Raye Morgan - Zemsta księcia

Szczegóły
Tytuł Raye Morgan - Zemsta księcia
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Raye Morgan - Zemsta księcia PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Raye Morgan - Zemsta księcia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Raye Morgan - Zemsta księcia - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Raye Morgan Zemsta księcia Tytuł oryginału: Bride by Royal Appointment 0 Strona 2 Zawsze oddani, zawsze dumni Najbogatszy ród królewski na świecie łączy pokrewieństwo krwi oraz pasja, a dzieli intryga i namiętności. Kilka informacji o Niroli Centralną część wyspy zajmują winnice, które ciągną się aż do podnóża gór. Od czasów rzymskich na łagodnych stokach doliny Cattina zbiera się dojrzewające w słońcu białe winogrona, z których wytwarza się doskonałe wino, idealnie pasujące do dań rybnych. Wyspa słynie również z sadów, gajów oliwnych o-raz znanych na całym świecie upraw pomarańczy. Z ich skórek tłoczy się olejek o S słodkim aromacie. Jego właściwości - lecznicze, kojące i odmładzające — sprawiają, że jest on wykorzystywany do wielu R zabiegów pielęgnacyjnych. Wulkany na Niroli od dawna są wygasłe, ale otaczający je teren wciąż stanowi bogate źródło błota wulkanicznego. W gabinecie odnowy w Santa Fiera używa się go do kąpieli błotnych oraz leczniczych i upiększających maseczek. 1 Strona 3 R S 2 Strona 4 Zasady postępowania członków dynastii Niroli Zasada 1. Monarcha jest obowiązany do przestrzegania zasad moralnych. Jakikolwiek czyn narażający na szwank dobre imię rodziny królewskiej odbiera kandydatowi prawo do sukcesji. Zasada 2. Członkom rodziny królewskiej zabrania się wstępować w związki małżeńskie bez zgody aktualnie panującego monarchy. Wstąpienie w taki związek jest równoznaczne z utratą wszystkich tytułów oraz przywilejów. Zasada 3. Nie zezwala się na małżeństwo, które mogłoby być niekorzystne dla interesów Niroli. S Zasada 4. Władcy Niroli zabrania się zawierania związku małżeńskiego z osobą rozwiedzioną. R Zasada 5. Zakazuje się małżeństw między spokrewnionymi członkami rodziny królewskiej. Zasada 6. Monarcha sprawuje pieczę nad kształceniem wszystkich członków rodziny królewskiej, nawet wtedy, gdy obowiązek opieki nad potomstwem spoczywa na jego rodzicach. Zasada 7. Członkom rodziny królewskiej zabrania się zaciągania bez wiedzy oraz aprobaty monarchy długów w wysokości przewyższającej możliwość ich spłaty. Zasada 8. Żadnemu z członków rodziny królewskiej nie wolno przyjmować spadków ani innych darowizn bez wiedzy oraz aprobaty monarchy. 3 Strona 5 Zasada 9. Każdy władca Niroli jest obowiązany poświęcić całe swoje życie dla dobra królestwa. Oznacza to, że nie wolno mu pracować zawodowo. Zasada 10. Na członkach rodziny królewskiej spoczywa obowiązek zamieszkiwania na Niroli lub w państwie zaaprobowanym przez monarchę, przy czym on sam musi mieszkać na Niroli. R S 4 Strona 6 ROZDZIAŁ PIERWSZY Psiakrew, ten bachor zaraz spadnie! Adam Ryder ledwo opanował złość. Wspinając się po ruinach rzymskiej willi, z której rozciągał się bajeczny widok na Morze Śródziemne, nie myślał o historii i zabytkach Niroli. Na wyspie było wiele wspaniałych zamków, starych sypiących się murów i antycznych budowli, lecz to nie one stanowiły cel dzisiejszej wycieczki. Wybrali się tu, do tych rzymskich ruin, ponieważ miejsce S znajdowało się niezbyt daleko od hotelu i ponieważ musiał zająć czymś swego sześcioletniego syna, którego energia dosłownie rozpierała. R Nieco trudniej było Adamowi wytłumaczyć cel swojego przybycia na Niroli, zwłaszcza że całe życie świadomie unikał tego miejsca. Musiał jednak przyznać, że ta maleńka wyspa leżąca na południe od Sycylii ma jakiś magiczny urok. Poczuł to od razu, gdy tylko opuścił samolot, którym przyleciał z synem z Nowego Jorku. Powietrze było inne, jakby balsamiczne, światło łagodniejsze. Odnosiło się wrażenie, że tu wszystko jest możliwe... Nie, psiakrew! Nie ulegnie żadnej magii, żadnemu czarowi! Musi myśleć o priorytetach. Przyleciał na Niroli po kasę. 5 Strona 7 Potrzebował pieniędzy, w dodatku niemałych, aby uratować przed bankructwem swoją firmę producencką. Żeby je zdobyć, gotów był do dużych poświęceń, dlatego przyjął niezwykłą propozycję, jaką mu niedawno złożono: propozycję zostania królem Niroli. Ale na razie musi się zająć Jeremym. Zabrał z sobą syna, licząc na to, że z dala od domu będą mieli okazję zacieśnić rodzinne więzi, lecz powoli tracił nadzieję. Opiekunka, którą zatrudnił, oznajmiła na lotnisku, że nigdzie z nimi nie poleci, bo chłopiec potwornie ją irytuje i ona z nim nie wytrzyma. S Adam wciąż pamiętał dziwny triumfalny uśmiech na twarzy syna. Nie należał do osób tchórzliwych; w młodości nieraz bił się w R barach z różnymi zadziornymi typkami, ale widok satysfakcji w oczach chłopca przejął go autentyczną trwogą. - Niech pan wyjdzie z małym na powietrze i pozwoli mu się wyhasać - poradziła recepcjonistka w hotelu. Więc wyszedł, a Jeremy zaczął szaleć. I to jak szalał! Biegał, skakał, ganiał po ruinach. Przynajmniej ruiny mu się podobały. To już coś. Bo w samolocie potwornie się nudził i co kilka minut pytał: „Daleko jeszcze?" W pewnym momencie Adam musiał ugryźć się w język, by nie powiedzieć czegoś niecenzuralnego. A teraz Jeremy balansował na wiadukcie, którym kiedyś dostarczano wodę do willi, a który znajdował się blisko przepaści. 6 Strona 8 Adam zawahał się. Pewnie powinien zachować się tak, jak przystało na ojca i ostrzec syna przed niebezpieczeństwem. - Jeremy, nie wychylaj się! - zawołał. - Bo spadniesz. Chłopiec obejrzał się przez ramię i wybuchnął śmiechem. Jego ojca przeszył dreszcz. Normalne sześciolatki nie śmieją się w ten sposób, jakby dręczenie dorosłych sprawiało im frajdę. No cóż, musi zatrudnić kolejną opiekunkę, i to jak najszybciej. - Nie zbliżaj się do krawędzi! Jeremy cofnął się parę kroków, po czym zaczął się wspinać po starym zniszczonym murze otaczającym willę. Adam ruszył S pośpiesznie w stronę syna. Psiakrew, ten smarkacz się zabije! - Jeremy! Do jasnej cholery, złaź stamtąd! Chłopiec odwrócił się R i nagle zniknął. Okrzyk przerażenia niemal rozerwał Adamowi żebra. Gnany panicznym strachem, na zmianę modląc się i przeklinając, zaczął wdrapywać się po murze. Skruszałe skały osypywały mu się pod nogami, utrudniając wspinaczkę. Wreszcie dotarł na szczyt. Był pewien, że za murem, na dnie dziesięciometrowej przepaści, zobaczy roztrzaskane ciało swojego dziecka. Tymczasem za murem wcale nie było przepaści, lecz jakby wychodzący w morze taras, na którym Jeremy, przycupnięty u stóp młodej kobiety, głaskał psa rasy golden retriever. Adam odetchnął z ulgą, ale po chwili miejsce ulgi zajęła wściekłość. Zdał sobie bowiem sprawę, że Jeremy wcale nie upadł, lecz zeskoczył. Głupi szczeniak! 7 Strona 9 Mamrocząc gniewnie pod nosem, skierował się ku kamiennym schodkom. Zanim doszedł do siedzącej na tarasie młodej kobiety, Jeremy z psem biegali kilkanaście metrów dalej, po zalewanym przez fale kamienistym nabrzeżu. Złość ustąpiła miejsca frustracji. Adam zaklął. - Przepraszam - mruknął, zreflektowawszy się, że przecież kobieta go słyszy. Nie potrafił oderwać od niej spojrzenia. Była piękna - szczupła, wiotka, o lśniących w słońcu kasztanowych włosach zaplecionych w warkocz, który zdobiła jedwabna apaszka w kolorze świeżych S wiosennych liści. Szyję miała długą niczym baletnica. Nie widział jej oczu - zasłaniały je ciemne eleganckie okulary od Gucciego - ale R widział prosty, klasyczny nos i wysokie kości policzkowe. A także usta - pełne, zmysłowe, oraz dumnie uniesioną głowę. - Mam nadzieję, że mój syn za bardzo pani nie przeszkadzał - powiedział, wodząc wzrokiem po jej gładkich ramionach. Miała na sobie cienką bluzkę bez rękawów, szeroką spódnicę w kolorze szmaragdowym i lekkie sandałki. Pomalowane na jasny róż paznokcie u nóg wyzierały spod skórzanych pasków. Przywodziła na myśl leśnego duszka, choć duszki nie bywają tak wysokie i ponętnie zaokrąglone. W każdym razie była najbardziej zachwycającym stworzeniem, jakie od dawna widział. - Ależ skąd! - zaprotestowała. - Świetnie nam się rozmawiało. To uroczy chłopiec. 8 Strona 10 - Uroczy? Ten łobuz? A to dobre! - Podobał mu się głos nieznajomej, melodyjny, z leciutkim obcym akcentem. - Z tego widać, że go pani nie zna. Kobieta zmarszczyła czoło. - To ma być żart? - spytała. - Nie rozumiem, dlaczego mówi pan takie rzeczy o własnym synu. Zawahał się. Jego wypowiedz faktycznie mogła zdziwić kogoś, komu Jeremy nie zdążył jeszcze zagrać na nerwach. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Może kobieta ma rację; może nie powinien się tak irytować na S syna. - Chyba ze zmęczenia. - Przeczesując ręką swoje jasne włosy, R popatrzył zalotnie na nieznajomą. -Mam za sobą długi i męczący dzień. Zwykle kobiety jakoś reagowały na jego płomienne spojrzenie; czerwieniły się, serce biło im szybciej. Ale nie ta; ta pozostała całkiem niewzruszona. - Tak? - spytała znużonym tonem, jakby odpowiedź wcale jej nie ciekawiła. - Przylecieliśmy dziś z Nowego Jorku. - Aha. Odwróciwszy się, popatrzyła na migoczącą w słońcu taflę morskiej wody. Poczuł się odtrącony. W Hollywood uchodził za przystojnego mężczyznę, w dodatku mającego spore wpływy. Mimo chwilowych 9 Strona 11 problemów finansowych i wiszącej nad nią groźby przejęcia firma producencka, którą stworzył od zera i kierował do dziś, cieszyła się olbrzymim uznaniem w środowisku filmowym. Pomijając wszystko inne, Adam Ryder nie przywykł do tego, aby go odtrącano. Jeśli już, to on odtrącał, dziękował za współpracę i wskazywał drzwi. Korciło go, by stanąć do walki, podjąć rękawicę, lecz pohamował ten odruch. W porządku; tym razem nie podbił kobiety swoim wdziękiem. I co z tego? Ma ważniejsze sprawy na głowie. S Spoglądając w dół, zobaczył, że Jeremy wciąż bawi się z psem. Hm, pewnie powinien się do nich przyłączyć. W tym momencie R psisko wybiegło z wody i otrząsnęło się energicznie, mocząc chłopca od stóp do głów. Adam skrzywił się z niechęcią. Mając do wyboru zabawę na mokrej plaży z dzieckiem i psem oraz próbę oczarowania ślicznej szatynki, nie musiał się długo zastanawiać. Lubił wyzwania. Zerknął na kamienny murek, na którym kobieta siedziała. - Można się przysiąść? - Usiadł, nie czekając na pozwolenie. Przez chwilę milczała, dając mu do zrozumienia, że wcale nie marzy o jego towarzystwie, ale była zbyt dobrze wychowana, aby powiedzieć to wprost. 10 Strona 12 - Proszę. - Przesunęła się, robiąc mu miejsce obok siebie, po czym przestawiła wielką torbę, w której nosiła chyba cały swój dobytek. Adam wciągnął powietrze - uderzył go zapach perfum, świeży, korzenny, niezbyt słodki. Czując narastające podniecenie, miał ochotę zgarnąć nieznajomą w ramiona, pocałować jej pełne usta. Zaskoczony, czym prędzej wziął się w garść. Od lat żadna kobieta nie wzbudziła w nim takich pragnień, a spotykał w życiu mnóstwo piękności. Może tak na niego działał urok wyspy, lekki zmysłowy dotyk wiatru, łagodny szum fal zalewających brzeg? S Utkwił wzrok w lśniącej tafli wody; nie chciał, żeby siedząca obok szatynka zauważyła, jakie wywarła na nim wrażenie. R Zawsze nienawidził okazywania słabości, a w ostatnim czasie ta niechęć coraz bardziej przybierała na sile. Niewielu osobom w życiu wierzył, a z doświadczenia wiedział, że najczęściej zaufanie mężczyzn zdradzają piękne kobiety. Jak brzmi to przysłowie? Kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha? Sparzył się; oj, sparzył się, i to nie raz. Dlatego dmuchał na zimne. I potrzebował licznych dowodów, zanim potrafił opuścić gardę i komuś zaufać. Ale to nie znaczyło, że się wycofał; że zrezygnował z flirtu, uwodzenia. W dalszym ciągu uwielbiał tę grę, tyle że nie oczekiwał wielkiej wygranej. - Ładny widok - powiedział, spoglądając na ciągnące się po horyzont błękitne Morze Śródziemne. -Często pani tu przychodzi? 11 Strona 13 - Bardzo często. Zwłaszcza wtedy, gdy muszę podjąć ważną decyzję. Zaskoczyła go swoją szczerością. - Albo uciec problemów. - Uśmiechnęła się, ukazując rząd równych białych zębów. - Albo kiedy chcę pobyć chwilę ze swoimi przodkami. - Z przodkami? Odwzajemnił uśmiech. Niewinny flirt nic nie kosztuje. Sprawia przyjemność, a nie wymaga poświęcenia, wykładania kart na stół, gmerania we własnym wnętrzu. Czasem prowadzi do seksu. Nigdy nic S nie wiadomo. A piękna nieznajoma była niezwykle pociągająca. Może, pomyślał, warto przebić się przez mur obojętności, za R którym się skryła, i zakosztować nieco namiętności. - O tak, mnóstwo ich tu krąży wkoło. - Wykonała ręką taki gest, jakby wskazywała na grupki osób spacerujących po plaży, wyłaniających się z jaskiń i przeskakujących po głazach. - Serio? - Obejrzał się przez ramię na skalną ścianę. Gotów był przyłączyć się do zabawy. - Może by mnie pani im przedstawiła? Roześmiała się wesoło. - Interesują pana moi nirolijscy przodkowie? - Oczywiście. Zresztą sam też mam tu kilku. Uniosła ze zdziwieniem brwi. - Naprawdę? - Tak mi mówiono. 12 Strona 14 Oho, wzbudziłem jej zaciekawienie, pomyślał zadowolony. Ale by się zdumiała, gdybym zdradził jej, że jestem nieślubnym wnukiem rządzącego Niroli króla Giorgia! Ale pokrewieństwo z rodziną królewską nigdy nie było dla Adama powodem do dumy. Przeciwnie, wychowano go w poczuciu, że to powód do wstydu. Tak uważali jego dziadkowie; twierdzili, że ich córka, a jego matka, powinna się wstydzić, iż urodziła dziecko z nieprawego łoża. Z drugiej strony stale i za wszystko ją krytykowali. Ale ponieważ dorastał na ich farmie w Kansas, siłą rzeczy przejął większość ich S przekonań. - Myślałam, że pochodzi pan z Nowego Jorku...? R - Zgadza się. W Niroli jestem po raz pierwszy w życiu. Ale mój ojciec urodził się na tej wyspie. - Aha - powiedziała, przeciągając drugą sylabę i pokiwała głową, jakby to wiele tłumaczyło. Zmarszczył brwi. Zaczynała go denerwować. Zanim zdążył spytać, co jej „aha" oznacza, usłyszał pisk Jeremy'ego oraz szczekanie psa. Poderwał się na nogi, żeby sprawdzić, co się dzieje. - Jeremy, nie męcz psa! - Nie widział, żeby chłopiec męczył zwierzę, ale na wszelki wypadek wolał zwrócić mu uwagę. - Ma na imię Fabio - oznajmiła kobieta. - Kto? Pies? - Owszem, pies. 13 Strona 15 - W porządku. Jeremy! - zawołał ponownie do syna. - Nie męcz Fabia. - Niezbyt dobrze to panu wychodzi, prawda? -spytała drwiącym tonem kobieta, kiedy znów usiadł na murku. Popatrzył na nią zaskoczony. - Co? - Zajmowanie się dzieckiem. Nie ma pan do tego smykałki. Wytrzeszczył oczy. Zgadł: ona go nienawidzi. Ale jakim prawem? Jak można znienawidzić kogoś od pierwszego wejrzenia? Jest przyzwoitym człowiekiem. Chryste, co za irytująca baba! S - A cóż pani wie o moich talentach wychowawczych? - Słyszę, w jaki sposób zwraca się pan do syna. Tonem R rozkazującym, jakby mały był żołnierzem. To błąd. W końcu to jeszcze dziecko. Nie wierzył własnym uszom. Kim ona jest, do cholery, żeby mówić mu, jak powinien wychowywać syna? - Jeremy'emu potrzebna jest odrobina dyscypliny - odparł, stwierdzając oczywisty fakt, z którym wszyscy się zgadzali. - Więc dlaczego mu jej pan nie wpaja? Pokręcił głową. Specjalnie się z nim drażni? - Właśnie usiłuję to robić! - I znów pan podnosi głos. Boże, a wydawało mu się, że to tylko dziecko doprowadza go do białej gorączki. 14 Strona 16 - A co by pani wolała? - spytał, siląc się na zachowanie spokoju. - Żebym wymierzał małemu klapsy? - Oczywiście, że nie. Mógłby pan jednak poświęcać mu więcej uwagi. - Westchnęła. - Podejrzewam, że bez względu na to, jak często się widujecie, niezbyt dobrze zna pan swojego syna. Odwróciła się do niego twarzą. Ileż dałby za to, by zdjęła okulary! Może zdołałby dojrzeć coś w jej oczach? - Ale nie widujecie się codziennie, prawda? Dlatego zabrał go pan tutaj? Ma pan nadzieję, że spędzając razem czas, zbliży się pan do syna. S Trafiła w dziesiątkę. Zupełnie jakby była jasnowidzem. Albo jakby czytała w jego myślach. R - Jeśli nawet, to co? - Nic. - Wzruszyła ramionami. - Nie wydaje mi się, żeby to odniosło skutek. Musi pan zmienić swoje podejście, zastosować inną metodę, bo krzykiem nic pan tu nie wskóra. Uśmiechnęła się z pobłażaniem. - Potrzebuje pan pomocy. Zdusił przekleństwo, które miał na końcu języka. Ona się myli, ale nie zamierzał się z nią sprzeczać. - W porządku - odrzekł, z trudem panując nad zdenerwowaniem. - Więc niech mi pani pomoże. - To nie najlepszy pomysł - oznajmiła z nutą wyższości w głosie. 15 Strona 17 Znów poczuł się jak niegrzeczny uczeń, któremu nauczyciel wskazuje drzwi. Psiakrew, jeśli ta kobieta jest taką ekspertką w sprawach wychowania dzieci... - Przepraszam, a pani ile ma dzieci? - spytał z irytacją w głosie. Uniosła lekko głowę. Bawiło ją to, jak usilnie mężczyzna próbuje ukryć złość. - Ani jednego - odparła niezrażona. - Męża też nie mam. - Więc dlaczego miałbym pani słuchać? - Kogoś pan powinien słuchać. Bo własna intuicja najwyraźniej pana zawodzi. No dobrze, pomyślała z zadowoleniem Elena Valerio, to go powinno skutecznie zniechęcić. Miała nadzieję, że mężczyzna wstanie i odejdzie, że da jej święty spokój. Nie miała ochoty na jego towarzystwo. Hm, czy aby na pewno? Żałowała, że nie może mu się przyjrzeć. Nieczęsto jej się to zdarzało. Dawno temu pogodziła się ze swoją ślepotą. Doskonale potrafiła sobie z nią radzić; czasem wręcz odnosiła wrażenie, że to jej daje przewagę nad innymi. Jednakże szorstki ton mężczyzny i jego tupet obudziły w niej... Sama nie bardzo wiedziała co. Dlatego marzyła o tym, by do barwy głosu dopasować rysy twarzy. W głosie swego rozmówcy słyszała znużenie życiem, poirytowanie, cynizm. Także arogancję i potrzebę kontrolowania innych. Oraz dziwny chłód. 16 Strona 18 Były to cechy, które ją drażniły, których nie lubiła u mężczyzn. Z drugiej strony miała wrażenie, że facet próbuje oczarować ją swoim wdziękiem. Nic z tego nie rozumiała. Na co on czeka? Dlaczego sobie nie idzie? Westchnęła. - No dobrze, dam panu dobrą radę. Powinien pan się odprężyć. Wyluzować. - Odprężyć? Wyluzować? - Nie po to pan tu przyjechał? Na urlop? S - Nie. W interesach. - A, to wszystko wyjaśnia. Jest pan potwornie spięty. Syn to R wyczuwa i dlatego się buntuje. Dlatego w ogóle pana nie słucha. Adam ugryzł się w język. Gdyby się chwilę zastanowił, na pewno zdołałby odpłacić się pięknym za nadobne. Ale co by to dało? Postanowił zastosować inną taktykę. - Ma pani cudowne włosy - oświadczył, patrząc, jak lśnią w promieniach słońca. Kusiło go, aby wsunąć rękę w kasztanowe pasma. - Naprawdę? - Wydawała się szczerze zdziwiona. - Lubię czuć ich dotyk na plecach. Poruszyła lekko głową. - Plecy też ma pani piękne. Zesztywniała. - Posuwa się pan za daleko. - Przepraszam - rzucił mało przekonującym tonem. 17 Strona 19 - Jakoś nie wierzę w pańską skruchę. Powoli tracił cierpliwość. - Czy może pani wyjaśnić, dlaczego od pierwszej chwili czuje do mnie tak silną antypatię? - To aż tak widać? - Zacisnąwszy usta, lekko się uśmiechnęła. - Hm... Zmarszczył czoło. Wiedział, że powinien wstać i odejść. Kobieta wyraźnie nie życzy sobie jego towarzystwa. Ale coś go powstrzymywało. Nie potrafił jej zostawić; zależało mu, aby go polubiła. A może po prostu chciał być górą? Sam nie był pewien, o co mu S tak naprawdę chodzi. - Rzeczywiście ciekawi pana powód mojej, jak pan to ujął, R antypatii? - Na moment zamilkła. - Pan uważa, że kobiety niczym jabłka z jabłoni powinny spadać panu prosto pod nogi. Lub w ramiona. Mam rację? - A pani jeszcze nie dojrzała do spadania? Jest takim zielonym jabłuszkiem? Miał wrażenie, że łypnęła na niego groźnie. - Albo nie! Zakazanym owocem! Parsknęła śmiechem. - Zgadł pan. - Po chwili spoważniała. - A teraz, jeśli pan wybaczy... Odetchnął głęboko, ponownie wciągając w nozdrza jej zapach. Między innymi dlatego nie miał ochoty nigdzie się ruszać. Pachniała jak egzotyczny owoc, niekoniecznie zakazany, ale na pewno kuszący. Tak kuszący, że nie potrafił go zostawić. Postanowił spróbować 18 Strona 20 jeszcze raz: uśmiechając się, zaczął rozmawiać o zwyczajnych rzeczach, o pogodzie, o wspaniałym widoku. Za wszelką cenę chciał zmniejszyć napięcie, jakie się między nimi wytworzyło. Elena siedziała jak na węglach. Facet ją denerwował, wprawiał w stan rozdrażnienia. Przyszła tu, w to ustronne miejsce, żeby pobyć sama w ciszy i spokoju, a nie po to, by z kimś kopie kruszyć. Przez moment zastanawiała się, czy nie zawołać Fabia. Kiedy go dostała, mówiono jej, żeby nie pozwalała mu bawić się z dziećmi. Jest to pies-przewodnik, który służy określonym celom, i tak powinien być S traktowany. Nie wolno go tarmosić, pieścić, bo wszystko mu się we łbie pomiesza. Z początku bardzo tego przestrzegała, ale z czasem, R gdy nabrała do niego zaufania, zmieniła swoje nastawienie. Psisko ganiało teraz po plaży, ujadając radośnie. Było w zasięgu jej słuchu i głosu. Uśmiechnęła się. Niech się jeszcze chwilę pobawi z tym miłym chłopcem. O mało nie podskoczyła, kiedy mężczyzna niechcący otarł się o jej ramię. W ostatniej chwili opanowała się i jedynie przygryzła wargi. Na szczęście on niczego nie zauważył. Rozwodził się na temat promieni słońca odbijających się od tafli wody i temperatury morza, na temat zwykłych rzeczy, o jakich rozmawiają normalni ludzie. Uzmysłowiła sobie, że przestał ją drażnić. 19