Wągrowski Konrad R. - Inny człowiek

Szczegóły
Tytuł Wągrowski Konrad R. - Inny człowiek
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Wągrowski Konrad R. - Inny człowiek PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Wągrowski Konrad R. - Inny człowiek PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Wągrowski Konrad R. - Inny człowiek - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad R. Wągrowski INNY CZŁOWIEK Powoli wyciągnąłem się na krześle, po czym włączyłem komputer. Od pewnego czasu służył mi on do jednego, jedynego celu - czytania listy dyskusyjnej pl.rec.fantastyka.sf-f. Wszelkie inne sposoby wykorzystania go wydawały mi się już bezsensowną stratą czasu. Włączyłem modem, wybrałem odpowiednią ikonkę i niedługo później nastąpiło połączenie z serwerem. Byłem więc na miejscu. Tylko 312 nowych listów. Mam nadzieje, że zapewni to mi przynajmniej ze dwie godziny oderwania się od rzeczywistości i uspokojenia psychiki. Niestety, niewiele sposobów na to już mi zostało. Od tygodnia co noc śnił mi się ten sam sen, po czym budziłem się około szóstej rano, choć kiedyś nigdy nie chciałem wstawać przed jedenastą. I pierwsza myśl - to był niestety znowu tylko sen. Następnie przychodziło mi do głowy, że właściwie nie mam po co leżeć w łóżku, ale nie widzę też żadnego sensowniejszego powodu, dla którego miałbym z niego wstać. Zwlekałem się jednak do pracy, świadom rady dobrego kolegi, że najlepiej jest czymś się zająć, aby uwolnić umysł od ponurych myśli. Chwytałem się więc za każdą robotę, którą udało mi się znaleźć. A to i tak nie pomagało. Szybki rzut oka na listę. Jak zwykle większość postów dotyczyła polityki, choć z założenia miała być to lista o fantastyce. Kiedyś miałem serce aby też podyskutować na te tematy, obecnie raczej mnie drażniły. Bezsensowna, bezprzedmiotowa dyskusja, w której obie strony zarzucają się argumentami, a żaden z nich do drugiej strony nie dociera. Ciekawe spostrzeżenie niósł jedynie fakt, że podział zapoczątkowany wyborami prezydenckimi, przeniósł się nawet na listy dyskusyjne. Ale przecież to wszystko nieważne, usunąłem te listy bez czytania, po czym przejrzałem spokojnie resztę. Dużo dowcipkowania, złośliwych uwag, ale bez obrażania innych ludzi. Sam bym wziął w tym udział, jeszcze ze dwa miesiące temu. Teraz tylko przeczytałem, bez cienia uśmiechu. O, widzę, że wraca na listę jeden z "wiecznie zielonych" tematów - "Blade Runner". Ktoś z niedawno przybyłych poruszał temat wszczepiania wspomnień replikantom. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie odpisać, że właściwie nie wiadomo po jaką cholerę im te sztuczne wspomnienia dawano. Bez wspomnień życie jest dużo wygodniejsze. Bzdurą są słowa z "Casablanki": "Zawsze zostanie nam Paryż". Złe wspomnienia przywołują tylko ból, a dobre wspomnienia żal. Tak czy inaczej człowiek chce się ich pozbyć. Trafiłem wreszcie na mail dziwnego człowieka, który niedawno pojawił się na liście. O ile pamiętam, jego pierwszy list przyszedł tuż przed naszym feralnym wyjazdem do Zakopanego. Listowicz ów podpisywał się imieniem "Melkor", a styl jego pisania był bardzo ostry i dosyć arogancki. Dość powiedzieć, że w ciągu dwóch tygodni pobytu na liście trafił do killfile'ów już około dziesięciu ludzi. Do mojego nie. Mnie osobiście jeszcze nie obraził, a w jego sposobie pisania było cos co mnie intrygowało, choć trudno mi było określić, co by to mogło być. Tym razem jednak poważnie zacząłem się zastanawiać, czy nie zmienić zdania. Nie potrafiłem się bowiem utożsamić z tym co nawypisywał dzisiejszej nocy (zawsze pisał w nocy, używając niewiele mówiącego konta [email protected]). Usuwając machinalnie jego listy, nagle przyłapałem się na tym, że w jednym z nich mignęło mi jakieś znajome imię. Moje imię. Sięgnąłem więc do listów już skasowanych i odzyskałem ten jeden, aby spokojnie go przeczytać. Była to polemika z moją opinią wyrażoną jakieś dwa tygodnie temu na temat najnowszej polskiej powieści fantasy. Melkor napisał: Tomek, przecież świetnie wiem, że wcale tak nie uważasz, piszesz to tylko po to żeby podtrzymać dyskusję. Zaciekawiłem się, ponieważ miał rację. Rzeczywiście chyba nudziłem się tego dnia i stwierdziłem, że warto wypowiedzieć jakąś kontrowersyjną opinię, która może spowodować trochę zamieszania na liście. Ale odpisałem mu zgryźliwie Skąd niby tak mnie dobrze znasz?, po czym przerwałem połączenie i wyłączyłem komputer. Na dzisiaj wystarczy. *** Kolejny pochmurny, ponury dzień. Kolejny samotny dzień. Niesamowite jest to uczucie, gdy okazuje się, że wszystko co robiłeś, było tak naprawdę podporządkowane jednemu celowi, a później ten cel zniknął. Słowa starej piosenki Blues Breakout nieodparcie wracały mi do głowy "Martwi ludzie śpieszą gdzieś, martwe ptaki krzyczą coś, deszcz już Twoje ślady zmył." Gdy cały swój czas spędzasz na robieniu wszystkiego, co tylko wpadnie ci w ręce, gdy nie możesz złapać oddechu, gdy na nic nie masz czasu, a potem nagle widzisz, że wszystko co robiłeś nie ma kompletnie sensu, cały twój świat się zawala. W tym momencie przestajesz zajmować się już czymkolwiek, a nawet jeśli próbujesz wziąć się w garść, nic się nie udaje. A jako że jesteś podświadomie przyzwyczajony do innego trybu życia, dzieje się z tobą coś takiego jak z organizmem sportowca, który gwałtownie przerwał treningi. I przestaje wytrzymywać twój umysł i zaczynasz zmierzać prosto w kierunku szaleństwa. Machinalnie zrobiłem sobie jakieś śniadanie i udałem się do pracy. Tam spędziłem kilka godzin, starając się w miarę solidnie wypełniać swoje obowiązki. Po powrocie do domu znów zacząłem czytać pocztę. Szybko trafiłem na odpowiedź Melkora. Tym razem odpisał: Znam cię dużo lepiej niż ci się wydaje. Często przecież ze sobą rozmawialiśmy. Wiem o tobie wszystko. Wariat, czy co? A może ktoś znajomy się pod niego podszywa? To całkiem prawdopodobne. Postanowiłem ciągnąć tę rozmowę dalej, jako że zaczynało to mnie już bawić. A jakie moje tajemnice tak dobrze znasz? Bo jakoś nie mogę przypomnieć sobie tego momentu kiedyśmy ze sobą rozmawiali. - odpisałem. Tradycyjnie odpowiedział w nocy. Swą odpowiedź nie wysyłał już na listę, lecz na moje prywatne konto. Tym razem jednak czytając jego list następnego dnia rano przestałem się śmiać. Szczerze powiedziawszy, serce podeszło mi do gardła, gdy przeczytałem: Wiem, że dwa tygodnie temu porzuciła cię dziewczyna, Marta. Wiem, że odeszła nie próbując ci nawet wytłumaczyć dlaczego to zrobiła. Wiem, że od tego czasu nie bardzo wiesz co się wokół ciebie dzieje i nie potrafisz odnaleźć swojego miejsca w tym świecie. Jak widzisz, wiem bardzo dużo. To było dużo więcej niż ktokolwiek oprócz nas mógł wiedzieć. Może więc opowiedziała mu to Marta? Nie, to niemożliwe. Przecież ją znam (a przynajmniej tak mi się wydawało), nigdy nikomu by nie opowiadała o naszych sprawach. Kim on jest? Skąd się łączy? Musiałem się tego dowiedzieć. Mając dokładne informacje o dacie i godzinie wysłania przez niego listu oraz adres z jakiego go wysłał można było sprawdzić to w TPSA. Tylko jak to zrobić? Spróbowałem zebrać myśli co przychodziło mi ostatnio z niejakim trudem. Ale tym razem nagle przyszło olśnienie. Przecież tam od kilku miesięcy pracuje Marcin Jabłoński, kolega jeszcze ze szkoły średniej. Nie widzieliśmy się już od prawie roku, ale chyba mógł sprawdzić dla mnie coś takiego. Zacząłem nerwowo szukać jego numeru telefonu. Jest! Marcin odebrał telefon. Sprawiał wrażenie ucieszonego tym, że dzwonię. Po wymienieniu kilku tradycyjnych grzeczności, dawny kolega oczywiście musiał zadać to pytanie, którego tak się obawiałem. - A co słychać u Marty? Pamiętał jej imię. - Nie wiem. Rozstaliśmy się. Oczywiście zamilkł. Nie wiedział co powiedzieć, jak zresztą w tej sytuacji większość ludzi, z którymi rozmawiałem. Część zwykle dopytywała się co się stało, część starała się zmienić temat. On na szczęście wybrał ten drugi wariant. Wkrótce rozmowa przestała się nam kleić, więc nie miałem problemów aby przejść do sprawy. Opowiedziałem więc całą historię, która tak zaciekawiła Marcina, że obiecał znaleźć dla mnie ten numer i przysłać go wieczorem pocztą elektroniczną. Obsesja poszukiwania tajemniczego Melkora tak opanowała mój umysł, że zapomniałem o wszelkich problemach. Nie mogłem doczekać się momentu, gdy sprawdzę obiecany numer. Mijały godziny, a ja czas spędzałem na chodzeniu po mieszkaniu i sprawdzaniu poczty. Wreszcie głos Dartha Vadera z wav'a obwieszczającego pojawienie się nowego maila, przywołał mnie do komputera. Jest! Otworzyłem list, przeczytałem podany numer. Wydał mi się znajomy. Nic dziwnego, był to bowiem numer mojego telefonu. Czy ten Marcin robi sobie jakieś żarty? Szybko chwyciłem słuchawkę i nerwowo wstukałem odpowiednią kombinację klawiszy. - Marcin, skąd żeś ten numer wykombinował? - zawołałem. - Jak to skąd? Wszystko sprawdziłem jak trzeba. To ty chyba sobie jakieś żarty robisz. Sprawdzasz mnie, czy takie rzeczy mogę znaleźć? Jak widać mogę. Ale nie rób mi już więcej takich głupich dowcipów - odłożył słuchawkę. Marcin sprawiał wrażenie, że mówi szczerze. To kim był ten Melkor? Sukinsyn podłączył się jakoś pod moją linię telefonu! Muszę to zgłosić, zamkną drania. Muszą być jakieś sposoby aby go znaleźć. Gdy opadły już pierwsze emocje, zaczęła w moim umyśle kiełkować nowa myśl. Nie na darmo od kilkunastu lat byłem miłośnikiem fantastyki i szalone teorie przychodziły mi do głowy bez trudności. A co jeśli ten Melkor to ja sam? W końcu stworzenie sobie nowego konta w domenie friko nie sprawiało żadnych problemów, a i numer telefonu można w ten sposób łatwo uzasadnić. Pisał głównie w nocy, czyli wtedy kiedy wydawało mi się, że śpię. Oczywiście coś takiego było najlepszym dowodem mojego obłędu, ale kilka ostatnich miesięcy napięcia, nerwów i rozterek mogło mnie spokojnie do szaleństwa doprowadzić. Tylko jak to sprawdzić? Co sprawdzić? Człowieku, opanuj się... Musi być inne wyjaśnienie. To jakiś cholerny dowcipniś, który podłączył się pod moją linię, używał jej do korespondencji mailowej i podsłuchiwał moje rozmowy, stąd tyle o mnie wie. Sam już nie wiem, która z tych dwóch chorych teorii jest bardziej prawdopodobna... Nagle przyszło mi coś do głowy. Kiedy on debiutował na liście? Czy nie wtedy, kiedy byliśmy w Zakopanem? Połączyłem się do DejaNews i zacząłem szukać. Tak! Zaczął pisać właśnie wtedy, a więc to nie mogłem być ja! Czy aby na pewno? Może i stamtąd mogłem pisać, tylko tego nie pamiętam? Może byłem tam w innym terminie, niż mi się wydaje? Boże, przecież to wszystko bzdury. Ale musiałem mieć pewność... Zadzwoniłem do Michała - kolegi, który uratował mnie gdy miałem jeden z najgorszych wieczorów w moim życiu. A uczynił to w bardzo prosty sposób - przyszedł do mnie z butelką "Wyborowej" i poświęcił pół nocy na gadanie ze mną o różnych głupotach, ale i sprawach najważniejszych na świecie. - Michał, przypomnij mi, kiedy byliśmy z Martą w tym roku w Zakopanem? - W jakim Zakopanem? Przecież nigdzie nie pojechaliście. Marta zerwała z tobą w przeddzień wyjazdu i wszystko anulowaliście. Tomek, dobrze się czujesz? Nie czułem się dobrze. Tego wieczoru byłem w stanie wysłać tylko jeden krótki list do Melkora na prywatny adres o treści Kim jesteś? Następnie naszprycowałem się środkami nasennymi i uspokajającymi. Nawet nie zauważyłem kiedy odeszła świadomość. *** Rano obudziłem się ze straszliwym bólem głowy. Bardzo powoli docierało do mnie to wszystko, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Wydawało się to tak nierealne, że byłem w stanie zrzucić wszystko na jakiś zły sen. Ale oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było przejrzenie poczty. O pójściu tego dnia do pracy nawet nie pomyślałem. Oczywiście był tam list od Melkora. Był równie krótki, jak ten, który ja wysłałem. Brzmiał: Przecież wiesz. Zapytałem się natychmiast Czego ode mnie właściwie chcesz? po czym pomyślałem sobie, że z taką rozmową wygodniej byłoby przenieść się na IRCa. Biorąc pod uwagę to kim najprawdopodobniej jest Melkor, zdałem sobie sprawę z idiotyczności tego pomysłu, po czym wybuchnąłem szaleńczym śmiechem. Postanowiłem zrobić eksperyment - nie iść spać i czekać na jego odpowiedź. Jeśli takowa przyjdzie, to znaczy, że nie jest jeszcze aż tak źle. Miałbym, co prawda, wtedy do czynienia z wariatem, ale przecież nie był bym nim sam. Postanowiłem nie wychodzić z domu, na szczęście lodówka była nieźle zaopatrzona. Mój wycieńczony już organizm wytrzymał bez snu około 40 godzin. Gdy obudziłem się, znalazłem odpowiedź. Chcę abyś stał się mną. Pozwoliłeś mi na to tylko na kilka dni a później musiałem sam się przebijać, aby choć na kilka godzin przejmować kontrolę i bawić się na Usenecie. A zapewniam cię, że bycie mną ma bardzo wiele zalet. Czyż nie poznałeś już mnie po dyskusjach na liście sf-f? A ty jesteś tylko przegranym, sfrustrowanym facetem. Nigdy nie potrafiłeś być ze sobą sam na sam. Dlaczego tak właściwie brałeś się za wszystko, co tylko przyszło ci do głowy? Czy nie po to abyś nie miał czasu by zastanawiać się nad sobą? Dokąd zmierzasz? Nie masz przecież żadnego celu do którego chciałbyś dążyć, nie masz już marzeń. Poza tym, czy nie zauważyłeś, że nie potrafisz pokazać innym, że ci na nich zależy? Tracisz w ten sposób miłości i przyjaciół. Jak myślisz dlaczego odeszła od ciebie Marta, tak podobna, wydawało się, do ciebie, tak do siebie zdawaliście się pasować? Twoja nieudolność w kontaktach z innymi ludźmi jest wręcz przerażająca. Właściwie odstraszasz ich od siebie, to tylko kwestia czasu, kiedy nie będą chcieli mieć z tobą nic do czynienia. Bywasz zawsze w jednym z dwóch nastrojów - albo w depresji zadręczasz się wszystkim co ci się przytrafiło i specjalnie szukasz wszelkich negatywnych aspektów swego życia, albo wpadasz we wściekłość i chcesz rozbijać wszystko co stoi ci na drodze. Co to, do diabła, za życie? Zwłaszcza gdy zabrakło jedynej osoby, która potrafiła nad tobą zapanować. A może nie zauważyłeś ile ostatnio pijesz i dokąd cię to prowadzi? Przegrałeś, chłopie. Ja nie mam takich problemów. Nieźle się bawię na tym świecie. Nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, zawsze jestem w dobrym nastroju. To ja denerwuję innych, a nie oni mnie. I wiesz co? Bardzo mi z tym dobrze. A wiesz jakie można wrażenie na kobietach zrobić pewnością siebie, zamiast tej chorobliwej nieśmiałości? Dałeś mi cały tydzień aby to wypróbować. I to działa. I jeszcze jedno, myślę że ważne dla ciebie - nic mnie nie obchodzi żadna Marta. Jest mi całkowicie obojętna. Jestem w pełnej zgodzie z sobą i całym światem. Mam więc dla ciebie, a właściwie dla nas propozycję. Zostań mną. Zniszcz tę swoją przegraną i tak naprawdę nigdy nie udaną osobowość. Jesteś jedynym człowiekiem na tej planecie, który dostaje taką szansę. Wykorzystaj ją. Szybko wystukałem na klawiaturze Chyba zwariowałeś? po czym szybko usunąłem te słowa. Chyba? Piszę przecież właśnie list do samego siebie. Właściwie to od kilku dni sam ze sobą koresponduję i zastanawiam się, czy zwariowałem? Przecież to oczywiste, że jestem bardziej szalony niż Kapelusznik z "Alicji w Krainie Czarów". Fascynujące jest jednak to, że zdaję sobie z tego sprawę. Podniosłem szaleństwo na wyższy poziom, medycyna powinna się mną zainteresować. Jednak jedno ze zdań, które napisał (napisałem?) powracało mi ciągle przed oczy. Znalazł niezły argument. Wyraźnie znam samego siebie, wiem jak się przekonać. Po prostu miałem już dosyć tego powracającego snu. A on dawał mi szansę na pozbycie się jego i jeszcze paru innych problemów. Napisałem: Jak mam to zrobić? Następnego dnia otrzymałem szczegółową instrukcję. Było to prostsze niż mogłem się spodziewać. Według Melkora musiałem tylko szczerze tego pragnąć. Jeśli takie będą moje ostatnie myśli przed snem, następnego dnia obudzę się jako zupełnie inny człowiek. Zrobiłem to. *** Gdy korespondujesz z kimś za pomocą sieci, dyskutujesz na listach dyskusyjnych, nie masz pojęcia kim jest osoba po drugiej stronie klawiatury. Oczywiście możesz wysnuwać pewne wnioski, w oparciu o to, co pisze, jakie wyraża poglądy, jaki ma styl. Ale nigdy nie będziesz na sto procent pewien w jakim tak naprawdę wieku jest twój dyskutant, czy jest mężczyzną, czy kobietą. Tak naprawdę nie jesteś także w stanie stwierdzić, czy cokolwiek z tego co pisze on o sobie jest prawdą. Niektórzy ludzie potrafią udawać w sieci zupełnie innego człowieka, niż ten którym są w realnym świecie. Niektórzy tak robią. Taki był też Melkor, a właściwie takim sam jestem. Uraczyłem się zgrabnymi kłamstwami o swojej drugiej osobowości. A nie sprawdziło się nic z tych słów o akceptacji samego siebie. Moja nowa twarz ukazana zewnętrznemu światu okazała się tylko zasłoną dla pustego, wypalonego wnętrza. Przez całe dotychczasowe życie potrafiłem świetnie oszukiwać samego siebie. Tym razem uczyniłem to po prostu po raz kolejny. Warszawa, grudzień 1998 - styczeń 1999 Zbieżność wydarzeń opisanych w tym tekście z jakimikolwiek prawdziwymi sytuacjami jest całkowicie przypadkowa, aczkolwiek autor nie ukrywa inspiracji pewnymi wydarzeniami na liście pl.rec.fantastyka.sf-f, a także opowiadaniem Stephena Kinga "Tajemne okno, tajemny ogród".