Rutledge Cynthia - Moj ksiaze

Szczegóły
Tytuł Rutledge Cynthia - Moj ksiaze
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Rutledge Cynthia - Moj ksiaze PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Rutledge Cynthia - Moj ksiaze PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Rutledge Cynthia - Moj ksiaze - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Cynthia Rutledge SK Mój książę ROZDZIAŁ PIERWSZY - Czy na tym weselu byli w ogóle jacyś mężczyźni?! - Clarice Carlyle uniosła widelczyk z kawałkiem tortu i spojrzała wyczekująco na córkę. Lauren jęknęła w duchu i uśmiechnęła się z wysiłkiem. Powinna przewidzieć, że wcześniej czy później rozmowa zejdzie na te tory. I chyba nie miało sensu po raz kolejny przekonywać matki, że nie wszystko w życiu musi się obracać wokół mężczyzn. Zresztą mogła się tego spodzie- wać. Fakt, że niebawem skończy trzydzieści lat, a wciąż nie wyszła za mąż, niemal doprowadzał jej matkę do szaleństwa. Od jakiegoś czasu każda ich rozmowa nieuchronnie zmierzała do punktu, w którym Clarice przypominała córce, że zegar biologiczny tyka, a uroda przemija. Strona 2 Lauren upiła łyk kawy i odwróciła wzrok. Nie miała ochoty znowu tłumaczyć, że nie zamierza się wiązać z kimś K przypadkowym ani tym bardziej wychodzić za mąż dla pie- niędzy, na co Clarice miała najwyraźniej nadzieję. Nie, to byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, w co wie- S rzyła. Bo Lauren marzyła o wielkiej romantycznej miłości, namiętnym porywie serca, który sprawi, że świat nagle zmieni swoje barwy. Chciała kochać szaleńczo, do utraty tchu, zapomnieć o rozsądku i rozwadze. I w dodatku nie Strona 3 uważała tych pragnień za wygórowane. Całkiem po prostu chciała spotkać mężczyznę, który bez reszty zdobędzie jej serce, a potem będą żyli długo i szczęśliwie... - Nie, nie zaprosili żadnych mężczyzn - mruknęła w końcu, gdy cisza przedłużała się już zbyt długo, a ona wciąż czuła na sobie badawcze spojrzenie matki. Clarice wzruszyła ramionami i prychnęła lekko. - Nie żartuj. Na każdym weselu jest mnóstwo mężczyzn. Młodych, przystojnych, bogatych, którzy tylko wypatrują, kogo by poderwać. Wesela właśnie po to są. Pytałam, czy ty nie spotkałaś kogoś interesującego. - Cóż... Tańczyłam z kilkoma mężczyznami... - odpo- wiedziała Lauren. I nawet było to zgodne z prawdą. Rze- K czywiście większość czasu spędziła, gawędząc i tańcząc ze starymi kolegami ze szkoły. - Ale ja pytam, czy ktoś szczególnie wpadł ci w oko? - S drążyła matka niezrażona. Lauren znowu zatopiła wzrok w filiżance z kawą, mając nadzieję, że matka nie zauważy zdradzieckiego rumieńca, który wykwitł na jej policzkach. Nie miała ochoty opo- wiadać o pewnym mężczyźnie, który zrobił dużo więcej, niż tylko „wpadł jej w oko"... - Jak on się nazywa? - usłyszała nagle pełne zacieka- wienia pytanie. - Kto? - udała zdziwienie. Szybko sięgnęła po kawałek ciasta, próbując opanować chęć ucieczki. Dobrze wiedziała, co teraz nastąpi. - Ten facet, przez którego teraz się czerwienisz - od- powiedziała Clarice. - Pewnie jest bardzo przystojny... - ciągnęła, nie spuszczając wzroku z córki. Przez głowę Lauren przemknęło wspomnienie Aleksa. Uśmiechnęła się słabo. Nie, przystojny to stanowczo zbyt mało powiedziane. Wysoki brunet o regularnych rysach i dużych zielonych oczach rozjaśnionych złotymi refleksami Strona 4 zdecydowanie zasługiwał na lepsze miano. Przypomniała sobie jego smukłe, muskularne ciało, gładką skórę i szerokie ramiona, w których każda kobieta mogła się czuć bezpieczna i pożądana... - Tak, jest bardzo przystojny - rzuciła w przestrzeń. -Ale to i tak nie ma teraz żadnego znaczenia. Nigdy więcej go nie zobaczę. Spędzili razem cudowny wieczór i pełną namiętności noc, jednak Lauren była już dużą dziewczynką i nie zamierzała się łudzić. Podobnie jak nie zamierzała popełnić kolejnego błędu i wmawiać sobie, że chodziło o coś więcej niż jednorazowy epizod, krótką przygodę bez zobowiązań. Tymczasem Clarice syknęła z niesmakiem. K - Daj spokój! Skąd ta pewność? Zawsze jesteś taką pe- symistką! - Raczej realistką - odparła. S - Nieprawda! Nie wiem, dlaczego nie wierzysz w siebie. Przez całe życie próbowaliśmy ci przecież przekazać, że chcieć to móc! - oświadczyła z mocą Clarice. Lauren uniosła głowę i spojrzała na siedzącą naprzeciw matkę. Mimo przekroczonej pięćdziesiątki nadal była bardzo atrakcyjną kobietą. Staranna fryzura i makijaż w umiejętny sposób podkreślały jej niegasnącą urodę, a pewność siebie i świadomość własnych atutów przebijały z każdego gestu. Istotnie, ta kobieta była wręcz ucieleśnieniem zasady, że chcieć to móc. - On chyba jest z Chicago - mruknęła niechętnie, za- stanawiając się, po co w ogóle ciągnie tę rozmowę. - Nawet gdybym chciała, nie wiedziałabym, jak go odnaleźć. Matka machnęła lekceważąco ręką i pochyliła się, wy- raźnie poruszona. - To nie jest żaden problem. Dotrzemy do niego. Na weselu musieli przecież być jacyś jego znajomi. Strona 5 - W czasie studiów mieszkał razem z Tomem Alvare-zem, to wszystko, co wiem. Nie była to do końca prawda, ale Lauren nie zamierzała dzielić się wszystkimi wspomnieniami. Matka raczej nie musiała wiedzieć, jak Alex wygląda nago i jak zmysłowo mruczał francuskie słowa, kiedy się kochali. - Tom Alvarez... Alvarez... Nazwisko brzmi jakoś zna- jomo... - zastanawiała się głośno Clarice. Lauren zesztywniała gwałtownie i przeklęła się w duchu. Powinna pamiętać, że matka, kiedy wyznaczy sobie jakiś cel, nie cofnie się przed niczym. A ostatnio jej celem było wyprawienie wielkiego, hucznego wesela. Wesela Lauren. A Tom Alvarez mieszkał w Sant Louis i matka rzeczy- K wiście spotkała go kilka razy. Lauren mogła mieć tylko nadzieję, że jego pozycja społeczna nie była na tyle zna- cząca, żeby zagwarantować mu jakieś szczególne miejsce w S pamięci Clarice. Niestety... - Oczywiście! - usłyszała pełen ulgi okrzyk. - To ten wy- soki blondyn, który pracuje dla Warnerów. Wystarczy więc, jeśli zadzwonisz do Davida, a z łatwością go wytropisz! - Nie ma mowy! - ucięła Lauren stanowczo i zacisnęła usta. O nie, do tego nawet matka nie może jej skłonić. Cztery lata temu była naiwną, zakochaną dziewczyną, a David był mężczyzną, którego zamierzała poślubić. Marzyła o wspólnym życiu, o domku z ogródkiem i dzieciach ta- plających się w baseniku. Niestety, David wyjechał na kilka dni do Las Vegas, a kiedy wrócił, okazało się, że zdążył tam poślubić swoją koleżankę. Musiało minąć wiele miesięcy, zanim Lauren zdołała jakoś się pozbierać i wybaczyć obojgu. Dziś, z perspektywy czasu, była nawet wdzięczna losowi, że ustrzegł ją przed tym małżeństwem, i życzyła Davidowi jak najlepiej. Jednak mimo wszystko nie zamierzała dzwonić do niego, Strona 6 wypytywać o innego mężczyznę i tym samym narazić się na podejrzenia, że desperacko poszukuje faceta, który nawet nie chciał zostawić jej swojego numeru telefonu. Być może w ostatni weekend zachowała się głupio, ale to na szczęście nie znaczy, że całkiem straciła zdrowy rozsądek. - A jak ten tajemniczy ktoś zarabia na życie? - drążyła matka. Lauren uśmiechnęła się w duchu. No tak, to pytanie było bardzo w stylu Clarice. Z nutką satysfakcji pomyślała, że zaraz przekłuje balonik pełen marzeń, jaki jej matka niewątpliwie zdążyła już nadmuchać. - Z tego, co wiem, nigdzie nie pracuje - rzuciła lekko. Ku jej zdumieniu matka wyraźnie się ożywiła. K - A więc jest bogaty i niezależny finansowo? - spytała poruszona. Lauren przypomniała sobie stary samochód, którym Alex S odwiózł ją na lotnisko, i uśmiechnęła się lekko. - Chyba nie - odpowiedziała, kręcąc przecząco głową. - Sądząc po jego samochodzie, jest raczej bezrobotny. - Och, nie - westchnęła matka rozczarowana i skrzywiła się z niesmakiem. - A więc zwykły biedak... Niestety, takich pełno wszędzie. W takim razie nie ma co po nim rozpaczać. Zresztą, pewnie i tak jest żonaty. - Nie, na pewno nie jest żonaty - zaprzeczyła Lauren stanowczo. Być może w sobotni wieczór złamała jedną ze swoich najświętszych zasad, ale na pewno nie tę. Uważała przysięgę małżeńską za świętość i dlatego pierwsze, co zrobiła, to sprawdziła, czy Alex nie nosi obrączki. A potem, kiedy odprowadzał ją do pokoju, po prostu go o to zapytała. - Nie złość się. - Matka wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy. - Pytam, bo większość przystojnych mężczyzn ma już żony. Takie są fakty i trzeba się z tym pogodzić. Strona 7 - Nie jest żonaty! - podkreśliła Lauren zirytowana i dodała nieostrożnie: - Gdyby tak było, nigdy nie spędziłabym z nim nocy! - O...! - Clarice uniosła brew i zastygła w zdumieniu. - Nie spędziłabyś nocy... - powtórzyła. - A więc byliście aż tak blisko? Lauren czuła, jak jej policzki znowu zakwitają purpurą i przeklinała w duchu swoją impulsywność. - Nie, to nie tak, jak podejrzewasz... - mruknęła zmie- szana. - Miałam na myśli co innego. Po prostu przetań- czyliśmy całą noc, długo rozmawialiśmy i bawiliśmy się razem. Nigdy nie była wybitną aktorką, ale tym razem chyba się K udało. Matka skrzywiła się lekko i z rozczarowaniem spytała: - I to wszystko? S - A na co miałaś nadzieję? - Lauren spojrzała na nią oburzona i modliła się w duchu, żeby matka nie wyczuła fałszu w jej słowach. - Myślałaś, że przespałam się z nim? - Och, wcale bym cię nie winiła, moja droga - mruknęła Clarice. - Chciałam, żebyś miała udany weekend, a jeśli miałoby to oznaczać romans z zabójczo przystojnym nie- znajomym, to czemu nie? Jeśli miałoby to oznaczać romans z zabójczo przystojnym nieznajomym, to czemu nie? Słowa matki dźwięczały jej w uszach przez całą drogę do domu. Lauren łapała się na tym, że mimo woli zaciska usta. O ileż prostsze byłoby życie, gdyby miała podejście swojej matki. Dlaczego dla niej wszystko było zawsze takie trudne? Clarice w niczym nie widziała problemu, zawsze potrafiła wybrać z życia to, co najprzyjemniejsze. Do tej pory Lauren była przekonana, że w najmniejszym nawet stopniu nie przesiąkła filozofią życiową matki, ale ostatni weekend dał Strona 8 jej dużo do myślenia. Przeżyła go z taką pasją i namiętnością, że jeszcze dziś, na samo wspomnienie tamtych chwil, krew pulsowała jej w żyłach. Sama siebie nie poznawała. Nigdy dotąd nie przypuszczałaby, że stać ją na takie szaleństwo. Zapomniała o swojej zwykłej rozwadze i zdrowym rozsądku i musiała przyznać, że przyszło jej to ze zdumiewającą łatwością. A wszystko zaczęło się od jednego zaciekawionego spojrzenia na sali balowej... Usta Lauren wygięły się w lekkim uśmiechu. Uniosła nieznacznie kieliszek w odpowiedzi na gest przystojnego nieznajomego. Zauważyła go już wcześniej, na parkiecie, K kiedy gawędził z wysoką blondynką o intrygującym uśmiechu. A potem tańczył z Joni Alvarez. Zwróciła na niego uwagę, ale nie sądziła, że on ją w ogóle S zauważy. Nieoczekiwanie ich spojrzenia spotkały się gdzieś ponad głowami innych gości i to sprawiło, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Lauren poczuła dziwny dreszcz, kiedy nieznajomy odstawił kieliszek i szybkim krokiem ruszył w jej kierunku. Już po chwili stał obok niej. - Masz ochotę zatańczyć? - Niski, aksamitny głos przy- prawił ją o silniejsze bicie serca. Postawiła kieliszek z szampanem na pobliskim stoliku i odpowiedziała lekko: - Czemu nie? Wziął ją za rękę, żeby poprowadzić na parkiet, i w tej samej chwili zrozumiała, że popełniła wielki błąd. Już sama bliskość jego silnych ramion sprawiała, że w gardle zaschło jej z napięcia, krew szaleńczo zaczęła krążyć w żyłach, a ciało zapłonęło oczekiwaniem. A do tego, sądząc z błysków w jego oczach, on również nie był zupełnie odporny na jej urok. Strona 9 Przetańczyli kilka kawałków, aż w końcu Lauren po- żegnała się, wymawiając się zmęczeniem. Jeśli jednak miałaby być szczera, musiałaby przyznać, że tak naprawdę nie sądziła, by dłuższe przybywanie w jego obecności było najlepszym pomysłem. Wypiła kilka łyków soku i próbowała uspokoić roz- dygotane emocje. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Nigdy dotąd nie spotkała mężczyzny, który jednym uśmiechem zdołałby doprowadzić ją do takiego stanu. Odetchnęła głęboko i uznała, że najbezpieczniej będzie, jeśli przejdzie do pokoju i trochę odpocznie. Wyszła z sali balowej do holu i wolnym krokiem ruszyła w stronę windy. To nic takiego, próbowała siebie przekonać. Po prostu ślub, atmosfera wesela, zabawy, no i alkohol K wzbudziły w niej to krępujące uczucie... hmm... pożądania. Sara Michaels, jedna z jej najlepszych szkolnych kole- S żanek, występowała w zespole grającym na weselu i właśnie śpiewała romantyczną piosenkę, której słowa dolatywały Lauren nawet tu, budząc w sercu dziwną tęsknotę. Piosenka opowiadała o miłości i o tym, że każdy kogoś kocha. Oprócz niej. Lauren westchnęła głęboko i wyciągnęła rękę, by nacisnąć guzik windy. - Zostaw, ja to zrobię - usłyszała za plecami cichy zna- jomy głos. Zdumiona uniosła głowę. Czyżby jej partner też miał już dość tańców? Była przekonana, że bawi się w najlepsze. Zostawiła go przecież otoczonego wianuszkiem pięknych kobiet, które flirtowały z nim na całego i posyłały mu uwodzicielskie uśmiechy. - Też jedziesz na górę? - spytała, nie ukrywając zdzi- wienia. - Nie - odparł krótko. - Nie mieszkam w hotelu. Drzwi windy właśnie się rozsunęły z cichym pomrukiem i Alex gestem zaprosił ją do środka. Strona 10 Oparł się o ścianę wyłożoną ciemnym drewnem i wy- jaśnił z lekkim uśmiechem: - Po prostu pomyślałem, że odprowadzę cię do pokoju. Lauren zesztywniała i zerknęła na niego pytająco. Za- stanawiała się, co miał na myśli. Być może po kilku kie- liszkach szampana, upojona tańcem z przystojnym nie- znajomym, jeszcze kilka minut temu zachowywała się trochę nierozważnie, ale teraz z całą pewnością odzyskała już przytomność umysłu. - Sama trafię - oświadczyła stanowczo. - I nie potrzebuję do tego eskorty. - Ależ ja wcale nie twierdzę, że potrzebujesz - odparł Alex, nie spuszczając z niej wzroku. - To dla mojej przy- K jemności. Chociaż musiała przyznać, że w jego towarzystwie czuła się bardzo miło, nie sądziła, że powinna się na to zgodzić. S Szczerze mówiąc, jego bliskość była niebezpiecznie miła... Najwyraźniej odczytał z jej twarzy zamiar odmowy, bo dodał szybko: - Zgódź się, zapewniam cię, że nie gryzę. Jego uśmiech był zaraźliwy. Nie mogła dłużej się opierać. Poczuła, jak kąciki jej ust unoszą się lekko, a spojrzenie łagodnieje. - Skoro tak twierdzisz... - Uwierz mi - potwierdził z uśmiechem. - Gdybym gryzł, już podczas tańca skubnąłbym cię raz czy dwa. Bez najmniejszego ostrzeżenia oderwał się od ściany i zbliżył się do niej. Poczuła na szyi ciepły dotyk jego dłoni, a jego palce delikatnie głaskały kąciki jej ust. Na moment przestała oddychać. Spojrzała mu w oczy i odniosła wrażenie, że czas się zatrzymał. Świat wokół nich nagle przestał istnieć i nie liczyło się nic oprócz tego intrygującego mężczyzny tuż obok i ciepła jego dotyku. Strona 11 Nie wiedziała, czy może mu zaufać, ale jeszcze więcej wątpliwości miała co do tego, czy będzie w stanie zaufać sobie. - Jesteś ... - odezwała się z trudem. - Nieodparty? - podpowiedział z uśmiechem. - Raczej natarczywy - odparła. Winda właśnie stanęła na jej piętrze. Przeszli do holu i Lauren zatrzymała się niepewnie. - Cóż, każdy z nas ma jakieś wady - ciągnął Alex. - Oczywiście. Ale do moich nie należy brak rozwagi - powiedziała, odzyskując resztki zdrowego rozsądku. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, po czym ujął jej dłoń i leniwym ruchem zaczął kreślić wzory na jej K przegubie. - Rozumiem - odezwał się cicho. - Jeśli teraz powiesz, że mam sobie iść, obiecuję, że posłucham. S Jego bliskość nie pozwalała spokojnie myśleć. - Nie jestem pewna, czy... - zaczęła. - Więc może to pomoże ci zdecydować - przerwał jej, pochylił się i nagle pocałował ją delikatnie. Jego usta były ciepłe i zmysłowe. Owionął ją męski korzenny zapach wody kolońskiej i Lauren poczuła, że jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Po chwili pocałunek skończył się równie nagle, jak się zaczął, a ona pozostała z uczuciem niezaspokojonej tęsknoty i rozbudzonym apetytem na więcej. Uniosła wzrok i spotkała głębokie, tajemnicze spojrzenie zielonych oczu. Wzięła głęboki oddech, ale nie była w stanie odwrócić spojrzenia. Czuła się jak schwytana w sidła dziwnej, nieznanej siły. Pragnęła tego mężczyzny. Pragnęła go wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Nigdy dotąd nie czuła czegoś takiego. To uczucie było potężne i nie zostawiało miejsca na rozwagę ani ostrożność. Jedyne, co Strona 12 mogła zrobić, to poddać się jego sile i obudzonym nieoczekiwanie instynktom. Nagły dzwonek telefonu leżącego na siedzeniu pasażera przerwał te rozmyślania i przywołał Lauren do rzeczy- wistości. Oderwała rękę od kierownicy i niechętnie sięgnęła po komórkę. Na szczęście tamtej nocy z Aleksem nie przerwał ani telefon, ani nic innego. Byli tylko oni dwoje, przez całą noc, aż do świtu. SK Strona 13 ROZDZIAŁ DRUGI K Lauren rozglądała się zamyślona po zatłoczonym wnętrzu jednej z najpopularniejszych kawiarni w Sant Louis i S zastanawiała się, czy którakolwiek z osób popijających beztrosko kawę i zajadających smakowite desery miała równie skomplikowane życie. Ona właśnie po raz kolejny złapała się na tym, że jej uporządkowany dotąd świat znalazł się w zupełnej rozsypce. - Moje życie kompletnie wymknęło się mi spod kontroli - odezwała się cicho do przyjaciółki. Sara Michaels popijała wodę mineralną i wpatrywała się w przyjaciółkę zaciekawionym, łagodnym spojrzeniem. Po słowach Lauren uniosła wysoko brew i spytała z uśmiechem: - Co takiego? Nie mów, że odwołano zapowiadaną przecenę na torebki w twoim ulubionym sklepie! - Och, chciałabym, żeby chodziło o coś tak banalnego - odparła Lauren z westchnieniem. - Ale tym razem, niestety, jest inaczej. Twarz Sary spoważniała natychmiast i pojawił się na niej wyraz troski. - Co się dzieje? - spytała ostrożnie. Lauren zagryzła wargi i odwróciła wzrok Dziwne, bar Strona 14 dzo chciała podzielić się z kimś swoimi problemami, a Sara nadawała się do tego lepiej niż ktokolwiek inny, jednak teraz, kiedy nadeszła odpowiednia chwila, nie mogła wy- dobyć z siebie słowa. Nagle zaczęła się bać, co przyjaciółka o niej pomyśli. Zastanawiała się, czy Sara kiedykolwiek zrobiłaby po- dobne głupstwo. Od lat śpiewała w zespole przykościelnym i zawsze była dla niej drogowskazem moralnym. Lauren nie miała wątpliwości, że przyjaciółka będzie zaskoczona, a może nawet nieco rozczarowana, ale była pewna, że wesprze ją w trudnych chwilach. Na rodziców, niestety, nie mogła liczyć. Matka kazałaby K jej po prostu zapomnieć, a tego właśnie nie była w stanie zrobić. Wspomnienie wspólnie spędzonych chwil było równie żywe jak zaraz po weselu. S - Lauren? - ponagliła Sara, wpatrując się w nią z coraz większym niepokojem. Lauren milczała jeszcze chwilę, a potem zaczęła nie- śmiało: - Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zrobić coś, o czym wiedziałaś, że jest niewłaściwe, a mimo to brnęłaś dalej? - spytała, nie wchodząc w szczegóły. Twarz Sary przybrała dziwny wyraz. Odezwała się do- piero po dłuższym czasie. - Tak - przyznała z westchnieniem. - Byłam wtedy bar- dzo młoda i myślałam, że wszystko da się jakoś wytłuma- czyć i usprawiedliwić. Ale teraz, z perspektywy czasu, wi- dzę, że wcale tak nie jest. Lauren spojrzała na nią zaciekawiona. Nie miała pojęcia, o czym przyjaciółka mówi, ale znając ją od lat, wątpiła, żeby jej przewinienie dało się w jakimkolwiek stopniu porównać z przypadkowym seksem na jedną noc. Strona 15 Nieważne, pomyślała, najistotniejsze, że zawsze mogę liczyć na jej wsparcie. - Bo widzisz, ostatnio zdarzyło mi się właśnie coś ta- kiego... - mruknęła niechętnie. - Wiedziałam, że to złe, ale nic nie mogłam poradzić. Byłam tak oszołomiona, że zapomniałam o wszystkim - o zasadach i zdrowym rozsądku, i nie potrafiłam powiedzieć „stop". Sara spojrzała na nią i odezwała się ciepło: - A teraz pewnie jest ci przykro i nie możesz sobie z tym poradzić. - Jej miękki głos był pełen współczucia i Lauren poczuła się wręcz zawstydzona. - Nie martw się tak bardzo. - Przyjaciółka wyciągnęła rękę i uścisnęła jej dłoń. - Wszyscy robimy czasem rzeczy, których potem żałujemy. K Lauren uśmiechnęła się z zażenowaniem. Najwyraźniej Sara zupełnie jej nie rozumiała. S - Widzisz, w moim przypadku chodzi o coś innego - próbowała wyjaśnić. - Problem polega na tym, że nie czuję najmniejszego żalu z powodu tego, co zrobiłam. Wiem, że powinnam, ale nie potrafię. A co gorsza, jestem pewna, że gdybym tylko mogła, zrobiłabym to jeszcze raz. - Przyznam, że nic nie rozumiem - powiedziała Sara, coraz bardziej zaintrygowana. Ale Lauren straciła nagle ochotę do dalszej rozmowy na ten temat. Sprawa była zbyt świeża i delikatna, żeby wspominać o niej komukolwiek, nawet Sarze. Machnęła lekko ręką, wskazała na torby z zakupami piętrzące się wokół nich i próbowała zmienić temat. - Pewnie mam to po matce. Coraz częściej obawiam się, że zaczynam się robić taka sama jak ona. Sara spojrzała na sterty lśniących reklamówek z najlep- szych butików i uśmiechnęła się nieznacznie. Przyjaciele Lauren doskonale znali tę jej przypadłość - kiedy miała kłopoty, nic nie odprężało jej bardziej skutecznie niż Strona 16 chodzenie po sklepach i przymierzanie najnowszych kreacji. Wszyscy patrzyli na to z przymrużeniem oka, jak na niewinną słabostkę, bo wiedzieli, że nie minie kilka dni, a Lauren upora się ze swoimi kłopotami i odniesie większość zakupów do sklepu. Zresztą sama Lauren też doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Bawiło ją to zakupowe szaleństwo i pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. No i na szczęście przynajmniej w tej kwestii nie traciła całkowicie zdrowego rozsądku. Opłaty za uroczy domek, który wynajmowała, pochłaniały znaczną część jej dochodów, a debet na koncie miał, niestety, granice. K - Lauren? - usłyszała pełen niepokoju głos Sary. - Co się dzieje? Odkąd wróciliśmy z Chicago, zachowujesz się bardzo dziwnie. Co takiego się wydarzyło? S - Nic - mruknęła wymijająco Lauren. - Nic, poza tym, że dobrze się bawiłam. Miło było znowu zobaczyć starych znajomych. To nie była do końca prawda, ale wolała nie rozwijać tematu. Większość znajomych pojawiła się na ślubie z małżonkami i z dziećmi. Promieniował z nich spokój, zadowolenie i rodzinne szczęście. Lauren patrzyła na nich z ledwie skrywaną tęsknotą i mimo woli zastanawiała się, czy kiedykolwiek nadejdzie także jej kolej. Czy dane jej będzie spotkać tego jedynego, wymarzonego mężczyznę i mieć z nim dzieci? - No dobrze - zgodziła się Sara. - Widzę, że wolisz mieć tajemnice. Ale skąd to straszliwe podejrzenie, że upodab- niasz się do własnej matki? - zmieniła lekko temat. Lauren uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Znasz ją przecież. Zawsze wie, czego chce, i potrafi to osiągnąć. Obce jej są skrupuły. Mam wrażenie, że ostatnio zachowuję się tak samo. Strona 17 - Niemożliwe! - zaprotestowała żarliwie Sara, jednak więcej w tym było lojalności wobec koleżanki niż rzeczy- wistej wiedzy na ten temat. Ale czyż nie od tego właśnie są przyjaciele? - Ale to prawda - zapewniła Lauren z ciężkim wes- tchnieniem. - Wynajęłam dom, na który mnie nie stać i właśnie kupiłam mnóstwo niepotrzebnych ciuchów. - Wskazała zalegające obok torby. - Jeśli chodzi tylko o pieniądze, to mam trochę oszczęd- ności - odetchnęła z ulgą Sara. - Powiedz tylko, gdybyś potrzebowała... - Absolutnie nie! - zaprotestowała zdecydowanie Lauren. K Wolałaby spać pod mostem, niż wykorzystać dobre serce przyjaciółki. - Ale skoro już o tym mowa, to chętnie podnajęłabym część mojego domku. Daj mi znać, jeśli S usłyszysz o kimś odpowiednim. Sara zamilkła na chwilę, wyraźnie coś analizując. - Chyba znam kogoś, kto mógłby się nadać... - zaczęła z namysłem. - Spokojny, można mu zaufać i właśnie szuka mieszkania. Ale to facet - dodała niepewnie. Lauren z trudem powstrzymała uśmiech. Nie wiedziała, czy jest w tym mieście jakaś inna osoba oprócz Sary, która mogłaby martwić się takimi rzeczami i widziałaby w tym jakiś problem. - To mi absolutnie nie przeszkadza - zapewniła. - Nie zapominaj, że przez całe studia mieszkałam w akademiku i do niejednego musiałam się przyzwyczaić. - Poza tym nie wiem, jak długo on zamierza zostać w Sant Louis - zastanawiała się głośno Sara. - Ale ostatnio dość intensywnie szukał jakiegoś lokum. Powinniście do siebie pasować. Lauren zerknęła zaciekawiona. - Kogo masz na myśli? Znam go? Strona 18 - Nie - pokręciła głową Sara. - Nie pochodzi stąd. To człowiek, którego wynajęliśmy do zorganizowania mojej trasy koncertowej po Europie. - Przystojny? - Lauren nie mogła się powstrzymać, żeby nie zadać tego pytania. - Tak, myślę, że jest atrakcyjny - przyznała Sara z uśmie- chem. - Ale wiesz przecież, dla mnie każdy brunet, byle nie miał stu lat, jest godzien uwagi. Lauren zaśmiała się i pokiwała głową. Wszyscy znali słabość Sary do wysokich, ciemnowłosych mężczyzn. Na szczęście jej mąż, Sal, był najprzystojniejszym brunetem w Sant Louis, nie musiał więc obawiać się konkurencji. K Przed oczami Lauren pojawił się obraz innego atrak- cyjnego mężczyzny. Alex też miał czarne włosy i pociąga- jącą sylwetkę... Niezwykle pociągającą... S Chociaż od ich spotkania minęły ponad trzy tygodnie, każdego dnia budziła się ze wspomnieniem tamtych chwil. Westchnęła w duchu i zmusiła się, by odsunąć od siebie te myśli. Powinna skupić się na faktach, a fakty są takie, że jeśli chce się jakoś utrzymać, musi znaleźć sublokatora. I skoro ma to być mężczyzna, powinna zrobić wszystko, żeby ich relacje były całkowicie pozbawione wątków osobistych. To znacznie ułatwi obojgu życie. - Dobrze go znasz? - spytała ciekawie. - Jesteś pewna, że to nie żaden szaleniec? - Na pewno żaden Kuba Rozpruwacz - zapewniła Sara. - Tom Alvarez i jego szef bardzo go chwalą i dlatego zdecydowałam się go zaangażować. Muszę przyznać, że zrobił na nas jak najlepsze wrażenie. No i wyszedł cało z przesłuchania Sala - zaśmiała się. To rzeczywiście bardzo istotny argument. Sal pracował kiedyś jako tajny agent i jego rekomendacja miała dużo Strona 19 większą wartość niż najgorliwsze zapewnienia wszystkich znajomych. A odkąd został mężem Sary, czuł się osobiście odpowiedzialny za bezpieczeństwo jej zespołu i dbał o to z dużym zaangażowaniem. Jeśli on zaakceptował tego faceta, Lauren mogła być pewna, że wszystko z nim w porządku. - O! To rzeczywiście od razu stawia go w lepszym świetle - przyznała. - Trzeba było od tego zacząć. Teraz wierzę, że nie skrzywdzi nawet muchy i nie będzie mi wyjadał masła z lodówki. Ale czy jesteś pewna, że jest zainteresowany wspólnym mieszkaniem? Może szukał samodzielnego kąta? - Nie sądzę... Wygląda na to, że liczy się z pieniędzmi i wolałby trochę zaoszczędzić. K - Ha! Więc nie płacisz mu za dużo - drażniła się z przy- jaciółką Lauren. - Według mojego menedżera płacimy mu i tak zbyt wiele - S odparła Sara ze śmiechem. - Nie mam pojęcia, co robi z pieniędzmi, nie znam go aż tak dobrze, ale sądząc po jego samochodzie i raczej skromnym trybie życia, liczy się z każdym groszem. Chociaż - dodała po chwili -z drugiej strony nosi drogie, markowe ubrania. Nic z tego nie rozumiem - przyznała i wzruszyła ramionami. - To proste - zaśmiała się Lauren. - Spójrz na mnie i wszystko stanie się jasne. Znam ten objaw. Też nie mam pieniędzy, a właśnie zrobiłam zakupy w drogich butikach. To nie jest aż tak dziwne, jak przypuszczasz. Wprawdzie facet miał być tylko bezkonfliktowym lo- katorem, ale miło było pomyśleć, że mają jakieś wspólne słabości. - Kiedy mogłabym go poznać? - spytała niecierpliwie. Znajomy Sary wydawał się całkiem sympatyczny, a poza tym Lauren rozpaczliwie potrzebowała jakiegoś zastrzyku gotówki. Strona 20 Spojrzała na przyjaciółkę i ze zdumieniem zauważyła, że Sara zachowuje się nieco dziwnie. Jej oczy rozszerzyły się nagle, uniosła się i zaczęła machać ręką. - Może natychmiast? - rzuciła do Lauren, uśmiechając się jednocześnie do kogoś na drugim końcu sali. - Teraz? - zdziwiła się Lauren. - Właśnie tu wchodzi. Będziecie mogli porozmawiać. Lauren odwróciła się z ciekawością i nagle zamarła. Jej serce przestało bić na widok wysokiego mężczyzny prze- ciskającego się między stolikami w ich stronę. - Alex? - wyszeptała ze zdumieniem. SK