Rice Morgan - Dzienniki wampirze 03 - Zdradzona
Szczegóły |
Tytuł |
Rice Morgan - Dzienniki wampirze 03 - Zdradzona |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Rice Morgan - Dzienniki wampirze 03 - Zdradzona PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Rice Morgan - Dzienniki wampirze 03 - Zdradzona PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Rice Morgan - Dzienniki wampirze 03 - Zdradzona - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Zdradzona
(część 3 Wampirzych Dzienników)
Strona 3
Morgan Rice
przekład: Michał Głuszak
Wybrane komentarze Wampirzych Dzienników
– ZDRADZONA to wspaniała kontynuacja cyklu Wampirze
Dzienniki.
Morgan Rice przedstawia kolejny epizod, który bije na głowę
poprzednie dwie części. Opowieść jest wartka, pełna akcji, miłości
oraz intryg. Jeśli nie czytałeś dwóch poprzednich książek z tego
cyklu, zrób to teraz, a dopiero potem zabierz się za ZDRADZONĄ.
Ja czytałam je w kolejności. Każda z nich jednak stanowi odrębną
całość i nawet, jeśli nie czytałeś części pierwszej i drugiej, to
przeczytaj ZDRADZONĄ. Jestem pewna, że natychmiast zabierzesz
się za poprzednie –
obydwie warto przeczytać… nawet dwukrotnie! –
- VampireBookSite
– Książka PRZEMIENIONA okazuje się godnym rywalem
ZMIERZCHU
oraz PAMIĘTNIKÓW WAMPIRÓW. Jest jedną z tych książek, od
których nie sposób się oderwać! Jeśli pociągają cię książki o
przygodach, miłości i wampirach, to ta książka nadaje się idealnie
dla ciebie! –
- Vampirebooksite.com
– Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych
stron, wykorzystując genialną narrację wykraczającą daleko poza
zwykłe opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana
książka, którą bardzo szybko się czyta; to dobry początek nowego
cyklu powieści o wampirach, który z pewnością okaże się
przebojem wśród czytelników poszukujących lekkiej, aczkolwiek
wciągającej lektury. –
- Black Lagoon Reviews
O autorce
Morgan Rice jest autorką bestselerowej serii 11-stu książek o
wampirach WAMPIRZE DZIENNIKI (kolejne w przygotowaniu),
skierowanej do młodego czytelnika; bestselerowej serii thrillerów
post-apokaliptycznych THE
SURVIVAL TRILOGY, złożonej z dwóch książek (kolejne w
przygotowaniu) i bestselerowej serii fantasy KRĄG
Strona 4
CZARNOKSIĘŻNIKA, obejmującej trzynaście książek (kolejne w
przygotowaniu).
Powieści Morgan są dostępne w wersjach audio i drukowanej, a
przekłady książek są dostępne w języku niemieckim, francuskim,
włoskim, hiszpańskim, portugalskim, japońskim, chińskim,
szwedzkim, holenderskim, tureckim, węgierskim, czeskim i
słowackim (w przygotowaniu tłumaczenia w innych językach).
PRZEMIENIONA (pierwsza część serii Wampirze Dzienniki)),
ARENA ONE
(Księga 1 cyklu Survival Trilogy), WYPRAWA BOHATERÓW
(Księga 1 cyklu Krąg Czarnoksiężnika) oraz RISE OF THE
DRAGONS (Księga 1 cyklu Kings and Sorcerers) dostępne są
nieodpłatnie na Google Play!
Morgan chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy
zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony
www.morganricebooks.com, gdzie będziecie mogli dopisać swój
adres do listy emaili, otrzymać bezpłatną wersję książki i darmowe
materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać
najnowsze, niedostępne gdzie indziej wiadomości, połączyć się
poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie!
Książki autorstwa Morgan Rice KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA
WYPRAWA BOHATERÓW (CZĘŚĆ 1)
MARSZ WŁADCÓW (CZĘŚĆ 2)
LOS SMOKÓW (CZĘŚĆ 3)
ZEW HONORU (CZĘŚĆ 4)
BLASK CHWAŁY (CZĘŚĆ 5)
SZARŻA WALECZNYCH (CZĘŚĆ 6)
RYTUAŁ MIECZY (CZĘŚĆ 7)
OFIARA BRONI (CZĘŚĆ 8)
NIEBO ZAKLĘĆ (CZĘŚĆ 9)
MORZE TARCZ (CZĘŚĆ 10)
ŻELAZNE RZĄDY (CZĘŚĆ 11)
KRAINA OGNIA (CZĘŚĆ 12)
RZĄDY KRÓLOWYCH (CZĘŚĆ 13)
PRZYSIĘGA BRACI (CZĘŚĆ 14)
Strona 5
SEN ŚMIERTELNIKÓW (CZĘŚĆ 15)
POTYCZKI RYCERZY (CZĘŚĆ 16)
ŚMIERTELNA BITWA (CZĘŚĆ 17)
THE SURVIVAL TRILOGY
ARENA ONE: SLAVESRUNNERS (BOOK 1)
ARENA TWO (BOOK 2)
WAMPIRZE DZIENNIKI
PRZEMIENIONA (CZĘŚĆ 1)
KOCHANY (CZĘŚĆ 2)
ZDRADZONA (CZĘŚĆ 3)
PRZEZNACZONA (CZĘŚĆ 4)
POŻĄDANA (CZĘŚĆ 5)
ZARĘCZONA (CZĘŚĆ 6)
ZAŚLUBIONA (CZĘŚĆ 7)
ODNALEZIONA (CZĘŚĆ 8)
WSKRZESZONA (CZĘŚĆ 9)
UPRAGNIONA (CZĘŚĆ 10)
NAZNACZONA (CZĘŚĆ 11)
Strona 6
Kliknij tutaj by pobrać książki Morgan Rice z Play!
Posłuchaj cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!
Strona 7
Copyright © 2012 Morgan Rice
Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na
mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna
część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani
przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani
przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania
informacji bez wcześniejszej zgody autora.
Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do
wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega
odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w
którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej
kolejnej osoby.
Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy
zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie
szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.
Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca
i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie
podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i
niezamierzone.
Jacket art ©iStock.com /© Jen Grantham
Spis Treści
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Strona 8
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
FAKT:
Sześćdziesiąt mil na północ od Manhattanu, otoczona wodami rzeki
Hudson, leży niewielka, mało znana wysepka, na której spoczywają
ruiny szkockiego zamczyska. Wyspę zowią Pollepel od imienia
młodziutkiej dziewczyny Polly, która wieki temu utknęła na krze
skutej lodem rzeki i wylądowała właśnie na brzegu tej wysepki.
Według legendy została w romantyczny sposób ocalona przez swego
ukochanego, który właśnie tam ją poślubił.
– Lat siedemdziesiąt dobrze zapamiętam, W ich ciągu straszne
widziałem godziny,
I sprawy dziwne, ale przy tej nocy
Fraszką są wszystkie minione wspomnienia. –
— William Shakespeare, Makbet
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wyspa Pollepel, Rzeka Hudson, Nowy Jork
(Współcześnie)
− Caitlin? – odezwał się cichy głos. – Caitlin?
Caitlin Paine usłyszała go. Spróbowała otworzyć oczy. Powieki były
jednak zbyt ciężkie; bez względu na jej wysiłki, nie mogła ich
Strona 9
podnieść. W końcu jej się to udało, ale tylko na ułamek sekundy.
Chciała sprawdzić, skąd dochodził głos.
To Caleb.
Klęczał u jej boku z wyrazem troski na twarzy, trzymając jej dłoń w
swoich.
− Caitlin? – zapytał ponownie.
Spróbowała dojść nieco do siebie, podźwignąć gęstą pajęczynę
otulającą jej głowę. Gdzie była? Zdołała dostrzec opustoszały pokój,
jego kamienne ściany.
Była noc, a przez wielkie, otwarte okno wlewała się do środka
poświata księżycowej pełni. Zauważyła kamienną posadzkę,
kamienne ściany i kamienny, zwieńczony łukiem sufit. Kamień
wyścielający wnętrze był gładki i wyglądał
staro. Czyżby trafiła do średniowiecznego klasztoru?
Poza blaskiem księżyca pokój rozjaśniała jedynie niewielka
pochodnia zatknięta na odległej ścianie, rzucająca skąpe światło na
wnętrze. Było zbyt ciemno, aby zobaczyć coś więcej.
Spróbowała skupić wzrok na twarzy Caleba. Był tak blisko, o
niecałą stopę od niej i wpatrywał się w jej oczy z nadzieją. Jego
źrenice zdawały się jarzyć.
Uścisnął jej dłoń jeszcze mocniej. Miał ciepłe ręce. A jej były takie
zimne. Nie czuła ich wcale.
Mimo szczerych chęci nie zdołała utrzymać swych oczu otwartych.
Jej powieki były zbyt ciężkie. Czuła się… chora. Nie, to nie to.
Czuła się…
ociężała. Jakby dryfowała, zawieszona, utknąwszy między
światami. Nie czuła swego ciała. Nie czuła już, że jest częścią tego
świata, ale też nie była martwa.
Jakby próbowała obudzić się z bardzo głębokiego snu.
Próbowała usilnie przypomnieć sobie cokolwiek. Boston… King’s
Chapel…
Miecz. A później… jak została pchnięta. Jak leżała i umierała. I
Caleba tuż obok. I… jego kły. Jak zbliżały się do niej.
Czuła tępy, pulsujący ból z boku szyi. Pewnie to tam została
ukąszona. Sama o to prosiła – wręcz błagała.
Strona 10
Teraz jednak, czując się tak jak się czuła, nie była już tego taka
pewna. Coś było nie tak. Czuła, jak jej żyły rozpiera lodowato
zimna krew. Jakby umarła,
lecz nie zrobiła następnego kroku. Jakby utknęła gdzieś pomiędzy.
Nade wszystko jednak czuła ból. Tępy, pulsujący ból w prawym
boku. I w żołądku. Promieniował z miejsca, w które weszło ostrze
miecza.
− To normalne, co teraz czujesz – powiedział cicho Caleb. – Nie bój
się.
Wszyscy przez to przechodzimy podczas przemiany. Poczujesz się
lepiej.
Obiecuję. Ból minie.
Chciała uśmiechnąć się, sięgnąć dłonią ku jego twarzy i pogłaskać
ją.
Dźwięk jego głosu sprawiał, że świat stawał się idealny. Wszystko
nabierało sensu. Będą już razem po wieki i z tego czerpała nadzieję.
Była jednak zbyt zmęczona. Jej ciało nie reagowało na polecenia
płynące z umysłu. Nie zdołała zmusić ust do uśmiechu. Nie udało jej
się zebrać sił i unieść dłoni. Czuła, że zapada z powrotem w sen…
Nagle jakaś myśl wytrąciła ją z odrętwienia. Miecz… leżał
nieopodal, a potem… zniknął. Ktoś go ukradł.
Wówczas przypomniała sobie. Jej brat Sam. Pozbawiony
przytomności. A później zabrał go ten wampir. Co się z nim stało?
Czy był bezpieczny?
I Caleb. Dlaczego był akurat tutaj? Przecież powinien podążać za
mieczem.
Powinien ich powstrzymać. Może pojawił się tu przez nią? Może
poświęcił to wszystko, by stanąć u jej boku?
W jej umyśle każde pytanie rodziło kolejne i kolejne.
Zebrała wszystkie siły i otworzyła usta. Ledwie co.
− Miecz – zdołała wydusić. Jej gardło wyschło tak bardzo, że każde
słowo sprawiało jej teraz ból. – Musisz iść… − dodała. – Musisz
ocalić…
− Cii – odparł Caleb. – Odpoczywaj.
Tyle chciała mu powiedzieć. Jak bardzo go kocha. Jaka jest mu
wdzięczna.
Strona 11
Że ma nadzieję, że już nigdy jej nie opuści.
Lecz musiała z tym poczekać. Poczuła kolejny przypływ osłabienia.
Nie mogła otworzyć ust. Wbrew sobie czuła, jak zapada coraz
głębiej w mrok, z powrotem w swój nieśmiertelny sen.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kyle przelatywał właśnie nad północnym Manhattanem. Nigdy
jeszcze nie czuł tak wielkiej euforii. Tuż za nim leciał Sergei, jego
posłuszny żołnierz. Dalej zaś setki innych wampirów, które
przyłączyły się do nich po drodze. Za pasem Kyle’a tkwił
legendarny miecz. Nic więcej nie trzeba było dodawać. Wieści o
tym dotarły już do mrocznych wampirów zamieszkujących całe
Wschodnie Wybrzeże. Wiele klanów, widząc go teraz, miało chęć
przyłączyć się do niego.
Wiedzieli, że zbliża się wojna. A reputacja Kyle’a znacznie go
wyprzedzała.
Wyrachowane wampiry wiedziały dobrze, że gdziekolwiek się
udawał, nic dobrego to nie wróżyło. I chciały być tego częścią.
Kyle poczuł, jak przeszył go dreszcz na myśl o rosnących szeregach
jego armii. Kolejny raz, lecąc nad miastem, utwierdził się w
przekonaniu o swej racji.
Sergei spisał się świetnie, kiedy chwycił miecz i ugodził nim tę
dziewczynę, Caitlin. W zasadzie, nawet go tym zadziwił. Nigdy nie
myślał, że Sergeia byłoby na to stać. Nie doceniał go. W nagrodę
postanowił go oszczędzić. Uświadomił
sobie, że będzie z niego niezły pomagier. Sergei wywarł na nim
szczególnie pozytywne wrażenie, kiedy uniżenie wręczył mu miecz
zaraz po opuszczeniu King’s Chapel. O tak, Sergei wiedział, gdzie
jego miejsce. Jeśli nadal miał tak postępować, Kyle gotów był go
nawet awansować. Mógłby nawet obdarować go własnym
oddziałem. Kyle nie cierpiał większości ludzkich przywar. Jedyną
rzeczą, którą sobie cenił była lojalność.
Zwłaszcza po tym, co jego właśni bracia, klan Blacktide, mu
zgotowali. Po tysiącach lat oddania, Rexius, ich najwyższy
przywódca, pozbył się go ot tak, jakby Kyle był nikim, jakby tysiące
lat jego wiernej posługi nic nie znaczyły. I to wszystko z powodu
jednego, niewielkiego błędu. Nieprawdopodobne.
Plan Kyle’a powiódł się całkowicie. Teraz to on dzierżył miecz i nic,
absolutnie nic, nie było w stanie stanąć mu na drodze. Wojna z rasą
Strona 12
ludzką i innymi wampirzymi gatunkami miała już wkrótce się
rozpocząć i to za jego przyczyną.
Szybował dalej nad centrum, nad Harlemem, aż w pewnej chwili
zniżył lot.
Używając wampirzego wzroku, powiększył znajdujące się poniżej
szczegóły widoku. I uśmiechnął się szeroko.
Rozsiana przez niego dżuma zbierała obfite żniwo. Zapanował
całkowity chaos. Żałosne, ludzkie miniatury szamotały się na
wszystkie strony, pędząc w swych samochodach po
jednokierunkowych ulicach pod prąd, kłócąc się ze sobą nieustannie
i plądrując sklepy. Dostrzegł też, że w większości ich ciała
pokrywały okropne rany, oznaki zarazy. Widział trupy ułożone w
wysokie stosy na każdej ulicy. Istny Armagedon. Nic innego nie
było w stanie go bardziej uszczęśliwić.
Jeszcze tylko kilka dni i większość ludzi w mieście zginie. Wówczas
Kyle i jego poplecznicy z łatwością rozprawią się z pozostałymi
przy życiu. Będą ucztować, jak nigdy przedtem. Pozostałości
ludzkiej rasy staną się zaś ich sługami.
Jedyną niewielką przeszkodą, która stała jeszcze na jego drodze, był
Biały Klan. Żałosne wampiry, żywiące się wyłącznie zwierzętami,
myślały, że są lepsze od wszystkich. Tak, zapewne spróbują. Lecz w
starciu z mieczem ich szanse będą nikłe. Kiedy skończy z rasą
ludzką, zetrze i ich z powierzchni ziemi.
Po pierwsze, i najważniejsze, odzyska dawne stanowisko w swoim
klanie. I to w brutalny sposób. Rexius popełnił poważny błąd,
karząc go w ten sposób.
Sięgnął dłonią do twarzy i dotknął przecinających ją twardniejących
blizn.
Potworne zrządzenie losu. Jego kara za to, że pozwolił, by Caitlin
udało się wymknąć. Rexius zapłaci za każdą bliznę z osobna. Był
potężny, jednak w tej chwili, z mieczem u boku, moce Kyle’a
znacznie go przewyższały. Nie spocznie, póki nie uśmierci Rexiusa,
własną ręką zada mu śmierć. Póki nie obwołają go nowym
najwyższym przywódcą.
Uśmiechnął się na myśl o tym. Najwyższy przywódca. Po tych
wszystkich tysiącach lat. Dokładnie na to zasługiwał. Takie było
jego przeznaczenie.
Strona 13
Kyle przeleciał wraz z całym swoim oddziałem najpierw nad
Central Park, potem nad Midtown, Union Square i Greenwich
Village… aż w końcu dotarli do parku przy Miejskim Ratuszu.
Wylądował z gracją na obu nogach. Zaraz za nim wylądowały setki
wampirów. Jego armia urosła liczebnie ponad wszelkie
wyobrażenie. Cóż za powrót, pomyślał.
Miał skierować swe kroki ku bramom Miejskiego Ratusza, rozwalić
je i rozpocząć wojnę, kiedy kątem oka dostrzegł coś, co zwróciło
jego uwagę.
Swym wampirzym wzrokiem przybliżył obraz kilku przecznic,
przyjrzał się dokładnie chaosowi panującemu przed Mostem
Brooklyńskim. Setki aut utknęło w korku, cisnąc się jedno przy
drugim, zalegając przed wjazdem na most.
Ludzie chcieli wydostać się stąd jak najszybciej.
Most jednak był zamknięty kordonem. Drogę blokowały czołgi i
wojskowe ciężarówki. Dziesiątki żołnierzy mierzyło do tłumu z
karabinów maszynowych.
Najwyraźniej nie mieli zamiaru wypuścić kogokolwiek z wyspy, na
której leżał
Manhattan. Wojskowi nie chcieli dopuścić do tego, by zaraza
rozprzestrzeniła się jeszcze bardziej. Prawdopodobnie zamknęli
wszystkie mosty i tunele.
Z jednej strony, dokładnie tego chciał Kyle: tylko ułatwiali mu
zadanie.
Wszyscy ludzie uwięzieni na Manhattanie. Mógł teraz z łatwością
ich pozabijać.
Z drugiej strony jednak, kiedy zobaczył to w końcu na własne oczy,
poczuł, jak wszystko się w nim przewraca. Nienawidził oznak
zwierzchnictwa – w jakiejkolwiek formie. Włączając w to władzę
wojskową. Niemal współczuł
masom ludzi domagających się głośno, by pozwolono im opuścić
wyspę. Na ich drodze stało uosobienie zwierzchniczej władzy. Krew
zagotowała się w nim na samą myśl o tym.
W tym samym momencie coś przyszło mu do głowy. Dlaczego nie
miałby pozwolić kilku z nich opuścić wyspę? W istocie
przysłużyłoby się to jeszcze bardziej jego planom. Ponieśliby zarazę
dalej. Na początek do Brooklynu. O tak.
Strona 14
To naprawdę bardzo by mu odpowiadało.
Nagle uniósł się w powietrze i poszybował w kierunku
Brooklyńskiego Mostu. Setki wampirów poszły natychmiast w jego
ślady.
Dobrze, pomyślał. Byli lojalni i posłuszni. I nie zadawali pytań.
Odpowiadała mu taka armia. Naprawdę.
Wylądował tuż przy wjeździe na Brooklyński Most, na masce
jednego z samochodów, a setki podążających za nim wampirów
stanęły na innych, stukając w charakterystyczny sposób butami o ich
powierzchnię.
Nagle rozległ się dźwięk klaksonów. Wyglądało na to, że ludziom
nie za bardzo spodobało się, że ktoś chodzi po ich autach.
Kyle poczuł przypływ gniewu, kiedy pomyślał, jak niewdzięczni
okazują się ci żałośni ludzie, trąbiąc w ten sposób, kiedy on przybył
do nich z pomocą.
Zatrzymał się, stanąwszy na dachu SUVa marki Saab, którego
kierowca natychmiast wcisnął klakson. Miał zamiar zeskoczyć z
niego i rozprawić się z wojskowymi. Zamiast tego jednak odwrócił
się powoli i zajrzał do środka pojazdu przez szybę czołową.
Zobaczył rodzinę, która utkwiła w nim wzrok.
Typowa, szykowna rodzina. Na przedzie siedzieli mąż i żona, około
czterdziestki, a za nimi ich dwoje dzieci. Odkręciwszy boczną
szybę, mąż wychylił się i pomachał pięścią w stronę Kyle’a.
− Spieprzaj z maski mojego wozu! – wrzasnął mężczyzna.
Kyle uklęknął na jednym kolanie, wziął zamach i przebił szybę
pięścią.
Chwycił człowieka za kołnierz jego golfu i jednym ruchem
przyciągnął do siebie, przez szybę. Kawałki szkła wystrzeliły we
wszystkich kierunkach, a wrzaski żony i dzieci kierowcy przeszyły
otaczający ich nocny mrok.
Kyle stał na masce pojazdu i uśmiechał się. Trzymał mężczyznę
wysoko nad głową.
Człowiek skamlał i płakał. Jego głowę pokrywała krew.
Kyle wziął zamach i z szerokim uśmiechem na twarzy cisnął nim w
powietrze, niczym papierowym samolocikiem. Mężczyzna
poszybował setki
stóp i wylądował gdzieś tam, na masce innego samochodu. Martwy.
Strona 15
Przynajmniej Kyle miał taką nadzieję.
A potem zrobił to, po co tu przybył. Zeskoczył z samochodu i
podbiegł do olbrzymich czołgów blokujących drogę na most.
Wyczuwał za sobą setki wampirów postępujących za jego
przykładem.
Kiedy zbliżył się jeszcze trochę, zauważył, jak wszyscy żołnierze
nagle spięli się, a niektórzy nawet unieśli karabiny i wycelowali w
jego kierunku.
Szeroki na dobre sto stóp pas ziemi oddzielał ludzi i ich auta od
czołgów i nikt nie był skory go przekroczyć.
Kyle jednak przekroczył linię z nieskrywaną radością, wyszedł na
otwartą przestrzeń, wprost naprzeciw czołgu.
− Stój! – wrzasnął jakiś żołnierz przez megafon. – Ani kroku dalej!
Będziemy strzelać bez ostrzeżenia!
Kyle uśmiechnął się tylko szerzej i pomaszerował dalej, wprost w
kierunku czołgu.
− Powiedziałem STÓJ! – ponownie wrzasnął żołnierz. – To
OSTATNIE
ostrzeżenie! Zarządzono godzinę policyjną. Mamy rozkaz strzelać
do każdego po zmroku!
Kyle wyszczerzył się jeszcze bardziej.
− Zmrok należy do mnie – odparł.
Szedł dalej w ich kierunku. Nagle otworzyli ogień. Dziesiątki
żołnierzy zaczęło strzelać w Kyle’a i jego zastępy.
Czuł ból sprawiany przez kule, które odbijały się od niego. Jedna za
drugą rykoszetem odbijały się od jego piersi, ramion, głowy i nóg.
Czuł, jakby to krople deszczu padały na jego ciało, tyle, że z
większą siłą. Uśmiechnął się na myśl o żałosnej, ludzkiej broni.
Widział przerażenie na twarzach żołnierzy, kiedy zaczynali
uświadamiać sobie, iż szedł dalej, niewzruszony, w ich stronę. Nie
potrafili najwyraźniej zrozumieć, jak mógł nadal iść ot tak. Ani też,
jak udawało się to innym jego kompanom.
Nie mieli już jednak czasu na jakąkolwiek reakcję. Kyle podszedł do
najbliżej stojącego czołgu, schylił się i obie dłonie wcisnął pod
gąsienice.
Strona 16
Następnie, przy pomocy swych nadludzkich sił, podniósł czołg
wysoko nad głowę i przeszedł z nim kilka stóp do barierki mostu.
Kilku siedzących w nim żołnierzy straciło równowagę i pospadało
na ziemię. Inni przywarli do podłogi, przytrzymując się metalowych
części, próbując za wszelką cenę pozostać na miejscu.
Duży błąd.
Kyle wziął krótki rozbieg, zamachnął się czołgiem w tył i cisnął
przed siebie
ze wszystkich sił.
Czołg pomknął w powietrzu, ścinając krawędź barierki stojącej na
jego drodze.
Przeleciał nad Mostem Brooklyńskim, po czym runął w dół, setki
stóp ku rzece. Obracał się w powietrzu, wyrzucając wrzeszczących
żołnierzy. W końcu uderzył w powierzchnię rzeki z ogromnym
pluskiem.
Nagle cały ruch uliczny ożył. Bez chwili wahania, choć pełni
niepokoju, nowojorczycy wcisnęli gaz i pomknęli na most przez
powstałą lukę. W
przeciągu kilku sekund setki aut opuszczały Manhattan w
pośpiechu. Kyle przyglądał się twarzom uciekinierów. Widział, że
niektórzy z nich już nosili oznaki zarazy.
Uśmiechnął się szeroko. Czekała go wspaniała noc.
ROZDZIAŁ TRZECI
Samantha obserwowała, jak olbrzymie, podwójne drzwi otwierają
się przed nią, skrzypiąc przeciągle. Miała złe przeczucie. Weszła do
komnaty przywódcy w towarzystwie kilku wampirzych strażników.
Nie skrępowali jej – nie śmieliby
– jednak szli tuż obok. To i tak wystarczyło. Nadal była jedną z nich,
lecz nałożono na nią areszt domowy. Przynajmniej do czasu
spotkania z Rexiusem.
Wezwał ją do siebie jako jednego ze swych żołnierzy, ale również
jako więźnia.
Drzwi zamknęły się za nią z hukiem. Spostrzegła od razu, że
komnata była pełna. Dawno już nie widziała tak licznej frekwencji.
Setki znajomych wampirów zgromadziły się tu, chcąc najwyraźniej
wszystko zobaczyć, usłyszeć wieści, dowiedzieć się, co stało się z
mieczem. Dlaczego go straciła.
Strona 17
Najbardziej jednak chodziło im o to, by zobaczyć, jaka czekała ją
kara.
Wiedzieli, że Rexius nie wybacza, że ich dowódca nie daruje
najmniejszego choćby błędu. Że wykroczenie o tak istotnym
znaczeniu spotkać się mogło tylko z wymyślną karą.
Samantha wiedziała o tym dobrze. Nie próbowała uniknąć swego
losu.
Zgodziła się wziąć udział w misji i zawiodła. To prawda, odnalazła
miecz. Ale potem go straciła. Pozwoliła, by Kyle i Sergei zabrali go
jej.
A wszystko wyglądało już tak idealnie. Przypomniała sobie miecz
tkwiący w posadzce nawy King’s Chapel, zaledwie kilka stóp od
niej. Tylko kilka sekund dzieliło ją od wejścia w jego posiadanie,
wypełnienia misji, zostania bohaterką klanu.
Wówczas akurat musieli pojawić się Kyle i ten jego ohydny
pomagier Sergei. Wkroczyli bezpardonowo, ogłuszyli i zwinęli jej
miecz sprzed nosa. To nie było w porządku. Jak w ogóle miałaby się
tego spodziewać?
I teraz co? Kim była? Złoczyńcą. Tą, która pozwoliła, by miecz
przepadł. Tą, która nie podołała swej misji. O tak, czekało ją za to
piekło. Była tego pewna.
Zależało jej teraz tylko na jednym. Aby Sam był bezpieczny. Został
znokautowany, pozbawiony przytomności i takiego stamtąd
wyniosła.
Przytaszczyła go sama całą powrotną drogę. Chciała, by był blisko
niej. Nie była gotowa na rozstanie, a nie wiedziała, gdzie indziej
mogłaby go sprowadzić.
Wśliznęła się niepostrzeżenie i ukryła Sama bezpiecznie, głęboko w
jednej z pustych komnat należących do klanu. Nikt jej nie widział,
przynajmniej tak się jej zdawało. Sam był tam bezpieczny, z dala od
wścibskich spojrzeń wszystkich wampirów. Była gotowa stanąć
przed Rexiusem, przyjąć karę, a później zaczekać do świtu, aż
wszyscy położą się spać i uciec wraz z Samem.
Oczywiście, nie mogła tak po prostu stąd czmychnąć. Musiała
najpierw stawić się przed Rexiusem i ponieść karę. Inaczej, jej klan
wytropiłby ją i zmusił
do ucieczki. I tak do końca jej dni. Po odbyciu kary zaś nikt już nie
będzie ich ścigał. Wówczas będzie mogła zabrać Sama i uciec
Strona 18
daleko stąd, znaleźć swoje miejsce i ułożyć życie tylko we dwoje.
Nie spodziewała się, że ten chłopiec, Sam, zawładnie jej uczuciami
w taki sposób. Kiedy myślała teraz o swoich priorytetach, to on był
na pierwszym miejscu. Chciała być z nim. Musiała z nim być. W
istocie, bez względu na to, jak szalone to się wydawało nawet dla
niej samej, nie potrafiła wyobrazić już sobie życia bez niego. Była
wściekła na siebie. Nie miała pojęcia, jak mogła do tego dopuścić.
Zadurzyła się w nastolatku. Co gorsza, w człowieku.
Nienawidziła siebie za to. Lecz stało się. Nie było sensu próbować
zmienić tego, co do niego czuła.
Myśl ta dodała jej siły. Powoli zbliżyła się do tronu Rexiusa gotowa
usłyszeć wyrok. Miała znieść nieopisany ból, była tego świadoma.
Lecz myśl o Samie czyniła ją silną i pozwalała jej przejść przez to
wszystko. Miała do czego wracać. A Sam był bezpieczny. Dzięki
temu mogła znieść najgorszą karę.
Tylko czy Sam będzie ją kochał po tym, jak podda się karze? Znając
Rexiusa, zgotuje jej kąpiel w Kwasie Jorowym, oszpeci jej twarz na
każdy możliwy sposób. Jej uroda znacznie na tym ucierpi. Czy Sam
nadal będzie ją kochał? Miała nadzieję, że tak.
W izbie zapanowała cisza. Setki wampirów zbliżyły się jeszcze
bardziej, nie mogąc doczekać się wymiany zdań. Samantha podeszła
kilka kroków do Rexiusa, po czym uklękła na jednym kolanie i
pochyliła głowę w ukłonie.
Rexius, siedząc na tronie ledwie kilka stóp dalej, spoglądał na nią
surowym wzrokiem, swymi lodowatymi, błękitnymi oczyma, które
świdrowały ją na wylot. Gapił się na nią przez chwilę, która zdawała
się trwać kilka minut, choć Samantha wiedziała, że mogło upłynąć
zaledwie kilka sekund. Nie podnosiła głowy. Dobrze wiedziała, że
nie należy spoglądać mu w oczy.
− Cóż – zaczął Rexius swym chropawym głosem, który rozdarł
panującą wokół ciszę. – Nadszedł czas, by ponieść konsekwencje
swych czynów.
Minęło kolejnych kilka minut ciszy, w trakcie których Rexius
bacznie się jej przyglądał. Dobrze wiedziała, że na nic zdałyby się
jakiekolwiek próby usprawiedliwiania się w tej chwili. Trzymała
zatem głowę pochyloną nisko.
− Wysłałem cię z bardzo łatwą misją – ciągnął dalej. – Po porażce
Kyle’a potrzebowałem kogoś, komu mógłbym zaufać. Mojego
najcenniejszego żołnierza. Nigdy jak dotąd mnie nie zawiodłaś.
Strona 19
Przez tysiące lat – powiedział, wciąż gapiąc się na nią. – A jednak
teraz, z tym jednym, prostym zadaniem nie poradziłaś sobie.
Poniosłaś sromotną porażkę.
Samantha spuściła głowę jeszcze niżej.
− Powiedz mi zatem, co stało się z mieczem? Gdzie on teraz jest?
− Mistrzu – zaczęła z wolna – wytropiłam tę dziewczynę, Caitlin. I
Caleba.
Znalazłam ich oboje. I miecz. Udało mi się nawet sprawić, by
Caitlin wypuściła go z dłoni. Leżał na podłodze zaledwie kilka stóp
ode mnie. Jeszcze kilka sekund i byłby mój. Przyniosłabym go
tobie.
Przełknęła ślinę.
Nie mogłam przewidzieć, co stało się chwilę później. Zostałam
zaskoczona.
Kyle zaatakował mnie−
W pokoju podniósł się głośny szmer szeptających między sobą
wampirów.
− Zabrał miecz zanim zdążyłam go chwycić – ciągnęła dalej. – Kyle
zabrał
go. Uciekł z kościoła. Nic więcej nie mogłam zrobić. Próbowałam
go odszukać, lecz już dawno go tam nie było. Miecz jest teraz w
jego rękach.
W pokoju podniósł się jeszcze głośniejszy szmer. Strach
zgromadzonych wampirów stał się niemal namacalny.
− CISZA! – wrzasnął któryś.
Powoli szepty ucichły.
− Tak więc – zaczął Rexius – po tym wszystkim pozwoliłaś, by Kyle
zabrał
miecz. Praktycznie mu go wręczyłaś.
Mimo, że dobrze wiedziała, jak powinna w tej chwili się zachować,
Samantha nie mogła się powstrzymać. Musiała powiedzieć
cokolwiek na swoją obronę. – Mistrzu, nic nie mogłam zrobić−
Rexius przerwał jej, potrząsając tylko głową. Nienawidziła tego
gestu.
Oznaczał, że nadchodzą nieprzyjemności.
Strona 20
− Dzięki tobie muszę gotować się na dwie wojny. Tę żałosną z
ludźmi, a do tego jeszcze tę z Kyle’m.
W pokoju zapadła głucha cisza. Samantha czuła, że jej kara zbliża
się nieuchronnie. Była na nią gotowa. Uczepiła się wizerunku Sama
w swym umyśle oraz tego, że nie mogli jej w żadnym wypadku
zabić. Nie uczyniliby tego nigdy. Potem wróci do życia, w jakiejś
jego wersji, w której będzie miejsce dla Sama.
− Przygotowałem karę zarezerwowaną wyłącznie dla ciebie –
powiedział
powoli Rexius, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Samantha usłyszała otwierające się za nią podwójne drzwi i
odwróciła się.
Jej serce zamarło.
Dwa wampiry wprowadziły właśnie, zakutego w łańcuchy u rąk i
stóp, Sama.
Znaleźli go.
Zakneblowany, rzucał się i zwijał, chcąc wydać z siebie jakiś
dźwięk. Lecz
nie mógł. Jego oczy rozwarły się szeroko ze strachu. Był
wstrząśnięty. Zawlekli go na stronę, brzęcząc łańcuchami, i
przytrzymali solidnie. Zmusili go, by przyglądał się wszystkiemu.
− Wygląda na to, że nie tylko straciłaś miecz, ale też obdarzyłaś
sympatią człowieka, wbrew wszelkim zasadom naszej rasy –
powiedział Rexius. – Twoją karą, Samantho, będzie oglądanie jak
cierpi najbliższa twemu sercu osoba.
Wyczuwam, że to nie ty nią jesteś. Jest nim ten chłopiec. Ten
żałosny, ludzki chłopiec. Dobrze więc – powiedział i nachylił się
bliżej, wciąż się uśmiechając.
– Oto, w jaki sposób zostaniesz ukarana. Sprawimy, by ten chłopiec
doznał
przeraźliwego bólu.
Serce Samanthy zaczęło bić mocniej. Nie przewidziała tego. I nie
mogła na to pozwolić. Pod żadnym względem.
Ruszyła na przybyłych, skacząc w kierunku sług przytrzymujących
Sama.