Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby

Szczegóły
Tytuł Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Preston Douglas, Child Lincoln - Pendergast (12) - Dwa groby Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Spis treści Strona tytułowa Dedykacja PODZIĘKOWANIA MOTTO CZĘŚĆ PIERWSZA 18:00 6 GODZIN PÓŹNIEJ 22 GODZINY PÓŹNIEJ 26 GODZIN PÓŹNIEJ 30 GODZIN PÓŹNIEJ 37 GODZIN PÓŹNIEJ 40 GODZIN PÓŹNIEJ 44 GODZINY PÓŹNIEJ 45 GODZIN PÓŹNIEJ 53 GODZINY PÓŹNIEJ 82 GODZINY PÓŹNIEJ 84 GODZINY PÓŹNIEJ 91 GODZIN PÓŹNIEJ CZĘŚĆ DRUGA 1 2 3 4 5 6 7 8 Strona 4 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 Strona 5 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 Strona 6 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 I W KOŃCU Przypisy Biogram autorów Okładka – tył Strona 7 Lincoln Child dedykuje tę książkę swojej córce Veronice Douglas Preston dedykuje tę książkę Forrestowi Fennowi Strona 8 PODZIĘKOWANIA Autorzy pragną wyrazić swoje szczere podziękowania następującym osobom za ich wsparcie przy powstawaniu tej książki: Jamiemu Raabowi, Jaime’owi Levinowi, Mitchowi Hoffmanowi, Nadine Waddell, Jonowi Couchowi, Douglasowi Marginiemu, Ericowi Simonoffowi, Claudii Rülke oraz Julii Douglas i Michaelowi Sharpowi, którzy zasugerowali nam tytuł tej powieści. Strona 9 Zanim wkroczysz na drogę zemsty, wykop dwa groby. Konfucjusz Strona 10 CZĘŚĆ PIERWSZA Strona 11 18:00 Kobieta o fiołkowych oczach szła powoli alejką pod drzewami w Central Parku, z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie długiego płaszcza. Obok szedł jej starszy brat, a jego niespokojny wzrok niepewnie lustrował okolicę. – Która godzina? – spytała po raz kolejny. – Punkt szósta. Był przyjemny listopadowy wieczór, a zachodzące słońce sprawiło, że na rozległych trawnikach płożyły się coraz dłuższe cienie. Minęli East Drive i pomnik Hansa Christiana Andersena, po czym pokonali niewielkie wzniesienie. I nagle, jak na komendę, równocześnie się zatrzymali. Przed nimi, po drugiej stronie spokojnego niewielkiego stawu znanego jako Conservatory Water stał hangar dla łodzi i przystań Kerbs Memorial, nieduża, wręcz miniaturowa, odcinająca się na tle łańcucha budynków wznoszących się wzdłuż Piątej Alei. To była scena jak z pocztówki: na powierzchni niedużego akwenu odbijało się krwistopomarańczowe niebo, modele jachtów rozcinały toń wody przy wtórze radosnych okrzyków dzieci. W prześwicie między dwoma drapaczami chmur pojawił się wschodzący księżyc w pełni. Kobieta miała ściśnięte gardło, w ustach czuła suchość, a sznur pereł zdawał się coraz silniej oplatać wokół jej szyi. – Judsonie – powiedziała. – Nie jestem pewna, czy dam radę to zrobić. Poczuła przybierający na sile uspokajający uścisk dłoni brata, który trzymał ją za ramię. Strona 12 – Będzie dobrze. Rozejrzała się wokoło, lustrując roztaczający się przed nią pejzaż. Serce w jej piersi biło coraz szybciej. Przy kamiennym murku otaczającym staw stał skrzypek i przeraźliwie rzępolił. Na jednej z ławeczek koło hangaru para zakochanych wymieniała czułości, najwyraźniej świata poza sobą nie widząc. A na pobliskiej ławeczce krótko ostrzyżony mężczyzna o sylwetce kulturysty pogrążył się w lekturze „Wall Street Journal”. Opodal przebiegli miłośnicy joggingu i przechodzili spacerowicze. W cieniu hangaru jakiś bezdomny bezceremonialnie szykował sobie nocleg. Natomiast przy brzegu stawu stał on – szczupły, nieruchomy, w długim jasnym płaszczu najlepszego kroju i z jasnymi, nieomal białymi włosami, które w promieniach zachodzącego słońca wydawały się wręcz platynowe. Kobieta nerwowo zaczerpnęła powietrza. – Idź – rzekł półgłosem Judson. – Będę w pobliżu. Puścił jej rękę. Gdy postąpiła naprzód, świat wokół niej jakby zniknął, całą uwagę skupiła na mężczyźnie, który patrzył, jak ona się zbliża. Tysiące razy wyobrażała sobie tę chwilę, kreowała ją w umyśle na różne sposoby, ale zawsze na koniec triumfowało gorzkie przeświadczenie, że to się nigdy nie wydarzy, że pozostanie jedynie snem. A jednak on był tutaj. Wyglądał na starszego, ale nie za bardzo: jego alabastrowa skóra, wytworne, patrycjuszowskie rysy i błyszczące oczy, które z taką przenikliwością wpatrywały się w jej oczy, obudziły istną burzę doznań i wspomnień, a także, nawet w tej chwili okropnego zagrożenia, pożądania. Zatrzymała się o kilka kroków od niego. – To naprawdę ty? – zapytał, a jego głos z charakterystycznym akcentem z Południa zabrzmiał wyjątkowo ochryple. Spróbowała się uśmiechnąć. – Tak mi przykro, Aloysiusie. Tak bardzo mi przykro. Nie odpowiedział. Teraz, po tylu latach stwierdziła, że nie jest w stanie odgadnąć, co się kryło w jego srebrzystych oczach. Co Strona 13 wyrażały? Zdradę? Gniew? Miłość? Na jego policzku widniała świeża wąska blizna. Uniosła rękę i dotknęła blizny koniuszkiem palca. I nagle odruchowo wskazała ponad jego ramieniem. – Spójrz – wyszeptała. – Po tych wszystkich latach wciąż mamy nasze wschody księżyca. Podążył za jej spojrzeniem ponad budynkami ciągnącymi się wzdłuż Piątej Alei. Pomiędzy masywnymi wieżowcami, na tle mieniącego się różem nieba, które stopniowo nabierało coraz ciemniejszego fioletowego odcienia, widać było żółtą tarczę księżyca w pełni. Zauważyła, że ciałem Aloysiusa wstrząsnął silny dreszcz. Kiedy znów na nią spojrzał, na jego twarzy odmalował się nowy wyraz. – Helen – wyszeptał. – Mój Boże, myślałem, że nie żyjesz. Bez słowa wsunęła dłoń pod jego ramię, po czym, zdawałoby się instynktownie, oboje zaczęli iść wzdłuż brzegu stawu. – Judson mówi, że zamierzasz uwolnić mnie od… tego wszystkiego – powiedziała. – Tak, wrócimy do mojego apartamentu w Dakocie. A stamtąd udamy się do… – Przerwał. – Im mniej o tym powiem, tym lepiej. Niech ci wystarczy, że tam, dokąd się udajemy, już niczego nie będziesz musiała się obawiać. Mocniej ścisnęła jego ramię. – Niczego się nie obawiać. Nie masz pojęcia, jak cudownie to brzmi. – Już czas, abyś odzyskała swoje życie. Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął złoty pierścionek z osadzonym w nim dużym gwiezdnym szafirem. – Wobec tego zacznijmy od początku. Poznajesz? Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, gdy ujrzała pierścionek. – Nie spodziewałam się, że jeszcze go kiedyś zobaczę. – A ja nigdy nie sądziłem, że będę mógł ponownie włożyć go na twój palec. Dopóki Judson nie powiedział mi, że żyjesz. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że on mówi prawdę, nawet kiedy nikt inny mi Strona 14 nie wierzył. Sięgnął po jej lewą rękę, a jego dłonie zadrżały delikatnie, gdy przygotowywał się, by włożyć pierścionek na jej serdeczny palec. Kiedy jednak uniósł jej ramię, znieruchomiał. Nie miała lewej dłoni. Został tylko kikut zakończony postrzępioną zygzakowatą blizną. – Rozumiem – rzekł po prostu. – Oczywiście. Zupełnie jakby ostrożny, dyplomatyczny taniec, w jaki się zaangażowali, nagle dobiegł końca. – Helen – powiedział, a w jego głosie pojawiła się nuta napięcia. – Dlaczego zgodziłaś się na ten upiorny plan? Czemu tak wiele przede mną zataiłaś? Dlaczego nie spróbowałaś… – Proszę, nie rozmawiajmy o tym – przerwała mu. – Wszystko miało swoje przyczyny. To okropna historia, naprawdę straszna. Opowiem ci ją. Opowiem ci wszystko. Ale nie teraz, nie czas na to ani nie miejsce. Proszę, włóż pierścionek na mój palec i chodźmy stąd. Uniosła prawą rękę, a on wsunął na jej palec pierścionek. Zauważyła, że kiedy to robił, otaksował wzrokiem całą okolicę. Nagle zesztywniał. Przez chwilę po prostu stał, trzymając rękami jej dłoń. Zaraz jednak, zachowując niezmącony spokój, odwrócił się w stronę miejsca, gdzie był jej brat, i energicznym gestem przywołał go do siebie. – Judsonie – usłyszała jego szept. – Zabierz stąd Helen. Wyprowadź ją stąd. Zrób to spokojnie, ale jak najszybciej. Strach, który już zaczął słabnąć, powrócił, a serce znów zakołatało w jej piersi. – Aloysiusie, co… Uciszył ją lekkim ruchem głowy. – Zaprowadź ją do Dakoty – zwrócił się do Judsona. – Tam się spotkamy. Dołączę do was. Idźcie już. Proszę. Judson ujął ją za rękę i zaczął się oddalać, zupełnie jakby się tego spodziewał. – Co się dzieje? – zwróciła się do niego. Nie odpowiedział. Strona 15 Obejrzała się przez ramię. Ze zgrozą stwierdziła, że Pendergast wyjął pistolet i mierzył teraz do jednego z modelarzy nad brzegiem stawu. – Wstań – mówił do niego. – Tylko powoli. I trzymaj ręce tak, żebym je widział. – Judsonie – odezwała się znowu. W odpowiedzi brat tylko przyspieszył kroku, pociągając ją za sobą. Nagle za nimi huknął strzał. – Uciekajcie! – zawołał Pendergast. W mgnieniu oka wokół nich rozpętało się istne pandemonium. Ludzie rozbiegli się z krzykiem we wszystkie strony. Judson pociągnął ją mocniej i zaczęli biec. Rozległ się terkot broni maszynowej. Silne szarpnięcie rozdzieliło ją i Judsona, który puścił jej rękę i nagle upadł. W pierwszej chwili myślała, że się potknął. A potem ujrzała krew buchającą z jego kurtki. – Judsonie! – zawołała, zatrzymując się i pochylając nad nim. Leżał na boku, patrząc na nią i krzywiąc się z bólu, jego usta poruszały się, gdy próbował coś powiedzieć. – Nie zatrzymuj się – wykrztusił w końcu. – Bieg… Znów dał się słyszeć oschły terkot broni maszynowej, grad kul wrył się w ziemię, szatkując ze świstem trawę obok niej, i Judson ponownie został trafiony, a impet uderzenia przewrócił go na plecy. – Nie! – krzyknęła Helen, odskakując instynktownie do tyłu. Chaos narastał: krzyki, odgłosy strzałów, tupot kroków uciekających ludzi. Helen zdawała się tego wszystkiego nie zauważać. Upadła na kolana, wpatrując się ze zgrozą w otwarte, lecz niewidzące już oczy brata. – Judsonie! – zawołała. – Judsonie! Mogło minąć kilka sekund lub więcej, nie wiedziała ile, gdy nagle usłyszała Pendergasta nawołującego ją po imieniu. Uniosła wzrok. Biegł w jej stronę z pistoletem w ręku, strzelając w bok. – Piąta Aleja! – zawołał. – Kieruj się w stronę Piątej Alei! Znów huknął strzał i Pendergast także upadł na ziemię. Ten drugi Strona 16 wstrząs sprawił, że Helen ocknęła się z chwilowego odrętwienia. Poderwała się na nogi; jej płaszcz był cały utytłany we krwi brata. Aloysius żył, zdołał się podnieść z ziemi i ukrył za ławeczką. Raz po raz strzelał do dwójki zamachowców, która jeszcze przed chwilą zachowywała się jak para zakochanych. Osłania moją ucieczkę. Obróciła się na pięcie i zaczęła biec coraz szybciej. Dotrze do Piątej Alei, w tłumie zgubi ścigających go zamachowców, potem dostanie się do Dakoty, a tam spotka się z nim… Gonitwę myśli w jej głowie przerwała kolejna kanonada strzałów i rozdzierające krzyki ogarniętych paniką ludzi. Biegła niezmordowanie. Przed sobą miała aleję rozciągającą się tuż za kamienną bramą parku. Jeszcze tylko piętnaście metrów… – Helen! – usłyszała dobiegające z oddali wołanie Pendergasta. – Uważaj! Po lewej! Obejrzała się w lewo. W ciemnościach przy bramie dostrzegła dwóch mężczyzn w dresach biegnących w jej kierunku. Skręciła w bok, w stronę jaworowego zagajnika, opodal głównej ścieżki. Znów obejrzała się przez ramię. Biegacze podążali za nią i bardzo szybko się zbliżali. Ponownie rozległy się strzały. Przyspieszyła jeszcze bardziej, ale obcasy jej szpilek zagłębiały się w miękkiej glebie, spowalniając bieg. Wtem poczuła potwornie silne uderzenie w plecy i została powalona na ziemię. Ktoś schwycił ją za kołnierz płaszcza i brutalnie podźwignął na nogi. Próbowała się wyrwać, krzyczeć, ale dwaj mężczyźni schwycili ją mocno za ręce i zaczęli wlec w stronę alei. Z przerażeniem rozpoznała ich twarze. – Aloysiusie! – zawołała na całe gardło, oglądając się przez ramię. – Pomocy! Ja znam tych ludzi! Der Bund – Przymierze! Oni mnie zabiją! Pomóż mi, błagam! W słabnącym świetle zdołała jeszcze dostrzec Pendergasta. Podźwignął się na nogi, krwawiąc z rany postrzałowej, i kuśtykał w jej stronę na zdrowej nodze. Nieopodal, przy Piątej Alei, u wejścia do parku, stała taksówka. Miała włączony silnik. Czekała na Helen Strona 17 i na jej porywaczy. – Aloysiusie! – zawołała raz jeszcze z rozpaczą w głosie. Mężczyźni pociągnęli ją naprzód, otworzyli tylne drzwiczki taksówki i wepchnęli Helen do środka. Kule zrykoszetowały od kuloodpornej przedniej szyby samochodu. – Los! Verschwinden wir hier! – zawołał jeden z biegaczy, gdy wgramolił się do samochodu. – Gib Gas! Strona 18 6 GODZIN PÓŹNIEJ Doktor w wymiętym kitlu zajrzał do poczekalni oddziału intensywnej opieki medycznej szpitala Lenox Hill. – Jest przytomny, gdyby chciał pan z nim pomówić. – Dzięki Bogu. Porucznik Vincent D’Agosta z policji nowojorskiej włożył notes, który przed chwilą przeglądał, do kieszeni i wstał. – Co z nim? – Żadnych komplikacji. – Na twarzy lekarza pojawił się wyraz lekkiego rozdrażnienia. – Choć lekarze zawsze są najgorszymi pacjentami. – Ale on przecież nie jest… – zaczął D’Agosta, ale zaraz zamilkł. W ślad za lekarzem wszedł na oddział intensywnej opieki medycznej. Agent specjalny Pendergast siedział na łóżku podłączony do kilku urządzeń monitorujących. W ramieniu miał igłę kroplówki, a w nozdrzach kaniulę nosową. Na jego pościeli walały się karty medyczne, w ręce trzymał zdjęcie rentgenowskie. Choć agent FBI zawsze był bardzo blady, teraz jego skóra wyglądała jak porcelana. Nad łóżkiem pochylił się lekarz prowadzący ożywioną rozmowę z pacjentem. D’Agosta prawie nie słyszał odpowiedzi Pendergasta, ale nie ulegało wątpliwości, że dwaj mężczyźni nie bardzo się ze sobą zgadzają. – To absolutnie wykluczone – powiedział lekarz, gdy D’Agosta podszedł do łóżka. – Wciąż jest pan w szoku po postrzale i utracie krwi, a rana, nie mówiąc o dwóch stłuczonych żebrach, wymaga Strona 19 zagojenia i stałego nadzoru lekarskiego. – Doktorze – odparł Pendergast. Zazwyczaj zachowywał się jak uosobienie południowej szlachetności, ale teraz jego głos zabrzmiał niczym grzechot okruchów lodu bębniących o żelazną płytę. – Kula tylko musnęła mięsień brzuchaty. Ani kość piszczelowa, ani strzałkowa nie zostały uszkodzone. Rana była czysta, operacja nie była konieczna. – Ale utrata krwi… – Tak – przerwał Pendergast. – Utrata krwi. Ile jednostek mi podano? Chwila ciszy. – Jedną. – Tylko jedną jednostkę. Z uwagi na niewielkie uszkodzenie odgałęzień żyły Giacominiego. Drobnostka. – Pomachał zdjęciem rentgenowskim jak flagą. – Jeżeli chodzi o żebra, sam pan powiedział, że są stłuczone, a nie złamane. Żebra prawdziwe piąte i szóste, u ich zwieńczenia, około dwóch milimetrów od kręgosłupa. Ponieważ to żebra prawdziwe, ich elastyczność powinna dopomóc w szybkiej rekonwalescencji. Lekarz się skrzywił. – Doktorze Pendergast, po prostu nie mogę pozwolić na to, aby w takim stanie opuścił pan szpital. Kto jak kto, ale pan powinien wiedzieć… – Wręcz przeciwnie, doktorze. Nie może pan temu zapobiec. Moje wyniki są jak najbardziej w normie. Odniosłem jedynie drobne obrażenia i sam mogę się nimi zająć. – W karcie zapiszę, że opuszcza pan szpital wbrew mojemu wyraźnemu zaleceniu. – Doskonale. – Pendergast rzucił zdjęcie rentgenowskie jak kartę dań na blat pobliskiego stolika. – A teraz, jeżeli mógłbym przeprosić? Lekarz jeszcze raz spojrzał z rozdrażnieniem na Pendergasta, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju wraz z lekarzem, który wpuścił tutaj D’Agostę. Pendergast odwrócił się do porucznika, jakby ujrzał go po raz Strona 20 pierwszy. – Vincencie. D’Agosta czym prędzej podszedł do jego łóżka. – Pendergast. Mój Boże. Tak mi przykro… – Dlaczego nie jesteś z Constance? – Jest bezpieczna. W Mount Mercy podwojono procedury bezpieczeństwa. Musiałem… – Przerwał na chwilę, aby zapanować nad swoim głosem. – Musiałem sprawdzić, co u ciebie. – Wiele hałasu o nic, dziękuję. Agent wyjął kaniulę nosową, wysunął igłę kroplówki z żyły w zgięciu łokcia, po czym pozbył się rękawa ciśnieniomierza i pulsoksymetru. Odgarnął koc i usiadł. Ruchy miał powolne, zachowywał się niemal jak robot. D’Agosta widział wyraźnie, że Pendergast funkcjonuje jedynie dzięki niezłomnej, nadludzkiej sile woli. – Mam nadzieję, że tak naprawdę wcale nie zamierzasz stąd wyjść. Pendergast odwrócił się, by znów na niego spojrzeć, a ogień gorejący w jego oczach, choć reszta twarzy wyglądała zupełnie jak martwa, sprawił, że D’Agosta w jednej chwili zamilkł. – Co z Proctorem? – zapytał Pendergast, zwieszając nogi z łóżka. – Mówią, że z nim w porządku. Stosunkowo. Ma parę złamanych żeber. To skutek odniesionego postrzału, chociaż miał na sobie kamizelkę kuloodporną. – A Judson? D’Agosta pokręcił głową. – Przynieś mi moje ubranie – rzekł Pendergast, wskazując ruchem głowy w stronę szafy. D’Agosta zawahał się, ale uznał, że nawet gdyby usiłował zaprotestować, nic by to nie dało, i podał agentowi jego rzeczy. Pendergast skrzywił się i wstał, prawie niedostrzegalnie się zachwiał, jednak odzyskał równowagę. Porucznik podał mu ubranie i zaciągnął parawan. – Domyślasz się, co, do cholery, wydarzyło się w parku? – rzucił D’Agosta w stronę parawanu. – Trąbią o tym w wiadomościach. Pięć

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!