Szaniawski Jerzy - Żeglarz
Szczegóły |
Tytuł |
Szaniawski Jerzy - Żeglarz |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Szaniawski Jerzy - Żeglarz PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Szaniawski Jerzy - Żeglarz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Szaniawski Jerzy - Żeglarz - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Szaniawski
Żeglarz
Z: Dramaty Wybrane
Biblioteka klasyki Polskiej i obcej
Wydawnictwo Literackie
Kraków 1973
Osoby
Jan
Med
Rzeźbiarz
Przewodniczący
Rektor
Admirał
Paweł Szmidt
Stary marynarz
Wydawca
Doktorowa
Felcia
Iza
Kapelmistrz Pan z komitetu Student
i rzeźbiarska. W szklanym wykuszu na
l U duży model pomnika, przedstawiający
<<\\iklą „szlachetną" postać kapitana Nuta —
1'rzty postaci kapitana na wpoi zanurzony
morskich, tonący żaglowiec. Na kanapie leży
', Przez okienko wykuszu spogląda na ulicę
itiłla postać dziewczęcia, nazywanego Med,
i > .-;loś, Mód?
ii teraz dobrze, bardzo dobrze, gdybyś nie
:t...
l na odpowiedź, bo zamilkl, ale że i dziew-
rala, mówi dalej iloslra moja nie była smutna...
lobrze, że tutaj teraz nie mam przy sobie
Żeglarz
Akt pierwszy
153
kochanki, ale siostrę... kochanka męczyłaby mnie...
a ja chcę tylko odpoczywać, odpoczywać po...
Med
...Po wysiłku twórczym...
powiedziała to, jakby myśląc o czymś innym, patrząc wciąż na ulicę Rzeźbiarz
Tak, „po wysiłku twórczym". Powiedziałaś to ładniej... Ja chciałem powiedzieć po prostu „odpoczywać po robocie"... I obiecuję, że będę odpoczywał teraz długo... Może miesiąc, może dwa, może nawet rok... (po chwili) A może bym pojechał gdzieś daleko, daleko... Pamiętam, lubiłaś mówić ze mną o dalekich podróżach...
zamyślil się Med
Tak... rozmawiałam z tobą często o dalekich krajach... Rzeźbiarz
A więc pojedziemy... Milczenie.
Med, nic cię nie obchodzi, co mówię, myślisz o czymś innym. Med
Nie... słucham, mów... Rzeźbiarz
Patrzysz w dal i... czekasz... Z rybackiej jesteśmy rodziny... To już we krwi mają córki nadmorskich rybaków, że — oczekują... Wypłynie ktoś drogi na morze, a one patrzą na dalekie żagle, badają niebo, wsłuchują się w krzyk mewy — czy nie jest to głos złowróżbny, zwiastujący burzę, (po chwili) Ale ty — nie bój się, Med... Jan lada dzień wróci. Med
Już dawno powinien był wrócić... Rzeźbiarz
Widać ma tam jakieś ważne sprawy. Med
I najważniejsze można załatwić przez półtora roku.
Rzeźbiarz
No, moja Med... Trzeba zrozumieć, że co innego jest „najważniejsza sprawa" dla dziewczyny, inna — dla mnie, rzeźbiarza, a inna dla takiego, jak on... Może tam znalazł w tych dalekich stronach jakieś stare papyrusy, jakąś mumię albo jeszcze coś ważniejszego i nie może się od tego oderwać... To trzeba zrozumieć.
Med
Tak... mogę zrozumieć, że dla niego stara mumia więcej warta niż młoda... narzeczona... Ale zrozumieć to przez półtora roku, to trochę... (niemal przez Izy) za długo...
Rzeźbiarz
Co? Czy się już buntujesz? Med
Nie... Czekam... (nadsłuchuje) Ktoś idzie do nas. Rzeźbiarz
Skąd wiesz, że do nas? Med
staje jakby w jakimś przeczuciu
Wiem... (po chwili z rezygnacją) Ale to... to jeszcze nie... on...
Dzwonek. Rzeźbiarz wstaje leniwie — idzie otworzyć drzwi, wchodzi Rektor.
Rektor
Witam mistrza kochanego. Kzeźbiarz
Moje uszanowanie panu rektorowi. Moja siostra.
Rektor
Bardzo mi jest miło poznać siostrzyczkę naszego mistrza. Mistrzu kochany!... Postanowiliśmy wraz 7. prezesem i admirałem spotkać się u pana, aby wspólnie omówić parę spraw. Widzę, że przyszedłem pierwszy. Rzeźbiarz
Pan rektor raczy spocząć. Hektor
Dziękuję ślicznie. Pozwoliłem sobie przynieść twór-
lii
Żeglarz
Akt pierwszy
355
cy pomnika kapitana Nuta moją nową książkę... moje skromne dziełko o tymże kapitanie Nucie... Ezeźbiarz
To nie dziełko, wielkie dzieło, patrz, Med. Med
Tak, duże. Ezeźbiarz
Dziękuję bardzo panu rektorowi. Rektor
Jest tu wszystko, co mogłem zebrać o kapitanie. Trzymałem się tej metody, aby zacząć od dzieciństwa kapitana, a skończyć na jego śmierci. Med
A to można inaczej? Rektor
A można, łaskawa pani, można i od końca do początku. Dzwonek, Rzeźbiarz idzie ku drzwiom.
To na pewno prezes albo admirał. Wchodzi Przewodniczący i Admiral.
Obaj. Przewodniczący
Sługa mistrza, (przedstawia Admirała) Jego ekscelencja, admirał... Powitanie. Rzeźbiarz
Moja siostra. Powitania. Przewodniczący
Mistrzu kochany, pomówmy o naszych sprawach. Zbliża się chwila odsłonięcia pomnika. Za parę tygodni ze spiżowej postaci kapitana Nuta zerwiemy zasłonę... Tu westchnął Rektor, pokiwał głową Admiral.
Jeden z placów miejskich otrzyma prawdziwą ozdo-bę...
wskazuje na pomnik . . Rektor
Ba... ba... . . ... : : . , / , - . •
Admirał
Wielką ozdobę... Przewodniczący
Na barki moje, jako przewodniczącego komitetu, | spada teraz obowiązek udekorowania placu wysoko postawionymi osobami. A nie jest to łatwe! Trzeba bowiem połączyć hierarchię z malowniczością grup. Porządek, bezpieczeństwo i to, żeby się nie poobra-żano, biorę na swe barki. Musi to być zrobione praktycznie, przyzwoicie i estetycznie. Właśnie w estetyce pan mi pomoże. Rzeźbiarz
I, panie prezesie. Puścić na plac bractwo, kto pierwszy, ten lepszy. Czy ja się znam na tym, kto tu pierwszy, a kto drugi... Admirał
Ale mnie pan może nie odmówi swej estetycznej pomocy, (otwiera pudełko) Oto plastyczny plan wystawy morskiej, która będzie otwarta w związku z odsłonięciem pomnika. Rzeźbiarz
No, ślicznie! Domki, bramy, trawniki. Patrz, Med! Med
Tak, ładne. Jakby w sklepie z zabawkami. Admirał
Niestety, nie wszystkie pawilony da się zapełnić. Rektor
Czy rzeczywiście, kochany admirale, jest tak mało eksponatów? Admiral
Niewiele. Damy sobie jeszcze radę z działem historycznym; z działem naukowo-rozrywkowym. Ciekawy będzie dział bestyj morskich, żywych i wypchanych; dział „legend żeglarskich" przedstawia się nawet imponująco. Ale radźcie mi, panowie, czym zapełnić pawilon pamiątek po kapitanie Nucie? Rodzinne miasto kapitana, a nie ma po nim żadnych pamiątek... Rektor
Jest tylko dom, w którym, i to — podobno, ujrzał
356
Żeglarz
Akt pierwszy
357
światło dzienne kapitan-bohater. Ale domu do pawilonu nie przeniesiemy... Przewodniczący
Zwłaszcza że jest nadbudowany i wyższy niż cały pawilon. Rzeźbiarz
Tak, to byłoby trudne. Rektor
Zapytani panów, dlaczego w ogóle stanie pawilon dla pamiątek, jeżeli tych pamiątek, że się tak wyrażę, nie ma. Admirał
No, nie możemy się obejść bez pamiątek po kapitanie Nucie. Dałem nawet ogłoszenie. „Poszukuje się pamiątek po kapitanie Nucie..." Przewodniczący
No i co? bez skutku? nikt się nie zgłosił? Admirał
Ze skutkiem. Zgłosił się. Rektor
Kto? Admirał
Pewien stolarz przyniósł mi kulawy stolik i powiada, że to jest stolik kapitana Nuta. Wydało mi się, że stolik jest zbyt pośpiesznie archaizowany. Dziurki, które toczą robaki, były, zdaje się, wywiercone świderkiem. Rektor
To mądry stolarz. Admirał
Nie tylko mądry, ale i bezczelny. Bo kiedy powiadam do niego, jaki ma on dowód, że to jest stolik kapitana Nuta, on pyta mnie: „A jaki pan ma dowód, | że to nie jest stolik kapitana Nuta?" Przewodniczący
No i co? Admirał
Cóż było robić, wziąłem stolik... W tej chwili Med coś zobaczyła, zrywa się, wybiega, \
jakby nie widząc obecnych. Wszyscy zdziwieni. Milczenie. Rektor
Siostrzyczka pańska wybiegła jak ta sarenka... Rzeźbiarz
patrzy na drzwi, coś posłyszał, co zrobiło na nim wrażenie
Przepraszam panów...
Nie dokończył niemal, pobiegł i zniknął za drzwiami. Jeszcze większe zdziwienie pozostałych. Admirał
Stało się coś... Rektor
Jakieś głosy... Przewodniczący
Nie rozumiem, uciekli... i zostawili nas jak głupich. Stoją zdziwieni, czekają. Admirał
Całują się... Rektor
Ściskają... Przewodniczący
Cieszą się... Ze dwa lata chyba się nie widzieli... Słychać coraz wyraźniej trzy głosy. Wchodzi podniecona Med, za nią wesoło idzie Jan i Rzeźbiarz. Rzeźbiarz
Przepraszam panów, ale to tak niespodzianie. Przyjaciel mój i narzeczony siostry. Przyjechał z dalekiej podróży. Rektor
Ach, my się przecie dobrze znamy. To mój były słuchacz! .fan
Nie byłem tu półtora roku. Widzę jakieś zmiany. Ciebie w otoczeniu wysoko postawionych osób. Winszuję... (nagle uderzony widokiem pomnika) A to co? przecież to... to kapitan Nut... Rzeźbiarz
Model pomnika...
158
Zeglar?
Akt pierwszy
158
Jan ' ' •••-••
Model — pomnika? Med
Nie wiesz o niczym, nie pisałam ci... Rektor
Pan nie wie nic o pomniku? Przewodni czący
Niezadługo odsłaniamy. Jan
Nie wiem nic... Byłem daleko. Nie czytałem gazet... To nadzwyczajne... Rektor
Kochany uczniu, wiesz chyba, jako historyk, że w tym roku upływa pięćdziesiąt lat od chwili bohaterskiej śmierci kapitana Nuta. Przewodniczący
Więc miasto nasze, które jest jego kolebką... Jan
Nadzwyczajne... Med pilnie i niemal 2 przestrachem patrząc na Jana
Dlaczego mówisz „nadzwyczajne"? Wszyscy patrzą zainteresowani, dlaczego wiadomość o pomniku wywarła na przybyłym takie wrażenie. Jan
ocknął się, spostrzegł książkę Rektora, czyta napis na okładce
„Kapitan Nut", (bierze książkę, otwiera) Ach, to biografia kapitana Nuta, pisana przez pana rektora... Eektor zaniepokojony zagadkowym uśmiechem
Tak... Admirał
Ale my nie przeszkadzajmy. Narzeczony z dalekiej podróży... Przewodniczący
O tak, nie będziemy przeszkadzali... Rektor
Oczywiście, nie będziemy państwu przeszkadzali...
Ale... może jeszcze parę słów... To jest mój uczeń... Nawet kochany uczeń... stał wprawdzie na czele stowarzyszenia „Czarnych Beretów", którzy mnie trochę tam dokuczali... ale to mniejsza... odznaczał się też ten uczeń kochany... tym, że chciał być raczej nauczycielem swego profesora. Jeżeli ja powiedziałem „białe", on mi dowodził, że to „czarne", l zawsze z jakimś uśmieszkiem. Uśmieszek ten i teraz pochwyciłem, gdy wziął do ręki rzecz moją o kapitanie. Gotów mi filut... hę... hę... i teraz spłatać jakiegoś figla...
Jan
Rzeczywiście, zdarzenie nadzwyczajne. Wobec tego, co widzę... mogę powiedzieć, dlaczego wyjeżdżałem stąd tak daleko i na tak długo... Szukałem wiadomości o kapitanie Nucie... Hektor
Co?... Przewodniczący
O kapitanie Nucie? Admirał
To pan może dorzucić coś nowego!... Jan
O tak. Med
Co wiesz o kapitanie Nucie? Jan
Wciąż jeszcze jestem oszołomiony tym nadzwyczajnym zdarzeniem, że ja, właśnie ja, który poszukiwał wiadomości o tym żeglarzu, niemal pierwszych ludzi, jakich spotyka, to tych, co mu stawiają pomnik. Med
Co wiesz o kapitanie Nucie? Jan biorąc dzielo rektora
Książka duża. Doprawdy, skąd pan rektor wydobył tyle materiału?.., . Rektor
Ano... szukałem... . .: .:..-.-•
l
160
Żeglar
Przewodniczący
W takiej chwili i dzieło musiało być pomnikowe... A nikt nie widział „dzieła pomnikowego", co jest cienkie jak broszura.
Jan
Zapewne... Pozwoli pan rektor, że zanim dzieło jego gruntownie przestudiuję, przejrzę sobie obrazki...
Rektor
Obrazków tam niewiele...
Jan
czyta tytul rozdziału
„Dzieciństwo kapitana". O dzieciństwie kapitana Nuta wiem rzeczywiście mało... To będzie interesujące. O, tu, na przykład... czyta
„Przyszły bohater od najwcześniejszego dzieciństwa zdradzał pociąg do malowania map. Jako dziecko dwuletnie rozlewał atrament na białą serwetę, po czym wpatrywał się w plamy, przypominające kształtem Europę, Afrykę oraz inne części świata".
Tak, panie rektorze. Niepotrzebnie oczernił mnio pan przed chwilą, mówiąc, że powiem „czarne", gdy pan rektor powie „białe". Zupełnie wierzę, że tak być': mogło. Rektor
Pierwszy raz spotyka mnie ten zaszczyt z pańskiej strony. Jan
Zobaczymy dalej... czyta bliżej środka książki
„Kapitan Nut odznaczał się wysmukłą, szlachetną postacią i niezwykle pięknymi rysami twarzy. Nos orli, brwi zarysowane śmiało, wspaniale sklepione czoło i bujne włosy tworzyły całość piękną i pociągającą". Tu mam pewne zastrzeżenia. Jak wiadomo, nie posiadamy żadnej podobizny kapitana Nuta... Rektor
Niestety, tak.
Akt pierwszy
Jan
Udało mi się odnaleźć paru ludzi, którzy pamiętają kapitana. Otóż według nich, kapitan Nut był to człowiek krępy z wydatnym brzuszkiem oraz nieco krzywymi nogami... Med \ jakby mimo woli
To nieprawda! Jan
Skąd wiesz, Med, że nieprawda? Med
Nie wiem, skąd wiem, ale... ale... on nie takiego rzeźbił, jak ty mówisz. Jan
Nie posługiwałeś się żadnym portretem, bo portretu nie ma. Rzeźbiarz
Nie, nie posługiwałem się portretem. Jan
A więc, teraz co do nosa kapitana. Jak wiadomo, rozmaicie ludzie określają nosy swoich bliźnich, u więc bywają nosy długie... tak zwane haczykowate... którymi można by grzebać węgle w kominie. Panowie nosy opuścili.
Bywają nosy zadarte... Panowie spojrzeli w górę.
...że można by nań zawiesić kapelusz... bywają nosy, o których się mówi, że można by nimi gasić świece po kościołach. Panowie melancholijni.
Nie będę wyliczał wszystkiego... w każdym razie, według moich wiadomości, nos kapitana Nuta nie był nosem orlim. Panowie się ocknęli.
Był to raczej nos, który określają: „nos jak kartofel". Panowie zaniepokojeni spojrzeli po sobie.
A co do włosów, to powiem, że udało mi się odna-le/ć starego golibrodę, który twierdzi, że kapitanowi
ISS
Seularz
Akt pierwszy
własnoręcznie strzygł w zimie włosy maszynką numer trzeci, a w lecie po prostu mu głowę golił. kładzie książkę, a podchodzi do swej teki, z której wyjmuje maszynką
Oto corpus delictł. Tę historyczną maszynkę udało mi się nawet nabyć. Przewodniczący
Hm, to ta maszynka... hm... Kektor
Maszynka numer trzeci... Biorą maszynką, oglądają, próbują. Admirał
Ale czy z tą maszynką nie jest tak, jak z tym stolikiem? Kektor
Właśnie L. Przewodniczący
Otóż to!... Jan
Z jakim stolikiem? Eektor
Nasz admirał ogłosił, że poszukje pamiątek po kapitanie Nucie, ł przynieśli mu stolik... Przewodniczący
Ale nie ma dowodu, czy kapitan ten stolik kiedykolwiek widział. Jan
Ach, tak, rozumiem... Jest okoliczność przemawiająca za autentycznością tej pamiątki, jaką ja posiadam. Słyszałem historię tego narzędzia przedtem, zanim wyraziłem chęć kupna. Zresztą sam przyznaję, że nie są to rzeczy bardzo ważne. Można być szlachetnym człowiekiem, nie mając tak zwanej szlachetnej postaci... Można być orłem bez orlego nosa. A co do włosów... Kapitan Nut nie miał do spełnienia tych zadań, co Samson, więc mógł sobie głowę nawet golić. Med
Golił włosy? Nie, miał długie włosy... Wyglądał jak ten...
Przewodniczący
W najpiękniejszym wierszu jest, że „z włosem rozwianym, ze wzrokiem w dal wpatrzonym, na płonącym pokładzie zostaje kapitan"... Jan
Wyglądał tak jak ten, Med? Hm, czytajmy dalej: „Kapitan Nut wiódł żywot iście spartański. Twarde łóżko, mała poduszka z trawy morskiej, skromny posiłek dwa razy dziennie, sześć godzin snu, a poza tym praca, praca i jeszcze raz praca — oto tryb życia tego marynarza. Szklanka bardzo mocnej herbaty po obiedzie, fajka i plasterek gumy do żucia, to jedyne narkotyki, jakich używał kapitan Nut". Proszę panów! Nie mam wiadomości, czym była wypchana poduszka kapitana, nie wiem, wiele godzin sypiał i wiele razy dziennie jadał. Co do narkotyków, to, według moich wiadomości, używał ich więcej, niż podaje pan rektor. Już od rana na czczo pił zwykłą siwuchę. Potem pił wódkę oczyszczoną, przy śniadaniu pijał whisky, a po śniadaniu koniak i różne nalewki... pił wszystko, co matka ziemia rodzi, a co jest z alkoholem. Rektor
Eli, panie... Jan
Pił miód, wino, nawet podobno nie pogardzał likierem... Rektor
Panłe... Jan
A jeżeli pił i tę herbatę, o której mówł pan rektor, to na pewno było tam pół szklanki herbaty, a pół szklanki rumu. Przewodniczący po chwili konsternacji
No, panie, że tam człowiek wypił jeden, dwa kieliszki, to pan zaraz to na światło dzienne... Admirał
Jako stary marynarz, muszę powiedzieć, że klimat morski wprost wymaga, aby się napić.
164
Żeglarz
Jan
Wiem o tym, panie admirale. Wiem, że czy to będzie na lądzie czy na morzu, pod biegunem czy pod równikiem, ludzie powołują się na to, że klimat ich i tradycja wymaga, aby pić... Wierzę, że marynarzowi tak obmierznąć może widok wody, że nawet pragnienia nie gasi wodą. Dodam, że ja sam lubię czasem napić się z przyjaciółmi czegoś, co nie jest herbatą... Przewodniczący — Rektor — Admirał podchwytują
Ano, właśnie, otóż to, o to chodzi. Jan
Ale dlaczego pisać o herbacie, fajce i gumie do żucia, kiedy jedną z wybitnych cech kapitana było to, że pił — i to tęgo pił!
Goście zwiesili melancholijnie glowy, ocknąl się Przewodniczący. Przewodniczący
Proszę pana! Nasz rektor pamiętał o tych „ubogich duchem", którzy to czytać mogą. Chodzi o to, aby „ubogi duchem" wzbogacił się widokiem piękna, bijącego ze wspaniałej postaci, a nie był z bohaterem za pan brat i nie mówił do niego: „No, trąćmy się, stary, kieliszkiem". Jan
Dysputę o zaletach takiej metody odłóżmy tymczasem na później i wracajmy do dzieła pana rektora... O... tu widzę wiele miejsca poświęconego miłości kapitana do lady Peppilton... Rektor
Czy i tu pan coś doda? Jan
Listy kapitana? Tak. Odczytywałem nieraz te prześliczne listy. Znam je. One były powodem moich poszukiwań. Przewodniczący
Listy? Rektor
Te listy?
Akt pierwszy
385
Admirał
Listy do lady Peppilton?
Jan
Tak. Te sławne listy, w których kapitan mówił tkliwie, pięknie, czule. Zdarzył się taki wypadek: między starymi drobiazgami i papierami, które zresztą nic nie miały wspólnego z kapitanem Nutem, znalazłem kawałek zapisanego papieru. Był to kawałek koperty. Pokażę, jak to wygląda, (idzie ku teczce, wyjmuje kartką) Oto ta kartka. Na jednej strome adres. „Pan kapitan Nut".
Odbija się nagle większe zainteresowanie na twarzach słuchaczów.
A na drugiej kilka słów napisanego widać pośpiesznie pożegnania. Ten list, to list własnoręczny kapitana Nuta.
Poruszenie, wszyscy oprócz Rzeźbiarza, który siedzi z dala, wciąż obojętny, zbliżają się do Jana, chcąc zobaczyć list.
Rektor
Własnoręczny. Przewodniczący
Eh, co pan mówi... patrzmy, patrzy Admirał A. jaki dowód, że...
.łan
W muzeum naszym jest, jak wiadomo, jeden jedyny autograf kapitana. Raport o przebytej podróży. Porównałem pismo. To samo. Przewodniczący
I pan, mając taką relikwię, i pan ją tak w tece...
Jan
W tej tece mam wszystko, co dotyczy kapitana. Admirał
Więc jest nareszcie jakaś prawdziwa pamiątka! Panie, ja ją. umieszczę, na miejscu honorowym, wartę przy niej postawię!
Akt pierwszy
367
Jan
Czytajmy. Kapitan Nut tak pisze do kobiety: „Dostałem rozkaz natychmiastowego wyjazdu. Nie zobaczę się z tobą. Sprawuj się dobrze, bo gdybym po przyjeździe zastał coś nie w porządku, to znasz mnie: kości połamię. Całuję cię i do widzenia — N." Wrażenie.
Oto list miłosny kapitana Nuta.
Cisza. Znieruchomialy Rektor ocknął się, idzie szybko ku swej książce, przerzuca parą kartek. Rektor
Tu jest odbitka autografu kapitana. Jeszcze porównamy... Porównują. Przewodniczący
Rzeczywiście to samo. Rektor
No tak. Admirał
Wygląda jakby rzeczywiście ta sama ręka... Rektor
Chociaż z drugiej strony ta kropka nad „i" jakby nieco inna. Przewodniczący
I ten ogonek przy „ę" coś jakby inaczej... Jan
Cóż, Med, na to powiesz? Med
Cóż ja tu mam do powiedzenia? Jan
Ta sama ręka, panowie. Nie da się zakwestionować. Nawet błędy ortograficzne te same. Jak mógł człowiek, który pisał listy do lady Peppilton pełne miękkości, słodyczy, róż, księżyca, słowików, jak mógł napisać w ten sposób do innej kobiety. To była dla mnie zagadka, którą postanowiłem rozwiązać. Zacząłem od tego czasu szukać prawdy o kapitanie Nucie. A co do listów pisanych, do lady Peppilton, jestem przekonany, że tych listów wcale nie było.
Rektor
Jak to nie było? Przewodniczący
Przecież są. Jan
Są tylko w odpisach. Po prostu romantyczna lady Peppilton listy te sobie wymyśliła i na listy swoje napisała fikcyjne odpowiedzi. Mówiąc krótko, chciała baba w ten sposób przejść do historii. Milczenie, Przewodniczący
Rzeczywiście, ujął to pan krótko i dobitnie, Jan
Powiem więcej, panowie. Mam wiadomości, że kapitan nie tylko groził na papierze, ale potrafił naprawdę kobietę wychłostać. Rektor
Jeżeli tak i było, to zapewne nie jest to najpiękniejszy, że się tak wyrażę, rys charakteru, ale... Admirał
Tak... zapewne... bić kobietę... Przewodniczący
Hm, taką rzecz należałoby nawet teoretycznie po-t.ępić, ale... Jan
Co „ale"?... Przewodniczący
Ale, widzi pan... no tak... zapewne... bić kobietę... chociaż czasami... ja tego nie pochwalam, broń Boże... ja to potępiam, ale tak czasami... to trzeba tego ten... No... jak to powiedzieć... Rektor
Że tam od czasu do czasu trzymał kobietę krótko, 1o znów... ja przepraszam obecną tu przedstawicielkę płci pięknej, ja także to ganię, ale... Admirał
No, w każdym razie marynarz... żołnierz... my, stare wilki morskie, musimy te sprawy nieraz... że tak powiem... mocniej...
16S
Akt pierwszy
169
Przewodniczący
My jeszcze raz powtarzamy, że tego pochwalić się nie godzi, i my, jak tu we trzech stoimy, również mamy żony i nigdy ich... raczej może one nas... mówiąc szczerze... siedzimy nawet pod... No, co tu gadać... pod pantoflem... Admirał i Rektor cichutko westchnęli.
Ale ja twierdzę, że mężczyzna powinien kobietę tego... coś... bo w przeciwnym razie... ona nas... tego ten... Admirał
Właśnie. Jan
To są już inne sprawy. Chodzi mi o to, że nie można nadal przedstawiać kapitana jako tkliwego trubadura, skoro miłość pojmował po prostu i mocno. Zbliżam się teraz do rzeczy najważniejszej: do śmierci kapitana.
Znów twyraźne żywsze zainteresowanie. Zainteresowanie podkreśla jeszcze Rzeźbiarz, który siedzi wciąż uboczu, pali fajkę i zachowuje prawdziwą, a może nawet i demonstracyjną obojętność — teraz nadstawi, ucha.
Kapitan Nut, nie chcąc oddać okrętu w ręce nieprzyjaciół, podpalił statek i zginął z nim w nurtach morskich. Zginął przed 50 laty, mając lat. 25. Tak mówi legenda.
Powiedziane zostało to poważnie, niemal uroczyście. Powaga i skupienie odbiło się na twarzy słuchaczów. Jan zamilkł na dłuższą chwilę, na twarz jego padł by cień wzruszenia, mówi dalej
W wędrówce swojej spotkałem starego marynarz Nazywa się Jakub Fala. Otóż ten Fala był przy śmier ci kapitana Nuta. Zgodził się przyjechać ze mną. Jes tu o kilka kroków od nas. Pilnuje moich rzeczy. Za raz go zawołam.
Jan wychodzi, zdziwienie pozostałych. Przewodniczący
Fala?
Hektor
Przywiózł go z sobą? Admirał
Marynarz, który był przy śmierci kapitana? Przewodniczący
Fala? Też nazwisko... „Fala"?
Wraca Jan, za nim, niosąc dwa kufry, Stary Marynarz, który się zatrzymał koło drzwi. Admirał
A... Przewodniczący
Fala... Jan
Tak, Jakub Fala. Powiedzcie, Jakubie, jak to było? Byliście na okręcie podczas pożaru wraz z kapitanem N utem? Siary marynarz
Byłem. Jan
Opowiedzcie o bitwie morskiej. Stary marynarz
Żadnej bitwy wtedy nie było. Jan
Nie widzieliście nieprzyjaciela? Stary marynarz Nie widziałem. Jan
Czy to kapitan Nut podpalił statek? Siary marynarz
Nie. Jan
Więc skąd powstał pożar? Stary marynarz
A zasnął jeden z fajką w zębach na ładunku bawełny. Zatliło się i był pożar. Jan
Kapitan Nut nie opuścił płonącego okrętu, tak? Stary marynarz
Taki głupi, żeby zostać, to on nie był.
H J. Szaniawski
370
Żeglarz
Jan
A co zrobił? Stary marynarz
A wsiadł ze mną do łódki.
Jan
I co? Stary marynarz
I uciekał, aż się kurzyło.
Jan
Panowie, jeżeli przyjmiemy nawet powiedzenie: „aż się kurzyło" — za dodatek marynarza, gdyż jak wiadomo, na wodzie kurzu nie ma, pozostaje fakt, że kapitan Nut wówczas nie zginął. Milczenie.
Przewodniczący
To rewelacyjne zeznanie starego marynarza... byłoby rzeczywiście wstrząsające, ale z drugiej strony powszechnie wiadomo... ja przepraszam obecnego tu pana admirała... że... „wilki morskie" — to największe łgarze.
Jan
Nie przeczę, że wilk morski ł łgarz, przepraszam i ja obecnego tu pana admirała, że wilk morski i łgarz znaczy jedno i to samo. Ale rozmaici bywają łgarze. Wilk morski rzecz zawsze powiększy, wyolbrzymi, a nie zbagatelizuje. Admirał
No, to, to prawda. Jan
Zresztą jakież są niezbite dowody, że kapitan Nut zginął? Tylko wiersze mówią o nim, że „z włosem rozwianym, ze wzrokiem w dal wpatrzonym, na płonącym okręcie zostaje kapitan..." Milczenie. Przewodniczący
Hm, proszę pana, jeżeli siadł nawet do tej łodzi ratunkowej...
Akt pierwszy
Admirał
Ostatecznie, wie pan, kazać człowiekowi, aby się spalił na węgiel.,, Rektor
A potem jeszcze kazać mu zatonąć... Przewodniczący
Proszę pana, nawet pierwszy lepszy szczur okrętowy, jak wiadomo, instynktownie ucieka przed pożarem, a cóż dopiero człowiek. Jan
Wciąż między nami nieporozumienie. Uciekalibyście przed pożarem, panowie, uciekłbym może i ja. Mógł więc uciekać i kapitan Nut. Sędzią nie jestem. Chcę tylko prawdy. Po cóż mówić inaczej. Skończmy z tym. Skończmy z legendą o kapitanie, (niemal uroczyście) Kapitan Nut nie był bohaterem!
Wrażenie. Starcy znieruchomieli, nawet Rzeźbiarz spojrzą? pytająco na Jana; nawet na Med ostatnie slowa Jana zrobily wrażenie. Tylko Stary Marynarz, który po ostatnich pytaniach usiadl na kufrze, obojętnie pali fajką. Przewodniczący
Słuchaliśmy pana, ale kiedy pan na świętość się porwał i świętość w sarno serce uderzył, nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć kapelusze, skłonić się nisko i... wyjść...
Wychodzą uroczyście, dlugie milczenie. Jan
„Wyjście"' — to piękna demonstracja, ale nie argument. Cóż, Med, tak posmutniałaś?... Milczą.
A ty?... Nie odezwałeś się ani razu? Czy nic cię to nie obchodzi, co mówiłem? Rzeźbiarz dlugo nie odpowiada, jeszcze myśli
Słuchałem. Słuchałem uważnie. Kiedyś tu wszedł — toś powiedział — „To jest kapitan Nut". Skąd poznałeś, że to on? Zobaczyłeś pierwszym spojrzeniem — takiego, jakiego widziałem, ja. Więc... może był taki, jak ten.
Akt drugi
Pokój Jana. Dużo starych książek. Trochę starych mebli. Kilka krzesel, stoi. Z boku w niszy staroświeckie loże, w okolicach lóżka kilka wschodnich makat o wy-blaklych kolorach. Na jednej z pólek maly żaglowiec. Nie opodal lóżka latarnia — lampa o koloroioych szkiel-kach. Wielkie weneckie okno, przez które widać dachy starych domów i kawalek morza. Drzwi od schodów wejściowych, drugie naprzeciw do ciemnej alkowy. Widno jeszcze. Dzień. Niedlugo jednak zacznie się ściemniać. W pokoju nieobecnego Jana znajduje się Med i zastawia stoi jedzeniem. Wchodzi Jan, ponury, zgnębiony. Nie mówi nic. Po chwili spojrzal na stoi. Jan
Co to? Med nieśmiało
Przyniosłam ci trochę, żebyś zjadł. Jan
Myślisz, że nie jestem po obiedzie? Med
Nie jadłeś obiadu. Będziesz głodny. Proszę cię, zjedz. Jan
Skąd wiesz, że nie jadłem obiadu?
AJct drugi
173
Med
Nie gniewaj się... Jan
A jeżeli nawet nie jadłem. Wiesz, w ogóle ludzie podobno za dużo jadają. Stąd najrozmaitsze choroby. Med
Nie zachorujesz. Jan
Są kraje, gdzie człowiek zjada garstkę ryżu... i już ma dosyć... Dziękuję ci bardzo, ale nie będę jadł. Zrobisz mi wielką przyjemność, jeżeli to sprzątniesz. Mam zresztą dwie butelki, więc się trochę napiję. Med
Ano... sprzątnę, jeżeli tak chcesz... sprząta Jan
Jeżeli już jesteś tak dobra, to wiesz co?... może byś co z tego dała Jakubowi. Czy jest tu? wstaje, aby zajrzeć do alkowy Med
Jest, teraz pewno śpi. Proponowałam mu, aby coś zjadł, ale podziękował.
Podziękował? Jan Med
Powiedział, że jadł już dużo. Nie powiedział, że i pił, nie zdaje się, że i pił dużo. Jan
Tak? Hm, skąd ma pieniądze, żeby się upijać?... Bałem się nawet, iż będzie miał żal do mnie, że nie mogę go zbyt świetnie ugaszczać. A on... już parę razy zauważyłem, że się upija nie moim winem...
Med
Słuchaj... co ci jest?... Wciąż jesteś smutny... Nie y.awsze nawet dobry teraz dla mnie. Choćby przed chwilą: nie chciałeś zjeść tego, co przyniosłam, chociaż sam... I zdaje się, że wiem, dlaczego... Podejrzewasz, że to on chce ci pomóc,.. Gdyby nawet tak...
174
Żeglarz
'Akt drugi
175
brat narzeczonej... twój przyjaciel... bo on nie przestał być twoim przyjacielem, tylko ty, jakbyś...
Jan
Med, mogę ocenić twoje dobre serce, ale czy nie rozumiesz, że nie mogę korzystać z pomocy twego brata? On stawia pomnik, który skończy już niedługo, a ja miałbym korzystać z pieniędzy pobieranych za to — ja, który kapitana...
Med
Więc cóż będzie?... Z czego będziesz żył? Nikt książki od ciebie nie kupi. Teraz, w tym czasie, nie znajdziesz wydawców. Nikt się nie odważy, nikt nie zechce.
Jan
Ach, tak myślisz... rozumiem. Wiedziałaś, że poszedłem do wydawcy i wracam... myślisz „z niczym".., Nie, wracam z wydawcą... gdzie on? Został na chwilę, aby załatwić coś w drukarni, i zaraz miał przyjść do mnie. Dzwonek.
O, dzwoni... to właśnie on... wydawca. Proszę cię, słuchaj uważnie naszej rozmowy. Idzie otworzyć drzwi, wchodzi Wydawca.
Proszę pana...
Wydawca sklonil sią Med i spojrzal pytająco na Jana: „Nie jesteśmy sami?"
Proszę, niech pan mówi swobodnie... to moja narzeczona. Wydawca niemal szczęśliwy
Ach, tak.
Jan
Może chyba słuchać?... Przypuszczam, tajemnic tu żadnych nie będzie? Wydawca
A więc, proszę pana, wstąpiłem właśnie do drukarni i mam do powiedzenia rzeczy niezbyt pocieszające. Przedstawiono mi kosztorys. Suma ogromna.
Jan
Tak. Wydawca
Ja się nawet, mówiąc między nami, nie dziwię, że właściciel drukarni żąda dziś za wydrukowanie dzieła sumy ogromnej. Bo czy pan wie, wiele dzisiaj żąda chłopiec, co zamiata drukarnię? Jan
Ach, panie, co mnie może obchodzić, wiele zarabia chłopak w drukarni dzisiaj, a wiele zarabiał za czasów Gutenberga? Wydawca sZodfco
Jeżeli się nie mylę, pan jest w tej chwili nieco rozdrażniony? Jan
Być może. Przepraszam, niech pan mówi dalej. Wydawca
A przy tym papier... Czy pani szanowna wie, ile dzisiaj kosztuje arkusz papieru? Med smutno
Nie wiem. Jan
Słowem, chce pan powiedzieć, że odbicie mojej książki o kapitanie Nucie wyniesie tak dużo, iż nie warto jej drukować. Wydawca
Pan jest dzisiaj nieco rozdrażniony. Rzeczywiście, chciałem to mniej więcej powiedzieć. Jiin
Więc proszę, niech mi pan od razu powie: „nie". Wydawca
Pomówmy spokojnie. Może się da coś zrobić, obli-/yć... lun
Jeżeli interes dla pana niepewny... Wydawca
Narzeczony pani, to człowiek kąpany w gorącej wo-
Żeglarz
Akt drugi
dzie... hę, hę. Interes... zapewne... ale, proszę pana, czyż człowiek samym interesem... Człowiek sam siebie nie zna i myśli, że tu... (kladzie rękę na kieszeni) jest tylko pugilares... a tam puk, puk... to serce...
Jan
Cóż tu serce? Mówmy o pugilaresie. Wie pan, my-l ślę, że z wydaniem należy się jeszcze wstrzymać. Wydawca
Jeżeli mamy rzecz o kapitanie wydać, to myślę, że tylko teraz. Bo chociaż może nie jest to chwila odpowiednia, ale... Jan
No więc właśnie, jeżeli chwila nieodpowiednia, te
nie wydawać. Wydawca
Nie mówię na pewno, że chwila nieodpowiednial Tego nigdy na pewno powiedzieć się nie da. Zdaje siff czasem człowiekowi, że jest doskonały moment na zrc bienie świetnego interesu. Człowiek idzie wesoło, godnie, z myślą o tym interesie, a tu — bęc!... Jan
Co?
Wydawca sZod7co
To cegła spada mu na głowę... Jan
Aa... Wydawca
Ale trzeba czasem i zaryzykować, (spoci oka obserwuje Jana) A nawet może byśmy tak od razu... tu wyjąl z pugilaresu zaliczkę i kladzie ją na stole
Jan
Wie pan, nie chcę, żeby pan ryzykował. Może pan zarobić albo i stracić. Nie chcę, aby pan na mnie stracił. Wydawca
Mam nadzieję, że jednak nie stracimy... Zarobimy: zarobi i pan. A jeżeliby pan uważał, że to, co położyłem w tej chwili, to za mało — moglibyśmy jeszcze
coś do tego dodać, (dodaje) Myślę, że zarobimy nawet
nieźle.
Jan
Zarobimy dobrze. A zarobimy dobrze, bo to ludzie kupią... A kupią dlatego, bo ludzie lubią, gdy się bliźniego z imieniem i nazwiskiem obniży. Pan, przepraszam za wyrażenie, może zbyt dobitne, pan, stary wyga, wie dobrze, iż się to opłaci. Zarobimy... Ale potem. Odkładam to na później. Wydawca
Na później? Kiedy już zaczęliśmy grać w otwarte karty... powiem, że to trzeba zrobić teraz, tylko teraz. Chwila odpowiednia. A przy tym i panu, myślę, przyda się trochę grosza, (spojrzal zezem na Med) Narzeczona, ślub się przyspieszy... zawsze są przy tym większe wydatki. I po cóż odwlekać z uwiciem sobie liniazdeczka. Życie rodzinne, mój Boże... Ja sam mam czworo dzieci... podobne do mnie... człowiek nie jest :;am... Jan
Podobne do pana... Wydawca
Podobne do mnie. Prześliczne dzieciny. Ich szczebiot luk mi pomaga przy pracy. Dziś wszystkim czworgu kupiłem trąbki... Dzieci... ta świadomość, że człowiek nic zejdzie z tego świata, ale żyć będzie dalej w nich... one prowadzić będą dalej dzieło ojca swego... Podpiszemy dziś, panie, umowę? Jan
Bardzo jest piękna ta wizja rodzinnego życia. Ten Nzczebiot dziecięcy, te trąbki... Ale umowy z panem il/.iś nie podpiszę. Wydawca
Dlaczego? Jnn
Nie. Pan będzie łaskaw zabrać te pieniądze... Wydawca
Ach, pan nie jest dzisiaj w humorze. To bywa... Czy Wie pan, ja również nie byłem dzisiaj w humorze. To
178
Żeglarz
bywa... Nie będę już więcej państwu zabierał czasu, ale pieniądze te — niech tu zostaną.
Jan
Nie, niech pan je weźmie, i to koniecznie. Proszę o to bardzo.
Wydawca
Wezmę, jeżeli już pan tak koniecznie. Do widzenia państwu. Myślę, że nie zwróci się pan z propozycją do kogo innego. Jan
Nie. Wydawca
Moje uszanowanie. już przy drzwiach się odwrócił
A jeżeliby pan uważał, że zaliczka nieco za mała, to możemy ją nieco powiększyć.
Jan
Dziękuję panu. Wydawca
Moje uszanowanie panu. Ale radzę nie zwlekać... Kuj żelazo, póki... hę... moje uszanowanie... Zniknął, milczenie. Jan
Cóż, Med? Jakież wrażenie? Chcą kupić czy nie?
Med
Słuchaj, sprzedaj to, aby już prędzej... skończ z tymi Tak długo na ciebie czekam... wyjeżdżałeś... skońc z tym kapitanem...
Jan
Czy to będzie zakończenie podług twojej myśli Zdawało mi się, że i ty... kochasz kapitana Nuta? Med
Już wszystko mi jedno! Jego już nie ma, a my steśmy żywi... żywi... Nie odwlekaj... Weź trochę piJ niędzy i bądźmy już ciągle razem. Tak długo na bie czekam. Już dość... Jan w uścisku Med
Akt drugi
179
Kocham cię... kochani cię, Med... Chcę... i ja chcę, żebyś była tu wciąż ze mną.
Med
Będziemy, będziemy wciąż razem. Przy tobie będzie twoja Med. Jan
Moja droga, trochę zawsze smutna Med... Przy mnie będzie... Będę czekał na twój uśmiech. Tak lubię, jak się czasem śmiejesz. Med
Będzie mi dobrze, więc śmiać się będę do ciebie od rana. Mój ty, mój... Dzwonek. Jan
Znów ktoś idzie. Ano... otworzyć jednak trzeba. Idzie ku drzwiom, otwiera je starcowi o grubym kiju, który stanąwszy na progu, rozejrzał się, po czym mówi Paweł Szmidt
Nazywam się Szmidt. Paweł Szmidt. Przyszedłem do pana z pewną propozycją, ale myślałem, że będzie pan sam. To nic nie szkodzi, przyjdę kiedy indziej. .łan
Moja narzeczona. Czy przy narzeczonej nie może pan mówić? Med
Ja właśnie miałam wyjść. Niech panowie swobodnie pj/.mawiają. nakłada kapelusz S/midt
O, mogę przyjść innym razem. Med
Nie, nie, do widzenia. Przyjdę tu jeszcze. .-ni/ca Kzmidt
Narzeczona? bardzo ładną ma pan narzeczoną. Jan
O, bardzo mi miło... Proszę, niech pan spocznie. Ciym mogę służyć?
'MPl
Szmidt
Pozwoli pan, że zanim zacznę mówić, napdi.im fajeczkę, bo bez fajki, jak i bez kija, teraz ani Milczenie, napchal fajką, Jan zapalił zapal !;<:.
Dziękuję. Proszę pana! Mieszkam tu od nir.i Znajomych mam niewielu. Ale słyszałem, że pm dzieło o kapitanie Nucie i przedstawia go, mówi likatnie... w nowym oświetleniu. Jan
Jak to, pan już o tym słyszał? Zdawało ml bardzo niewielu wie o tym. Więc już mówią? Szmidt
Niewiele, ale mówią. Myślę, że i ja mógłby: niecoś do pańskich wiadomości dorzucić, jako /<• łem kapitana Nuta... Jan Szmidt
Doprawdy? pan znał kapitana?
Znałem. Jan
O. to będzie ciekawe! Żeby nam się lepiej g.T1 ło... (bierze butelką wina i kieliszki) Co mi p;m i mógł powiedzieć o kapitanie? Szmidt
Zasadniczo twierdzi pan, że kapitan Nut n ii- l haterem ? Jan
No... no... Tak! Szmidt
To prawda, nie tylko, że nie był bohaterem, i\\<-niejeden grzech, jakiego nie powinien mieć y.\vVjr porządny marynarz. Jan
Na przykład. Szmidt
Przykładów zebrałoby się sporo. Cóż by tu... Nn przykład przewiózł raz ładunek chińskiego jcdwuli Jan
To piękna rzecz, chiński jedwab. Cóż w tym •/.!«•
l
.nit
miedzy tym jedwabiem było i opium.
lo gorzej, że przewoził opium. nil
i krnju, którego gospodarze uważali, iż alkohol nie jiotrzebny nawet do celów leczniczych, przewoził jomniu spirytus.
u, słowem kontrabanda...
•enic. l<lt
•li, pan się, widzę, jakoś zachmurzył.
>k?... Być może. Rzeczywiście, przez chwilę było
Mcpiy.yjcmnie.
t.lt
'łom, że wiadomości o kapitanie pana ucieszą.
i je panu, ale to dziwne, kiedy tak sam grze-
••Tam, wynajduję, to mnie podnieca i uczuwam
1 1 izkosz. A tu, kiedy pan przyszedł i tak mi po-
;by na łopacie, na talerzu... czy ja wiem... ale
m razie dziękuję panu i słucham. Zechce mi
l H i wiedzieć, gdzie i kiedy poznał pan kapitana
il/lc i kiedy? Ano... pomówimy... dobre wino... ;d|</u się po pokoju, patrzy dłużej na okręcik) Na y;ii;li>wcu jest napis „Mewa"... tak?
.« pan mógł dojrzeć? Napis zatarty i ledwie go !Ki /. bliska odczytać.
-» okręcik, stawia go na stole
•tdt tej starej latarni jest lampka oliwna?
y pan jest jasnowidzem?
182
l r l! 01
183
Szmidt
Nie... Skąd pan ma te stare przedmioty? Jan
Dostałem je po matce. Matka moja umarła cl.t-więc dobrze historii tych pamiątek nie znam. \V tylko, że dostała je po swojej matce, a tej pr/yu, czasem prezenty z podróży jakiś marynarz. Dlu<. pan pyta? Szmidt
A nie wie pan, kto był tym marynarzem? Jan
Nie wiem. Szmidt
Tym marynarzem był kapitan Nut! Jan
???... Milczenie.
Kapitan Nut? Szmidt
Tak.
Milczenie. Jan
Skąd pan o tym?... Szmidt
„Skąd"? (zamyślił się glebie j) Ano, powiedzmy l<> razu. Ja jestem... kapitan Nut. Jan
Pan... pan jest kapitanem Nutem??! Wrażenie. Oszolomiony Jan jakby czekal jeszcze powtórne zapewnienie. W alkowie ktoś się poru .s Jan spojrzal w stronę alkowy. Szmidt
Co to? Nie jesteśmy sami?
Zanim Jan odpowiedzial, we drzwiach alkowy stn> Stary Marynarz. Zaspany, nie widzi nikogo. Przed się i nagle spostrzegl gościa. Znieruchomial. Szu spokojnie patrzy na Marynarza. Marynarz idzie drzwiom. Przy drzwiach się zatrzymal. Spojrzal ja;, i z przestrachem, na Szmidta. Przeżegnał się. Znika.
l
>/.nał. A więc to prawda.
'i, nagle coś sobie przypomina, idzie do innego
/.-o, szuka pośpiesznie w tece, odszukal list
:y ten list jest pisany przez pana?
Idt
i-zytal
.k...
,,rld ten list znalazłem między swoimi rzeczami
:i| kobietę pan ostrzegał, że jeżeli coś pan znajdzie
w porządku, to jej kości połamie?...
Idt
i była kartka pisana do pańskiej babki.
.i mojej babki?
idt
.k.
:.ki(d pan z moją babką... w tak serdecznych sto-
..rh?
i.at
in pan mówił, że słyszał coś o jakimś marynarzu.
•i-r/ywiście, mało znam historię swojej babki, tyl-nutka moja wspominała czasem... No tak... i mó-i <iux.o, jako do dziecka... o pewnym marynarzu...
ID był pan? mit
•> byłem ja. (po chiuili) Zbliżamy się do wiadomości
•irj. Czujesz to, chłopcze? Tylko słuchaj spokoj-(po chwili) Kobieta, do której to napisałem, by-
nioji)... no, jak to nazwać... była moją... i ba-Midiśmy razem córkę. Ta córka była twoją
ką...
•tfnie, Szmidt zamyślony patrzy w dym fajki. i . ~ '•j/ jeszcze nie bardzo przytomny
184
To z tego wyjść jeszcze może, że pan... że pan moim... dziadkiem? Szraidt
A tak wychodzi, Jan
Wie pan... to dosyć... to dosyć zabawne. W tym, co powiedział — nie odczuwa sią zabdiri/, Szmidt
Hm, bywają i rzeczy zabawne na świecie. Jan
Zapewne. Milczenie. Szmidt
Nalej mi wina. Jan nalewa, Jan ocknęła się w nim złośliwość
Powiem szczerze... wolałbym znaleźć lisi dn mu) babki pisany tak, jak to potrafił pan pisać do lu< Peppiłton. Szmidt
Hm, wolałbyś, aby twój dziadek wówczas na ut<n;i tak rzeczywiście... a nie przychodził teraz... xy\v\ ' tak? Milczenie.
No, jesteś tutaj gospodarzem, więc ci nie wyj w powiedzieć do gościa: „Czemuś, zanim przyszedł ° mnie — nie umarł!" (po chwili) Wspomniałeś o i stach do lady Peppiłton... Oczywiście, wszystko tu. • przypisują memu pióru, to nieprawda. I te listy, i i sławny „Katechizm młodego marynarza", i te a l'.i zmy w rodzaju: „Zrób klucz do morza, a olwo mi świat cały". Albo co lepiej: „Aby móc pływa'' trzebna jest woda, woda i jeszcze raz woda". Jan
O, tu się nie dziwię, że do autorstwa pan sii; i. przyznaje. Szmidt
Wszystko to nieprawda. Ale te listy... Było ci prst<
185
tlą nieprzyjemnie, iż ja twojej babce obiecywa-, że skórę jej wygarbuję czy jak tam... Mój ko-ny, nie piękne listy mówią o pięknej miłości. Poił* mi, słyszałeś o mnie co złego w opowiadaniach J mulki? 11
•lit. O, nie! Właściwie, nie wiem, o kim słyszałem władania. Zdawało mi się wtedy, że to o dwóch /lurh. Jeden jakiś znajomy, zwyczajny marynarz, i ugi on, kapitan Nut... Nazwisko to słyszałem czę-Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że dwóch tych /l była to postać ta sama. Słyszałem wszystko, co '<• być najpiękniejszego... Te słowa mnie wycho-lv. w nich wzrastałem, one kazały mi kochać ka-mn... Ten mały żaglowiec — to był okręt kapitana i ił.,, i mój okręt. Na nim płynął daleko kapitan lynalem ja, bo ja bywałem często w myślach ka-imi. uldt
rhwili milczenia
'•'•'•j chłopcze, czy ja ci to zabrałem? ''n-nie.
• ii- /jawiłbym się u ciebie, gdybyś ty sam nie chciał
•r/,yć tego, co kochasz... '•••renie.
'o co to robisz?... dla siebie?... Nic dobrego. Dla |/I7 Niewiele tym dasz ludziom. A zresztą ci nie
UT/.IJ. Zostaw więc swoją zabawę. n
i nk to? Mam nie ogłaszać prawdy o kapitanie? uildt '•le ogłaszaj. Nie warto. Może tych parę lat studiów
• l tym przedmiotem... szkoda... ale to ci może wy-
i-rodzę...
u
l*an mi to wynagrodzi?
mldt
'•luchuj teraz pilniej, bo znów posłyszysz coś waż-
i;o. No — i możemy napić się jeszcze...
187
Jan nalał.
Niegdyś... w początkach mojej żeglarskiej to mówi... Jan
Kariery?... Szmiclt
Niech będzie kariery... Odkryłem nie znaną na m» pie wysepkę... Jan niemal dziecinny
I zatknął pan tam flagę... Szmidt
„I zatknąłem flagę". Jan
Więc jednak pan... Szmidt
I... prosty wypadek... Pijany sternik zabłądził, n v< i ja nie byłem trzeźwy... ot, prosty wypadek... Jan
Pan jednak nie ma nic z bohatera. To aż irytm ' Pan nie ma w sobie nawet nic z morskiego łn^n Bagatelizuje pan swoje odkrycie. Szmidt
A ty wciąż chcesz, abym był... tamtym... dzieci;i (po chwili) Otóż, jako nagrodę za to odkrycie <> małem od wielkiego mocarstwa, które tę wysepkc łośnie przygarnęło... kawałek ziemi w pobliżu steczka. Część ziemi zmieniłem na wino i koi a kawałek został. Miasteczko stało się miastem, l poszły w górę. Na moim kawałku budują w i domy... wielkie domy... Tak zwane drapacze n Moi sukcesorowie mają do tego prawo. Ty jestc dynym moim sukcesorem. Jan
Ja, sukcesorem? Nie! Bywają rzeczy zabawne, pijmy się wina. Ja?... Niby te drapacze nieba... i\i, to dla mnie?... Szmidt Tak, to twoje, jesteś bogaty.
r
Mi- dlaczego?... dlaczego pan z tych bogactw nie ;ta? l
;lbym. Ale wówczas musiałbym sam wykazać, om kapitanem Nutem, że żyję... Ja chcę być te-
•tnidtem. Pawłem Szmidtem. (po chwili) Twoja ,i jest prosta. Będziesz mógł wykazać, że jesteś kiem kapitana Nuta. Tylko nie należy już o nim
tego, co nazywasz „prawdą". Zresztą lepiej być
wnukiem bohatera niż...
nie słuchając tych słów, więcej ku swoim my-
i;i z tymi pieniędzmi będę robił! Tyle pieniędzy...
• U
,iisz. swojej młodej żonie dużo pięknych rzeczy.
i. jej może jacht... pojedziecie daleko...
•dzlemy daleko...
•it
/lecie jechali, jechali... Będą ku wam na brze-iodchodzili kupcy w turbanach, kupcy z warko-,. i wówczas żonie kupisz wspaniałe szale... dro-itnienie, pudełeczka ze słoniowej kości.
jej : Bierz, Med, to twoje. — Pojadę z mo-il daleko, daleko... i t dziecię daleko...
• i tym jachcie sternikiem będzie Holender, a ku-
•m Murzyn, koniecznie Murzyn. Będzie w bia-
irtm:hu i w białej czapce i będzie zabawny. Med,
;i Med, będzie się z niego śmiała. Powiem
, wygląda jak żuk w mleku. — Tak — po-
dobra, zawsze trochę smutna Med i będzie
!. Jak ja lubię, kiedy Med się śmieje. Ja jej
>wał — ja... Pojedziemy daleko, daleko...
ISS
Milczenie.
Więc pan radzi, żeby tę całą sprawę, tak... ręką dopouńada: stłumić, dać jej spokój Szmidt
Tak.
Podobnie ręką potwierdza. Głowy zbliżyły się <l» bie. Jest w tym coś ze spisku, ze zdrady. Po pr.u-n czasie Jan spojrzał na drzwi. Stanęła w nich rn' Med. Jan
To ty, Med? Med
Przyszłam za wcześnie? Jan
Nie. Zostań tu. Bądź z nami. Patrzysz i myśli*' „Kto to jest ten nieznajomy pan"? Med
Nieznajomy... Nie wiem... gdy spojrzałam na pi»i już wtedy — zdawało mi się, że pana znam... Sluid nie wiem. „Kto to?" — tak myślałam, gdy s/1 a ni i ulicach. Szmidt mówi więcej do swoich myśli, niż odpowiada
Tak... to bywa... Pytają siebie czasem ludzk- w H> ślach: skąd tego człowieka znam? Jan
Gość przyszedł do nas, Med.,. Znasz tego \r\>. Wiem, skąd wydaje ci się, że go znasz... Bo t, z tych opowiadań, z tych historii o ludziach, c wiają się czasem, zwykle o wieczornej porze, i i noszą nam wieści radosne, a czasem smutne. Med
Tak... ja wiem... Przyniósł pan jakąś ważna m>wln Wiem, czuję, że stało się tu coś wielkiego. Jan dotyka dłońmi małego żaglowca. Mówi w zam //.<fcii
Okręcik mój... i okręcik kapitana Nuta... :, płynąłem na tym żaglowcu, a tysiąc dzieci plyn>; samo — w marzeniu. Zdawało im się, że każde
139
apitanem Nutem. Ale żadne z tych dzieci ty-ie było tak, jak ja, z krwi i kości sławnym kani. Żadne tak, jak ja, nie miało w sobie tyle
• z kapitana Nuta... dziś zrozumiałem, dlaczego.
/.rozumiałeś?
pytająco na Jana i na pogrążonego w melan-i/m zamyśleniu Szmidta '.ego zrozumiałeś dziś?...
:>ytaj jeszcze, Med... Widzisz, piliśmy wino... nie
pijany, ale wszystko, co mam w tej chwili oczami, trochę się chwieje, nie widzę dobrze
nie wiem, czy to jest prawda, czy to jest sen,
jawa... <-k.
dzwoni... Po co w tej chwili ktoś do nas przy-' Ale... otwórzmy drzwi.
ii drzwiom. Wchodzi Przewodniczący.
• ><lniczący ni pana!
: i/midt. — Narzeczoną moją pan już zna...
<>clnic/ący
liałcm, miałem przyjemność poznać. Ale i szalo pana jakbym... już... gdzieś, nie wiem...
l
iwnież... Mieszkam tu od niedawna, ale tak coś, i szanownego pana gdzieś już...
odniczący nie. Gdzieżbyśmy siebie tak już...
i mam pojęcia. Wie pan, gdziebyśmy siebie już
"dniczący
siny się lak już gdzieś... może to było u dokto-
\ wn' pan, to było u „doktorowej"!
190
Żeglarz ,
Przewodniczący
Pod Witrażami, u doktorowej! Szmidt
Właśnie. U doktorowej... Pod Witrażami... Jan
Pod Witrażami? Przewodniczący
No, restaurację Pod Witrażami ma wdowa po okrę towym lekarzu. Przezacna kobieta, a jej specjalnośtj to śledź w śmietanie. Jan
Ach, znam i ja doktorową... Tam się panowie spot-j kali. Proszę... panowie spoczną... bierze trzeci kieliszek, nalewa Przewodniczący
Przyszedłem pana odwiedzić... i poprosić, czy nid zechciałby pan przyjść do mnie na przyjacielską po| gawędkę w pewnej sprawie. Jan
Przypuszczam, że to będzie sprawa kapitana Nuta] Przewodniczący niepewnie
No, tak... Jan
Proszę pana... pan Szmidt, który przyszedł do mnie aby dorzucić kilka szczegółów z życia kapitana Nuta zna również tę sprawę. Pana Szmidta sprawa ta inte resuje i o ile wiem, zajmuje to samo stanowisko, c| i panowie... Więc myślę, że może pan pomówić szczej rze i swobodnie... Przewodniczący
Doprawdy? No, proszę pana... Ten człowiek, młody, sympatyczny, uzdolniony, szukał po ś