Szymula Marcin - Sposób na życie
Szczegóły |
Tytuł |
Szymula Marcin - Sposób na życie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Szymula Marcin - Sposób na życie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Szymula Marcin - Sposób na życie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Szymula Marcin - Sposób na życie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marcin Szymula
Sposób na życie
Pierwszego dnia jesieni siepacze Aborcjonistów dopadli i
zgwałcili córkę wiceszefa prawego skrzydła Kieleckiej Partii
Antyaborcjonistów. Gwałcili ją w ziemiance przez dwa
tygodnie trzy razy dziennie po posiłkach, by potem ciężarną
i omdlałą porzucić na rynku w Staszowie. Dziewczyna
wylądowała w szpitalu, mimo to jej ojciec powtarzał z
płaczem na publicznych spotkaniach, że dziecko trzeba będzie
urodzić. Wścibscy dziennikarze nie dali wiary jego słowom i
zaczaili się na matkę nieszczęśnicy. Wkrótce potem
przyłapano tę matkę, jak w paryskiej aptece kupowała fiolkę
pastylek RU 200. Fotoreportaże uwieczniające zdarzenie
ukazały się w dzienniku "Między oczy" i tygodniku "Wcale
nie". Rzecznik prasowy prawego skrzydła Kieleckiej Partii
Antyaborcjonistów nazwał zdjęcia nędznymi fotomontażami i
natychmiast został pozwany przed sąd jako oszczerca.
Tydzień później naczelnego redaktora "Wcale nie"
znaleziono na rynku w Legnicy dosłownie rozszarpanego na
kawałki. Poznano ofiarę po głowie, choć oczy miała
wyłupione, obcięte wargi i przekłute policzki. Do tułowia
redaktora przymocowana była kartka z napisem złożonym z
liter wydartych z "Między oczy" oraz "Wcale nie". Napis
brzmiał: Myśmy go nie zabili, myśmy go tylko wyskrobali z
sześćdziesięcioletnim opóźnieniem. A tak poza tym - NIECH
ŻYJE ŻYCIE!
- Wcale mi się to nie podoba - powiedział Pan.
Zadzwonił telefon.
- A myślisz, że mnie się podoba? - zapytał cierpko Pan
II.
- Krążysz jako lew ryczący, który patrzy, kogo by pożarł,
a w dodatku krętaczysz - odrzekł Pan. - Przecież lubisz,
kiedy wpadają w amok i ranią sami siebie. To cię podnieca.
- Jeszcze bardziej lubię, kiedy postępują tak, by zrobić
ci na złość i mając świadomość, że łamią twoje zakazy.
- Twierdzisz, że teraz nie mają?
- Pewnie, że nie - powiedział Pan II. - Są podnieceni i
rozżaleni. Jedni i drudzy. Pielęgnują podwyższone poczucie
słuszności i w ogóle nie czują... tfu... grzechu. Ich
sumienia są czyste. Takich przecież mi nie oddajesz.
- A dziecko? To życie w tej nieszczęśnicy w Staszowie?
- Z nim też sobie poradzili. Cholerny francuski specyfik!
I też nie czują się winni. Sprzątnęli mi chłopaka sprzed
nosa, tymczasem za trzydzieści ziemskich lat miałbym z niego
wielką pociechę. Urodzony kanciarz, gwałciciel i
sprzedawczyk. A tak, niewiniątko, aniołek. Teraz należy do
ciebie. Sprytnie to urządziłeś.
- Jesteś bezczelny!
- Zawsze byłem.
- Więc po co dzwonisz? Bawi cię, że przegrywamy obaj?
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że w tym temacie możemy
wygrać. Jeden i drugi.
- Zaciekawiasz mnie. Gadaj!
- Sprawa nie na telefon, boję się przecieków po obu
stronach. Spotkajmy się. Wolisz u ciebie, czy u mnie?
- Żartowniś! Pewnie, że u ciebie. Tu do mnie nie masz
karty wstępu i nigdy nie będziesz miał.
- Chyba że się ukorzę?
- Aha, już to widzę.
Spotkali się na dachu hotelu Forum. Zresztą może była to
iglica Empire State Building. A może jedno i drugie? Któż to
wie!
- Rzecz w tym, że musisz mi zaufać - powiedział Pan II. -
I zrezygnować z paru zasad. Zostawisz mi wolną rękę?
- Akurat?
- Zaufaj mi. Pozwól, żebym się sprawdził. Z Hiobem
pozwoliłeś.
- Z Hiobem to było dawno. I dla dobra Księgi.
- "Dawno" tylko w ich czasie. W naszym to było i trwa. W
dodatku w przypadku Hioba wygrywasz. No więc?
- Gadaj!
- Pozwolisz?
- Powiedziałem, gadaj!
- A więc pozwolisz.
1 kwietnia 1994 roku papież zadziwił świat: Kościół
zezwala na badania prenatalne. Można już uznać je za
medycznie nieszkodliwe, no a rodzice mają prawo wiedzieć,
czy ich dzieci będą zdrowe, czy nie, jakiej będą płci i
odpowiednio się do tego przygotować. Na przykład kupić
na zapas właściwe pampersy. Kto robi badania prenatalne z
myślą o ewentualnej aborcji, ten grzeszy ciężko. Kto tylko z
zapobiegliwości bądź z ciekawości, Bóg z nim.
- Namówiłeś nas do zamaskowanego łajdactwa - powiedział
Pan. - Już widzę tę ich zaspokojoną ciekawość, jak się
okaże, że dzieciak ma Downa. Już widzę te zapasowe pampersy.
Guzik prawda!
- Ciiicho, proszę bez egzaltacji - szepnął Pan II. -
Teraz uważaj.
Szef Międzynarodówki Neutralnych zabrał głos na forum ONZ
w drażliwym temacie aborcji: jest bomba demograficzna, a on
znalazł sposób jak ją rozbroić. Mamy za dużo kobiet, w
dodatku te kobiety zachodzą w ciążę i rodzą bez opamiętania
nadliczbowych obywateli, których Ziemia nie zdoła wyżywić.
Aborcja jest złem, przeludnienie jeszcze większym. Więc
skorzystajmy z tego mniejszego zła selektywnie, by gdy
sytuacja ulegnie poprawie, zrezygnować ze zła całkowicie.
Usuwajmy tylko płody płci żeńskiej. Zmniejszy się liczba
kobiet na świecie, ciąża stanie się wyróżnieniem i
zaszczytem. Kobiet będzie mniej, staną się niepomiernie
większą atrakcją, mężczyźni nie będą ich opuszczać,
przeciwnie - będą o nie wariacko zabiegać. Po co w takiej
sytuacji aborcja!?
- Diabelska logika - powiedział Pan. - Żałuję, że ci
pozwoliłem. Muszę to przerwać.
- Przecież się zgodziłeś. Zaczekaj, proszę!
- Jak długo? Dwadzieścia lat, trzydzieści? Mam czekać, aż
wymordują połowę kobiet, zanim się opamiętają?
- Co ty wygadujesz. Starczy rok.
- Rok?
- No to patrz.
Oburzyły się feministki. Także te spod znaku "Pro choice"
i "Mój brzuch należy do mnie". Jak to, zawołały, dlaczego
zabijać akurat kobiety? Kobiety nie są gorsze od mężczyzn.
Są lepsze. Jedna kobieta rodzi najwyżej raz w roku,
natomiast jeden mężczyzna może w tym czasie zapłodnić nawet
trzysta kobiet, jeśli nie więcej. A więc to męskie płody
należy abortować. Bomba demograficzna to przede wszystkim
męska sprawa. Pod klinikami wyroiły się pikiety kobiet...
- Wiesz, zaciekawiasz mnie - powiedział Pan.
,.. które wymachiwały plakatami i krzyczały: "Kobiety
świata, łączcie się", "Ani jednej siostry na zatracenie",
"Nie damy zabijać naszych dziewczynek". Lekarze skarżyli się
w publikatorach, że wywiera to na nich nieznośną presję. To
znaczy, skarżyli się lekarze-mężczyźni; lekarki stanęły na
czele demonstracji. Powstały spontanicznie komitety pomocy
dla kobiet, które mają urodzić dziewczynki i te komitety
zgromadziły wkrótce wielkie fundusze. Liczba aborcji
rozpoznanych płodów żeńskich spadła niemal do zera.
- Spisałeś się, fakt, ale tylko na pięćdziesiąt procent
- powiedział Pan, drapiąc się w brodę.
- Poczekaj!
Ożywili się mężczyźni. Feministyczna aberracja sięgnęła
szczytu - napisał "Newsweek" i nawet tygodnik "Wcale nie" to
przedrukował - niby dlaczego mieliby ginąć tylko chłopcy?
Antymęski spisek, baby chcą zniszczyć świat - głosiły
plakaty pikiet, które z opóźnieniem zjawiły się jednak pod
klinikami. Demonstrowali ostrzyżeni i długowłosi, czarni i
żółci, biali i czerwoni. A najbardziej zażarcie biało-
czerwoni. Lekarze-mężczyźni poczęli odmawiać wykonywania
abortów na płodach męskich i bardzo uważnie patrzyli na ręce
koleżankom. Nie pozwólmy się unicestwić, wołali z anteny
spikerzy i słuchacze radiowej Trójki. Liczba aborcji
rozpoznanych płodów płci męskiej spadła niemal do zera.
- Dotrzymałeś słowa - powiedział Pan i zapłakał. - Tylko,
że w tym nie ma za grosz miłości. Oni się nienawidzą.
- Nie mówiliśmy o miłości, mówiliśmy o życiu.
- Nienawiść to twoje żniwo. Twój dodatkowy łup.
- Przesadzasz jak zwykle - powiedział Pan II i podał
rozmówcy chusteczkę. - Wcześniej też nie przepadali za sobą.
Pamiętasz Staszów i Legnicę?
- Aż za dobrze... Więc twierdzisz, że wygraliśmy obaj?
- Będzie więcej dusz do sprawiedliwego podziału. Ja mam
ich nienawiść, ty masz ich życie. Mówiąc ściśle: jest remis.
To chyba uczciwa transakcja, prefesjonalny deal.
- Synu mój - powiedział Pan do siebie i zamknął oczy. -
Synu mój umiłowany, żyłeś między nimi, dostałeś ich ciało,
cierpiałeś jak mało kto na Ziemi... I co? Przychodzi ten
palant i okazuje się, że to on ma skuteczne rady, nie ty.
Zna ich lepiej, daje mi czego chcę, a przy okazji ogrywa
mnie bezlitośnie. Cała twoja męka na marne, Synu?
- Przepraszam, czy mogę się wtrącić? - zapytał Pan II.
- Jeszcze tu jesteś!? Mów!
- Błąd w założeniu. Ostrzegałem cię, prosiłem, ale nie
chciałeś mnie słuchać. Twój Syn wcielił się w dobrego
człowieka. A taki nigdy nie zrozumie ich do końca. We mnie
miałbyś lepszego doradcę i informatora. Jest jeszcze czas,
żeby to naprawić.
- Też coś, nieźleś to obmyślił, niepoprawny zazdrośniku.
Idź precz, Szatanie!
- Idę, idę, ale czy mógłbyś przedtem zwrócić mi moją
chusteczkę?
Nie nawołuję do rozszarpywania nielubianych autorów i
redaktorów. Nikogo nie namawiam do represyjnego gwałcenia
kobiet - dzięki dobrym układom z matką, siostrą i żoną mam
do przeciwnej płci zrównoważony stosunek emocjonalny (gdybym
posiadał również córkę, byłoby jeszcze lepiej). Do wysunięcia
nieodpowiedzialnej sugestii, iż Pan może dyskutować z Panem
II, ośmieliły mnie duch i litera biblijnej "Księgi Hioba".
Czy to wystarczy?