Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Weber David - Królowa niewolników (3) - Kocioł duchów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
David Weber
Eric Flint
HONOR HARRINGTON
Kocioł duchów
Przełożył Radosław Kot
Dom Wydawniczy REBIS
Strona 3
Tytuł oryginału: Cauldron of Ghosts
Copyright © 2014 by Words of Weber, Inc. & Eric Flint
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2015
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem,
zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony.
Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Anna Poniedziałek
Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Jacek Pietrzyński
Ilustracja na okładce: David B. Mattingly
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Kocioł duchów, wyd. I, Poznań
2015)
ISBN 978-83-7818-925-1
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08
fax: 61 867 37 74
e-mail:
[email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer
Strona 4
Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
MAJ 1922 ROKU PO DIASPORZE
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
CZERWIEC 1922 ROKU PO DISAPORZE
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII
Strona 5
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XV
ROZDZIAŁ XVI
ROZDZIAŁ XVII
ROZDZIAŁ XVIII
ROZDZIAŁ XIX
ROZDZIAŁ XX
ROZDZIAŁ XXI
ROZDZIAŁ XXII
LIPIEC 1922 ROKU PO DIASPORZE
ROZDZIAŁ XXIII
ROZDZIAŁ XXIV
ROZDZIAŁ XXV
ROZDZIAŁ XXVI
ROZDZIAŁ XXVII
ROZDZIAŁ XXVIII
ROZDZIAŁ XXIX
ROZDZIAŁ XXX
ROZDZIAŁ XXXI
ROZDZIAŁ XXXII
Strona 6
ROZDZIAŁ XXXIII
SIERPIEŃ 1922 ROKU PO DIASPORZE
ROZDZIAŁ XXXIV
ROZDZIAŁ XXXV
ROZDZIAŁ XXXVI
ROZDZIAŁ XXXVII
ROZDZIAŁ XXXVIII
WRZESIEŃ 1922 ROKU PO DIASPORZE
ROZDZIAŁ XXXIX
ROZDZIAŁ XL
ROZDZIAŁ XLI
ROZDZIAŁ XLII
ROZDZIAŁ XLIII
ROZDZIAŁ XLIV
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XLVI
ROZDZIAŁ XLVII
ROZDZIAŁ XLVIII
ROZDZIAŁ XLIX
ROZDZIAŁ L
Strona 7
ROZDZIAŁ LI
ROZDZIAŁ LII
ROZDZIAŁ LIII
ROZDZIAŁ LIV
PAŹDZIERNIK 1922 ROKU PO DIASPORZE
ROZDZIAŁ LV
ROZDZIAŁ LVI
ROZDZIAŁ LVII
ROZDZIAŁ LVIII
ROZDZIAŁ LIX
ROZDZIAŁ LX
ROZDZIAŁ LXI
ROZDZIAŁ LXII
ROZDZIAŁ LXIII
ROZDZIAŁ LXIV
ROZDZIAŁ LXV
ROZDZIAŁ LXVI
ROZDZIAŁ LXVII
Lista postaci
Cykl Honor Harrington
Strona 8
Dla Jima Baena,
który dawał szansę pisarzom.
Brakuje nam ciebie
Strona 9
MAJ 1922 ROKU PO DIASPORZE
„Pomocny jak diabli. Victor wszystko rozwala w drobny mak”.
– Yana Trietiakowna, tajny agent Królestwa Torch
Strona 10
ROZDZIAŁ I
I co teraz? – spytała Yana Trietiakowna. Siedziała rozparta w wygodnym
fotelu, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach. Spojrzała przy tym
groźnie na Antona Zilwickiego i Victora Cachata, z których ten pierwszy
siedział przy ekranie kompa, drugi zaś garbił się w swoim fotelu i wyglądał
na niemal równie niezadowolonego jak Yana.
– Nie wiem – odparł niewyraźnie Cachat. – Chociaż próbowałem
uzyskać odpowiedź na to pytanie od pewnych prominentnych osób, których
nazwisk nie wymienię. – Wskazał palcem w kierunku sufitu.
Gdyby zinterpretować jego gest dosłownie, mógłby on oznaczać, że
będący dotąd zaprzysięgłym ateistą Victor Cachat doznał nagłego
przypływu pobożności, jako że ponad sufitem nie było nic oprócz nieba.
Rozległy apartament, zajmowany przez całą trójkę, znajdował się na
ostatnim piętrze jednego z najbardziej luksusowych hoteli stolicy Haven,
zajętego już dziesiątki lat temu na potrzeby tajnej policji Legislatorów. Po
rewolucji, a dokładnie mówiąc, po ostatniej rewolucji, nowa władza
próbowała odszukać jego dawnych właścicieli, jednak bez powodzenia.
Wszyscy albo już nie żyli, albo gdzieś poznikali. Z braku lepszego pomysłu
urządzono więc w budynku coś pomiędzy luksusowym hotelem dla gości
rządu a bezpieczną kwaterą dla różnych innych, mniej oficjalnych gości.
Wypowiedź Cachata była jednak z gruntu ironiczna.
– Równie dobrze mógłbym gadać z latarnią – wymamrotał. – Tyle że
pod latarnią byłoby przynajmniej jasno.
Strona 11
– A moim zdaniem pomyliłeś pytania – stwierdził Anton, krzywiąc się
lekko. – Rzecz nie w „kiedy”, ale „gdzie”. – Wskazał coś na ekranie. –
Widziałeś?
Nastrój znudzenia pierzchnął, gdy Victor i Yana wstali, by podejść do
kompa.
– Co to niby jest? – spytała Trietiakowna. – Wygląda jak jajecznica na
sterydach.
– Bieżący obraz ruchu wokół planety – odparł Cachat. – Wszystkie
jednostki, które astrogacja ma pod kontrolą jako przybywające albo
odlatujące. Ale na tym moja wiedza się kończy. Szczegółowo wam tego nie
objaśnię.
Yana przyjrzała się ekranowi krytycznie.
– Chcesz powiedzieć, że oni tak właśnie to widzą? – spytała
z niepokojem w głosie. – I na tej podstawie sprowadzają do lądowania?
Bezpiecznie wypychają na orbitę? Chyba skręci mnie ze śmiechu. Jeśli tak
właśnie jest, nigdy więcej donikąd nie polecę. Nawet na latawcu.
– Bez paniki – rzucił Anton. – To zbiorczy obraz, oni widzą to inaczej.
Poza tym wszystkim i tak rządzą komputery. Zależało mi na takim właśnie
oglądzie, bo chciałem zweryfikować pewne przypuszczenia. Mam na myśli
nagły wzrost liczby pozarozkładowych wylotów, zgłaszanych na dodatek
w ostatniej chwili.
Wskazał na kilka jasnych punktów, które dla jego towarzyszy nie
wyróżniały się niczym szczególnym.
– Jak na moje wyczucie, to oni po prostu uciekają.
Victor i Yana spojrzeli po sobie, a potem na Antona.
– Kto ucieka? – spytała Trietiakowna.
Strona 12
Zilwicki poruszył masywnym ciałem w geście, który w przypadku
normalnie zbudowanego człowieka byłby zapewne wzruszeniem
ramionami.
– A skąd mam wiedzieć? – mruknął. – To już Victor będzie musiał
wyciągnąć od swoich wiewiórek. Jednak na pewno nie chodzi o szarych
ludzi.
Yana rzuciła w słowiańsko brzmiącym języku coś, co niemal na pewno
nie nadawało się do druku. Victor panował nad sobą, ale też był pod
wrażeniem.
– Ładne kwiatki – rzucił. – Kwiatki i bratki.
Na swoje szczęście nie musieli długo zamartwiać się tą sprawą. Ledwie
kilka minut później zjawiło się zbawienie pod postacią Kevina Ushera
i Wilhelma Trajana. Usher był szefem Federalnej Agencji Śledczej, czyli
sprawował pieczę nad bezpieczeństwem wewnętrznym, a Trajan zajmował
się bezpieczeństwem zewnętrznym jako szef Foreign Intelligence Service.
Yana wpuściła ich, gdy tylko zadzwonili do drzwi. Widząc ich, Cachat
natychmiast wstał.
– Cześć – powiedział, skinąwszy głową w kierunku Kevina. – Witaj,
szefie – dodał, patrząc na Trajana.
– Nie jestem już twoim szefem – odparł Wilhelm. Rozejrzał się wkoło,
dostrzegł pusty fotel i natychmiast go zajął. Rozparł się wygodnie jak ktoś,
kto wreszcie może sobie pozwolić na chwilę relaksu po pełnych napięcia
godzinach. – Zostałeś przepisany pod Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Nie podlegasz już FIS.
Strona 13
Nie wydawał się zasmucony utratą usług kogoś, kto w opinii
wtajemniczonych, w tym i samego Wilhelma, uchodził za najzdolniejszego
agenta Haven. Gdy prezydent Pritchart oznajmiła mu swą decyzję
o przeniesieniu Cachata, zareagował westchnieniem ulgi i stwierdził bez
żenady, że wreszcie… wreszcie będzie mógł wrócić do prawdziwego
szpiegowania, miast bawić się dłużej w pogromcę lwów.
Usher usiadł w pewnej odległości od niego.
– Awans jak cholera, Victorze. Oczywiście jeśli przedstawić to
w odpowiednim świetle.
Victor zerknął na niego ponuro.
– Chyba po ciemku – warknął.
– Na miłość boską, Victorze! – żachnął się Kevin. – To przecież jasne
jak słońce! Dni, kiedy przemykałeś ukradkiem po chaszczach, dobiegły
końca. Przeminęły z mocą tajfunu. Bum, bęc i łubudu. Koniec z tym
sportem!
– Spójrz na to realistycznie, Victorze – odezwał się bardziej
pojednawczym tonem Trajan. – Robota przy Torch niemal całkowicie cię
zdekonspirowała. Niewiele zostało z twojej dawnej przykrywki. A teraz, po
Mesie? Razem z Antonem i Yaną – tu skinął głową w kierunku tamtych
dwojga – jesteście autorami najbardziej spektakularnej akcji wywiadu od…
kto wie, ilu stuleci, i byłoby naiwnością oczekiwać, że po niej będziesz
mógł dalej spokojnie robić swoje. Nawet nanotechnologia tu nie pomoże,
bo nowa twarz czy nowa sylwetka to jeszcze nie wszystko. Zostaje DNA.
W przypadku kogoś świeżego w naszym fachu może nie byłby to problem,
ale jeśli chodzi o ciebie… Każdy, kto ma podstawy obawiać się twojej
wizyty, bez dwóch zdań robi obecnie testy wszystkim, którzy chociaż
z grubsza mogą cię przypominać!
Strona 14
– Urząd Bezpieczeństwa zniszczył wszystkie próbki mojego DNA
w dniu, gdy skończyłem Akademię – odparł Victor z lekką irytacją
w głosie. – Wszystkie, poza tymi, które sam przechowuje, a te są dobrze
strzeżone. Ja zaś zawsze uważałem, by nie siać moim DNA po galaktyce.
– Nie wątpię – przyznał Anton. – Nie sądzę, by agent do zadań
specjalnych Victor Cachat odstawił kiedykolwiek beztrosko szklaneczkę po
wychyleniu drinka. Ale znasz realia. Jak długo pozostawałeś w cieniu i nikt
naprawdę nie szukał twojego DNA, to mogło działać. Ale teraz?
– Właśnie – odezwał się Trajan i skinął w stronę okna wychodzącego na
Nouveau Paris. – Sprawa przeciekła już do mediów. W ciągu paru dni, góra
tygodnia, twoje nazwisko będzie znane wszystkim na Haven. No, może
poza tymi, którzy nie skończyli jeszcze pięciu lat albo w ogóle nie czytają
serwisów. Co więcej, wszystkie wywiady pójdą tym tropem i zrobią, co
w ich mocy, by dostać w swoje łapy próbkę twojego DNA. Prędzej czy
później któremuś się to uda. Tak więc nie próbuj walczyć. I nie kombinuj,
jak by tu przekonać mnie czy Kevina do swoich racji. Prezydent Pritchart
zdecydowała i kropka. Jeśli marzy ci się, by cokolwiek zmienić, musiałbyś
najpierw odwołać ją z urzędu.
Usher przetarł twarz wielką dłonią.
– Wilhelmie, on i tak ma dość pomysłów. Nie musisz mu podsuwać
nowych.
Trajan spojrzał ze zdumieniem na Kevina.
– Co? Ja nie… – Nagle zrozumiał. – Agencie Cachat…
– Nie myślałem organizować coup d’état – rzucił sarkastycznie Victor. –
Jakoś tak wyszło, że jestem patriotą. Poza tym nie mogę mieć pani
prezydent za złe, że tak właśnie zdecydowała. – Zachmurzył się. – Po
prostu została wprowadzona w błąd przez doradców.
Strona 15
Anton zaśmiał się cicho.
– Ganny cię ostrzegała. Teraz tobie przyjdzie uciekać przed kamerami.
Współczułbym ci, nawet gdybyś kiedyś okazał choć trochę zrozumienia dla
moich rozterek po utracie przykrywki. – Zilwicki spojrzał na Trietiakowną.
– Jak sądzisz, Yano? Ganny prorokowała, że media okrzykną Cachata
„Czarnym mścicielem”. Ewentualnie nawiążą do jego imienia i zostanie
„Mrocznym zwycięzcą”.
– Obstawiam „Mrocznego zwycięzcę”. Zemsta do Victora nie pasuje,
natomiast mrok i owszem, jak najbardziej. Zresztą spójrz na niego…
Cachat zaiste zrobił się dziwnie ciemny na twarzy.
– Mroczny zwycięzca jak żywy – stwierdził Zilwicki. – Musisz sobie
sprawić nowe wdzianko, Victorze. Takie skórzane, skórzane od stóp do
głów. I oczywiście czarne, tego nie muszę chyba dodawać.
Przez chwilę wydawało się, że Cachat eksploduje, rażąc wokół
odłamkami, albo dopuści się chociaż jakiegoś czynu karalnego. Ostatecznie
jednak się opanował, co wcale nie zdziwiło Antona. To, że Victor zyskał aż
taką sławę, wynikało również z faktu, że nigdy za sławą nie tęsknił.
W sumie był człowiekiem wręcz skromnym, o niesamowitej samokontroli.
Gdy wreszcie się odezwał, jego głos brzmiał tak spokojnie, jakby Cachat
pytał o pogodę za oknem.
– Gdzie więc zostałem przypisany? Ostrzegam was tylko, że jeśli
praktykuje się tam aktywne życie towarzyskie, to jestem osobą mało pijącą
i nie zamierzam tego zmieniać.
– To prawda – przytaknęła Yana. – To straszny nudziarz. Nie obala,
chyba że reżimy. – Anton pierwszy raz słyszał, by chichotała w ten sposób.
– Życie towarzyskie i gadka-szmatka przy kominku! Już to widzę!
Strona 16
Na twarzy Victora pojawił się grymas sugerujący cierpienie, a Usher
zrobił urażoną minę.
– Aż takimi idiotami nie jesteśmy – powiedział. – Ty, jak i wy dwoje –
wskazał palcem kolejno na Antona i Yanę, obracając się przy tym jak
wieżyczka strzelnicza – wszyscy lecicie na Manticore. I to już jutro, więc
lepiej się spakujcie.
Anton i tak planował wybrać się na Manticore, i to możliwie jak
najszybciej. Minął już ponad rok, odkąd ostatni raz widział swoją ukochaną
Cathy Montaigne. Nie wiedział tylko, jak uzyskać zgodę na podróż od tych
wszystkich instancji, które obecnie się nim interesowały. A tu proszę,
otrzymał niespodziewany prezent.
Zauważył, że Victor patrzy na niego z uśmiechem. Prawdziwie ciepłym,
co rzadko się mu zdarzało. Nie po raz pierwszy Anton zastanowił się nad tą
niezwykłą przyjaźnią, która narodziła się między nim a agentem Haven.
Mimo wszystkich przeciwieństw, które paradoksalnie czyniły ją jakby
jeszcze mocniejszą.
Byli we wszechświecie ludzie, których Anton lubił bardziej niż Victora,
ale mało komu był skłonny w podobnym stopniu zaufać.
– A ja w jakim charakterze? – spytał Ushera. – Mimo tego nagłego
rozkwitu przyjaźni między naszymi państwami wątpię, by Ministerstwo
Spraw Zagranicznych Haven planowało mnie zatrudnić.
Usher pokazał zęby w uśmiechu.
– Po tym, co stało się na Starej Ziemi, gdy rozprawiliście się tam
z Manpower, żadna służba dyplomatyczna galaktyki nie będzie skłonna się
do ciebie przyznać.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
Strona 17
To było coś, czego nie potrafił zapomnieć. Oficjalnie nikt nie wspomniał
o tym ani słowem i nawet Victor wciąż odmawiał wyjawienia
jakichkolwiek szczegółów, Anton był jednak pewien, że Usher został we
wszystko wprowadzony. Sam Anton trzymał się wtedy z boku, pozwalając
Cachatowi i Baletowi załatwić najważniejsze, ale to on był inicjatorem
akcji.
Jego córka Helen, a właściwie trójka jego dzieci, bo przecież adoptował
później Berry i Larsa, żyła tylko dzięki Victorowi i Kevinowi. To był
widomy dowód tego, że chociaż sporo różniło ich ideologicznie, potrafili
traktować się poważnie. Anton nie podzielał podejścia Haven do wielu
spraw, niemniej to właśnie Haven, z takimi czy innymi oficjalnie
głoszonymi ideałami, ochroniło jego rodzinę.
Nastrój nagle mu się poprawił. Na Manticore nikt nie miał jeszcze prawa
wiedzieć, ile zmienią przywiezione przez nich informacje. Jeśli słusznie
domyślał się zamiarów Eloise Pritchart, mogło dojść nie tylko do
zakończenia najdłuższej i najbardziej krwawej wojny, jaką znała ich
galaktyka, ale także do przemiany dotychczasowych zagorzałych wrogów
w sojuszników. Na razie zapewne nieufnych wobec siebie, ale sojuszników.
Co więcej, obecna sytuacja miała też wpływ na jego przyjaźń z Victorem
Cachatem. Praktycznie z dnia na dzień pozbył się wszystkich wątpliwości
co do jego osoby. Przeszły jak ręką odjął.
Postawa Victora sugerowała, że on przeżywał to podobnie, chociaż nie
wyrażał tego głośno.
– To prawda – powiedział. – O ile ja jestem dla dyplomatów personą
kłopotliwą, to Anton musi przyprawiać ich o koszmary nocne.
– Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Kevinie – rzekł Anton.
Usher wzruszył ramionami.
Strona 18
– Bo nie znam odpowiedzi. Skąd miałbym? Eloise powiedziała mi tylko,
że mam wyprawić całą waszą trójkę, oczywiście wraz z Hernalderem
Simõesem, na Manticore. Ty zaś, Victorze, nie przechodzisz wcale do
korpusu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wilhelm trochę przesadził. –
Rzucił Trajanowi karcące spojrzenie. – Wyszło tak, że Leslie Montreau
i Tom Theisman byli akurat obok, gdy Eloise oznajmiła, że zabiera cię
z FIS. A gdy Tom skomentował, że niepotrzebny jej pewnie, jak to określił,
„słoń w składzie porcelany”, zaraz energicznie przytaknęła.
– Jakim składzie porcelany? – spytała Yana.
– To takie dawne powiedzenie – odezwał się Anton.
– A konkretniej? Co to jest porcelana?
– Coś, co Victor mógłby łatwo potłuc.
– To niewiele wyjaśnia. Victor wszystko rozwala w drobny mak.
– Komu więc teraz podlegam? – przerwał im zniecierpliwiony Victor.
Usher podrapał się po głowie.
– W sumie… jakby nikomu. Eloise uważa po prostu, że posłanie cię na
Manticore może wzmocnić nowy sojusz.
– Naprawdę? Anton wie o wszystkim tyle samo co ja, a na dodatek jest
obywatelem Manticore.
Tym razem Usher nie wiedział już chyba, co odpowiedzieć. Zilwicki
uznał, że pora włączyć się do rozmowy.
– I właśnie o to chodzi, Victorze. Ja jestem tam już kimś w miarę
znanym. Zostałem nawet przyjęty przez Królową. Za to ty pozostajesz
zagadką. Chyba jedna księżna Harrington naprawdę cię kojarzy, ale poza
tym… najpewniej nikt.
Cachat spojrzał na niego ze skrajnym zdumieniem, jakby nic podobnego
nie przyszło mu wcześniej do głowy. I mogło tak być. Anton już dawno
Strona 19
zauważył, jak słabym głosem przemawia „ego” Victora, i miał to za zaletę
przyjaciela, chociaż cecha ta mogła też trochę przerażać. W szczególnych
okolicznościach ludzie tak mało zwracający uwagę na odbiór własnej osoby
bywali zdolni do naprawdę niezwykłych czynów…
– Po prostu uwierz mi na słowo, dobrze? – powiedział Zilwicki. – Chcą
cię poznać i trochę z tobą pogadać, jeszcze zanim zajmą się wszystkimi
dostarczonymi przez ciebie informacjami.
– Właśnie – mruknął Usher i podniósł się z fotela. – Ruszacie jutro rano.
O siódmej macie być na dole, w holu hotelowym, gotowi i spakowani.
Trajan też wstał i podszedł do drzwi.
– Miłej podróży – powiedział, co miało oczywiście znaczyć
„przetrwajcie jakoś tę długą podróż”, po czym wyszedł lekkim krokiem,
jakby z ramion spadł mu właśnie wielki ciężar.
Strona 20
ROZDZIAŁ II
Byłoby miło, gdyby dali nam jeszcze z tydzień na dokończenie
przygotowań, ale chyba nie powinnam oczekiwać zbyt wiele od handlarzy
niewolników. – Pułkownik Nancy Anderson postukała kciukiem w żuchwę.
Jej podwładni dobrze znali ten bezwiedny gest, który z reguły oznaczał
niezadowolenie z czyichś poczynań.
Niemniej tym razem nie chodziło o załogę, nie musieli się więc
niepokoić. Anderson uchodziła za surowego oficera, ale cały Korpus
Zwiadu Biologicznego słynął z dyscypliny, nawet jeśli w porównaniu
z innymi służbami mundurowymi nie demonstrowano jej tu nadmiernie.
Korpus był organizacją militarną i cieszył się sławą jednej z najlepszych
służb specjalnych galaktyki, jednak niewiele uwagi poświęcano w nim
formalnościom i ceremoniałom, tak drogim sercu przeciętnego oficera
dowolnych sił zbrojnych. Owszem, w razie potrzeby Korpus potrafił
odegrać cały ten wojskowy teatrzyk, najważniejsze było tu jednak
skuteczne działanie, do którego zwykle nie trzeba było nikogo specjalnie
nakłaniać.
– Jak chcesz to załatwić? – spytał pierwszy oficer, komandor Loren
Damewood. Siedział akurat przy stanowisku łączności i mimo pozornie
beztroskiej pozy uważnie studiował napływające dane. – Sygnał
transpondera identyfikuje ich jako statek należący do Jessyk Line.
Korzystali już z tej przykrywki, gdy tu zaglądali. Chociaż trudno
powiedzieć, czy chodzi o tę samą jednostkę.