Rutledge Cynthia - Moj ksiaze
Szczegóły |
Tytuł |
Rutledge Cynthia - Moj ksiaze |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Rutledge Cynthia - Moj ksiaze PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Rutledge Cynthia - Moj ksiaze PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Rutledge Cynthia - Moj ksiaze - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Cynthia Rutledge
SK
Mój książę
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Czy na tym weselu byli w ogóle jacyś mężczyźni?! -
Clarice Carlyle uniosła widelczyk z kawałkiem tortu i
spojrzała wyczekująco na córkę.
Lauren jęknęła w duchu i uśmiechnęła się z wysiłkiem.
Powinna przewidzieć, że wcześniej czy później rozmowa
zejdzie na te tory. I chyba nie miało sensu po raz kolejny
przekonywać matki, że nie wszystko w życiu musi się
obracać wokół mężczyzn. Zresztą mogła się tego spodzie-
wać. Fakt, że niebawem skończy trzydzieści lat, a wciąż nie
wyszła za mąż, niemal doprowadzał jej matkę do szaleństwa.
Od jakiegoś czasu każda ich rozmowa nieuchronnie
zmierzała do punktu, w którym Clarice przypominała córce,
że zegar biologiczny tyka, a uroda przemija.
Strona 2
Lauren upiła łyk kawy i odwróciła wzrok. Nie miała
ochoty znowu tłumaczyć, że nie zamierza się wiązać z kimś
K
przypadkowym ani tym bardziej wychodzić za mąż dla pie-
niędzy, na co Clarice miała najwyraźniej nadzieję.
Nie, to byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, w co wie-
S
rzyła. Bo Lauren marzyła o wielkiej romantycznej miłości,
namiętnym porywie serca, który sprawi, że świat nagle
zmieni swoje barwy. Chciała kochać szaleńczo, do utraty
tchu, zapomnieć o rozsądku i rozwadze. I w dodatku nie
Strona 3
uważała tych pragnień za wygórowane. Całkiem po prostu
chciała spotkać mężczyznę, który bez reszty zdobędzie jej
serce, a potem będą żyli długo i szczęśliwie...
- Nie, nie zaprosili żadnych mężczyzn - mruknęła w
końcu, gdy cisza przedłużała się już zbyt długo, a ona wciąż
czuła na sobie badawcze spojrzenie matki.
Clarice wzruszyła ramionami i prychnęła lekko.
- Nie żartuj. Na każdym weselu jest mnóstwo mężczyzn.
Młodych, przystojnych, bogatych, którzy tylko wypatrują,
kogo by poderwać. Wesela właśnie po to są. Pytałam, czy ty
nie spotkałaś kogoś interesującego.
- Cóż... Tańczyłam z kilkoma mężczyznami... - odpo-
wiedziała Lauren. I nawet było to zgodne z prawdą. Rze-
K
czywiście większość czasu spędziła, gawędząc i tańcząc ze
starymi kolegami ze szkoły.
- Ale ja pytam, czy ktoś szczególnie wpadł ci w oko? -
S
drążyła matka niezrażona.
Lauren znowu zatopiła wzrok w filiżance z kawą, mając
nadzieję, że matka nie zauważy zdradzieckiego rumieńca,
który wykwitł na jej policzkach. Nie miała ochoty opo-
wiadać o pewnym mężczyźnie, który zrobił dużo więcej, niż
tylko „wpadł jej w oko"...
- Jak on się nazywa? - usłyszała nagle pełne zacieka-
wienia pytanie.
- Kto? - udała zdziwienie. Szybko sięgnęła po kawałek
ciasta, próbując opanować chęć ucieczki. Dobrze wiedziała,
co teraz nastąpi.
- Ten facet, przez którego teraz się czerwienisz - od-
powiedziała Clarice. - Pewnie jest bardzo przystojny... -
ciągnęła, nie spuszczając wzroku z córki.
Przez głowę Lauren przemknęło wspomnienie Aleksa.
Uśmiechnęła się słabo. Nie, przystojny to stanowczo zbyt
mało powiedziane. Wysoki brunet o regularnych rysach i
dużych zielonych oczach rozjaśnionych złotymi refleksami
Strona 4
zdecydowanie zasługiwał na lepsze miano. Przypomniała
sobie jego smukłe, muskularne ciało, gładką skórę i szerokie
ramiona, w których każda kobieta mogła się czuć bezpieczna
i pożądana...
- Tak, jest bardzo przystojny - rzuciła w przestrzeń. -Ale
to i tak nie ma teraz żadnego znaczenia. Nigdy więcej go nie
zobaczę.
Spędzili razem cudowny wieczór i pełną namiętności noc,
jednak Lauren była już dużą dziewczynką i nie zamierzała
się łudzić. Podobnie jak nie zamierzała popełnić kolejnego
błędu i wmawiać sobie, że chodziło o coś więcej niż
jednorazowy epizod, krótką przygodę bez zobowiązań.
Tymczasem Clarice syknęła z niesmakiem.
K
- Daj spokój! Skąd ta pewność? Zawsze jesteś taką pe-
symistką!
- Raczej realistką - odparła.
S
- Nieprawda! Nie wiem, dlaczego nie wierzysz w siebie.
Przez całe życie próbowaliśmy ci przecież przekazać, że
chcieć to móc! - oświadczyła z mocą Clarice.
Lauren uniosła głowę i spojrzała na siedzącą naprzeciw
matkę. Mimo przekroczonej pięćdziesiątki nadal była bardzo
atrakcyjną kobietą. Staranna fryzura i makijaż w umiejętny
sposób podkreślały jej niegasnącą urodę, a pewność siebie i
świadomość własnych atutów przebijały z każdego gestu.
Istotnie, ta kobieta była wręcz ucieleśnieniem zasady, że
chcieć to móc.
- On chyba jest z Chicago - mruknęła niechętnie, za-
stanawiając się, po co w ogóle ciągnie tę rozmowę. - Nawet
gdybym chciała, nie wiedziałabym, jak go odnaleźć.
Matka machnęła lekceważąco ręką i pochyliła się, wy-
raźnie poruszona.
- To nie jest żaden problem. Dotrzemy do niego. Na
weselu musieli przecież być jacyś jego znajomi.
Strona 5
- W czasie studiów mieszkał razem z Tomem Alvare-zem,
to wszystko, co wiem.
Nie była to do końca prawda, ale Lauren nie zamierzała
dzielić się wszystkimi wspomnieniami. Matka raczej nie
musiała wiedzieć, jak Alex wygląda nago i jak zmysłowo
mruczał francuskie słowa, kiedy się kochali.
- Tom Alvarez... Alvarez... Nazwisko brzmi jakoś zna-
jomo... - zastanawiała się głośno Clarice.
Lauren zesztywniała gwałtownie i przeklęła się w duchu.
Powinna pamiętać, że matka, kiedy wyznaczy sobie jakiś cel,
nie cofnie się przed niczym. A ostatnio jej celem było
wyprawienie wielkiego, hucznego wesela. Wesela Lauren.
A Tom Alvarez mieszkał w Sant Louis i matka rzeczy-
K
wiście spotkała go kilka razy. Lauren mogła mieć tylko
nadzieję, że jego pozycja społeczna nie była na tyle zna-
cząca, żeby zagwarantować mu jakieś szczególne miejsce w
S
pamięci Clarice. Niestety...
- Oczywiście! - usłyszała pełen ulgi okrzyk. - To ten wy-
soki blondyn, który pracuje dla Warnerów. Wystarczy więc,
jeśli zadzwonisz do Davida, a z łatwością go wytropisz!
- Nie ma mowy! - ucięła Lauren stanowczo i zacisnęła
usta.
O nie, do tego nawet matka nie może jej skłonić. Cztery
lata temu była naiwną, zakochaną dziewczyną, a David był
mężczyzną, którego zamierzała poślubić. Marzyła o
wspólnym życiu, o domku z ogródkiem i dzieciach ta-
plających się w baseniku. Niestety, David wyjechał na kilka
dni do Las Vegas, a kiedy wrócił, okazało się, że zdążył tam
poślubić swoją koleżankę.
Musiało minąć wiele miesięcy, zanim Lauren zdołała
jakoś się pozbierać i wybaczyć obojgu. Dziś, z perspektywy
czasu, była nawet wdzięczna losowi, że ustrzegł ją przed tym
małżeństwem, i życzyła Davidowi jak najlepiej. Jednak
mimo wszystko nie zamierzała dzwonić do niego,
Strona 6
wypytywać o innego mężczyznę i tym samym narazić się na
podejrzenia, że desperacko poszukuje faceta, który nawet nie
chciał zostawić jej swojego numeru telefonu. Być może w
ostatni weekend zachowała się głupio, ale to na szczęście nie
znaczy, że całkiem straciła zdrowy rozsądek.
- A jak ten tajemniczy ktoś zarabia na życie? - drążyła
matka.
Lauren uśmiechnęła się w duchu. No tak, to pytanie było
bardzo w stylu Clarice. Z nutką satysfakcji pomyślała, że
zaraz przekłuje balonik pełen marzeń, jaki jej matka
niewątpliwie zdążyła już nadmuchać.
- Z tego, co wiem, nigdzie nie pracuje - rzuciła lekko. Ku
jej zdumieniu matka wyraźnie się ożywiła.
K
- A więc jest bogaty i niezależny finansowo? - spytała
poruszona.
Lauren przypomniała sobie stary samochód, którym Alex
S
odwiózł ją na lotnisko, i uśmiechnęła się lekko.
- Chyba nie - odpowiedziała, kręcąc przecząco głową.
- Sądząc po jego samochodzie, jest raczej bezrobotny.
- Och, nie - westchnęła matka rozczarowana i skrzywiła
się z niesmakiem. - A więc zwykły biedak... Niestety, takich
pełno wszędzie. W takim razie nie ma co po nim rozpaczać.
Zresztą, pewnie i tak jest żonaty.
- Nie, na pewno nie jest żonaty - zaprzeczyła Lauren
stanowczo.
Być może w sobotni wieczór złamała jedną ze swoich
najświętszych zasad, ale na pewno nie tę. Uważała przysięgę
małżeńską za świętość i dlatego pierwsze, co zrobiła, to
sprawdziła, czy Alex nie nosi obrączki. A potem, kiedy
odprowadzał ją do pokoju, po prostu go o to zapytała.
- Nie złość się. - Matka wzruszyła ramionami i upiła łyk
kawy. - Pytam, bo większość przystojnych mężczyzn ma już
żony. Takie są fakty i trzeba się z tym pogodzić.
Strona 7
- Nie jest żonaty! - podkreśliła Lauren zirytowana i dodała
nieostrożnie: - Gdyby tak było, nigdy nie spędziłabym z nim
nocy!
- O...! - Clarice uniosła brew i zastygła w zdumieniu.
- Nie spędziłabyś nocy... - powtórzyła. - A więc byliście aż
tak blisko?
Lauren czuła, jak jej policzki znowu zakwitają purpurą i
przeklinała w duchu swoją impulsywność.
- Nie, to nie tak, jak podejrzewasz... - mruknęła zmie-
szana. - Miałam na myśli co innego. Po prostu przetań-
czyliśmy całą noc, długo rozmawialiśmy i bawiliśmy się
razem.
Nigdy nie była wybitną aktorką, ale tym razem chyba się
K
udało. Matka skrzywiła się lekko i z rozczarowaniem
spytała:
- I to wszystko?
S
- A na co miałaś nadzieję? - Lauren spojrzała na nią
oburzona i modliła się w duchu, żeby matka nie wyczuła
fałszu w jej słowach. - Myślałaś, że przespałam się z nim?
- Och, wcale bym cię nie winiła, moja droga - mruknęła
Clarice. - Chciałam, żebyś miała udany weekend, a jeśli
miałoby to oznaczać romans z zabójczo przystojnym nie-
znajomym, to czemu nie?
Jeśli miałoby to oznaczać romans z zabójczo przystojnym
nieznajomym, to czemu nie?
Słowa matki dźwięczały jej w uszach przez całą drogę do
domu. Lauren łapała się na tym, że mimo woli zaciska usta.
O ileż prostsze byłoby życie, gdyby miała podejście swojej
matki. Dlaczego dla niej wszystko było zawsze takie trudne?
Clarice w niczym nie widziała problemu, zawsze potrafiła
wybrać z życia to, co najprzyjemniejsze. Do tej pory Lauren
była przekonana, że w najmniejszym nawet stopniu nie
przesiąkła filozofią życiową matki, ale ostatni weekend dał
Strona 8
jej dużo do myślenia. Przeżyła go z taką pasją i
namiętnością, że jeszcze dziś, na samo wspomnienie tamtych
chwil, krew pulsowała jej w żyłach. Sama siebie nie
poznawała. Nigdy dotąd nie przypuszczałaby, że stać ją na
takie szaleństwo. Zapomniała o swojej zwykłej rozwadze i
zdrowym rozsądku i musiała przyznać, że przyszło jej to ze
zdumiewającą łatwością.
A wszystko zaczęło się od jednego zaciekawionego
spojrzenia na sali balowej...
Usta Lauren wygięły się w lekkim uśmiechu. Uniosła
nieznacznie kieliszek w odpowiedzi na gest przystojnego
nieznajomego. Zauważyła go już wcześniej, na parkiecie,
K
kiedy gawędził z wysoką blondynką o intrygującym
uśmiechu. A potem tańczył z Joni Alvarez.
Zwróciła na niego uwagę, ale nie sądziła, że on ją w ogóle
S
zauważy. Nieoczekiwanie ich spojrzenia spotkały się gdzieś
ponad głowami innych gości i to sprawiło, że wszystko inne
przestało mieć znaczenie. Lauren poczuła dziwny dreszcz,
kiedy nieznajomy odstawił kieliszek i szybkim krokiem
ruszył w jej kierunku. Już po chwili stał obok niej.
- Masz ochotę zatańczyć? - Niski, aksamitny głos przy-
prawił ją o silniejsze bicie serca.
Postawiła kieliszek z szampanem na pobliskim stoliku i
odpowiedziała lekko:
- Czemu nie?
Wziął ją za rękę, żeby poprowadzić na parkiet, i w tej
samej chwili zrozumiała, że popełniła wielki błąd. Już sama
bliskość jego silnych ramion sprawiała, że w gardle zaschło
jej z napięcia, krew szaleńczo zaczęła krążyć w żyłach, a
ciało zapłonęło oczekiwaniem. A do tego, sądząc z błysków
w jego oczach, on również nie był zupełnie odporny na jej
urok.
Strona 9
Przetańczyli kilka kawałków, aż w końcu Lauren po-
żegnała się, wymawiając się zmęczeniem. Jeśli jednak
miałaby być szczera, musiałaby przyznać, że tak naprawdę
nie sądziła, by dłuższe przybywanie w jego obecności było
najlepszym pomysłem.
Wypiła kilka łyków soku i próbowała uspokoić roz-
dygotane emocje. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.
Nigdy dotąd nie spotkała mężczyzny, który jednym
uśmiechem zdołałby doprowadzić ją do takiego stanu.
Odetchnęła głęboko i uznała, że najbezpieczniej będzie, jeśli
przejdzie do pokoju i trochę odpocznie.
Wyszła z sali balowej do holu i wolnym krokiem ruszyła
w stronę windy. To nic takiego, próbowała siebie przekonać.
Po prostu ślub, atmosfera wesela, zabawy, no i alkohol
K
wzbudziły w niej to krępujące uczucie... hmm... pożądania.
Sara Michaels, jedna z jej najlepszych szkolnych kole-
S
żanek, występowała w zespole grającym na weselu i właśnie
śpiewała romantyczną piosenkę, której słowa dolatywały
Lauren nawet tu, budząc w sercu dziwną tęsknotę. Piosenka
opowiadała o miłości i o tym, że każdy kogoś kocha. Oprócz
niej. Lauren westchnęła głęboko i wyciągnęła rękę, by
nacisnąć guzik windy.
- Zostaw, ja to zrobię - usłyszała za plecami cichy zna-
jomy głos.
Zdumiona uniosła głowę. Czyżby jej partner też miał już
dość tańców? Była przekonana, że bawi się w najlepsze.
Zostawiła go przecież otoczonego wianuszkiem pięknych
kobiet, które flirtowały z nim na całego i posyłały mu
uwodzicielskie uśmiechy.
- Też jedziesz na górę? - spytała, nie ukrywając zdzi-
wienia.
- Nie - odparł krótko. - Nie mieszkam w hotelu.
Drzwi windy właśnie się rozsunęły z cichym pomrukiem i
Alex gestem zaprosił ją do środka.
Strona 10
Oparł się o ścianę wyłożoną ciemnym drewnem i wy-
jaśnił z lekkim uśmiechem:
- Po prostu pomyślałem, że odprowadzę cię do pokoju.
Lauren zesztywniała i zerknęła na niego pytająco. Za-
stanawiała się, co miał na myśli. Być może po kilku kie-
liszkach szampana, upojona tańcem z przystojnym nie-
znajomym, jeszcze kilka minut temu zachowywała się trochę
nierozważnie, ale teraz z całą pewnością odzyskała już
przytomność umysłu.
- Sama trafię - oświadczyła stanowczo. - I nie potrzebuję
do tego eskorty.
- Ależ ja wcale nie twierdzę, że potrzebujesz - odparł
Alex, nie spuszczając z niej wzroku. - To dla mojej przy-
K
jemności.
Chociaż musiała przyznać, że w jego towarzystwie czuła
się bardzo miło, nie sądziła, że powinna się na to zgodzić.
S
Szczerze mówiąc, jego bliskość była niebezpiecznie miła...
Najwyraźniej odczytał z jej twarzy zamiar odmowy, bo
dodał szybko:
- Zgódź się, zapewniam cię, że nie gryzę.
Jego uśmiech był zaraźliwy. Nie mogła dłużej się opierać.
Poczuła, jak kąciki jej ust unoszą się lekko, a spojrzenie
łagodnieje.
- Skoro tak twierdzisz...
- Uwierz mi - potwierdził z uśmiechem. - Gdybym gryzł,
już podczas tańca skubnąłbym cię raz czy dwa.
Bez najmniejszego ostrzeżenia oderwał się od ściany i
zbliżył się do niej. Poczuła na szyi ciepły dotyk jego dłoni, a
jego palce delikatnie głaskały kąciki jej ust. Na moment
przestała oddychać. Spojrzała mu w oczy i odniosła
wrażenie, że czas się zatrzymał. Świat wokół nich nagle
przestał istnieć i nie liczyło się nic oprócz tego intrygującego
mężczyzny tuż obok i ciepła jego dotyku.
Strona 11
Nie wiedziała, czy może mu zaufać, ale jeszcze więcej
wątpliwości miała co do tego, czy będzie w stanie zaufać
sobie.
- Jesteś ... - odezwała się z trudem.
- Nieodparty? - podpowiedział z uśmiechem.
- Raczej natarczywy - odparła.
Winda właśnie stanęła na jej piętrze. Przeszli do holu i
Lauren zatrzymała się niepewnie.
- Cóż, każdy z nas ma jakieś wady - ciągnął Alex.
- Oczywiście. Ale do moich nie należy brak rozwagi -
powiedziała, odzyskując resztki zdrowego rozsądku.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, po czym ujął jej
dłoń i leniwym ruchem zaczął kreślić wzory na jej
K
przegubie.
- Rozumiem - odezwał się cicho. - Jeśli teraz powiesz, że
mam sobie iść, obiecuję, że posłucham.
S
Jego bliskość nie pozwalała spokojnie myśleć.
- Nie jestem pewna, czy... - zaczęła.
- Więc może to pomoże ci zdecydować - przerwał jej,
pochylił się i nagle pocałował ją delikatnie.
Jego usta były ciepłe i zmysłowe. Owionął ją męski
korzenny zapach wody kolońskiej i Lauren poczuła, że jej
serce zaczęło bić jak oszalałe. Po chwili pocałunek skończył
się równie nagle, jak się zaczął, a ona pozostała z uczuciem
niezaspokojonej tęsknoty i rozbudzonym apetytem na
więcej.
Uniosła wzrok i spotkała głębokie, tajemnicze spojrzenie
zielonych oczu. Wzięła głęboki oddech, ale nie była w stanie
odwrócić spojrzenia. Czuła się jak schwytana w sidła
dziwnej, nieznanej siły. Pragnęła tego mężczyzny. Pragnęła
go wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Nigdy dotąd nie
czuła czegoś takiego. To uczucie było potężne i nie
zostawiało miejsca na rozwagę ani ostrożność. Jedyne, co
Strona 12
mogła zrobić, to poddać się jego sile i obudzonym
nieoczekiwanie instynktom.
Nagły dzwonek telefonu leżącego na siedzeniu pasażera
przerwał te rozmyślania i przywołał Lauren do rzeczy-
wistości. Oderwała rękę od kierownicy i niechętnie sięgnęła
po komórkę.
Na szczęście tamtej nocy z Aleksem nie przerwał ani
telefon, ani nic innego. Byli tylko oni dwoje, przez całą noc,
aż do świtu.
SK
Strona 13
ROZDZIAŁ DRUGI
K
Lauren rozglądała się zamyślona po zatłoczonym wnętrzu
jednej z najpopularniejszych kawiarni w Sant Louis i
S
zastanawiała się, czy którakolwiek z osób popijających
beztrosko kawę i zajadających smakowite desery miała
równie skomplikowane życie. Ona właśnie po raz kolejny
złapała się na tym, że jej uporządkowany dotąd świat znalazł
się w zupełnej rozsypce.
- Moje życie kompletnie wymknęło się mi spod kontroli -
odezwała się cicho do przyjaciółki.
Sara Michaels popijała wodę mineralną i wpatrywała się
w przyjaciółkę zaciekawionym, łagodnym spojrzeniem. Po
słowach Lauren uniosła wysoko brew i spytała z uśmiechem:
- Co takiego? Nie mów, że odwołano zapowiadaną
przecenę na torebki w twoim ulubionym sklepie!
- Och, chciałabym, żeby chodziło o coś tak banalnego -
odparła Lauren z westchnieniem. - Ale tym razem, niestety,
jest inaczej.
Twarz Sary spoważniała natychmiast i pojawił się na niej
wyraz troski.
- Co się dzieje? - spytała ostrożnie.
Lauren zagryzła wargi i odwróciła wzrok Dziwne, bar
Strona 14
dzo chciała podzielić się z kimś swoimi problemami, a Sara
nadawała się do tego lepiej niż ktokolwiek inny, jednak
teraz, kiedy nadeszła odpowiednia chwila, nie mogła wy-
dobyć z siebie słowa. Nagle zaczęła się bać, co przyjaciółka
o niej pomyśli.
Zastanawiała się, czy Sara kiedykolwiek zrobiłaby po-
dobne głupstwo. Od lat śpiewała w zespole przykościelnym i
zawsze była dla niej drogowskazem moralnym. Lauren nie
miała wątpliwości, że przyjaciółka będzie zaskoczona, a
może nawet nieco rozczarowana, ale była pewna, że wesprze
ją w trudnych chwilach.
Na rodziców, niestety, nie mogła liczyć. Matka kazałaby
K
jej po prostu zapomnieć, a tego właśnie nie była w stanie
zrobić. Wspomnienie wspólnie spędzonych chwil było
równie żywe jak zaraz po weselu.
S
- Lauren? - ponagliła Sara, wpatrując się w nią z coraz
większym niepokojem.
Lauren milczała jeszcze chwilę, a potem zaczęła nie-
śmiało:
- Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zrobić coś, o czym
wiedziałaś, że jest niewłaściwe, a mimo to brnęłaś dalej? -
spytała, nie wchodząc w szczegóły.
Twarz Sary przybrała dziwny wyraz. Odezwała się do-
piero po dłuższym czasie.
- Tak - przyznała z westchnieniem. - Byłam wtedy bar-
dzo młoda i myślałam, że wszystko da się jakoś wytłuma-
czyć i usprawiedliwić. Ale teraz, z perspektywy czasu, wi-
dzę, że wcale tak nie jest.
Lauren spojrzała na nią zaciekawiona. Nie miała pojęcia,
o czym przyjaciółka mówi, ale znając ją od lat, wątpiła, żeby
jej przewinienie dało się w jakimkolwiek stopniu porównać z
przypadkowym seksem na jedną noc.
Strona 15
Nieważne, pomyślała, najistotniejsze, że zawsze mogę
liczyć na jej wsparcie.
- Bo widzisz, ostatnio zdarzyło mi się właśnie coś ta-
kiego... - mruknęła niechętnie. - Wiedziałam, że to złe, ale
nic nie mogłam poradzić. Byłam tak oszołomiona, że
zapomniałam o wszystkim - o zasadach i zdrowym rozsądku,
i nie potrafiłam powiedzieć „stop".
Sara spojrzała na nią i odezwała się ciepło:
- A teraz pewnie jest ci przykro i nie możesz sobie z tym
poradzić. - Jej miękki głos był pełen współczucia i Lauren
poczuła się wręcz zawstydzona. - Nie martw się tak bardzo. -
Przyjaciółka wyciągnęła rękę i uścisnęła jej dłoń. - Wszyscy
robimy czasem rzeczy, których potem żałujemy.
K
Lauren uśmiechnęła się z zażenowaniem. Najwyraźniej
Sara zupełnie jej nie rozumiała.
S
- Widzisz, w moim przypadku chodzi o coś innego -
próbowała wyjaśnić. - Problem polega na tym, że nie czuję
najmniejszego żalu z powodu tego, co zrobiłam. Wiem, że
powinnam, ale nie potrafię. A co gorsza, jestem pewna, że
gdybym tylko mogła, zrobiłabym to jeszcze raz.
- Przyznam, że nic nie rozumiem - powiedziała Sara,
coraz bardziej zaintrygowana.
Ale Lauren straciła nagle ochotę do dalszej rozmowy na
ten temat. Sprawa była zbyt świeża i delikatna, żeby
wspominać o niej komukolwiek, nawet Sarze.
Machnęła lekko ręką, wskazała na torby z zakupami
piętrzące się wokół nich i próbowała zmienić temat.
- Pewnie mam to po matce. Coraz częściej obawiam się,
że zaczynam się robić taka sama jak ona.
Sara spojrzała na sterty lśniących reklamówek z najlep-
szych butików i uśmiechnęła się nieznacznie. Przyjaciele
Lauren doskonale znali tę jej przypadłość - kiedy miała
kłopoty, nic nie odprężało jej bardziej skutecznie niż
Strona 16
chodzenie po sklepach i przymierzanie najnowszych kreacji.
Wszyscy patrzyli na to z przymrużeniem oka, jak na
niewinną słabostkę, bo wiedzieli, że nie minie kilka dni, a
Lauren upora się ze swoimi kłopotami i odniesie większość
zakupów do sklepu.
Zresztą sama Lauren też doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. Bawiło ją to zakupowe szaleństwo i pozwalało
chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. No i na
szczęście przynajmniej w tej kwestii nie traciła całkowicie
zdrowego rozsądku. Opłaty za uroczy domek, który
wynajmowała, pochłaniały znaczną część jej dochodów, a
debet na koncie miał, niestety, granice.
K
- Lauren? - usłyszała pełen niepokoju głos Sary. - Co się
dzieje? Odkąd wróciliśmy z Chicago, zachowujesz się
bardzo dziwnie. Co takiego się wydarzyło?
S
- Nic - mruknęła wymijająco Lauren. - Nic, poza tym, że
dobrze się bawiłam. Miło było znowu zobaczyć starych
znajomych.
To nie była do końca prawda, ale wolała nie rozwijać
tematu. Większość znajomych pojawiła się na ślubie z
małżonkami i z dziećmi. Promieniował z nich spokój,
zadowolenie i rodzinne szczęście. Lauren patrzyła na nich z
ledwie skrywaną tęsknotą i mimo woli zastanawiała się, czy
kiedykolwiek nadejdzie także jej kolej. Czy dane jej będzie
spotkać tego jedynego, wymarzonego mężczyznę i mieć z
nim dzieci?
- No dobrze - zgodziła się Sara. - Widzę, że wolisz mieć
tajemnice. Ale skąd to straszliwe podejrzenie, że upodab-
niasz się do własnej matki? - zmieniła lekko temat.
Lauren uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Znasz ją przecież. Zawsze wie, czego chce, i potrafi to
osiągnąć. Obce jej są skrupuły. Mam wrażenie, że ostatnio
zachowuję się tak samo.
Strona 17
- Niemożliwe! - zaprotestowała żarliwie Sara, jednak
więcej w tym było lojalności wobec koleżanki niż rzeczy-
wistej wiedzy na ten temat. Ale czyż nie od tego właśnie są
przyjaciele?
- Ale to prawda - zapewniła Lauren z ciężkim wes-
tchnieniem. - Wynajęłam dom, na który mnie nie stać i
właśnie kupiłam mnóstwo niepotrzebnych ciuchów. -
Wskazała zalegające obok torby.
- Jeśli chodzi tylko o pieniądze, to mam trochę oszczęd-
ności - odetchnęła z ulgą Sara. - Powiedz tylko, gdybyś
potrzebowała...
- Absolutnie nie! - zaprotestowała zdecydowanie Lauren.
K
Wolałaby spać pod mostem, niż wykorzystać dobre serce
przyjaciółki. - Ale skoro już o tym mowa, to chętnie
podnajęłabym część mojego domku. Daj mi znać, jeśli
S
usłyszysz o kimś odpowiednim.
Sara zamilkła na chwilę, wyraźnie coś analizując.
- Chyba znam kogoś, kto mógłby się nadać... - zaczęła z
namysłem. - Spokojny, można mu zaufać i właśnie szuka
mieszkania. Ale to facet - dodała niepewnie.
Lauren z trudem powstrzymała uśmiech. Nie wiedziała, czy
jest w tym mieście jakaś inna osoba oprócz Sary, która
mogłaby martwić się takimi rzeczami i widziałaby w tym
jakiś problem.
- To mi absolutnie nie przeszkadza - zapewniła. - Nie
zapominaj, że przez całe studia mieszkałam w akademiku i
do niejednego musiałam się przyzwyczaić.
- Poza tym nie wiem, jak długo on zamierza zostać w Sant
Louis - zastanawiała się głośno Sara. - Ale ostatnio dość
intensywnie szukał jakiegoś lokum. Powinniście do siebie
pasować.
Lauren zerknęła zaciekawiona.
- Kogo masz na myśli? Znam go?
Strona 18
- Nie - pokręciła głową Sara. - Nie pochodzi stąd. To
człowiek, którego wynajęliśmy do zorganizowania mojej
trasy koncertowej po Europie.
- Przystojny? - Lauren nie mogła się powstrzymać, żeby
nie zadać tego pytania.
- Tak, myślę, że jest atrakcyjny - przyznała Sara z uśmie-
chem. - Ale wiesz przecież, dla mnie każdy brunet, byle nie
miał stu lat, jest godzien uwagi.
Lauren zaśmiała się i pokiwała głową. Wszyscy znali
słabość Sary do wysokich, ciemnowłosych mężczyzn. Na
szczęście jej mąż, Sal, był najprzystojniejszym brunetem w
Sant Louis, nie musiał więc obawiać się konkurencji.
K
Przed oczami Lauren pojawił się obraz innego atrak-
cyjnego mężczyzny. Alex też miał czarne włosy i pociąga-
jącą sylwetkę... Niezwykle pociągającą...
S
Chociaż od ich spotkania minęły ponad trzy tygodnie,
każdego dnia budziła się ze wspomnieniem tamtych chwil.
Westchnęła w duchu i zmusiła się, by odsunąć od siebie
te myśli. Powinna skupić się na faktach, a fakty są takie,
że jeśli chce się jakoś utrzymać, musi znaleźć
sublokatora. I skoro ma to być mężczyzna, powinna
zrobić wszystko, żeby ich relacje były całkowicie
pozbawione wątków osobistych. To znacznie ułatwi
obojgu życie.
- Dobrze go znasz? - spytała ciekawie. - Jesteś pewna, że
to nie żaden szaleniec?
- Na pewno żaden Kuba Rozpruwacz - zapewniła Sara. -
Tom Alvarez i jego szef bardzo go chwalą i dlatego
zdecydowałam się go zaangażować. Muszę przyznać, że
zrobił na nas jak najlepsze wrażenie. No i wyszedł cało z
przesłuchania Sala - zaśmiała się.
To rzeczywiście bardzo istotny argument. Sal pracował
kiedyś jako tajny agent i jego rekomendacja miała dużo
Strona 19
większą wartość niż najgorliwsze zapewnienia wszystkich
znajomych. A odkąd został mężem Sary, czuł się osobiście
odpowiedzialny za bezpieczeństwo jej zespołu i dbał o to z
dużym zaangażowaniem. Jeśli on zaakceptował tego faceta,
Lauren mogła być pewna, że wszystko z nim w porządku.
- O! To rzeczywiście od razu stawia go w lepszym świetle
- przyznała. - Trzeba było od tego zacząć. Teraz wierzę, że
nie skrzywdzi nawet muchy i nie będzie mi wyjadał masła z
lodówki. Ale czy jesteś pewna, że jest zainteresowany
wspólnym mieszkaniem? Może szukał samodzielnego kąta?
- Nie sądzę... Wygląda na to, że liczy się z pieniędzmi i
wolałby trochę zaoszczędzić.
K
- Ha! Więc nie płacisz mu za dużo - drażniła się z przy-
jaciółką Lauren.
- Według mojego menedżera płacimy mu i tak zbyt wiele -
S
odparła Sara ze śmiechem. - Nie mam pojęcia, co robi z
pieniędzmi, nie znam go aż tak dobrze, ale sądząc po jego
samochodzie i raczej skromnym trybie życia, liczy się z
każdym groszem. Chociaż - dodała po chwili -z drugiej
strony nosi drogie, markowe ubrania. Nic z tego nie
rozumiem - przyznała i wzruszyła ramionami.
- To proste - zaśmiała się Lauren. - Spójrz na mnie i
wszystko stanie się jasne. Znam ten objaw. Też nie mam
pieniędzy, a właśnie zrobiłam zakupy w drogich butikach.
To nie jest aż tak dziwne, jak przypuszczasz.
Wprawdzie facet miał być tylko bezkonfliktowym lo-
katorem, ale miło było pomyśleć, że mają jakieś wspólne
słabości.
- Kiedy mogłabym go poznać? - spytała niecierpliwie.
Znajomy Sary wydawał się całkiem sympatyczny, a poza
tym Lauren rozpaczliwie potrzebowała jakiegoś zastrzyku
gotówki.
Strona 20
Spojrzała na przyjaciółkę i ze zdumieniem zauważyła, że
Sara zachowuje się nieco dziwnie. Jej oczy rozszerzyły się
nagle, uniosła się i zaczęła machać ręką.
- Może natychmiast? - rzuciła do Lauren, uśmiechając się
jednocześnie do kogoś na drugim końcu sali.
- Teraz? - zdziwiła się Lauren.
- Właśnie tu wchodzi. Będziecie mogli porozmawiać.
Lauren odwróciła się z ciekawością i nagle zamarła. Jej
serce przestało bić na widok wysokiego mężczyzny prze-
ciskającego się między stolikami w ich stronę.
- Alex? - wyszeptała ze zdumieniem.
SK