Wieza switu - Sarah J. Maas
Szczegóły |
Tytuł |
Wieza switu - Sarah J. Maas |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Wieza switu - Sarah J. Maas PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Wieza switu - Sarah J. Maas PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Wieza switu - Sarah J. Maas - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Sarah J. Maas
WIEŻA ŚWITU
przełożył Marcin Mortka
2
Strona 3
Tytuł oryginału: Tower of Dawn
Text copyright © Sarah J. Maas 2017
This translation of Tower of Dawnis published by Grupa Wydawnicza Foksal by
arrangement with Bloomsbury Publishing Inc. and Macadamia Literary Agency,
Warsaw.
All rights reserved.
Map copyright © 2017 by Charlie Bowater
Jacket illustrations © 2017 by Michael-Paul Terranova (shield) and © 2017 by Jeff
Brown (cityscapes)
Copyright for the Polish edition © by Grupa Wydawnicza Foksal MMXVIII
Copyright © for the Polish translation by Marcin Mortka, Warszawa MMXVIII
Wydanie I
Warszawa, MMXVIII
3
Strona 4
Spis treści
Dedykacja
Część pierwsza
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
4
Strona 5
23.
24.
25.
26.
27.
28.
Część druga
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
5
Strona 6
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.
62.
63.
64.
65.
66.
67.
68.
Ogniste Serce
Podziękowania
6
Strona 7
Dla mojej babci Camilli, która pokonywała góry i morza. Twoja
niezwykła opowieść na zawsze pozostanie moją ulubioną.
7
Strona 8
8
Strona 9
waramyr
Część pierwsza
9
Strona 10
1.
Chaol Westfall, były kapitan Gwardii Królewskiej, a obecnie
namiestnik niedawno koronowanego króla Adarlanu, doszedł do
wniosku, że ze wszystkich dźwięków na świecie najbardziej nienawidzi
odgłosu wydawanego przez koła.
Zwłaszcza zaś nie znosił ich turkotu, gdy toczyły się po deskach
okrętu, na którym spędził ostatnie trzy miesiące burzliwego rejsu.
A następnie nie cierpiał stukotu, z jakim toczyły się po lśniących
mozaikach i posadzkach z zielonego marmuru w pałacu kagana, władcy
Południowego Kontynentu.
Nie mając nic do roboty poza siedzeniem w fotelu z kołami, który stał
się dla niego zarówno więzieniem, jak i jedynym sposobem na oglądanie
świata, Chaol przyglądał się wszystkim szczegółom ogromnego pałacu,
wznoszącego się na jednym z niezliczonych wzgórz stolicy. Każdy jego
element pochodził z innej części ogromnego imperium i śpiewał o jego
chwale. Wypolerowany, zielony marmur, po którym toczył się teraz fotel
Chaola, wycięto w kamieniołomach w południowo-zachodniej części
kontynentu. Wyrastające naokoło czerwone kolumny, wyrzeźbione na
podobieństwo pni drzew i podtrzymujące wysokie, kopulaste sufity –
które przykrywały niekończącą się poczekalnię – wykonano z surowców,
przywiezionych z pustyń na północnym wschodzie.
Mozaiki urozmaicające zieleń posadzek zostały ułożone przez
rzemieślników z Tigany, kolejnego wśród cennych miasta kagana,
leżącego na górzystym, południowym skraju kontynentu. Każda
przedstawiała scenę z bogatej, chwalebnej, choć brutalnej przeszłości
kaganatu. Niektóre upamiętniały długie wieki, podczas których jego lud
wędrował na końskich grzbietach po stepach na wschodzie kontynentu.
Na innych można było ujrzeć pierwszego kagana, który zjednoczył
rozproszone plemiona i na ich czele podbijał krainę za krainą, tworząc
ogromne imperium dzięki fortelom i kunsztowi strategicznemu. Jeszcze
inne przedstawiały kolejne trzy wieki oraz rozmaitych kaganów, którzy
10
Strona 11
powiększali imperium, zwozili łupy z setek podbitych ziem i budowali
niezliczone drogi oraz mosty, by spoić wielkie państwo w jedną całość,
a potem władali nim z wprawą i mądrością.
„Być może te mozaiki pokazują, czym mógł się stać Adarlan – dumał
Chaol, wsłuchany w toczone szeptem rozmowy dworzan, niosące się
wśród rzeźbionych kolumn i odbijające się od pozłacanych sufitów. –
Oczywiście gdyby nie rządził nim opętany przez demona król, którego
jedynym celem jest zamienić ten świat w żerowisko dla swych hord” –
dodał w myślach.
Obrócił głowę i spojrzał na Nesryn, która z kamienną twarzą
popychała jego fotel. Jedynie z jej ciemnych oczu, które omiatały
spojrzeniem każdą mijaną twarz, każde okno i każdą kolumnę, można
było wyczytać, że podziwia ogromną siedzibę kagana.
Zachowali na tę okazję swoje najlepsze ubrania. Nowo mianowana
kapitan Gwardii Królewskiej w istocie prezentowała się wspaniale
w karmazynowo-złotym mundurze. Chaol nie miał pojęcia, skąd Dorian
wytrzasnął jeden z tych mundurów, które on sam kiedyś nosił z taką
dumą.
Z początku miał zamiar ubrać się na czarno, gdyż nie przepadał za
dobieraniem kolorów i nie znał się na tym. Z ochotą zakładał jedynie
czerwień i złoto reprezentujące jego królestwo. Niemniej czerń była
przecież kolorem strażników Erawana, co do jednego owładniętych
przez Valgów. To w takich właśnie idealnie czarnych mundurach
terroryzowali Rifthold. W nich złapali, torturowali i zamordowali jego
ludzi.
A potem powiesili ich ciała na bramach pałacowych, by kołysały się
z wiatrem.
Nie udało mu się dobrze przyjrzeć antykańskim strażnikom, których
mijali po drodze, zarówno na ulicach, jak i w samym pałacu. Widział
tylko, że prężyli się z dumą na baczność, czujni i uważni, zbrojni
w miecze i sztylety. Miał ochotę wodzić za nimi wzrokiem i sprawdzać,
czy stoją tam, gdzie stać powinni – gdzie osobiście by ich rozstawił
i gdzie sam by czuwał, strzegąc wizyty zagranicznych emisariuszy.
Nesryn przechwyciła jego spojrzenie. Jej czarne, długie do ramion
11
Strona 12
włosy falowały z każdym krokiem, a ciemne oczy zgoła nie mrugały. Na
pięknej, poważnej twarzy nie było ani cienia napięcia. W żaden sposób
nie dawała po sobie poznać, iż za moment przyjdzie im stanąć przed
obliczem najpotężniejszego człowieka świata – mężczyzny, który mógł
odmienić ich życie oraz losy całego kontynentu w wojnie, która bez
wątpienia właśnie wybuchała.
Chaol patrzył przed siebie bez słowa. Nesryn ostrzegała go, że te
ściany, kolumny i przejścia miały uszy, oczy i usta.
Ta świadomość sprawiła, że zaciskał dłonie na poręczach, by nie
bawić się ubraniem, na które się ostatecznie zdecydował. Na spotkanie
z kaganem przywdział jasnobrązowe spodnie, ciemnobrązowe buty do
kolan i białą koszulę z jedwabiu doskonałej jakości, na którą nałożył
ciemnoniebieską kurtkę. Kurtka prezentowała się skromnie, a jej
prawdziwą wartość zdradzały dopiero lśniące mosiężne zapięcia
z przodu oraz połyskliwe, złote nici, którymi obszyto wysoki kołnierz
i mankiety. Nie przypiął miecza i brak jego znajomego ciężaru dokuczał
mu niczym fantomowa kończyna.
Lub bezwład nóg.
Miał przed sobą dwa zadania i nadal nie wiedział, które z nich okaże
się bardziej nierealne.
Przekonanie kagana i jego sześciu potencjalnych spadkobierców, by
poprowadzili swe ogromne armie na wojnę z Erawanem?
A może odszukanie w Torre Cesme uzdrowicielki, która znajdzie
sposób, by przywrócić mu umiejętność chodzenia?
„By mnie naprawić” – pomyślał z obrzydzeniem.
Nienawidził tego słowa niemalże równie mocno jak terkotu kółek
fotela. „Naprawić”. Nawet jeśli dokładnie o to miał błagać legendarnych
uzdrowicieli, to słowo drażniło go, doprowadzało do wściekłości.
Odepchnął je na bok, jak najdalej od siebie.
Nesryn podążała w ślad za niemalże bezszelestnymi służącymi,
którzy powitali ich w porcie, a potem poprowadzili krętymi,
zakurzonymi, brukowanymi uliczkami Antiki w górę, aż padł na nich
cień kopuł i trzydziestu sześciu minaretów pałacu.
Z okien, drzwi i latarni w mieście zwisały niezliczone pasma białego
12
Strona 13
sukna, zarówno filcu i lnu, jak i jedwabiu. Nesryn zdążyła mu szepnąć,
iż w ten sposób upamiętnia się śmierć ważnego urzędnika bądź
odległego krewnego władcy. Rytuały pogrzebowe różniły się od siebie
i nierzadko były połączeniem zwyczajów z różnych krain, wchodzących
w skład kaganatu, ale wywieszanie białego sukna stanowiło odwieczną
tradycję, popularną jeszcze w czasach, gdy późniejsi poddani kagana
wędrowali po stepach i układali swych zmarłych pod czujnym, otwartym
niebem.
Miasto jednakże było dalekie od żałoby. Mijały ich setki przechodniów
w najróżniejszych strojach, kupcy zachwalali swe towary, a akolici
z drewnianych i kamiennych świątyń wzywali do modłów. Nesryn
opowiedziała Chaolowi, że w Antice każdy bóg miał swoje miejsce.
Największe wrażenie czyniła jednak wzniesiona z jasnego kamienia
wieża, wyrastająca z czubka któregoś z południowych wzgórz, wyższa
i bardziej imponująca nawet od samego pałacu.
Torre. To w tej wieży mieszkali i pracowali najlepsi uzdrowiciele
śmiertelnicy na całym świecie. Chaol robił wszystko, by się na nią nie
gapić przez okna powozu, choć jej masyw widać było niemalże z każdej
ulicy Antiki. Żaden ze służących nie zająknął się o niej ani słowem ani
też nie wskazał im imponującej, dominującej konstrukcji, która
wydawała się rywalizować nawet z pałacem kagana.
Nie, podczas drogi do pałacu służący nie zaszczycili ich rozmową. Nie
skomentowali nawet pogrzebowych proporców, powiewających na
suchym wietrze.
Byli to mężczyźni i kobiety o prostych, ciemnych włosach, odziani
w luźne spodnie i powłóczyste, ciemnoniebieskie i krwistoczerwone
kurtki z elementami jasnego złota. Choć teraz otrzymywali za swą
służbę zapłatę, wywodzili się od niewolników, którymi niegdyś władała
rodzina kagana. Działo się tak do czasu, gdy poprzedni kagan, wizjoner
i wichrzyciel, postanowił zakazać niewolnictwa, by jeszcze bardziej
usprawnić swe państwo. Zwolnił wszystkich niewolników, ale zatrzymał
ich, by służyli mu w zamian za pensję, a wraz z nimi ich dzieci. Teraz
służbę kagana stanowiły dzieci tychże dzieci.
W istocie żaden z towarzyszących im służących nie wydawał się
13
Strona 14
zagłodzony ani zaniedbany, a w ich zachowaniu nie było znać strachu,
wyglądało więc na to, że obecny kagan dobrze traktował swoich
poddanych i należało mieć nadzieję, że niewybrany jeszcze dziedzic
pójdzie w jego ślady.
W przeciwieństwie do Terrasenu i Adarlanu o tym, kto zastąpi
rządzącego tu władcę, nie decydowało pokrewieństwo ani płeć, ale wola
kagana. Spora liczba dzieci nie do końca ułatwiała to zadanie.
Współzawodnictwo między nimi przeradzało się nierzadko w krwawe
zawody, gdyż każde chciało udowodnić ojcu, że jest najsilniejsze,
najmądrzejsze i najlepiej nadaje się do sprawowania rządów.
Prawo wymagało, by kagan trzymał w ukrytym skarbcu
zapieczętowany dokument, przedstawiający kolejność spadkobierców
w drodze do tronu. Sięgano po niego w chwilach, gdy władcę dopadła
przedwczesna śmierć i nie zdołał jeszcze oficjalnie ogłosić swego
następcy. Lista mogła być zawsze zmieniona, ale jej istnienie łagodziło
lęk przed tym, co groziło imperium od czasów, gdy pierwszy kagan
zjednoczył wszystkie krainy i terytoria – rozpadem. Obawiano się nie
wrogich sił z zewnątrz, ale wojny domowej.
Pierwszy kagan był mądrym człowiekiem. Przez trzysta lat istnienia
kaganatu ani razu nie doszło do konfliktu wewnętrznego.
Służący zatrzymali się między dwiema potężnymi kolumnami i złożyli
przybyszom głęboki ukłon, a pchająca fotel Nesryn wkroczyła do
olśniewającej swym pięknem sali tronowej. Wokół złocistego,
migoczącego w promieniach południowego słońca podwyższenia
z tronem zgromadziły się dziesiątki ludzi. Chaol spojrzał na pięć osób,
które stały przed tronem, i zadał sobie w myślach pytanie, kto z nich
w przyszłości zostanie wybrany, by władać imperium.
W pomieszczeniu słychać było jedynie szelest ubrań ponad czterech
tuzinów ludzi, których Chaol zliczył odruchowo, rozglądając się dookoła.
Tworzyli dwie ściany jedwabiu, kosztowności i opalonych ciał, a między
nimi wiodła alejka, ciągnąca się aż po migotliwe podwyższenie.
Szelest ubrań oraz… Turkot i pisk kółek. Nesryn naoliwiła je
starannie, ale po tygodniach spędzonych na morzu metal tu i ówdzie
ustępował już miejsca rdzy. Każdy zgrzyt i piśnięcie były dla Chaola
14
Strona 15
równie dotkliwe jak przesunięcie paznokciem po szkle.
Mimo to trzymał głowę wysoko, a plecy miał wyprostowane.
Nesryn stanęła w odpowiedniej odległości od podwyższenia i szeregu
pięciorga młodych ludzi, kobiet i mężczyzn, którzy odgradzali ich od
władcy.
Wypełniali pierwszy obowiązek każdego księcia czy księżniczki,
którym była ochrona ich króla. Trudno o lepszy sposób, by się wyróżnić
i okazać swą lojalność, a niewykluczone, że też zasłużyć na miano
dziedzica. A pięcioro młodych ludzi przed nimi…
Chaol sprawnie zamaskował emocje i policzył raz jeszcze. Tylko
pięcioro. Pięcioro, a nie sześcioro, jak twierdziła Nesryn.
Ani myślał rozglądać się po sali w ślad za zaginionym dzieckiem
kagana. Nadszedł bowiem czas na to, do czego szykował się przez
ostatni tydzień na morzu, w miarę jak zbliżali się do portu docelowego,
a powietrze robiło się coraz gorętsze i suchsze. Nadal czuł dyskomfort,
robiąc to w fotelu, ale ukłonił się bardzo nisko, aż ujrzał swoje martwe
nogi, nieskazitelnie brązowe buty oraz ukryte w nich bezwładne stopy.
Szelest ubioru po lewej zdradził mu, że Nesryn stanęła obok niego
i również złożyła głęboki ukłon.
Trwali w twej pozie przez trzy oddechy, bo tak, zdaniem Nesryn,
nakazywał ceremoniał.
Chaol wykorzystał ten czas, by się przygotować i odepchnąć jak
najdalej ciężar odpowiedzialności, z którą tu przybyli.
Niegdyś był mistrzem w utrzymywaniu niewzruszonej miny. Wiele lat
służył ojcu Doriana i bez mrugnięcia okiem przyjmował rozkazy,
a jeszcze wcześniej znosił towarzystwo własnego ojca, który umiał mu
dopiec słowem, jak i przyłożyć pięścią. Takim człowiekiem był
prawdziwy władca Anielle.
Chaol również miał prawo tytułować się lordem, ale uważał swój tytuł
za kpinę oraz kłamstwo. Prosił Doriana, by ten przestał się do niego
odwoływać, ale jego protesty nic nie dały. Tak więc jego pełne miano
brzmiało obecnie: lord Chaol Westfall, Królewski Namiestnik.
Nie znosił swego tytułu jeszcze bardziej niż odgłosów wydawanych
przez koła fotelu. Bardziej niż swego ciała od pasa w dół, które nie
15
Strona 16
reagowało na żadne bodźce i pomimo upływu czasu nadal zaskakiwało
go swoim bezruchem.
Był Lordem Niczego. Władcą Krzywoprzysięzców. Panem Kłamców.
Wyprostował się i spojrzał w skośne oczy siwowłosego mężczyzny na
tronie. Na brązowej ogorzałej skórze kagana pojawiły się lekkie
zmarszczki, gdy uśmiechnął się przebiegle. Chaol zadał zaś sobie
w myślach pytanie, czy władca również znał prawdę o nim.
16
Strona 17
2.
Nesryn doszła do wniosku, że żyją w niej dwie osoby.
Jedna z nich była kapitanem Gwardii Królewskiej, która złożyła
przysięgę swemu władcy, iż dołoży wszelkich starań, by mężczyzna
w fotelu na kółkach został uzdrowiony, a ponadto nakłoni człowieka
zasiadającego na tronie przed nią, by zebrał dla nich armię. Ta osoba
trzymała się prosto i śmiało patrzyła przed siebie z dłonią przy rękojeści
ozdobnego miecza, ale nie na tyle blisko, by zostało to poczytane za
prowokację.
Ale istniała również owa druga osoba.
Ta, która w chwili zawijania do portu wpatrywała się w wieżyczki,
minarety i kopuły miasta bogów, a nade wszystko w dumną, lśniącą
kolumnę Torre, i przełykała łzy. Ta, która zaraz po zejściu na ląd
wciągnęła w płuca zapach wędzonej papryki, ostrą woń imbiru i kuszącą
słodycz kminku, po czym zrozumiała w głębi serca, że dotarła do domu.
To prawda, że żyła w Adarlanie, służyła jego władcy i gotowa była
umrzeć zarówno dla niego, jak i dla swej rodziny, wciąż tam
mieszkającej, ale tu niegdyś żył jej ojciec i tu jej urodzona w Adarlanie
matka czuła się swobodniej niż gdziekolwiek indziej. Tu mieszkali jej
rodacy.
Widziała najrozmaitsze odcienie brązowej skóry. Wszędzie
dostrzegała intensywnie czarne włosy, takie jak jej własne. Oczy,
zarówno skośne, wąziutkie, jak i okrągłe, czarne, brązowe, a nawet
z rzadka piwne i zielone. Jej rodacy. Jej ludzie. Co prawda jej ojczyzna
była zbieraniną rozmaitych krain, ale… Cóż, nie słyszała, by ktoś syczał
za nią obelgi. Tutaj dzieci nie rzucały w nikogo kamieniami. Tu
potomstwo jej siostry nie czułoby się obco. Nikt nie czułby się tu
nieproszonym gościem.
Mimo to, choć trzymała się prosto i zadzierała dumnie podbródek,
kolana drżały jej na myśl o tym, przed kim stanęła.
Nie ośmieliła się zdradzić ojcu, dokąd się wybiera i czym będzie się
17
Strona 18
zajmować. Powiedziała mu tylko, że król Adarlanu zlecił jej ważną
misję, która zabierze jej sporo czasu.
Ojciec nie uwierzyłby jej słowom. Ba, sama ledwie mogła w to
uwierzyć.
Kagan był bowiem bohaterem historii, które opowiadano przy ogniu
w zimowe wieczory, a o jego potomstwie snuto legendy podczas
niekończącego się wyrabiania ciasta na chleb. Baśnie o jego przodkach,
które opowiadali rodzice przy jej dziecięcym łóżeczku, potrafiły zesłać na
nią słodki, głęboki sen albo przejmującą grozę, która nie pozwalała jej
zasnąć przez całą noc.
Kagan był żywym mitem i bóstwem w tym samym stopniu co
trzydziestu sześciu innych bogów, którzy rządzili miastem oraz
imperium. Kaganom oddawano tu cześć równie wielką jak bogom
w świątyniach Antiki, a nawet większą.
Anticę zwano miastem bogów ze względu na nich oraz na żywego
boga, który zasiadał na tronie z kości słoniowej na szczycie złocistego
podwyższenia. Wedle podań szeptanych przez jej ojca było ono w istocie
wykonane ze złota.
Zaś sześcioro dzieci kagana… Nesryn potrafiła nazwać każde z nich
po imieniu.
Na pokładzie okrętu Chaol pilnie przyswajał informacje odnośnie do
celu ich podróży i dziewczyna nie miała wątpliwości, że i on to potrafił.
Ale nie tak to spotkanie miało przebiegać.
Podczas podróży Nesryn opowiedziała swemu byłemu kapitanowi
wszystko o swej ojczyźnie, a on w zamian wprowadził ją w tajniki
protokołu dworskiego. Rzadko kiedy był bezpośrednio zaangażowany
w spotkania na szczycie, ale służąc swemu władcy, niejedno widział
i niejedno słyszał.
Obserwował grę, w której teraz miał odegrać główną rolę. Grę, która
toczyła się o niezwykle wysoką stawkę.
Czekali w milczeniu, aż kagan zabierze głos.
Idąc korytarzami i salami, Nesryn robiła wszystko, by nie rozglądać
się z podziwem wokół. Podczas swoich wcześniejszych wizyt w Antice
nigdy nie postawiła nogi w pałacu podobnie jak jej ojciec, ojciec jego ojca
18
Strona 19
i każdy z ich przodków. W tym mieście bogów pałac kagana był
najświętszą świątynią i jednocześnie najgroźniejszym labiryntem.
Siedzący na tronie kagan ani drgnął.
Był to nowszy, szerszy tron, który liczył sobie sto lat. Poprzedni został
wyrzucony przez siódmego kagana, ponieważ jego ogromne rozmiary
okazały się dla niego za małe. Wedle podań zajadł się i zapił na śmierć,
ale przynajmniej miał tyle zdrowego rozsądku, by wyznaczyć dziedzica,
zanim złapał się za pierś i osunął martwy na tymże właśnie tronie.
Urus, rządzący obecnie kagan, nie mógł mieć więcej niż sześćdziesiąt
lat i na pierwszy rzut oka był w o wiele lepszej kondycji. Jego włosy,
ongiś kruczoczarne, od dawna były równie białe jak jego siedzisko,
a jego pomarszczoną cerę znaczyły blizny, które przypominały, że
w ostatnich dniach życia swej matki został zmuszony do walki o tron.
Onyksowe oczy, wąskie i lekko skośne, lśniły niczym gwiazdy. Kagan
czuwał i wszystko widział.
Na jego śnieżnobiałych włosach nie było korony. Wszak bogowie
kroczący wśród śmiertelników nie potrzebują symboli swej boskiej
władzy.
Za tronem zwisały pasma białego sukna, przywiązane do otwartych
okien, łopoczące lekko na gorącym wietrze. Nesryn nie miała pojęcia,
kto odszedł, ale bez wątpienia był to ktoś ważny, a białe sukno
wskazywało, iż myśli kagana oraz jego rodziny towarzyszą duszy
zmarłego, zmierzającej ku Wiecznym Błękitnym Niebiosom i Drzemiącej
Ziemi. Władcy imperium nie uchybiali tej tradycji, tak jak szanowali
wszystkich trzydziestu sześciu bogów, wyznawanych przez ich
poddanych.
Kagan był zapewne gotów przyjąć do panteonu również tych, którzy
cieszyli się popularnością na niedawno zawładniętych ziemiach. Musiało
być ich trochę – wszak Urus zasiadał na tronie od trzydziestu lat
i przyłączył do swego dominium kilka zamorskich królestw.
Na poznaczonych bliznami palcach kagan nosił bogate pierścienie
z migoczącymi klejnotami, z których każdy reprezentował jedno
zagarnięte państwo.
Mieli przed sobą wojownika, który olśniewał przepychem. Jego dłonie
19
Strona 20
zsunęły się z poręczy tronu, wykonanych z kłów potężnych bestii
żyjących na stepach w głębi kraju, i ułożyły się na podołku, skryte wśród
fałd błękitnego jedwabiu, obszytego złotą nicią. Barwnik indygo
pochodził z parnych, porośniętych bujnym lasem ziem na zachodzie,
z Balruhn, skąd wywodzili się przodkowie Nesryn, aż jej pradziadek,
wiedziony ciekawością i ambicją, wyruszył wraz ze swą rodziną przez
góry, pustynie i równiny, by dotrzeć do miasta bogów na jałowej północy.
Rodzina Faliq od dawna trudniła się handlem, ale nie zajmowała się
towarami luksusowymi. Na ich straganach sprzedawano zwykłe, ale
dobre płótno i popularne przyprawy. Wuj Nesryn był nadal handlarzem
i dzięki kilku zyskownym inwestycjom zgromadził spory majątek. Jego
rodzina mieszkała teraz w pięknym domu w Antice. Bez wątpienia
osiągnął więcej niż jej ojciec, który po przeprowadzce do Adarlanu podjął
pracę piekarza.
– Rzadko się zdarza, by władca innego państwa wysyłał do mnie tak
ważnych gości – odezwał się w końcu kagan. Przemówił w ich języku,
a nie w halha, mowie powszechnej na Południowym Kontynencie. –
Myślę, że trzeba to uznać za wielki zaszczyt.
Mówił z takim samym akcentem jak jej ojciec, ale w jego głosie
brakowało ciepła i wesołości. Przemawiał jak człowiek, który nawykł do
wydawania rozkazów i stoczył zaciekłą walkę, by zasłużyć na swą
koronę, a do tego kazał stracić dwóch braci, którzy okazali się
beznadziejnymi nieudacznikami. Spośród pozostałych trzech jeden udał
się na wygnanie, a dwóch pozostałych złożyło bratu przysięgę na
wierność, po tym jak uzdrowiciele z Torre stwierdzili ich bezpłodność.
Chaol pochylił głowę.
– To my jesteśmy zaszczyceni, Wielki Kaganie.
Nie użył tytułu „Wasza Królewska Mość”, gdyż ten był przewidziany
dla królów i królowych. Nie istniał zresztą tytuł, który oddawałby
należytą cześć władcy tak potężnemu poza tym, który nosili jego pierwsi
przodkowie.
– My? – zadumał się kagan i przeniósł spojrzenie swych ciemnych
oczu na Nesryn. – A co sądzi o tym twoja towarzyszka?
Nesryn opanowała ochotę, by znów się ukłonić. Uświadomiła sobie, że
20