Robert Jordan - Koło czasu 09 - Ognie Niebios

Szczegóły
Tytuł Robert Jordan - Koło czasu 09 - Ognie Niebios
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Robert Jordan - Koło czasu 09 - Ognie Niebios PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Robert Jordan - Koło czasu 09 - Ognie Niebios PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Robert Jordan - Koło czasu 09 - Ognie Niebios - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 ROBERT JORDAN Ognie niebios piąty tom z cyklu „Koło Czasu” cz. 1 Przeło˙zyła: Katarzyna Karłowska Strona 2 Tytuł oryginału: The fires of heaven. Vol. 1 Data wydania polskiego: 1997 r. Data pierwszego wydania oryginalnego: 1993 r. Strona 3 Dla Harriet Strona 4 ´ Swiatło ´ jej oczu jest moja˛ Swiatło´ scia˛ A wraz z jego nadej´sciem przera˙zajace ˛ ognie płona˛ znowu. Wzgórza gorzeja,˛ a ziemi˛e pokrywa popiół. Ludzkie fale przewalaja˛ si˛e w ucieczce, godzin ubywa. Mur jest skruszony, kurtyna rozstania uniesiona. Burze łomocza˛ za horyzontem, a ognie niebios smagaja˛ ziemi˛e. Nie ma zbawienia bez zniszczenia, z˙ adnej nadziei po tej stronie s´mierci. fragment z Proroctw Smoka tłumaczenie przypisywane N’Delii Basolaine Pierwsza Panna i Miecz Raidhen z Hol Cuchone około 400 PP Strona 5 PROLOG SYPIA˛ SIE˛ PIERWSZE SKRY Siedzaca˛ za szerokim stołem Elaida do Avriny a’Roihan nieobecnym ruchem musn˛eła palcami długa˛ stuł˛e z siedmioma pasami otaczajac ˛ a˛ jej ramiona, stuł˛e Zasiadajacej˛ na Tronie Amyrlin. Wielu uznałoby ja˛ za sko´nczona˛ pi˛ekno´sc´ , przy- najmniej na pierwszy rzut oka, ale przy powtórnym spojrzeniu wychodziła na jaw pewna surowo´sc´ rysów na pozbawionej s´ladów upływu lat twarzy. Dzisiaj go´sciło na niej co´s jeszcze — odległy gniew w ciemnych oczach. Gdyby tylko kto´s był w stanie go dostrzec. Ledwie słuchała kobiet siedzacych ˛ przed nia˛ na stołkach. Ich suknie pyszniły si˛e wszelkimi kolorami, od bieli po ciemna˛ czerwie´n, uszyte z jedwabiu i wełny w zale˙zno´sci od tego, co ka˙zdej z nich dyktował własny smak, jednak wszyst- kie prócz jednej nosiły swe ceremonialne szale, zdobione Białym Płomieniem Tar Valon, umieszczonym centralnie na plecach, kolorowe fr˛edzle znamionowały przynale˙zno´sc´ do ich Ajah, jakby to było oficjalne posiedzenie Komnaty Wie˙zy. Omawiały raporty i plotki dotyczace ˛ wydarze´n dziejacych ˛ si˛e w dalekim s´wiecie, starajac ˛ si˛e odsia´c fakty od zmy´sle´n, usiłujac ˛ podja´˛c decyzje okre´slajace˛ przyszłe działania Wie˙zy, ale rzadko obdarzały cho´cby przelotnym spojrzeniem kobiet˛e siedzac˛ a˛ za stołem, kobiet˛e, której przysi˛egały posłusze´nstwo. Nie zwracały na- le˙zytej uwagi na Elaid˛e. Nie docierało do nich, co jest naprawd˛e wa˙zne. A mo˙ze nawet docierało, ale obawiały si˛e nawet o tym napomkna´ ˛c. — Na pewno co´s si˛e dzieje w Shienarze. — To powiedziała Danelle, szczu- pła, chwilami jakby całkowicie pogra˙ ˛zona w marzeniach, jedyna Brazowa ˛ spo´sród ˙ obecnych sióstr. Zółte i Zielone równie˙z miały tu tylko po jednej przedstawicielce i wcale im si˛e to specjalnie nie podobało. Brakowało Bł˛ekitnych. Wielkie nie- bieskie oczy Danelle przepełniało skupienie, nie zauwa˙zona smu˙zka atramentu plamiła jej policzek, a ciemnoszara wełniana suknia była zmi˛eta. — Doszły mnie słuchy o utarczkach zbrojnych. Nie z trollokami i nie z Aielami, chocia˙z cz˛e- stotliwo´sc´ rajdów dokonywanych zza Przeł˛eczy Niamh jakby si˛e nasiliła. Mi˛edzy samymi Shienaranami. To do´sc´ niezwykłe dla Ziem Granicznych. Oni rzadko wal- cza˛ ze soba.˛ 5 Strona 6 — Wybrali wła´sciwy moment, je˙zeli zamierzaja˛ rozp˛eta´c u siebie wojn˛e do- mowa˛ — chłodno zauwa˙zyła Alviarin. Smukła i wysoka, cała w białych jedwa- biach, jedyna, która nie miała na sobie szala. Stuła Stra˙zniczki otaczajaca ˛ jej ra- miona równie˙z była biała, wskazujac, ˛ z˙ e wyniesiono ja˛ do tej godno´sci z Białych Ajah. Nie za´s z czerwonych, byłych Ajah Elaidy, jak nakazywała tradycja. Białe były zawsze chłodne. — Trolloki zachowuja˛ si˛e, jakby wymarły. Cały Ugór zdaje si˛e wystarczajaco˛ spokojny, aby strzec go mogli dwaj pasterze i nowicjuszka. Ko´sciste palce Teslyn poprawiły dokumenty spoczywajace ˛ na jej podołku, ale nie spojrzała nawet na nie. Jedna z czterech obecnych w komnacie Czerwonych sióstr — a było ich wi˛ecej ni´zli pozostałych Ajah — pod wzgl˛edem surowo´sci ust˛epowała jedynie Elaidzie, cho´c nikt nigdy nie uznałby jej za pi˛ekno´sc´ . — Byłoby lepiej mo˙ze, gdyby nie panował tam tak przemo˙zny spokój — po- wiedziała Teslyn z silnym illia´nskim akcentem. — Otrzymałam wiadomo´sc´ dzi- siejszego ranka, z˙ e Marszałek-Generał Saldaei powiódł armi˛e w pole. Nie w kie- runku Ugoru, ale w przeciwna˛ stron˛e. Na południowy wschód. Nigdy by tak nie postapił, ˛ gdyby Ugór nie zdawał si˛e całkowicie u´spiony. — A wi˛ec wie´sci o Mazrimie Taimie zaczynaja˛ si˛e rozchodzi´c. — Alviarin równie dobrze mogłaby dyskutowa´c o pogodzie lub o cenie dywanów, zamiast o potencjalnej katastrofie. Wiele wysiłku wło˙zono w pojmanie Taima, jeszcze wi˛ecej w zatajenie jego ucieczki. Nic dobrego nie wyniknie dla Wie˙zy, je´sli s´wiat dowie si˛e, z˙ e nie potrafiły poradzi´c sobie z fałszywym Smokiem, i to po tym, jak go ju˙z schwytały. — Wyglada ˛ na to, z˙ e królowa Tenobia albo Davram Bashere, ewentualnie oboje naraz, doszli do wniosku, i˙z nie mo˙zna nam zaufa´c, z˙ e znowu sobie z nim poradzimy. Na wzmiank˛e o Taimie zapadła martwa cisza. Ten m˛ez˙ czyzna potrafił przeno- si´c — prowadzono go ju˙z do Tar Valon, gdzie miał zosta´c poskromiony, odci˛ety na zawsze od Jedynej Mocy, kiedy udało mu si˛e zbiec — cho´c nie to zasznu- rowało im usta. Niegdy´s istnienie m˛ez˙ czyzny zdolnego do przenoszenia Jedynej Mocy obj˛ete było naj´sci´slejsza˛ tajemnica,˛ s´ciganie takich m˛ez˙ czyzn było głów- nym powodem istnienia Czerwonych Ajah, pozostałe za´s pomagały im w tym, jak tylko mogły. Jednak wszystkie prawie kobiety siedzace ˛ przy stole poruszyły si˛e nerwowo na stołkach, unikajac ˛ wzroku pozostałych, poniewa˙z wzmianka o Ta- imie doprowadziła je niebezpiecznie blisko tematu, o którym nie chciały mówi´c gło´sno. Nawet Elaida poczuła s´ciskanie z˙ oładka.˛ Alviarin najwyra´zniej nie miała takich oporów. Kacik ˛ jej ust lekko zadr˙zał, wykrzywiajac ˛ ich lini˛e, co mogło oznacza´c zarówno u´smiech, jak i grymas pogar- dy. — Podwoj˛e nasze wysiłki majace ˛ na celu schwytanie Taima. I proponuj˛e, aby oddelegowa´c siostr˛e, która by doradzała Tenobii. Kogo´s nawykłego do przezwy- ci˛ez˙ ania t˛epego uporu, jakim charakteryzuje si˛e ta młoda kobieta. Pozostałe po´spiesznie starały si˛e wypełni´c niewygodna˛ cisz˛e, która zapadła 6 Strona 7 przed chwila.˛ Joline poprawiła na szczupłych ramionach swój szal o zielonych fr˛edzlach i u´smiechn˛eła si˛e, chocia˙z był to u´smiech nieco wymuszony. — Tak. Ona potrzebuje Aes Sedai u swego boku. Kogo´s, kto da sobie rad˛e z Bashere. On ma zdecydowanie nadmierny wpływ na Tenobi˛e. Trzeba skłoni´c go, by wycofał swoja˛ armi˛e, tam gdzie jest jej miejsce, na wypadek przebudzenia si˛e Ugoru. Rozchylenie szala odsłoniło jakby za gł˛eboki dekolt, bladozielona suknia była obcisła, troch˛e nazbyt s´ci´sle przylegała do ciała. I u´smiechała si˛e za cz˛esto, jak na gust Elaidy. Szczególnie do m˛ez˙ czyzn. Zielone zawsze takie były. — Ostatnia˛ rzecza,˛ jakiej teraz potrzebujemy, jest armia ruszajaca ˛ w pole — ˙ powiedziała szybko Shemerin, Zółta siostra. Była kobieta˛ pulchna,˛ której nigdy nie udawało si˛e zachowa´c zewn˛etrznego opanowania Aes Sedai. Jej oczy zawsze otaczały zmarszczki znamionujace ˛ niepokój, ostatnimi czasy coraz gł˛ebsze. — I kogo´s do Shienaru — dodała Javindhra, kolejna Czerwona. Pomimo gład- kich policzków jej kwadratowa twarz sprawiała wra˙zenie dostatecznie twardej, by mo˙zna było wbija´c z jej pomoca˛ gwo´zdzie. W głosie pobrzmiewały ochrypłe tony. — Nie podobaja˛ mi si˛e tego rodzaju kłopoty na Ziemiach Granicznych. Ostatnia˛ rzecza,˛ jakiej nam potrzeba, jest osłabienie Shienaru do tego stopnia, by hordy trolloków mogły si˛e wyrwa´c na s´wiat. — By´c mo˙ze. — Alviarin pokiwała głowa,˛ zastanawiajac ˛ si˛e. — Ale przecie˙z mamy swoje agentki w Shienarze. . . Maja˛ je. . . bez watpienia.˛ . . Czerwone, a za- pewne równie˙z i pozostałe?. . . — Cztery Czerwone siostry pokiwały nieznacz- nie głowami, z niech˛ecia,˛ poza nimi z˙ adna nie wykonała najmniejszego gestu. — W razie czego one nas ostrzega,˛ je´sli te drobne utarczki zaczna˛ przekształca´c si˛e w co´s, czym powinny´smy si˛e przejmowa´c. Było tajemnica,˛ znana˛ niemal powszechnie, z˙ e wszystkie Ajah, oprócz Białych, po´swi˛ecajacych ˛ si˛e wyłacznie ˛ logice i filozofii, miały szpiegów infiltrujacych ˛ w ró˙znym stopniu wszystkie nacje, chocia˙z siatk˛e Zółtych ˙ uznawa- no za godna˛ po˙załowania. Po prostu nie było niczego w kwestii chorób i Uzdra- wiania, czego mogłyby si˛e nauczy´c od tych, którzy nie potrafili przenosi´c. Poza tym niektóre siostry miały równie˙z swoich własnych agentów, cho´c przypuszczal- nie strzegły ich jeszcze bardziej zazdro´snie ani˙zeli Ajah swoich szpiegów. Bł˛ekit- ne miały najszerzej rozbudowane siatki, zarówno osobiste, jak i b˛edace ˛ w dyspo- zycji całej Ajah. — A zatem, je´sli chodzi o Tenobi˛e i Davrama Bashere — ciagn˛ ˛ eła dalej Alvia- rin — zgadzamy si˛e, z˙ e musi zaja´ ˛c si˛e nimi która´s z sióstr? Prawie nie czekała na potakujace ˛ skinienia głów. — Dobrze. To mamy załatwione. Najlepsza b˛edzie Memara, nie dopu´sci do z˙ adnych nonsensownych działa´n ze strony Tenobii, a jednocze´snie nigdy nie da jej pozna´c, z˙ e to ona trzyma smycz. Teraz kolejna kwestia. Czy która´s otrzymała 7 Strona 8 mo˙ze s´wie˙ze wie´sci z Arad Doman lub Tarabonu? Je˙zeli czego´s tam wkrótce nie zrobimy, mo˙ze si˛e okaza´c, z˙ e Pedron Niall oraz jego Białe Płaszcze zaj˛eły cały teren od Bandar Eban po Wybrze˙ze Cienia. Evanellin, masz co´s? Arad Doman i T’arahon rozdzierała wojna domowa, działy si˛e tam rzeczy straszne. Jakikolwiek porzadek ˛ na tych terenach przestał istnie´c. Elaida była za- skoczona, z˙ e w ogóle poruszyły ten temat. — Tylko plotki — odrzekła Szara siostra. Jej jedwabna suknia, dostosowana odcieniem do koloru fr˛edzli szala, była znakomicie skrojona, z gł˛ebokim wyci˛e- ciem na plecach. Elaida cz˛esto my´slała, z˙ e ta kobieta powinna zosta´c Zielona,˛ tak absorbowały ja˛ wyglad ˛ i stroje. — Na tych nieszcz˛esnych ziemiach niemal˙ze wszyscy to uchod´zcy, właczaj ˛ ac ˛ w to tych, którzy mogliby przesyła´c wie´sci. Pa- narch Amathera rzekomo gdzie´s znikn˛eła i wydaje si˛e, z˙ e jaka´s Aes Sedai mogła by´c wmieszana. . . Dłonie Elaidy zacisn˛eły si˛e na kraw˛edziach stuły. Na jej twarzy nie odbiło si˛e z˙ adne z targajacych ˛ nia˛ uczu´c, cho´c w oczach zapłonał ˛ ogie´n. Kwestia armii sal- daea´nskiej została wyczerpana. Przynajmniej Memara nale˙zała do Czerwonych, to ja˛ zaskoczyło. Ale one nigdy nie pytały jej o zdanie. Załatwione. Zaskakujace ˛ domniemanie, z˙ e za znikni˛eciem Panarch stała jaka´s Aes Sedai — je´sli nie była to jeszcze jedna z nieprawdopodobnych opowie´sci, które spływały z zachodniego wybrze˙za — nie chciało opu´sci´c umysłu Elaidy: Aes Sedai rozproszyły si˛e wsz˛e- dzie, od Oceanu Aryth po Grzbiet Swiata, ´ a Bł˛ekitne przecie˙z mogły si˛e posuna´ ˛c do wszystkiego. Nie min˛eły jeszcze dwa miesiace ˛ od czasu, gdy wszystkie ukl˛e- kły, by zło˙zy´c hołd i przysiac ˛ wierno´sc´ — jej jako uciele´snieniu Białej Wie˙zy — a teraz podejmuja˛ decyzje, nawet nie spogladaj ˛ ac ˛ w jej stron˛e. Gabinet Amyrlin znajdował si˛e jedynie kilka poziomów powy˙zej stóp Bia- łej Wie˙zy, a jednak to pomieszczenie stanowiło jej serce w takim samym sensie, jak sama Wie˙za, barwy pobielałej ko´sci, była sercem Tar Valon, wielkiego miasta na wyspie, kołysanej wodami rzeki Erinin. Samo za´s Tar Valon było, a przynaj- mniej powinno by´c, sercem s´wiata. Wn˛etrze komnaty opowiadało histori˛e władzy dzier˙zonej kolejno przez wiele nast˛epujacych ˛ po sobie kobiet, które ja˛ zajmowały — posadzka z polerowanego czerwonego kamienia z Gór Mgły, wysoki kominek ze złotego marmuru z Kandori, s´ciany wyło˙zone bladym, osobliwie pr˛egowanym drewnem, cudownie rze´zbionym w postacie nieznanych ptaków i zwierzat ˛ sprzed ponad tysiaca ˛ lat. Ozdobnym kamieniem l´sniacym ˛ niczym perła obramowano wy- sokie sklepione łukami okna, wychodzace ˛ na balkon, pod którym rozpo´scierał si˛e prywatny ogród Amyrlin, kamieniem, do którego podobny znaleziono jedynie w ruinach bezimiennego miasta, pochłoni˛etego przez Morze Sztormów podczas ´ P˛ekni˛ecia Swiata. Komnata uciele´sniajaca ˛ pot˛eg˛e samych Amyrlin, które spra- wiały, z˙ e trony ta´nczyły na ich wezwanie od blisko trzech tysi˛ecy lat. A one nawet nie spytały o jej opini˛e. Te uchybienia zdarzały si˛e nazbyt cz˛esto. Co gorsza a z pewno´scia˛ było to 8 Strona 9 najbardziej gorzkie ze wszystkiego uzurpowały sobie prawo do posiadania auto- rytetu, i to na dodatek zupełnie machinalnie. Wiedziały, w jaki sposób zdobyła stuł˛e, rozumiały dobrze, z˙ e to dzi˛eki ich pomocy mogła otoczy´c nia˛ swe ramiona. Sama o tym wiedziała a˙z za dobrze. Jednak posuwały si˛e zbyt daleko. Wkrótce b˛edzie musiała co´s z tym zrobi´c. Ale jeszcze nie teraz. Ona te˙z wycisn˛eła swoje pi˛etno na tym pomieszczeniu, przynajmniej starała si˛e o to, na ile tylko mogła, stół do pisania bogato rze´zbiony w potrójne pier´scie- nie, masywne krzesło inkrustowane odrobionym w ko´sci słoniowej Płomieniem Tar Valon, zawieszonym ponad jej ciemnymi włosami niczym wielka s´nie˙zna łza. Trzy szkatułki z altara´nskiej emalii rozstawione na stole w równych odległo´sciach — jedna z nich mie´sciła najwspanialsze egzemplarze jej kolekcji miniatur. W bia- łej wazie, na prostym postumencie stojacym ˛ pod s´ciana,˛ stały czerwone ró˙ze, wy- pełniajac ˛ pomieszczenie słodka˛ wonia.˛ Od czasu jej wyniesienia nie spadła ani kropla deszczu, ale dysponujac ˛ Moca,˛ mo˙zna było w ka˙zdej chwili mie´c s´wie˙ze kwiaty, a ona zawsze uwielbiała kwiaty. Tak łatwo było je piel˛egnowa´c i wydoby- wa´c z nich pi˛ekno. Dwa obrazy wisiały na s´cianie, lekko unoszac ˛ głow˛e, mogła je łatwo dojrze´c z miejsca, w którym zwykła siada´c. Pozostałe unikały patrzenia w ich stron˛e, spo- s´ród kobiet odwiedzajacych ˛ jej gabinet jedynie Alviarin spogladała ˛ na nie cho´cby przelotnie. — Czy sa˛ jakie´s wie´sci o Elayne? — nie´smiało zapytała Andaya. Zwiewna, podobna do ptaka, niska kobieta, pozornie nie´smiała, druga z Szarych sióstr obec- nych w towarzystwie, zdecydowanie nie wygladała ˛ na zdolna˛ mediatork˛e, cho´c w istocie była jedna˛ z najlepszych. W jej akcencie wcia˙ ˛z jeszcze si˛e słyszało le- ciutkie s´lady wymowy z Tarabonu. — Albo o Galadzie? Je˙zeli Morgase dowie si˛e, z˙ e gdzie´s nam zginał˛ jej pasierb, mo˙ze znowu zacza´ ˛c nas pyta´c o losy swej córki, tak? A je´sli dowie si˛e, z˙ e nie upilnowały´smy Dziedziczki Tronu, Andor mo˙ze si˛e okaza´c dla nas równie niedost˛epny jak Amadicia. Kilka kobiet potrzasn˛ ˛ eło głowami — nie miały z˙ adnych informacji, Javindha za´s powiedziała: — Czerwona siostra jest na miejscu w Królewskim Pałacu. Niedawno wy- niesiona, tak wi˛ec trudno b˛edzie rozpozna´c w niej Aes Sedai. — Miała na my´sli fakt, z˙ e twarz tamtej nie była jeszcze naznaczona pi˛etnem braku upływu lat zwia- ˛ zanym z długim u˙zywaniem Mocy. Kto´s, kto próbowałby odgadna´ ˛c wiek kobiet zgromadzonych w gabinecie, mógłby mie´c kłopoty ze zmieszczeniem si˛e w dwu- dziestoletniej granicy bł˛edu, a w wielu przypadkach zapewne pomyliłby si˛e nawet dwukrotnie. — Jest dobrze wykształcona, zdecydowana, całkiem silna i nadto jest dobra˛ obserwatorka.˛ Morgase za´s zaj˛eta jest wysuwaniem swych roszcze´n do tro- nu Cairhien. Kilka kobiet nerwowo poruszyło si˛e na swych stołkach, a jakby zdajac ˛ sobie spraw˛e, i˙z oto znalazła si˛e niebezpiecznie blisko pewnych ryzykownych kwestii, 9 Strona 10 Javindhra po´spiesznie ciagn˛ ˛ eła dalej: — Ponadto jej uwag˛e wydaje si˛e równie˙z absorbowa´c jej nowy kochanek, lord Gaebril, cho´c w odmienny zupełnie sposób. — Jej cienkie usta zacisn˛eły si˛e w prawie niewidoczna˛ kresk˛e. — Ona całkowicie oszalała na punkcie tego m˛ez˙ czyzny. — To on ja˛ nakłania do mieszania si˛e w sprawy Cairhien — oznajmiła Alvia- rin. — Sytuacja tam jest prawie równie zła jak w Tarabonie i Arad Doman, nie- mal˙ze wszystkie domy walcza˛ o Tron Sło´nca, a głód n˛eka cały kraj. Morgase zaprowadzi porzadek,˛ ale du˙zo czasu zabierze jej zdobycie tronu. Dopóki jednak ˛ nie b˛edzie miała do´sc´ sił, by kłopota´c si˛e pozostałymi sprawami, to nie nastapi, nawet losem Dziedziczki Tronu. A ja zleciłam jednej z urz˛edniczek, by wysyła- ła okazjonalne listy, nie´zle bowiem potrafi na´sladowa´c charakter pisma Elayne. Morgase powinno to wystarczy´c, dopóki ponownie nie odzyskamy nad nia˛ odpo- wiedniej kontroli. — Przynajmniej jej syn wcia˙ ˛z pozostaje w naszych r˛ekach. — Jolin u´smiech- n˛eła si˛e. — O Gawynie trudno powiedzie´c, z˙ e pozostaje w czyichkolwiek r˛ekach — ostro wtraciła ˛ Teslyn. — Ci jego Młodzi wdaja˛ si˛e w potyczki z Białymi Płaszcza- mi po obu stronach rzeki. On w równym stopniu zachowuje si˛e wedle własnego uznania, co słucha naszych wskaza´n. — Zostanie przywołany do porzadku ˛ — powiedziała Alviarin. Elaida zaczy- nała powoli nienawidzi´c tego jej niewzruszonego, chłodnego opanowania. — Je´sli ju˙z mówimy o Białych Płaszczach — wtraciła ˛ Danelle — wyglada ˛ na to, z˙ e Pedron Niall prowadzi potajemne negocjacje, starajac ˛ si˛e przekona´c Altar˛e oraz Murandy do scedowania cz˛es´ci swych ziem na rzecz Illian, aby tym samym powstrzyma´c Rad˛e Dziewi˛eciu od inwazji na nie. Uspokojone przebiegiem dotychczasowej rozmowy, kobiety siedzace ˛ po dru- giej stronie stołu zacz˛eły trajkota´c, starajac ˛ si˛e wydedukowa´c, czy aby negocjacje Lorda Kapitana Komandora nie doprowadza˛ przypadkiem do nadmiernego zwi˛ek- szenia wpływów Synów Swiatło´´ sci. Mo˙ze nale˙zało przeszkodzi´c w rozmowach, aby na koniec Wie˙za mogła wkroczy´c i sprawi´c, by przywódc˛e Synów zastapiono ˛ bardziej spolegliwym kandydatem. Elaida zacisn˛eła usta. Wielokrotnie w przeszło´sci zdarzało si˛e, z˙ e Wie˙za była zmuszona post˛epowa´c niezwykle ostro˙znie — zbyt wielu l˛ekało si˛e ich, zbyt wielu im nie ufało — ale one same nigdy nie bały si˛e niczego i nikogo. A jednak teraz w ich sercach zago´scił strach. Uniosła wzrok i spojrzała na wiszace ˛ na s´cianie obrazy. Jeden składał si˛e z trzech drewnianych paneli ilustrujacych ˛ histori˛e Bonwhin, ostatniej Czerwo- nej, która została tysiac˛ lat temu wyniesiona do godno´sci Zasiadajacej ˛ na Tronie Amyrlin i z powodu której od tego czasu z˙ adna z Czerwonych nie nosiła stu- ły. Dopóki nie nastała Elaida. Bonwhin, wysoka i dumna, rozkazujaca ˛ Aes Se- 10 Strona 11 dai w czasach, gdy próbowały manipulowa´c Arturem Hawkwingiem, Bonwhin, wyzywajaca, ˛ na białych murach Tar Valon, obleganego przez siły Hawkwinga, i Bonwhin na kolanach, poni˙zona przed Komnata˛ Wie˙zy, kiedy zdarły z niej stuł˛e i odebrały lask˛e Amyrlin za to, z˙ e o mało nie doprowadziła do zguby Wie˙zy. Wiele zastanawiało si˛e, dlaczego Elaida wydobyła ten tryptyk z magazynu, gdzie spoczywał, pokrywajac ˛ si˛e kurzem, wra˙zliwe ucho Elaidy potrafiło wyłapa´c poszeptywania, nawet je´sli z˙ adna nie mówiła nic gło´sno. Nie rozumiały, z˙ e nale˙zy stale przypomina´c o cenie, jaka˛ si˛e płaci za pora˙zk˛e. Drugi malunek, kopia rysunku jakiego´s ulicznego artysty z dalekiego zachodu, powstał współcze´snie. To dzieło wywoływało jeszcze wi˛ecej niepokoju u patrza- ˛ cych na nie Aes Sedai. Dwaj m˛ez˙ czy´zni, dzier˙zac ˛ w dłoniach błyskawice, walczyli ze soba˛ po´sród chmur, pozornie na niebie. Pierwszy o gorejacej ˛ twarzy, drugi — wysoki i młody, z czupryna˛ rudawych włosów. To wła´snie ów młodzieniec był przedmiotem wszystkich obaw, na jego widok nawet Elaida zaciskała z˛eby. Sa- ma jednak nie była pewna, czy z gniewu, czy raczej po to, by powstrzyma´c ich szcz˛ekanie. Ale strach mo˙zna i nale˙zy opanowa´c. Najwa˙zniejsze to panowa´c nad soba.˛ — Sko´nczyły´smy wi˛ec — oznajmiła Alviarin, unoszac ˛ si˛e zgrabnie ze swego stołka. Pozostałe poszły za jej przykładem, poprawiajac ˛ szale i suknie, przygoto- wywały si˛e do opuszczenia komnaty. — W ciagu ˛ trzech dni spodziewam si˛e. . . — Czy pozwoliłam wam odej´sc´ , moje córki? To były pierwsze słowa, jakie padły z ust Elaidy od czasu, gdy pozwoliła im usia´˛sc´ . Spojrzały na nia˛ zaskoczone. Zaskoczone! Niektóre cofn˛eły si˛e do swoich miejsc, ale bez nadmiernego po´spiechu. I bez słowa przeprosin. Zbyt długo ju˙z na to pozwalała. — Poniewa˙z ju˙z stoicie, pozostaniecie w takiej pozycji, dopóki nie sko´ncz˛e. Przez moment te, które ju˙z siadały, zamarły skonsternowane, nie bardzo wie- dzac, ˛ co uczyni´c, ona za´s poczekała. a˙z z ociaganiem˛ podniosły si˛e na powrót i mówiła dalej: — Nie usłyszałam najmniejszej wzmianki o poszukiwaniach tej kobiety i jej towarzyszek. Nie musiała wymienia´c nazwiska tej kobiety, nazwiska jej poprzedniczki. Wiedziały, o kim mówi, a Elaidzie z ka˙zdym dniem coraz trudniej było nawet w my´slach wspomina´c imi˛e byłej Amyrlin. Wszystkie jej aktualne problemy — literalnie wszystkie! — były z przyczyny kobiety. — To niełatwa sprawa — oznajmiła Alviarin gładko — same przecie˙z rozsie- wały´smy pogłoski, z˙ e została stracona. — Ta kobieta miała chyba lód w z˙ yłach, Elaida twardo spogladała ˛ jej w oczy, póki tamta nie dodała z ociaganiem: ˛ — Mat- ko — ale nazbyt spokojnie, wr˛ecz niedbale. Spojrzenie Elaidy prze´slizgn˛eło si˛e po pozostałych, w tonie jej głosu zad´zwi˛e- czała stal. 11 Strona 12 — Joline, ty kierujesz poszukiwaniami oraz s´ledztwem dotyczacym ˛ okolicz- no´sci jej ucieczki. W obu kwestiach nie słyszałam dotad ˛ nic prócz skarg na trudno- s´ci. By´c mo˙ze całodniowa kara zwi˛ekszy twoja˛ pilno´sc´ , córko. Zapisz wszystko, co uznasz za stosowne, i prze´slij do mojego gabinetu. Je˙zeli oka˙ze si˛e to. . . mniej ni˙z zadowalajace, ˛ potroj˛e kar˛e. Z satysfakcja˛ stwierdziła, z˙ e wiecznie obecny u´smiech Joline zniknał. ˛ Otwo- rzyła usta, potem zamkn˛eła je na powrót pod wpływem mia˙zd˙zacego ˛ spojrzenia Elaidy. Na koniec skłoniła si˛e nisko. — Jak rozka˙zesz, Matko. — Słowa były zdławione, skromno´sc´ wymuszona, ale to musiało wystarczy´c. Na razie. — A co ze staraniami, aby doprowadzi´c do powrotu tych, które uciekły? Je´sli to w ogóle mo˙zliwe, ton głosu Elaidy stał si˛e jeszcze twardszy. Powrót tych Aes Sedai, które uciekły po usuni˛eciu tamtej kobiety, oznaczał ponowna˛ obecno´sc´ Bł˛ekitnych w Wie˙zy. Nigdy nie była pewna, czy mo˙ze ufa´c Bł˛ekitnym. A teraz nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek potrafi zmusi´c si˛e do zaufania tym, które uciekły, zamiast uczci´c jej wyniesienie. Jednak Wie˙za musi na powrót sta´c si˛e cało´scia.˛ Za rozwiazanie ˛ tego problemu odpowiedzialna była Javindhra. — Niestety, w tej sprawie równie˙z wyst˛epuja˛ znaczne trudno´sci. — Rysy jej twarzy były równie surowe jak zawsze, ale szybko oblizała wargi, widzac ˛ burz˛e, która przemkn˛eła bezgło´snie przez twarz Elaidy. — Matko. Elaida potrzasn˛ ˛ eła głowa.˛ — Nie chc˛e słysze´c o trudno´sciach, córko. Jutro przedstawisz mi list˛e wszyst- kich twoich osiagni˛˛ ec´ , uwzgl˛edniajac ˛ a˛ s´rodki, których u˙zyła´s, aby s´wiat nie do- wiedział si˛e o rozłamie w Wie˙zy. — To była najwa˙zniejsza sprawa, Wie˙za miała nowa˛ Amyrlin, ale s´wiat musiał ja˛ nadal postrzega´c jako zjednoczona˛ i silna˛ jak zawsze. — Je˙zeli brak ci czasu na wykonanie pracy, która˛ ci zleciłam, to by´c mo- z˙ e powinna´s zrezygnowa´c z funkcji przedstawicielki Czerwonych w Komnacie. Zastanowi˛e si˛e nad tym. — To nie b˛edzie konieczne, Matko — po´spiesznie wyja´sniła kobieta o surowej twarzy. — Dostarcz˛e na jutro z˙ adany ˛ raport. Przekonana jestem, z˙ e wkrótce wiele zacznie wraca´c. Elaida nie była tego taka pewna, niezale˙znie od tego, jak bardzo jej na tym zale˙zało — Wie˙za musi by´c silna, musi! — ale przynajmniej osiagn˛ ˛ eła swój cel. W oczach wszystkich kobiet z wyjatkiem ˛ Alviarin odbijał si˛e teraz pełen zatro- skania namysł. Skoro Elaida potrafiła skarci´c jedna˛ ze swych byłych Ajah, a jesz- cze bardziej zdecydowanie przywoła´c do porzadku ˛ Zielona,˛ która była z nia˛ od pierwszego dnia, to by´c mo˙ze wszystkie popełniły bład, ˛ traktujac ˛ ja˛ jako zwy- czajna˛ figurantk˛e. Prawda, to one wyniosły ja˛ na Tron Amyrlin, ale przecie˙z ona teraz ju˙z nia˛ była. Par˛e dodatkowych przykładów w ciagu ˛ najbli˙zszych kilku dni i sprawa zostanie załatwiona. Je´sli oka˙ze si˛e to konieczne, zmusi wszystkie obec- 12 Strona 13 ne tutaj kobiety do odprawiania pokuty, dopóki nie b˛eda˛ błaga´c o łask˛e. — Tairenia´nscy z˙ ołnierze sa˛ w Cairhien, andora´nscy zreszta˛ równie˙z — cia- ˛ gn˛eła dalej, ignorujac ˛ spuszczone oczy tamtych. — Zołnierzy ˙ tairenia´nskich wy- słał człowiek, który zajał ˛ Kamie´n Łzy. Shemerin załamała swe pulchne dłonie, Teslyn za´s a˙z zesztywniała. Jedynie twarz Alviarin pozostała nieporuszona niczym powierzchnia zamarzni˛etego sta- wu. Elaida wyrzuciła naprzód dło´n i wskazała wizerunek dwu m˛ez˙ czyzn walcza- ˛ cych błyskawicami. — Spójrzcie na to. Spójrzcie! Albo zmusz˛e was wszystkie, co do jednej, by- s´cie na łokciach i kolanach szorowały posadzki! Je˙zeli nie macie na tyle nawet zimnej krwi, by patrze´c na obrazek, na jaka˛ b˛edzie was sta´c odwag˛e, gdy przyj- dzie stawi´c czoło temu, co nadchodzi? Tchórze sa˛ bezu˙zyteczni dla Wie˙zy! Powoli uniosły spojrzenia, przest˛epujac ˛ nerwowo z nogi na nog˛e niczym nie- s´miałe dziewcz˛eta, nie za´s pełne Aes Sedai. Tylko Alviarin zwyczajnie patrzyła w stron˛e, która˛ wskazała Elaida, i tylko ona wygladała ˛ na spokojna.˛ Shemerin wykr˛ecała sobie palce, w jej oczach naprawd˛e zakr˛eciły si˛e łzy. Koniecznie co´s trzeba zrobi´c z Shemerin. — Rand al’Thor. M˛ez˙ czyzna, który potrafi przenosi´c. — Słowa te padły z ust Elaidy niczym trza´sni˛ecie bicza. Na ich d´zwi˛ek ona równie˙z poczuła wielka˛ kul˛e rosnac˛ a˛ w jej z˙ oładku, ˛ a˙z zacz˛eła si˛e obawia´c, z˙ e zwymiotuje. W jaki´s sposób udało jej si˛e jednak zachowa´c kamienna˛ twarz i ciagn˛ ˛ eła dalej, wypluwajac ˛ słowa niczym kamienie z procy. — Człowiek skazany na to, by oszale´c i sia´c spustosze- nie dzikimi eksplozjami Mocy, zanim wreszcie umrze. I to jeszcze nie wszystko. Z jego powodu Arad Doman oraz Tarabon, a tak˙ze wszystkie ziemie poło˙zone mi˛edzy nimi, pogra˙ ˛zyły si˛e w po˙zodze rebelii. Je˙zeli nawet wojna i głód w Ca- irhien nie obcia˙ ˛zaja˛ z cała˛ pewno´scia˛ jego, to bez watpienia ˛ on wła´snie rozp˛etał wielka˛ wojn˛e miedzy Łza˛ a Andorem, podczas gdy Wie˙zy potrzebny jest pokój! W Ghealdan jaki´s szalony Shienaranin głosi jego imi˛e wobec tłumów tak wiel- kich, z˙ e nawet armia Alliandre nie jest w stanie ich rozproszy´c. Oto najwi˛eksze niebezpiecze´nstwo, przed jakim dotad ˛ stan˛eła Wie˙za, oto najwi˛eksza gro´zba, ja- ka kiedykolwiek zawisła naci s´wiatem, a wy nie potraficie si˛e zmusi´c, by o nim rozmawia´c? Nie mo˙zecie nawet spojrze´c na jego wizerunek? Odpowiedziało jej milczenie. Wszystkie z wyjatkiem ˛ Alviarin spogladały ˛ na nia˛ w taki sposób, jakby j˛ezyki przymarzły im do podniebie´n. Kiedy za´s przenio- sły wzrok na młodego m˛ez˙ czyzn˛e przedstawionego na obrazie, wygladały ˛ niczym ptaki zahipnotyzowane spojrzeniem w˛ez˙ a. — Rand al’Thor. Imi˛e to skaziło wargi Elaidy gorycza.˛ Miała ju˙z kiedy´s tego młodzie´nca wy- gladaj ˛ acego ˛ tak niewinnie, miała go w swych r˛ekach. I nie zrozumiała, kim jest. Jej poprzedniczka wiedziała — wiedziała, Swiatło´ ´ sc´ chyba tylko jedna ma poj˛e- cie, od jak dawna, i wypu´sciła go na wolno´sc´ . Ta kobieta przed ucieczka˛ przyznała 13 Strona 14 si˛e do wielu rzeczy, poddana wyt˛ez˙ onemu s´ledztwu powiedziała jej o sprawach, w które Elaida wr˛ecz nie potrafiła uwierzy´c — je˙zeli Przekl˛eci naprawd˛e wy- rwali si˛e na wolno´sc´ , wszystko mogło ju˙z by´c stracone — ale jednak w jaki´s sposób udało jej si˛e zatai´c niektóre odpowiedzi. A potem uciekła, zanim zda˙ ˛zyły ja˛ podda´c powtórnemu przesłuchaniu. Ta kobieta i Moiraine. Ta kobieta, a tak˙ze Bł˛ekitne wiedziały przez cały czas. Elaida zapragn˛eła mie´c je obie z powrotem w Wie˙zy. Zdradziłyby wówczas wszystko, co wiedziały, do ko´nca. Błagałyby na kolanach o s´mier´c, zanim by z nimi nie sko´nczyła. Zmusiła si˛e, by kontynuowa´c, chocia˙z słowa zamierały jej w gardle. — Rand al’Thor jest Smokiem Odrodzonym, córki. — Pod Shemerin ugi˛eły si˛e kolana, ci˛ez˙ ko opadła na posadzk˛e. Niektóre z pozostałych zdawały si˛e rów- nie˙z tego bliskie. Wzrok Elaidy smagał je biczem pogardy. — Nie mo˙ze by´c w tej kwestii najmniejszych watpliwo´ ˛ sci. Jest tym, którego zapowiedziano w Proroc- twach. Czarny wyswobadza si˛e ze. swego wi˛ezienia, nadchodzi Ostatnia Bitwa, a Smok Odrodzony musi wzia´ ˛c w niej udział i stawi´c mu czoło, albo s´wiat jest skazany na po˙zog˛e i rozpad, po kres obrotów Koła. A on znajduje si˛e poza czyja- ˛ kolwiek kontrola,˛ córki. Nie wiemy, gdzie jest. Znamy tylko miejsca, gdzie go nie ma. Nie ma go w Łzie. Nie ma go tutaj, w Wie˙zy, gdzie byłby bezpiecznie osło- ´ ni˛ety przed kontaktem ze Zródłem, jak to by´c powinno. On sprowadzi na s´wiat tajfun zniszczenia, trzeba go przed tym powstrzyma´c, je´sli mamy mie´c cho´cby cie´n nadziei, z˙ e prze˙zyje do czasu nadej´scia Tarmon Gai’don. Musimy go schwy- ta´c i dopilnowa´c, by stanał ˛ do Ostatniej Bitwy. A mo˙ze która´s z was wierzy, z˙ e z własnej woli pójdzie na swa˛ przepowiedziana˛ s´mier´c, aby zbawi´c s´wiat? M˛ez˙ - czyzna, który w chwili obecnej stoi zapewne ju˙z na kraw˛edzi szale´nstwa? Musimy mie´c nad nim kontrol˛e! — Matko — zacz˛eła Alviarin tym swoim irytujacym, ˛ wypranym z emocji tonem, ale Elaida przerwała jej gniewnym spojrzeniem. — Pochwycenie Randa al’Thora jest kwestia˛ nieporównywalnie wa˙zniejsza˛ ni˙z jakie´s potyczki w Shienarze albo przyczyny spokoju w Ugorze, znacznie wa˙z- niejsza˛ ni´zli odnalezienie Elayne i Galada, wa˙zniejsza˛ nawet ni˙z Mazrim Taim. Znajd´zcie go. Znajd´zcie! Kiedy nast˛epnym razem si˛e spotkamy, ka˙zda z was b˛e- dzie gotowa ze szczegółami opowiedzie´c mi, czego dokonała, aby tak si˛e stało. Teraz mo˙zecie ju˙z odej´sc´ , moje córki. Kolejne niepewne ukłony, ciche mamrotania: — Jak rozka˙zesz, Matko — i wyszły, nieomal biegnac, ˛ Joline pomogła wsta´c słaniajacej ˙ ˛ si˛e Shemerin. Przykład Zółtej siostry b˛edzie stanowił znakomita˛ na- uczk˛e dla pozostałych, nie ma innego wyj´scia, trzeba z nimi tak post˛epowa´c, by potem z˙ adna nie załamała si˛e w krytycznej chwili, sama za´s Shemerin okazała si˛e zbyt słaba, by ja˛ dopuszcza´c do posiedze´n tej rady. A tej radzie nie b˛edzie ju˙z oczywi´scie wolno si˛e zbiera´c, Komnata Wie˙zy usłyszy jej słowa i wszystkie siostry osłupieja.˛ 14 Strona 15 Wszystkie oprócz Alviarin wyszły. Kiedy drzwi zamkn˛eły si˛e za ostatnia,˛ dwie kobiety przez dłu˙zsza˛ chwil˛e w całkowitym milczeniu mierzyły si˛e wzrokiem. Alviarin była ta˛ pierwsza,˛ ta˛ naj- pierwsza,˛ która poznała i zaakceptowała zarzuty przeciwko poprzedniczce Elaidy. I zdawała sobie doskonale spraw˛e, dlaczego nosi stuł˛e Opiekunki, która nale˙zała si˛e jednej z Czerwonych. Czerwone Ajah jednogło´snie poparły Elaid˛e, ale Białe nie, a bez szczerego poparcia Białych wiele innych równie˙z, mogłoby nie pój´sc´ za nimi, i wówczas Elaida nie zasiadałaby na Tronie Amyrlin, ale znajdowała si˛e w celi. Oczywi´scie tylko w tym przypadku, gdyby pozostało´sci jej głowy wie´ncza- ˛ cej ostrze piki nie stały si˛e zabawka˛ kruków. Alviarin nie dawała si˛e onie´smieli´c równie łatwo jak pozostałe. Je´sli w ogóle dawała si˛e onie´smieli´c. W tej nieza- chwianej pewno´sci, z jaka˛ Alviarin patrzyła jej w oczy, mo˙zna było wyczyta´c nieprzyjemna˛ prawd˛e, z˙ e spotykaja˛ si˛e jak równa z równa.˛ Rozległo si˛e pukanie do drzwi, bardzo gło´sne na tle tej ciszy. — Wej´sc´ ! — warkn˛eła Elaida. Jedna z Przyj˛etych, blada szczupła dziewczyna, weszła z wahaniem do po- mieszczenia i natychmiast wykonała ukłon tak gł˛eboki, z˙ e jej biała suknia obrze- z˙ ona lamówka˛ w siedmiu kolorach rozlała si˛e na posadzce niczym kału˙za. Roz- szerzone bł˛ekitne oczy i sposób, w jaki wbijała spojrzenie w podłog˛e, s´wiadczyły, z˙ e wyczuła nastroje panujace ˛ w komnacie kobiet. W miejscu, z którego Aes Sedai wychodziły roztrz˛esione, na Przyj˛eta˛ czekało naprawd˛e wielkie niebezpiecze´n- stwo. — M-Matko, Pan F-Fain jest tutaj. Powiedział, z˙ e chciała´s si˛e spotka´c z nim o tej porze. — Dziewczyna zachwiała si˛e i omal nie upadła od przejmujacego ˛ ja˛ strachu. — A wi˛ec ka˙z mu wej´sc´ , zamiast trzyma´c za drzwiami — warkn˛eła Elaida, mimo i˙z obdarłaby ja˛ z˙ ywcem ze skóry, gdyby wpu´sciła go bez pro´sby o pozwo- lenie. Gniew, który skrywała przed Alviarin — nigdy nie przyznałaby si˛e przed soba,˛ z˙ e boi si˛e go tamtej okaza´c — ten sam gniew wezbrał w niej teraz. — A je´sli nie potrafisz si˛e nauczy´c porzadnie ˛ mówi´c, by´c mo˙ze kuchnie oka˙za˛ si˛e bardziej stosownym dla ciebie miejscem ni´zli przedsionek gabinetu Amyrlin. No co? Zrobisz wreszcie, co ci kazano? Ruszaj si˛e, dziewczyno! I powiedz Mi- strzyni Nowicjuszek, ma ci˛e nauczy´c skwapliwego wypełniania rozkazów. Dziewczyna wyskrzeczała co´s, by´c mo˙ze stosowna˛ odpowied´z, po czym wy- mkn˛eła si˛e z pomieszczenia. Elaida opanowała si˛e z wysiłkiem. Nie dbała w najmniejszej mierze o to, czy Silviana, nowa Mistrzyni Nowicjuszek, stłucze dziewczyn˛e do nieprzytomno´sci, czy zleci jej dodatkowa˛ lektur˛e. Ledwie dostrzegała nowicjuszki czy Przyj˛ete, chyba z˙ e stawały jej na drodze, a dbała o nie w jeszcze mniejszym stopniu. To Alviarin chciałaby widzie´c poni˙zana˛ i ci´sni˛eta˛ na kolana. Na razie jednak musiała si˛e zaja´ ˛c Fainem. Przyło˙zyła palec do ust. Ko´scisty 15 Strona 16 mały człowieczek z ogromnym nosem, który pojawił si˛e w Wie˙zy przed zaledwie kilkoma dniami, brudny, odziany w s´wietne niegdy´s szaty, zreszta˛ zbyt du˙ze na niego, arogancki i płaszczacy˛ si˛e na przemian, z miejsca zaczał ˛ si˛e stara´c o posłu- chanie u Amyrlin. Wyjawszy˛ tych, którzy słu˙zyli w Wie˙zy, m˛ez˙ czy´zni przebywali w niej zasadniczo tylko wówczas, gdy doprowadzano ich przemoca˛ albo znajdo- wali si˛e w wielkiej potrzebie, ale z˙ aden z nich nie prosiłby o audiencj˛e u Amyrlin. Głupiec do pewnego stopnia, prawdopodobnie na poły szalony: utrzymywał, z˙ e pochodzi z Lugardu w Murandy, ale w jego mowie odzywały si˛e rozmaite akcen- ty, czasami przechodził od jednego do drugiego w s´rodku zdania. A jednak doszła do wniosku, z˙ e mo˙ze si˛e przyda´c. Alviarin wcia˙ ˛z patrzyła na nia,˛ pogra˙˛zona w chłodnym samozadowoleniu, w jej oczach za´s zastygły nie wypowiedziane pytania, które z pewno´scia˛ chciała zada´c w zwiazku ˛ z Fainem. Twarz Elaidy stwardniała. Miała nieomal ochot˛e si˛e- gna´ ´ ˛c po saidara, kobieca˛ połow˛e Prawdziwego Zródła, aby u˙zy´c Mocy i nauczy´c tamta,˛ gdzie jest jej prawdziwe miejsce w ramach hierarchii Wie˙zy. Ale to nie był wła´sciwy sposób. Alviarin mogłaby nawet stawi´c opór, a walka na podobie´nstwo stajennej dziewki nie była z˙ adna˛ metoda˛ zamanifestowania autorytetu Amyrlin. Jednak Alviarin nauczy si˛e jeszcze by´c jej posłuszna,˛ tak jak naucza˛ si˛e tego po- zostałe. Pierwszym krokiem b˛edzie pozostawienie jej w niewiedzy odno´snie do tego Faina czy jak te˙z tam brzmiało jego prawdziwe nazwisko. *** Padan Fain wyrzucił ze swych my´sli obraz rozdygotanej młodej Przyj˛etej, le- dwie przekroczył próg gabinetu Amyrlin, wygladała ˛ na smaczny kasek, ˛ lubił, jak takie dziewczatka˛ trzepotały w jego dłoniach niczym małe ptaszki, ale teraz trze- ba było si˛e skupi´c na znacznie wa˙zniejszych sprawach. Ocierajac ˛ zwilgotniałe od potu dłonie, skłonił głow˛e, odpowiednio skromnie, ale oczekujace ˛ go dwie kobie- ty z poczatku ˛ zdawały si˛e zupełnie nie dostrzega´c jego obecno´sci, ich spojrzenia dalej krzy˙zowały si˛e ze soba.˛ Niemal˙ze mógł wyciagn ˛ a´˛c dło´n i poczu´c dotykiem zastygłe mi˛edzy nimi napi˛ecie. Cała˛ Biała˛ Wie˙ze˛ oplatało napi˛ecie i podziały. Tym lepiej. Napi˛ecie mo˙zna skierowa´c w odpowiednia˛ stron˛e, podziały wykorzysta´c, je´sli trzeba. Zdziwił si˛e, z˙ e na Tronie Amyrlin zasiada Elaida. Ale dzi˛eki temu sytuacja była bardziej sprzyjajaca,˛ ni´zli oczekiwał. Pod wieloma wzgl˛edami nie dorówny- wała siła,˛ jak słyszał, kobiecie, która przed nia˛ nosiła stuł˛e. Twardsza, tak, bardziej okrutna, ale równocze´snie bardziej krucha. Znacznie trudniejsza do nakłonienia, ale łatwiejsza do złamania. Je´sli która´s z tych mo˙zliwo´sci oka˙ze si˛e konieczna. 16 Strona 17 Ale przecie˙z dla niego jedna Aes Sedai, nawet Amyrlin, nie ró˙zniła si˛e niczym od drugiej. Wszystkie były głupie. Głupie i niebezpieczne, jednak˙ze czasami si˛e przydawały. Wreszcie zdały sobie spraw˛e z jego obecno´sci, Amyrlin lekko zmarszczyła brwi, wyraz twarzy Opiekunki Kronik nie zmienił si˛e ani na jot˛e. — Mo˙zesz ju˙z i´sc´ , córko — twardym głosem poleciła Elaida, kładac ˛ nacisk na słowo „ju˙z”. Tak, tak. Napi˛ecia, szczeliny w pot˛edze. Szczeliny, w których mo˙zna posia´c ziarna. Fain ledwie si˛e powstrzymał od wybuchu s´miechu. Alviarin zawahała si˛e, zanim wykonała jeden z ukłonów. Kiedy wychodziła z pomieszczenia, jej spojrzenie prze´slizgn˛eło si˛e po jego postaci — całkowicie pozbawione wyrazu, cho´c niepokojace. ˛ Skulił si˛e odruchowo, jakby w obronnym ge´scie, jego dolna warga zadr˙zała w połowicznym wilczym grymasie, skierowa- nym ku jej szczupłym plecom. Ogarn˛eło go przelotne wra˙zenie, tylko na moment, z˙ e ona wie na jego temat zbyt du˙zo, nie potrafiłby jednak powiedzie´c, skad ˛ si˛e ono wzi˛eło. Ta jej chłodna twarz, zimne oczy, które nigdy nie zmieniały wyrazu. A on pragnał ˛ zobaczy´c w nich jaka´˛s zmian˛e. Strach. Agoni˛e. Błaganie. Niemal˙ze za´smiał si˛e na sama˛ my´sl. Przecie˙z to bez sensu. Nie mogła nic wiedzie´c. Odro- bina cierpliwo´sci, a poradzi sobie i z nia,˛ i z tym niewzruszonym spojrzeniem jej oczu. Wie˙za w swych skarbcach posiadała rzeczy warte tej odrobiny cierpliwo´sci. Był tu Róg Valere, osławiony Róg, majacy ˛ wezwa´c z grobów martwych bohate- rów na czas Ostatniej Bitwy. Nawet wi˛ekszo´sc´ Aes Sedai nie miała o tym poj˛ecia, jednak on potrafił odkrywa´c tajemnice. Sztylet był tutaj. Czuł jego zew nawet w miejscu, w którym si˛e teraz znajdował. Mógł trafi´c do´n z zamkni˛etymi oczami. Był jego, był jego cz˛es´cia,˛ skradziony i ukryty przez Aes Sedai. Sztylet zastapi ˛ mu to wszystko, co utracił. Nie miał poj˛ecia w jaki sposób, ale pewien był, z˙ e tak si˛e stanie. Zastapi˛ utracone Aridhol. Zbyt niebezpiecznie byłoby wraca´c do Aridhol, mógłby znowu zosta´c uwi˛eziony. Zadr˙zał. Tak długo był uwi˛eziony. Ju˙z nigdy wi˛ecej. Oczywi´scie, nikt ju˙z nie u˙zywał nazwy Aridhol, teraz mówiono Shadar Lo- goth. Gdzie Oczekuje Cie´n. Stosowna nazwa. Tak wiele si˛e zmieniło. Nawet on sam. Padan Fain. Mordeth. Ordeith. Czasami nie miał z˙ adnej pewno´sci, które imi˛e tak naprawd˛e do niego nale˙zy, kim jest w rzeczywisto´sci. Jedna rzecz była pew- na. Nie był tym, za kogo go uwa˙zano. Ci, którzy wierzyli, z˙ e go znaja,˛ srodze si˛e mylili. Teraz był przemieniony. Miał w sobie sił˛e, przewy˙zszajac ˛ a˛ inne moce. Na koniec wszyscy si˛e o tym przekonaja.˛ Wzdrygnał ˛ si˛e, zdawszy sobie spraw˛e, z˙ e Amyrlin co´s powiedziała. Pogrzebał goraczkowo ˛ w pami˛eci i odnalazł jej słowa. — Tak, Matko, ten kaftan dobrze mi słu˙zy. — Przesunał ˛ dłonia˛ po czarnym aksamicie, aby pokaza´c, jak bardzo jest ze´n zadowolony, jakby ubiór miał jakie- 17 Strona 18 kolwiek znaczenie. — To dobry kaftan. Uprzejmie ci dzi˛ekuj˛e, Matko. Przygotowany odcierpie´c jej kolejne starania, by poczuł si˛e swobodniej, gotów był nawet przykl˛ekna´ ˛c i pocałowa´c jej pier´scie´n, ale tym razem przeszła wprost do sedna. — Powiedz mi co´s wi˛ecej z tego, co wiesz o Randzie al’Thorze, panie Fain. Wzrok Faina pow˛edrował do obrazu przedstawiajacego ˛ dwóch m˛ez˙ czyzn, jego plecy wyprostowały si˛e, gdy mu si˛e przypatrywał. Portret al’Thora szarpał stru- n˛e w jego sercu z równa˛ siła,˛ jakby tamten stanał ˛ przed nim we własnej osobie, w z˙ yłach zawrzała w´sciekło´sc´ i nienawi´sc´ . To z powodu tego młodzie´nca cier- piał ból, którego nie pomie´sciła pami˛ec´ , ból, którego nie chciał pami˛eta´c, który zadawał mu gorsze cierpienia ni´zli zwykły ból. Został połamany i sklejony na no- wo, a wszystko przez al’Thora. Oczywi´scie, powtórne odtworzenie wyposa˙zyło go w narz˛edzia zemsty, ale nie o to przecie˙z chodziło. Stracił zdolno´sc´ widzenia, pragnienie zniszczenia al’Thora przesłoniło mu s´wiat. Odwrócił si˛e z powrotem do Amyrlin, nie zdajac ˛ sobie sprawy, z˙ e przybrał równie władcza˛ postaw˛e, i spojrzał jej prosto w oczy. — Rand al’Thor jest nieszczery i przebiegły, nie dba o nikogo ani o nic, oprócz swej mocy. Głupia kobieta. — Nie da si˛e nigdy przewidzie´c, co on zrobi. Gdyby tylko mógł dosta´c go w swe r˛ece. . . — Trudno go kontrolowa´c. . . bardzo trudno. . . ale wierz˛e, z˙ e mo˙zna to osia-˛ gna´˛c. Najpierw musisz uwiaza´˛ c na sznurku jedna˛ z tych nielicznych osób, którym ufa. . . Je´sli ona da mu al’Thora, ta mo˙ze nawet pozostawi ja˛ przy z˙ yciu, kiedy wresz- cie odejdzie. Mimo z˙ e to Aes Sedai. *** W samej koszuli, rozwalony niedbale w złoconym fotelu, z jedna˛ obuta˛ noga˛ przewieszona˛ przez wy´scielana por˛ecz, Rahvin u´smiechał si˛e do kobiety stojacej ˛ przy kominku i powtarzajacej ˛ to, co jej kazał. Jej wielkie, piwne oczy przesłaniała szklista mgiełka. Młoda kobieta, s´liczna nawet w tych prostych szarych wełnach, które wło˙zyła jako przebranie, ale nie to wszak interesowało go w niej najbardziej. Najl˙zejszy podmuch wiatru nie wnikał do wn˛etrza przez wysokie okna kom- naty. Pot spływał strugami po twarzy kobiety, kiedy jej usta si˛e poruszały, perlił si˛e te˙z na waskiej ˛ twarzy drugiego m˛ez˙ czyzny znajdujacego ˛ si˛e w pomieszczeniu. Pomimo znakomitego kaftana z czerwonego jedwabiu ze złotym haftem, m˛ez˙ czy- 18 Strona 19 zna ów pr˛ez˙ ył si˛e niczym słu˙zacy, ˛ którym zreszta˛ w pewien sposób był, nawet je´sli, w przeciwie´nstwie do kobiety, poszedł na słu˙zb˛e z własnej woli. Oczywi´scie w tej chwili nic nie widział i nie słyszał. Rahvin delikatnie operował strumieniami Ducha, którymi oplótł t˛e dwójk˛e. Nie było potrzeby marnowania warto´sciowych sług. Rzecz jasna, on si˛e nie pocił. Nie pozwoliłby, aby przewlekły upał lata musnał ˛ cho´cby jego skór˛e. Był wysokim m˛ez˙ czyzna,˛ pot˛ez˙ nie zbudowanym, smagłolicym i przystojnym mimo pasm siwizny na skroniach. W post˛epowaniu z ta˛ kobieta˛ stosowanie przymusu nie nastr˛eczało najmniejszych trudno´sci. Grymas przeciał ˛ jego twarz. Nie zawsze tak było. Niektórzy — naprawd˛e nie- wielu — mieli ja´znie tak silne, z˙ e ich umysły, cho´cby nie´swiadomie, wcia˙ ˛z po- szukiwały szczelin, którymi mogłyby si˛e wydosta´c na wolno´sc´ . Jego pech polegał na tym, z˙ e wcia˙˛z potrzebował takich ludzi. Z kobieta˛ mo˙zna było sobie poradzi´c, ale wcia˙ ˛z poszukiwała drogi ucieczki, nie wiedzac ˛ nawet, z˙ e została uwi˛eziona. Ostatecznie wszak, ona równie˙z, przestanie by´c potrzebna, wtedy zdecyduje, czy pozwoli jej odej´sc´ własna˛ droga,˛ czy pozb˛edzie si˛e jej w sposób nieco bardziej definitywny. Oba wyj´scia nastr˛eczały okre´slone niebezpiecze´nstwa. Oczywi´scie, jemu nic nie było w stanie zagrozi´c, ale z natury był człowiekiem ostro˙znym, skrupulatnym. Małe niebezpiecze´nstwa potrafia˛ si˛e pot˛egowa´c, je´sli si˛e na nie nie zwraca uwagi, a on zawsze mierzył podejmowane ryzyko miara˛ swej ostro˙zno´sci. Zabi´c ja˛ czy zatrzyma´c? Z zamy´slenia wyrwała go pauza w potoku słów kobiety. — Kiedy opu´scisz to miejsce — oznajmił jej — zapomnisz, z˙ e tu była´s. Pa- mi˛eta´c b˛edziesz tylko swój codzienny poranny spacer. Przytakn˛eła gorliwie, a on lekko tak poluzował pasma Ducha, by mogły same wyparowa´c z jej umysłu niedługo po tym, jak znajdzie si˛e na ulicy. Powtarzajace ˛ si˛e zastosowanie przymusu za ka˙zdym razem wzmagało gotowo´sc´ do posłusze´n- stwa, nawet je´sli si˛e jej bezpo´srednio nie wykorzystywało, ale zawsze istniało niebezpiecze´nstwo, z˙ e kto´s to wszystko wykryje. Kiedy z nia˛ sko´nczył, uwolnił równie˙z umysł Elgara. Lord Elgar. Pomniej- szy szlachcic, ale wierny swym przysi˛egom. Ten nerwowo oblizał waskie ˛ wargi i spojrzał na kobiet˛e. a potem natychmiast przyklakł ˛ przed Rahvinem. Przyjaciele Ciemno´sci — Sprzymierze´ncy Ciemno´sci, jak ich nazywano obecnie zaczynali si˛e ju˙z uczy´c powoli, jak s´ci´sle b˛edzie si˛e od nich wymaga´c dotrzymania zło˙zo- nych przysiag, ˛ teraz, kiedy Rahvin i pozostali byli znowu wolni. — Wyprowad´z ja˛ dyskretnie na ulic˛e — powiedział Rahvin. — I zostaw tam. Nikt nie mo˙ze jej zobaczy´c. — B˛edzie tak, jak rozkazałe´s, Wielki Panie — powiedział Elgar, kłaniajac ˛ si˛e, ugiawszy ˛ kolano. Potem podniósł si˛e i idac˛ tyłem, wycofał si˛e sprzed oblicza Rahvina, nie prze- stajac˛ si˛e kłania´c i ciagn ˛ ac˛ kobiet˛e za rami˛e. Szła potulnie, oczywi´scie, jej oczy 19 Strona 20 wcia˙˛z były zamglone. — Jedna z twoich s´licznotek do zabawy? — zapytał kobiecy głos, kiedy rze´z- bione drzwi zamkn˛eły si˛e za tamta˛ dwójka.˛ — Ale doprawdy, czy musisz ubiera´c je w taki sposób? Objał˛ saidina i pozwolił, by wypełniła go Moc, skaza m˛eskiej połowy Praw- ´ dziwego Zródła wgryzła si˛e bezsilnie w barier˛e jego zobowiaza´ ˛ n i przysiag, ˛ wi˛ezi łacz ˛ acych ˛ ´ go z pot˛ega,˛ która˛ uznawał za wi˛eksza˛ ni´zli Swiatło´sc´ , a nawet Stwórca. Po´srodku komnaty, ponad złotoczerwonym kobiercem unosiła si˛e brama, przej´scie do jakiego´s innego miejsca. Pochwycił przelotny obraz komnaty o s´cia- nach wyło˙zonych s´nie˙znobiałym jedwabiem, zanim brama znikn˛eła, pozostawia- jac ˛ tylko kobiet˛e, odziana˛ w biel i spi˛eta˛ w talii paskiem splecionym ze srebra. Leciutki dreszcz, który przebiegł po jego skórze, niczym odległe tchnienie chło- du, upewnił go, z˙ e kobieta przeniosła Moc. Szczupła i wysoka, była równie pi˛ekna jak on przystojny, w twarzy otoczonej kaskada˛ spływajacych ˛ na ramiona włosów — z wpi˛etymi w nie ozdobami w kształcie półksi˛ez˙ yców i gwiazd — l´sniły ciem- ne oczy. Na jej widok wi˛ekszo´sci m˛ez˙ czyzn zapewne zaschłoby w ustach. — Co chcesz osiagn ˛ a´ ˛c, podkradajac ˛ si˛e do mnie znienacka, Lanfear? — zapy- ´ tał szorstko. Nie rozlu´znił kontaktu ze Zródłem, miast tego zajał˛ si˛e przygotowa- niem kilku nieprzyjemnych niespodzianek, na wszelki wypadek. — Je˙zeli chcesz, ze mna˛ porozmawia´c, wy´slij posła´nca, a ja zdecyduj˛e, kiedy i gdzie. I czy w ogóle. Lanfear u´smiechn˛eła si˛e swoim słodkim, zdradzieckim u´smiechem. — Zawsze byłe´s s´winia,˛ Rahvin, ale rzadko głupcem. Ta kobieta jest Aes Se- dai. Co si˛e stanie, je´sli zrozumieja,˛ z˙ e ja˛ straciły? Czy zawsze wysyłasz heroldów, aby wszem wobec oznajmiali miejsce twego pobytu? — Przenoszenie? — warknał. ˛ — Ona nie jest do´sc´ silna, by ja˛ wypuszcza´c na dwór bez opiekunki. Niedouczone dzieci nazywaja˛ Aes Sedai, podczas gdy jedna połowa tego, co wiedza,˛ to sztuczki samouków, druga za´s ledwie dotyka powierzchni prawdziwej wiedzy. — Czy nadal by´s tak szydził, gdyby trzyna´scioro tych niedouczonych dzieci otoczyło ci˛e kr˛egiem? Chłodne szyderstwo w jej głosie ukłuło go niczym z˙ adło ˛ osy, ale nie dał ni- czego po sobie pozna´c. — Powziałem˛ stosowne s´rodki ostro˙zno´sci, Lanfear. Ona nie jest jedna˛ z mo- ich „´slicznotek do zabawy”, jak je nazywasz, lecz lokalna˛ agentka˛ Wie˙zy. Donosi dokładnie to, co ja chc˛e, i robi to ch˛etnie. Te, które słu˙za˛ Wybranym w Wie˙zy, powiedziały mi, gdzie ja˛ znajd˛e. — Wkrótce nadejdzie dzie´n, gdy s´wiat porzu- ci miano Przekl˛etych i ukl˛eknie przed Wybranymi. Tak zostało przyobiecane, ju˙z bardzo dawno temu. — Dlaczego tutaj przyszła´s, Lanfear? Z pewno´scia˛ nie z pro´s- ba˛ o pomoc dla bezbronnej niewiasty. Wzruszyła tylko ramionami. — Je˙zeli o mnie chodzi, mo˙zesz igra´c ze swoimi zabawkami, jak ci si˛e z˙ ywnie 20