Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Widzę cię 01 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
2/547
===Pg8+Dj4LOwhuWmhRZwNlA2ZRY1tpXzkNOV0+DztYYFc=
Strona 3
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Strona 4
Strona 5
5/547
===Pg8+Dj4LOwhuWmhRZwNlA2ZRY1tpXzkNOV0+DztYYFc=
Strona 6
Tytuł oryginału:
IO TI GUARDO
Copyright © 2013 RCS Libri S.p.A., Milano
Copyright © 2015 for the Polish edition by Wydawnict-
wo Sonia Draga
Copyright © 2015 for the Polish translation by Wydawn-
ictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki: Dariusz Sikora
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekta: Iwona Wyrwisz, Aneta Iwan
ISBN: 978-83-7999-239-3
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:
[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
Strona 7
7/547
E-wydanie 2015
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
===Pg8+Dj4LOwhuWmhRZwNlA2ZRY1tpXzkNOV0+DztYYFc=
Strona 8
Spis treści
Dedykacja
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
Strona 9
9/547
13.
14.
15.
16.
17.
18.
Dziękuję
Przypisy
===Pg8+Dj4LOwhuWmhRZwNlA2ZRY1tpXzkNOV0+DztYYFc=
Strona 10
Manuelowi, mojemu bratu
===Pg8+Dj4LOwhuWmhRZwNlA2ZRY1tpXzkNOV0+DztYYFc=
Strona 11
1.
Żółć pochłania światło słoneczne, przechodzi
w pomarańcz, by w końcu przeobrazić się w in-
tensywną czerwień. Pęknięcie, podobne do rany,
odsłania drobinki połyskującego fioletu. Od wielu
godzin wpatruję się w owoc granatu. Oczywiście,
to tylko detal, ale także kluczowy element fresku.
Tematem jest porwanie Prozerpiny, migawka
z chwili, w której posępny władca piekieł, Pluton,
spowity purpurową chmurą swojej szaty, chwyta
mocno biodra bogini zrywającej ogromny granat
nad brzegiem jeziora.
Fresk nie jest sygnowany, autora otacza więc
mgiełka tajemnicy. Wiem jedynie, że żył na
początku XVIII wieku oraz, sądząc po kresce, zi-
arnie pigmentu i delikatnej grze światłocienia, że
musiał być najprawdziwszym geniuszem.
Przemyślał każde pociągnięcie pędzla, a ja staram
się nie zaprzepaścić jego wysiłku w dążeniu do
Strona 12
12/547
doskonałości. Teraz, po upływie kilku stuleci,
moim zadaniem jest zinterpretowanie jego aktu
twórczego i odtworzenie go we własnych ruchach.
To pierwsza prawdziwa restauracja dzieła
sztuki, przy której pracuję całkiem samodzielnie.
Mam dwadzieścia osiem lat i czuję wielką odpow-
iedzialność, ale także dumę – odkąd ukończyłam
Szkołę Konserwacji Zabytków, czekałam na swoją
okazję i teraz, kiedy nadeszła, zrobię wszystko, by
nie wypuścić jej z rąk.
I dlatego jestem tutaj, godzinami stojąc na tej
drabinie w moim impregnowanym kombinezonie,
czerwonej bandanie utrzymującej w ładzie
brązowe włosy przycięte na boba (i tak zawsze
jakiś zbuntowany kosmyk uparcie spada mi na
oczy), ze wzrokiem wbitym w ścianę. Na szczęście
w pobliżu nie ma luster, bo na pewno mam
zmęczoną twarz i podkrążone oczy. Nieważne. To
w końcu widoczne dowody mojej determinacji.
Przez chwilę patrzę na siebie z boku – to
właśnie ja, Elena Volpe, sama w ogromnym holu
Strona 13
13/547
starego i od dawna niezamieszkanego pałacu
w samym sercu Wenecji. I dokładnie w tym miejs-
cu chcę teraz być.
Spędziłam cały tydzień na oczyszczaniu tła fresku
i dziś po raz pierwszy użyję koloru. Cały tydzień to
dużo, być może za dużo, ale nie chciałam
ryzykować. Należy działać z najwyższą ostrożnoś-
cią, bo wystarczy jeden fałszywy ruch, żeby zn-
iszczyć całą pracę. Jak mawiał mój profesor: „Jeśli
dobrze oczyścisz, połowę pracy masz za sobą”.
Niektóre fragmenty fresku są całkowicie zn-
iszczone i w tych miejscach będę musiała dać za
wygraną i położyć nową warstwę tynku z gipsem.
To wina weneckiej wilgoci, która przenika wszys-
tko – kamień, drewno i cegłę. Ale wokół obszarów
uszkodzonych są i takie, na których kolory
zachowały pełnię swojego blasku.
Dzisiaj rano, wchodząc na drabinę, powiedzi-
ałam sobie: „Nie zejdę, dopóki nie znajdę odpow-
iednich odcieni dla tego granatu”. Ale może to
Strona 14
14/547
było zbyt optymistyczne. Nie wiem nawet, ile
minęło już godzin, a ja wciąż tu stoję,
wypróbowując całą gamę czerwieni, pomarańczy
i żółci, a rezultat wciąż nie jest satysfakcjonujący.
Wyrzuciłam już osiem pojemniczków, w których
rozrabiam pigmenty w proszku z odrobiną wody
i kilkoma kroplami oliwy, nadającej mieszance
odpowiednią konsystencję. Właśnie mam zamiar
zmierzyć się z dziewiątym pojemniczkiem, kiedy
rozlega się dzwonek. Dobiega z kieszeni mojego
kombinezonu. Niestety. Nie ma sensu go ig-
norować. O mały włos nie spadam na ziemię,
sięgam po telefon i odczytuję imię, które uparcie
miga na wyświetlaczu.
To Gaia, moja najlepsza przyjaciółka.
– Ele, jak leci? Jestem na campo Santa Mar-
gherita, wpadniesz napić się czegoś w Il Rosso?
Dzisiaj przyszło więcej ludzi niż zwykle, jest su-
per, chodź! – mówi wszystko jednym tchem, nie
pytając, czy mi nie przeszkadza, ani nie dając sz-
ansy na odpowiedź.
Strona 15
15/547
Cała ona, już włączyła tryb bywalczyni
salonów. Gaia pracuje dla najmodniejszych lokali
w mieście i całym Veneto, organizuje eventy i im-
prezy dla VIP-ów. Zaczyna koło czwartej po
południu, a kończy późną nocą. Ale w jej
przypadku to coś więcej niż praca, to prawdziwe
powołanie: założę się, że robiłaby to nawet, gdyby
jej nie płacili.
– Poczekaj… która jest godzina? – pytam,
żeby zatrzymać lawinę słów.
– Szósta trzydzieści. Więc przyjdziesz?
Il Rosso to lokal, w którym zbiera się zblazow-
ana wenecka młodzież potrzebująca kogoś takiego
jak Gaia, kto zdecyduje za nich, co mają robić ze
swoimi wieczorami.
Boże, jest już tak późno? Nawet nie zdawałam
sobie sprawy, jak szybko minął czas.
– Hej, Ele… jesteś tam? Dobrze się czujesz?
Cholera, powiedz coś… – Gaia wrzeszczy, a jej
głos świdruje mi w uszach. – Zwariujesz przez ten
fresk… musisz tu przyjść, natychmiast! To rozkaz.
Strona 16
16/547
– OK, Gaia, za pół godziny kończę, obiecuję –
biorę głęboki wdech – ale potem idę do domu.
Proszę cię, tylko się nie wkurzaj.
– Oczywiście, że się wkurzam, ty małpo! –
wybucha.
Klasyk. To nasz teatr – mijają dwie sekundy
i znów jest pogodna i uśmiechnięta. Na szczęście
Gaia każde moje „nie” zapamiętuje na nie dłużej
niż trzy sekundy.
– W porządku, posłuchaj, idź do domu,
odpocznij trochę, a później spotkamy się w Molo-
cinque. Powiem ci tylko, że mam dwie wejściówki
na imprezę zamkniętą…
– Dzięki, że o mnie pomyślałaś, ale niespec-
jalnie mam ochotę pakować się w ten kocioł –
mówię pospiesznie, zanim zacznie opowiadać
dalej. Wie, że nie znoszę tłumu, że jestem niemal
abstynentką i że taniec oznacza dla mnie w na-
jlepszym wypadku wybijanie stopą rytmu, i to,
mówiąc szczerze, rytmu, który słyszę tylko ja.
Jestem nieśmiała, nie nadaję się na tego typu
Strona 17
17/547
rozrywki, czuję się wtedy zawsze nie na miejscu.
A jednak Gaia nie ustępuje – za każdym razem
próbuje wyciągnąć mnie na swoje wieczorne
wyjście. I w głębi duszy, choć nigdy się do tego
nie przyznam, jestem jej za to wdzięczna.
– Skończyłaś już pracę? – pytam, próbując
oddalić rozmowę od potencjalnie niebezpiecznych
obszarów.
– Tak, dzisiaj poszło mi bosko. Zajmowałam
się taką rosyjską menedżerką. Spędziłyśmy trzy
godziny w Bottega Veneta, oglądając torebki
i skórzane kozaczki, potem w końcu zabrałam ją
do Balbiego i tam wielka dama zdecydowała się na
dwa wazony z Murano. Tak na marginesie, u Al-
berty Ferretti widziałam parę sukienek z nowej
kolekcji, które uszyto chyba specjalnie dla ciebie.
Beżowe, pasowałyby cudownie do twoich
orzechowych włosów… W najbliższych dniach
pójdziemy tam i je przymierzysz.
Kiedy nie jest zajęta mówieniem ludziom,
gdzie mają iść wieczorem, Gaia wyjaśnia im, na co
Strona 18
18/547
powinni wydać pieniądze – w praktyce jest os-
obistą stylistką. Należy do kobiet, które mają jasne
poglądy i dużą zdolność przekonywania innych.
Tak dużą, że niektórzy są skłonni zapłacić, aby dać
się przekonać.
Ale nie ja – w ciągu dwudziestu trzech lat
przyjaźni wytworzyłam przeciwciała.
– Pewnie, że pójdziemy, ostatecznie skończy
się tak, że kupisz je ty, jak zawsze.
– Wcześniej czy później uda mi się ubrać cię
przyzwoicie. Jeszcze z tobą nie skończyłam.
Zapamiętaj, moja droga!
Odkąd byłyśmy nastolatkami, Gaia prowadzi
krucjatę przeciwko mojemu, powiedzmy, nieco
niedbałemu stylowi ubierania. Dla niej dżinsy
i buty bez obcasów nie są wygodną alternatywą,
ale ewidentnym i niezrozumiałym życzeniem
śmierci towarzyskiej. Według Gai powinnam
codziennie wyruszać do pracy w minispódniczce
i na dwunastocentymetrowym obcasie i nie ma zn-
aczenia, że muszę tysiąc razy wchodzić na
Strona 19
19/547
chwiejną drabinę malarską i schodzić z niej albo że
godzinami ślęczę w pozycjach, których nie można
zaliczyć do wygodnych. „Gdybym miała twoje
nogi…” – powtarza mi zawsze. I za każdym razem
recytuje mantrę Coco Chanel: „Elegancką trzeba
być zawsze, każdego dnia, bo przeznaczenie może
czekać na ciebie za rogiem”. I rzeczywiście, Gaia
nie wychodzi z domu bez perfekcyjnego makijażu,
fryzury i dodatków.
Czasem wydaje się niewiarygodne, że do
takiego stopnia jesteśmy swoimi przeciwieńst-
wami. Prawdopodobnie nie znosiłabym tej kobiety,
gdyby nie była moją najlepszą przyjaciółką.
– Ale dziś wieczorem – niezłomna znowu
nalega – musisz przyjść do Molo, Ele…
– Gaia, nie gniewaj się, ale już mówiłam, że
dziś nie mogę!
Kiedy się na coś uprze, bywa denerwująca.
– Ale będzie Bob Sinclar!
– Kto? – pytam, a na czole miga mi napis FILE
NOT FOUND.
Strona 20
20/547
Gaia wzdycha rozdrażniona:
– Francuski DJ, ten słynny. W zeszłym tygod-
niu był w jury Festiwalu Filmowego…
– A, no tak!
– W każdym razie – ciągnie, jakby nic nie mo-
gło jej zrazić – wiem z pewnego źródła, że na im-
prezie zamkniętej będzie dużo znanych ludzi,
między innymi, słuchaj dobrze… – robi efektowną
pauzę – …Samuel Belotti!
– O Boże, ten kolarz z Padwy? – wzdycham
poirytowana, nie kryjąc całkowitej dezaprobaty.
To jeden z wielu „słynnych” prawie narzeczonych
Gai rozsianych po wszystkich zakątkach Włoch
i świata.
– Właśnie on.
– Nie rozumiem, co w nim widzisz. To
arogancki kretyn, nie mam pojęcia, co dokładnie ci
się w nim podoba. – Również w kwestii mężczyzn
mamy z Gaią odmienne gusty.
– Już ja wiem, co dokładnie… – chichocze.