Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno |
Rozszerzenie: |
Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Rose M. J. - 02 - Szkarłatne piętno Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Rose M.J.
SZKARŁATNE
PIĘTNO
Strona 2
Nie w samych gwiazdach
Ani w pączkach kwiatów,
Ani w rudzika aksamitnych trelach,
Ani w perlistym śmiechu smyczków,
Lecz w mętach rzeczy, w świata plewach
Zawsze, zawsze coś śpiewa.
Ralph Waldo Emerson
Strona 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Otaczał go ciepły, otulający mrok. Czuł poruszające
się nad nim ciało. Gołe nogi obejmujące go żelaznym
uściskiem, kołyszące nim, kołyszące jednostajnie,
wprawiające go w senny trans. Ramiona, szyja, tułów,
zasłaniające całe światło. Gorący oddech na jego szyi.
Miękkie włosy na jego twarzy, mokre od jego łez.
On i płacz?
Pojedynczy szloch, przejmujący i wstydliwy, wy
darł się w odpowiedzi.
Nie. Zabierz mnie z powrotem na próg spełnienia.
Pozwól mi się w tobie zatracić.
Proszę.
Przyjemność była zbyt bolesna. On nie brał w posia
danie. To jego brano. Doznania były z niego wysysane.
Pulsowanie rozkoszy poza jego kontrolą.
Nie wiedział, która jest godzina i jak długo spał. Ani
czy śpi nadal. Wiedział tylko, że nigdy dotąd nie był
tak wykorzystywany, i że nigdy tak nie płakał. W ogóle
nigdy nie płakał. Teraz został doprowadzony do łez,
bo...
Nie wiedział.
Dlaczego płakał?
6
Strona 4
Czuł na ustach czyjś smak. Czuł w nozdrzach czyjś
zapach. Kwaśny zapach. Zapach potu. Nie słodki.
Wszystko cuchnęło stęchłym seksem. Chciał więcej.
Proszę, wróć.
Nic przez kilka następnych minut. Czy może na
stępną godzinę? Strzępy snu. Tracenie i odzyskiwanie
świadomości. Mozolne przedzieranie się przez paję
czynę sennych majaków. Czy może w ogóle się nie
obudził?
Musi być w łóżku. Swoim? Nie miał pojęcia. Kon
centrując się z całej siły, próbował wyczuć palca
mi gładkie prześcieradło, ale czuł tylko dotyk skóry.
Własnej. Mokrej i lodowatej. Usiłował zsunąć ręce
z piersi do boków, ale nie był w stanie.
Co się z nim dzieje?
Spróbuj sobie coś przypomnieć. Cokolwiek z ostat
niej nocy.
Nic. Luka w pamięci.
Musi więc spać. Jedynym wyjściem byłoby się obu
dzić. Otworzyć oczy. Potem by usiadł, przeciągnął się,
poczuł to cholerne prześcieradło, postawił stopy na
dywanie i poszedł pod prysznic, by zmyć z siebie opary
tej mgły.
Gdyby był w swoim domu...
To nie było ciało jego żony.
Jakaś kochanka z dawnych czasów?
Usiłował mimo łez otworzyć oczy. Przedrzeć się
jeszcze raz przez resztki mlecznoniebieskiej mgły.
Część jego mózgu, mały funkcjonujący fragment od
powiedzialny za emocje, które doprowadziły go do
płaczu, zdawał sobie sprawę, że dzieje się coś roz
paczliwie złego. Tu nie chodzi o samo rżnięcie. Gorący
strumień łez zalewał mu twarz i spływał na boki.
Klatka piersiowa bolała go od szlochu.
Zachłysnął się głęboko powietrzem w nadziei, że to
7
Strona 5
rozjaśni mu w głowie, i zdał sobie sprawę, że powietrze
jest lodowate.
Leżał słaby, bezradny, wycieńczony.
Dlaczego płakał?
Dlatego, że...
Dlatego...
Ręce pogładziły jego włosy. Objęły głowę. Poczuł,
że znów sztywnieje. Łzy i erekcje. Co się z nim dzieje?
Palce bawiły się jego lokami. Pod każdym mieszkiem
włosowym jego krew śpiewała, rozsyłając dreszcze
przyjemności do szyi, wzdłuż kręgosłupa, do jego splo
tu słonecznego.
Proszę, weź mnie z powrotem w siebie...
Poruszył się, by sięgnąć do twarzy i otrzeć wilgoć, ale
nie zdołał unieść ręki. W nadgarstki wbijała mu się
metalowa bransoletka, ciężka i lodowata.
Srebrne kajdanki połyskiwały w zaciemnionym po
koju.
Kiedy został zakuty?
Spróbował unieść głowę z ramionami i wtedy poczuł
jeszcze jedne zniewalające go pęta. Pas na wysokości
torsu, który nie pozwalał mu usiąść. Opadł z powrotem
głową na cienką poduszkę. Nie na wypchaną poduchę
z własnego łóżka, lecz żałosną namiastkę grubości kil
ku centymetrów.
Czy to był dalszy ciąg snu? To nie miało znaczenia,
dopóki palce tak cudownie bawiły się jego włosami.
Próbował poruszyć nogami, by móc wyrzucić w górę
biodra, ale kostki miał równie mocno spętane jak tors.
W uszach zadzwonił mu ten sam szczęk metalu o metal.
Bezbronny, nagi i drżący, zrezygnował z chęci zro
zumienia.
Rytmiczne ruchy palców stały się torturą. Robił się
coraz twardszy. Otworzył usta, chcąc polizać skórę,
której zapach drażnił mu nozdrza.
8
Strona 6
Nie mógł poruszyć językiem. Próbował się ode
zwać, ale usta wypełniała mu sucha masa, która po
chłaniała dźwięk. Jak to możliwe, by miał tak spuch
nięty język?
Przez kilka sekund ponawiał próby, w końcu poczuł
smak szmacianego knebla.
Nagle palce znieruchomiały.
Zobaczył błysk srebra. Jaskrawy w ciemnym poko
ju. Usłyszał ten charakterystyczny szelest, z jakim tnie
metal ostry jak brzytwa, precyzyjnie i szybko.
Jedyną rzeczą, którą mógł wykrzesać z własnego
ciała, był dalszy potok łez.
Bezsilny, płakał jak kobieta.
On, Philip Maur, który nie znał strachu, był prze
rażony.
Śmiertelnie przerażony.
Strona 7
ROZDZIAŁ DRUGI
Światło w metrze zgasło i zapaliło się z powrotem.
Ktoś przede mną głośno jęknął, jakby spodziewając się
nieszczęścia.
- Bum! Bum! Bum! - krzyknął jakiś mężczyzna
w tylnej części wagonu.
Wszyscy się odwróciliśmy, ale nie było nic do oglą
dania. Irracjonalna reakcja jakiegoś człowieka, który
zniknął już w tłumie.
Po ataku terrorystycznym na miasto w 2001 roku
zaczęliśmy wypatrywać pośród siebie obcych, którzy
mogli stanowić potencjalne niebezpieczeństwo. A ja,
po zabójstwach, z którymi zetknęłam się ostatniego
lata, i po doświadczeniu z mordercą, który wyprowa
dził mnie w pole jak dziecko, przestałam wierzyć
w swoją umiejętność rozpoznawania zagrożeń.
Kiedyś w swej nieposkromionej pysze myślałam, że
potrafię ustalić, kto jest bezpieczny, a kto groźny.
Byłam ślepo przekonana, że jako doświadczona psy-
choterapeutka zawsze wychwycę symptomy, o ile za
chowam czujność. Teraz wiem, że to nieprawda.
Człowiek autentycznie obłąkany, prawdziwy psy
chopata, może zwieść równie dobrze mnie, jak każ
dego innego, stałam się więc jeszcze bardziej czujna
10
Strona 8
i jeszcze mniej pewna, że potrafię chronić tych, któ
rych kocham.
Po nocach nie dają mi spać pytania: Czy będę przy
gotowana, gdy ktoś mi zagrozi następnym razem? Al
bo, co gorsza, zagrozi mojej córce Dulcie?
Dulcie siedziała przy mnie, nieświadoma tego, co
moim zdaniem może nas zaskoczyć. Miała na uszach
drogie słuchawki, które dostała w prezencie od swoje
go ojca, i kiwała głową do melodii ze ścieżki dźwięko
wej słyszalnej tylko dla niej. Moja śliczna młodziutka
córka śpiewała bezgłośnie słowa libretta „Tajemnicze
go ogrodu", bo za cztery miesiące, piątego stycznia,
miała stanąć na jednej ze scen broadwayowskich
i zagrać Mary Lennox w nowej wersji tego klasycz
nego dzieła. Teraz, podczas naszych codziennych po
dróży metrem do studia na ulicy Lafayette na Dolnym
Manhattanie, gdzie odbywały się próby, Dulcie wbija
ła sobie w pamięć niuanse partytury, pracując niezmor
dowanie nad swoją rolą.
Trzynastoletnia dziewczyna nie powinna pracować,
nawet jeśli jej talent rozkwitł wcześnie i aktorstwo ma
we krwi. Cena za urzeczywistnienie jej marzeń w tak
młodym wieku mogłaby być dla mnie nie do przyjęcia.
Dlatego przyglądałam się mojej córce uważniej niż
obcym ludziom, obserwowałam ją z większą czujnoś
cią niż swoich pacjentów. Bacznie. Ciągle kontrolując.
Może czasem przesadzałam. Gdyby jednak obciążenie
psychiczne związane z jej przygodą aktorską okazało
się zbyt wielkie, chciałam być przygotowana do inter
wencji.
Od czerwca, kiedy to została wybrana do głównej
roli, Dulcie po prostu kwitła, czując się w nowej
sytuacji lepiej niż w swojej prywatnej szkole, gdzie
większość bananowych dzieci nie miała bardziej
skomplikowanych celów niż dostanie następnej torby
11
Strona 9
od Prądy. Do Szkoły Barletta, mimo jej artystycznego
profilu i dużej liczby stypendiów, wciąż chodziło sporo
dzieciaków, które miały do dyspozycji złote karty kre
dytowe oraz limuzyny.
Do wagonu wsiadł biznesmen w średnim wieku
i usiadł koło mnie, mimo że po drugiej stronie były
wolne miejsca. Wyjęłam z torby miętówkę, rozwinę
łam z papierka i włożyłam do ust.
Mam nadwrażliwe powonienie, miejsca publiczne
dostarczają mi koszmarnych doznań. Przegryzłam nie-
biesko-zielony cukierek i chłodny zapach stłumił in
tensywną woń, chroniąc mnie przed każdym możli
wym atakiem.
Czułam na sobie spojrzenie tego mężczyzny.
Musiał uznać, że ciemnowłosa kobieta w wąskich
czarnych spodniach, białej bluzce z długimi rękawa
mi i czarnej skórzanej marynarce, siedząca obok
swojej smukłej trzynastoletniej córki ubranej w dżin
sy, różowy T-shirt i dżinsową kurtkę, z nadgarstkiem
oplecionym fioletowymi i jasnozielonymi koralikami,
która słucha muzyki z odtwarzacza CD, nie stanowi
zagrożenia.
Kiedy minutę później przekręciłam głowę w bok,
a on na mnie spojrzał, nie odwróciłam się. Nie robię
tego.
Nie, to nieprawda. O wiele za często unikam pa
trzenia na siebie, zwłaszcza od czterech miesięcy, któ
re upłynęły od mojego rozwodu. Ignoruję to, czego już
nie ma w moim życiu, i odpycham od siebie problem,
z którego uporaniem się pomagam jako fachowiec
innym ludziom: seksualność. Klasyczne zaprzeczenie
w wydaniu doktor Morgan Snów. Nie jestem z tego
dumna. Po prostu tak sobie radzę.
Jeszcze raz zgasły światła i pociąg się zatrzymał. Ja
się tym nie przejęłam, ale pomyślałam o Dulcie. Nie
12
Strona 10
musiałam szukać ręki swojej córki. Po prostu sięg
nęłam po nią, instynktownie wiedząc, gdzie jest, nawet
w ciemnościach.
- W porządku? - spytałam.
- Tak. Chociaż to trochę upiorne. Myślisz, że długo
tu będziemy stać?
- Mam nadzieję, że niedługo. - Ścisnęłam jej dłoń.
Oddała mi uścisk, a potem cofnęła rękę i włączyła
z powrotem odtwarzacz. Światło się zapaliło, lecz po
ciąg dalej tkwił w miejscu.
Jakiś stojący w przejściu mężczyzna, w podartej,
poplamionej kurtce, odwrócił się i zaczął gapić na nogi
mojej córki. Nie zauważyła go, ale ja i tak zmusiłam go
do odwrócenia wzroku.
Dlaczego miał brudne ubranie? Co mu złamało cha
rakter? Co odebrało poczucie własnej wartości?
Ryzyko zawodowe numer jeden: czytanie mowy
ciała obcych ludzi. To jak ocenianie książki po okład
ce, pokusa stawiania diagnozy na podstawie niepeł
nych informacji.
Kobieta z opuszczonym wzrokiem siedząca naprze
ciw nas bez przerwy poruszała palcami, co sugerowało
skłonności maniakalne. Na jakim tle? Musiałaby spę
dzić sporo godzin na mojej kanapie, żeby to ustalić, ale
stawiałam na ciemność, która oplatała jej umysł niewi
dzialnym kolczastym drutem.
Znów zgasło światło, a my pogrążyliśmy się na
powrót w gęstym, czarnym mroku.
Znajdziesz się pewnego wieczoru na ciemnej ulicy,
a on wyskoczy na ciebie z nożem błyszczącym w świetle
latarni. Albo będziesz szła chodnikiem pod pięćdziesię-
ciopiętrowym biurowcem i kompletnie zaskoczy cię
hałas, a potem deszcz szklanych odłamków, które
pokaleczą ci skórę. Jest tyle możliwości przeżycia
13
Strona 11
katastrofy, że czasami nie wiesz, jakim cudem udaje ci
się nie zwariować.
Udaje ci się, bo masz dziecko. Trzymasz się, bo
ciągle masz nadzieję, a ona, jak zgodnie twierdzi
większość terapeutów, jest emocją, z którą najtrudniej
się rozstajemy.
Pociąg ruszył, światła się zapaliły. Po pięciu minu
tach zatrzymaliśmy się na przedostatniej stacji.
- Skarbie. - Dotknęłam ręki Dulcie.
Dulcie wcisnęła przycisk „stop" i utkwiła we mnie
swoje chabrowe oczy.
- Tak?
- Następna stacja.
- Naprawdę?
Zawsze była zdziwiona, że nasze podróże między
domem na Upper East Side a miejscem prób w SoHo są
takie krótkie. Kiedy słuchała swojej muzyki, komplet
nie traciła poczucie czasu.
Patrząc w ciemność przez brudne okna pociągu,
Dulcie z niedowierzaniem szukała jakiegoś punktu
orientacyjnego.
- Mamo? - Oczy miała wciąż skupione na pustej
ścianie tunelu. - Denerwowałaś się, kiedy zgasło
światło?
- Trochę. Pewnie jak większość ludzi.
- Czy ja będę tak samo zdenerwowana, kiedy
stanę na scenie i po prostu zapomnę słów? Czy zro
bi mi się od tego niedobrze? Co może dziać się ze
mną pod wpływem nerwów?
- Nie wiem. Ale trema nie jest złą rzeczą. Możemy
porozmawiać o tym, jak mogłabyś ją przezwyciężać
i obracać na własną korzyść.
Moim zadaniem nie była ochrona tej rozkwitają
cej nastolatki przed ciemnością. Powinnam raczej na-
14
Strona 12
uczyć ją znajdować kontakty, tak żeby zawsze mogła
włączyć światło.
Tyle że ja wolałabym ją chronić, otulać ramionami,
tak jak to robiłam, kiedy miała zaledwie kilka miesię
cy, trzymać ją z dala od otwartych okien, od zimna i od
trucizn.
I
Strona 13
ROZDZIAŁ TRZECI
Kiedy wchodziłyśmy do domu, zadzwonił telefon.
- Odebrać? - zapytała Dulcie, wybiegając przede
mnie.
- Nie, przygotuj się do kolacji.
Podniosłam słuchawkę, a Dulcie rzuciła na pod
łogę plecak i natychmiast otworzyła lodówkę. Wyjęła
butelkę soku marchwiowo-jabłkowego i wypiła dusz
kiem prawie połowę. Patrzyłam na delikatną szyję
mojej córki, kiedy przełykała płyn. Była już ósma,
a ona umierała z głodu. Praca nad sztuką, lekcje
w przerwach między próbami, odrabianie pracy do
mowej - przez cały dzień spalała energię. Nie podo
bało mi się, że dopiero tak późno może zjeść kolację.
- Czy mogę mówić z doktor Morgan Snów?
- Tak, słucham.
Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam, to wdać się w ja
kąś dłuższą rozmowę i odsunąć kolację na jeszcze
później.
- Przepraszam, że niepokoję panią w domu, doktor
Snów. Doktor Butterfield dała mi pani numer. Nazy
wam się Gail Danzig. Jestem producentką programu
„Today". Mam nadzieję, że zgodzi się pani wystąpić
u nas w piątek rano.
16
Strona 14
Kiedy w czerwcu moje nazwisko pojawiło się
w mediach po tym, jak zaginęła jedna z moich
pacjentek, a ja zostałam wciągnięta w polowanie na
seryjnego mordercę, odmówiłam udzielania wszel
kich wywiadów. Doktor Nina Butterfield, moja men-
torka, moja najbliższa przyjaciółka i właścicielka
Instytutu Butterfielda - kliniki seksuologicznej,
w której pracuję - popierała moją decyzję o unikaniu
komentarzy dla prasy. Ostatnio jednak zaczęła nacis
kać, żebym stała się bardziej widoczna w środowisku
psychoanalityków, i to wyraźnie był jeden z tych
nacisków. Podobnie jak propozycja wygłoszenia na
najbliższej konferencji referatu o agresywnych skłon
nościach seksualnych kobiet.
Ninie zależało, żebym się tam pokazała. Mnie zale
żało na sukcesach zawodowych. Ale rozgłos? O tym
nigdy nie marzyłam.
- Doktor Butterfield nic mi o tym nie wspominała.
- A niech to. Powiedziała, że do pani zadzwoni,
sądziła, że to panią zainteresuje. Przede wszystkim
chciałam powiedzieć, że podchodzimy z dużym re
spektem do tego, co pani robi, i w żadnym razie nie
chcemy wykorzystywać pani zawodu.
Wyjęłam z lodówki i z szafek produkty potrzebne
do zrobienia kolacji, i położyłam je na blacie.
- Jestem przekonana, że program „Today" cieszy
się wielką popularnością i jest mnóstwo terapeutów,
którzy skorzystaliby z takiej okazji, ale dla mnie tele
wizja naprawdę nie jest czymś, co...
Dulcie oderwała się od przeglądania poczty i pode
szła do mnie, stając tak blisko, że czułam na szyi jej
oddech.
- Chcą, żebyś wystąpiła w telewizji? - wyszeptała
z błyskiem zachwytu w oczach. - W „Today"?
Przytaknęłam bezgłośnie.
17
Strona 15
- Po co?
Potrząsnęłam głową. Nie mogłam słuchać produ-
centki i Dulcie jednocześnie.
- Przepraszam, pani Danzig, czy może pani chwilecz
kę zaczekać?
Przysłoniłam dłonią słuchawkę.
- Dulcie, poczekaj, aż skończę rozmawiać, okej?
- Mamo, musisz się zgodzić! Musisz. Wystąpić
w „Today"? Jak mogłabyś odmówić?
Dulcie nigdy nie błyszczały oczy z powodu czegoś,
co miało związek z moją pracą. Przeciwnie. Dla niej
zawód terapeuty seksuologa był „obciachowy". Cza
sem nawet nazywała mnie Doktor Grzech, w tak
drwiący sposób, jak tylko to potrafi trzynastolatka.
O wiele za często przedstawiała mnie swoim znajo
mym albo ich rodzicom jako specjalistkę od chorób
serca.
Tu jednak chodziło o coś, co angażowałoby mnie
zawodowo w sposób, jaki imponował Dulcie, a ja
wprost łaknę poczucia, że moja córka jest ze mnie
dumna. To mój czuły punkt i jestem skłonna nagiąć
własne zasady, żeby zobaczyć jej uśmiech.
- Jaki jest temat tego programu, pani Danzig?
Podczas gdy producentka wyjaśniała, że prowadzą
tygodniowy cykl rozmów o braku satysfakcji seksual
nej kobiet w długotrwałych związkach, nalałam wody
do garnka, który postawiłam na płycie kuchennej, żeby
się zagotowała.
- Zauważyliśmy pewną tendencję. Kobiety wydają
się bardziej sfrustrowane seksualnie niż ich partnerzy.
Zwłaszcza kobiety pracujące. U wielu z nich zaintere
sowanie seksem jest tym większe, im więcej pracują,
odwrotnie niż u mężczyzn.
Wsypałam do wody soli. Podobno posolona woda
gotuje się szybciej i makaron jest smaczniejszy. Sły-
18
Strona 16
szałam o tym kiedyś w programie Marthy Stewart,
a zapamiętuję wszystko, co może mi pomóc w przy
rządzaniu smaczniejszego jedzenia. Wiele wskazuje
na to, że po prostu brakuje mi genu kucharzenia; potra
fię zmarnować nawet gotowe danie.
- To nie jest jakaś nowa tendencja; rzecz w tym, że
seksualność kobiet stała się gorącym tematem dzię
ki firmom farmaceutycznym, które prowadzą wielką
kampanię piarowską, żeby rozreklamować leki stoso
wane w zaburzeniach seksualnych. - Próbowałam nie
sprawić wrażenia, że ją pouczam, miałam jednak
wątpliwości, czy mi się udało.
- Ciekawa uwaga. Zanotuję to i przekażę naszym
redaktorom i dziennikarzom zbierającym materiały.
Rozcięłam plastikowe opakowanie gotowych do
podgrzania filetów z kurczaka i zaczęłam kroić je na
paski. Musiałam użyć niewłaściwego noża - mięso
rozpadało się na strzępy.
- A więc czy właśnie na ten temat miałabym zabrać
głos?
- Nie. Chcielibyśmy, żeby wystąpiła pani ostat
niego dnia cyklu i porozmawiała o tym, kiedy nad
chodzi moment, w którym należy zrezygnować z prób
radzenia sobie z frustracją seksualną samodzielnie
i zwrócić się do terapeuty seksuologa.
Woda jeszcze się nie zagotowała.
- Prosilibyśmy panią o przyjechanie tu wpół do
ósmej rano na zrobienie fryzury i makijażu. Pani część
programu powinna wejść na antenę między wpół do
dziewiątej a dziewiątą. Czy to jest wykonalne? Po
trzebuje pani samochodu, który by panią przywiózł?
Martha Stewart - gospodyni nieistniejącego już popular
nego amerykańskiego programu na temat prowadzenia domu,
gotowania, dekoracji wnętrz, itp. (przyp. tłumacza).
19
Strona 17
Twarz Dulcie rozpromienił uśmiech, kiedy poda
łam producentce adres. Tymczasem woda na makaron
ciągle nawet nie zaczynała wrzeć. Sprawdziłam płytkę
pod garnkiem. Zapomniałam ją włączyć. Westchnę
łam.
- Jakiś problem? - spytała pani Danzig.
Odłożywszy słuchawkę, walczyłam dalej z kolacją:
produktem końcowym miał być makaron z kurczakiem
w sosie pesto. Kiedy makaron byl prawie ugotowany,
otworzyłam ostatni gotowy składnik: sos. Przełożyłam
szmaragdową pastę do drugiego garnka, włączyłam
gaz, dodałam kurczaka i szybko zamieszałam. Potem
zmniejszyłam temperaturę, zamierzając znaleźć Dulcie
i zawołać ją do stołu.
Nie było jej na górze w jej pokoju. Ani w jej łazience.
Nie grzebała też w kosmetykach w mojej łazience
- miejscu, w którym znajdowałam ją aż nazbyt często.
Nasze sześciopokojowe mieszkanie znajdujące się
na piątym piętrze przedwojennego budynku na rogu
Osiemnastej Wschodniej i alei Madisona nie było aż
tak wielkie. Skoro nie było jej w żadnej z dwóch
sypialni ani łazienek, a także w kuchni, musiała być
w pokoju dziennym.
Przed laty zlikwidowałam ścianę między klasycz
nym salonem i jadalnią - których to pomieszczeń tak
naprawdę nigdy nie używaliśmy - tworząc wielką,
przytulną, otoczoną książkami przestrzeń- z wygod
nymi kanapami, miejscem do oglądania telewizji i słu
chania muzyki w jednym kącie oraz namiastką mojej
pracowni rzeźbiarskiej w drugim.
Dulcie stała po ciemku przy oknie wychodzącym na
ulicę. Miała skulone ramiona i czoło przyklejone do
szyby. Była zbyt zatroskana, by wyczuć moją obec
ność.
20
Strona 18
Tak często czuję ból mojej córki. Zarówno ten
fizyczny, jak i ból duszy. Potrafię czytać w jej myślach
- nie jestem jasnowidzem, ale to jakiś szczególny
rodzaj więzi między nami dwiema. Nie mając zatem
pojęcia dlaczego, wiedziałam, że jest smutna, bo nagle
mnie zrobiło się smutno.
Jeśli chodzi o moją córkę, nie jestem dobrą terapeut-
ką: jestem po prostu matką. Jedyne, o czym mogłam
myśleć, patrząc na jej skuloną postać, to to, jak
niebezpieczny jest świat dla trzynastoletniej dziew
czyny. Zwłaszcza takiej jak moja córka, której rodzice
się rozwiedli, której matka całymi dniami pracuje,
i która ma poważne aspiracje aktorskie. Byle co po
trafiło ją wpędzić w melancholię. Tak jak byle co
potrafiło ją z melancholii wyrwać.
- Skarbie?
Odwróciła się. W ciemności nie widziałam wyrazu
jej twarzy.
- Kolacja gotowa.
- Dobrze, zaraz idę.
Usłyszałam zmartwienie w jej głosie. Choć bardzo
mnie kusiło, by zapytać, co jej jest, powstrzymałam
się. Bezpośrednie podejście w stylu „kawa na ławę"
zwykle z Dulcie się nie sprawdzało, podobnie jak
kiedyś nie sprawdzało się z jej ojcem i w większości
przypadków nie sprawdza się z pacjentami.
Większość ludzi nie wie, co im jest, dopóki terapeu
ta wolnymi kroczkami nie nauczy ich rozpoznawania
własnych uczuć, wyrażania ich i radzenia sobie z nimi.
Dulcie, jako córce psychoterapeutki, przychodziło
to łatwiej niż innym nastolatkom, potrafiła nazywać
rzeczy po imieniu, ale w poważnej rozmowie ona też
wolała kluczyć wokół własnych problemów i czekać,
aż same się ujawnią.
Wróciłam do kuchni i jeszcze raz zamieszałam sos,
21
Strona 19
aromatyczną mieszankę czosnku i bazylii, potem od-
cedziłam makaron. Szybko - zwykle za długo się
grzebię i makaron stygnie - przerzuciłam makaron
typu penne z durszlaka do szerokiej ceramicznej miski,
dodałam sos i kurczaka, wymieszałam całość i roz
łożyłam na dwa talerze.
Ustawiałam wszystko na stole w kuchni - mamy
więcej szczęścia niż wielu nowojorczyków, którzy
żyją bez kuchni z miejscem do jedzenia - kiedy weszła
Dulcie i usiadła.
Nalałam jej szklankę mleka, sobie kieliszek wina,
i zasiadłam do wspólnej kolacji. Dulcie włożyła do ust
pierwszy kęs i lekko zmarszczyła nos. Nawet się nie
zdziwiłam. Pewnie przypaliłam pesto albo zapom
niałam podgrzać, albo za słabo odcedziłam makaron.
Zamiast ją zapytać, spróbowałam sama.
Rzeczywiście coś było nie tak. Moje danie zdecydo
wanie smakowało dziwnie. Mięso było kwaśne, prze
solone i nie pasowało do pesto. Opuściłam głowę.
Zwykle szybciej się orientuję, w czym tkwi problem.
Jakim cudem udało mi się zepsuć tak proste danie?
Czyżby smak czosnku w pesto zdominował wszystko
inne? Czy to przez to, że rozmawiałam przez telefon,
krojąc jedzenie? Przez to, że myślałam o frustracji
seksualnej kobiet w stałych związkach? Przez to, że się
zastanawiałam, dlaczego Nina Butterfield ni stąd, ni
zowąd zaczęła mnie popychać do zabiegania o wyższą
pozycję w środowisku? W przeciwieństwie do mojego
ojca, który mieszkał w Palm Springs ze swoją drugą
żoną i był zwyczajnie zadowolony, że jestem aktywna
i zdrowa, Nina oczekiwała ode mnie wyższych aspiracji.
- Mamo... co to jest?
- Rozmawiałam przez telefon...
Dulcie tłumiła śmiech. Była naprawdę dobrym dziec
kiem; tak bardzo starała się pohamować.
22
Strona 20
- To jest okropne. Co to jest?
- Zamiast kurczaka wyjęłam filety z soli w sosie
sojowym.
- Sos sojowy i pesto? - Nie była w stanie dłużej się
powstrzymać; ryknęła śmiechem, a ja razem z nią.
Myślę, że celowo mogłabym źle gotować, żeby częś
ciej słyszeć taki śmiech mojej córki. Niewiele mogło
mnie zmartwić, kiedy ona była szczęśliwa.
- Masło orzechowe i dżem?
- Pomogę ci. Na wszelki wypadek, żeby nie skoń
czyło się na maśle orzechowym z musztardą.
Zgarnęłyśmy jedzenie do śmieci i zaczęłyśmy od
zera. Robiąc kanapki, przyglądałam się Dulcie spod
opuszczonych powiek, by zobaczyć, czy posępne cie
nie nie wróciły na jej twarz. Na razie ich nie dostrzeg
łam. Nie tego wieczoru. Byłyśmy bezpieczne. Przynaj
mniej jeszcze chwilę.