Skutnik Marian - Księgowy i prestidigitatorzy

Szczegóły
Tytuł Skutnik Marian - Księgowy i prestidigitatorzy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Skutnik Marian - Księgowy i prestidigitatorzy PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Skutnik Marian - Księgowy i prestidigitatorzy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Skutnik Marian - Księgowy i prestidigitatorzy - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marian Skutnik KSIĘGOWY I PRESTIDIGITATORZY I Maciej Nowak, alias Rufus, Franciszek Jabłoński, alias Anzelm i Ireneusz Bąk, alias Fogobaldo zdecydowali się stworzyć zespół, gdyż z osobna wiodło się im nieszczególnie. Rufus został liderem grupy z racji wieku i osiągnięć artystycznych. Jego popisowe numery budziły zachwyt publiczności zarówno chłopskiej, jak wielkomiejskiej. Specjalizował się w jasnowidztwie, wróżeniu z fusów i transmitowaniu jaźni. Szczytowym osiągnięciem, które wypracował wraz z Anzelmem i Fogobaldo w prestidigitatorskim trio, było dublowanie samego siebie. Anzelm i Fogobaldo odgrywali w zespole role drugoplanowe, mimo iż każdy z nich był bez wątpienia sceniczną osobowością. Anzelm, mistrz sztuk karcianych, tasował karty posługując się nie tylko fantastycznie precyzyjnymi dłońmi, ale ustami, podbródkiem i nosem. Wyciągał tylko takie karty, jakie wprawiały w zdumienie oczarowanych widzów. Fogobaldo natomiast wyciągał na świat białe myszki, gołębie, kurczęta i oczywiście króliki. Najwięcej znajdował ich w lśniących od magii czarnych cylindrach, ale także w rękawach, kieszeniach, torbach, butelkach, wreszcie - w tajemnych schowkach przestrzeni. II - Życie to mistyfikacja, jedynie liczby są realne. Wie o tym każdy księgowy. Kontrole skarbowe nie mają czasu zajmować się życiem. Co może obchodzić urzędnika skarbowego, że wydaje pan tygodniowo dziesięć milionów złotych na utrzymanie dwóch kochanek? Dla niego istotne jest, że pańska firma ma straty i że wobec tego pan nie ma żadnych dochodów. Jeśli nie ma pan dochodów, to nie ma pan też środków do życia. A zatem jeśli przez dłuższy czas w swoich zeznaniach podatkowych wykazuje pan straty, to oczywiście wszystko będzie w porządku pod warunkiem, że pan umrze. Trudno przecież żyć zbyt długo będąc pozbawionym środków do tego życia niezbędnych. Zgodzi się pan ze mną? Niektórzy chcieliby całymi latami ponosić straty, a później się dziwią, że nagle trzeba umierać. Liczby nie kłamią. Liczby są realne. Jesteś na plusie - żyjesz. Jesteś na minusie - umierasz. III Moment powołania do życia Magicznego Tria RAF - Rufus-Anzelm-Bąk - był również początkiem działalności gospodarczej trzyosobowej spółki prawa cywilnego o tej samej nazwie. A spółce potrzebny był księgowy. Ponieważ żaden z prestidigitatorów nie miał pojęcia o rachunkowości, konieczne stało się zatrudnienie profesjonalisty. Wspólnicy długo szukali właściwego człowieka, aż trafili na magistra Twardowskiego. Właściwie trafił na niego Rufus. Na przyjęciu urodzinowym u zaklinacza węży spotkał dystyngowanego pana w średnim wieku, który żywo rozprawiał o liczbach, kontach, księgach rachunkowych, podatkach i urzędnikach skarbowych. Z opowieści mężczyzny wynikało, że jest doświadczonym księgowym. Rufus zapytał go, czy nie podjąłby się pracy w zespole magików, na co księgowy odpowiedział warunkową akceptacją. Warunki dotyczyły spraw finansowych. Rufus nie mógł obiecywać zbyt wiele, ale po negocjacjach mężczyźni doszli do satysfakcjonujących obie strony uzgodnień. Magister Twardowski, tak się nazywał pozyskany przez Rufusa księgowy, rozpoczął następnego dnia pracę dla Magicznego Tria RAF. IV - Każdy się boi kontroli, nie pan jeden. Największą niedogodnością kontroli jest to, że nie może być bezwynikowa. Urzędnik, który nie potrafi stwierdzić w papierach firmy przynajmniej tuzina nieprawidłowości, albo został przekupiony, albo skąpo wyposażony przez naturę w komórki mózgowe. W obu wypadkach nie ma prawa pracować w urzędzie skarbowym. (Nawiasem mówiąc, istnieje tylko drugi przypadek, a dlaczego, niech się pan domyśli). Gdy już więc do nas przyszli i nas kontrolują, wiadomo, że będzie kara. Podstawowym zadaniem księgowego jest wiedzieć, za co będzie ukarany. A zatem pewne błędy należy popełniać z rozmysłem i premedytacją i starać się, by dość szybko rzuciły się w oczy kontrolerowi. Określenie "dość szybko" jest mało precyzyjne, ale niestety trzeba się zdać na wyczucie. Jeśli bowiem błędy będą tak ewidentne, że porażą kontrolujących od razu po otwarciu ksiąg, wówczas grozi nam masakra. Urzędnicy skarbowi mogą dojść do przekonania, że robimy sobie z nich jaja, a tego oni nie lubią. Jeśli zaś błędy zostaną zakonspirowane i kontrolerzy w ogóle nie będą w stanie ich odnaleźć, wtedy również grozi nam masakra, bowiem znajdą błędy, których nie znamy, o których nic nie wiemy, a więc nie będziemy umieli wytłumaczyć ich istnienia. Księgowi, którym się wydaje, że potrafią prowadzić księgowość bezbłędnie, są dyletantami albo młokosami. Już samo założenie firmy zgodnie ze wszystkimi przepisami jest niemożliwe. I każdą firmę, która istnieje, można ukarać za błędy popełnione w czasie jej zawiązywania. Jedynie firma, która nie powstała, nie może zostać ukarana za błędy popełnione w czasie jej zawiązywania. Przy czym firma, która nie istnieje, powinna zostać ukarana za sam fakt nieistnienia i to karą najcięższą z możliwych, a mianowicie zakazem prowadzenia działalności. Dla firmy, która działalności nie prowadzi, zakaz prowadzenia działalności jest szczególnie dotkliwy. Lepiej już firmę założyć, popełniając przy tym konieczne błędy i rozpocząć działalność. Łatwiej bowiem, jak wiadomo, przerwać działalność, którą się prowadzi, niż taką, której się nie prowadzi. Ale chyba niepotrzebnie wdałem się w szczegóły. V Niedługo potem nastąpiło wydarzenie, które zaważyło na przebiegu kariery zespołu RAF. Przeglądając notatki dziadka, znanego iluzjonisty, Fogobaldo natrafił na opis przedziwnego numeru, który, jak wynikało z zapisków, nigdy publicznie nie został przedstawiony, mimo iż był wnikliwie i do końca opracowany. Fogobaldo pokazywał rękopis dziadka przyjaciołom drżąc z podenerwowania. Wyglądało, że mają w ręku skarb, który może zapewnić im powodzenie i bogactwo. Gdy Rufus przeczytał po raz pierwszy mocno wyblakły, kreślony w wielkim pośpiechu tekst, odniósł wrażenie, że ma przed sobą świadectwo nieprawdopodobnej szarlatanerii. Później we trzech zaczęli zagłębiać się w poszczególne zdania, sformułowania, pojedyncze wyrazy, a ciarki przejęcia i zdumienia chodziły im po plecach. VI - Firma, która płaci podatki, ma kłopoty. Proszę się nie śmiać! Proszę przyjrzeć się liczbom. Z kogo państwo wyciska najwięcej pieniędzy? Z emerytów oczywiście. Każdy z nich płaci podatki! Wyobraża pan sobie?! Każdy! Nie ma emeryta, który by nie płacił! A co pan powie o kondycji finansowej emerytów? No właśnie. Więc cóż można powiedzieć o firmie, która zachowuje się podobnie jak emeryt i płaci? Agdy ma jeszcze na etacie księgowego, prawnika, menedżera i - mimo to płaci? Emeryt płaci, bo na księgowego i doradcę podatkowego go nie stać. Ale bogata, dobrze prosperująca firma, która płaci podatki, to zupełne nieporozumienie. Płacą tylko notoryczni outsiderzy, nieuki, ofiary powodzi i temu podobny element. Nikt, kto choć trochę się szanuje, nie płaci podatków. VII Dziadek Fogobalda pisał niedbale i przez to niektórych słów musieli się domyślać, kierując się logiką kontekstu. Nie było to łatwe. Fragmenty opisu uporządkowane według norm przyczynowo-skutkowych wymieszane były z przypadkowymi wtrętami, z na gorąco poczynionymi spostrzeżeniami i zagadkowymi dygresjami. Numer opatrzony tytułem "Dublowanie samego siebie" pomyślany był dla dwóch prestidigitatorów. Jeden miał odgrywać rolę główną, czyli miał się dublować, zaś drugi jedynie pomocniczą. Istrukcja dziadka Fogobalda pełna była szczegółowych wskazań odnośnie usytuowania na scenie iluzjonistów i ich sprzętu. Z największą pieczołowitością potraktowana została tak zwana budka dublera, czyli wyodrębnione i zamknięte pomieszczenie, w którym miał zjawiać się i spotykać z jednym z widzów niejako "drugi egzemplarz" magika. Spotkanie powinno się dokonywać tylko i wyłącznie w cztery oczy, a każda próba naruszenie tej zasady mogła zagrażać życiu sztukmistrza. VIII - Jak pan myśli, ile takich kont musi prowadzić księgowy przeciętnej firmy? Więcej, więcej, dużo więcej. Osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt, sto! Oto właśnie liczby. I powiem panu coś w zaufaniu: każde konto ma dwie strony. Żeby panu nie mieszać w głowie, nazwę je lewą i prawą. Proszę mi wierzyć, że codziennie księgowy wpisuje różne liczby zarówno na lewe strony, jak i na prawe. Czuje pan to? Sto dwadzieścia kont, a każde konto to dwie strony, czyli razem dwieście czterdzieści stron! To jest tak, jakby pisać książkę, która ma mieć dwieście czterdzieści stron, rozpoczynając od wszystkich stron jednocześnie! Jedno zdanie na pierwszej stronie, jedno na piątej, jedno na dwunastej i tak dalej. A później dopisujemy drugie zdanie, trzecie i czasami jest tak, że na stronie piątej jest zdanie trzecie, a na dwieście piętnastej już siódme, podczas gdy na sześćdziesiątej ósmej nie ma żadnego. Ogarnia pan? A teraz niech się pan trzyma, powiem coś, co wprawi pana w zdumienie. Otóż w jakimkolwiek momencie wypełniania kont zechciałby pan pododawać do siebie wszystkie lewe strony osobno i wszystkie prawe osobno, to wie pan, co się okaże? Suma stron lewych będzie równa sumie stron prawych! Zawsze! Niezwykłe, prawda? Sam pan widzi, że pańskie sztuczki są w porównaniu z tą sztuczką dość liche... Nie chcę niczego panu ujmować, ale niech sam pan przyzna. Sto osiemdziesiąt stron lewych i sto osiemdziesiąt prawych i zawsze równowaga! Oto doskonała rzeczywistość! Jak to możliwe? Cóż, mógłbym się zasłonić tajemnicą zawodową. Chce jednak być z panem szczery. I powiem panu, że do końca to i ja tego nie rozumiem. Jestem księgowym od dwudziestu lat i stale wypełniam strony lewe i prawe, napisałem już więc kilkadziesiąt grubych powieści i zawsze lewa równała się prawej, a ja wciąż nie wiem dlaczego. Otóż i - tajemnica bytu. IX Numer zaczynał się od skrępowania iluzjonisty na środku sceny. Opis zdublowania formułował precyzyjną procedurę przywiązywania go do drewnianego krzesła z oparciem i podpórkami pod łokcie i unieruchamiania w pozycji siedzącej. Należało bezwzględnie przestrzegać każdej z czynności. Później pozostawało wybrać losowo spośród widowni dwie osoby, które gotowe by były publicznie stwierdzić, że mają do siebie pełne zaufanie. Jedna z tych osób miała w trakcie trwania numeru pilnować pozbawionego możliwości ruchu prestidigitatora, druga - wybrać się na skonfrontowanie z jego wierną kopią w budce dublera. Na wcześniej przygotowanej kartce jeden z widzów wybranych do współuczestniczenia w numerze miał napisać dowolne zdanie, zapoznać z treścią tego zdania swoją osobę towarzyszącą i przekazać złożoną kartkę iluzjoniście stojącemu przy związanym koledze. Ten z kolei powinien schować kartkę w kieszonce marynarki kolegi. Później następowały rzeczy najbardziej niezwykle i równocześnie niezmiernie tajemnicze. Oto biorący udział w eksperymencie człowiek z widowni przechodził do wspomnianej już wcześniej budki dublera i tam odbierał od magika, który w tej samej chwili wciąż tkwił sztywno na środku sceny, zapisaną przez siebie kartkę. Następnie wracał na scenę i zdawał relację z odbytego przez chwilą spotkania z kopią związanego sztukmistrza. Na dowód spotkania pokazywał kartkę, której autentyczność mógł potwierdzić jego współpracownik. Ów współpracownik wraz z całą widownią zaświadczał, że związany iluzjonista nie wykonywał przez czas trwania numeru żadnych ruchów ani tym bardziej nie ruszał się z miejsca. Jednocześnie prestidigitator nie poddawany zabiegowi dublowania demonstrował pustą kieszeń marynarki swego kolegi, z której owa kartka od widza zniknęła. X W księgowości obowiązuje ścisłe planowanie. Przed rozpoczęciem kolejnego miesiąca trzeba wiedzieć, jakie zamierzamy ponieść koszty i jakie zrealizować obroty. Myślę tu o realnych kosztach i realnych obrotach, a więc tych, które wpisuje się do ksiąg. W życu czasami coś się może poknocić, w papierach nigdy! Księgowy, który zaczynając miesiąc nie wie, ile na koniec miesiąca będzie miał zysków bądź strat, jest ignorantem. Skąd księgowy ma to wiedzieć? Od swojego zleceniodawcy, oczywiście. Przy czym, proszę wybaczyć szczerość, znakomita większość zleceniodawców, czyli właścicieli firm, prezesów, dyrektorów nic nie wie o realnym świecie, a zatem nie jest w stanie sformułować właściwych dezyderatów. Współpracując z takim biznesmenem- przedszkolakiem ograniczam się zwykle do naprowadzenia go na pożądany trop i pytam: "Podatków nie płacimy?" Na takie dictum prawie każdy potrafi odpowiedzieć bezbłędnie. Resztę biorę na siebie. XI Wyjaśnienia dziadka Fogobalda były jasne i zrozumiałe. To znaczy jasne i zrozumiałe było, jak przetransportować zapisaną przez widza kartkę z jednego miejsca sceny w drugie. Z takim zadaniem każdy iluzjonista by sobie poradził. Ale jak miało się dokonać przeniesienie całego człowieka i to bez poruszania go z miejsca nawet o milimetr, tego pojąć było nie sposób. Instrukcja nie pozostawiała jednak wątpliwości: zastosowanie się do niej miało przynieść spodziewane efekty. XII W kontaktach z urzędem skarbowym należy zachować jak najdalej posuniętą indyferencję. Urzędnicy skarbowi wiele czasu poświęcają na wyszukiwanie ofiar, a następnie na ich finansowe masakrowanie. Gdy urzędnik zorientuje się, że coś może z nas wyciągnąć, to zapewniam pana, że nie popuści, aż nie wyciągnie wszystkiego. Jak mówiłem wcześniej, każdy przedsiębiorca jest przestępcą podatkowym. Bo poprzez swojego księgowego prowadzi księgi rachunkowe, w których zawsze są błędy, a każdy błąd to usiłowanie oszukania budżetu państwa, czyli przestępstwo. Każdy przedsiębiorca zatem z definicji winny jest państwu pieniądze tytułem rekompensaty za nieustannie popełniane przestąpstwa. Urzędnicy skarbowi doskonale o tym wiedzą i bez przerwy rozsyłają do podległych sobie firm (bo, de facto, wszystkie firmy podlegają urzędom skarbowym) wezwania o zapłatę. Mniejsza o to, z jakiego tytułu. Tytuł zawsze się znajdzie. Urzędnik wysyła więc wezwanie i czeka. Najlepszą reakcją w takich przypadkach jest całkowity brak reakcji. Pierwsze wezwanie zawsze należy zignorować. Bo być może wysłane zostało przez pomyłkę, a pomyłki w urzędzie skarbowym zdarzają się częściej niż w Instytucie Meteorologii. Jeśli się na takie wezwanie zgłosimy (nie mówię, z pieniędzmi, mówię, że jeśli w ogóle się zgłosimy), od razu będzie to sygnał, że mamy nieczyste sumienie. Niby nie było powodu, a człowiek przyszedł. A jak już przyszedł, to myśli pan, że ktoś mu powie "Przepraszamy, zaszła pomyłka"? Jak długo mam do czynienia z urzędnikami skarbowymi, tak długo nie słyszałem, żeby urzędnik przepraszał petenta. Takie rzeczy się nie zdarzają. Skoro pan już jest, znajdzie się powód, żeby panu dokopać! A więc przychodzić do urzędu nie trzeba. Pierwsze wezwanie prosto do kosza. Jeśli przyjdzie następne, to bierzemy je i czytamy. W dziewięciu przypadkach na dziesięć są tam bzdury, które nas nie dotyczą. A wtedy - do kosza z papierem. Ale może się zdarzyć i tak, że urzędnik coś przypadkowo wywęszył i chce nas skubnąć. Przyjmujemy wtedy postawą obronną. Piszemy odpowiedź, w której nazywamy całą sprawę piramidalnym nieporozumieniem, podajemy dziesiątki argumentów, że urząd źle trafił z roszczeniami. W ogóle staramy się maksymalnie zaciemnić obraz sytuacji. XIII Trio RAF postanowiło wypróbować recepturę na najbardziej zdumiewający numer w historii sztuk tajemnych. Rufus, jako gwiazda zespołu, musiał wziąć na siebie obowiązek samorozmnożenia się. Mimo iż był starym, w dodatku bezdzietnym kawalerem, daleki był od entuzjazmu debiutujących tatusiów. Krew z jego krwi i kość z jego kości zaistnieć miały bowiem w sposób zanadto dosłowny, zanadto diabelski, aby można się było niezdrowo podniecać. Przepełniał go lęk. Im bliższy był moment rozpoczęcia pierwszej próby "dublowania", tym bardziej się bał. Nie uzewnętrzniał wszak strachu, bo zależało mu na opinii wyrachowanego profesjonalisty i odważnego człowieka. A że robił w portki, to jego wewnętrzne zmartwienie. Próbę zaaranżowano w wynajętej sali widowiskowej, z wielką starannością przestrzegając wskazówek zawarte w instrukcji dziadka Fogobalda. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Rufus przeznaczony został do roli zdublowania samego siebie, Anzelm miał być jego asystentem, zaś Fogobaldo wcielił się w postać przypadkowego widza. Do udziału w próbie zaproszono również brata Fogobalda, od którego, jako od laika i technokraty, oczekiwano trzeźwego i krytycznego spojrzenia na przebieg wydarzeń. Rufus ulokował się wygodnie na krześle z podpórkami pod łokcie, zaś Anzelm przymocował go do tegoż krzesła za pomocą grubego sznura, obwiązując mu nadgarstki, łydki i klatkę piersiową, a następnie skręcając węzeł na wysokości bioder. Fogobaldo napisał na kartce papieru formatu zeszytowego "Zdublować się jest pięknie i higienicznie", zapoznał z treścią tego zdania swojego brata i przekazał kartkę Anzelmowi. Anzelm wcisnął kartkę do kieszeni marynarki Rufusa. Teraz zaczynało się najciekawsze. Fogobaldo miał pójść do budki dublera na spotkanie ze skrępowanym na krześle Rufusem i odebrać od niego schowaną w jego marynarce kartkę. Odległość między budką dublera a krzesłem wynosiła dokładnie szesnaście metrów i pięćdziesiąt centymetrów. Fogobaldo przeszedł ten dystans odprowadzany skupionymi spojrzeniami brata i Anzelma. Zgodnie z instrukcją dziadka Fogobalda Rufus oczy miał zamknięte. Gdy Fogobaldo zniknął z pola widzenia współpracowników, salę zaległa głęboka cisza. Bzyczenie fruwającej pod stropem muchy stało się nagle tak rodzierająco wyraźne, że spłoszona biedaczka dostała zawału serca i spadła z łomotem na posadzkę. Teraz nie było słychać już absolutnie niczego poza monotonnym szmerem wirującej wokół własnej osi Ziemi. Po upływie kilkudziesięciu pełnych paraliżującego napięcia sekund Fogobaldo pojawił się na scenie. W ręku trzymał zapisaną wcześniej przez siebie kartkę. "On tam był" - wykrztusił drżącym ze wzruszenia głosem. Cała trójka zaczęła bić brawo. Rufus odetchnął z ulgą, a na jego twarzy rozlał się pogodny uśmiech. Anzelm uwolnił kolegę z więzów, po czym rzucił się w jego ramiona nie hamując radości. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Numer był gotowy, aby włączyć go do programu Magicznego Tria RAF. Iluzjoniści spodziewali się, że będzie to ich szlagier. XIV - Żaden urzędnik nie zada sobie trudu, by przeczytać nasze wyjaśnienia. Znajdą się one w koszu na śmieci. Do nas dotrze kolejne ponaglenie, z podkreślonymi czerwonym flamastrem dolegliwościami, jakie nas spotkają, jeśli w oznaczonym terminie nie stawimy się w urzędzie. A zatem, kierując się obywatelskim obowiązkiem, zabezpieczamy obowiązkowe stawiennictwo. Wytrawny księgowy nigdy nie da się przegadać urzędnikowi. Gdy więc urzędnik obwieszcza pierwszą wątpliwość wobec naszej działalności, my piętrzymy przed nim tuzin nowych wątpliwości, udając rzecz jasna, że staramy się rozwiać wątpliwość pierwszą. Na każdą wątpliwość urzędnika należy odpowiadać tuzinem nowych wątpliwości. Rozmowa pomiędzy urzędnikiem a przedstawicielem firmy powinna być bardziej nieprzyjemna, bardziej męcząca i w ogóle trudniejsza dla urzędnika. Rezultatem takiej rozmowy powinno być zniechęcenie urzędnika do zajmowania się nami. Urzędnik ma jednak nad nami przewagę. My prowadzimy księgowość firmy indywidualnie, on działa w potężnym zespole. Gdy mu się odechce z nami kontaktować, przekaże naszą sprawę koledze i wszystko zacznie się od nowa. Trzeba być na to przygotowanym. Trzeba zachować spokój, cierpliwość i wyrachowanie. Wojna podjazdowa z urzędem może trwać całymi latami. Tak długo jednak, jak długo nie oddajemy urzędowi ani złotówki, szale zwycięstwa przechylają się na naszą stronę. W przeciwieństwie do bohatera Kafki nie stoimy na straconej pozycji. XV Rzeczywistość przerosła oczekiwania. Dublowanie stało się sensacją na światową skalę. Tysiące widzów z dziesiątek państw pragnęło zobaczyć zdublowanego Rufusa lub przynajmniej pośrednio uczestniczyć w jego cudownym rozmnożeniu się. Ceny za bilety na przedstawienia z udziałem tria RAF wzrastały w astronomicznym tempie. Z najodleglejszych zakątków globu napływały zaproszenia kusząc zawrotnymi honorariami. Nie tylko prestidigitatorzy mieli pełne ręce roboty, ale również księgowy, magister Twardowski, który w księgach handlowych dokonywał coraz większej liczby rachunkowych operacji, one z kolei owocowały zachwycającym pęcznieniem strony WN konta "Rachunek bankowy". Rufus, Fogobaldo i Anzelm stali się bogaczami. Uświadomili sobie ten bez wątpienia optymistyczny fakt, gdy ujrzeli długie szeregi cyfr prężącym się dumnie na kontrolnym wyciągu z ich konta. Zaraz też zaczęli marzyć o sposobach wykorzystania tych zawrotnych kwot, których bankowy dokument był urzędową egzemplifikacją. Dla Rufusa najważniejszy był dom, chociaż już pobieżne kalkulacje wskazywały, że stać go było na co najmniej tuzin domów i to w dowolnie wybranych punktach na ziemi. Fogobaldo widział się w roli właściciela licznych kasyn gry, hoteli i restauracji, gdyż uwielbiał hazard, pokoje z wygodnymi łóżkami i dobre jedzenie. Anzelm myślał o założeniu własnych linii lotniczych łączących jego ukochane Starachowice z Zurychem, Amsterdamem i być może nawet Nowym Jorkiem. Chciał w ten sposób położyć kres krążącym tu i ówdzie opiniom, że jego rodzinne strony to zadupie i szkieletczyzna. Nic właściwie nie stało na przeszkodzie, aby ambitne te plany szybko zrealizować. XVI - Gdy interes idzie dobrze, wszelkimi możliwymi sposobami trzeba szukać kosztów. Koszty, jak pan wie, potrzebne są po to, by zbilansować przychody, zminimalizować zysk i w rezultacie wywinąć się od płacenia podatków. Są różne sposoby namnażania kosztów. Niestety, większość z nich wiąże się z koniecznością wydatkowania pieniędzy. Nawet jeśli wydatki te są pożyteczne, jak na przykład kupno kolejnego samochodu albo wyjazd z dziewczyną na Rivierę, to jednak prowadzą w rezultacie do uszczuplenia naszej kasy, a to, przyzna pan, boli. Potrzebne są zatem takie koszty, które z grubsza biorąc, nic nie kosztują. Najlepiej w tej roli sprawdzają się faktury. Mam na myśli faktury nie obciążone żadnymi desygnatami. Uwielbiam takie faktury! Ich doskonałość porównać można tylko z ideami platońskimi. Są doskonale rzeczywiste, bo ich rzeczywistość nie wykracza poza materię liczb. Nazywanie ich lewymi dokumentami jest bezprzykładnym wulgaryzmem, którego z upodobaniem dopuszczają się urzędnicy skarbowi. Czynią to z zawiści, bowiem doskonale zdają sobie sprawę z tego, że faktury bez desygnatów nie poddają się ich penetracji. Gdy jest przedmiot, a nie ma do niego faktury, wówczas urzędnik tryumfuje, ale gdy jest faktura bez przedmiotu... wtedy musi się uznać za pokonanego. Górą jest księgowy. Dobry księgowy nie pozwala istnieć przedmiotom bez faktur, bez urealniających je liczb. Same liczby mogą istnieć autonomicznie, bowiem same w sobie są esencją realności. XVII Na przeszkodzie stanął jednak ktoś, a mianowicie główny księgowy magister Twardowski. Otóż bowiem magister Twardowski pobrał wszystkie pieniądze z konta Magicznego Tria RAF i po prostu wyjechał do Urugwaju. Swoim mocodawcom nie zostawił nawet pięciu złotych. Powstało natychmiast pytanie - jak mógł tego dokonać? Przecież, aby zadysponować jakąkolwiek kwotę, musiał pojawić się w banku wraz z jednym ze współwłaścicieli firmy, którego powinien rozpoznać wyczulony na wszelkie próby oszustw personel bankowy? Odpowiedź okazała się zaskakująca: Główny księgowy Twardowski przyszedł do banku w towarzystwie samego Rufusa. Razem wypełnili stosowne dokumenty, złożyli wymagane podpisy i oczyścili konto; złotówki zamienili na dolary i całą gotówkę wynieśli na zewnątrz w dwóch wielkich teczkach. O takim przebiegu zdarzenia pod przysięgą gotowi byli zeznawać zarówno dysponent konta firmy RAF, jak i kasjer, kasjer walutowy, a także i dyrektor banku, który osobiście uczestniczył w liczeniu pieniędzy. Do Urugwaju poleciał wszakże tylko główny księgowy Twardowski. O tym z kolei zaświadczyć mogli pracownicy lotniska międzynarodowego na Okęciu. Nie byłoby to może takie dziwne, gdyby nie okoliczność, że przez cały czas od momentu, jak główny księgowy Twardowski wraz z Rufusem przybyli do banku po pieniądze, aż do chwili odlotu księgowego Twardowskiego z pieniędzmi bez Rufusa do Montevideo, Rufus przebywał bez przerwy wraz ze swoimi kolegami, Anzelmem i Fogobaldo. W biurze firmy odległym o dziesięć kilometrów od banku i ponad dwadzieścia kilometrów od lotniska, snuł z kolegami plany zagospodarowania zrządzonych im przez los środków płatniczych. I Fogobaldo, i Anzelm potwierdzili ten fakt bez wątpliwości. Jakim zatem cudem Rufus znalazł się w banku, będąc równocześnie w zupełnie innym miejscu? Skojarzenie numeru "dublowania samego siebie" z owym trudnym do wyjaśnienia dylematem narzucało się w sposób oczywisty. Rufus protestował, apelował do zdrowego rozsądku kolegów i prokuratora, przekonywał ich, że sztuczka estradowa nie ma nic wspólnego z realnym życiem, ale nikt mu nie dowierzał. Magiczne Trio RAF rozpadło się i nigdy już nie wystawiło numeru polegającego na dublowaniu samego siebie. Ministerstwo Kultury wydało na wszelki wypadek zarządzenie zakazujące publicznych występów "jednemu artyście w dwóch osobach lub jednemu artyście w każdej dowolnej liczbie osób różnej od jedności". Rufusa zwolniono z aresztu, bo miał żelazne alibi. Co się zaś tyczy księgowego... Na współpracy z iluzjonistami skorzystał zapewne więcej niż oni na współpracy z nim.