Sheckley Kształt

Szczegóły
Tytuł Sheckley Kształt
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Sheckley Kształt PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Sheckley Kształt PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Sheckley Kształt - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SHECKLEY Kształt Pilot Pid zwolnił maksymalnie szybkość statku. Popatrzył z niepokojem na zieloną planetę, która rozpościerała się w dole. Nawet bez wskazań przyrządów nie można się było pomylić. Trzecia od słońca, była jedyną w tym układzie planetą zdolną do podtrzymywania życia. Pod zasłoną chmur przesuwała się spokojna i łagodna. Wyglądała całkiem niewinnie. A jednak coś na tej planecie odebrało życie członkom wszystkich ekspedycji, które wysłali tutaj Glomijczycy. Pid zawahał się. Po chwili jednak rozpoczął nieodwołalną procedurę lądowania. On i obaj członkowie jego załogi nie mogli być bardziej na to przygotowani niż teraz. Skompresowane Rozpraszacze spoczywały w kieszeniach ciał, gotowe do aktywacji. Chciał coś powiedzieć swojej załodze, ale nie był pewien, jakich słów należało użyć. Załoga czekała. Łącznościowiec Ilg już wysłał ostateczną wiadomość na Glom. Detektor Ger odczytał szesnaście wskaźników naraz i zaraportował: - Żadnych oznak aktywności Obcych. - Powierzchnie jego ciała falowały beztrosko. Pid zauważył falowanie i już wiedział, co musi powiedzieć. Od czasu opuszczenia Glomu dyscyplina Kształtu rozluźniła się odrażająco. Szef Inwazji ostrzegał go; najwyższa pora temu zaradzić. Obowiązek spoczywał oczywiście na nim, ponieważ niższe kasty, takie jak Łącznościowcy i Detektorzy, były znane z silnych ciągot do Bezkształtności. - Wszyscy pokładają ogromne nadzieje w naszej misji - zaczął powoli. - Zwłaszcza teraz, kiedy znajdujemy się tak daleko od domu. Detektor Ger przytaknął, zaś Łącznościowiec Ilg pozbył się obowiązującego kształtu i przylgnął wygodnie do powierzchni ściany. - Jednakże - oświadczył Pid surowo - odległość nie może stanowić usprawiedliwienia dla rozwiązłości Formatu. Ilg pospiesznie doprowadził się do właściwego dla Łącznościowca Kształtu. - Egzotyczne Formaty okażą się z pewnością niezbędne - ciągnął Pid - i na to mamy specjalną dyspensę. Ale pamiętajcie: każdy Format wykraczający poza jasno określoną normę misji to narzędzie Bezpostaciowca! Powierzchnie ciała Gera uspokoiły się natychmiast. - To wszystko - zakończył Pid i popłynął na mostek. Statek zaczął opadać w dół tak gładko, że jego dowódca aż błyszczał z dumy. Są znakomitymi pracownikami, zdecydował w duchu. Przecież nie można wymagać od nich takiej świadomości Kształtu, jak od Pilota wysokiej kasty. Na to samo zresztą zwracał mu uwagę Szef Inwazji. - Wierz mi, Pid - oświadczył Szef podczas ostatniego posłuchania - potrzebujemy tej planety za wszelką cenę! - Tajes, Szefie! - Pid stanął w pełnej gotowości, nie uchybiając w niczym optymalnemu Formatowi Pilota. - Jeden z was - stwierdził Szef twardo - musi się przedrzeć, żeby umieścić Rozpraszacz w pobliżu źródła energii atomowej. Armia będzie czekać w pogotowiu na sygnał do ataku. - Nie zawiedziemy, Szefie! - zapewnił go Pid. - Wasza misja musi zakończyć się sukcesem. - Zarysy Szefa roztopiły się na moment pod wpływem zmęczenia. - Tylko do twojej wiadomości: na Glomie doszło do poważnych niepokojów. Na przykład zastrajkowała kasta Górników; domagają się nowego Formatu. Twierdzą, że stary jest za mało efektywny w kopalniach. Pid okazał słuszne oburzenie. Format Górnika został ustanowiony raz na zawsze przez Starożytnych pięćdziesiąt tysięcy lat temu wraz z pozostałymi Formatami podstawowymi. A teraz ci parweniusze chcą to zmienić! - To jeszcze nie wszystko - dodał Szef. - Odkryliśmy kolejną sektę, która czci Bezkształt. Wyłapaliśmy osiem tysięcy odszczepieńców, a ilu wciąż się ukrywa? Pid wiedział doskonale, że ciągoty do Bezkształtu to pułapka zastawiana na maluczkich przez Bezpostaciowca - a więc największe zło, jakie glomijski umysł był zdolny sobie wyobrazić. Ale jak to w ogóle możliwe, że Glom upadł tak nisko i uległ pokusom Złego? Szef odgadł niewypowiedziane pytanie. - Przypuszczam, że trudno ci to zrozumieć. Czy Pilotaż sprawia ci przyjemność? - Tak jest! - odparł radośnie Pid. Przyjemność? To jest po prostu jego życie! Bez statku byłby niczym. - Nie cały Glom jest taki - rzekł Szef. - Ja też tego nie rozumiem. Od zarania dziejów wszyscy moi przodkowie byli Szefami Inwazji. Więc oczywiście chcę być wierny tradycji. To naturalna potrzeba, i słusznie uświęcona prawem. Ale niższe kasty myślą inaczej. - Wzruszył smutno ciałem. - Nie powiedziałem ci tego wszystkiego bez powodu. Glom potrzebuje przestrzeni życiowej. Niepokoje są wywołane przeludnieniem. Potwierdzają to wszyscy psychologowie. Kolejna planeta rozwiąże problem. Liczymy na ciebie, Pid. - Tak jest! - podsumował Pid jaśniejąc z dumy. Szef wstał na zakończenie posłuchania. Ale po chwili usiadł znowu. - Musisz dobrze pilnować swojej załogi - polecił. - Są lojalni, nie wątpię, ale wywodzą się z niższych kast. A wiesz, jak to jest z niskimi kastami. Pid przytaknął gorliwie. - Ger, twój Detektor, jest podejrzewany o uleganie tendencjom alternatywnym. Był nawet kiedyś ukarany grzywną za przybranie pseudokształtu Łowcy. Przeciwko Ilgowi nigdy nie skierowano żadnego konkretnego zarzutu. Ale słyszę, że często nieruchomieje na podejrzanie długi czas. Niewykluczone, iż wyobraża sobie, że jest Myślicielem. - Ależ Szefie - zaprotestował Pid - jeżeli nie są nieskazitelni, dlaczego w takim razie wyznaczono ich do tej Misji? Szef zawahał się dostrzegalnie, zanim udzielił odpowiedzi. - Jest mnóstwo Glomijczyków, którym mógłbym zaufać bez zastrzeżeń - oświadczył powoli. - Ale ci dwaj mają pewne zalety, zaradność i wyobraźnię, które będą przydatne podczas tej ekspedycji. - Westchnął. - Naprawdę nie rozumiem, dlaczego te cechy łączy się zwykle z Bezkształtem. - Tak jest, Szefie! - Obserwuj ich. - Tajes! - Pid zasalutował. Posłuchanie dobiegło końca. W kieszeni ciała czuł uśpiony Rozpraszacz przygotowany do przekształcenia wrogiego źródła mocy w most czasoprzestrzenny dla hord glomijskich. - Życzę wam szczęścia - rzucił Szef na pożegnanie. - Na pewno będziecie go potrzebować. Statek opadał dyskretnie na wrogą planetę. Detektor Ger badał chmury i zasilał danymi Jednostkę Kamuflażową. Urządzenie zaczęło działać i wkrótce statek wyglądał jak cirrus. Pid pozwolił statkowi dryfować łagodnie ku powierzchni. Przyjął teraz Optymalny Format Pilota, najbardziej wydajny z czterech Formatów przydzielonych Kaście Pilotów. Ślepy, głuchy i niemy, przedłużenie zmysłów statku, całą uwagę skupił na wtopienie się w chmury. Ger trzymał się ściśle jednego z dwóch Formatów, jakimi dysponowali Detektorzy. Kolejne dane przekazane do Kamuflażu sprawiły, że opadający statek zmienił się w altocumulusa. Wroga planeta nadal nie reagowała. Ilg zlokalizował źródło energii atomowej i przekazał dane Pidowi. Pilot zareagował zmianą kursu. Dotarli do najniższej powłoki chmur. Statek Pida znajdował się milę nad powierzchnią planety. Wyglądał niczym spasiony baranek. Wciąż żadnych powodów do alarmu. Nieznane przeznaczenie, jakie stało się udziałem poprzednich dwudziestu ekspedycji, wciąż się nie objawiało. Zapadał zmierzch, kiedy Pid manewrował w pobliżu instalacji atomowej, unikając otaczających ją domów. Unosili się nad pasmem lasu. Kiedy jedyny księżyc zielonego świata zakryły chmury, jedna z nich spłynęła tuż nad powierzchnię planety. I osiadła na niej. - Szybko, wszyscy na zewnątrz! - krzyknął Pid, oddzieliwszy się od mostka. Przyjął Format Pilota lepiej nadający się do biegu i przemknął przez śluzę. Ger i Ilg popędzili za nim. Zatrzymali się pięćdziesiąt metrów od statku i czekali. Na statku zamknął się specjalny obwód. Nastąpił bezgłośny wstrząs i statek zaczął się topić. Plastik roztopił się błyskawicznie, metal zmarszczył i zaczął wyginać. Wkrótce statek zmienił się w bezkształtną bryłę, ale proces samozniszczenia trwał nadal. Bryła dzieliła się i rozpadała, większe fragmenty rozszczepiały się na mniejsze, a te z kolei na jeszcze mniejsze. Ten widok sprawił, że Pid poczuł się nagle kompletnie bezbronny. Był Pilotem, wywodził się z Kasty Pilotów. Jego ojciec był Pilotem, tak samo jak ojciec jego ojca i tak dalej aż do mglistej przeszłości, kiedy Glom skonstruował pierwsze statki międzygwiezdne. W pobliżu statków upłynęło jego dzieciństwo, a wiek męski spędzał na pilotowaniu tychże. Teraz, bez statku, był nagi w obcym świecie. Po kilku minutach już tylko kopiec pyłu znaczył miejsce, w którym znajdował się statek. Nocny wiatr rozsypał proch po lesie. I po statku nie pozostał żaden ślad. Czekali. Nic się nie działo. Wiatr szumiał w koronach drzew, trzeszczały konary. Wiewiórki harcowały, a ptaki wierciły się w gniazdach. Na ziemię spadł żołądź. Pid wydał ciężkie westchnienie ulgi i usiadł. Dwudziesta pierwsza glomijska ekspedycja wylądowała bezpiecznie. Do rana nie mieli nic do roboty, więc Pid zaczął snuć plany. Wylądowali tak blisko instalacji atomowej, jak tylko mogli. Wkrótce będą musieli podejść bliżej. Jeden z nich ma znaleźć się w pobliżu pomieszczenia reaktora i zaktywizować Rozpraszacz. Trudne zadanie. Ale Pid czuł, że odniosą sukces. W końcu pomysłowość była jedną z podstawowych cech Glomijczyków. Jesteśmy silni pomysłami, pomyślał gorzko, ale jakże słabi z powodu wyczerpywania się zasobów materiałów rozszczepialnych na wszystkich glomijskich światach. Również, a może przede wszystkim dlatego ich misja była sprawą najwyższej wagi. Wieki temu Glomijczycy zużyli większość zasobów naturalnych w trakcie rozprzestrzeniania się na sąsiednie światy i utrzymywania tych, które już zasiedlili. Kolonizacja ledwie dotrzymywała kroku ogromnemu przyrostowi naturalnemu. Stale potrzebowali nowych światów. Ten konkretny świat, odkryty podczas jednego z lotów zwiadowczych, był bardzo potrzebny. Idealnie pasował Glomijczykom. Ale znajdował się za daleko. Nie mieli wystarczającej ilości paliwa dla całej floty wojennej. Na szczęście istniał inny sposób. Lepszy. Glomijscy uczeni skonstruowali Rozpraszacz. Jako triumf Inżynierii Tożsamościowej Rozpraszacz umożliwiał przeniesienie określonej masy pomiędzy dowolnymi dwoma powiązanymi ze sobą punktami w przestrzeni. Natychmiastowo. Jeden punkt znajdował się na Glomie w jedynej stacji energii atomowej. Drugi musiał się znajdować w pobliżu innego źródła energii atomowej i wymagał aktywacji. Energia zmieniała kierunek przepływu i była przesyłana z punktu nr 2 do punktu nr 1, następnie odwrotnie, i jeszcze raz. A wówczas, dzięki cudowi Inżynierii Tożsamościowej, Glomijczycy mogli przenosić się z planety na planetę; pojedynczo bądź całymi armiami. Ustanowienie punktu nr 2 wydawało się rzeczą całkiem prostą. Ale dwadzieścia ekspedycji nie zdołało zainstalować Rozpraszacza na Ziemi. I nikt nie znał przyczyny. Bowiem ani jeden z glomijskich statków nie powrócił. Jeszcze trwała noc, kiedy dyskretnie prześlizgiwali się przez las, przystosowując się barwą do otoczenia. Rozpraszacze pulsowały łagodnie, wyczuwając bliskość energii atomowej. Nagle małe czworonożne stworzenie wybiegło skądś prosto na nich. Ger momentalnie przekształcił się na jego podobieństwo i rzucił się w pogoń. - Ger, wracaj natychmiast! - wrzasnął Pid na Detektora, nie dbając o ostrożność. Ger dogonił zwierzę i rzucił się na nie. Próbował je ugryźć, ale w pośpiechu zapomniał o wytworzeniu zębów. Stworzenie jednym skokiem wyrwało się na wolność i zniknęło w zaroślach. Ger obnażył świeżutki komplet zębów i spiął mięśnie do skoku. - Ger! Detektor odwrócił się niechętnie. I skruszony przywlókł się bez słowa z powrotem. - Byłem głodny - powiedział. - Nieprawda - oświadczył surowo Pid. - Ależ tak - mruknął Ger, wijąc się z zażenowania. Pid przypomniał sobie słowa Szefa. Ger rzeczywiście miał skłonności Łowcy. W przyszłości musi zwrócić na niego baczniejszą uwagę. - Wystarczy - uciął Pid. - Pamiętaj, że pokusa Egzotycznych Kształtów nie podlega karze. Ciesz się Kształtem, jaki przypisało ci urodzenie. Ger przytaknął i wtopił się z powrotem w zarośla. Ruszyli dalej. Z wysuniętego skraju lasu obserwowali elektrownię atomową. Pid zamaskował się jako kępa krzaków, a Ger przyjął postać starej kłody. Ilg, po chwili zastanowienia, stał się dębczakiem. Instalacja była długim niskim budynkiem otoczonym przez metalowy płot. Była też brama, a przed nią stali strażnicy. Pierwsze zadanie, pomyślał Pid, to przedostać się przez bramę. Zaczął rozważać sposoby i środki. Z fragmentarycznych raportów zwiadu wynikało, że Gatunek Ludzki w pewnych sprawach nie różni się od Glomijczyków. Mają zwierzęta domowe jak na Glomie, domy, dzieci i cywilizację. Tutejsi mieszkańcy posiadają uzdolnienia techniczne i podobnie jest z Glomijczykami. Ale były też ogromne różnice. Ludzi charakteryzowały stałe, niezmienne kształty, tak samo jak kamienie czy drzewa. Prawem kompensacji planeta wytworzyła niezliczone gatunki, rodzaje i odmiany. Glom przeciwnie - istniało na nim tylko osiem bardzo różniących się od siebie typów zwierząt. I najwyraźniej Ludzie mieli jeszcze jedną zdolność - potrafili wykrywać najeźdźców. Jakże chciałby wiedzieć, w jaki sposób wpadły poprzednie ekspedycje. A tak - przed nimi tyle niewiadomych. Niedaleko od nich przeszedł Człowiek, słaniając się na dwóch nieprawdopodobnie drewnianych nogach. Właściwie każdy jego ruch odznaczał się sztywnością. Nie rozglądając się wokół siebie, przyspieszył i zniknął im z oczu. - Już wiem - odezwał się Ger. - Przybiorę postać Człowieka, przejdę przez bramę, dostanę się do pomieszczenia reaktora i zaktywizuję Rozpraszacz. - Nie znasz ich języka - zauważył Pid. - W ogóle nie zamierzam się odzywać. Po prostu ich zignoruję. Tylko popatrz. - Ger ukształtował się na podobieństwo człowieka. - Całkiem nieźle - pochwalił Pid. Ger przeszedł na próbę kilka kroków, naśladując nierówny chód Człowieka. - Obawiam się jednak, że to nie zadziała - dodał dowódca. - Przecież zamierzam postąpić logicznie - zaoponował Ger. - No właśnie. Jestem przekonany, że tak postępowały również inne ekspedycje. I żadna nie wróciła. Nie mając argumentów Ger stał się na powrót kłodą. - No to co robimy? - Niech pomyślę. Pojawiła się druga istota; ta z kolei używała czterech nóg. Pid rozpoznał Psa, zwierzę udomowione przez Człowieka. Obserwował je uważnie. Pies zbliżył się bez pośpiechu do bramy, trzymając głowę przy ziemi. Wszedł do środka bez problemów i położył się w trawie. - Hmm. - Pid zamyślił się. Obserwowali dalej. Jeden z Ludzi poszedł za Psem, a następnie dotknął jego głowy. Zwierzę wysunęło język i przekręciło się na bok. - Potrafię to zrobić - ucieszył się Ger. Zaczął przekształcać się w Psa. - Nie, zaczekaj - powiedział Pid. - Mamy cały dzień na przemyślenie sprawy. Nasz cel jest zbyt ważny, żeby ryzykować pochopne działania. Ger niechętnie się podporządkował. - Wycofujemy się - rozkazał Pid. Dowódca i Ger zagłębili się w las. I wtedy Pid przypomniał sobie o Ilgu. - Ilg?! - zawołał cicho. Odpowiedzi nie było. - Ilg! - Co? Ach, tak - odezwał się dąb i zmienił się w krzak. - Przepraszam, co mówiłeś? - Wycofujemy się. Czy przypadkiem oddawałeś się Rozmyślaniom? - Oczywiście, że nie - zapewnił go Ilg. - Po prostu odpoczywałem. Pid postanowił się nad tym nie zastanawiać. Miał na głowie ważniejsze sprawy. Dyskutowali do końca dnia, ukryci w najgęstszej części lasu. Wyglądało na to, że mają do wyboru tylko dwie możliwości: Człowiek albo Pies. Drzewo nie przedostanie się przez bramę, ponieważ nie leży to w naturze drzew. Podobnie z innymi rzeczami, bo na pewno strażnicy zwrócą na nie uwagę. Przybranie Ludzkiej Postaci wydawało się zbyt ryzykowne. Zdecydowali, że rankiem Ger wyruszy pod postacią Psa. - A teraz pora na sen - zarządził Pid. Posłusznie obaj załoganci rozpłaszczyli się, tracąc Kształty. Ale Pid czuwał. Wszystko wydawało się zbyt proste. Dlaczego elektrownia nie jest lepiej strzeżona? Przecież Ludzie musieli się czegoś nauczyć, mając do czynienia z poprzednimi ekspedycjami. A może zabijali natychmiast, bez zadawania zbędnych pytań? Nigdy nie wiadomo, co zrobi obcy. Czy otwarta brama jest pułapką? Zmęczony, rozpłynął się, przybierając wygodną pozycję na nierównym gruncie. A potem gwałtownie zebrał się w sobie. Pozwolił sobie na Bezkształtność! Wygoda nie ma nic wspólnego z obowiązkiem, upomniał się, i natychmiast przybrał staranny Kształt Pilota. Ale Kształt Pilota nie został zaprojektowany do sypiania na wilgotnym leśnym poszyciu. Nie mogąc zasnąć, Pid rozmyślał o Statkach i o Pilotażu. Obudził się rano zmęczony i w złym nastroju. Szturchnął Gera. - Miejmy to już za sobą. Ger radośnie i płynnie zmieniając się, skoczył na równe nogi. - Hej, Ilg! - gniewnie zawołał Pid, rozglądając się wokół - Obudź się! Odpowiedziała mu cisza. - Ilg! Wciąż nie było odpowiedzi. - Pomóż mi go szukać - powiedział Pid do Gera. - Przecież on musi gdzieś tu być. Wspólnie przetrząsnęli każdy krzak, sprawdzili każde drzewo, kłodę i zarośla w okolicy. Ale nadaremnie. Żadne z nich nie było Ilgiem. Pid poczuł przypływ zimnej paniki. Co mogło się stać z Łącznościowcem? - Może postanowił bez naszej wiedzy przejść przez bramę - zasugerował Ger. Pid rozważył tę możliwość. Wydała mu się mało prawdopodobna. Ilg nigdy nie wykazywał inicjatywy. Zawsze wystarczało mu wypełnianie rozkazów. Czekali. Ale przyszło południe i Ilg nie pojawił się. - Nie możemy dłużej czekać - oświadczył Pid i ruszyli przez las. A może Ilg rzeczywiście przeszedł przez bramę. Tacy cisi osobnicy miewają skłonność do nieoczekiwanych wybryków. Ale nic nie wskazywało na to, że Ilgowi się udało. Musiał przyjąć założenie, że Ilg albo nie żyje, albo został złapany przez Ludzi. A to oznaczało, że pozostało już tylko dwóch Glomijczyków do aktywacji Rozpraszacza. A on nadal nie wiedział, co przytrafiło się poprzednim ekspedycjom. Na skraju lasu Ger zmienił się w kopię Psa. Pid starannie go oceniał. - Trochę krótszy ogon. Ger skrócił swój ogon. - Dłuższe uszy. Ger posłusznie wydłużył je. - Teraz wyrównaj. Pid przyjrzał się gotowemu produktowi. Uznał, wedle swojej wiedzy, że Ger jest doskonały - od koniuszka ogona po czubek wilgotnego czarnego nosa. - A więc powodzenia - podsumował. - Dzięki. - Ger ostrożnie wynurzył się z lasu, dokładnie naśladując niepewny chód Psów i Ludzi. Strażnik przy bramie coś do niego zawołał. Pid wstrzymał oddech. Ger minął Człowieka, ignorując go kompletnie. Ten ruszył za nim, więc Ger zaczął biec. Pid przygotował sobie parę silnych nóg, gotów do akcji w razie, gdyby Ger został złapany. Ale strażnik powrócił na swoje miejsce przy bramie. Z poczuciem ulgi Pid rozpuścił więc nogi. Ale główne wejście do budynku było zamknięte! Pid miał nadzieję, że Łącznościowiec nie spróbuje ich otworzyć. Coś takiego z pewnością nie leżało w naturze Psów. Pies, który wszedł wcześniej na teren elektrowni, podbiegł do Gera. Glomijczyk odwrócił się do niego tyłem. Obcy Pies zaczął go obwąchiwać. Ger zrewanżował się tym samym. A potem oba zaczęły obiegać budynek dookoła. Sprytnie. Dowódca pochwalił w myślach swojego podwładnego. Z tyłu też powinny być drzwi. Spojrzał na popołudniowe słońce. Jak tylko Rozpraszacz zostanie zaktywizowany, glomijskie armie ruszą do ataku. Zanim Ludzie otrząsną się z szoku, milion albo i więcej Glomijczyków znajdzie się już po tej stronie. A następni wciąż będą przybywać. Ale dzień powoli się kończył i nic się nie działo. Pid nerwowo obserwował fronton budynku. Gdyby Gerowi się powiodło, z pewnością wszystko nie trwałoby tak długo. Czekał do późnej nocy. Ludzie wchodzili do budynku i wychodzili, Psy szczekały dookoła bram. Ale Ger nie powrócił. A więc Gerowi się nie udało. Ilg zniknął. Pozostał już tylko on jeden. I wciąż nie wiedział, co się dzieje. Rankiem Pid był był już kompletnie zdesperowany. Dwudziesta pierwsza misja glomijska na Ziemi zmierzała ku ostatecznej klęsce. Teraz wszystko zależało od niego. Zdecydował się na wypad w postaci Człowieka. Nie miał zresztą innego wyjścia. Widział robotników, którzy tłumnie nadchodzili i pospiesznie przechodzili przez bramy. Pid zastanawiał się, co będzie lepsze - teraz zmieszać się z robotnikami czy zaczekać, aż ruch się zmniejszy. Wybrał pierwsze rozwiązanie i zaczął przekształcać się w Człowieka. Nagle zobaczył Psa, który wyszedł z lasu. - Cześć - przywitał się Pies. - Ger, co się stało? - wykrzyknął Pid z westchnieniem ulgi. - Gdzie się tak długo podziewałeś? Dlaczego nie wszedłeś do środka? - Nie wiem. - Ger miarowo kołysał ogonem. - Nie próbowałem. Pidowi odjęło mowę. - Polowałem - oświadczył Ger z ukontentowaniem. - Ten Kształt nadaje się idealnie do Łowów. Wyszedłem tylną bramą razem z tym drugim Psem. - Ale Misja... twoje powinności... zadanie... - Uznałem, że potrzebuję czegoś innego. Ty wiesz, Pilocie, że nigdy nie chciałem być Detektorem. - Ale... przecież się nim urodziłeś! - To prawda. Ale nic z tego. Zawsze chciałem być Łowcą. Pid ze zdenerwowania potrząsał całym ciałem. - Nie możesz tego zrobić - powiedział bardzo powoli, jakby tłumaczył Glomiątku. - Nie wolno ci. Kształt Łowcy jest dla ciebie zakazany. - Ale tutaj nie. - Ger wciąż kołysał ogonem na boki. - Dosyć tego! -Pid rozzłościł się. - Natychmiast wchodź do elektrowni, żeby uruchomić Rozpraszacz! A ja postaram się zapomnieć o zbrodni herezji! - Nie wykonam twojego rozkazu. Nie chcę tutaj Glomijczyków. Zrujnują tę planetę. A my chcemy tutaj żyć. - Ma rację - odezwał się dąb. - Ilg! - Pidowi zabrakło powietrza. - Gdzie... gdzie jesteś? - Tutaj. - Gałęzie poruszyły się. - Rozmyślam. - Ale przecież... Twoja kasta... - Pilocie - odezwał się Ger smutnym głosem - obudź się wreszcie. Większość Glomijczyków to istoty nieszczęśliwe. Tylko obyczaj przodków nakazuje nam utrzymywanie kastowych Kształtów. - Pilocie - dodał Ilg - wszyscy Glomijczycy rodzą się Bezkształtni. - A skoro tak, wszyscy powinniśmy cieszyć się swobodą Kształtu - ciągnął Ger. - No właśnie - rzekł Ilg. - Ale on nigdy tego nie zrozumie. A teraz wybaczcie mi. Chciałbym wrócić do Rozmyślań. - Dąb zamilkł. - Ludzie zabiją was. - Pid zaśmiał się ponuro. - Tak jak wymordowali poprzednie ekspedycje. - Mylisz się. Żaden Glomijczyk nie został zabity. Oni wszyscy są tutaj. - Żyją? - Oczywiście. Ludzie nawet nie wiedzą o ich istnieniu. Pies, z którym polowałem, jest Glomijczykiem z dziewiętnastej misji. Są nas setki, Pilocie. Nam się tutaj podoba. Pid usiłował przetrawić niespodziewaną rewelację. Owszem, zdawał sobie już wcześniej sprawę z tego, że niższym hierarchiom społecznym brakuje świadomości kastowej. Ale to... to przecież jakaś kompletna bzdura. Absurd! A więc tajną bronią tej planety okazała się... wolność? - Dołącz do nas, Pilocie! Żyjemy tu jak w raju. Czy wiesz, ile gatunków jest na tej planecie? Tak wiele, że nie da się ich policzyć. Można tu znaleźć Kształty, które zaspokoją wszelkie potrzeby i marzenia. Pid potrząsnął głową. Nie miał takich potrzeb i marzeń. Był Pilotem. Ale skoro Ludzie nie są świadomi ich obecności... dotarcie w pobliże reaktora powinno być proste! - Najwyższa Rada zajmie się wami wszystkimi! - warknął przekształcając się w Psa. - Sam wykonam Misję. Ocenił szybko swój wygląd, obnażył zęby na Gera i pobiegł susami w stronę głównej bramy. Ludzie przy bramie nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. Głównym wejściem, niemal depcząc po piętach jakiemuś Człowiekowi, wśliznął się do budynku i pognał korytarzem. Rozpraszacz w kieszeni ciała pulsował i szarpnięciami kierował go w stronę pomieszczenia z reaktorem. Wbiegł schodami na piętro i pognał następnym korytarzem. Zza zakrętu dobiegł go odgłos kroków. Instynktownie zrozumiał, że psy nie mają prawa wstępu. Rozejrzał się wokół gwałtownie, szukając jakiejś kryjówki, ale korytarz był pusty. Na suficie znajdowały się urządzenia wydzielające światło. Skoczył i przykleił się do płaszczyzny sufitu. Przyjął postać źródła światła mając nadzieję, że nikt nie zechce sprawdzić, dlaczego nie świeci. Korytarzem przebiegli Ludzie. Pid zmienił się w Człowieka i pobiegł za nimi. I musiał się do nich zbliżyć. Pojawił się jeszcze jeden Człowiek, popatrzył na Pida, zaczął coś mówić, przerwał i pognał dalej. Pid nie wiedział, oczywiście, co się dzieje, ale przyspieszył. Rozpraszacz dygotał i pulsował - a to oznaczało, że Pid już niemal osiągnął krytyczną odległość. Nagle potworna wątpliwość wkradła się w jego myśli. Wszystkie ekspedycje zdezerterowały! Każdy Glomijczyk bez wyjątku! Zwolnił trochę. Wolność Kształtu. Dziwna idea. Niepokojąca. Narzędzie Bezpostaciowca, powiedział sobie i biegł dalej. Na końcu korytarza znajdowały się pancerne drzwi. Były zaryglowane. Ludzie krzyczeli. Coś było nie tak. Jak go odkryli? Szybko się sprawdził. No tak, zapomniał o rysach twarzy. Zdesperowany, natarł na drzwi. Wyjął malutki Rozpraszacz z kieszeni ciała, ale uderzenia pulsu nie były wystarczające. Musiał zbliżyć się jeszcze bardziej do reaktora. Zbadał drzwi. Między dolną krawędzią a podłogą odkrył wąziutką szczelinę. Szybko rozkształtował się i przepłynął przez nią. Ledwie zdołał przecisnąć Rozpraszacz. Po drugiej stronie odkrył na drzwiach jeszcze jeden rygiel. Zasunął go i rozejrzał się dokoła. Niewielki pokój był pusty. Na jednej ze ścian znajdowały się ołowiane drzwi prowadzące do reaktora. Na innej okno. Popatrzył na Rozpraszacz. Pulsował odpowiednio mocno. Nareszcie wystarczająca bliskość. Tutaj Rozpraszacz zadziała, ściągając energię i zmieniając kierunek jej przepływu. Musi go tylko zaktywizować. Zdezerterowali. Każdy. Bez wyjątku. Zawahał się. "Wszyscy Glomijczycy rodzą się Bezkształtni". To prawda. Glomijskie dzieci są amorficzne aż do wieku, w którym przyjmują instrukcje dotyczące Kształtu Kastowego ustalonego przez przodków. Wolność Kształtu? Pid zaczął rozważać możliwości. Mógłby przybierać każdy Kształt, jaki zechce, i nikt by mu w tym nie przeszkodził! Na tej rajskiej planecie stawała się realna każda ambicja, każda zachcianka. Może stać się, kim zechce, może robić, co dusza zapragnie! I nie będzie w tym odosobniony. Wokół znajdowało się wielu Glomijczyków, którzy cieszyli się Wolnością Kształtu. Drzwi zaczynały się poddawać. Ale Pid jeszcze się nie zdecydował. Jak ma postąpić? Wolność... Ale nie dla mnie, pomyślał gorzko. Łatwo jest być Łowcą czy Myślicielem. Ale ja jestem Pilotem. Pilotaż jest moim życiem i miłością. Jak mógłbym zrobić coś takiego - nawet tutaj? Oczywiście, Ludzie też mają statki. Mógłby zmienić się w Człowieka, znaleźć statek... Nigdy. Łatwo być Drzewem czy Psem. On nigdy nie zdoła skutecznie naśladować Człowieka. W drzwiach pojawiła się szczelina. Pid podszedł do okna, aby rzucić ostatnie spojrzenie na planetę przed aktywacją Rozpraszacza. Spojrzał - i o mało nie padł z wrażenia! A więc tak wygląda prawda! Nie potrafił zrozumieć, co Ger miał na myśli, mówiąc, że na tej planecie istnieją gatunki o Kształtach zdolnych zaspokoić każde pragnienie. Każde! Nawet jego! Tutaj może żyć zgodnie z aspiracjami Kasty Pilotów, a nawet osiągnąć jeszcze więcej! Patrzył i patrzył, a potem roztrzaskał Rozpraszacz o podłogę. Drzwi runęły, a w tym samym momencie Pid wyleciał przez okno. Ludzie podbiegli i wyjrzeli na zewnątrz. Ale nie byli w stanie zrozumieć tego, co widzą. A tam polatywał wielki biały ptak, ciężko i nierówno machając skrzydłami, jakby właśnie uczył się latać, nabierając siły i gracji, jakby chciał dorównać innym widocznym w oddali pobratymcom. Przełożył Marek S. Nowowiejski