Whitcomb Christopher - Zimny strzał

Szczegóły
Tytuł Whitcomb Christopher - Zimny strzał
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Whitcomb Christopher - Zimny strzał PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Whitcomb Christopher - Zimny strzał PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Whitcomb Christopher - Zimny strzał - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 CHRISTOPHER WHITCOMB ZIMNY STRZAŁ HRT, elitarna jednostka antyterrorystycznawidziana od wewnątrz CHRISTOPHER WHITCOMB przełożyła Joanna Przyjemska Poruszająca, wyważona, lecz aż do bólu realistycznarelacja o życiu na potnych obrotach. Fascynująca,autentyczna i absolutnie porywająca. Andy McNab. Tytuł oryginału Cold ZeroPierwsze wydanie 2001 Bantam Press Copyright Christopher Whitcomb 2001 Copyrightfor the Polish edition by "Wołoszański" Sp. zo.o. Warszawa 2006 by arrangement with Little, Brown and Company (Inc. ),Nowy Jork, USA Przekład Joanna PrzyjemskaOpracowanieredakcyjne Irma IwaszkoKorekta Bożenna Lalik Projekt okładkii stron tytułowych: Michał Wołoszański, Robert Gretzyngier Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragmenttej książki nie może byćwykorzystywany do powielania, reprodukowania czy to w formieelektronicznej, czy też mechanicznej lub zarejestrowany w inny sposób,jak tylko w formie wydania całości. ISBN 83-89344-18-1 Wydawnictwo "Wołoszański" Sp. z o. Strona 2 o. 01-217 Warszawa, ul. Kolejowa 15/17 tel.(0-22)8625371,6325443 e-mail: sensacjexxwiekusensacjexxwieku. com.pl Sklep intemetowy: sensacjexxwieku. com.pl Łamanie: Oficyna Wydawnicza "MH"Druk: Wojskowa Drukarniaw Łodzi Dla Rosę. Od autora Christopher Whitcomb ma już za sobą piętnastoletni staż jako agentFBI. Nadal pracuje w tejinstytucjii jest obecnie dyrektoremdo sprawwywiadu w Grupie Reagowania Kryzysowego. Za nadzwyczajnemęstwo, jakim się wykazał, pełniąc swoje obowiązki, otrzymał medal"La. odwagę". W ostatnich latach brał udział praktycznie w każdymśledztwie o zasięgu ogólnokrajowym. Naprośbę FBIwszystkie imiona i nazwiska zostały zmienione, z wyjątkiem powszechnie znanychosobistości. O niektórych zdarzeniach takżepiszę, zmieniając nieco szczegóły, w celu ochrony specjalnych technikinwigilacji. Zawarte w tej książce opinie oraz spostrzeżenianie zawszesą zgodnez tymi, któregłosi FBI. Spis treści Strona 3 Od autora . 9 Prolog . 11 KsiĘqAPIERWSZA 1 Podjęcie służby. 27 2 Akademia. 42 3 Pieprzony żółtodziób . 63 4 Dobre wibracje . ;?... 75 5 Słodka herbatka i dobermany . .s.. 87 6 Zasadanr 3 . .^.. 104 KsiĘqA dRuqA 7 Selekcja . 125 8 Szkota dla NowychOperatorów. 139 9 Dyscyplina. 159 10 Wielki nikt . 179 11 Północ. 199. Strona 4 10Zimny strzał KsięqA TRZECiA 12 Wymarsz . 13Zażywanie sportu 14 Strzał . 15Rozstrzygnięcie . 217230244257 KsiĘqA CZWARTA 16 Waco . 279 17 Nadciągają Babilończycy . 294 18 W doryckiej tonacji . 310 1 9 Wiatr . 322 20 Staniena piętach . 337 KsiĘqA piĄTA 21 Wyczuć puls . 361 22 Powrótdo źródeł . 382 23 Nowa misja . 400 24 Znowu w akcji. 416 25 Przyszłość. 435 Podziękowania . Strona 5 447 Prolog Przez celownik świat wygląda zupełnie inaczej. Nawet tutaj,wciemnej dżungli, dokąd księżyc zagląda przez podwójny baldachimzieleni wąskimi wiązkami światła, czuję moc, jaką daje bycie panemżycia i śmierci, gdy wystarczy tylko nacisnąć spust. Przyciskam doramienia łożyskokarabinu, a w nozdrza wciskami się zapach wilgotnej stali orazskóry. Moje oko błądzi po siatce celownika, oceniającrozmiary w odniesieniu do jego skali, odległość od celu oraz prędkośćwiatru. Palec wskazujący spoczywalekko na spuście, wiedząc, żeniemoże posunąć się poza granicę bezpieczeństwa, dopóki nie nadejdzieodpowiednia chwila, by zabić. - Sierra Jeden doTaktycznego Centrum Operacyjnego. Dostrzegam ruch w biało-niebieskim narożniku. Odbiór. Światło przesuwasię po zielonej lufie karabinu, a jatymczasem obserwuję wszystko przez celownik unertlaz dziesięciokrotnym powiększeniem. Co pewien czas udaje mi się coś zauważyć. - Odbiór, Sierra Jeden. Jest ruchw eterze. Ludzie mówią, każdy inaczej, trzymając mikrofonyprzy ustach. Sierra Jeden wnaszymsnajperskim języku oznacza pozycję snajperską numerjeden - czyli najwyżej położony punkt obserwacyjny natym potwornie wilgotnym stoku górskim. Stąd mogę anonimowo spoglądać na nasze "obiekty" i poznać wszystkie aspektyich codziennegożycia. Widzę ichkolor włosów, czy golili się dziś rano i co jedli naśniadanie. Czasem przybliżam się do nich takbardzo, iż nieomal czujęzapach wody kolońskiej na ich szyi oraz czosnku w ich oddechu. Bycie snajperem tosamotne, wścibskie zajęcie, polegające na wielu godzinach nudyoraz rzadkich momentach radościi podniecenia. W ciągu każdej warty spędzonej w nudzie trafia się tylkojedna chwilaprzypływu Strona 6 adrenaliny -może uda ci się rzucićokiem na zbiega, którego. 12Zimny strzał ścigaszod tygodni, albo też oddać strzał do terrorysty, który wziął zakładników, a którego negocjatorzy spisali na straty. Te chwile nadchodzą szybkoi stanowią niemal margines całej akcji; czasem w oknie mignie twarz albo dostrzeżesz, jak ktoś przedziera się przez tłum. A studiujesz tego człowieka,którego obserwujesz przezcelownik,chcesz znaćjego zwyczaje, środowisko,w jakim się obraca, interesującięte ułamki informacji, których nie zdołali zdobyć agenci śledzący gona ulicy. Patrz uważnie, aon podaruje ci jakiś mały gest- taki, którywykonujemy, myśląc, że niktnas nie widzi. Czasem zatańczy w taktpłynącejz radia samochodowego muzyki, to znów zobaczy własneodbiciew oknie wystawowym albo w lustrze i zrobi jakąś minę, wyobrażając sobie, jak poderwałby ładną kobietę lub zareagował na kpinyrywala. Ludzieprzestająsię pilnować, gdy sądzą, że nikt ichnie obserwuje. Wtedy otwierają swoje wnętrze i ukazująto,co towarzyszy ichmyślom. Dziś wnocy leżę,czującpierwszeciężkie krople tropikalnejulewy,i czekam, aż coś się wydarzy. W powietrzu czuć wilgoć. - Czy próbowałeś kiedyś przeciąć sosnę błotną na krajzedze? BobbyMetz, mój pochodzący z Chicago partner, próbuje umościćsięwygodniena swoim poncho w prowizorycznym namiocie zamoimi plecami. Powinien teraz odpoczywać,ale tu sen trudnoprzychodzi,a Bobby'emu zebrało się na rozmowę. Zmieniamy się przy obserwacjinaszegoobiektu co dwie godziny, gdyżstaramy się byćskoncentrowani. Jest upał. Nawet o 2. 47 w nocy powietrzewydaje się przenikaćskórę. Strona 7 Przez gąszcz drzew dobiegająodgłosy tańczącychkobiet, dodając dżungli kolorytu i kusząc. Są teżinne rozrywki, jak na przykładpełznąca z prawej strony poposzyciu iguana wielkości dużego psa. Usłyszałem ją już kilkaminuttemu i skierowałem na nią noktowizor, aby upewnićsię co do jej zamiarów. Nie mam nic przeciwko jaszczurkom,ale na myśl o szczurach,które ona potrafi wytropić, skóra mi cierpnie. - Zapłacę dolara dziewięćdziesiąt pięćcentów za bieżącą stopę,jeśli tylko uda mi się ją dostać - mówi Bobby. - Jak tylko pomyślęo cięciu, to aż przechodzą mnie ciarki. Nic nie wiemo sośnie błotnej i nigdy nawet niesłyszałem o krajzedze. l stopa = ok. 30 centymetrów (przyp. thun. ). Prolog13 - Co robisz? - pytam. Tosą uprzejmości, które wymieniamy wczasieprowadzenia obserwacji, podczasdługichchwil ciszy rozdzielającej momenty, w którychcoś się dzieje. Słucham, co mówikolega, a potem on słucha mnie - totaki rodzaj wzajemnego tolerowania się. Nic mnienieobchodzi obróbka drewna. Jedyna rzecz, jaką wiem o sośnie, to jak by się teraz czuła,gdyby zrobiono z niej krzesło. - Sierra Dwa do TCO. Właśniejakiś samochód minął punktkontrolny. Biały sedan z trzema lub czterema pasażerami. Kieruję karabin dziesięć stopni w prawo, próbując namierzyć cieńporuszającysię wąską, biegnącą pod nami ulicą. Samochody mijającpunktykontrolne, zawsze gaszą światła, aby utrudnić rozpoznanie Strona 8 twarzy pasażeróworaz numerów na tablicach rejestracyjnych. - Skrzynka- stwierdza Bobby. -Jaka znowuskrzynka? - Zwyczajna. No wiesz, żeby trzymać cały ten kram w górnej szufladzie, to trzeba go włożyć doskrzynki. Bobby kocha narzędzia: wielkie piły mechaniczne z obracającymisię ostrzami i automatycznym systemem filtru powietrza, kompletyśrub w pudełkach z nakrętkamio średnicy trzech czwartych cala. Niemoże przejść obok sklepu znarzędziami bez wciągnięcia nas wszystkich do środka w celu obejrzenia tego czy tamtego. - SierraDwa do TCO. Zgubiliśmyichza rogiem. Wygląda, że śledzony obiekt, Carlos, wraca. Głos Bobby'ego rozpływa się wdżungli,a tymczasem ja skupiamuwagę na tym,co rozgrywa się tam w dole. - Trzymaj go, chłopie, mojeradio trzeszczy - mówię. Bobby wyłączył swoje, wobec tegonie może usłyszeć relacji o jedynymznaczącym wydarzeniu, jakie widzimy w ciągu dwóch minionych godzin. - Jakprzedstawia się sytuacja? - pyta. Aby opisać wszystko precyzyjnie, trzeba stwierdzić, że w sytuacjęzaangażowanych jest sześciu snajperówspecjalnej jednostki antyterrorystycznejHostage RescueTeam - HRT, orazniezwykle brutalny portorykański ganguliczny, odpowiedzialny za dostarczanie połowie wschodniejczęści wyspy wszystkiego, od marihuany z Jamajki po zanieczyszczonąheroinę. Rozpracowujący tę sprawę agenciz biuraw San Juan rozpoznalipół tuzina głównychobiektów, powiązanych z całym łańcuchem kradzie. 14Zimny strzał Strona 9 ży samochodów, morderstw dokonanych przez gangi i napadów, któreruch Tupacamaru przyprawiłby o atak zazdrości. Podczas gdy agenciopracowywali przy pomocy władzsądowych nakazy rewizji i aktyoskarżenia, my siedzieliśmy tu wysoko, zbierając dowody, które ułatwiłybyatak. Reszta naszej jednostki miała przybyć o świcie. Ze swojego miejsca widzęwe wschodnim kierunku leżące 257jardów niżej, nędzne przedmieście Villa Pilar. Wioskę otaczają góry,zmuszając wszystkie pojazdy dokorzystania z jednej, wąskiej, jednopasmowej drogi. Kupujący muszą przejść przez posterunki uzbrojonych strażników, umieszczone przy bramie. To sprawia, żesystem bezpieczeństwa ułatwia życie dealerom narkotykowym, ale namutrudnia,Poprzednie próbyrewizji nicnie dały. Zanim policja dotarła do bramy,wszystkie narkotyki zniknęły w dżungli. - Sierra Jedendo TCO. Mam tu białego mercedesa, sedan, czterodrzwiowy, ztrzema mężczyznami w środku. Zatrzymał się przed budynkiem numer jeden. Szepczę wywiadowcze informacjedo mikrofonu, którymam tużprzy ustach. Od wzgórza odbijają się hałasy trwającego na dole przyjęcia. Gdzieś w ciemnościach szczeka pies. Nie mamowy, aby ktośwwiosce na dole usłyszałmój głos, ale trudno odzwyczaić się od szeptu. Coś, co kryje się w skradaniu się chyłkiem i w szpiegowaniu ludzi,sprawia, że nie chcesz mówić normalnie. Przekręcam sięna bok, obok mojego karabinu - grzmiącego kijakalibru . 308 zbudowanego na zamówienie przez zbrojmistrzów FBInakomorze zamkowej remingtonamodel 700. W jego magazynku,napodpartejsprężyną płytce podajnika, leży pięć nabojów ze 168- granowym wyczynowym pociskiem z wybraniem wierzchołkowymi stożkiem spływu. Polerowany język spustu jest dostrojony tak, byopór mechanizmu spustowego wynosił równe dwa i pół funta. Strona 10 Skórzany policzekna kolbie ściemniał od potu. 257 jardów - ok. 233metrów;l jard -ok. 0,91 metra (przyp. tłum. ). Kaliber . 308 - tonajmniejsza średnica przewodu lufy broni palnej równa0,308 cala, czyli 7,82 mm. l cal - 2,54 cm (pizyp. tłum. ). 168 granów -ok. 10,90 grama; l grań - ok. 0,065grama (przyp. tłum. ). 2,5 funta - ok. 1,135 kilograma; l funt - ok. 0,454kilograma (przyp. tłum. ). Prolog15 Tuż po mojej prawej stronie, mniej niż stopę od mojej strzelby, nazamaskowanymtrójnogu, stoilunetaobserwacyjnaBurrisa. Jej oprawnyw gumę układ optyczny dajepowiększenie cztery razy większe niżmój celownik,pozwalając przyjrzeć się małym detalom, które mogązdecydowaćo powodzeniu, gdy moi koledzy dokonują aresztowań. Przytaszczyliśmy tu ze sobą noktowizory, ale światła uliczne ilampyoświetlające werandy sprawiają, że ten sprzęt jestbezużyteczny. Przez lunetę Burrisa wszystko widać o wiele wyraźniej. Natychmiastrozpoznaję dwóch mężczyzn. Strona 11 Kierowcę już ochrzciliśmy imieniem Gene, zpowodu niesamowitego podobieństwa doGene Gene theDancing Machinę ze starego Gong Show. Właściwie spodziewałem się,że gdy wydobędzie swój obwisły brzuch zza kierownicy i wysiądziez samochodu, tozacznie zaraz idiotyczniepowłóczyć nogami. Naprawdę nazywał się Julio Aquirre, ale nadanie mu przezwiska ułatwiałosprawę, bonieustanniemieliśmy doczynienia z trzema lub czteremaJohnami lub Frankami, albo Juliami. Przydomki pozwalały uniknąćpomyłek. Dwaj pasażerowie wysiedli z auta i stanęli w świetle latami: nazwaliśmy ich Schludny i Carlos. Schludnego niktnie rozpoznał, aleCarlostooprawca. Jego prawdziwe nazwisko to Juan Miguel Salinas. Jeśliwszystko pójdzie gładko, to rano,gdy się obudzi, powinien mieć postawione zarzuty udziału w czterech morderstwach i powiązań z gangami. Naszemu agentowi, któremu powierzono to zadanie, szczególniezależy na odnalezieniu pistoletu Glock kalibru 9 milimetrów,którymposłużono się, popełniając trzy z tych morderstw. Carlos ma go chybaza pasem. - Sierra Jeden do TCO. Carlos i Schludny właśnie wysiedli zsamochodu i zdaje się, że są uzbrojeni. Pomimo tylu zebranych przeciwko nimdowodów, stąd, z góry,mężczyźni ci nie sprawiająwrażenia niebezpiecznych. Pistolety podich bawełnianymi T-shirtami nie wytrzymują porównania znaszymikarabinami - wydają się małe, niemal trywialne. Metz wierci się za moimi plecami. - Czy ci ludzienigdy nieśpią? - pyta. Materiał namiotu marszczysię, gdy próbuje usiąść wygodniej. 4,5 mili- ok. 7,24 kilometra; l mila - 1,609 kilometra (przyp. tłum. ).. Strona 12 16Zimny strzał Akcja rozpoczęła się cztery dni temu utknięciem w tej rozciągniętejna długości czterech i pół mili naszej górskiej snajperskiej kryjówce. Przybyliśmy wcześnie, w szarzejącym świetle tużprzed świtem, i poruszaliśmy się wolno wnaszych złowrogo wyglądających ghille. To ubraniekamuflażowe z juty i sztruksu sprawia, żetak bardzowtapiamy sięwotoczenie,iż tutejsze insekty, szukając schronienia przed słońcem,czasem wślizgują się w załamania naszej odzieży. Moje liczące sobiecztery lata specjalneubranie mające chronić przed insektami wyglądana zniszczone i złachane, jak poszycie dżungli. Większość ludzi samamyślo włożeniu go przyprawiłaby otorsje, ale mnie jego przydatnośćdaje poczucie wygody. Jeśli chcesz zlać się w jedną całość z otoczeniem, musisz gnić wraz znim. Wszystko, co jest nam potrzebne do pracy, przybyło w plecakachwraz znami. Zabraliśmy tygodniowe zapasy wodyi żywności, a takżewyposażenie kempingowe(np. maty do spania), broń, amunicję i przyrządy optyczne. Standardowy bagaż ważyokoło siedemdziesięciu pięciu funtów, alewówczas nie można zabrać nic oprócz podstawowegoekwipunku. Poncho rozpięte pomiędzy dwoma drzewami spełnia rolęnamiotu. Dwie kwarty wody i jednaracja wojskowego jedzenia muszą starczyć na cały dzień. Ta praca niepolega na rozkoszowaniu się wygodą, ale na wypełnianiu zadań:my koncentrujemy się na poznawaniu metod, zachowań i słabych punktów członków gangów. DowódcyFBI chcą wiedzieć, gdziegangsterzy ukrywająnarkotyki, kto je kupuje, jakiej używają broni, jakwymyślny może być ichsystem wywiadowczy. Uzbrojeni w tego typuinformacje członkowie grupy mającej za zadaniedokonać aresztowańmogą w ciągukilku godzinprzeczesać wioskę iotoczyć ją. Zarzuty padająjeden za drugim: morderstwo,handelnarkotykami, napad z broniąw ręku. Strona 13 Natomiast nam, snajperom, zależy tylko na nabraniu pewności,że nasi koledzy agenci mogą bezprzeszkód wkroczyć i uderzyć. - Masz coś? Metz wygląda z namiotu, bowreszcie coś siędzieje. Prowadzenieobserwacji przypomina łowienie ryb. Jak tylko ktoś zauważy, że rybapołknęła przynętę, natychmiast wszyscy w łodzi chcąłowić. Popatrz, jak chłopcy sobiewracają- mówię do niego. 2 kwarty- 1,892 litra; l kwarta - 0,946 litra (przyp. tłum. ). Prolog17 Przywódca gangu dopieroniedawno,przed dziesiątą wieczorem,wyjechał z trzema z tych mężczyzn. Biuro w San Juan próbowało śledzić ich na własną rękę, ale zgubiło w tłumie. - SierraJeden do TCO. Carlos, Schludny i Gene właśnie wysiedlizsamochodu. Teraz podchodzą dobagażnika. Metz leży obok mnie i gapi się wdół przez lunetę. - Myślisz, że to nowadostawa? - pyta. Tobardzo uradowałoby agenta przydzielonego do tej sprawy. Cifaceci z gangu sprzedawali narkotyki z tejsamej dostawy już przeztrzy dni i zapotrzebowanie było ogromne. Naliczyliśmy przeciętnieczterdzieści trzy transakcje na godzinę i to naokrągło przez całą dobę. Sieć sklepów Wal-Mart byłaby szczęśliwa, mając takie obroty. Niestetygangsterzy wyprzedają cały swójzapas i jeśli w ciągu kilku najbliższych godzin nie nadejdzie nowy towar, to agenci będą mogli zostawićswoje nakazy rewizjiw samochodach. Obaj z Metzem kierujemy lunetyna mercedesa o złotych nakładkach na felgi i przymocowanej łańcuchem tablicyrejestracyjnej. Strona 14 TrzejPortorykańczycy gramolą się z samochodu, obrzucają wzrokiem okoliczne wzgórza i podchodzą dobagażnika. Wciąż ich obserwujemy, mając nadzieję, że wydarzy się coś, co pozwoli stwierdzić, jaki towar przywieźli. Wielkie kwadratowe paki będąoznaczały, że to niesą narkotyki. Małe paczki kryją crack,heroinę, kokainę, metaamfetaminę. Jeślitak, to czekanie by się opłaciło. Ci facecii tak dostaną wielelat za morderstwa, ale dorzucenie jeszcze dziesięciuza dobrej jakości narkotykibynajmniej by nas nie zasmuciło. - O, cholera - mówię głośno. Niemoże byćpomyłki co do rozpoznania pakunku, jakiwyciągają zbagażnika. To ciało. Gene i Schludny oddalają się od samochodu, usiłując trzymać ciało. Gene podtrzymuje nogę, Schludny ramiona. Carlos krzyczy coś w kierunku domu, z którego natychmiast wybiega kilka podekscytowanych osób. - Pilnuj frontowych drzwi, Bobby - mówię. Nagle wydaje się, że całyplac opustoszał, bowszyscy wyszli im naspotkanie. Niski, krępychłopak,może dziewiętnastoletni, trzymakarabinek. To ruger mini 14; chłopak rozgląda się, kontrolując stan bezpieczeństwa. Pomimo dźwięków muzyki słyszęjego głos,ale ginie onw tymprzytłumionym, dobiegającym z oddali hałasie. Chłopakmówi szybko i piskliwie, w jego głosie wyczuwasię adrenalinę. 18Zimny strzał - Wieszkto to jest, ten martwy? -pyta Metz. Niestety głowa tegoczłowieka opadła na piersi i nie mogę zobaczyć twarzy. - Zapytaj Sierra Trzy. Może onipotrafią go rozpoznać. Strona 15 Trzymam nadajnik radiowy w lewej ręce,prawą wciąż usiłując poprawić ostrość lunety. - Sierra Jeden do TCO, Sierra Trzy. Obiekt niesienieznanego mężczyznę, któregowyjętoz bagażnika samochodowego. ten człowiekwydaje się martwy lub ciężko ranny. - Jego koszula jest przesiąkniętakrwią inie możnastwierdzić, czy rana pochodzi od kuli, czy też odczegoś innego. Czekam dłuższą chwilę. O tejporze w nocy nikt nie oczekuje odinnych przejawów błyskotliwej inteligencji i zastanawiam się, czy SierraTrzy nie zdrzemnął się w tym gęstym powietrzu. - Sierra Trzydo TCO. Z naszego miejsca nie możemy tego dostrzec. -Spodziewam się, że nie. Gene i Schludny wchodzą po schodach do domu na czele wciążrosnącego tłumu gapiów. Nawetrzucenie ręcznegogranatu nie byłobyw stanie ich zainteresować. Ludzie wychodzą z dżungli, ze stojących w sąsiedztwiebudynkóworaz z tego głównego. Dwóchalbo trzechmężczyzn pędzi ulicą, krzycząc. Każdy dołącza do tego wybuchu aktywności - czegoś takiegojeszczenie widzieliśmy. - To musi być ktoś z nich - stwierdza Metz. Wszyscy znikają. Cały tłum wcisnąłsię do domu, pozostawiając naczatach na zewnątrz tego chłopaka z rugerem. Wygląda na skoncentrowanego, poważnego, zbyt poważnego, jak na swój wiek. Przez boczne drzwi widzę wnętrze domu. Ciało ułożono na podłodze. Brakuje mu jednego buta, z prawej stopyzwisatylko skręcona skarpetka. Inni skaczą dookoła, usiłując cośzrobić, a ten mężczyzna wciąż leży na kafelkach,plamiąc ich białe kwadraty na ciemno. Wszystko oświetla jarzeniówka umieszczonapod sufitem. Chłopak z rugeremzamyka drzwii noc znów pogrąża się w pustymrytmie, do którego przywykłem. Strona 16 Znów jestcicho. - Coza cholera? - mamrocze Metz. On rzadko klnie. - Taaak - odpowiadam. - Co za cholera. Prolog19 Tuż przed świtem Bobby kopie wmój but, aby obudzić mnie nawartę. Teraz moja zmiana. Na głowę skapująmi delikatne krople deszczu, przesączające się przez poncho. Muzyka ucichła. - Obudziłeś się? - pyta. - Czy się obudziłem? - dziwięsię. Wciągu czterech dni nie spałem więcej niż dwie godziny. Tak dokładnie to nawet nie wiem, co toznaczy "obudzić się". - Mamy pół godziny, zanim zaatakują bramę. Lepiej przygotujsprzęt. Znam zasady i chociaż ostatnio omawialiśmy tęoperację prawietydzień temu, to plan wydaje się prosty. Brygady Charlie, Echo, Golfi Hotel wraz ze specjalnie wyekwipowanymi miejscowymizaatakująodstrony bramy i podczas gdy będą biec do czterech najważniejszych,wymagających przeszukania miejsc, snajperzy z brygad Zulu iYankee będą czekać w głębi dżungli, aby "zdjąć" wszelkich uciekinierów. Z kolei zadaniem snajperów z brygady Whiskey oraz mojej, to znaczyz Promieni Roentgena, jest krycie ich z odległości, na wypadek, gdybyczłonkowie gangu rozpętali walkę. Oficerowie z Narodowych Oddziałów Policji Portoryko zabezpiecząbramę i uformują luźny krąg, lecz nikt znas nie sądzi,że ten atak będziezaskoczeniem. Historia przestrzegania przez miejscową żandarmerię zasad bezpieczeństwa podczas przeprowadzania operacjipozostawia wieledo życzenia. Strona 17 Jednak, tak jak to bywaw większości operacji, ogromną rolęodgrywają w nich politycy. To jestich teren ipomimoznacznego wpływu naszej jurysdykcji, nie możemy trzymać ich z dala od tych spraw. - Jak leci? - pytam Bobby'ego, wyciągając karabin z podróżnegopokrowca, uszytego zesztruksu. Ztyłu za nami pierwsze promieniesłońca zaczynają rozświetlać dżunglę, stwarzając niebezpieczeństwo,że możemy być widoczni. - Pomału. Właściwie o czwartej wszystko zamarło. Zaczynają piać koguty. W dolinie tu i tam pojawiają się plamyświateł - oznaka, że ludzie wstają do pracy i do szkoły. Nie każdyżyjezbiznesu narkotykowego. Są tacy, którzy chcą,tak jak i my, pozbyć sięwreszcie tychrzezimieszków. Wyczołguję się znamiotu zkarabinem na ramieniu. Metz już zajął punkt obserwacyjny, czyli swoje wysunięte stanowisko strzeleckie. Moje znajduje się dziesięć jardów na lewo, na pochyłej krawędzi, do. T' 20Zimny strzał której dostępu strzegą kłujące paprocie. Chociaż nie jest to najlepiejukryte miejsce na tym wzgórzu, rozpościera się z niego doskonały widok na całą Villa Filar. Przy wietrze takim jak ten, który mamy dziś,mój karabin będzie się nieco chwiać. Jest 5. 37 rano, ale nie zaprzątam już sobie tym głowy -albo śpię,albo czuwam. Ityle. - Jeszcze nie wrócili? - pytam. Strona 18 Grzebię w plecaku, szukając nowych baterii doradia i manierkiz wodą. Brak snuprzyćmiewa pamięć, ale jednak pamiętam wystarczającodużo. Tużpo trzeciej nad ranem,gdy skończyłem swój ą wartę, Schludny wraz z innymi wybiegli pędem, taszcząc bezwładne ciało, któregogłowa opadła na bok, bez śladów życia, i kołysała się w przód i w tyłw rytm ich kroków, tak jak głowy pluszowych psów, które ludzie stawiają za tylną szybą samochodów. Widziałem dostatecznie dużo trupów, by stwierdzić, żeten facetnie stanowi już problemu, bo nie żyje. Metz poinformował przezradioo tym, co się dzieje, TaktyczneCentrumOperacyjne ispecjalna grupa okryptonimie San Juan pojechała za tymsamochodem. Potem zadania obserwacyjne przejął odemnie Metz,a ja położyłem się, aby nieco się przespać. Aczkolwiek całezajście wydawało się interesujące,to nie miało związku znaszymzadaniem. Naszym celem były narkotyki. - Upłynęłodwadzieściaminut. Albowyrzuciliciałogdzieśw dżungli, albo wciąż trzymają je w bagażniku - stwierdził Metz. - Czy maszjeszcze ciastka czekoladowe? Mnie ciekawi, kim był ten mężczyzna i dlaczego ktoś gozabił. Tojedyna zagadka, która pozostała dorozwiązania w całej wiosce. Poczterech dniachsiedzenia tu na górze wiemy, ktoz kim sypia, jak chowają narkotyki w dziurach w płocie, pod blaszanymi pojemnikami naśmieci, w rynnach. Nie stosują żadnych wyszukanych metod i gdybynie ich skłonność dostosowania przemocy,to ta grupaprzypominałabygromadkę bawiących się w podchodydzieciaków. - Czy wszystko przebiega zgodniez planem? Rzucam Metzowidwa zawinięte w srebrną folię ciastka zjagodami. - Brygada szturmowa właśnieopuściła stanowisko. Będzie tu zadziesięć minut. Podciągam słuchawki radiowe do prawego ucha i reguluję mikrofon. - HR-28 do TCO. Kontrola odbioru. Strona 19 - Tu HR-28. Zrozumiałem. Słyszę cię pięć napięć. Prolog21 Zatrzymuję się tuż przed moim wysuniętym stanowiskiem strzeleckim i spoglądam w dół, na dolinę. Po lewej stronie szybkowschodzisłońce. Koguty szaleją. Kuchnie, łazienki i sypialnie rozświetla przyćmione żółte i pomarańczowe światło - znak, że normalni ludzie rozpoczynaj ą kolejny dzień. W uszach dźwięczą mipierwsze odgłosy godziny H. To innyoddział snajperów daje znać o swoim stanowisku strzeleckim. Cisza radiowa między grupami szturmowymi oznacza, że zbliżają się do nas. Nie przerwą ciszy, dopóki nieosiągną kolejnego wyznaczonego punktu- żółtego. Moje rutynowe czynności rzadko ulegaj ą zmianom. Przede wszystkim zawsze muszęsię upewnić, że mam czystą widocznośći że nic niezasłania mi celu. Najmniejsza gałązka pomiędzy celownikiem a celemmoże spowodować załamanie światła i sprawić, że nie trafię w cel, ale,co gorsza, w kogoś innego. Upewniwszy się co dowidoczności, gdy zajmuję pozycję,przekładam karabin tak, aby mieć go przed sobą,i niepewnie wysuwamsię z gąszczu eukaliptusów. Czołgam się nisko, podążając zakarabinem przez kawałek odsłoniętej skały, oddychającpłytko i miarowo, takjak nas uczono wszkole snajperów. Brązowygekon naglewyskakujeprzede mną jak strzała, przyzwyczajony do mojego zapachu i zachowania. Teraz Metz ija stanowimy część dżungli i nawet szczury nasakceptują. Maleńka jaszczurka prowadzi mnie na stanowisko za kępą trawy,której liście tną niczym brzytwa. Po mojej prawej stronie słońce błyskazza pokrytego rosą liścia. Przykładam prawy policzek do chłodnej skały, zmuszając się do powolnych ruchów i do ćwiczenia dyscypliny. - Sierra Trzy do TCO. Strona 20 HR-44 iHR-76są już na swoichpozycjach. To Junior i Task. Leżą w cieniu poniżejnas, dokładnie wzdhiż jednego lubdwóch szlaków, które handlarze narkotyków mogą wykorzystaćjako drogi ucieczki. Innimeldują TCO swoją gotowość. Każdyrealizuje własnączęść planu. Dyscyplina - mówię sobie. To najbardziej widoczne stanowiskowgórach. Nie ma się co spieszyć. Powoli unoszę głowę, dla pewniejszego strzału. Widzęjego twarznawet bez optycznego celownika: dwieście pięćdziesiątdwa jardy odmojej lufy. Strażnik z rugerem czekana zewnątrz. Sprzedażnarkotyków. 22Zimny strzał nagle zakończyła się piętnaście minut temu, a nowej dostawy nie ma. Wiedzą o naszej obecności. Wyciągamrękę, chwytam dwójnóg iustawiam w odpowiedniejpozycji, opierając na nim karabin. Ciężka broń,taka jakta, jestwłaściwie bezużyteczna, gdy odległość wynosi dwieście pięćdziesiątjardów. Dwójnóg unieruchamia micel, dając taką stabilność jakławka i szerokie pole widzenia, konieczne do śledzenia wszelkichruchów. Zajmowanie pozycji torytuał. Najpierw kładę pod kolbę maływorek strzelecki wypełniony piaskiem, żeby podpierał mój tors, gdyukładam się za karabinem. Lewą rękę podwijampod siebie, łokciemnaprzód. Jej palceściskają worek, delikatnie regulując ustawieniebroni przycelowaniu. Prawa ręka pieścichwyt kolby, kciukspoczywa poprzeciwnej stronie kolby od palca