodu. Po drodze zgarnęła Freddy'ego biegającego beztrosko wśród zieleni i poinformowała koleżankę z zespołu, że musi na chwilę wyjść. Teraz siedziała w salonie domu rodzinnego i wpatrywała się z niedowierzaniem w przygarbioną sylwetkę ojca, który od początku rozmowy unikał jej wzroku. - Firma ma problemy finansowe? Niewysoki, korpulentny starszy pan pogłaskał po dłoni swą wysoką, smukłą żonę i z ciężkim westchnieniem spojrzał córce w oczy. - Kilka lat temu pożyczyłem z konta firmy trochę pieniędzy, niedużo. Widzisz, po tym, jak twoja mam miała udar... Chciałem, żeby wiedziała jak bardzo ją kocham. Zawsze marzyła o rejsie statkiem, więc stwierdziłem, że nie ma co odkładać marzeń na później, bo nikt nie wie, co nas czeka. Wiesz, nie myślałem racjonalnie... Lucy przypomniała sobie, jak promienieli, oznajmiając jej, że wybierają się na wycieczkę statkiem po Morzu Śródziemnym. Ojciec usprawiedliwiał wtedy swą nagłą rozrzutność bonusem, który rzekomo otrzymał w pracy. Firmę, w której ojciec pracował jako dyrektor finansowy, przejęła właśnie wielka korporacja i Lucy nie kwestionowała hojnego gestu nowego właściciela. Cieszyła się Strona 3 razem z rodzicami tym nagłym zrządzeniem losu, które w ciężkich miesiącach rekonwalescencji matki uznała za dar niebios. - Sądziłem, że spłacę pożyczkę w kilku ratach, ale kiedy okazało się, że dzięki kosztownej rehabilitacji mama może odzyskać całkowitą sprawność, nawet się nie zawahałem i pożyczyłem więcej. Wtedy, niespodziewanie, GGD przejęło firmę i sprawy się skomplikowały. Lucy zerknęła niespokojnie na mamę. Delikatna, wrażliwa kobieta wydawała się zbyt krucha, by poradzić sobie z kolejnym dramatem. Udar pozbawił ją dawnego optymizmu i energii, a każdy kolejny dzień oznaczał walkę o wytrwanie w woli życia w coraz bardziej wrogim i niezrozumiałym świecie. - Byłem głupcem, myślałem, że nic się nie wyda, że zdążę zwrócić pieniądze. - Ojciec wyglądał na zdruzgotanego i Lucy zaczęła poważnie obawiać się o jego zdrowie. Poszarzała twarz i drżące dłonie ojca nie wróżyły niczego dobrego. - Zacząłem już spłacać dług i byłem pewien, że niedługo wyjdę na prostą, ale dziś rano zadzwonili do mnie z działu kontrolingu finansowego utworzonego przez nowego prezesa. Zasugerowali, że do czasu wyjaśnienia pewnych rozbieżności w kalkulacjach powinienem udać się na zwolnienie... R Lucy poczuła, jak jej serce ściska żal. Żaden, nawet najlepszy prawnik nie wybroni ojca z L zarzutu defraudacji firmowych funduszy, mimo że dotąd cieszył się on nieposzlakowaną opinią. W T biznesie, niestety, nie było miejsca na tłumaczenia. Nikogo nie obchodziły okoliczności, uczucia, osobiste dramaty. Liczyły się pieniądze, a te jej ojciec sobie przywłaszczył. Tak zapewne widzi to GGD, a właściwie Gabriel Garcia Diaz, założyciel potężnej korporacji, która zdominowała krajowy sektor elektroniczny w zaledwie osiem lat. Bezlitosny, genialny rekin biznesu powiększał swą firmę, połykając pomniejsze przedsiębiorstwa, takie jak firma, w której pracował Nicolas Robins, niczym płotki. Lucy zadrżała na wspomnienie Gabriela Diaza, które od kilku miesięcy starała się bezskutecznie wymazać z pamięci. Zobaczyła go przez przypadek. Mieszkańcy miasteczka od tygodni ekscytowali się przejęciem podupadającego lokalnego zakładu przez giganta rynku i spekulowali na temat czekającej miasteczko świetlanej przyszłości - setki nowych miejsc pracy i podatki wpływające na konto hrabstwa mamiły obietnicą dobrobytu. Lucy słuchała tych rewelacji jednym uchem, choć cieszyła się, że wielu mieszkańców Sommerset znajdzie nareszcie stałe zatrudnienie i wyrwie się ze szpon nękającego region bezrobocia. Sama także dostała swój pierwszy angaż w centrum ogrodniczym i cała jej uwaga skupiała się na wymarzonej pracy wśród roślin, na świeżym powietrzu wśród podobnych jej ludzi, dla których wielki biznes mógłby nie istnieć. Kiedy powierzono jej zadanie zilustrowania przewodnika po ogrodzie botanicznym, myślała, że złapała Pana Boga za nogi, i bez namysłu wskoczyła na rower i pognała do pracy ojca, by podzielić się z nim swym niespodziewanym szczęściem. Dopiero gdy dojechała do parkingu, na widok sznura czarnych limuzyn przypomniała Strona 4 sobie o oczekiwanej przez wszystkich wizycie nowego właściciela GGD. W palącym, letnim słońcu wszyscy pracownicy zgromadzili się na placu przed siedzibą zakładu. Pośrodku, otoczony ubranymi w czarne garnitury poważnymi mężczyznami, dosłownie górując nad otoczeniem, stał wysoki, barczysty brunet. Nawet z bezpiecznej odległości odczuła magnetyczną siłę jego obecności. Oczy wszystkich wpatrywały się w niego jak w transie i spijały słowa z jego ust. Zauważyła, że spowijająca go aura promieniuje na tłum naturalnym autorytetem, niezależnym od stanowiska i władzy. Wyglądał niczym grecki bóg, z kruczoczarnymi włosami, śniadą cerą i sylwetką atlety. Lucy wpatrywała się w niego z otwartymi ustami, niezdolna oderwać wzroku od najbardziej niesamowitego przedstawiciela gatunku ludzkiego, jakiego kiedykolwiek w życiu spotkała. Dopiero gdy po krótkiej przemowie nowy gospodarz i jego świta ruszyli w kierunku biura, Lucy odważyła się podjechać do odświętnie ubranego ojca podążającego pospiesznie w kolumnie pracowników za nowym właścicielem. Później często się zastanawiała, kiedy dokładnie Gabriel zdołał ją zauważyć. Zbierała się do powrotu, kiedy jak spod ziemi wyrósł obok niej jeden z jego ponurych przybocznych i zaczął zadawać pytania. Nie chcąc przysporzyć ojcu kłopotów, wymigała się, twierdząc, że wysłano ją z lokalnego R centrum ogrodniczego, by sprawdziła, czy rośliny zasadzone ostatnio wokół zakładu dobrze się przyjęły. Odjechała pospiesznie, nie oglądając się za siebie. Tego samego dnia, wychodząc z pracy, L poznała Gabriela Garcię Diaza osobiście. Stał naprzeciw wyjścia z ogrodu, oparty o limuzynę, w towarzystwie dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej T imponująco. Egzotyczne, mroczne piękno uśmiechającego się do niej mężczyzny zaparło jej dech w piersi. Dźwięk jego niskiego, głębokiego głosu przyprawił ją o gęsią skórkę. Chciał poznać jej imię, pytał, czy miała wolny wieczór, oznajmił, że chce zabrać ją na kolację do restauracji. Lucy nie wiedziała co odpowiedzieć. Stała oniemiała z zachwytu i przerażenia. Jaki mężczyzna zaczepiał obcą kobietę i oznajmiał jej tonem nieznoszącym sprzeciwu, że zabierze ją na kolację? Ze zmysłowym sugestywnym uśmiechem na pięknie wykrojonych ustach. Lucy kręciło się w głowie - nigdy wcześniej nie spotkała tak wyrafinowanego światowca o czarnych, namiętnych oczach, w których widać było nieskrywane pożądanie. Kiedy dotarło do niej, że właśnie zaproponował jej wspólną noc, wystraszyła się i odmówiła. Wsiadła szybko na rower i co sił w nogach popędziła do domu. Nie rozumiała, dlaczego wybrał właśnie ją, ale przez następne kilka dni wysyłał jej wielkie, kosztowne bukiety kwiatów i biżuterię, którą uparcie odsyłała z powrotem. W końcu postanowiła uciec się do niewinnego kłamstwa. Pod numer widniejący na załączonej do bukietów wizytówce wysłała krótką wiadomość, w której poprosiła swego adoratora o zaprzestanie przysyłania prezentów, gdyż stawiają one w niezręcznej sytuacji jej chłopaka. Najwyraźniej uwierzył w istnienie wymyślonego narzeczonego, bo następnego dnia w recepcji centrum nie czekał na nią żaden bukiet ani prezent. Gabriel Garcia Diaz zniknął z jej życia tak nagle, jak się w nim pojawił. Ku jej zaskoczeniu, przez Strona 5 następne kilka tygodni czuła dziwną pustkę, która jednak z upływem czasu zelżała, by w końcu zniknąć całkowicie w natłoku bieżących spraw. Patrząc teraz na zmartwione, przestraszone twarze rodziców, przypomniała sobie władczego, przerażającego mężczyznę o hipnotyzujących, czarnych oczach. - Przecież mogę wam pomóc. Poproszę o zaliczkę na poczet drugiego tomu ilustracji, mam też trochę oszczędności... Na pewno razem zdołamy zebrać brakującą kwotę. - Gorączkowo przeliczała w myślach swoje skromne środki. - To na nic, słoneczko. - Nicolas Robins potrząsnął smutno głową. - Zaproponowałem im, żeby pobierali pieniądze z moich zarobków, próbowałem wyjaśnić okoliczności, ale nie byli zainteresowani. Twierdzą, że w ich organizacji takie błędy uznawane są za niewybaczalne. - Głos mu się załamał. - A rozmawiałeś z... Gabrielem Diazem? - Nawet wypowiadając jego imię, czuła dziwny niepokój, podobny do tego, jaki wzbudzało w niej spojrzenie jego przepastnych, czarnych oczu. - Skądże - westchnął ojciec. - Poinformowano mnie, że szef nie ma czasu zajmować się takimi sprawami. Zresztą, podobno prawie cały czas spędza w rozjazdach, więc... R - To co teraz? - Lucy zmusiła się do zadania pytania, na które wcale nie chciała poznać odpowiedzi. L Chowanie głowy w piasek nie było w jej stylu, mimo to głos jej drżał od ledwie powstrzymywanego płaczu. Rodzice i tak wyglądali na zmartwionych, nie zamierzała narażać ich na T stres, histeryzując. Widok łez w oczach ich ukochanej, wypieszczonej jedynaczki, której doczekali się stosunkowo późno, sprawiłby im jeszcze większy ból. - W najlepszym wypadku stracimy tylko dom - przyznał ojciec, spuszczając głowę. - W najgorszym... Przerażająca groźba więzienia, mimo że niewypowiedziana, zawisła nad nimi niczym wielka, ciemna chmura. Defraudacja środków firmy zazwyczaj nie spotykała się ze zrozumieniem sądu. Lucy otworzyła usta, by zaproponować rodzicom wspólne zamieszkanie w jej malutkim domku, ale zdała sobie sprawę, że jej gest w niczym by nie pomógł. Gdyby tylko pozwolono im spłacić dług bez wnoszenia sprawy do sądu! Matka powoli, ostrożnie wstała z fotela i poszła do kuchni zrobić świeżą herbatę. Lucy skorzystała z jej chwilowej nieobecności. Usiadła bliżej ojca i zapytała konspiracyjnym szeptem: - Jak ona się czuje? - Robi dobrą minę do złej gry, ale podejrzewam, że jest przerażona, a obydwoje wiemy, że powinna unikać stresu. - Ojciec zamyślił się na chwilę, po czym nagle się ożywił i zaczął gorączkowo szeptać: - Obiecaj, że zajmiesz się mamą, jeśli wsadzą mnie do więzienia. Ona sobie sama nie poradzi, trzeba się nią opiekować. Strona 6 - Do więzienia?! O czym ty mówisz, na pewno do tego nie dojdzie! - zaprotestowała gorąco, choć w głębi duszy obawiała się najgorszego. - Muszę porozmawiać z tym Diazem! - oznajmiła i zamilkła zdziwiona swoją reakcją. Ojciec uśmiechnął się smutno i czule pogładził córkę po policzku. - Słoneczko, to nic nie da, założę się, że dla niego liczą się wyłącznie pieniądze, a nie ludzie. Wystarczy spojrzeć na zmiany w firmie: żadnego urlopu na żądanie, zakaz używania telefonów służbowych do celów prywatnych, przerwa na lunch rozliczana co do minuty. Szkoda gadać. - Machnął bezsilnie ręką. Lucy przypomniała sobie aroganckie spojrzenie wysokiego bruneta. Nie miała wątpliwości, że swoje firmy prowadził żelazną ręką, a wśród pracowników wzbudzał strach. Sama się go przeraziła, kiedy zaczął bezpardonowo zabiegać o jej względy. Nie do końca rozumiała, dlaczego wybrał właśnie ją jako obiekt swego zainteresowania, ale może mogła wykorzystać to teraz na swoją korzyść? Zerkając w lustro kątem oka, dostrzegła swoje odbicie: szczupła blondynka średniego wzrostu o długich prostych włosach i dużych zielonych oczach. Żadnego makijażu, biżuterii, seksowych R krągłości i zmysłowych ubrań. Nie ma się czym ekscytować, stwierdziła ponuro. Wprawdzie minęły już dwa lata i mógł jej nie pamiętać, ale musiała spróbować. Jej rodzice nie zasługiwali na los, jaki L chciał im zgotować. - Warto zaryzykować, tato. - Poklepała ojca po dłoni. T Jakże cieszyła się teraz, że nie wtajemniczyła rodziców w dziwny epizod z nowym szefem ojca. Gdyby wiedzieli, że próbował ją poderwać, za nic w świecie nie zgodziliby się na jej pomoc. Jako konserwatywni starsi ludzie z zasadami uznaliby za wysoce niestosowne korzystanie z czyjegoś niedwuznacznego zainteresowania ich córką do rozwiązania swoich problemów. Tego dnia Lucy nie wróciła już do pracy. Spotkanie z rodzicami wyczerpało ją emocjonalnie. Bała się o nich tak bardzo, że miała problem z zebraniem myśli. Resztę wieczoru przesiedziała na kanapie wtulona w ciepłą sierść Freddy'ego. Następnego ranka, zanim zdążyła zwątpić w sens swojego planu, zadzwoniła do centrum i wzięła dzień wolny. Nie sądziła, żeby wizyta w Londynie zajęła jej więcej niż parę godzin, ale na wszelki wypadek zostawiła niepocieszonemu mopsowi dodatkową porcję przysmaków. Pogoda dopisywała, lato przybyło wcześnie, zalewając wszystko promieniami słońca. Od trzech tygodni na błękitnym niebie nie pojawiła się najmniejsza nawet chmurka. W drodze na dworzec przemknęło jej przez myśl, że w tak piękny letni dzień z okazji wizyty w Londynie powinna założyć jakąś zwiewną, kolorową sukienkę. Niestety, w jej niewielkiej szafie znajdowały się jedynie mniej lub bardziej sprane dżinsy oraz wypłowiałe koszulki - najwygodniejsze w pracy. Najbardziej elegancką część jej garderoby stanowiły czarne czółenka z zamszu, którymi z okazji ważnego spotkania zastąpiła swoje ulubione tenisówki. Błyszczyk, którym musnęła przed wyjściem usta, znikł po kilkunastu minutach Strona 7 nerwowego obgryzania warg. Lucy nie próbowała nawet udawać, że nie boi się spotkania z Gabrielem Diazem. Przez całą drogę układała w myślach płomienne przemówienie w obronie ojca i modliła się, by jej rozmówca znajdował się gdzieś na drugim krańcu świata. Po kilku minutach deprymującej wymiany zdań z olśniewającą młodą kobietą rezydującą w recepcji wielkiego szklanego biurowca w samym centrum londyńskiego city, Lucy zorientowała się, że jej modlitwy nie zostały wysłuchane. Zniesmaczony Gabriel Diaz zakończył właśnie zasadniczą rozmowę z pewną irytującą, seksowną brunetką, z którą spotykał się przez ostatnich kilka tygodni, dopóki nie zaczęła domagać się od niego zbyt wiele uwagi. - Ma pan gościa. - Asystentka wetknęła głowę w uchylone drzwi i czekała na dalsze instrukcje. - Nazwisko? - zażądał szorstko. - Nie podała, twierdzi, że to sprawa osobista. Diaz skrzywił się z niechęcią. Gdyby nie to, że właśnie zerwał ze swoją obecną kochanką przez telefon, uznałby, że Ines znów próbuje nachodzić go w biurze, by zawracać mu głowę głupotami i odciągać od pracy. Kobiety, a przynajmniej większość z nich, uważały, nie wiedzieć czemu, że R sypianie z mężczyzną daje im prawo ingerowania we wszystkie sfery jego życia, pomyślał ze złością. L Z drugiej strony i tak był już zbyt poirytowany, by zająć się niedokończonym raportem wyświetlonym na ekranie komputera. Zamknął z trzaskiem laptop i rozkazał: T - Wprowadź ją, ale uprzedź, że na spotkanie mogę poświęcić nie więcej niż dziesięć minut. Gabriel rozsiadł się wygodnie w fotelu i przygotował na spotkanie z kolejną bezbarwną kobietą w nieokreślonym wieku, która łzawymi historiami swych nieszczęsnych podopiecznych miała nadzieję wycisnąć z majętnego biznesmena darowiznę na rzecz jeszcze jednej organizacji charytatywnej. Siedząc skulona na wielkiej skórzanej kanapie w recepcji ogromnego biurowca korporacji GGD Lucy z trudem opanowywała narastającą panikę. Nagle pomysł odwiedzenia Gabriela Diaza, który niedawno jawił jej się jako jedyne rozwiązanie problemów ojca, wydał jej się absurdalny. Onieśmielający rozmiar budynku i widoczne na każdym kroku bogactwo zapierały dech w piersi i sprawiały, że Lucy czuła się jak mały robaczek uwięziony przypadkiem w sieci potężnego, groźnego pająka. Powodowana impulsem wstała, by uciec jak najszybciej z marmurowo-szklanej pułapki. - Pan Diaz zgodził się z panią spotkać. - Imponująca brunetka sama wyglądała na zaskoczoną decyzją swojego szefa i nie czekając na odpowiedź Lucy, ruszyła w stronę wind. Lucy powlokła się za nią niechętnie. Na najwyższym piętrze biurowca przy wyjściu z windy czekała na nią kolejna kobieta - o wiele mniej wyniosła i dużo starsza. Uśmiechnęła się przyjemnie i przedstawiła: - Nicolette, jestem asystentką prezesa. Strona 8 - Lucy. Chciałam zrobić panu Diazowi niespodziankę, dlatego pojawiłam się bez zapowiedzi i nie podałam w recepcji swojego nazwiska... - Lucy plątała się w tłumaczeniach, onieśmielona ba- dawczym spojrzeniem asystentki. - Nie szkodzi. Niestety pan Diaz może poświęcić pani nie więcej niż dziesięć minut. Nicolette znała doskonale upodobania swojego szefa i młodziutka, wystraszona blondynka nie pasowała do profilu kobiet, z którymi się spotykał. Bez makijażu, w starych dżinsach wyglądała o niebo lepiej i bardziej promiennie niż którakolwiek ze znanych Nicolette seksownych, wystrojonych i wymalowanych modelek i aktorek umilających życie Gabrielowi Diazowi. I w przeciwieństwie do nich, najwyraźniej kompletnie nie zdawała sobie sprawy ze swej wyjątkowej urody. Lucy dreptała za miłą kobietą, wdzięczna za okazaną jej życzliwość. Pozostali mijani pracownicy, ubrani w garnitury i garsonki za grube tysiące funtów, przyglądali jej się z dezaprobatą i zdziwieniem. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Czuła się jak słoń w składzie porcelany. Nogi jej się trzęsły z nerwów, a ściśnięte mocno dłonie zawilgotniały. Mimo że w klimatyzowanym pomieszczeniu panował przyjemny chłód, Lucy czuła, że policzki jej płoną. R - Proszę chwilkę zaczekać. - Nicolette przystanęła na końcu szerokiego korytarza przed wielkimi dębowymi drzwiami. Wszystkie inne biura były całkowicie przeszklone, więc Lucy wywnioskowała, że właśnie L znalazła się przed wejściem do jaskini lwa. Na ścianach obok drzwi wisiały abstrakcyjne, zapewne T cenne, obrazy, ostentacyjnie dające do zrozumienia, że człowiek rezydujący za ścianą mógł pokryć dług jej ojca i nawet nie zauważyć wydatku. Gorączkowo zastanawiała się, co ją czeka za potężnymi drzwiami: cudowne uwolnienie od dręczącego jej rodziców problemu czy trudna lekcja życia w bezlitosnym świecie rządzonym przez pieniądz? Nicolette wychyliła się zza drzwi i otworzyła je szerzej. - Proszę wejść. Lucy zebrała się w sobie i weszła do, jak jej się wydawało, całkowicie innej rzeczywistości. Sekundę potem oniemiała. Nie sądziła, że zachowany w jej pamięci obraz Gabriela zblakł aż tak bardzo i miał się nijak do oryginału. Wysoki, barczysty mężczyzna stojący przy oknie odwrócił się powoli w jej stronę. Jego ciemne oczy przeszyły ją na wylot. Nawet w pustym biurze, bez świty poddanych, emanował siłą i potężną charyzmą. Resztki odwagi i nadziei opuściły Lucy. Skuliła się, jakby się chciała zapaść pod ziemię. Nie tego się spodziewał! Zamiast podstarzałej harpii ze zdjęciami chorych dzieci i ręką wyciągniętą po pieniądze, ujrzał młodą kobietę, której nigdy nie zapomniał, mimo że bardzo się starał. Wyglądała jeszcze bardziej zachwycająco niż dwa lata temu, choć ani wtedy, ani teraz nie potrafił wytłumaczyć tej nagłej i wszechogarniającej fascynacji szczuplutką blondynką. Jedwabiste, długie proste włosy związała w niedbały kucyk, odsłaniając delikatną twarz w kształcie serca z wielkimi Strona 9 szmaragdowymi oczyma, które teraz wpatrywały się w niego intensywnie. Na widok jednej jedynej kobiety, która ośmieliła się odrzucić jego awanse, Gabriel zachował opanowanie. Przybrał chłodny wyraz twarzy wyrażający umiarkowane zaciekawienie, mimo że frustracja i złość spychane w głębiny podświadomości wypłynęły nagle na powierzchnię. - Dziękuję, że zgodziłeś się mnie przyjąć - bąknęła. Nadal stała tuż przy drzwiach niepewna, czy milczenie gospodarza odczytać jako zaproszenie. Nie wiedząc, co zrobić, mówiła dalej pospiesznie: - Pewnie mnie nie pamiętasz? Spotkaliśmy się dwa lata temu w Sommerset, gdzie przejąłeś zakład Sims Electronics... Przepraszam nawet się nie przedstawiłam, jestem Lucy Robins. Boże, przepraszam, tobie i tak to nic nie mówi... Pożałowała, że nie umówiła się wcześniej na spotkanie i nie przedstawiła swojej prośby za pośrednictwem sekretarki. Mężczyzna nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia, i patrzył na nią tak, że miała ochotę odwrócić się na pięcie i zmykać gdzie pieprz rośnie. Gabriel prawie roześmiał się w głos. Wystarczyło jedno spojrzenie w jej przepastne oczy i wszystkie uczucia ożyły: zachwyt, pożądanie, niedowierzanie, gniew... Pierwszy raz w życiu dostał R kosza i fakt ten nadal go bolał, bardziej, niż chciałby przyznać. Tylko dlaczego po dwóch latach zdecydowała się pojawić w jego biurze? Z własnej woli? Przecież nie dlatego, że zmieniła zdanie co L do jego osoby! Musiała mieć w tym jakiś interes, pomyślał podejrzliwie i ożywił się. Spojrzał na Lucy z ciekawością, nareszcie coś ekscytującego! Kobieta zagadka, a nie irytująca, namolna modelka z T pretensjami. Gabriel wskazał swemu gościowi jeden z foteli ustawionych przy biurku. - Pamiętam cię - oznajmił, przeciągając leniwie sylaby. Usiadł naprzeciw niej i posłał jej gorące spojrzenie. - Ogrodniczka, która nie lubi ciętych kwiatów i biżuterii - uśmiechnął się zmysłowo. Lucy spuściła wzrok i skuliła się w przepastnym fotelu. Jej policzki spłonęły rumieńcem. Zmysłowe męskie usta wykrzywił ironiczny uśmieszek. Mimo że wpatrywała się uparcie w swe splecione mocno dłonie, przed oczami miała pięknie rzeźbioną męską twarz i gorejące czarne oczy spoglądające na nią z rozbawieniem i arogancką pewnością siebie. Przynajmniej siedzę, pomyślała ponuro, inaczej pewnie padłabym mu do stóp, tak mi kolana zmiękły na jego widok. - Czemu zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę? - zapytał z wystudiowaną obojętnością Ga- briel i dodał: - Masz dziesięć minut. Lucy zacisnęła dłonie w pięści. Rozumiała, że przemawiała przez niego urażona męska duma, ale nie musiał jej utrudniać i tak niełatwego zadania. Dwa lata temu wydawał jej się arogancki; teraz przekonała się, jak trafnie go oceniła. - Chodzi o mojego ojca. - Zaczerpnęła powietrza i zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. - Nie wiem, czy słyszałeś o... pewnych problemach w dawnym Sims? Gabriel zmarszczył brwi i otworzył komputer. Przy tak rozległym obszarze działań biznesowych nie był osobiście zaangażowany we wszystko, co działo się w korporacji, ale jeśli gdzieś Strona 10 pojawił się problem, na pewno wysłano do niego stosowny raport. W końcu znalazł odpowiedni dokument i wszystko było jasne. Spojrzał zimno na blondynkę skuloną w fotelu naprzeciwko. - Rozumiem, że chodzi ci o defraudację środków, jakiej dopuścił się twój ojciec? - To nie tak... Przerwał jej władczym ruchem ręki. - Przyszłaś, bo przyłapano twojego ojca na kradzieży. Mam nadzieję, że nie zamierzasz prosić mnie o przymknięcie oka na ten fakt, tylko dlatego, że dwa lata temu przysłałem ci kilka bukietów? Lucy nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona. - Nic nie rozumiesz. Mój ojciec nie jest złodziejem! - zaprotestowała gorąco. - Cóż, w takim razie nasze definicje kradzieży różnią się znacznie. Dla mnie sięganie po fundusze firmy to kradzież. - Gabriel wzruszył ramionami. - Ciekawe na co wydał pieniądze? Pewnie na przyjemności? Lucy nerwowo kręciła głową. - Nie, nie, nie... Wiem, że kiepsko to wygląda, ale mój tata nie chciał zrobić nic złego! R - W takim razie - Gabriel rozłożył szeroko ręce i uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją - sąd na pewno będzie wyrozumiały i wymierzy mu lżejszą karę. - Spoważniał nagle i wstał. - Jeśli to L wszystko, Nicolette odprowadzi cię do wyjścia. Jego głos brzmiał zdecydowanie, nawet groźnie, tak jak zamierzał. Tylko on wiedział, jak T bardzo poruszył go widok blondynki, która mimo swego opłakanego stanu i absurdalnej prośby, nadal oddziaływała na niego silniej niż jakakolwiek inna kobieta. Nawet mocniej niż dwa lata temu. Strona 11 ROZDZIAŁ DRUGI W pierwszym odruchu Lucy chciała natychmiast wstać i wyjść. Chętnie dodałaby jeszcze kilka gorzkich słów, by arogancki bogacz uzmysłowił sobie dobitnie, jak bardzo nim pogardza. Niestety, nie mogła sobie pozwolić na demonstrowanie wyższości moralnej - przyszła przecież prosić o darowanie winy ojcu. Wizja łagodnego, dobrodusznego staruszka wtrąconego do więziennej celi skutecznie ostudziła jej krew. - Proszę, wysłuchaj mnie chociaż - szepnęła onieśmielona wrogością emanującą z Gabriela. - Co to da? W mojej firmie stanowczo potępiamy defraudację, bez wyjątków. Masz tupet, żeby przyjeżdżać tu i wdzięczyć się w nadziei, że nagnę dla ciebie zasady! I nawet nie zadałaś sobie trudu, żeby się porządnie ubrać. - Wdzięczyć się? - Lucy podniosła głowę i spojrzała na swego rozmówcę z bezbrzeżnym zdzi- wieniem. - Nie jestem pierwszym lepszym naiwniakiem, doskonale wiem, jak działacie. Naprawdę R myślałaś, że powyginasz swoje seksowne ciałko, a ja zrobię wszystko, o co poprosisz? - Gabriel uśmiechaj się nieprzyjemnie. - Pomyliłaś się. Nie ze mną takie sztuczki. T L Seksowne ciałko. Na dźwięk tych słów policzki Lucy oblały się purpurowym rumieńcem. Mimo okoliczności poczuła dziwną przyjemność płynącą z faktu, że, ktoś uznał ją za atrakcyjną. Zawsze uważała się za nijaką i przezroczystą. Zmysłowe kobiety miały ponętne krągłości, które umiały eks- ponować, by przyciągnąć uwagę mężczyzn. Ona unikała jak ognia przelotnych romansów z zamiarem zachowania siebie dla tego jedynego, wymarzonego mężczyzny jej życia, który kiedyś w końcu się pojawi. To, że nadal pozostawała samotna, najdobitniej świadczyło o wrodzonym braku kobiecego seksapilu. A jednak przed chwilą wrogi jej i zapewne wielce doświadczony mężczyzna nazwał ją sek- sowną. Co pozostawało w widocznym kontraście do pogardliwego wzroku, jakim ją teraz mierzył. - Nie przyszłam tu... - zaprotestowała słabo. Gabriel, obserwując zmieszanie swego gościa, jej czerwone policzki i drżące ręce, zastanawiał się, czy to właśnie ta niewinność tak bardzo go w niej pociągała. Na ślicznej twarzy malowały się wszystkie możliwe emocje i łatwo było uwierzyć, że... - Tak? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem. - Jesteś okropny - krzyknęła desperacko. - Żałuję, że w ogóle tu przyszłam. Tata uprzedzał mnie, że ludzi takich jak ty nie interesuje prawda. Przykro mi, że zajęłam ci twoje cenne dziesięć minut! - Lucy zaczęła wstawać, z trudem odsuwając wielki fotel od biurka. - Siadaj! Przestraszona opadła z powrotem na siedzenie. Strona 12 - Wysłuchasz mnie? Gabriel uciszył ją władczym gestem dłoni. - Nie mam zamiaru. Jeśli chodzi o kradzież, nie uznaję żadnych okoliczności łagodzących, oszczędź więc sobie tych łzawych opowieści. Sprężystym ruchem poderwał się z fotela i przysiadł na krawędzi ogromnego biurka, eksponując jednocześnie swe smukłe, krzepkie ciało. Górował nad nią niczym wielki drapieżny ptak nad swoją ofiarą Nie odrywał wzroku od pochylonej głowy Lucy. Cała jej zgarbiona sylwetka świadczyła o tym, że się poddała. Doceniał, że z miłości do ojca naraziła się na upokorzenie i przyszła prosić go o wybaczenie, ale nie zamierzał się okazać naiwnym frajerem. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że w tym momencie powinien odesłać ją z kwitkiem i oddać los jej ojca w ręce sądu. Powinien, ale... Znudzony modelkami i aktorkami pokroju Ines odnalazł w młodziutkiej blondynce coś, co rozpalało na nowo jego wyobraźnię. W wieku trzydziestu dwóch lat doszedł do punktu, w którym piękne kobiety spełniające wszystkie jego zachcianki, byle tylko wpuścił je do swojego życia, nie podniecały go już ani trochę. Patrząc na Lucy, poczuł się znów młodo. Mimo że trzymał w rękach R los jej ojca, nie potrafiła ukryć swego oburzenia i pogardy. Gabriel uznał to za niezwykle ekscytujące wyzwanie. Omiótł wzrokiem jej niepozorną, szczupłą sylwetkę, rysujące się pod lichym pod- L koszulkiem niewielkie piersi i poczuł zaskakująco silne podniecenie. W tej samej chwili Lucy uniosła głowę i spojrzała na niego wielkimi szmaragdowymi oczyma. Uśmiechnął się z satysfakcją zwycięzcy. T - Podróż do Londynu nie była zbyt mecząca? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku. - Słucham? - Mam nadzieję, że pociąg się nie spóźnił? - Dlaczego pytasz mnie o podróż? Przecież nie masz czasu do stracenia, a chcesz zmarnować ostatnie kilka minut, jakie mi zostały, na rozmowę o kolei? - Wolę to niż historyjki o kryształowym charakterze twojego ojca - odparował bezczelnie. Lucy zamilkła, ale nie wstała. Nawet jeśli rozmowa zmierzała w dziwnym kierunku, przynajmniej nadal rozmawiali, więc istniała minimalna chociaż szansa, że okrutny arogant jednak ją wysłucha. Przyglądał jej się tak przenikliwie, że straciła cały rezon. - Podróż... cóż, nie ma o czym mówić - odpowiedziała niepewnie. - A jak tam w pracy? Wszystko w porządku? - kontynuował swe dziwne przesłuchanie. - Świetnie - bąknęła. Nagle oczy jej się zaświeciły, jakby przyszedł jej do głowy jakiś pomysł. - Właśnie pracuję nad ilustracjami do albumu o ogrodzie botanicznym. Album ma mieć co najmniej dwa tomy... Gabriel kiwnął głową, choć w głębi duszy praca Lucy kompletnie go nie interesowała. Podobało mu się jednak ożywienie malujące się na jej słodkiej twarzyczce. Przez chwilę zabawiał się myślą, w jaki sposób on sam mógłby doprowadzić ją do podobnej ekscytacji. Wyobraził sobie, jak uwalnia jej Strona 13 włosy z kucyka i zanurza palce w jedwabistych puklach. Nawet sprany podkoszulek i wytarte dżinsy nie wydawały się mu już takie okropne. Miał dosyć wystrojonych i wymalowanych lalek Barbie. Lucy pod naporem jego lubieżnego spojrzenia, straciła pewność siebie, choć przyjemne mrowienie rozchodzące się po jej ciele nie dawało się zignorować. Zacisnęła mocno dłonie i pochyliła się do przodu, starając się nie myśleć o przyjemnym łaskotaniu w brzuchu. - Chodzi mi o to, że całkiem nieźle zarabiam. Mam też oszczędności. Odkładałam na zakup domu, który teraz wynajmuję. - Do czego zmierzasz? - Czy zgodziłbyś się, żebym spłaciła dług taty? Zaoszczędziłam w sumie trochę ponad cztery ty- siące funtów. Poza tym oddawałabym ci co miesiąc co najmniej połowę zarobków aż do momentu, gdy cała zaległość zostanie uregulowana. - Obawiam się, że to nie wystarczy - przerwał jej. - Musiałabyś mnie spłacać aż do śmierci, a może i dłużej. Sama widzisz, że ta opcja nie wchodzi w grę. Lucy zgarbiła ramiona i poszarzała na twarzy. - Innymi słowy, nie ma sensu, żebym tu dłużej siedziała, prawda? R Ostatni promyk nadziei zgasł, pozostawiając po sobie mrok rozpaczy. Najwyraźniej Gabriel L Diaz nie posiadał ludzkich uczuć, a ona okazała się naiwna, sądząc inaczej. Z przyjemnością obserwował, jak jego rozmówczyni się gimnastykuje. Zapewne uznał, że należy mu się jakaś zemsta T po tym, jak bezceremonialnie odrzuciła jego zaloty dwa lata temu. - Właściwie to powinienem wyrzucić cię już dawno na ulicę, ale cóż, chyba zwariowałem, bo jestem gotów rozważyć inną opcję rozwiązania twojego problemu - oświadczył. - Naprawdę? Gabriel zauważył, jak jej oczy zapłonęły natychmiast nadzieją. Ich kolor przypominał mu morze - przejrzystą wodę falującą na wietrze, zmienną niczym emocje malujące się w oczach Lucy. - Naprawdę, ale najpierw musisz odpowiedzieć na jedno pytanie. Skinęła ostrożnie głową. - Jesteś jeszcze z tym swoim chłopakiem? Jakim chłopakiem? - pomyślała w popłochu Lucy, która przecież z nikim się nie spotykała. - Chłopakiem? - powtórzyła nieprzytomnie. - Dwa lata temu odprawiłaś mnie esemesem, twierdząc, że masz chłopaka - wyjaśnił niecierpliwie. - Uraziłam cię wtedy, prawda? - Uraziłaś? - Gabriel roześmiał się krótko. - Nie miałam takiej intencji, po prostu nie przywykłam do... Strona 14 - Oszczędź mi tych tłumaczeń. Jesteś z nim? Lucy nie miała pojęcia, dlaczego wymyślony przed laty narzeczony nagle miał dla Gabriela Diaza jakieś znaczenie. Dwa lata temu wydawało jej się, że niewinne kłamstwo uwolni ją od kłopotliwego adoratora. I faktycznie, wiadomość o wyimaginowanym chłopaku natychmiast ostudziła jego entuzjazm. Sprawdziła później w internecie: Gabriel Diaz nie mógł się opędzić od pięknych i znanych wielbicielek. Z zadowoleniem pogratulowała sobie, że nie dała się złapać w jego sieć. - Nie - bąknęła, skubiąc nerwowo skórki paznokci. - Dlaczego? - Wolałabym o tym nie mówić. - Oblizała nerwowo spierzchnięte wargi i gorączkowo zastanawiała się nad najbardziej wiarygodną wersją wydarzeń. Z przerażeniem odkryła, że jedno niewinne kłamstewko mściło się teraz na niej. Z drugiej strony Gabriel w milczeniu czekał na odpowiedź i nie zamierzał ustąpić. Jeśli chciała się dowiedzieć, jaką ma dla niej propozycję, musiała spełnić jego życzenie. Zwłaszcza, jeśli istniała szansa ocalenia ojca przed karą więzienia i utratą reputacji. Lucy podjęła szybko decyzję. R - Zerwał ze mną. I wyjechał do... Nowej Zelandii. - Odetchnęła z ulgą, w ten sposób pozbywała się nieistniejącego narzeczonego z Anglii, a nawet Europy. Ośmielona dodała: - Ze swoją nową dziew- L czyną. Dlaczego pytasz? - Mam pewien pomysł i chciałbym uniknąć komplikacji - odpowiedział enigmatycznie Gabriel. T Z zasady nigdy nie wiązał się z zajętymi kobietami. Świat pełen był wolnych piękności, więc po co sobie komplikować życie? - Jaki pomysł, co masz na myśli? - zapytała niecierpliwie. - Ciebie. Ze zdumieniem obserwował niewinną twarz Lucy, która najwyraźniej nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Każda inna kobieta już dawno zorientowałaby się, czego dotyczy jego propozycja, ale ona nic nie rozumiała. Patrzyła na niego zdumiona, jakby kazał jej rozwiązać skomplikowaną łamigłówkę. - Pozwolisz? - Wstał i zdecydowanym krokiem okrążył ją. Stanął za oparciem fotela, na którym przycupnęła, i ściągnął z jej włosów gumkę. Złociste pasma rozsypały się i pokryły szczupłe plecy Lucy niczym welon. Lucy zerwała się na równe nogi i cofnęła, wykonując jednocześnie obrót, tak że prawie się przewróciła, uderzając boleśnie w biurko. - Co ty wyprawiasz? - jęknęła, rozmasowując biodro. Drugą ręką zebrała włosy i odgarnęła je na bok. Nie mogła oderwać przerażonego wzroku od jego mrocznej twarzy i ust wykrzywionych w lekkim półuśmiechu. Oddychała płytko. Kiedy ruszył w jej stronę, prawie krzyknęła. - Marzyłem o tym od momentu, kiedy cię pierwszy raz ujrzałem - mruknął zmysłowo i uśmiechnął się. Strona 15 Lucy poczuła, jak kolana jej miękną. Spadała w otchłań, bez asekuracji. - Zobaczyłem cię wtedy na rowerze i zachwyciłem się. Byłaś jak powiew świeżego powietrza, naturalnie piękna... O dziwo, nadal cię pragnę. Po prostu. - Ale przecież ty się umawiasz z modelkami! - wydukała i natychmiast zdała sobie sprawę, jak niemądrze brzmi. Gabriel uniósł wysoko brwi i uśmiechnął się. - Skąd wiesz? - Z internetu! - Lucy zaczerwieniła się. Stał tak blisko, że całe jej ciało płonęło. Była pewna, że to zauważył. - No proszę... - Gabriel nie krył satysfakcji. Żadna kobieta nie zadałaby sobie trudu odszukania w internecie informacji na temat całkowicie jej obojętnego mężczyzny. Nie patrzyłaby też teraz na niego ze skrywanym podnieceniem w wystraszonych oczach. Zbyt dobrze znał się na kobietach, by nie dostrzec wrażenia, jakie na niej robił. - Z czystej ciekawości - próbowała się bronić Lucy. R - Oczywiście, nie ma w tym nic złego. - Położył dłonie na biurku po obu stronach jej ciała. Pragnienie, by ją posiąść, tu i teraz, było tak ogromne, że jego organizm zareagował natychmiastową, bolesną wręcz gotowością. Znikło gdzieś trapiące go od dawna znużenie życiem. Już L tylko ze względu na to Lucy warta była każdych pieniędzy. T - Moja propozycja brzmi następująco - oświadczył, odsuwając się nieco i uwalniając ją z pułapki swych ramion. Mimo że najchętniej przylgnąłby całym ciałem do jej delikatnych kształtów i wdychałby bez końca upojny, świeży zapach jej włosów, musiał zapanować nad swoim rozszalałym libido. W końcu był w pracy, tuż za ścianą siedziała Nicolette i mogła w każdej chwili zajrzeć do jego biura. Zresztą, co się odwlecze, to nie uciecze, pomyślał z zadowoleniem. Tym razem nie spodziewał się odmowy, zbyt wiele mógł jej zaofiarować... Stanął po drugiej stronie biurka i oparł się o fotel. - Nie będę owijać w bawełnę. W zamian za seks jestem gotów odpuścić twojemu ojcu. Spłacę jego dług i rozkażę moim ludziom zapomnieć o całej sprawie. Twój ojciec nie wróci już do pracy, ale dostanie odprawę i godną emeryturę. Mam nadzieję, że otrzymał wystarczającą nauczkę i nigdy już nie sięgnie do cudzej kieszeni. Lucy patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma i nie wierzyła własnym uszom. Nigdy wcześniej nie spotkała nikogo tak całkowicie i dokumentnie zdeprawowanego. Czy wszyscy bogaci ludzie pozbawieni są jakiegokolwiek poszanowania moralności i oczekują, że pstrykną palcami, a świat spełni każdą ich zachciankę? - Chyba żartujesz?! Strona 16 Drżącą dłonią sięgnęła po leżący przy fotelu płócienny plecak, który rzuciła na podłogę na początku wizyty. Kiedy się pochyliła, włosy wetknięte za uszy rozsypały się i zasłoniły jej twarz złocistą kurtyną. - Dlaczego myślisz, że żartuję? Na dźwięk głosu Gabriela zamarła, po czym spojrzała na niego przez zasłonę włosów. - Przecież ty chcesz, żebym... - Słowa uwięzły jej w gardle. - Spała ze mną, uprawiała seks, spędzała noce, tak - potwierdził dobitnie i bez zażenowania. - W wyznaczonym przeze mnie miejscu i czasie. Zresztą szczegóły możemy jeszcze ustalić. - To potwornie niemoralna propozycja! - wyrwało jej się. - Nie bardziej niż kradzież, jeśli chcesz znać moje zdanie. W dodatku, w przeciwieństwie do defraudacji, nie grozi za to więzienie. - Gabriel nie mógł uwierzyć, że rozważała odrzucenie tak hojnej oferty. Przecież zachowywał się naprawdę wspaniałomyślnie, zważywszy na okoliczności! A mimo to wpatrywała się w niego z takim oburzeniem, jakby kazał jej się rozebrać i przebiec nago środkiem miasta. O co jej chodziło? Jeśli udawała niedostępną żeby coś utargować, to marne szanse, pomyślał z niechęcią. R L - Przykro mi, nie mogłabym. Lucy podniosła plecak i kurczowo przycisnęła go do piersi niczym tarczę. Zastanawiała się, czy T istnieją słowa, których by wysłuchał, ale w głębi duszy wiedziała, że odrzucając jego propozycję, skazuje ojca na niezasłużoną karę. Nie potrafiła jednak na zawołanie wyrzec się swych zasad, wiary, że seks stanowi jedynie dopełnienie miłości. Dla patrzącego na nią mężczyzny stanowił natomiast rozrywkę, przedmiot negocjacji, walutę. Gabriel wzruszył ramionami i podszedł do roztrzęsionej, zagubionej dziewczyny. Wyglądała, jakby szykowała się do ucieczki. - Wybór należy do ciebie - powiedział obojętnie. - Może mogłabym zrobić dla ciebie coś innego... - Nie - przerwał jej. - Albo to, albo... - Co? - Twój ojciec przekona się na własne oczy, jak wygląda wnętrze celi więziennej. - Nigdy w życiu nie spotkałam nikogo równie okrutnego! Ty nie masz serca! - Mam za to inne zalety - kusił niskim, zmysłowym głosem. Zauważył rozkoszne niewielkie piegi na jej nosie i gęste długie rzęsy ocieniające pociemniałe od gniewu oczy. Strona 17 Lucy najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że wydarzenia przyjęły tak niespodziewany obrót. Ucieszył się; element zaskoczenia zazwyczaj zbijał przeciwnika z tropu - często używał tej strategii w biznesie. Pochylił się szybko i przycisnął usta do jej warg. Lucy nie mogła się tego spodziewać, tak jak nie mogła przewidzieć gwałtownej, niewytłumaczalnej reakcji swojego ciała, które przeszył potężny dreszcz pożądania. Całowała się już wcześniej, ale nigdy w ten sposób. Jej usta same się rozchyliły pod naporem szorstkiego, ciepłego języka. Czuła mrowienie w nabrzmiałych nagle piersiach. Rozpłynęła się w żarze jego dotyku, a z jej gardła wydobyło się chrapliwe westchnienie rozkoszy. Zszokowana dźwiękiem, który wydała, odepchnęła Gabriela. Nie oponował, wypuścił ją z objęć i uśmiechnął się bezczelnie. - Jak mogłeś?! - Wykorzystać okazję? Przecież ci się podobało. - Nieprawda! - krzyknęła. - Za kogo mnie masz?! Za jedną ze swoich panienek?! - Zdawała sobie sprawę, że świętoszkowatym oburzeniem stara się zamaskować fakt, że umiera ze wstydu. Jej zdradzieckie ciało robiło, co chciało! - Wychodzę! - oznajmiła i zrobiła kilka chwiejnych kroków w R kierunku drzwi. Nie zatrzymał jej, ale sięgnął po długopis i napisał coś na niewielkim kartoniku. - To moja wizytówka. - Wyciągnął rękę. - Masz dwadzieścia cztery godziny, żeby przemyśleć L moją propozycję. Radzę ci dobrze się zastanowić. Nie pozwól, żeby staroświeckie zasady wzięły górę T nad rozsądkiem. Proponuję ci bardzo korzystny układ, którego na pewno byś nie pożałowała. Zresztą sama miałaś próbkę tego, co potrafię zrobić z twoim ciałem. Cała aż płonęłaś, a to był przecież tylko niewinny pocałunek. - Nie mów tak! - zaprotestowała, ale musiała przyznać mu rację. Obudził w niej nieznaną, dziką część natury, o istnieniu której nie miała wcześniej pojęcia. Była podniecona i przerażona. Jak przez mgłę pamiętała drogę powrotną do domu. Dopiero gdy opadła bez sił na kanapę, zdała sobie sprawę, że ściska w dłoni niewielki zadrukowany kartonik z prywatnym numerem telefonu zapisanym odręcznie na odwrocie. Dlaczego go przyjęła? Dlaczego nie podarła i nie wyrzuciła zaraz po wyjściu z biura GGD? Przecież propozycja Gabriela to pakt z diabłem! Nie mogła zapomnieć dotyku jego ust, rozkosznego mrowienia w całym ciele... Rzucił na mnie urok, pomyślała ze złością. Chciał mnie kupić. Powinna być oburzona, ale jedyne, na co ją było stać, to gorączkowe wspominanie bliskości jego silnego, potężnego ciała. Zirytowana, nakarmiła Freddy'ego, a potem, nie bacząc na jego skargi, złapała kluczyki i wskoczyła do samochodu. W domu rodziców panowały ciemności. Tknięta złym przeczuciem zadzwoniła do ojca. - Mama źle się poczuła, jesteśmy w szpitalu - szeptał drżącym, wystraszonym głosem. - Nie chciałem cię martwić, zresztą twierdzą, że to prawdopodobnie jedynie atak paniki. Zatrzymają ją na Strona 18 noc i zrobią jeszcze parę badań, tak na wszelki wypadek, nie przejmuj się - próbował ją uspokoić, choć sam ledwie się trzymał. Nie mogła się nie przejmować. W jeden dzień cały jej świat stanął na głowie. Czuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg w zastraszającym tempie. Kiedy w końcu wróciła ze szpitala, wykończona i przygnębiona, opadła bezsilnie na łóżko w ubraniu i zamknęła oczy. Jej matka leżała w szpitalu, ojciec niedługo prawdopodobnie stanie przed sądem. Czy w takiej sytuacji zasady moralne miały jakiekolwiek znaczenie? Czy faktycznie świat by się zawalił, gdyby przyjęła propozycję Gabriela? W tej chwili nie była już pewna, czy jej cnota warta była zdrowia, a może i życia rodziców. Niechętnie wstała i odnalazła wizytówkę. Zanim wybrała numer, długo trzymała telefon w spoconej dłoni i biła się z myślami. Odebrał po trzecim sygnale. Ciekawe, gdzie teraz jest? Pewnie w swoim pałacu, pomyślała z nagłą złością. - Tu Lucy, Lucy Robins, byłam dzisiaj u ciebie w biurze. - Nie mam zaników pamięci - odparł sucho Gabriel. Właśnie wszedł do swego domu w Kensington. Nagle wyparowało gdzieś całe jego zmęczenie. R Poluzował krawat i skierował się prosto do kuchni, gdzie nalał sobie solidnego drinka. Poczuł, jak krew krąży szybciej w jego żyłach. - Rozumiem, że przemyślałaś moją propozycję? - zagaił, gdy w słuchawce zaległa cisza. - Tak. T L - I do jakich doszłaś wniosków? Zamierzasz pozwolić, by twój ojciec z pokorą przyjął wyznaczoną mu pokutę? - ironizował, ale tak mocno ściskał szklankę z whisky, że szkło prawie pękło. - Nie... W jej głosie wyraźnie słychać było ociąganie, ale Gabriel w ogóle się tym nie przejął. Gdyby faktycznie czuła do niego obrzydzenie, inaczej zareagowałaby na jego pocałunek, a wtedy wycofałby się ze swojej propozycji. Jego twarz rozjaśnił drapieżny uśmiech zadowolenia; udało mu się zagonić ofiarę w kozi róg. Już niedługo Lucy będzie jego. - Czy moglibyśmy porozmawiać? - Oczywiście, ile tylko sobie życzysz - mruknął i roześmiał się. - Jutro po ciebie przyjadę. - Nie zamierzał dać jej czasu na zmianę zdania, a zaplanowane spotkania mógł przecież poprzekładać. Była tego warta. - Nie! - Lucy prawie krzyknęła. Jeszcze tego brakowało, żeby pojawił się pod jej domem z kawalkadą samochodów i armią ochroniarzy! Jak ona by to wytłumaczyła rodzicom? Przecież nie mogli się dowiedzieć o jej układzie z ich wierzycielem. Byliby przerażeni. Ten wstydliwy sekret zamierzała zachować tylko dla siebie na wieki. Cokolwiek miało się wydarzyć, musiało się stać w Londynie, z dala od jej domu. Strona 19 - Przyjadę do Londynu... w weekend. Może umówmy się w jakimś neutralnym miejscu, nie wiem, w kawiarni? - Nie ma mowy. Chcę być z tobą sam na sam. Prześlę ci wiadomość z adresem. - Oczyma wy- obraźni widział już jej nagie ciało, jasną, alabastrową skórę i jedwabiste złote włosy opadające na niewielkie, jędrne piersi. Chyba dziś nie zasnę, pomyślał podniecony. - Nie mogę się doczekać, Lucy - szepnął, zanim się rozłączyła. R T L Strona 20 ROZDZIAŁ TRZECI Dwa dni później Lucy znów siedziała w pociągu pędzącym w kierunku stolicy. Była kłębkiem nerwów. Nie mogła dłużej udawać, że nic się nie stało. Ucieczka w codzienne obowiązki pozwoliła jej przetrwać te dwa dni, ale wkrótce stanie twarzą w twarz z Gabrielem. Dzwonił do niej codziennie i starał się, by ich rozmowy jej nie krępowały. Wypytywał o pracę, chciał znać szczegóły. Ani przez chwilę nie wierzyła, że obchodzi go przesadzanie orchidei czy negocjacje w sprawie dostarczania roślin do wielkiej sieci hoteli. Starał się ją oswoić, tak by skruszała i nie stawiała większego oporu, kiedy dojdzie w końcu do sfinalizowania ich umowy, stwierdziła gorzko i poczuła się jeszcze gorzej. Z drugiej strony, powiadomienie ojca o pomyślnym spotkaniu z jego mocodawcą sprawiło jej ogromną radość. Z trudem znajdowała odpowiednie słowa, bo kłamstwo nigdy nie przychodziło jej łatwo, zwłaszcza w relacjach z ukochanymi rodzicami. - Myślę, że ci odpuści - zakończyła z ulgą relację, którą zdała mu dzień po pierwszej wizycie w Londynie. R Każdy inny ojciec natychmiast nabrałby podejrzeń, spodziewając się, że człowiek pokroju Ga- briela Diaza oczekiwać będzie za taką przysługę jakiegoś rewanżu. Jednak Nicholas Robins zawsze - T L dostrzegał w ludziach to co najlepsze i bez trudu uwierzył w dobre serce biznesmena. - Przecież wcześniej cieszyłeś się nieposzlakowaną opinią - wyjaśniła łatwowiernemu ojcu. - Pewnie nie chciał robić sobie wrogów w lokalnej społeczności. Wszyscy w miasteczku bardzo cię szanują. Ojciec wyglądał na wzruszonego. Widok ulgi na twarzach rodziców utwierdził ją w słuszności podjętej decyzji. Spotkanie z Gabrielem Diazem otworzyło jej też oczy - jeszcze kilka dni temu sama wierzyła, że uda jej się odwieść go od ukarania ojca poprzez wyjaśnienie sytuacji. Teraz nie mogła się nadziwić podobnej naiwności. Powinnam dostać Oskara za tę rolę, pomyślała gorzko, kiedy zdała sobie sprawę, jak daleko zapędziła się w kłamstwach: przekonała rodziców, że lubiła i podziwiała charyzmatycznego biznesmena i dlatego chętnie umówiła się z nim w Londynie na jeszcze jedno spotkanie w celu sfinalizowania szczegółów. Spojrzała z niechęcią na niewielką torbę podróżną leżącą na półce. Gabriel nalegał, by zapłacić za podróż, i wykupił dla niej miejsce w pierwszej klasie. Całe szczęście, że udało mi się go odwieść od pomysłu, by wysłać helikopter, pomyślała, wyglądając za okno. Jak bym to wytłumaczyła rodzicom? Lucy westchnęła ciężko na myśl o kłamstwach naopowiadanych koleżankom, z którymi co sobota chodziła do kina i pubu. Gabriel Diaz wplątał ją w sieć kłamstw i zmusił do złamania wszelkich zasad moralnych, wszystko dlatego, że pieniądze w dzisiejszym świecie liczyły się bardziej niż przyzwoitość. Widocznie nie chciał spuszczać z oka swojej ofiary, bo kiedy tylko wyszła z pociągu, ujrzała jego wysoką, smukłą sylwetkę opartą o poręcz