Peter V. Brett - Otchłań - Księga 1
Szczegóły |
Tytuł |
Peter V. Brett - Otchłań - Księga 1 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Peter V. Brett - Otchłań - Księga 1 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Peter V. Brett - Otchłań - Księga 1 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Peter V. Brett - Otchłań - Księga 1 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Dla Sireny Lilith,
która już zmienia moje życie na tysiące sposobów
Strona 7
Prolog
Więzienie
334 ROK PLAGI
N adejdzie czas roju – Alagai Ka, demon Małżonek,
przemówił przez usta ludzkiego sługi, zwanego kiedyś
Shanjatem.
Małżonek został uwięziony wewnątrz kręgu mocy, ale
dokonał częściowego wyłomu i przejął kontrolę nad
śmiertelnikiem, zanim ci, którzy go pojmali, zdołali w ogóle
zareagować. Shanjat, po tym jak demon umysłu zmiażdżył
jego wolną wolę, był właściwie już tylko kukiełką we
władzy myślaka i Małżonek rozkoszował się bólem, jaki
sprawił w ten sposób swym prześladowcom. Poruszył
stopami śmiertelnika, przyzwyczajając się do nowego ciała.
Człowiek nie był tak użyteczny jak zmiennokształtny, ale
dzięki jego sile, prymitywnej broni z powierzchni oraz
Strona 8
emocjonalnej więzi z resztą oprawców Małżonek mógł
zrobić z niego użytek.
– Na Otchłań, co to ma właściwie oznaczać? – zapytał
Odkrywca, ten sam, którego nazywano Arlenem lub
Par’chinem. Wywierał na innych silny wpływ, ale nie
można było nazwać tego dominacją.
Małżonek znów skorzystał z aparatu mowy
pochwyconego człowieka. Coraz lepiej posługiwał się
prymitywnymi burknięciami, które wśród ludzi uchodziły
za metodę komunikacji.
– Królowa niebawem złoży jaja.
Odkrywca spojrzał słudze w oczy i skrzyżował ramiona
na piersi. Runy wytatuowane na jego ciele migotały mocą.
– O tym już wiem. Co to ma za związek z jakimś rojem?
– Uwięziliście mnie i zabiliście moich najsilniejszych
braci – odparł Małżonek. – Na dworze umysłów nie ma już
nikogo, kto byłby w stanie powstrzymać młode królowe
przed wyssaniem całej mocy z ich matki.
– Królowe pozabijają się nawzajem, tak? – Odkrywca
wzruszył ramionami. – A najsilniejsza z nich przejmie
władzę nad rojem? Cóż, lepsza młoda królowa od w pełni
dojrzałej.
Sługa wpatrywał się w oczy Odkrywcy, a sam Małżonek
przyglądał się aurom reszty obecnych. Dziedzic, ów
śmiertelnik, którego zwano Jardirem, władający płaszczem,
koroną i włócznią Zabójcy Umysłów, był bez wątpienia
najbardziej niebezpieczny. Gdyby Dziedzic postanowił zabić
Małżonka, ten, uwięziony w runicznym kręgu, miał marne
szanse na ocalenie życia, tym bardziej że zawładnięcie
ciałem Shanjata rozjuszyło Dziedzica ponad miarę. Aura
mężczyzny zdradzała jednakże jego prawdziwe zamiary.
Pragnął śmierci Małżonka, ale potrzebował go żywego.
O wiele ciekawsza wydała się demonowi sieć emocji
rozciągająca się między Dziedzicem a Odkrywcą. Odnalazł
Strona 9
w niej zarówno miłość, jak i nienawiść, tak
współzawodnictwo, jak i wzajemny szacunek, gniew
i poczucie winy. Była to potężna, odurzająca wprost
mieszanina i Małżonek analizował ją z prawdziwą
przyjemnością. Dziedzic łaknął informacji. Istniało wiele
rzeczy, o których jak dotąd Odkrywca nie zająknął się ani
słowem, i aura Dziedzica błyskała irytacją. Nie mógł się
pogodzić z tym, że ktoś inny przejął dowodzenie.
O wiele mniej przewidywalną osobą była Łowczyni, którą
nazywano Renną. Zaciekła wojowniczka aż skrzyła od
skradzionej magii, a jej ciało również było poznaczone
wieloma runami mocy. Nie władała mocą tak dobrze jak
mężczyźni i była skora do gwałtownych reakcji. Na razie
panowała nad sobą, ale nie wypuszczała broni z ręki,
gotowa w każdej chwili rzucić się do ataku.
Ostatnią osobą była sługa płci żeńskiej, Shanvah, która
podobnie jak kukiełka nie władała wielką magią. Gdyby
własnoręcznie nie zabiła księcia demonów, Małżonek
zapewne uznałby ją za nieistotną. Bez wątpienia była
najsłabszym ogniwem pośród tych, którzy go pojmali, ale
miała cudowną, przepiękną wprost aurę. Kukiełka była jej
ojcem. Shanvah dysponowała silną wolą, dzięki czemu jej
aura wydawała się niezmącona, ale w głębi duszy czuła
rozdzierający ból. Małżonek nie mógł się doczekać chwili,
gdy otworzy czaszkę tej sługi i wgryzie się w delikatne
mięso jej mózgu.
Na razie musiał się jednak skupić na kwestiach
bieżących. Sterowana przez demona kukiełka roześmiała
się, odciągając uwagę śmiertelników od niego samego.
– Młode królowe nie będą miały szans stanąć do walki.
Skoro żaden z moich braci nie może przejąć kontroli nad
pozostałymi, każdy porwie jedno jajo i ucieknie.
Odkrywca zamarł. Powoli zaczynał uświadamiać sobie
prawdę.
Strona 10
– I wszędzie założą gniazda!
– Nie mam wątpliwości, że to już się zaczęło – rzekł
Małżonek, a śmiertelnik w jego władzy zamachał włócznią,
co zgodnie z oczekiwaniami przyciągnęło wzrok wszystkich
zebranych. – Trzymając mnie tutaj, skazujecie swój ród na
zagładę.
Ostrożnie naparł na łańcuchy, szukając słabego ogniwa,
wyryte na nich runy zapłonęły i zaczęły zasysać moc
demona, choć Małżonek szczelnie ją zasłonił. Zdołał już
strzaskać jeden z zamków i uwolnić kończynę. Gdyby
zniszczył kolejny, jego kukła mogłaby uszkodzić kręgi na
tyle, by Małżonek zdołał uciec.
– Ile książąt umysłu zostało w roju? – spytał ostro
Odkrywca. – Zabiliśmy jak dotąd siedmiu, nie licząc ciebie.
To już coś, jak sądzę.
– W roju? – powtórzył Małżonek. – Na razie żadnego.
Myślę, że już wytyczyli swoje terytoria rozpłodowe i będą je
ujarzmiać przed wylęgiem.
– Terytoria rozpłodowe? – spytała Łowczyni.
Kukła uśmiechnęła się.
– Niebawem mieszkańcy waszych Wolnych Miast
przekonają się, że ich mury i runy nie są tak potężne, jak
dotąd sądzili.
– Śmiałe słowa, Alagai Ka – rzekł Dziedzic. – Chyba
zapomniałeś, że leżysz tu spętany.
Małżonek znalazł wreszcie to, czego szukał. Odkrył
niewielką skazę w jednym z zamków, który po wielu
miesiącach niewoli zaczynał rdzewieć. Gdyby go zniszczył,
zdołałby zrzucić łańcuch, ale jego prześladowcy zapewne
zwróciliby uwagę na jasny rozbłysk mocy.
– Wolno wam było zaludniać powierzchnię aż do tej
chwili. – Kukła zrobiła krok w prawo. Spojrzenia powiodły
za nią. – Moi bracia nie znają się na niczym poza
polowaniem. Skrzykną swoich wojowników i zniszczą wasze
Strona 11
mury jak skorupy jaj, a potem zaczną napychać spiżarnie
waszymi pobratymcami, żeby nasycić głód swoich
wysiadujących królowych.
– A w ich łonach rośnie zagrożenie dla Ala – rzekł
Dziedzic. – Nie możemy na to pozwolić!
– Uwolnijcie więc mnie!
– Nie ma mowy – warknął Odkrywca.
– Tak naprawdę to nie macie innego wyboru – oznajmił
Małżonek. – Mój powrót może was ocalić przed rojem.
– Jesteś księciem kłamstw – odparł Dziedzic. – A my nie
jesteśmy głupcami i nie będziemy wierzyć twoim słowom.
Istnieje inne rozwiązanie. Zejdziemy w głąb Otchłani
i zabijemy Alagai’ting Ka raz na zawsze.
– Twierdzisz, że nie jesteście głupcami – rzekł Małżonek.
– A mimo to wierzysz, że jesteście w stanie przeżyć taką
wyprawę? Nie dotrzecie nawet tak daleko jak Kavri, zanim
się poddał i uciekł na powierzchnię.
Słowa odniosły zamierzony efekt. Dziedzic zesztywniał
i zacisnął dłoń na włóczni.
– Kolejne kłamstwa! Kaji was pokonał!
– Zabił wiele pomniejszych demonów – przyznał
Małżonek. – Uśmiercił też wielu książąt. Minęło kilka
wieków, zanim rój odzyskał swoją poprzednią liczebność,
ale nie zdołał wszak położyć kresu naszej dominacji. Nie
łudźcie się, że dokonacie czegoś więcej niż Kavri! To nie
pierwszy cykl i nie będzie też ostatnim.
– Powiedziałeś, że zaprowadzisz nas do Otchłani – rzekł
Odkrywca.
– Równie dobrze mógłbyś chcieć wybrać się na
powierzchnię dziennej gwiazdy – odparł Małżonek. –
Zostaniecie zniszczeni na długo, zanim tam dotrzecie, i sam
dobrze o tym wiesz.
– No to wskaż nam drogę do roju – polecił Odkrywca. –
Na dwór umysłów. Do pieprzonej wylęgarni królowej
Strona 12
demonów.
– Ta wyprawa również zakończy się waszą zagładą. –
Małżonek przesunął kukłę o jeszcze jeden krok.
– Zaryzykujemy – stwierdziła Łowczyni.
Wreszcie kontrolowany przez Małżonka śmiertelnik
znalazł się we właściwym miejscu. Poderwał włócznię
i cisnął nią w serce Odkrywcy, który, zgodnie
z oczekiwaniami demona, rozpłynął się w powietrzu.
Włócznia przemknęła zaś dalej, mierząc w Dziedzica, który
odbił ją bez trudu. Wówczas kukła złapała swą tarczę
i z całej siły grzmotnęła nią w kamienie runiczne, które
więziły Małżonka.
Łowczyni rzuciła się do ataku, ale Shanvah krzyknęła
i zasłoniła ojca własnym ciałem. Zniewolony śmiertelnik
zaś odwrócił się i ujął runiczny łańcuch, a Małżonek
przywołał swą moc i posłał ją, by rozbić nadwerężone
ogniwo.
Niczym pająk rozbierający uszkodzoną sieć, kukła
odplątywała łańcuchy. Srebrne runy paliły skórę Małżonka,
ale była to niewielka cena za wolność. Machnięciem pazura
posłał kawałek rozszarpanego ogniwa prosto w Dziedzica
i strącił mu z głowy koronę, by ten nie zdołał podnieść
tarczy, która już raz demona uwięziła.
W tym czasie Łowczyni odepchnęła drugą kobietę
i skoczyła, by powstrzymać kukłę, ale było już za późno.
Zamachnęła się w momencie, gdy ciało Małżonka już się
rozpłynęło. Pozostał jedynie pojedynczy pazur, którym
w ostatniej chwili rozpruł Łowczyni brzuch. Demon umysłu
przemknął przez lukę, którą wyrąbała dla niego kukła,
i odzyskał materialną formę na skraju zewnętrznego kręgu.
Łowczyni upadła z jękiem, próbując powstrzymać jelita
wypływające z rany. Odkrywca skoczył swej samicy na
pomoc. Małżonek wiedział, że Łowczyni nie potrafi skupić
się na tyle, by samodzielnie zaleczyć swoje rany, a więc
Strona 13
Odkrywca będzie musiał zmarnować na to sporo cennego
czasu i mocy.
Małżonek nakreślił w powietrzu run uderzenia
i kamienie pod stopami Dziedzica eksplodowały. Próbujący
sięgnąć po koronę człowiek zatoczył się, a wtedy kukła
odrzuciła ją kopnięciem i zaatakowała Dziedzica, by zająć
go jeszcze przez kilka oddechów.
Obracając się, Małżonek uniósł swój krótki, karłowaty
wręcz ogon i rozrzucił naokoło ekskrementy, które oblepiły
i unieszkodliwiły runy. Już miał zniknąć ponownie, gdy
Dziedzic krzyknął:
– Dość tego!
Rąbnął tępym końcem włóczni w podłogę i posłał falę
mocy, która przewróciła wszystkich. Małżonek szybko się
poderwał, zdematerializował i już miał wydostać się na
wolność, ale wtedy wkroczył do akcji Odkrywca, który
sięgnął po swoją magię. Szarpnął zasłonę i na lukę między
runami padło światło świtu. Dzienna gwiazda nie
wynurzyła się jeszcze spoza horyzontu, ale jej blask przebił
się przez magię Małżonka i wywołał niewyobrażalny ból.
Demon nie śmiał zrobić choćby kroku.
Łowczyni rozpłynęła się i na nowo przybrała materialną
postać. Jej rany znikły. Wraz z Odkrywcą z wprawą
wyrysowali w powietrzu serię runów, które przeszyły
niematerialne ciało kryjącego się przed światłem demona
falami cierpienia. W tej formie Małżonek nie mógł sterować
swą kukłą i jej szczenię błyskawicznie obezwładniło go
mocnym chwytem. Dziedzic nałożył koronę i uniósł tarczę,
na powrót więżąc Małżonka.
Ten zrozumiał, że nie ma wyboru. Musi się poddać
i negocjować, gdyż ci ludzie potrzebowali go żywcem.
Małżonek przybrał więc materialną postać, schował szpony
i zasłonił kły, po czym uniósł ramiona w ludzkim geście
poddania się.
Strona 14
Łowczyni rąbnęła go w bok głowy. Runy uderzenia
zadudniły Małżonkowi o czaszkę. Tą kobietą powodowały
silne emocje. Małżonek spodziewał się, że inni okażą
większe opanowanie, ale wówczas Odkrywca walnął
z drugiej strony, rozbijając mu czaszkę. Siła uderzenia
wypchnęła demonowi oko z oczodołu.
Małżonek zachwiał się, a wtedy przypadł doń Dziedzic.
Cios tępym końcem włóczni okazał się potężniejszy od
uderzenia skalnego sługi.
Kaźń nie miała końca i Małżonek zaczął już myśleć, iż
ów dziki szał niechybnie doprowadzi do jego śmierci.
Próbował się rozpłynąć, ale podobnie jak Łowczyni przed
chwilą odkrył, że nie jest w stanie należycie się skupić.
Wkrótce nie wiedział nawet, kto wymierza cios. Docierały
doń jedynie głuche odgłosy uderzeń i kolejne fale cierpienia.
Później wszystko ogarnęła czerń.
Małżonek obudził się, czując ogromny ból. Próbował pobrać
nieco mocy ze swego wewnętrznego zapasu i wykorzystać ją
do uleczenia ran, ale zostało jej bardzo niewiele, co
oznaczało, że zapewne pobrał wyjątkowo dużo, gdy był
nieprzytomny. Jego organizm podświadomie poradził sobie
z najpoważniejszymi obrażeniami, a reszta będzie musiała
zaleczyć się w naturalny sposób.
Na szczęście uwolnił się od tego przeklętego łańcucha.
Być może właśnie naprawiali go w pośpiechu. Być może
spodziewali się, że jeszcze przez jakiś czas pozostanie
nieprzytomny.
Jeśli tak, to byli większymi głupcami, niż sądził. W oknie
pojawiła się już z powrotem gruba zasłona, ale Małżonek
Strona 15
wyczuwał za nią mrok nocy. Ucieczka znów była w jego
zasięgu. Uniósł szpon i przywołał nieco mocy ze swego
szczupłego zapasu, by nakreślić run w powietrzu, lecz
energia rozpłynęła się, nim dotarła na czubek pazura. Znów
przeszył go ból, aż zasyczał.
Pobrał ponownie, lecz moc znów go zawiodła i zapłonął
cierpieniem. Wówczas Małżonek popatrzył na swoje ciało
i dojrzał migotanie runów, a wówczas uświadomił sobie
prawdę.
Strona 16
Strona 17
Naznaczyli mu skórę igłami i atramentem, tak jak to
uczynił sam Odkrywca. Całe ciało Małżonka pokrywały
runy. Runy umysłu, przypisane jego własnej kaście.
Uwięzili demona we własnym ciele. Nie był już w stanie
się rozpłynąć ani kontrolować niczego mocą swojego
umysłu. Co gorsza, gdyby Małżonek – lub któryś z jego
prześladowców – nasycił runy magią, te niechybnie by go
zabiły.
Przypadł mu los o wiele gorszy od spętania łańcuchem.
Małżonek nigdy dotąd nie słyszał o podobnej hańbie.
Niemniej każdy problem można było jakoś rozwiązać.
Każda bariera runiczna miała swój słaby punkt. Z czasem
na pewno go znajdzie.
Strona 18
1
I jedno, i drugie
334 ROK PLAGI
L eeshę zbudziły skurcze. Przerażona uniosła głowę.
Po dziesięciu dniach na trakcie pod eskortą pięciu
tysięcy Rębaczy była już przyzwyczajona do niewygód.
Mogła teraz spać jedynie na boku, do czego ławka w wozie
zupełnie się nie nadawała. Przeniosła się więc na podłogę,
podobnie jak Amanvah i Sikvah, które spały wśród
poduszek.
Jej mięśnie maciczne kurczyły się i rozprężały, szykując
się do pracy, która je czekała, a dziewczynę zalewały fale
bólu. Co prawda poród miał nastąpić dopiero za trzynaście
tygodni, ale ciężarnym kobietom często przytrafiały się
ataki przedwczesnego bólu.
„A każda z nich za pierwszym razem wpada w panikę” –
Strona 19
mawiała Bruna. „Myślą, że już się zaczyna. Przytrafiło się
to nawet mnie, choć zanim wystękałam własne dziecko na
świat, odebrałam dziesiątki porodów”.
Leesha zaczęła oddychać w szybkim, równym rytmie, by
narzucić sobie spokój i załagodzić nieco ból, który zresztą
ostatnio wciąż jej towarzyszył. Potężne kopniaki dziecka
pozostawiły liczne sińce na skórze jej brzucha.
Kilkakrotnie w trakcie ciąży Leesha zmuszona była
wykorzystać potężną moc runów, na co dziecko za każdym
razem reagowało bardzo gwałtownie. Dzięki magicznemu
oddziaływaniu ludzie nabywali ogromnej siły
i wytrzymałości, starzy odzyskiwali młodość, a młodzi
przedwcześnie osiągali dojrzałość. Magia intensyfikowała
emocje i kruszyła opanowanie. Człowiek pod jej wpływem
stawał się skory do agresji, wręcz niebezpieczny. Jaki
wpływ tak wielka moc mogła wywrzeć na nieuformowane
jeszcze dziecko?
Ciąża nie weszła jeszcze w siódmy miesiąc, mimo to
Leesha wyglądała, jakby jej termin się zbliżał, i tak też się
czuła. Spodziewała się wcześniejszego porodu, nawet go
oczekiwała, bo bała się, że dziecko okaże się zbyt duże, by
urodziła je siłami natury. Ba, mogła się spodziewać
wszystkiego, łącznie z tym, że potomek samodzielnie wybije
dziurę w ścianie łona i wypełznie na świat.
Leesha oddychała i oddychała, ale spokój nie nadchodził,
a ból nie słabł.
„Istnieje tysiąc powodów, dla których pojawiają się
przedwczesne skurcze” – uczyła Bruna. „Zacznijmy od tego,
że dzieciak mógł wymierzyć kopa w pełny pęcherz”.
Leesha znalazła nocnik i załatwiła się, ale nie uśmierzyło
to spazmów. Zerknęła na mocz. Był mętny i zabarwiony
krwią. Zamarła zapatrzona, a jej myśli rozpoczęły
gorączkową gonitwę, ale wówczas dziecko kopnęło raz
jeszcze, i to mocno. Leesha krzyknęła z bólu. Nie miała już
Strona 20
wątpliwości.
Zaczęło się.
O świcie, gdy Wonda przybyła, by złożyć meldunek, Leesha
siedziała wsparta o ławkę. Ogromna dziewczyna ściągnęła
wodze, zsunęła się z siodła zręcznie jak kot i stanęła na
pierwszym stopniu poruszającego się wozu. Otworzyła
drzwi i z wdziękiem opadła na siedzisko naprzeciwko
Leeshy.
– Już prawie jesteśmy w domu, pani, jeśli chcesz się ciut
przygotować – rzekła. – Gar pojechał przodem, gdy spałaś.
Właśnie rozmawiałam z jego posłańcem.
– Jest źle? – spytała Leesha.
– Bardzo źle. Zgromadzili cały dwór. Gar próbował im to
wyperswadować, ale nie był w stanie. Powiedział, że
prędzej wyrwałby pniaka gołymi rękami.
– Angieriańczycy i ich przeklęty ceremoniał – skrzywiła
się Leesha.
Zaczynała już rozumieć, dlaczego księżna Araine mogła
przejść przez gromadę kłaniających się służących i udawać,
że wcale ich nie dostrzega. Czasem był to jedyny sposób, by
dotrzeć tam, gdzie chciała.
– Co więcej, to nie tylko służba i wojsko – ciągnęła
Wonda. – Czeka na nas połowa rady miejskiej.
– Na noc! – Leesha ukryła twarz w dłoniach.
– Powiedz tylko słowo, a uformuję wokół ciebie kordon
Rębaczy – zaproponowała Wonda. – I powiem wszystkim,
że spotkasz się z nimi po tym, jak odpoczniesz.
Leesha pokręciła głową.
– Wracam do domu jako hrabina i nie chcę rozpoczynać