Spellman Cathy Cash - Próba sił

Szczegóły
Tytuł Spellman Cathy Cash - Próba sił
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Spellman Cathy Cash - Próba sił PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Spellman Cathy Cash - Próba sił PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Spellman Cathy Cash - Próba sił - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Spellman Cathy Cash Próba sił Z angielskiego przełożył Janusz Skowron LiBROS Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media Tytuł oryginału Bkn the Child Ilustracja na okładce Paramount Pictures Redakcja Katarzyna Leieńska Redakcja techniczna Lidia Lamparska Korekta Małgorzata Juras Bogusława Kryspiak Copyright © 1993 by The Wiki Harp and Company Incorporated Ali nghts reserved. Copyright © for the Polish edition by Bertelsmann Media Sp. z o.o., Warszawa 2001 Bertelsmann Media Sp. z o.o. Libros, Warszawa 2001 Skład i łamanie (,ABOs.c, Milanówek Druk i oprawa Finidr, Czechy ISBN 83-73U.052-6 Nr 3144 Strona 2 CZĘŚĆ PIERWSZA Kobiety Na początku była Izyda. Najstarsza ze Starych. Bogini, od której wywodzi się całe istnienie. Wielka Dama. Pani Domu Życia. Pani Boskiego Słowa. Niepowtarzalna. We wszystkich swych wielkich i wspaniałych dziełach mądrzejsza i wspanialsza niż jakikolwiek inny bóg. Teby, Egipt Czternasty wiek przed Chrystusem Za wszystkie przeczytane wiersze, ukojone bóle, przekazaną hojnie mądrość; za wszystko, co wiem o odwadze, honorze, sile i dobroci - poświęcam tę książkę mojemu mądremu i dobremu ojcu: Harry'emu Cashowi, Z miłością i wdzięcznością, których się nie da wyrazić słowami. Strona 3 Niniejsza książka jest utworem literackim. Żadna osoba ani instytucja w niej występujące nie powinny być utożsamiane z rzeczywistymi postaciami. Nie istnieje Amulet Izydy ani Kamień Sechmet. O ile wiem. Rozdział 1 Z łomocącym sercem Maggie 0'Connor trzęsącymi się rękami nastawiła alarm przeciwwłamaniowy i obróciła klucz w drzwiach małego sklepu z antykami na rogu Sześćdziesiątej Ósmej Ulicy i Madison Avenue, który był jej jedynym źródłem utrzymania. Usiłowała odzyskać panowanie nad sobą, jednak wspomnienie usłyszanego przez telefon głosu całkowicie ją rozstroiło. Zadzwoniła do niej Jenna, jej córka. Buntownicza, krnąbrna i wrogo nastawiona Jenna, która od prawie dwóch lat nie dawała znaku życia. Gorączkowy ton jej głosu, nie wydawał się Maggie znajomy, ale jego niemal dziecięce brzmienie wyzwoliło bolesne wspomnienia... brutalne znaki zapytania na temat tego, gdzie była... niepokojącą tajemnicę. Na dźwięk jej głosu wyobraźnię Maggie zalał przerażający kalejdoskop obrazów: Jenna, to dziecko, które kochała nad życie; Jenna, krnąbrna i pamiętliwa, przenosząca się z jednej bezskutecznej kuracji odwykowej do drugiej; Jenna, heroinistka, gotowa wyrwać człowiekowi serce, żeby zdobyć pieniądze na kolejną działkę. Maggie potrząsnęła głową, opędzając się od niepożądanych obrazów i wyszła na deszcz, żeby zatrzymać taksówkę. Strona 4 - Muszę zobaczyć się z tobą dzisiaj wieczorem, mamo - oznaj miła Jenna. Jej odseparowany od ciała głos docierał gdzieś z daleka. Czy było w nim słychać wściekłość, czy skrajne podniecenie? A może rozpacz? - W domu. O wpół do siódmej. Bądź w domu, na miłość bo ską! 8 Potem już tylko przerywany sygnał, świadczący o tym, że jakaś rozmowa rzeczywiście się odbyła. Kiedy zaczęło się psuć między nimi? Po raz milionowy Maggie zaczęła drążyć w swej duszy w poszukiwaniu odpowiedzi. Gdzie zniknęła cała miłość? Nie było wątpliwości, że mała dziewczynka, którą pamiętała tak wyraźnie, kochała ją dawno temu. To dziecko o połyskliwej szopie srebrnoblond włosów i oczach zielonych jak Morze Irlandzkie, kiedyś trzymało ją za rękę i sepleniąc, opowiadało różne historie - kiedyś ją kochało. Jenna miała czternaście lat, gdy przyszedł ten niepojęty czas, kiedy zniknęło urocze dziecko, a na jego miejscu pojawił się ponury i krnąbrny nastoletni odmieniec. Czternaście lat: wiek, w którym jej ukochana córka przepoczwarzyła się w niesympatyczną, zimną istotę. Ile razy Maggie wyciągała do niej rękę, po to tylko, by usłyszeć wrogie słowa i raniące wyrzuty? - Jej uszy nie są nastrojone na twoją częstotliwość, kochanie -mówił przy takich okazjach jej mąż, Jack, kręcąc z konsternacją głową. - To bardzo przykre, Maggie, ale wygląda na to, że ona nie rozumie nic z Strona 5 tego, co mówisz. Pewnie to jakiś głupi freudowski problem z matką. Wyrośnie z tego, zobaczysz. Będziemy się wszyscy z tego śmiali, kiedy będziemy siwi i starzy. Ból wywołany wspomnieniem tych słów niemal pozbawił ją tchu. Głos Jacka nadal brzmiał w jej uszach. Jego twarz nadal tkwiła nienaruszona w jej pamięci. Czyż czas nie powinien leczyć ran? Czy z upływem czasu uczucie samotności nie powinno stawać się mniej intensywne? Łzy zaczęły wzbierać jej w oczach, ale powstrzymała je. Cóż, nigdy już nie będą się wspólnie śmiać, nie zestarzeją się razem, nie zrozumieją, dlaczego życie potoczyło się w tak niepojętym kierunku: Jack nie żył. Mimo że nadal wyciągała do niego rękę na poduszce podczas długich, ciemnych godzin przed świtem... Mimo że rozmawiała z nim w myślach, kiedy potrzebowała pomocy. Mimo że czasami wyobrażała sobie, że on jej udziela. Jack odszedł. Przynajmniej nie widział, jak jego mała dziewczynka, ze śladami po igle na rękach, sprzedaje swoje ciało na Ósmej Ulicy, żeby zdobyć pieniądze na heroinę. Maggie cierpiała w samotności. 9 Usiłując zmusić scrcce, by biio jakimś znośnym rytmem, zapłaciła kierowcy i postawiła kołnie;"z, by ochronić się przed jednostajną szarą ulewą. Potrze:my był jej spokój comowego zacisza. Jenna stjła oparta *v wejścim, trzymając w ramionach tobołek ubrań. Tak się przynajmniej zdawało Maggie, dopóki zawiniątko nie zapłakało. - Zimno tu na dworze! - rzuciła oskarżycielskim tonem Jenna, Strona 6 jakby to Maggie była odpowiedzialna za pogodę. Żadnego przywitania. Żadnego: „Tęskniłam do ciebie, mamo. Jak ci się wiodło?" - Przyjechałam tar szybko, jak tylko się dało, kochanie. Nie mogłam uwierzyć, że tco napraw dę ty dzwonisz. Tak okropnie do ciebie tęsknsłam! Otoczyła ramionani przemoczoną postać, aby za chwilę ukryć ból, kiedy Jenna wyślizmęła się z jej objęć. Otworzyła niepewnymi rękami drzwi i wsunęła dłoń do środka, by odszukać włącznik sświatła. Łzy zdusiły wszelkie słowa, które, jak sądziła, powinna wypowiadać". Zamiast tego zapatrzyła się na maleńką istotkę w ramionach Jenny. Ona jest taka malutka, ale jak wiele ma w sobie z przeszłości i z przyszłości - pomyślała poruszona. - Nie powiesz nic więcej, mamo? Myślałam, że się ucieszysz naszym widokiem. Jenna, bladziutka jak opłatek, stała w przemoczonym ubraniu, z którego skapywała wotda. Nadal pełna gniewu i urazy. - Ucieszyłabym się, gdybym cię zobaczyła dwa lata temu - wy buchła Maggie, ściągając ociekający wodą płaszcz, ale od razu po żałowała swej porywczości. Ona jest w domu - uipomniała się w duchu - tylko to się liczy. Żyje. Wszystko inne da się załatwić. - Oczywiście, cieszę się, że cię widzę, kochanie. Jestem po pro Strona 7 stu oszołomiona tym, że naprawdę tu jesteś. Tak długo marzyłam o tej chwili! Och, Jenna, nie wiedziałam, czy żyjesz, czy nie... Tak bardzo się starałam ciebie odnaleźć - prywatny detektyw, policja. Ale powiedzieli, że nie ma śladu... 10 Jej słowa były wyrazem zaledwie maleńkiej części bólu i cierpienia, które na zawsze zapadły w jej sercu. Jenna już nie słuchała. Ogarniała pośpiesznie wzrokiem pokój, oceniając sytuację. - Jestem głodna - oznajmiła, kładąc dziecko na krześle takim ruchem, jakby to było paczka z zakupami. Maggie wzdrygnęła się, by odpędzić wrażenie nierealności, poczucie nieuzasadnionego strachu. - A to dziecko, Jenna? To twoje? Co za głupie pytanie! Jakby się spodziewała, że córka powie: „Nie, mamo. Znalazłam je w metrze". Podniosła zawiniątko ostrożnie, jakby było zrobione z nadzwyczaj kruchego materiału. Potem odsunęła mokry koc osłaniający maleńką istotkę i, oszołomiona, zapatrzyła się na jej zapierającą dech w piersiach doskonałość. - Boże, Jenna... Ono jest takie malutkie! - Ma dziesięć dni. Jej świadectwo urodzenia jest przypięte do kocyka. Strona 8 Pomyślałam, że może ci się do czegoś przydać. Maggie podniosła głowę i wpiła się wzrokiem w twarz córki. - Może mi się przydać? Do czego, do diabła, miałoby mi się przydać? Jenna odwróciła wzrok, nie zainteresowana pytaniem. - Dostanę coś do jedzenia? Nie jadłam od jakiegoś czasu. Mała też jest głodna. Nie dopuszczający sprzeciwu sposób mówienia jest typowy dla narkomanów, przypomniała sobie Maggie i na samą myśl o tym poczuła ściskanie w żołądku. Zachowują się tak, jakby ich mózg nastawiał się tylko na wybrane fragmenty, jak odtwarzacz płyt kompaktowych. Usiłując stłumić niepokój, rozwinęła przemoknięty koc, ostrożnie wydobyła z niego maleństwo i przycisnęła je do piersi. - To dziwne, ale człowiek nigdy nie zapomina, jak się trzyma niemowlę, żeby nie wiem ile czasu upłynęło - wyszeptała poruszo na ciepłem maleńkiego ciała. Jenna patrzyła na matkę, nic nie rozumiejąc i mrugając oczami, jak siedząca na skale jaszczurka. 11 Niepewna, co robić dalej i niebezpiecznie bliska łez, Maggie ruszyła do kuchni. - Problemy najlepiej rozwiązywać z pełnym żołądkiem - po Strona 9 wiedziała cicho. Wszystko było lepsze, niż stanie w miejscu pod spojrzeniem gniewnych, niewidzących oczu. - Jak się nazywa twoja córka, kochanie? - zawołała przez ramię, usiłując nadać swojemu głosowi wesołe brzmienie. - Cody. Nazwałam ją Cody. Maggie uśmiechnęła się dopasowując imię do dziecka. - To piękne imię... uważam, że pasuje do niej. To imię z rodziny jej ojca? - Słuchaj - wyrzuciła z siebie dziewczyna. - Jestem tutaj tylko dlatego, że nie mam dokąd pójść. Jej głos był napięty do jakiejś niebezpiecznej granicy. Maggie wzięła głęboki oddech i spróbowała jeszcze raz. - Nie chciałam cię urazić, Jenna... chodzi tylko o to, że... w ogóle nie wiem, o co chodzi. Wiem tylko tyle, że cię kocham i niezależnie od tego, w jakich jesteś kłopotach, możemy je roz wiązać... Jenna uciszyła ją zniecierpliwionym gestem. - Posłuchaj, mamo. Mam dziecko, ale nie mogę się nim zająć. Muszę ją gdzieś zostawić. Na rany boskie, ona jest twoją wnuczką. Wstrząśnięta Maggie odwróciła się ku córce, czując, jak wbrew jej woli wylewa się z niej potok słów. - Nie mówisz tego poważnie, Jenna! Przychodzisz sobie po dwóch Strona 10 latach, w ciągu których nie odezwałaś się ani słowem, i próbujesz mi powiedzieć, że jesteś tu tylko dlatego, że chcesz zostawić mi swoje dziecko? To absolutnie oburzające! Gdzie byłaś do tej pory? Dlaczego nie dałaś znać, czy wszystko jest w porządku? Skąd się wzięło to dziecko? Jeśli potrzebujesz pomocy, to wiesz, że możesz na mnie liczyć... - Potrzebuję jakiegoś miejsca, żeby zostawić dziecko - powtórzyła Jenna lodowatym tonem. To wszystko się dzieje naprawdę - pomyślała Maggie. Krew pulsowała jej w żyłach tak mocno, że aż poczuła zawroty głowy. In- 12 stynktownie przycisnęła mocniej do siebie niemowlę, które zaczęło cichutko kwilić. Och, Jack, gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję? - Ona jest cała mokra, Jenna - powiedziała spokojnie. Nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby dodać, żeby poprawić sytuację. - Masz dla niej jakieś pieluchy? Nie chciałam na ciebie krzy czeć. Zachowajmy spokój i spróbujmy rozwiązać ten problem. OK? Jenna spojrzała uważnie na twarz matki. Podziałała na nią zmiana tonu. - Na szafce w holu jest torba z pieluchami - odparła pospiesz nie. - Przyniosę je. Myśląc o innych, lepszych czasach, Maggie usłyszała piszczące na Strona 11 parkiecie holu mokre pantofle, a potem trzaśniecie frontowych drzwi. Wiedziała, że Jenna odeszła. Maggie siedziała w starym bujanym fotelu, który wyciągnęła z piwnicy, i śpiewała trzymanemu w ramionach niemowlęciu. Irlandzkie ballady rewolucyjne... takie z dwudziestoma siedmioma zwrotkami, wszystkie pełne uczucia. Śpiewała cicho od ponad godziny wspominając i wspominając... A życie trwa bez końca, jak podgryzanie przez mysz - napisała Millay. To nic nowego dla kobiety. Już samo patrzenie na dziecko było balsamem dla jej" serca. Jego przejrzyste oczy były teraz zamknięte we śnie, a usta nadal wilgotne od odżywki, którą kupiła w pobliskim sklepie. Jedna maleńka piąstka zaciskała się na palcu Maggie chwytem, który zdawał się zapowiadać, że nie jest to nic tymczasowego. Zaledwie przed chwilą czuła się jakby wyżęta przez gniew i nieodparte poczucie przegranej, które ją opanowały po wyjściu Jenny. Wypłakała cicho swą frustrację, kołysząc dziecko. Czuła się tak jak wtedy, kiedy umarł Jack: przygniatana przez siły, nad którymi nie mogła zapanować. Ale teraz nic już nie było ważne. W jakiś dziwny sposób dziecko sprawiło, że wszystko wydawało się mało istotne. Cody była samą doskonałością. Cody była miłością. Zasługiwała na śmiech, a nie na łzy. Jakże można było nie być wdzięcznym za to, że ona jest na tym świecie? 13 Maggie podniosła się ostrożnie i ułożyła śpiące zawiniątko na środku swojego obszernego łóżka, a potem zgasiła światło i położyła się obok wnuczki, uważając, by jej nie obudzić. Musiała jutro załatwić kołyskę i Strona 12 jeszcze milion różnych innych rzeczy... Przyglądała się pojawiającym się na suficie zygzakom światła, zadowolona, że do ranka pozostało jeszcze wiele cichych godzin. Musiała myśleć, a nie spać. Musiała się również modlić. Rozdział 2 Maggie zapukała energicznie w przeszklone drzwi sklepu, którego właścicielką była od dziesięciu lat. Chciała, żeby Amanda Brad-shaw jak najszybciej wpuściła ją do środka. O ósmej rano zazwyczaj pełna życia M.A. była pusta i - pogrążona w błogiej ciszy - sprawiała wprost surrealistyczne wrażenie. - Chyba mi nie powiesz, że to, co masz na rękach, to niemow lę! - powiedziała Amanda z nutą zaskoczenia i troski w głosie. Dojrzała już w oczach Maggie objawy zmęczenia i braku snu. Pracowała u niej jako kierowniczka sklepu, ale to nie wykluczało prawdziwej przyjaźni, która narodziła się między kobietami na przestrzeni lat. - Czyżbyś była zaskoczona? - zapytała nerwowo Maggie, zrzucając płaszcz. - Jenna zjawiła się ni stąd ni zowąd, zostawiła mi dziecko i znowu zniknęła. Nie spałam całą noc... - Dziecko było niespokojne? - Nie. Ja byłam niespokojna! Nie mogłam przestać myśleć, Amando. Gdzie ona była przez cały ten czas? Czy wciąż bierze? Czy zamierza wrócić? Czuję się tak, jakbym wpadła do głębokiej studni i znalazła na jej dnie niemowlę. Strona 13 Amanda była wysoka i smukła, i Maggie, widząc ją, zawsze odnosiła wrażenie, że jej przyjaciółka porusza się w rytm jakiejś 14 niesłyszalnej melodii, z tajemniczym wdziękiem, który, jak przypuszczała, był odziedziczony po całych pokoleniach przodków żyjących w luksusach. Jej starannie wypielęgnowane dłonie ostrożnie rozchyliły koc, odsłaniając ukryte w nim dziecko. - Och, jakie śliczne, Maggie. Jak ktoś, kto bierze narkotyki, może w ogóle urodzić takie śliczne maleństwo? Maggie spojrzała na trzymaną w ramionach maleńką istotę i westchnęła. - Ona już mnie zawojowała, Amando. Nie trzeba więcej niż dziesięć minut, żeby się w niej zakochać. - A jak tam urocza Jenna? - zapytała Amanda ironicznie. - Jaką historyjkę opowiedziała ci tym razem? Zbyt często była świadkiem daremnych, chociaż rozpaczliwych i nieustannych wysiłków Maggie, zmierzających do uratowania Jenny, żeby mieć jakieś złudzenia co do tej dziewczyny. Lekarze mówią, że udaje się wyleczyć tylko jednego na trzydziestu sześciu heroini-stów, i Amanda raczej nie sądziła, że będzie nim właśnie Jenna. - To, co się dzieje... czy działo... mogę się tego nigdy nie do wiedzieć. Znowu odeszła. - Chcesz powiedzieć: zniknęła? Maggie ze znużeniem skinęła głową. Strona 14 - Powiedziała, że musi zostawić gdzieś dziecko. - I padło akurat na ciebie? - Tak. - No to super. I ty masz po prostu przewrócić swoje życie do góry nogami i zostać mateczką Cabrini? - Chyba właśnie o to chodzi. Amanda uniosła swoje wyraźnie zaznaczone brwi. - A ta beztroska panienka po prostu rozmnaża się jak królik i rusza w drogę? Pewnie cię to nieźle wkurzyło. - Amando! - oburzyła się Maggie. - Kocham Jennę! Chcę po prostu jej pomóc, ale ona mi się wymyka... Wyglądała wczoraj na naprawdę wymęczoną. Była taka zdesperowana i samotna. Boję się, że gdybyśmy ją nawet znaleźli, to nie byłaby w stanie zająć się tym maleństwem. - A ty tak? 15 Maggie na dłuższą chwilę zatrzymała wzrok na dziecku i dopiero potem odpowiedziała przyjaciółce. - Wydaje mi się, że tak - oznajmiła z wahaniem. - Czy to nie szaleństwo? Naprawdę sądzę, że mogłabym to zrobić. Ona nie wygląda na swoje czterdzieści dwa lata - pomyślała Amanda - pomimo nieprzespanej nocy. Rzeczywiście, Maggie miała ładną, Strona 15 chociaż może nie piękną twarz, ale starzała się z wdziękiem, dzięki czemu młodzieńczy, zdecydowany zarys szczęki złagodniał, wyrażając teraz spokojną siłę, a radość w jej oczach jakoś przetrwała ciężkie próby i wydawało się, że drzemie w nich ukryty uśmiech. Mimo tego, widać było też w nich skrywany smutek. Ale z jej twarzy zawsze biła pogoda ducha. Maggie wpatrzyła się w oczy przyjaciółki, szukając w nich zrozumienia. - Minęło już tyle czasu, odkąd miałam kogoś, kto by mnie po trzebował, Amando... Kogoś, kogo naprawdę można kochać. Trud no mi to wytłumaczyć, ale ta mała i ja już się kochamy w jakiś szczególny sposób. Amanda uśmiechnęła się pobłażliwie. - Ach, oczywiście, że tak, moja droga. W końcu jesteście ze sobą już co najmniej dwanaście godzin. - O Boże! - westchnęła Maggie. - Mówię jak typowa babcia, prawda? - Co za okropne słowo! Musimy wymyślić jakieś inne określenie twojej sytuacji. Wyglądasz na tyle młodo, by być jej mamą, moja droga... Wiele kobiet w twoim wieku rodzi dzieci. Maggie uśmiechnęła się z satysfakcją, słysząc pochlebstwa przyjaciółki. Zatrudniła Amandę z powodu jej nadzwyczajnej znajomości antyków i godnych podziwu towarzyskich powiązań, które ściągały do sklepu śmietankę klientów. Jednak nie potrzebowała wiele czasu, by odkryć jej głębiej ukryte cechy: autentyczną szczerość serca, rubaszne poczucie humoru, skrywane pod osłoną dobrych manier, czy wyrafinowany intelekt, który sprawiał, że potrafiła ukłuć słowem jak Strona 16 żądłem. - Całą noc myślałam o tym, jak los czasami zmusza człowieka, żeby udzielił szczerej odpowiedzi, Amando. Bez żadnego owijania 16 w bawełnę, bez żadnego krążenia, tylko pyta po prostu: Kim, do diabła, jesteś, Maggie? Moja mama mówiła: „charakter to jest to, kim się jest w ciemnościach". Zaczynam rozumieć, co miała na myśli. Amanda oparła się o krawędź dziewiętnastowiecznego stołu i uśmiechnęła się. - Cóż, moja droga, przez ostatnich parę miesięcy bardzo nam brakowało czegoś podniecającego. Zdaje się, że teraz czeka nas trochę szaleństwa. - Mam czterdzieści dwa lata - ciągnęła poważnym tonem Maggie - Jestem o wiele za stara, żeby wychowywać dziecko. Jack odszedł, a to nie w porządku wychowywać dziecko bez ojca. Więc mam przed sobą wielkie znaki zapytania... Zawahała się na chwilę i zaraz podjęła na nowo. - Po tym jak Jack umarł, a Jenna uciekła, czułam się spustoszona, Amando. Przez żal... poczucie winy... nawet chyba przez próby ekspiacji. I przez milion emocji, które mną targały, więc nie jestem tą samą osobą, którą byłam przedtem. - Nie jest ci łatwo z tym walczyć - powiedziała cichym głosem Amanda. - Ale chciałabyś spróbować... prawda? Pomimo wszelkich trudności, wbrew zdrowemu rozsądkowi i zdaniu większości... i niech Strona 17 diabli wezmą całą resztę - roześmiała się, ale w jej głosie brzmiała życzliwość. - Nic dziwnego, że cię kocham, Maggie. Wyglądasz tak normalnie i rozsądnie, ale gdzieś pod spodem jesteś miękka jak gąbka. Jak, jeśli mogę zapytać, masz zamiar opiekować się dzieckiem i pracować cały dzień? O ile wiem, Jack nie zostawił ci za wielkiej fortuny. Poza tym potrzebujesz tego sklepu, żeby utrzymać kontakt z ludźmi. W przeciwnym razie na pewno zamienisz się w pustelniczkę. Maggie nie odpowiedziała. - A może, co jeszcze ważniejsze, naraziłaś się już na gniew Marii Aparecidy? - drążyła dalej Amanda, jakby to było coś szcze gólnie niebezpiecznego. Maggie skrzywiła twarz i pokręciła głową. - Wiesz, że tak naprawdę ona jest dobra i łagodna. To nie jej wina, że wygląda jak Pilar w „Słońce też wschodzi". 17 - I, o ile pamiętam, ma podobny temperament. - Tylko wtedy, kiedy ma powody... no i może w co drugi czwartek... poza tym, od kiedy zostałam sama, jest dla mnie darem niebios. To, że Maria nadal prowadzi mi dom, jest jedyną rzeczą, która łączy mnie z dawnymi czasami. - Nie potrzebujesz łączności z dawnymi czasami, Maggie. Potrzebujesz nowego życia, tu i teraz. Dziecko otworzyło oczy i zakwiliło. Maggie utuliła je delikatnie w Strona 18 ramionach. - Wygląda na to, że los właśnie mnie nim obdarzył - powiedziała z łagodnym uśmiechem. - Oczywiście, pomieszało ci się w głowie - stwierdziła życzliwym tonem Amanda. - Ale jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Żartobliwie wypędziła ją ze sklepu i stanęła w drzwiach, patrząc, jak Maggie z dzieckiem na ręku idzie w kierunku taksówki. Może powodem było srebrzyste światło wczesnego nowojorskiego poranka, a może nieco za duża ilość wypitego do wczorajszej kolacji co-urvoisiera, ale Amanda gotowa była przysiąc, że zarówno Maggie jak i dziecko świecą łagodnym blaskiem w porannym słońcu. *** - Nossa Senhora! Mogła mi pani powiedzieć, że się spodziewa dziecka - zawołała żartobliwie Maria. Maggie roześmiała się, a masywnie zbudowana Maria wzięła dziecko z jej ramion i umościła na swym potężnym łonie, jak w kołysce. Cody zagruchała w odpowiedzi. - Powiedziałabym, gdybym sama o tym wiedziała - odparła Maggie. Zdjęła kapelusz, który chronił jej głowę przed chłodem poranka. Miała ciemne, kręcone włosy ze złotawymi pasemkami. W młodości starała się, jak mogła, żeby nad nimi zapanować, ale teraz była zadowolona, że wymagają tak mało zabiegów. - Jenna? - mruknęła Maria, zdradzając domyślność właściwą osobie służącej od wielu lat jednej rodzinie i znającej wszystkie jej Strona 19 sekrety. 18 - Przyszła wczoraj wieczorem i znowu sobie poszła. - A narkotyki? Dalej bierze? - Mogę się tylko domyślać, że tak. - Więc ta kruszyna ma przynajmniej trochę naszej krwi - orzekła Maria z satysfakcją. - To dobrze, bo kiedy się adoptuje dziecko, to nie ma pewności. Maggie roześmiała się głośno. Nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać po Marii. Miała życzliwe serce, porywczy temperament i była szczera do bólu. Maggie nie pamiętała już, od ilu lat prowadzi jej dom. Chyba od dwudziestu paru. Pewnie kiedyś musiała być młoda, chociaż w oczach Maggie zawsze była w nieokreślonym wieku. - Jeżeli dziecko zostanie u nas, to będzie mnóstwo dodatkowej pracy, Mario. Nie mogę wymagać od ciebie, żebyś... - Co znaczy , jeżeli"? - przerwała Maria. - To nasza krew, co miałybyśmy zrobić innego? Oddać ją do schroniska dla bezdomnych zwierząt? Przytuliła maleństwo ze znajomością rzeczy właściwą ludziom naturalnie do tego predysponowanym i nie pytając Maggie o pozwolenie, poczłapała do kuchni, tuląc dziecko do piersi. - Coitadinha, Coitadinha! - mruczała, idąc. - Biedne maleń stwo! Strona 20 Maggie nie znała portugalskiego, ale przebywając przez tyle lat z Marią Aparecidą, przyswoiła sobie kilkadziesiąt wyrażeń. Patrzyła za nimi, myśląc, że może Bóg, mimo wszystko, wie, co robi. Zrzuciła buty i usiadła z westchnieniem na łóżku, żeby przemyśleć to wszystko. Od śmierci Jacka kolekcja zdjęć w srebrnych ramkach, które stały koło jej łóżka, była ołtarzykiem, do którego zwracała się, gdy miała podjąć trudne decyzje. Podniosła swoje ulubione zdjęcie z jego uświęconego miejsca i spojrzała na twarz o roześmianych oczach, otoczonych delikatnymi zmarszczkami. Dziwne, że nie zauważyła srebrnych nitek w jego włosach, kiedy żył. Miał takie żywe, bujne włosy, w których można było zanurzać palce... Nagłe łzy przesłoniły jej obraz mężczyzny, którego kochała przez tak wiele lat. Otarła je, zirytowana, że tak łatwo się pojawiają. 19 - Masz pęcherz bardzo blisko oczu, dziecko - mawiał często jej pochodzący z Irlandii ojciec, kiedy była mała. Za nim też tęskniła. Jak wielu z tych, których naprawdę kochała już odeszło? Jennę też straciła... może na zawsze. Co takiego powiedział jej lekarz podczas ostatniego odwyku? -„Pani nie jest powodem uzależnienia córki, pani 0'Connor. Nie może pani nad nim zapanować i nie może go uleczyć. Nie zazna pani spokoju, dopóki nie wbije pani sobie tego do głowy". Czy nie rozumiał, że wbicie sobie tego do głowy jest proste, ale serce się buntuje? I że dusza rwie się, by ratować Jennę? Dlatego nigdy nie zrezygnowała... nie zamierzała nigdy zrezygnować.