Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Volkoff V. - Spisek PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Vladimir Volkoff
Spisek
Przekład Beata Biały
WYDAWNICTWO
Strona 4
Tytuł oryginału: Le Complot
Copyright © Editions du Rocher, 2003
Copyright © for the Polish translation by Klub KsiąŜki Katolickiej, 2008
Published by arrangement with Literary Agency „Agence de l'Est”
Projekt okładki: Piotr Łysakowski
Redakcja techniczna: Agnieszka Bryś
ISBN 978-83-88481-37-6
Klub KsiąŜki Katolickiej Sp. z o.o.
ul. Dąbrówki
762-006 Dębogóra
e-mail:
[email protected]
Strona 5
Przesądna wiara w historyczną siłę spisków (zarówno indywidualna,
jak zbiorowa) pozostawia całkowicie na boku zasadniczą przyczynę
poraŜek odnoszonych tak przez pojedyncze osoby, jak przez całe pań-
stwa — ludzkie słabości.
Aleksander SołŜenicyn
Rosja jest podświadomością Europy i jej barometrem.
Dieter Groh
Morze Kaspijskie to strefa strategicznych interesów USA.
Bill Clinton
Deo vindice!
(hasło Skonfederowanych Stanów Ameryki)
Strona 6
ROZDZIAŁ I
POMYSŁ INTRYGI
Wrzesień-grudzień 2001
Strona 7
1
Zamach w dniu 11 września 2001 roku, który doprowadził do zbu-
rzenia bliźniaczych wieŜ World Trade Center w Nowym Jorku, miał
niezliczone konsekwencje, a jedna z nich zupełnie umknęła uwadze
opinii publicznej.
Prezydent Federacji Rosyjskiej był w tych dniach tak zajęty, Ŝe
wbrew pierwotnym planom nie udał się na pogrzeb generała Bezborod-
ki, którego helikopter został zestrzelony nad Czeczenią. To generał
wpadł na pomysł, Ŝeby zastosować w Czeczenii metodę walki z powo-
dzeniem wykorzystywaną wcześniej przez armię francuską w Algierii
— jednoczesnej spokojnej pacyfikacji oraz agresywnego ataku. Postę-
pując w ten sposób, Bezborodko w krótkim czasie osiągnął wyniki,
które uczyniły z niego bohatera narodowego.
Jego pogrzeb, na który prezydent wysłał jednego ze swych najbliŜ-
szych współpracowników, odbywał się w Soborze Chrystusa Zbawicie-
la w Moskwie.
W czasach reŜimu komunistycznego Sobór został zrównany z zie-
mią, a na jego miejscu zbudowano pływalnię miejską. Teraz jednak —
w geście coraz bardziej manifestacyjnej poboŜności — został odbudo-
wany jako wierna kopia pierwotnej świątyni; nawet najgorsi mafiosi
sypnęli groszem na ten zboŜny cel. Jego kopuła widoczna była z kaŜde-
go zakątka stolicy. Pod jego sklepieniem rosyjski Kościół prawosławny
przeprowadził kanonizację swoich nowych męczenników, w tym cara
Mikołaja II i jego rodziny.
Zgodnie ze zwyczajem, otwarta trumna została wniesiona do cerkwi
9
Strona 8
przez sześciu oficerów w galowych mundurach, którzy złoŜyli ją na
katafalku pośrodku nawy.
W obłoku dymu unoszącego się ponad świecami i nad głowami
zgromadzonego tłumu, w którym widać było mundury, cywilne garnitu-
ry, suknie od najsławniejszych dyktatorów mody i zawiązane pod brodą
chustki, uroczyście kołysały się czerwone sztandary, biało-niebiesko-
czerwone flagi narodowe i białe proporce ozdobione krzyŜem świętego
Andrzeja. Brodatemu patriarsze w mitrze towarzyszyli trzej biskupi,
tuzin księŜy i diakonów i dwudziestka akolitów — wszyscy ubrani w
złocone ornaty.
Chór dwustu głosów wykonał hymn Chwała Panu, śpiewany w car-
skiej Rosji podczas wojskowych uroczystości pogrzebowych. Sięgnięto
po całą mistyczną wzniosłość, na jaką stać Kościół prawosławny, by
uczcić wielkiego Ŝołnierza, który oddał Ŝycie za ojczyznę. „Panie, po-
zwól spocząć pośród Twoich świętych walecznemu Iwanowi” — błaga-
ły, a raczej domagały się władcze basy.
Msza zbliŜała się ku końcowi.
Chór zaintonował pianissimo pełną rezygnacji i ukojenia pieśń koń-
cową — Wieczysta pamięć.
Patriarcha podszedł do trumny, Ŝeby po raz ostatni okadzić zmarłe-
go, który miał na czole przepaskę z formułą odpuszczenia grzechów w
języku starocerkiewnym — to był jego paszport do wieczności. Na
poduszce z czerwonego jedwabiu spoczywała duŜa, woskowoblada i
spokojna twarz, o rysach tchnących energią i stanowczością zarazem,
jakby medytująca tajemnicę dowodzenia, którą juŜ z nikim się nie po-
dzieli.
Patriarcha zabujał masywną, złotą kadzielnicą, z której uniosły się
kłęby wonnego dymu.
Wtedy trup eksplodował.
Wybuch zabił patriarchę, dwóch księŜy, przedstawiciela prezydenta i
Ŝonę generała, oraz ranił jego syna i wielu innych uczestników mszy
Ŝałobnej.
10
Strona 9
W kilka godzin później sześć innych trupów, takŜe Ŝołnierzy zabi-
tych w Czeczenii, eksplodowało w róŜnych miejscach na terytorium
Rosji — dwa juŜ pod ziemią, jeden w kostnicy, dwa w domu rodzin-
nym, gdzie oczekiwały na pogrzeb, i jeden na pokładzie samolotu, który
wskutek wybuchu runął na ziemię.
W tej sytuacji władze nakazały ekshumację innych niedawno po-
chowanych i przy otwieraniu niektórych trumien teŜ doszło do eksplo-
zji, które raniły lub zabiły grabarzy i świadków. śeby zmniejszyć ryzy-
ko, uŜyto armatek wodnych, co spowodowało kompletne unicestwienie
ciał i wywołało oburzenie rodzin zmarłych. Efekt psychologiczny byłby
zapewne ogromny, gdyby tylko światowa opinia publiczna nie była
wówczas zaabsorbowana jeszcze bardziej spektakularnymi wydarze-
niami — Nine-Eleven [Nine-Eleven — 11 września.] w Nowym Jorku.
A jednak pewien francuski dziennikarz uparcie starał się upo-
wszechnić informację o rosyjskiej rzezi. Swój artykuł w „L'Univers”
[„L'Univers” (dosł. Wszechświat) — aluzja do tytułu francuskiego dziennika „Le Mon-
de” (Świat) [wszystkie przypisy oznaczone gwiazdką pochodzą od tłumaczki] zatytu-
łował: „W Rosji nawet martwi zabijają”.
Czasopismo satyryczne „Le Dindon dechaine” [„Le Dindon dechaine”
(dosł. Rozwydrzony indyk) — aluzja do tytułu francuskiego pisma satyrycznego „Le
Canard enchaine” (Kaczka w okowach)] znalazło lepszy tytuł: „Rosja — kraj,
gdzie nieboszczycy pierdzą z hukiem”.
Strona 10
2
Kirsten O. Kirsten do Roberta C. Chastowa III, e-mail:
Nasze władze nie powinny się dać zaślepić przez wiadome wydarze-
nia, którym zapewne nadawać będą nadmierne znaczenie. Tylko po-
słuchaj tych głupot, które wygaduje codziennie nasz czcigodny prezy-
dent, marszcząc brwi i wykrzywiając usta niczym bohater kreskówki.
Jak mawiał Ambrose Bierce: „Patriotą jest ten, kto przedkłada interes
jednej strony nad interesy ogółu”. Jak Cię znam, Twoja uwaga skupiona
jest obecnie na ulubionym temacie. Czy istnieje, według Ciebie, jakiś
związek między Nine-Eleven a tymi zabójczymi truposzami? Czy to
przypadek, zbieg okoliczności, interferencja, a moŜe zmasowany atak?
Jakich procedur uŜyto, Ŝeby spowodować eksplozję tylu trupów niemal
jednocześnie i z tak dobrym skutkiem? Mam nadzieję, Ŝe Ty, który je-
steś w tej dziedzinie specjalistą, będziesz mi mógł w tej sprawie udzie-
lić jakichś odpowiedzi.
Robert C. Chastow III do Kirsten O. Kirsten, e-mail:
Według mnie, byliśmy w Rosji świadkami operacji o wiele bardziej
subtelnej niŜ ta grubymi nićmi szyta historia z samolotami wbijającymi
się w wieŜowce.
Moi informatorzy potwierdzają, Ŝe ciała zostały przygotowane do
transportu przez firmę pogrzebową Mohamedow z Groznego w Czecze-
nii, która pracuje na rzecz armii rosyjskiej, a której pracownicy „nie
mogli zostać przesłuchani”, co oznacza, Ŝe zwiali w góry. Wnioskuję z
tego, Ŝe była to operacja mudŜahedinów (czeczeńskich lub nie), dyspo-
nujących odpowiednimi środkami i świadomych, jaki oddźwięk taka
akcja wywoła w mediach.
12
Strona 11
ZbieŜność w czasie z operacją islamistów w Stanach Zjednoczonych
musi być przypadkowa i z punktu widzenia interesów terrorystów cze-
czeńskich bardzo niefortunna, ze względu na ograniczony rozgłos, jaki
przez to zyskała.
Ciało generała zostało prawdopodobnie zaminowane przez pracow-
ników firmy pogrzebowej. Wybuch był zdalnie sterowany przez jed-
nego z uczestników pogrzebu i prawdopodobnie miał na celu wyelimi-
nowanie prezydenta Rosji. MoŜna się zastanawiać, dlaczego autorzy
akcji zadowolili się samym wybuchem i nie naładowali ciała odłamka-
mi. Zapewne obawiali się, Ŝe nadmierny cięŜar trumny moŜe wzbudzić
podejrzenia.
Pozostałe trupy zostały zaminowane przez tych samych pracowni-
ków firmy pogrzebowej, tym razem z uŜyciem mechanizmów zegaro-
wych.
Przypuszczam teŜ, Ŝe trumny (z wyjątkiem trumny generała) zostały
wyposaŜone w zapalniki z fotokomórkami, wywołujące eksplozję w
momencie otwierania skrzyni.
To wskazuje na trójstopniowy montaŜ, skomplikowany i precyzyjny,
który zrodził się w nieprzeciętnym umyśle kogoś, kto dysponuje od-
powiednimi środkami i personelem.
Strona 12
3
— CzyŜby wierzył pan w teorię spisku? — spytał uprzejmie
Robert C. Chastow III.
Uprzejmość miała na celu zamaskowanie sarkazmu. Niezbyt do-
kładne, dodajmy.
— No, tak — mówił dalej. — Oczywiście, wszystko jest jednym
wielkim spiskiem! A kim, według pana są spiskowcy? Czy, drogi Diwo,
obarcza pan winą masonów czy moŜe raczej Mędrców Syjonu? Albo
sięga pan dalej, do magów z Agarty, którzy od tysiącleci Ŝyją w pod-
ziemnych tunelach Himalajów, skąd potajemnie rządzą światem? A
moŜe jest pan bardziej en vogue i oskarŜa pan o wszystko Komisję
Trójstronną, Grupę Bilderberg oraz Council for Foreign Relations? No,
chyba Ŝe jeszcze bardziej podejrzane jest tajne stowarzyszenie Skull
and Bones? Kim jest pański Antychryst? Stary dobry Rockefeller, jak
przypuszczam, kozioł ofiarny wszystkich miłośników teorii spisko-
wych, co?
Jedli obiad w prestiŜowej restauracji „Cercle Interallié” przy Polach
Elizejskich. Musieli jednak usiąść nad basenem, gdyŜ Diwo, najmniej
paryski spośród paryŜan, popełnił gruby nietakt, zakładając pod swój
szary garnitur z nazbyt szpiczastymi wyłogami biały golf zamiast ko-
szuli, co praktycznie uniemoŜliwiało im wejście do restauracji.
Diwo wcześniej powiedział, Ŝe współczesne rozdrobnienie narodów
Europy na wiele regionów, będących fikcyjnymi i posługującymi się
dialektami państewkami, które niekiedy przeradzają się w niepodległe i
ledwo zdolne do Ŝycia państwa, jest raczej wynikiem świadomych działań
14
Strona 13
niŜ spontanicznych zrywów. Robert C. Chastow III (proszę mi mówić
Robin, ale nie Bob, please!) zripostował. Diwo uśmiechnął się krzywo.
— Nie chodzi o to, Ŝe wierzę w teorię spisku. Po prostu stwierdzam,
Ŝe podejrzanie wielu ludzi próbuje ją zdyskredytować. Musi być jakaś
przyczyna, prawda?
— AleŜ to nonsens! — jęknął Robin.
— Nonsens, nonsens! — prychnął Diwo, dziobiąc widelcem tru-
skawkę. — Nie sądzę, Ŝe mamy do czynienia z jednym ogólnoświato-
wym spiskiem, zawiązanym u zarania dziejów. Ale uwaŜam za moŜliwe
istnienie wielu spisków. Czy Grupa Tugenbund nie była spiskiem? A
Adam Weishaupt i jego zakon iluminatów? PrzecieŜ on nawet wymyślił
sobie przełoŜonych i fundatorów. Poza wszystkim, czego to dowodzi?
Jak lubicie mówić wy, Amerykanie, kaŜdy ma prawo do swoich paranoi
i bycia prześladowanym. Choć ja osobiście wolę inne powiedzenie:
paranoja nie chroni przed prześladowaniem.
Znów uśmiechnął się krzywo.
Robin poprawił się na krześle i skrzyŜował ramiona na piersi.
Miał około czterdziestki. Wzrost średni, niezbyt barczysta sylwetka,
twarz kanciasta, oczy orzechowe, włosy kasztanowe i nieco przydługie,
ale przycięte ręką sprawnego fryzjera, z przedziałkiem po lewej stronie
i krótkim kosmykiem po prawej. Kremowa, lekko wpadająca w Ŝółć
koszula, brunatny krawat i ciemnobrązowy garnitur z mediolańskiego
salonu „Fratelli Caraceni”. Wyraz twarzy pełen rezerwy i pewności
siebie.
— Niech mi pan raczej opowie o pańskiej podróŜy do Rosji.
Diwo, stary francuski pisarz pochodzenia rosyjskiego, zawsze pły-
nący pod prąd, właściwie skończony, jednak wciąŜ mający wiele poŜy-
tecznych kontaktów i czytelników, a takŜe ograniczony autorytet, który
wprawdzie posiadł dosyć późno, ale posiadł, bo Diwo nigdy nikomu się
nie zaprzedał. Był jednym z tych, których Robin nazywał swoimi „ter-
mometrami” — miał ich rozsianych po całym świecie. W Aszchabadzie,
15
Strona 14
Samarkandzie, Wilnie... Właśnie kilku z nich odwiedził, ale nie znalazł
tego, czego szukał.
— Phi! — rzekł Diwo ze zwykłym sobie lekcewaŜeniem. — Rosja
przeŜyła Terror, Termidor i Dyrektoriat. Teraz przeŜywa okres Konsu-
latu. Oby Bóg oszczędził jej kampanii egipskiej oraz kodeksu cywilne-
go, który doŜywotnio zamieni wszystkie kobiety nie będące wdowami
w nieletnie dziewczynki. Poza wszystkim, Ŝadna kobieta rosyjska by
tego nie zniosła — szybko otrułaby ojca lub męŜa i odzyskała niezaleŜ-
ność.
— W kraju nie ma zamieszania?
— Ten kraj przeŜył trzy czwarte wieku, idąc na czworaka i w do-
datku rakiem. Proszę mu dać kilka lat, Ŝeby się zorientował, gdzie jest
północ.
— A jak nowy prezydent?
— Zdaje się, Ŝe z powrotem stawia lokomotywę na szynach.
— Być moŜe, ale mafia...
— A wy w kółko to samo! Mafiosi to tylko nabywcy majątku na-
rodowego, których potomkowie będą się nazywali Buwarski i Pekusze-
tow [Aluzja do bohaterów powieści Gustave'a Flauberta Bouvard et Pecuchet] .
Wprawdzie zabili kilku bankierów, ale bankierzy to rasa, która łatwo się
odradza.
Robin szukał po omacku. Powoli wprawił w ruch znajdujący się na
dnie jego kieliszka Armagnac, który rozgrzewał wnętrzem dłoni. Nie
płacił swoim „termometrom”, ale podejmował ich jak naleŜy, zachęca-
jąc do praktykowania epikureizmu.
— Czy pańskim zdaniem naleŜy się spodziewać powrotu komuni-
stów do władzy?
— AleŜ drogi Robinie, od dawna juŜ komuchy istnieją tylko we
Francji. Tak zwani rosyjscy komuniści to nacjonaliści wzdychający do
nie tak odległej epoki, gdy wy, w swoich slipkach od Braci Brooks,
trzęśliście się ze strachu przed Związkiem Sowieckiem.
16
Strona 15
— I to mówi pan, stary monarchista! CzyŜbym przyłapał pana na
sympatii dla Sowietów?
— Odkąd stali się bezbronni, mam do nich mniej pretensji.
— A co z pańskim monarchizmem? Widzi pan jakieś szanse?
— Monarchiści? CóŜ, są ich dwa rodzaje. Tak zwani monarchiści
postni, którzy paradują po ulicach w carskich mundurach, i ci drudzy,
którzy twierdzą, Ŝe tylko Rosja monarchistyczna godna jest tego imie-
nia. Od tego jednak daleko jeszcze do restauracji!
— A co z tymi „brunatno-czerwonymi”, o których tyle się mówi?
— Folklor, drogi przyjacielu, folklor.
— Stowarzyszenie „Pamięć”?
— To prowokacja KGB i to grubymi nićmi szyta!
— A te wszystkie nowoczesne partie o tak egzotycznych dla na-
szych zachodnich uszu nazwach: „Jabłko”, „Niedźwiedź”...
— Sami macie w USA partię Słonia i partię Osła, prawda?
— MoŜe napiłby się pan kawy do armagnacu?
— Sam armagnac wystarczy, dziękuję.
— Krótko mówiąc, nie spotkał pan nikogo interesującego.
— Przeciwnie. W Petersburgu działa pewien think tank — „zbiornik
myśli” (a moŜe raczej naleŜałoby go nazwać „rydwanem myśli”), blisko
związany z prezydentem dzięki jego petersburskim znajomościom, któ-
ry — jak mi się zdaje — ma całkiem spory potencjał.
Robin wpatrywał się w dno swego kieliszka, próbując ukryć rodzące
się w nim emocje myśliwego, który zwietrzył zwierzynę.
— Co to za ludzie?
Diwo zastanowił się.
— Idea jednej i niepodzielnej ojczyzny... Swoista, patriarchalna re-
ligijność — są wśród nich prawosławni, Ŝydzi, a nawet muzułmanie...
Odrzucenie totalitaryzmu, podobnie jak i merkantylnego liberalizmu...
— Mają jakąś doktrynę? Gdzieś publikują?
17
Strona 16
— W Rosji kaŜdy publikuje. Ale doktryna? Nie, raczej nie.
— Jak dobierają członków?
— Nie sądzę, Ŝeby mieli jakiś oficjalny system rekrutacji, bo tak
naprawdę trudno mówić o członkach.
— Są blisko rządu?
— Blisko... ale nie wiem, w jakim stopniu. Wydaje mi się, Ŝe to
szare eminencje. Coś w rodzaju lobby.
— Spotkał ich pan?
— Tak.
— Czym się zajmują na co dzień?
— To zaleŜy. Na kolacji, którą z nimi jadłem, był biskup, policyjna
szycha, dwóch historyków — jeden słowianofil i jeden okcydentalista
— którzy o mało się nie pobili. To bardzo rosyjskie.
— Mają kontakty z mafią?
— Nie z tą, która eksportuje rosyjski kapitał. Tych chętnie wysiedli-
liby z kraju.
— Mają jakiś adres?
— Spotykają się w dawnym pałacu ksiąŜąt Myszkinów.
— A jak się nazywa ta organizacja?
— To nie jest organizacja.
— No więc, co? Koło, klika, banda, bractwo?
— Nie wydaje mi się, Ŝeby mieli oficjalną nazwę. Słyszałem jed-
nak, jak ich Ŝartem nazywano Bojarami.
Robin zmienił temat rozmowy, Ŝeby nie ugruntować w rozmówcy
wspomnienia tych zwierzeń. Następnie sprawdził, czy jego gość dopił
swój armagnac, po czym podpisał rachunek, starając się robić to bez
pośpiechu. W rzeczywistości zaś bardzo się spieszył, Ŝeby wrócić do
siebie i spokojnie przemyśleć to, co właśnie usłyszał.
Strona 17
4
W odróŜnieniu od innych Amerykanów ze swego środowiska, Robin
nie miał zaufania do mieszczącego się przy placu Concorde hotelu
„Crillon” — znał tam zbyt wielu ludzi, a sam budynek leŜał za blisko
ambasady. Jako wiceprezes organizacji humanitarnej Bids for Kids[Gra
słów oznaczająca „Aukcje na rzecz dzieci”] zdecydowanie wolał dyskretnego
„Ritza”, w którym czuł się jak u siebie. Lubił tamtejsze salony, bary,
biura, a nawet podziemny chiński salonik... Gdy dotarł do swojego po-
koju, włączył komputer i wypuścił się na burzliwe i pełne bogactw wo-
dy Internetu.
Potrzebował trochę czasu, Ŝeby zdobyć kilka informacji na temat
„Bojarów”, ale im bardziej zagłębiał się w labirynt sieci, tym większą
zyskiwał pewność, Ŝe nie jest to czas zmarnowany. Był trochę zły, Ŝe
bez tego starego wariata Diwa przegapiłby to, czego od miesięcy szu-
kał, Ŝeby dopełnić obrazu intrygi pod nazwą „Śmiertelna rana”. Uniósł
głowę znad klawiatury, zastanawiając się, jak to moŜliwe. Odpowiedź
była prosta: Bojarowie nie mieli ani struktury, ani oficjalnej nazwy.
Gdyby mieli, dawno by wpadł na ich ślad.
Krok po kroku dotarł do ich adresu: NabrzeŜe Mojki 90. Znalazł
nawet kilka zdjęć pałacu Myszkinów, barokowej budowli z podtrzymu-
jącymi brzuchate balkony pilastrami, atlantami i kariatydami, ostatnio
odnowionej i pomalowanej na blady, lekko turkusowy błękit. W pałacu
mieściła się siedziba tygodnika satyrycznego „Pałka”, czasopismo
19
Strona 18
historyczne „Fakty i legendy”, radio i telewizja, Bank Galperin i Katz,
kaplica prawosławna, sala gimnastyczna, basen, sala do medytacji zen,
ekspozycja broni oraz podziemna strzelnica. Był tam teŜ mały hotelik, a
po drugiej stronie wewnętrznego dziedzińca restauracja i luksusowy
bar. Czy istniał jakiś związek między tymi wszystkimi rodzajami dzia-
łalności? Trudno powiedzieć.
BliŜsze badanie wykazało, Ŝe publikacje i programy radiowo-
telewizyjne pochodzące z pałacu Myszkinów miały umiarkowaną orien-
tację prawicową — gospodarka rynkowa, surowe przepisy i porządek,
sympatia dla władzy wykonawczej, nieufność w stosunku do wpływów
zagranicznych, w tym zwłaszcza Międzynarodowego Funduszu Walu-
towego, wyraźne zainteresowanie przeszłością Rosji — takŜe sowiec-
kiej. Skąd pochodziły pieniądze? Tego nie podawało Ŝadne źródło w
sieci, ale Bank Galperin i Katz, który opierał swoje interesy na turk-
meńskim gazie i kaspijskiej ropie, wydawał się całkiem solidny.
Złocone boazerie pałacu Myszkinów słuŜyły takŜe za scenerię czę-
stych spotkań waŜnych osobistości, których nazwiska nie zostały ujaw-
nione. Ochrona zatrudniała uzbrojonych drabów — dwa metry wzrostu
i odpowiednia sylwetka.
Robin zamejlował do swego mentora, przesyłając wyniki owocnego
śledztwa.
Odpowiedź nadeszła niezwłocznie.
Kirsten O. Kirsten do Roberta C. Chastowa III, e-mail:
Ambrose Bierce powiada: „Konserwatysta zakochany jest w obecnie
istniejących nieszczęściach, podczas gdy liberał stara sieje zastąpić
nowymi”. Ci faceci wyglądają mi na przeklętych konserwatystów. Wy-
korzystaj ich jak naleŜy.
Robin wyłączył komputer i zszedł na kieliszek do baru „He-
mingway”.
20
Strona 19
— Umie pan zrobić mint julep? — spytał wszystkowiedzącego
barmana Colina.
— Właściwie to ja jestem jego wynalazcą, panie Chastow — odparł
Colin.
Pieprzny smak mięty na kostce lodu sprawił, Ŝe Robinowi stanął
przed oczami krajobraz dzieciństwa — taras ze skrzypiących desek,
białe kolumny, rozległe trawniki, srebrnolistne magnolie, mech luizjań-
ski na dębach, leniwe kołysanie się bujanych foteli, wilgoć unosząca się
w powietrzu. A jednak to nie był ten sam mint julep. Dlaczego?
Nagle poczuł nieprzepartą chęć udania się na Południe. Postanowił
skrócić swoją podróŜ dookoła świata.
Był zresztą przekonany, Ŝe rzeczywistość porusza się niczym lodo-
wa kra lub drobiny zsiadłego mleka, mieszając przyczyny i skutki. Mą-
drość ludowa głosi, Ŝe nieszczęścia chodzą parami, ale dotyczy to nie
tylko nieszczęść. śycie to łańcuch, w którym jedne wydarzenia zazębia-
ją się z innymi. W niektórych moŜna się dopatrzeć ręki Opatrzności.
Eksplozje rosyjskich nieboszczyków i odkrycie istnienia Bojarów wy-
dawały się naleŜeć do tej kategorii.
Robin czuł, Ŝe juŜ wkrótce nastąpi przyspieszenie reakcji — w che-
micznym sensie tego wyraŜenia.
Poleciał liniami Delty, pierwszą klasą. Od czasu do czasu Ŝałował,
Ŝe nie korzysta z wygód jakiegoś jeta, jeśli nie prywatnego, to przy-
najmniej wynajętego. Jego stanowisko oraz prywatne zasoby pozwalały
mu bez problemu z tego luksusu korzystać, jednak ponad wszystko nie
znosił ostentacji. W Atlancie wynajął swój ulubiony samochód — Old-
smobile Intrigue, bez kierowcy, i zapuścił się w noc, nawet nie zahacza-
jąc o swoje miejskie mieszkanie. śaby nadrzewne rechotały w najlep-
sze. Robin nie włączył klimatyzacji i koszula kleiła mu się do pleców.
Home at last! — nareszcie w domu — pomyślał sarkastycznie.
Wcześniej zadzwonił, zapowiadając swoje przybycie, więc gdy czte-
ry i pół godziny później minął bramę parku i ujechał kilometr, ujrzał
21
Strona 20
białą, ozdobioną kolumnami korynckimi budowlę Chastow Plantation,
rozświetloną pośród nocy niczym sala balowa. Stary Wuj Chester, je-
dyny słuŜący, jaki tu jeszcze pozostał spośród dawnych kilkudziesięciu,
zszedł po schodach z wyrazem dobrodusznej radości na twarzy, chwyta-
jąc w stare i pomarszczone dłonie torby Gladstone ze świńskiej skóry
— takŜe pomarszczonej. Robin i staruszek objęli się na powitanie, dłu-
go klepiąc się po plecach. Chester był czarny — Robin nigdy by sobie
nie pozwolił na taką poufałość względem białego. Wchodząc po scho-
dach, pomyślał:
„Dziwnie jest wracać do domu, w którym nie ma juŜ kobiety”.
Wziął prysznic, włoŜył czyste ubranie i zapadł się w fotel na biegu-
nach na tarasie, twarzą do rozświergotanej nocy, nakrapianej miriadami
świecidełek. Chester, który jako dobry baptysta, nigdy w Ŝyciu nie miał
w ustach alkoholu, przygotował mu mint julep na bazie zwykłego bur-
bona, a nie — jak Colin — Maker's Marka, a mimo to jego mint julep
był doskonały: pełen kostek lodu, smaku świeŜej mięty, z dodatkiem
kropelki miętowego syropu.
Przed podaniem kolacji Wuj Chester usiadł na tarasie z tyłu domu ze
swą nieodłączną, odziedziczoną po przodkach Biblią, w której czytał
Ezechiela, a dwa kołyszące się po obu stronach domu fotele stworzyły
skrzypiący kontrapunkt dla nocy. Jak to mówią, wszystko znowu było
na swoim miejscu, a Pan Bóg w niebie, tyle Ŝe Robin juŜ w Boga nie
wierzył.
Po kolacji z suma, którego stary Chester osobiście złowił, Robin
wszedł na górę do sypialni i połoŜył się w wielkim łoŜu z baldachimem,
w którym zmarł jego dziadek. ŁoŜe to wykonali niewolnicy w XIX
wieku i Ŝeby do niego wejść, trzeba było wspiąć się po trzech stopniach.
Kiedy Robin odwiedzał Chastow Plantation, zawsze w nim sypiał. Nie-
którzy uwaŜali, Ŝe to ponury zwyczaj, on sam jednak odczuwał niewy-
powiedzianą czułość na myśl, Ŝe drewno tego łoŜa przesiąkło ostatnimi
22