Werber Bernard - Szósty sen
Szczegóły |
Tytuł |
Werber Bernard - Szósty sen |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Werber Bernard - Szósty sen PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Werber Bernard - Szósty sen PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Werber Bernard - Szósty sen - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Tytuł oryginału:
Le sixième sommeil
Copyright © Éditions Albin Michel et Bernard Werber – Paris 2015
Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki:
Mariusz Banachowicz
Redakcja:
Mariusz Kulan
ebook lesiojot
Korekta:
Iwona Wyrwisz, Magdalena Bargłowska
ISBN: 978-83-8110-767-9
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
E-wydanie 2018
Strona 4
Spis treści
Strona tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
PRZEDMOWA
Akt I Praktykant spania
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
Strona 5
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
Akt II Towarzysz we śnie
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
Strona 6
54
55
56
57
Akt III Mistrz onironauta
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
POSŁOWIE
MUZYKA SŁUCHANA PODCZAS PISANIA POWIEŚCI
PODZIĘKOWANIA
Strona 7
Dla Amélie
Strona 8
PRZEDMOWA
Wyobraźcie sobie, że możecie cofnąć się w czasie o dwadzieścia lat
i odnaleźć, we śnie, osobę, którą byliście w młodości.
Wyobraźcie sobie, że macie możliwość z nią porozmawiać.
Co byście jej powiedzieli?
Strona 9
AKT I
Praktykant spania
Strona 10
1
– Dobrze sypiacie?
Pytanie zaskakuje, niestosowne wydaje się rozmawianie na tak osobisty
temat.
– Tak, wy, którzy siedzicie teraz naprzeciwko mnie, tu i teraz. Czy łatwo
zasypiacie i budzicie się w formie?
Wobec braku jasnej odpowiedzi Caroline Klein uśmiecha się, zapala
cygaretkę ze złotym filtrem, wydmuchuje powoli kilka kółek dymu, po czym
oznajmia:
– Posłuchajcie mnie uważnie. Spędzamy jedną trzecią naszego życia na
spaniu. Jedną trzecią. I jedną dwunastą na śnieniu. A jednak większości ludzi
to nie interesuje. Czas poświęcony na sen jest postrzegany jedynie jako
regeneracja. Sny są niemal natychmiast zapominane zaraz po przebudzeniu.
Według mnie to, co się dzieje każdej nocy wśród pościeli w wilgotnym cieple
naszych łóżek, zakrawa na tajemnicę. Świat snu to nowy kontynent
wymagający odkrycia, równoległy wszechświat pełen skarbów, które
zasługują na to, aby je wydobyć i wykorzystać. Kiedyś będzie się uczyło
dzieci w szkołach, jak dobrze sypiać. Kiedyś na uniwersytecie będzie uczyło
się studentów śnić. Pewnego dnia marzenia senne staną się dziełami sztuki
oglądanymi przez wszystkich na wielkim ekranie. Wówczas okaże się, że ta
trzecia część życia, którą niesłusznie uważaliśmy za niewykorzystaną, jest
pożyteczna, że pomnaża nasze możliwości fizyczne i psychiczne. Jeśli uda mi
się zrealizować mój „tajny plan”, jeszcze szerzej otworzę drzwi wiodące na
niesamowitą drogę do świata snu, drogę, która naprawdę mogłaby wszystko
zmienić.
Następuje długa cisza. Po wygłoszeniu tego wyznania Caroline Klein
zaciąga się mocniej cygaretką i wypuszcza spomiędzy lśniących warg obłok
jasnoszarego dymu. Opary tworzą pionową ósemkę, po czym rozciągają się
w kształt wstęgi Möbiusa, aby w końcu rozproszyć się pod sufitem, omijając
Strona 11
lampy.
Badaczka potrząsa włosami, zadowolona, że po raz kolejny wywarła
wrażenie na swoim synu, dwudziestosiedmioletnim Jacques’u, i jego nowej
narzeczonej, którą widzi po raz pierwszy i która, o ile dobrze pamięta, ma na
imię Charlotte.
Młodzi ludzie przyglądają jej się, zafascynowani tą niezwykłą
osobowością.
Caroline Klein ma pięćdziesiąt dziewięć lat i jest korpulentną blondynką
o czarnych figlarnych oczach. Ma na sobie, jak zwykle, czerwoną sukienkę,
a na szyi złoty naszyjnik z czerwonym motywem w kształcie drzewa. Jej
ruchy świadczą o sile i opanowaniu. Mówi zdecydowanym tonem.
– Na czym polega pani „tajny plan”? – pyta Charlotte.
Słowa niosą się głośno po wnętrzu nowoczesnej willi w Fontainebleau,
należącej do narzeczonej syna. Caroline ciągnie jednak, niewzruszona, jak
gdyby nie dosłyszała pytania.
– Większość ludzi cierpi w nocy, śpią na nieodpowiednim materacu,
miewają ataki bezdechu, okresy bezsenności, ciągle są zmęczeni, wstają
obolali. Według najnowszych badań sześćdziesiąt procent osób przyznaje, że
źle sypia. Czterdzieści procent zażywa regularnie środki nasenne.
Dwadzieścia procent ma chroniczne problemy ze snem. Są one przyczyną
zaburzeń systemu odpornościowego, chorób krążenia, skłonności
samobójczych, sprzyjają też otyłości. Pary rozwodzą się, ponieważ jeden
z partnerów chrapie albo miota się we śnie. Ileż tragedii, wypadków
samochodowych i niepowodzeń w szkole spowodowanych jest po prostu…
nieudaną nocą.
Jacques nalewa wina, co matka odbiera jako zachętę do kontynuowania
wykładu.
– Napoleon twierdził, że niewiele sypia, w rzeczywistości cierpiał na
bezsenność. Być może właśnie z tego powodu był bardzo drażliwy, wpadał
we wściekłość i podbił tyle sąsiednich krajów. Wśród słynnych osób
z problemami snu można również wymienić Vincenta van Gogha, Izaaka
Newtona, Thomasa Edisona, Marilyn Monroe, Szekspira, Margaret Thatcher.
Wszyscy cierpieli na bezsenność.
– Ta jednak ich inspirowała. Przynajmniej Newtona i Szekspira – zauważa
Charlotte.
– Lecz byli nieszczęśliwi. Na tych kilka przypadków, kiedy bezsenne noce
Strona 12
sprzyjały tworzeniu (żeby nie oszaleć), ilu anonimowych nietwórców leżało
tylko bez ruchu, przygnębionych, zrozpaczonych, patrząc na mijający na
tarczy zegara czas, licząc tylko na jedno… żeby normalnie zasnąć?
– Bezsenność to niesprawiedliwa kara.
– Nie, przeciwnie, to dziedzina, w której wszyscy jesteśmy sobie równi.
Wobec snu bogaci i biedni, zwycięzcy i przegrani, piękni i brzydcy, ludzie
Zachodu i Wschodu, małżonkowie i single leżą na tej samej krnąbrnej
poduszce.
Caroline Klein buduje napięcie, przerywając na chwilę.
– Wierzcie mi, złe zarządzanie snem jest jedną z najgorszych plag stulecia,
a mimo to rzadko się o tym mówi. Jedynym rozwiązaniem, jakie znaleziono
do tej pory, jest zażywanie środków nasennych, czyli tłumienie symptomów
zamiast leczenia przyczyny. Współczesne środki nasenne składające się
w większości z benzodiazepinów skutkują straszliwymi efektami ubocznymi:
1) eliminują marzenia senne, 2) uzależniają, 3) od niedawna podejrzewa się
je o zwiększanie ryzyka zapadnięcia na chorobę Alzheimera.
– Na czym polega pani „tajny projekt”? – nalega Charlotte.
Caroline Klein czuje rozbawienie, zauważywszy, że Charlotte jest do niej
podobna. Te same jasne włosy, te same czarne oczy, ta sama obfitsza
sylwetka. Wiążąc się z tą młodą kobietą, syn pokazuje, że jest podświadomie
zakochany… we własnej matce. Myśl ta wywołuje uśmiech na jej twarzy
i niemal niezauważalny tik polegający na potrząśnięciu blond włosami.
Rozgniata cygaretkę zdecydowanym gestem.
– Widzimy się dziś po raz pierwszy, proszę pozwolić mi zachować
nienaruszoną pewną część tajemnicy, którą będziemy miały przyjemność
badać w trakcie naszych kolejnych spotkań. Szczególnie że posiada pani
wiedzę na temat dzisiejszego traumatycznego wydarzenia, dlatego… może
przejdziemy do stołu?
Opuszczają salon i zasiadają w przestronnej jadalni. Charlotte przynosi
z kuchni potrawę, którą naprędce przygotowała: spaghetti po bolońsku
posypane górą tartego sera.
– To lekkie danie, ale gotuję bez glutenu, tak jest najzdrowiej. Musi
przecież istnieć związek między trawieniem wieczornego posiłku i snem, jaki
po nim następuje, prawda? – Młoda kobieta usiłuje powrócić do zajmującego
ją tematu.
– Wszystko wpływa na sen. Jedzenie, pogoda, godzina kładzenia się do
Strona 13
łóżka, stres, picie.
Jacques napełnia trzy kieliszki winem w ciemnoczerwonym kolorze.
– Dzięki temu nektarowi zyskujemy gwarancję spokojnej nocy –
uzupełnia, żeby rozładować atmosferę.
– Co zrobić, żeby dobrze sypiać? – dopytuje Charlotte, wciąż
zaintrygowana.
– Zalecam odpowiednie odżywianie się, udane życie seksualne (co
najmniej osiem stosunków na miesiąc), regularne pory zasypiania, kilka
głębokich oddechów, nieco lektury. Nie ma nic lepszego nad dobrą książkę,
żeby smacznie spać. Sprzyja ona powstawaniu pierwszych scen naszego
przyszłego snu. Jacques chętnie pani o tym opowie, przekazałam mu
kluczową wiedzę na ten temat.
Na deser jedzą pływające wyspy pokryte różową warstewką likieru Grand
Marnier. Wreszcie Caroline zauważa, że jest już po północy: jest zmęczona
i chce wracać do domu.
– Po tych wszystkich dzisiejszych zdarzeniach rozumiem, że jest pani
wycieńczona, profesor Klein. Jeśli ma pani ochotę, może pani tutaj spać,
mamy pokój gościnny na pierwszym piętrze.
– Nie, dziękuję, Charlotte, wolę wrócić do siebie. Moi wrogowie pewnie
się już zmęczyli i dadzą mi spokój o tak później porze, poza tym śpi mi się
dobrze tylko we własnym łóżku. Mam swój wieczorny rytuał. Co się zaś
tyczy okropnego skandalu, jaki miał dzisiaj miejsce, nie martwcie się, sen
zmetabolizuje go przez noc. Taka już jestem. Używam snu do przeżuwania,
mielenia i trawienia wszystkich dziennych kłopotów.
Mówiąc to, sięga po orzech i kruszy łupinę w dłoni.
– Jedynie we śnie jesteśmy wolni. Tylko we śnie wszystko jest możliwe.
Gryzie dwie połówki miękiszu podobne do maleńkich beżowych półkul
mózgu.
– Do widzenia i dziękuję za miłą improwizowaną kolację. Do zobaczenia
wkrótce, obiecuję.
Caroline Klein wsiada do czerwonego sportowego samochodu i rusza
z piskiem opon, wykonując ostatni gest pożegnania pod adresem syna i jego
narzeczonej stojących w progu willi.
Pędzi wśród ciepłej nocy, zadowolona przede wszystkim, że nie zdradziła
ani jednego szczegółu swojego „tajnego planu” tej obcej, nieco zbyt
ciekawskiej, jak na jej gust, osobie.
Strona 14
Nad nią okrągły błyszczący księżyc uśmiecha się osobliwie, jak gdyby
wiedział, że najgorsze ma dopiero nadejść.
Strona 15
2
W lustrze odbija się jej okrągłe oko. Rzęsy trzepoczą.
O drugiej nad ranem Caroline Klein wreszcie wróciła do siebie.
Zmywa makijaż wacikami nasączonymi wodą o zapachu lilii, myje zęby
niebieskawą pastą.
Mimo głębokiej nocy na Montmartrze temperatura jeszcze bardziej
wzrosła i Caroline otwiera okna mieszkania na szóstym piętrze, żeby
przewietrzyć i wychłodzić pomieszczenia.
Zrzuca czerwoną suknię, zdejmuje czarną bieliznę i ostrożnie wślizguje się
pod jedwabną pościel.
Dwadzieścia minut po drugiej zasypia.
O wpół do czwartej powoli wstaje i naga, ale z otwartymi oczyma
utkwionymi w pustce, kieruje się do kuchni. Wyciąga z zamrażalnika stek,
kładzie go na talerzu, siada i usiłuje jeść widelcem. Kiedy jej się to nie udaje,
wyciąga z szuflady nóż i nacina zamrożone mięso. Wstaje i nie wypuszczając
z ręki lśniącego ostrza, ponownie otwiera po kolei szafki, jak gdyby szukając
cudownej przyprawy, którą mogłaby dodać do opornego, twardego jak
kamień mięsa. Maca, przewraca kieliszek i rani się, depcząc po rozbitym
szkle.
Następnie otwiera okno kuchenne i, wciąż mając puste spojrzenie, wspina
się na kredens i szykuje do wyjścia na dach w poszukiwaniu idealnego
towarzystwa pasującego do zamrożonego steku.
Stawia jedną stopę na dachówkach, potem drugą. Robi dwa kroki, dziesięć
kroków. Lepkie od krwi stopy ślizgają się po dachu, ale kobieta nie traci
równowagi.
Nad Paryżem lśnią miriady błyszczących i mrugających punkcików,
niczym świetliki, ale ona nie zwraca na nie uwagi. Ma rozszerzone źrenice,
nieruchome, zagubione w nieskończoności spojrzenie.
Kolejne dziesięć kroków.
Strona 16
Znajduje się na wysokości dwudziestu metrów nad ziemią i upadek miałby
fatalne skutki, ale ona nie jest tego świadoma i idzie dalej, z dłonią zaciśniętą
na wielkim nożu. Kroczy naprzód po krawędzi dachu, naga, w świetle
księżyca i gwiazd.
O trzeciej trzydzieści siedem w dole rozlega się alarm samochodu,
wywołany przez odchody gołębia.
Caroline Klein przeszywa dreszcz, jej źrenice kurczą się. Teraz wyraźnie
widzi dachy wokół siebie i uświadamia sobie, że jest całkiem naga. Następnie
dostrzega wielki nóż w swojej dłoni i z jej gardła wyrywa się okrzyk
przerażenia.
Wokoło zapalają się światła. Ciekawskie i potępiające twarze wyłaniają się
zza zasłon w oknach sąsiednich fasad. Caroline upuszcza nóż, który spada
sześć pięter w dół i uderza w chodnik z tępym odgłosem. Kobieta zasłania
piersi i płeć.
Caroline Klein kręci się w głowie. Opuszcza się na kolana, żeby
zminimalizować ryzyko upadku.
O trzeciej trzydzieści dziewięć udaje jej się dotrzeć do kuchennego okna,
zaciąga zasłony i umyka przed wzrokiem sąsiadów. Chowa zamrożony stek,
zamyka szafki, nakleja plaster na stopę, zakłada pantofle, zbiera rozbite szkło
kieliszka. Wreszcie narzuca szlafrok i wypija szklankę lodowatej wody.
O trzeciej pięćdziesiąt siada na kilka minut, żeby przyjrzeć się sobie
w lustrze, oszołomiona. Oddycha głęboko, żeby odpędzić z trudem
powstrzymywaną wściekłość, która w niej wzbiera. Tysiące myśli napływają
jej do głowy. Rośnie w niej napięcie. Drży, twarz ściąga jej się pod wpływem
nerwowych tików.
Pochyla się nad swoim odbiciem, przygląda się sobie z bliska, a to, co
widzi, przeraża ją.
Tłucze lustro uderzeniem pięści.
O trzeciej pięćdziesiąt siedem podejmuje radykalną decyzję, chcąc, aby ta
scena nie mogła nigdy więcej się powtórzyć, decyzję, której konsekwencje
będzie musiała ponieść – wszystkie konsekwencje, niezależnie od tego, jak
trudne będą.
Strona 17
3
Kobieca dłoń głaszcze go po karku. Paznokieć sunie po tętnicy aż pod
brodę.
– Na czym więc polega ten jej „tajny projekt”? – pyta Charlotte. – Na
pewno jest związany ze snem i marzeniami sennymi. Musisz coś wiedzieć.
– Prosiła, żebym nikomu o tym nie wspominał. Przykro mi.
Młoda kobieta wzrusza ramionami, rozczarowana, lecz nie nalega więcej
i zamyka się w łazience, żeby zmyć makijaż i przygotować się na noc.
Jacques Klein, zostawszy sam w pokoju, otwiera okno i wdycha ciepłe
powietrze, uśmiechnięty, rozluźniony i zadowolony.
Widzi księżyc i gwiazdy. Przypomina mu się wszystko, co się wydarzyło
w ciągu tego bogatego w emocje dnia.
Moja matka jest taka odważna. Sposób, w jaki stawiła dzisiaj czoło
przeciwnościom, zaiste trudnym, jest niesamowity. Spokojna, silna,
zrównoważona. Nieugięta. Nieczęsto widuję ją równie swobodną. Jest
naprawdę niezniszczalna.
Cieszy się, że udało mu się znaleźć sposób na rozwiązanie ciężkiego
kryzysu poprzez zorganizowanie zaimprowizowanej kolacji w Fontainebleau,
ma wrażenie, że jego nowa narzeczona, Charlotte, spodobała się matce. Był
zachwycony, kiedy Caroline nawiązała do swojej pasji, jaką jest sen.
„Spędzamy jedną trzecią naszego życia na spaniu”.
To oznacza, że ktoś, kto miałby żyć dziewięćdziesiąt lat, będzie spał przez
trzydzieści. Trzydzieści lat zapomnienia, straconego, bezowocnego czasu,
któremu przypisujemy nieznaczną tylko wagę.
Trzydzieści lat… To więcej niż mój aktualny wiek.
„I jedną dwunastą na śnieniu”. Czyli mniej więcej siedem lat.
Jacques słyszał już te słowa wielokrotnie, ale wciąż nie znudziły go
opowieści matki na jej ulubiony temat. Za każdym razem bardziej
uświadamia sobie znaczenie jej słów.
Strona 18
Pasja Caroline jest zaraźliwa, a kiedy mówi o tym kontynencie do
zbadania, jego przeszywają dreszcze.
Moja matka jest badaczką na miarę nowoczesności.
Zamyka oczy i przypomina sobie podejście, jakie miał we wczesnym
dzieciństwie do zwykłego faktu spania… ponieważ urodził się, śpiąc.
Strona 19
4
Wydarzyło się to pewnej soboty, punktualnie o północy, dwadzieścia
siedem lat wcześniej.
Ponieważ poród odbywał się pod znieczuleniem, przez cesarskie cięcie, nie
było oczekiwania, kleszczy, parcia, ucisku, rozciągania, nacinania krocza.
Wszystko przebiegło szybko, łagodnie, bez jakiegokolwiek bólu.
Wyciągnięto go tak, jak się wyciąga ciepłe ciasto z pieca, potrząśnięto nieco,
żeby zainteresował się sytuacją wokoło, bo wydawał się całkowicie obojętny
na to, co się z nim dzieje.
W końcu były to „tylko” jego narodziny.
Zaniepokoiła go zmiana otoczenia.
Przeszkodziły mu hałas, światło i chłód. Jego pierwszą myślą na zewnątrz
musiało być: Zatem poza światem brzucha istnieje inny świat, który wreszcie
odkrywam, ale wydaje mi się on bardzo zaskakujący.
Wyraził swoje niezadowolenie kopniakami i dał do zrozumienia, że ma
ochotę dalej spać spokojnie w swojej wilgotnej, różowej, ciemnej i ciepłej
niszy.
Nie podejrzewał jeszcze wówczas, że życie właśnie na tym polega: na
kolejnych zmianach otoczenia.
Od brzucha matki po trumnę w ziemi.
W każdym z miejsc będzie musiał się zmierzyć z innym problemem.
Czując podświadomie, że jeśli zapłacze, dadzą mu spokój, zgodził się
wydać z siebie kilka jęków. W konsekwencji zaczęto go przerzucać od jednej
do drugiej pary lepkich warg, które całowały go w czoło i w policzki.
Ramiona ułożyły go w miękkim i ciepłym inkubatorze pachnącym
lawendą. Tam mógł wreszcie dalej odpoczywać.
Jacques Klein odziedziczył cechę, która predysponowała go do
interesowania się snem.
Jego ojciec, Francis Klein, był żeglarzem, który wsławił się samotnymi
Strona 20
rejsami. Był wysokim, rudym mężczyzną o krótkiej brodzie, dużych
stwardniałych dłoniach, zielonych oczach i bardzo jasnej cerze usianej
miejscami piegami. Miał już na swoim koncie wiele zwycięstw. Jego
najbardziej cenna umiejętność polegała na opanowaniu snu w krótkich
sekwencjach, co pozwalało mu unikać zderzeń z okrętami pływającymi po
oceanach. Francis Klein nauczył się spać „naukowo” u boku żony, Caroline,
słynnej neurofizjolożki, która prowadziła zaawansowane badania nad snem
oraz marzeniami sennymi i pracowała już wówczas w szpitalu Hôtel-Dieu
w Paryżu.
Dzięki wsparciu małżonki Francis pobił rekord w przepłynięciu Atlantyku
jachtem: w pięć dni, godzinę i trzynaście minut. W wieczór zwycięstwa
Caroline i Francis Klein kochali się i poczęli małego Jacques’a, jak gdyby dla
uczczenia tego triumfu.
Z wnętrza inkubatora noworodek usłyszał rozmowę rodziców, która
wówczas wydawała mu się jedynie hałasem, ale którą dorosły Jacques
potrafił teraz odtworzyć w swoim umyśle.
„Zrobimy z niego wielkiego odkrywcę”, przepowiedział mu ojciec.
„Zrobimy z niego przede wszystkim wielkiego marzyciela”, odparła
matka.