Schulze Dallas - Tylko Jessie(1)

Szczegóły
Tytuł Schulze Dallas - Tylko Jessie(1)
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Schulze Dallas - Tylko Jessie(1) PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Schulze Dallas - Tylko Jessie(1) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Schulze Dallas - Tylko Jessie(1) - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Tytuł oryginału: Loving Jessie Pierwsze wydanie: MIRA BOOKS, 2002 Redaktor serii: Grażyna Ordąga Korekta: Ewa Popławska © 2002 by Dallas Schulze PROLOG © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o. Warszawa 2005 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji Zostać najstarszą na świecie dziewicą? Tego nie części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. miała w planach. Nie składała wieczystych ślubów Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu czystości, nie paliła ofiarnych kadzideł na ołtarzu z Harlequin Enterprises II B.V. , żadnej bogini. I co? Za tydzień skończy trzydzieści Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek lat. Wejdzie w następną dekadę nietknięta niczym podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych lub umarłych -jest poranny śnieg. całkowicie przypadkowe. Ponure myśli odebrały jej tak skutecznie ochotę do Znak firmowy MIRA jest zastrzeżony. snu, że usiadła w pościeli, brodę oparła na kolanach i tępym wzrokiem zapatrzyła się w mrok. Sama Wydawnictwo Arlekin - Harlequin Enterprises sp. z o.o. jestem sobie winna, snuła niewesoły monolog we­ 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4 wnętrzny. Gdybym chciała, dawno pozbyłabym się problemu. Owszem, miała po temu nie jedną okazję. Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa Spotykała się przecież z facetami, atrakcyjnymi, przystojnymi. Każdy chętnie poszedłby z nią do Druk: ABEDIK łóżka. Wszystko prawda, tyle że nie seks, czy raczej ISBN 83-238-2216-6 jego brak, stanowiły problem Jessiki Sinclair. Indeks 324531 W każdym razie nie tylko seks, poprawiła się MIRA 5 w myślach i wydała z siebie żałosne westchnienie. Strona 4 6 Tylko Jessie Dallas Schulze 7 Człowiek nie powinien tęsknić za czymś, czego nie miał zielonego pojęcia, że został obdarzony nigdy nie zaznał, to nielogiczne. A jednak miała wra­ uczuciem. Nie mógł nawet nim wzgardzić ani go żenie, że doskonale wie, za czym tak bardzo tęskni. odrzucić. Pewnie byłby mocno zaskoczony i za­ Czytała w kolorowych pismach o sztuce dochodze­ kłopotany, gdyby wiedział, co dzieje się w sercu nia do dziesięciu orgazmów za jednym zamachem, Jessiki. Dlatego też robiła wszystko co w jej mocy, by oglądała filmy, a w nich wydane na pastwę chuci się nie domyślił, że mała Sinclair durzy się w nim od pary tarzające się w jedwabnej pościeli. Seks był czasów szkolnych. wszędzie, nie można wiecznie udawać, że się go nie Zacisnęła powieki, walcząc z napływającymi do widzi. oczu łzami. Nie, nie będzie płakać. Dość się na­ Dobrze, zgoda, chodziło o seks. Ale też o coś płakała przez minionych kilkanaście lat. Beczenie nic jeszcze. nie da, tylko zapuchnie jej twarz, a nos zrobi się Męża. Dziecko. Dom. Jak już, to wszystko. Kom­ czerwony. pleksowo. Odrzuciła kołdrę stanowczym ruchem i wstała. To właśnie przez te kompleksowe ambicje za­ Żadnych szlochów. Pięć lat temu, kiedy Reilly miast spać, popadła teraz w ponurą zadumę. Siedziała McKinnon ożenił się z inną, poprzysięgła sobie, że w swojej pościeli, w swoim pokoju, w swoim rodzin­ nie uroni już ani jednej łzy z jego powodu, i słowa, jak nym domu, w swoim łóżku, którego nigdy z nikim nie na razie, dotrzymała. dzieliła. Podeszła na bosaka do okna. Godzina była późna, Zanosiło się na to, że chyba nigdy z nikim nie dobrze po północy, wysoko na bezchmurnym niebie będzie już dzielić żadnego łoża. wisiał okrągły księżyc, różany ogród dziadka tonął Nie żeby uważała, że obcować z kimś, w biblij­ w srebrzystej poświacie. nym sensie, można dopiero po ślubie, jeśli jednak Środek lata, przyroda w pełnym rozkwicie, powie­ miałoby już przyjść co do czego, chciałaby oddać trze przesycone uderzającymi do głowy zapachami najpierw duszę oraz to, no, serce, a dopiero potem kwiatów. Tuż pod oknem Jessie rosła blanchefleur, ciało. Pogląd zapewne staroświecki, ale jak człowiek stara róża damasceńska o słodkim zapachu. Dziadek wychowywany przez dziadka mógłby nie mieć staro­ zasadził ją na czternaste urodziny Jessiki. Róża świeckich poglądów? I tak, za sprawą dziadka była marzeń, tak ją wtedy nazwał. Miał rację. Jessie nie do tyłu o jedno, dwa pokolenia. I nie byłoby w tym zliczyłaby tych wszystkich wieczorów, kiedy skulo­ nic złego, gdyby nie fakt, że zakochała się głupio na na ławce we wnęce okiennej oddawała się słodkim i beznadziejnie. marzeniom. To nie fair. Obiekt melancholijnych westchnień Chwilę się wahała, w końcu powoli otworzyła Strona 5 8 Tylko Jessie Dallas Schulze 9 okno. Od śmierci dziadka minęło już pół roku, a ona które pracowicie zrzucały z półki kolejne opakowa­ ciągle nie mogła spokojnie patrzeć na jego ukochany nia papierowych ręczników. Małe aniołki, sześcio- ogród. Wykonywała niezbędne prace, pieliła, pod­ i ośmioletni, wdały się, niestety, w mamusię: te same lewała. I uciekała stamtąd czym prędzej. rozwichrzone jasne włosy, te same wytrzeszczone Rosarium było przedmiotem szczególnej dumy błękitne oczy. I ten sam koński zgryz. i radości Lelanda Sinclaira. Jednak dzisiejsza noc, Jessie, zawstydzona, że tyle w niej zgryźliwości przesycona zapachem kwiatów w pełnym rozkwicie dla dawnej koleżanki, pogratulowała Pammie ser­ i wilgotnej ziemi, wywoływała w pamięci słodkie jak deczniej, niżby tego wymagały okoliczności. woń róż wspomnienia. „Dzięki. To głupie, ale, wiesz, nie mogę już się Jessika uśmiechnęła się do siebie, usiadła na doczekać tego dziecka - Pammie westchnęła i za­ podokiennej ławce, spojrzenie utkwiła w zalanym trzepotała rzęsami. - Wiesz, są kobiety wprost stwo­ srebrnym światłem ogrodzie. rzone do tego, żeby być matkami. Podziwiam te, Być może to śmierć dziadka uświadomiła jej, jak które, jak ty, pracują, robią karierę, ale ja nie mam do wiele marzeń nie udało jej się zrealizować. Kiedy tego głowy". odszedł, mały domek stał się pusty. Mały, a jednak za Pełen samozadowolenia, zaprawiony lekceważe­ duży dla jednej osoby. Pusty dom, puste życie. niem i pogardą ton, z jakim to powiedziała, oznaczał, Chryste, co za okropne, przygnębiające określenie. że „te, które pracują", są w oczach Pammie bezdys­ To wszystko przez Pamelę Sue Jenkins, pomyślała kusyjnie istotami niższego gatunku. Zaśmiała się i uśmiechnęła się krzywo. Pammie Sue z rozwich­ perliście i ponownie poklepała po brzuchu, na znak, rzonymi jasnymi włosami, zębami, na widok których że tam tkwi prawdziwy cel życia każdej kobiety. „Ja każdy ortodonta wpadłby natychmiast w twórczy nie jestem stworzona do robienia kariery", dodała, by zapał. Już w szkole irytująca, w miarę upływu lat uściślić swoje stanowisko w kwestiach jak najbar­ stała się chyba jeszcze bardziej nie do zniesienia. dziej fundamentalnych. „Następna bułeczka w piecu - oznajmiła radośnie, Jessie mogła co prawda powiedzieć, że praca na kiedy Jessie wpadła na nią dzisiaj w supermarkecie, pół etatu, polegająca na przygotowywaniu deserów i poklepała się po brzuchu z taką dumą, jakby to ona dla gości dobrej, ale skromnej restauracji, niewiele wynalazła ciążę. - Joe tak się cieszy, mówię ci. Nie ma wspólnego z „robieniem kariery", doszła jednak przyzna się, ale po cichu liczy, jestem pewna, że tym do wniosku, że szkoda zachodu. Chciała uwolnić się razem będzie chłopiec. Nie żeby nie kochał CiCi od Pammie, zanim złapie ją skurcz mięśni, zmusza­ i Sammy Jo, nazywa je swoimi aniołkami". Tu uś­ nych siłą do uśmiechu. Starannie ukrywając zżera­ miechnęła się z pobłażaniem do małych aniołków, jącą ją zazdrość, raz jeszcze pogratulowała maszy- Strona 6 10 Tylko Jessie Dallas Schulze 11 nie do robienia dzieci udanego poczęcia i pożegna­ sianie. Ale w życiu rzadko tak bywa. Nie wystarczy ła się. pragnąć, żeby mieć. Myślała, że szybko zapomni o niefortunnym spot­ Całe nieszczęście w tym, że nie wiedziała, jak się kaniu. Kilka głębokich, uspokajających oddechów odkochać, choć jej miłość obiektowi gorących uczuć w drodze na parking, kilka minut relaksu w na­ najwyraźniej nie była do niczego potrzebna. Nie, grzanym od słońca samochodzie, szybkie przejrzenie poprawiła się w myślach: jej miłość pozostała naj­ w myślach listy wszystkich rzeczy, które już osiąg­ zwyczajniej niezauważona. nęła w życiu i z których mogła się cieszyć, i biedny Nawet gdyby Reilly nie ożenił się z tą cholerną umysł wrócił do normy. miss piękności, i tak nadal widziałby w Jessie małą W końcu rodzenie dzieci nie jest dla współczesnej Sussie, która wszędzie za nim łaziła. Traktował ją kobiety jedyną drogą do samorealizacji. Miała cieka­ Z serdeczną wyrozumiałością, co bolało znacznie bar­ wą pracę. Dzięki spadkowi po dziadku, przy rozsąd­ dziej niż ewentualna nienawiść. Nienawiść to pasja, nym gospodarowaniu zasobami, nie musiała się a z dwojga złego lepsza pasja niż obojętność. martwić o pieniądze. Miała swój domek, miała swoje Jessie z westchnieniem wyciągnęła się wygodnie hobby, wiernych przyjaciół. I była zdrowa. Czego jej na podokiennej ławeczce, zaplotła ręce za głową, brakowało do szczęścia? zamknęła oczy i wsłuchała się w nocną ciszę. Trzy­ Niczego, powiedziała sobie rezolutnie i przekręci­ dziestka na karku, a ona niepokalana jak w dniu ła kluczyk w stacyjce. narodzin. Jaka się urodziła, taka umrze. Własnych A jednak teraz w nocy jej ochronna tarcza gdzieś uczuć pewnie nie uda się jej odmienić. Próbowała, znikła i Jessie znowu zbierało się na płacz. Jeśli miała zawsze bezskutecznie. W końcu musiała uznać praw­ być szczera, oddałaby wszystko, by zamienić się dziwość starego porzekadła: serce nie sługa i na­ miejscami z Pamelą Sue. To znaczy, mogłaby zrezy­ kazów rozumu nie słucha. A marzyć każdemu wolno, gnować z rozwichrzonych blond włosów i świergot­ to nie jest zabronione. liwego głosiku. Ale mąż i dzieci... Bardzo chętnie. Mąż, dziecko... Mieć własną rodzinę. Żeby mieć to ostatnie, można się obyć bez pierw­ I miałaby tę swoją rodzinę, gdyby kiedyś, przez szego... nieuwagę nie pozwoliła dziecięcemu zadurzeniu Gwałtownie otworzyła oczy. Że też wcześniej na przeistoczyć się w coś znacznie poważniejszego to nie wpadła. i głębszego. Mało tego, gdzieś w głębi duszy hołubiła Świat idzie naprzód. Dzisiaj człowiek nie musi cichą wiarę, że jeśli tylko całym sercem będzie wychodzić za mąż, żeby mieć dziecko. Usiadła, pragnęła, by jej marzenie się spełniło, tak właśnie się przejęta genialną w swej prostocie myślą. Krew Strona 7 12 Tylko Jessie Dallas Schulze 13 zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Może nie o tym pomalować ściany w swojej jaskini na różowo w zie­ dokładnie marzyła, ale dla zrealizowania swoich lone groszki, gdyby tylko miało to uszczęśliwić marzeń, choćby tylko częściowo, trzeba iść z życiem Danę. Nadal tak czuł, tyle że dzisiaj trzeba by czegoś na pewne kompromisy. więcej, żeby zaświeciły się jej oczy. Prawdę powie­ Maleństwo. Bobas. Dziecko. Rodzina - niepełna, dziawszy, nie pamiętał, kiedy po raz ostatni widział ale trudno. Może to mieć, nie wiążąc się na stałe ją naprawdę szczęśliwą. z żadnym facetem. Nie wiedziała, jak się zabrać za Nieprawda, pamiętał doskonale, kiedy wszystko realizację genialnego pomysłu, jednak rzecz nie się zmieniło. Kiedy i dlaczego. powinna nastręczać trudności. Podniósł się gwałtownie, nie mógł długo usiedzieć bez ruchu, potrzebował zajęcia, nawet jeśli miało być Życie potrafi być wredne. Człowiek robi plany, to tylko chodzenie w kółko po pokoju. Było późno, stara się je realizować, niby wszystko idzie dobrze, dobrze po północy, w wielkim domu panowała po czym okazuje się, że jest akurat na opak. absolutna cisza. Poza lampą na biurku nie zapalił Reilly McKinnon oparł łokcie na kolanach i wbił innych świateł; półmrok dobrze współgrał z jego wzrok w wytarty dywan. nastrojem. W ten sposób łatwiej zatopić się w nie­ Oszust. Najzwyczajniejszy w świecie oszust. To wczesnych rozmyślaniach, pomyślał nie bez zgryź- ma być aubusson? Pozwolili sobie wcisnąć zwykłego liwości pod własnym adresem. audubona. Dana tak się podnieciła, kiedy znalazła tę Za to, że w jego małżeństwie źle się działo, mógł szmatę. W sam raz do twojego gabinetu, orzekła winić tylko siebie. Okazał się głupcem, patentowa­ z wypiekami na twarzy. Proszę bardzo. Nie zwracał nym idiotą, jakiego świat nie widział. Oparł łokieć uwagi, co ma pod nogami, ale kiedy już zdarzyło mu o gzyms nad kominkiem, zamknął oczy, potarł czoło się spojrzeć, nie był w stanie pojąć, jak można wydać między brwiami, usiłując odgonić wzbierający ból taką furę pieniędzy na coś, co już w chwili kupna głowy. wygląda, jakby nadawało się tylko na śmietnik. Jeden błąd. Jeden kretyński, niewybaczalny błąd Jednak Dana była tak zadowolona z siebie, kiedy i stracił, co miał najdroższego. rozłożyli domniemany skarb na dębowej podłodze Otworzył oczy i spojrzał na stojące na kominku gabinetu, że musiał głośno chwalić trafność wyboru. zdjęcia. Chryste, wszystkie, co do jednego, powinny Zachwycał się kunsztownym wzorem, subtelną kolo­ trafić do muzeum lepszych czasów. Rodzice na rok rystyką i szlachetnym splotem, zapewniał, że przed śmiercią ojca. Zdjęcie ślubne: Dana w sukni o czymś takim właśnie marzył. z długim trenem, z lekko przechyloną głową, uśmiech­ Byli wtedy zaledwie rok po ślubie i pozwoliłby nięta tym pięknym uśmiechem, który jeszcze teraz, Strona 8 14 Tylko Jessie Dallas Schulze 15 pięć lat później, zapierał mu dech w piersiach. więc piosenki Beach Boysów. Wymyślali nowe Amatorskie zdjęcie zrobione w czasie miesiąca mio­ słowa, a zawodzili tak, że Brian Wilson pewnie dowego: oczy Dany bardziej błękitne od Morza zapłakałby z rozpaczy, gdyby ich usłyszał. Śródziemnego za jej plecami, twarz opromieniona Lekcje surfingu zakończyły się umiarkowanym szczęściem. Dawno już nie widział podobnego wyra­ sukcesem. Prawdę powiedziawszy, kompletną klapą. zu na twarzy żony. Jessie ani razu nie ustała na desce dłużej niż pięć Przeniósł spojrzenie na kolejną fotografię, przed­ sekund, a on i Matt bez przerwy musieli wyławiać ją stawiającą dwóch młodych mężczyzn i dziewczynkę: z Pacyfiku. Matt wyławiał, bo Reilly zajęty był cała trójka uśmiechała się do obiektywu. Dziwne pewną rudowłosą w czerwonym bikini, której numer miny, jakby za moment mieli wybuchnąć histerycz­ telefonu usiłował zdobyć z zaparciem godnym lep­ nym śmiechem... co też prawdopodobnie uczynili, szej sprawy. Nie pamiętał już, jak rudzielec miał na kiedy tylko zamknęła się migawka aparatu. imię, nie pamiętał nawet jej twarzy, pamiętał nato­ Reilly wziął zdjęcie do ręki, podszedł do lampy, miast, jak w drodze powrotnej wyśpiewywali „Nine- gdzie światło było trochę lepsze. Usiadł na skórzanej ty-nine Bottles of Beer on the Wall". kanapie i oddał się wspomnieniom. Fajnie im było razem, naprawdę fajnie i nigdy Boże, ile to już lat... Jaki był wtedy młody. nikomu nie przeszkadzało, że Jessie jest o tyle Wszyscy byli młodzi. On i Matt mogli mieć wtedy... młodsza od niego i Matta, ani że jest dziewczyną. ile? Po dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery lata? Jakoś... pasowała do nich. Traktowali ją jak młodszą Czyli Jessie musiała mieć jakieś czternaście: długie siostrę i prawdziwą przyjaciółkę. A Matt... ? Matt był nogi, wielkie brązowe oczy, włosy koloru toffi jego najlepszym przyjacielem od czasów szkoły związane w koński ogon. Zdjęcie zrobione było podstawowej. Przyjaźń przetrwała czasy studiów, latem; tuż przed wyjazdem nad morze. Obiecali nadal trwała, chociaż nie widzieli się... Właśnie, Jessie, że nauczą ją surfować. Pamiętał, jak z niej kiedy się spotkali ostatnio? Odchylił głowę na opar­ pokpiwali, mówiąc, że nie może być prawdziwą cie kanapy, próbując sobie przypomnieć, kiedy to Kalifornijką, jeśli nie potrafi utrzymać się na desce. było. Trzy, cztery lata temu? Zdjęcie zrobił jej dziadek, na chwilę przed tym, Nie. Po raz ostatni widzieli się na ślubie Reil­ jak mszyli w drogę. Upozowali się przy starym ly'ego. Pięć lat temu. Matt przyleciał wtedy z drugie­ pickupie Matta, tak by było widać deski umocowane go końca świata, był drużbą. Pięć długich lat. Aż na dachu samochodu. trudno uwierzyć, że tyle czasu minęło. Sporadyczne Reilly uśmiechnął się do własnych wspomnień. rozmowy telefoniczne, czasami kartka z pozdrowie­ Radio w gracie Matta nie działało, wyśpiewywali niami wysłana z jakiegoś zapomnianego przez Boga Strona 9 16 Tylko Jessie Dallas Schulze 17 i ludzi miejsca, którego nikt przy zdrowych zmysłach Zamknął oczy, przestał walczyć ze zmęczeniem. nie odwiedziłby z własnej i nieprzymuszonej woli. Wiele by dał, żeby znowu być tym dwudziesto- Nie potrzebowali zapewnień o dozgonnej przyja­ trzyletnim chłopakiem ze zdjęcia, który nie miał źni. Zawsze mogli na siebie liczyć i ta świadomość większych zmartwień niż to, czy pamięta słowa im wystarczała. „Ninety-nine Bottles of Beer on the Wall". Jessie została w Millers Crossing. To znaczy, wyjechała na kilka lat, skończyła w Paryżu renomo­ Matt Latimer wlał ostatnie krople przedniej dwu­ waną szkołę kulinarną, ale potem wróciła do ich dziestojednoletniej Chivas do plastikowego kubka miasteczka. Ją, w przeciwieństwie do Matta, widy­ i wzdrygnął się na tę profanację. Powinien był wał często. Powiedzmy, od czasu do czasu. Właśnie, zostawić na wierzchu jedną szklaneczkę, tymczasem kiedy to widział ją ostatnio? Chyba w Dzień Niepod­ wszystko już było spakowane i czekało w skrzyniach ległości. Całe miasteczko spotkało się na świątecz­ na pojawienie się ciężarówki z firmy przewozowej. nym grillu. On był z Daną, zobaczyli Jessie stojącą Mógł jeść pizzę prosto z pudełka, proszę bardzo, w kolejce po churro, takie latynoskie faworki. Zażar­ ale kiedy człowiek zaczyna pić szlachetną whisky tował, że chce sprawdzić, czym może jej zagrozić z plastikowego kubka, oznacza to, że zbliża się konkurencja, co ją bardzo rozśmieszyło. To było koniec cywilizacji. Wzruszył ramionami i uniósł miesiąc temu. A wcześniej...? Wcześniej widzieli się kubek do ust. Na pohybel cywilizacji. Jakby było na pogrzebie jej dziadka, w lutym. I to miało być czego żałować. Wszak i tak zeszła na psy. często? Zabawne, jak łatwo można stracić kontakt Kiedy poczuł miłe ciepło rozlewające się w żołąd­ z ludźmi, z którymi, zdawałoby się, łączą nas ser­ ku, omiótł obojętnym spojrzeniem pokój. Jego dom. deczne więzy. Nawet jeśli żyjątuż obok nas, zupełnie Przez ostatnich osiem lat wracał tu na krótki od­ blisko. poczynek po kolejnych misjach. Chyba nigdy nie Boże, jaki był zmęczony. Zrobiło się późno. Dana spędził tu więcej niż dwa tygodnie jednym ciągiem. śpi na górze, w ich wspólnym, jak na razie, łóżku. Dopiero w ostatnich miesiącach, z konieczności, Mógłby pójść na górę, położyć się obok niej, ale po zaszył się na dłużej w „swoim domu", co nie co? Jaki by to miało sens? Przestał się dla niej liczyć. wzbudziło w nim jakiegoś szczególnego sentymentu Już jej nie zależało. Nie powiedziała tego wprost, nie do tego miejsca. dała do zrozumienia jednym słowem czy choćby A jednak mieszkał tu osiem lat i chyba powinno to spojrzeniem, że najchętniej przeniosłaby się do od­ odcisnąć jakiś ślad na wnętrzach, nawet jeśli wszyst­ dzielnej sypialni, ale gdyby propozycja wyszła od kie rzeczy zostały już spakowane. niego, przyjęłaby ją bez wahania, był tego pewien. Nic nie zostało. Żadnych dziur po gwoździach Strona 10 18 Tylko Jessie Dallas Schulze 19 w miejscach, gdzie wisiałyby jego dyplomy, gdyby rodziny, radzić sobie z całkiem realnymi i upiornymi kiedykolwiek zamierzał je powiesić. Żadnego wytar­ napadami pijackiej agresji swojego ojca. Dopiero tego miejsca na dywanie przed kominkiem, gdzie teraz, dobiegając czterdziestki, zaczął lękać się tego, siadywałby wieczorami w swoim ulubionym fotelu. co mogą kryć ciemności. Cóż, nigdy nie siadywał przed kominkiem... Żadnych Koszmary zaczęły się przed trzema miesiącami, obitych naroży od trzaskania drzwiami. Jednym krótko po tym, jak wrócił ze szpitala. Na początku słowem nic, co wskazywałoby, że ktoś przemieszkał zdarzały się raz, dwa razy w tygodniu, nie częściej. tu niemal całą dekadę. Jeszcze nie wyjechał, a już Budził się w środku nocy zlany zimnym potem, wydawało się, że ten dom opustoszał wieki temu. roztrzęsiony, a przed oczami miał jeszcze sceny Przeszedł nerwowym krokiem przez salon i stanął jakby żywcem wyjęte z jakiegoś horroru. Pamięć przy oknie. Kiedy wystawiał mieszkanie na sprzedaż, i wyobraźnia splatały się w tych wizjach tak ściśle, że jedną z zachęt dla potencjalnych kupców był „zapie­ nie sposób było oddzielić to, co realne, od tworów rający dech w piersiach widok na zatokę Elliot". imaginacji. Chwytliwy frazes, kryjący w sobie odrobinę prawdy. Próbował lekceważyć koszmarne sny, przecho­ Jeśli stanąć przy lewej framudze i pochylić głowę, dzić nad nimi do porządku dziennego, tak jak nauczył dało się dojrzeć zatokę, ale Matt zamiast wyciągać się ignorować ból w ramieniu. Spychał i ból i kosz­ szyję niczym żuraw, wolał poprzestać na panoramie mary na dno świadomości i zatrzaskiwał drzwi. Seattle. Teraz, w nocy, mgła rozmywała światła Pomagało. wielkiego miasta w widmową poświatę. Do czasu. Ściskając w dłoni kubek z whisky, zadawał sobie Do czasu wmawiał sobie z powodzeniem, że to pytanie, ilu mieszkańców Seattle stoi teraz w ciem­ tylko krótka przerwa, po której znów wróci do pracy. nych oknach tak jak on, ilu woli raczej wpatrywać się Udawało mu się nie pamiętać ani o odniesionej ranie, w śpiące miasto niż iść do łóżka, gdzie czekały na ani o koszmarach. Udawał, że nie zauważa coraz nich senne koszmary. grubszej warstwy kurzu na torbie, w której woził Upił łyk, przez chwilę smakował szlachetny tru­ aparat. Dopiero późną nocą kłamstwa przestawały nek w ustach, w końcu pozwolił mu spłynąć do pomagać, a mrok, zamiast ukrywać, obnażał prawdę. przełyku. Zabawne. Jako dziecko nie bał się ciemno­ Żadna tam przerwa w pracy. Był wypalony, ści. Nie wierzył, że w szafie mogą kryć się złośliwe wydrążony, pusty. Każde inne, równie wyświech­ gobliny, a pod łóżkiem czają się potwory. Nie tane, określenie byłoby tu na miejscu, a wszystkie dostawał gęsiej skórki z powodu niespodziewanych oznaczały to samo. Życie, które budował przez nocnych hałasów. Może dlatego, że musiał, jak reszta ostatnie piętnaście lat, sypało się w gruzy na jego Strona 11 20 Tylko Jessie Dallas Schulze 21 oczach. Już nawet nie potrafił trzymać prawidłowo Matt zaczął od razu opowiadać, że musi wracać do aparatu - zdawał się nie pasować do jego nieporad­ pracy, ma zobowiązania, jest spóźniony, postrzał nych dłoni. Seattle, to mieszkanie, wszystko, co w Kosowie pokrzyżował mu plany, musi jechać do,., powinno być swojskie i przynosić poczucie bez­ pieczeństwa, nagle okazywało się obce i wrogie. zrobić zdjęcia dla... - paplał jak najęty. Gabe przyjął wykręty za dobrą monetę, ale tak Obrócił kubek w dłoni, patrząc na rozkołysaną naprawdę Matt nie miał żadnych zobowiązań, ni­ whisky. Nie trzeba było skończyć medycyny, żeby gdzie nie musiał jechać, nikt nie zamawiał u niego postawić diagnozę. Średnio inteligentny szóstoklasi- zdjęć i prawdę powiedziawszy, było mu to najzupeł­ sta potrafiłby powiedzieć mu, w czym leży problem: zespół posttraumatycznego zaburzenia równowagi niej obojętne. Niech ktoś inny nadstawia karku psychicznej, ostatnio szalenie modny termin. Były i dokumentuje okropności pogrążającego się w obłę­ i inne określenia: nerwica frontowa, zespół wyczer­ dzie świata. On swoje zobaczył, a teraz najwyższa pania wojennego, stres opóźniony. Mógł pójść do pora zająć się czymś innym. swojej lekarki, poprosić, żeby przepisała mu jakieś - To interesujące, Latimer. - Uśmiechnął się niebieskie albo różowe pigułki szczęścia i od razu kwaśno. - Fotoreporter z nagrodą Pulitzera zamienia poczułby się lepiej. Powinien był tak zrobić. Nie aparat na młotek. Bardzo rozsądny wybór. Jeśli to wyciągał przecież sam kuli z ramienia, to dlaczego zrobisz, stary, nikomu nie przyjdzie do głowy, że uparł się sam walczyć z problemami psychicznymi? rozpadasz się na kawałki. - Skretyniały macho - mruknął i podniósł kubek Może udałoby mu się namówić Reilly'ego McKin- do ust. Żadnych pigułek. Zachowa się jak prawdziwy nona, żeby dał mu pracę na którejś z jego budów. mężczyzna. Porzuci dotychczasowe życie i może uda W końcu dwadzieścia pięć lat przyjaźni do czegoś mu się schronić przed mrocznymi cieniami. Twardzi zobowiązuje. Stawiałby domy i gwizdał na prze­ faceci wiedzą kiedy wziąć nogi za pas. To będzie chodzące dziewczyny, dorobił się brzucha od nad­ ucieczka twardziela. miaru piwa, twarz ogorzałaby mu od słońca. Może po Zorganizowana ucieczka, pomyślał, patrząc na wbiciu kilku tysięcy gwoździ znowu zacząłby sypiać stertę pudeł piętrzącą się w pokoju. Na szczęście miał normalnie, nie zrywałby się, ilekroć strzeli gaźnik dokąd uciekać. Dwa tygodnie temu rozmawiał ze w przejeżdżającym samochodzie, i patrząc w lustro, swoim starszym bratem i Gabe niby od niechcenia nie zastanawiałby się już, czy wszystko nie potoczy­ wspomniał, że przydałby mu się ktoś do pomocy. łoby się inaczej, gdyby... Niedawno kupił dom i zamierzał go gruntownie wy­ - Nie - powiedział głośno, przerywając tok my­ remontować. śli. „Gdyby" to słowo głupców. Co się stało, to się stało. I już się nie odstanie. Strona 12 22 Tylko Jessie Matt powoli przechylił głowę i wypił resztkę mio­ dowej barwy whisky. Musi zostawić za sobą prze­ szłość i funkcjonować dalej. O ile potrafi. ROZDZIAŁ PIERWSZY Mattowi się nie spieszyło. Droga, którą powinien przebyć w dwa dni, zajęła mu tydzień. Próbował sobie wmawiać, że w ten sposób czerpie przyjemność z jazdy, ale nigdy nie był dobry w okłamywaniu samego siebie. Tak naprawdę podjąwszy już decyzję o powrocie do domu, natychmiast zaczął kwestiono­ wać jej słuszność. Im bardziej zbliżał się do Millers Crossing, tym skrajniejsze targały nim uczucia. Z je­ dnej strony nadzieja, że tutaj zazna wreszcie spokoju, z drugiej niezachwiana pewność, że jego rodzinne miasteczko może mu zaoferować wszystko... oprócz spokoju. I tak wlókł się na południe wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, niczym pięciolatek, którego rodzina wy­ słała na niedzielne nabożeństwo. Zatrzymywał się, żeby podziwiać zapierające dech w piersiach widoki, które nic go nie obchodziły, ba, nawet ich nie zauważał. Przesiadywał w fast-foodach, a potem Strona 13 24 Tylko JeSsie Dallas Schulze 25 męczyła go zgaga, stawał, by napić się kawy, która będącym wariacją na temat tradycji meksykańskich nie zasługiwała na to miano. Zbaczał z trasy, by i latynoamerykańskich, gdzie w tle pobrzmiewa nuta zwiedzać atrakcje turystyczne, choć od samego pat­ hiszpańskiego baroku. Przeładowane ornamentem rzenia na te cuda robiło mu się niedobrze. jasnoróżowe tynki i sztukaterie, dachy z czerwonej Pomimo tego typu heroicznych wysiłków dotarł dachówki, zwieńczone łukiem otwory drzwiowe, w końcu na obrzeża miasteczka, w którym się urodził dziedzińce, krużganki, szemrzące fontanny, detal i gdzie spędził pierwsze dwadzieścia trzy lata życia. Z kutego żelaza, palmy... Tubylcy kręcili nosami Millers Crossing w swoich początkach było po i przepowiadali przedsięwzięciu rychłe bankructwo, prostu nie tyle miasteczkiem, co skupiskiem kilku ale, o dziwo, cukierkowa „Gospoda pod Wierzbą" sklepów, punktów skupu i hurtowni obsługujących zdobyła sobie tak zwaną renomę i zjeżdżały do niej farmerów z Salina Valley. Tu przyjeżdżało się kupić na miesiąc miodowy młode pary nawet z drugiego sól, cukier, pastę do butów i gwoździe, tu można było końca Stanów. Wanny w kształcie serca i lustrzane zaopatrzyć się w wiadra, łańcuchy i grabie, zatan­ sufity były miłym ustępstwem na rzecz tych, którym kować benzynę i wypić kawę w przydrożnym barze. od romantycznych uniesień bliższe są uciechy zmys­ Położone przy całkiem widokowej, przelotowej dro­ łowe. dze nad Pacyfik, miasteczko powoli się rozrastało, Miejscowi kupcy szybko się zorientowali, że osiągając szczyt rozkwitu w czasach powojennej nowożeńcy mają wyjątkową skłonność do pozbywa­ prosperity lat pięćdziesiątych, kiedy samochody były nia się pieniędzy i tak, w ślad za hotelem zaczęły ogromne, benzyna tania, a całe społeczeństwo roz­ w Millers Crossing wyrastać sklepy z nikomu niepo­ bijało się limuzynami. W Millers Crossing powsta­ trzebnymi , pamiątkami, butiki, restauracje i salony ło wtedy kino, kilka moteli i kilka centrów hand­ piękności. W latach siedemdziesiątych i osiemdzie­ lowych obsługujących przejezdnych, przyjezdnych siątych, kiedy większość miasteczek Salina Valley oraz tubylców. dotknęła recesja, Millers Crossing miało się całkiem W połowie lat sześćdziesiątych jakiś przedsiębior­ dobrze. ca Z Los Angeles wpadł na pomysł, że trzeba tu W takim to miejscu dorastał Matt. Kąpał się koniecznie wybudować luksusowy hotel, gdzie za­ w sztucznym jeziorze sąsiadującym z polem gol­ trzymywaliby się ci, którzy szukają romantycznej fowym, uczył się prowadzić na wąskich polnych oprawy dla swoich miłosnych uniesień. Jak rzekł, tak drogach. Tu pierwszy raz zobaczył kobiece piersi, zrobił. „Gospoda pod Wierzbą" stanęła na wzgórzu kiedy Marcy Woolbridge pozwoliła, by z niej ściąg­ z jakże romantycznym widokiem na pole golfowe i... nął koszulkę cheerleaderki. Kilka tygodni później autostradę. W fantazyjnym stylu hiszpańskich misji, pozwoliła zdjąć z siebie kolejne części garderoby Strona 14 26 Tylko Jessie Dallas Schulze 27 i wtedy obydwoje po raz pierwszy mogli przekonać Mój Boże, ostał się nawet bar „U Erniego". Matt się empirycznie, na czym polega seks. Był wtedy zdjął nogę z pedału, uśmiechnął się szeroko. Ile przekonany, że to nie seks, tylko miłość, ale Marcy, godzin tu spędził, zapychając się hamburgerami osoba o trzeźwiejszym umyśle, nie podzielała tych i sącząc koktajle mleczne. Stara knajpa wyglądała iluzji. Wkrótce zostawiła Matta dla Billa Macy'ego, dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Dla dopełnienia który był kimś, bo miał w planach studiować prawo obrazu przed barem stał... tak, ten sam samochód, na Harvardzie, a kto studiuje prawo na Harvardzie, który taż przed wyjazdem z Millers Crossing roz­ praktycznie należy już do amerykańskiej elity, nawet kręcił niemal do ostatniej śrubki i na powrót złożył, jeśli przeżywa moment buntu jak 01iver Barrett III przywracając grat do życia. z „Love Story". W każdym razie Matt po stracie Nie, to niemożliwe. Na ulicach nie roiło się co ukochanej pocieszał się myślą, że niewierna będzie prawda od pierwszych mustangów, ale nie należały musiała przejść przez życie jako Marcy Macy. znowu do aż takiej rzadkości. Z drugiej strony ile Szkoła średnia wyglądała dokładnie tak jak przed wiśniowych mustangów może jeździć po Millers laty, podobnie biblioteka miejska, gdzie zamiast Crossing? Nawet jeśli to ten, z pewnością zmienił zbierać bibliografię do prac semestralnych, łypał właściciela, Jessie musiała się go pozbyć dawno okiem na dziewczyny. Dobrze trzymał się basen temu. Nie jeździłaby tym samym wozem przez miejski, gdzie Matt dorabiał jako ratownik; stały na trzynaście lat. swoim miejscu elewatory Dickersona, w których Niemniej jednak skręcił na parking. A co tam, latem po skończeniu szkoły dźwigał worki z ziarnem, w końcu od San Jose nie miał nic w ustach. Gabe nie dzielnie ignorując awanse pani Dickersonowej. Tyl­ czekał na niego, bo Matt nie powiedział bratu, że ko ze strachu przed imponującą posturą pana Dicker­ przyjeżdża. Na wszelki wypadek zostawił sobie sona oraz przez szacunek dla ślubów małżeńskich nie furtkę, w razie gdyby jednak się rozmyślił i nagle wylądował z nią na sianie. zmienił plany na dalsze życie. Nie było żadnych Dostrzegał też zmiany. W miejscu gdzie była powodów, dla których nie mógłby zajrzeć na chwilę kiedyś kręgielnia, teraz stał supermarket, a stary dom do Erniego. towarowy Woolwortha podzielili między siebie właś­ ciciele małych sklepów z antykami. Generalnie jednak - Jessiko Sinclair, podła z ciebie kobieta. Jeśli jest wszystko wydawało się znane, swojskie i poczuł się jakaś sprawiedliwość na tym świecie, zapłacisz za tak, jakby cofnął się o kilkanaście lat. Złudzenie było swoje grzechy. - Lurene Washington odsunęła tale­ tak silne, że nie zdziwiłby się, gdyby zza kolejnego rzyk gestem osoby, która odpycha od siebie najgorsze rogu wyłonił się on sam, odpowiednio młodszy. pokusy. Strona 15 30 Tylko Jessie Dallas Schulze 31 dobrze się jej żyło w rodzinnym miasteczku, ani za macywał recepcjonistkę ze swojej firmy, czynił to na dużym, ani za małym, w sam raz. Tu się czuła biurku we własnym gabinecie. u siebie, a jak zatęskniła za kulturą przez duże „K", Lurene uznała, że dwie próby wystarczą, zabrała zawsze mogła wyskoczyć do San Francisco albo, połowę pieniędzy, które odkładali na kupno domu poświęcając trochę więcej czasu na podróż, do Los i przeniosła się do Millers Crossing. Nie myślała Angeles. o kupowaniu restauracji, nie była nawet pewna, czy Układ z Lurene nie mógł być lepszy. Jessie przez chce zostać w Kalifornii. Minęło pięć lat, w czasie cztery dni w tygodniu przygotowywała desery dla których stała się restauratorką pełną gębą, właściciel­ restauracji i dla firmy cateringowej, którą Lurene ką raczkującej firmy cateringowej i serdeczną przyja­ niedawno założyła. Nie zarabiała oszałamiających ciółką Jessie. sum, ale dzięki spadkowi po dziadku tym akurat nie Naprawdę mam dobre życie, myślała Jessika. musiała się martwić. Mogła eksperymentować w kuch­ Mam przyjaciół, swój domek, pracę, którą lubię. ni, a Lurene dzięki jej eksperymentom zwiększała Pragnąć czegoś więcej wręcz nie wypadało, a jednak, obroty, toteż obydwie były zadowolone z takiego cóż robić, chciała więcej. Dużo więcej. Nie wiedziała układu. tylko, jak swoje marzenia zrealizować. Powiedzieć Jej przyjaźń z Lurene była dodatkowym plusem, sobie, że chce mieć dziecko, to jedno, ale jak tego chociaż poza słabością do wysokokalorycznych de­ dokonać, kiedy na horyzoncie nie widać żadnego serów i starych filmów z Bogartem właściwie nic ich potencjalnego partnera. nie łączyło. Lurene dobiegała pięćdziesiątki i wyróż­ - Oto facet, na widok którego człowiek musi niała się zaprawionym dobrodusznym cynizmem zrewidować twarde postanowienie bycia singlem spojrzeniem na świat. Dwa razy wychodziła za mąż - mruknęła Lurene, a Jessie podniosła na nią zdumio­ - raz, miała wtedy około dwudziestu lat, za gitarzystę ne spojrzenie, przestraszona, że przyjaciółka ma zdol­ rockowego, który wybierając tę profesję, widział ności telepatyczne. Jednak Lurene utkwiła wzrok oczyma wyobraźni lgnące do niego hordy fanek. gdzieś ponad jej ramieniem, a oczy zabłysły jej I lgnęły, owszem, a on się nie wzbraniał. Drugi maż pożądaniem tak czystym i gorącym, że Jessie musiała dla odmiany był księgowym, uosobieniem wszelkiej się uśmiechnąć. Zaciekawiona powoli obróciła się na solidności, porządnym obywatelem. O ile w pierw­ wysokim stołku i zerknęła na obiekt zainteresowania szym związku kotłowało się od namiętności, to Lurene. w drugim nikt by się ich raczej nie doszukał, ale za to Mógł mieć około metra dziewięćdziesięciu i syl- Lurene nie musiała się martwić, w czyim łóżku wetkę, na której każde ubranie leżało jak należy harcuje akurat jej mąż. I słusznie, bo kiedy ob- i która zapierała dech w piersi wszystkim kobietom. Strona 16 32 Tylko .lessie Dallas Schulze 33 Mężczyzna ubrany był w wytarte niemal do białości Co prawda doszedł do wniosku, że Jessie z pew­ dżinsy i szary, pamiętający lepsze czasy T-shirt. Gęste, nością nie jeździ już tym starym mustangiem, ale prawie kruczoczarne włosy z przodu opadały niedbale w głębi duszy liczył na to spotkanie. W pamięci na czoło, z tyłu sięgały karku. Jessie ze swojego miejsca zachował dziewczynę o włosach koloru toffi, wiel­ nie mogła dojrzeć, jaki kolor mają jego oczy, ale kich brązowych oczach, długich nogach i ciepłym wiedziała, po prostu wiedziała, że muszą być błękitne. uśmiechu. Owszem, były włosy w kolorze toffi, - Wysoki, ciemnowłosy i przystojny. Po prostu wielkie brązowe oczy, długie nogi i ciepły uśmiech, wzorcowy - stwierdziła Lurene radośnie, - W nie­ ale... Zapamiętał kilkunastoletnią dziewczynkę, a te­ których stanach takie obcisłe dżinsy muszą być raz patrzył na dojrzałą kobietę o intrygujących kształ­ zabronione prawem. A te ramiona na pewno... tach. I te nogi... W Matcie, jeszcze zanim zdążył się - Matt - zawołała Jessie półgłosem, przerywając wzruszyć, obudziło się prawdziwe męskie zaintere­ monolog Lurene, i zsunęła się ze stołka. - Matt! sowanie. Na dźwięk swojego imienia Matt napiął męśnie - Tak się cieszę. -Najwyraźniej nie dostrzegając, - reakcja obronna, odruchowa, niekontrolowana, że przyjaciel trwa w stanie osłupienia, Jessie objęła i tym bardziej irytująca. Dawno temu w jakimś ma­ go serdecznie. łym afrykańskim kraju, który z monotonną regular­ Przytuliła się do niego piękna kobieta. nością zmieniał nazwę, fotografował zaprzysiężenie Nie, poprawił się w myślach, żadna piękna kobie­ prezydenta, kiedy nagle w samym środku uroczysto­ ta, tylko mała Jessie Sinclair, która wszędzie za nim ści zaczął się krwawy przewrót. Matt usunął się na łaziła, za nim i za Reillym. Owszem, stała się piękną bok i dalej fotografował. Był tak pochłonięty tym, co kobietą, ale akurat ten fakt nie powinien mieć dla rozgrywa się przed obiektywem, że dopiero kilka niego znaczenia. godzin później, po powrocie do hotelu, zobaczył, że - Kiedy przyjechałeś? - Lekko się odchyliwszy, torba, w której nosił sprzęt, jest przestrzelona na spojrzała mu w twarz. wylot. Brakowało dosłownie kilku centymetrów, - W tej chwili. - Trzymał dłonie na jej ramio­ żeby sam przeszedł do historii, razem z uwiecz­ nach, wpatrywał się w nią i próbował zapanować nad nionymi na kliszy wydarzeniami... Teraz natomiast umysłem wytrąconym z równowagi rażącą dyspro­ drgnął jak wystraszony królik tylko dlatego, że ktoś porcją między obrazem zachowanym w pamięci nieoczekiwanie wypowiedział jego imię. i rzeczywistym. Właściwie dlaczego spodziewał się - Matt. zobaczyć tyczkowatego podlotka? Przecież po wy­ Przemagając irytację, spojrzał na idącą ku niemu jeździe z Millers Crossing widział ją kilka razy, kobietę i szeroko otworzył oczy. chociażby na ślubie Reilly'ego, pięć lat temu, ale Strona 17 34 Tylko Jessie . Dallas Schulze 35 wtedy zamienili zaledwie parę słów. Miał świado­ wyprawiać się w podróż samochodem. Wyjechała- mość, że „urosła", a jednak w pamięci tkwił uparcie bym po ciebie do San Jose, gdyby Gabe akurat nie obraz małej Jessie, długonogiej smarkuli o wielkich miał czasu. Typowy facet. Żaden z was za nic się nie brązowych oczach. Matt jakoś nigdy nie pomyślał, że przyzna, że potrzebuje pomocy. Powinieneś... z biegiem czasu należałoby wprowadzić do tego Wywody Jessie przerwał serdeczny śmiech. Spo­ obrazu pewne aktualizacje. jrzała Mattowi w twarz i całe napięcie, dopiero teraz Jessie spoważniała, uśmiech znikł z jej twarzy. uświadomiła sobie, jak bardzo była spięta, opadło - Dobrze się czujesz? Wiem od Gabe'a, że byłeś z niej w jednej chwili. Wszedł do restauracji z miną ranny. Mówił, że to nic groźnego, ale i tak się poważną, chmurną i czujną. Zdawał się obcy i dopie­ martwiłam. Dawno już powinieneś przyjechać. Mam ro śmiech uczynił go na powrót dawnym Mattem. świetny przepis na rosół z kury z mnóstwem czosnku. Takiego go zapamiętała. Nigdy nie był wesołkiem, Wiem, że postrzał to nie przeziębienie, ale rosół ale przed chwilą przypominał... Jessie szukała właś­ z czosnkiem na pewno dobrze by ci zrobił. Skoro ciwego określenia. Przypominał osaczonego. Zanim pomaga na przeziębienie i grypę, musi pomagać i na się nie uśmiechnął, wyglądał jak człowiek osaczony, inne świństwa, a już na pewno chroni przed wam­ prześladowany przez jakieś sobie tylko znane upiory. pirami. Żaden wampir nie zbliży się do kogoś, kto A może tylko mi się wydawało, pomyślała, wpat­ jadł moją zupę. To znaczy, wampirów akurat nie rując się w uśmiechniętą teraz twarz Matta. musisz się bać, chyba że byłeś w Transylwanii... - Gadam głupstwa? Matt nadal opierał dłonie na ramionach Jessie - Olimpijskie - oznajmił Matt z solenną powagą. i słuchał wypływającego z jej ust potoku słów. - Bo jestem zaskoczona, że cię widzę. - Jessie Wreszcie naprawdę poczuł się w domu, dopiero teraz spoważniała. - Powiedz, jak się czujesz, ale naprawdę. wiedział, że wrócił. Co prawda przez chwilę miał - Naprawdę dobrze. wrażenie, że to obca osoba, ale nie, stała przed nim ta Zobaczył powątpiewanie w jej oczach i dodał: sama Jessie co kiedyś, paplająca z szybkością karabi- - Jedna dziurka po kuli. Nic wielkiego. nu maszynowego. Usta same złożyły mu się do - Gabe mówił, że z Kosowa zabrał cię wojskowy uśmiechu. samolot. Wracałeś pod opieką lekarza. Straciłeś Jessie tymczasem z poważną miną poklepywała podobno dużo krwi. go po rękach, jakby szukała śladów postrzału. Zakłopotany troską w głosie Jessie, opuścił ręce - Nie za wcześnie wstałeś z łóżka? - martwiła się. i cofnął się o krok. - Sam przyjechałeś? Prowadziłeś całą drogę z Seat- - Brzmi gorzej, niż było w rzeczywistości. Nic mi tle aż tutaj? Powinieneś był przylecieć, zamiast nie jest, czuję się świetnie - skłamał. Strona 18 36 Tylko Jessie Dallas Schulze 37 Jessie nie sprawiała wrażenia przekonanej, ale Na wspomnienie dziadka Jessie z twarzy Matta o nic więcej już nie pytała. I chwała Bogu, pomyślał zniknął uśmiech. Matt. Bo też niewiele więcej mógłby jej powiedzieć. - Żałuję, że nie mogłem być na pogrzebie. Prze­ Z pierwszych dni po postrzale prawie nic nie pamię­ praszam, Jessie. - Mocno uścisnął jej dłoń. - Dowie­ tał. Chciałby móc powiedzieć to samo o dniach działem się po wszystkim. bezpośrednio poprzedzających fatalny strzał. - Nie przepraszaj. - Jessie uśmiechnęła się smut­ Dla oderwania myśli od złych wspomnień, roze­ no. - Dostałam twoją kartkę. Wiesz, że dziadek nie jrzał się po restauracji. Wnętrze zmieniło się od lubił tych wszystkich napuszonych ceremonii. czasów, kiedy urzędował tu z Reillym przy barze, - Wiem, ale przyjechałbym ze względu na ciebie. lustrując okiem znawcy wchodzące dziewczyny. Na te słowa Jessie podejrzanie zapiekły oczy. Pożółkłe linoleum zastąpiły panele w biało-czarną Zawsze mogła liczyć na Matta, chyba nawet bardziej szachownicę, a kanapy przy stolikach, kiedyś obciąg­ niż na Reilly'ego. Ten ostatni miał mnóstwo dobrych nięte czerwoną, mocno zniszczoną dermą, teraz chęci, potrafił obiecać nawet gwiazdkę z nieba, ale po­ miały turkusowe obicia i wykończenia z lśniącej tem coś go rozpraszało i o wszystkim zapominał. Matt chromowanej stali. Na ścianie za barem wisiało nigdy o niczym nie zapominał i, bywało, wyręczał jednak to samo stare lustro, a nad szafą grającą te przyj aciela w spełnianiu różnych obietnic. To właśnie same, opatrzone autografami zdjęcia różnych znako­ Matt, nie Reilly, nauczył ją prowadzić samochód. mitości. Ricky Nelson, jak dawniej, walczył o lepsze - Widziałeś Ermingardę? - zapytała, zmieniając z Gene'em Simonsem i Wayne'em Newtonem. temat. Nie chciała rozmawiać o śmierci dziadka. - Ernie sprzedał knajpę pięć lat temu - powie­ - W zeszłym tygodniu kazałam ją wywoskować. działa Jessie, widząc, że Matt ocenia zmiany. - Po­ - Widziałem. Dlatego się zatrzymałem. - Matt wiedział, że przenosi się w okolice Mojave i zostanie pokręcił głową. - Nie mogę uwierzyć, że ciągle jeździsz tym gratem. pustelnikiem. - Tym gratem? - obruszyła się Jessie, dotknięta - W sam raz zajęcie dla niego - przytaknął Matt. do żywego. - Ten grat to klasyczny mustang z sześć­ Ernie był małym, zasuszonym staruszkiem, który dziesiątego siódmego roku. Ermingarda przeszła traktował każde zamówienie jak niedopuszczalną gruntowny lifting w salonie Nortona. Norton osobiś­ ingerencję w jego życie. - Ernie nigdy nie należał do cie się nią zajmował. szczególnie towarzyskich. - Bardzo dokładnie i troskliwie się nią zajął Jessie parsknęła śmiechem. - przytaknął Matt pod nosem. - Knykcie sobie do - Dziadek mówił, że Ernie uczynił ze złych kości poobcierałem, remontując silnik. Ermingarda manier prawdziwą sztukę. Strona 19 38 Tylko Jessie Dallas Schulze 30 stanęła na nogi, a ja powinienem był poddać się - Wydawało się całkiem wielkie, kiedy zanosiło rozległym przeszczepom skóry. się na to, że zaraz przebiję je na wylot - zauważył - Odwaliłeś kawał dobrej roboty, bo Ermingarda Matt kwaśno, po czym udając, że nie słyszy syknięcia nadal jest na chodzie. - Dopiero teraz dotarło do Jessie, wyciągnął dłoń do Lurene. - Jakim cudem Jessie, jak bardzo się cieszy, że znowu widzi Matta. wydobyłaś z Erniego jego sekretny przepis na chili? Był ważną osobą w jej życiu. Jedną z najważniej­ Użyłaś rozgrzanych do czerwoności szczypiec czy szych, pomyślała i już po raz drugi od chwili, kiedy zaaplikowałaś mu skopolaminę? Matt wszedł do restauracji, łzy napłynęły jej do oczu. Lurene wybuchnęła śmiechem. Usiłując ukryć wzruszenie, ujęła Matta pod ramię - Musiałam mu obiecać, że kiedy już podpiszemy i przytuliła się do niego. umowę, nigdy się do niego nie zwrócę po żadne rady - Poznaj Lurene. To ona odkupiła bar od Erniego, czy sugestie w sprawie lokalu. razem z przepisem na jego chili, co było dużym Matt pokiwał głową ze współczuciem. sukcesem. - Zawsze ten sam Ernie. Nie wygląda na to, żeby Matt starał się nie zwracać uwagi, że czuje na złagodniał z wiekiem. ramieniu pierś Jessie. Myśl o piersi w powiązaniu - Przynajmniej nie strzelał na widok nowego z osobą Jessie wydawała mu się mocno niestosowna. klienta w drzwiach. - Lurene oparła się o bar. O tej To pewnie z powodu stresu, rozgrzeszał się w duchu. porze, po południu, w restauracji nie było nikogo. Zbyt wiele nieprzespanych nocy, i pozbawiony od­ Miała się czym zająć, ale w ciągu tych pięciu lat poczynku umysł zaczyna szwankować. To jedyne nauczyła się, że trzeba korzystać i robić sobie małe wytłumaczenie, gdyby było inaczej, pewnie nawet by przerwy w pracy, jeśli tylko nadarza się okazja. nie zauważył, że Jessie w ogóle ma piersi. - Twierdził, że przepis na chili jest więcej wart niż cały - Lurene, to Matt Latimer, mój stary przyjaciel. ten lokal. Podobno próbowała go od niego odkupić Matt, to Lurene Washington. Matt - tu ponownie jakaś wielka korporacja. Chcieli rozwinąć przemysło­ zwróciła się do Lurene - nauczył mnie prowadzić wą produkcję chili Erniego i sprzedawać je w sklepach. samochód i udało mu się nawrzeszczeć na mnie nie - Wcale się nie dziwię - powiedział Matt. - Spot­ więcej niż osiem, dziewięć razy. kałem kiedyś w Bejrucie reportera, który był w na­ - Raz. Tylko raz na ciebie krzyczałem - poprawił szym miasteczku. Pisał o zanieczyszczeniu rzek na ją Matt. - Kiedy chciałaś mnie zabić. tym terenie, ale najlepiej zapamiętał chiliburgery - Drobny wypadek. - Jessie lekceważąco wydęła Erniego. Nie powiedział tego dosłownie, ale miałem wargę i posłała Mattowi krzywe spojrzenie. - To było wrażenie, że jeśli woda z rzeki pozytywnie wpływa na całkiem niewielkie drzewo. smak chili, to on osobiście zakazałby iei oczyszczania. Strona 20 40 Tylko Jessie Dallas Schulze 41 Na twarzy Lurene odmalowało się rozbawienie. z godnością, nie zważając na osłupiałą minę Jessie. - Raczej nie wykorzystam stwierdzenia twojego - Gdybym ja znała takiego faceta, na pewno nie znajomego jako sloganu reklamowego, choć uwa­ chciałabym się nim z nikim dzielić. żam, że to komplement. - Siadaj, wędrowcze, a ja ci - Dzielić się? - Jessie wybuchnęła śmiechem. zaserwuję sławnego chiliburgera Erniego ze wszyst­ - On nie jest... To... po prostu Matt. kimi dodatkami. - Po prostu Matt? Na jego widok człowiek za­ Co prawda zatrzymał się koło knajpy, wmawiając czyna wierzyć, że nie wszyscy atrakcyjni faceci sobie, że zgłodniał, ale tak naprawdę nie planował wymarli. Nawet ty musiałaś to zauważyć. obiadu. Dopiero propozycja Lurene uświadomiła mu, - Oczywiście, że... Chciałam powiedzieć, że tak, że od wielu godzin nic nie jadł. jest przystojny. - Chętnie - powiedział, sadowiąc się na stołku - Przystojny? - Teraz Lurene unosiła wysoko przy barze. Dobrze jest wrócić do domu. brwi. - Jest boski. - Pewnie tak. - To głupie, dlaczego czuję się - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. - Lure­ zmieszana, zbeształa się Jessie w duchu. ne posłała Jessie pełne wyrzutu spojrzenie i oparła się - Opowiedz mi wszystko. Nie pomiń żadnego o półkę za barem. pikantnego szczegółu. Dociekliwe umysły dążą do Matt właśnie wyszedł i Jessie wpatrywała się pełnego poznania. - W głosie Lurene rzeczywiście jeszcze w drzwi. Na twarzy miała błogi uśmiech, była taka żądza pełnego poznania, że Jessie znowu a w sercu radość, że znowu zobaczyła dawnego parsknęła śmiechem. przyjaciela. Kwaśna uwaga Lurene dotarła do jej - Niewiele jest do opowiadania. - Jessie zaczęła rozanielonej świadomości z niejakim opóźnieniem. przesuwać opuszkiem palca rozsypane na blacie Jessie obróciła się gwałtownie na stołku. drobinki soli. - Miałam osiem lat, kiedy poznałam - Słucham? - zdumiała się. Mlatta. Dziadek przeszedł właśnie na emeryturę, nie - Przyjaciele nie mają przed sobą sekretów. -Lu­ uczył już w szkole, zaczął udzielać prywatnych rene zaczęła bębnić długimi, szkarłatnymi paznok­ lekcji, zajął się na poważnie ogrodnictwem. Matka ciami o blat. Reilly'ego... - Podniosła wzrok na Lurene. - Po- - Sekretów? - Jessie nic nie rozumiała. - Jakich znałaś Reilly'ego McKinnona? sekretów? - Lurene posłała znaczące spojrzenie - Jasne. Wysoki, przystojny blondyn. Ma piękną w stronę wyjścia. - Matt? - Jessie uniosła brwi. - żonę. Miss Ameryki czy coś takiego. Matt nie jest żadnym sekretem. - Druga wicemiss - poprawiła przyjaciółkę i za­ - Nie mam do ciebie pretensji - oznajmiła Lurene raz pożałowała swoich słów. Tyle było w nich