Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Perdue Lewis - Idealny zabójca PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Lewis Perdue
IDEALNY ZABÓJCA
PhilipWilson
Strona 5
Tytuł oryginału:
Perfect Killer
Copyright © 2005 by Lewis Perdue
Copyright © na polskie wydanie Philip Wilson 2007
All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część ani całość nie może być reprodukowana
bez wcześniejszej zgody Wydawcy.
Tłumaczenie:
Małgorzata Fabianowska, Janusz Maćczak
Konsultacja medyczna oraz przekład Aneksu III:
lek. med. Marta Strasburger
Projekt okładki:
PWW
Zdjęcie - Copyright © Nikonite/Dreamstime
Redakcja:
Danuta Rzeszewska-Kowalik
Korekta:
Małgorzata Pośnik
Redakcja techniczna:
Aleksandra Napiórkowska
CIP - Biblioteka Narodowa
Perdue Lewis
Idealny zabójca / Lewis Perdue ; [tł. Małgorzata
Fabianowska, Janusz Maćczak]. - Warszawa :
Philip Wilson, cop. 2007
ISBN 978-83-7236-221-6
ISBN 978-83-60697-05-4
Philip Wilson
ul. Gagarina 28A, 00-754 Warszawa
[email protected]; www.philipwilson.pl
Dystrybucja:
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o.
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91
tel./faks (22) 721 30 00, sekretariat: (22) 721 30 11
zamówienia internetowe: (22) 721 70 07 lub 09
Skład i łamanie: Małgorzata Brzezińska
Druk i oprawa: ZG ABEDIK S.A., Poznań
Strona 6
Emerytowanemu pułkownikowi
A.L. „Buddy"Barnerowi,
wybitnemu pilotowi myśliwskiemu
z Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych
Każdy chłopiec pragnie mieć swojego bohatera.
Dziękuję za to, że był pan moim.
Książkę tę dedykuję również wszystkim mężczyznom i kobietom
służącym we wszelkich rodzajach amerykańskich sil zbrojnych
oraz w formacjach ochrony porządku publicznego,
którzy codziennie ryzykują życiem dla zachowania bezpieczeństwa
i wolności Stanów Zjednoczonych.
Są oni prawdziwymi dzielnymi bohaterami
i zasługują na naszą głęboką wdzięczność
i najwyższy szacunek w o wiele większym stopniu niż rząd,
biurokraci z Pentagonu czy idole kultury masowej.
Strona 7
SPIS TREŚCI
PODZIĘKOWANIA ... 9
SŁOWO WSTĘPNE ... 11
PROLOG . . . 19
ZABÓJCA IDEALNY ... 23
EPILOG ... 4 6 3
POSŁOWIE ... 475
Dr Richard A. Gabriel
(Emerytowany pułkownik
Armii Stanów Zjednoczonych)
ZAŁĄCZNIK I ... 4 8 3
Zapis wywiadu dla stacji telewizyjnej WLBT
ZAŁĄCZNIK II . . . 4 8 9
Profesor Bradford Stone - Konspekt wykładu
ZAŁĄCZNIK III ... 4 9 5
Xantaeus Pharmaceutical - Informacje o leku
ZAŁĄCZNIK IV ... 4 9 7
Tajny raport
Strona 8
PODZIĘKOWANIA
Ta książka nie powstałaby bez pomocy i wskazówek wielu
ludzi, którzy bezinteresownie poświęcili mi swój czas i siły.
Jestem ogromnie zobowiązany doktorowi Bradfordowi
Stone'owi i Jasmine Thompson za wielogodzinne rozmowy,
na które tak uprzejmie się godzili, oraz za umożliwienie mi
nieograniczonego dostępu do ich notatek, archiwów i innych
dokumentów, które udało im się ukryć, po tym jak pracowni
cy Departamentu Bezpieczeństwa dokonali na nich przed
świtem tego pamiętnego i niezgodnego z konstytucją nalotu
i przejęli większość zgromadzonych przez nich materiałów.
Chciałbym również podziękować:
• Emerytowanemu sierżantowi Vince'owi Sloane'owi
z urzędu szeryfa okręgu Sonoma za udzieloną mi fa
chową pomoc.
• Davidowi Simonowi, emerytowanemu zastępcy szeryfa
okręgu Los Angeles za podsunięcie mi licznych pomy
słów.
• Emerytowanemu pułkownikowi Richardowi Gabrielo
wi z armii Stanów Zjednoczonych zajego dzieła nauko
we, a w szczególności za pracę Nigdy więcej bohaterów,
w której po raz pierwszy poruszona została kwestia „pi
gułki pola walki".
• Alowi Thompsonowi i Lenie Grayson za to, że po
wstrzymali mnie przed powieszeniem się i nauczyli, jak
być beztroskim i samodzielnym.
• Jayowi Shankerowi, który sam jeden mógłby zmienić
powszechną opinię o adwokatach, gdyby wszyscy pozo
stali zechcieli wziąć z niego przykład.
9
Strona 9
• Rexowi McNabb i doktor Anicie McNabb za ich nie
ocenioną przyjaźń oraz za pomoc, jaką okazali mo jej
matce w ostatnich latach jej życia.
• Steve'owi La Vere, który pomógł w ocaleniu spuścizny
Roberta Johnsona i wsparł sprawę autentycznych blues-
menów z Delty Missisipi.
• Tyronowi Freedowi za jego rady i pomysły.
• Doktorowi Arthurowi C. Guytonowi, który podsycał
mój zapał do zgłębiania nauk ścisłych i medycyny.
• Doktorowi Jeffowi Flowersowi za pomoc w wyjaśnieniu
i zinterpretowaniu rozmaitych rodzajów badań war
stwowych mózgu.
• Emerytowanemu generałowi Clarkowi Braxtonowi
z armii Stanów Zjednoczonych winien jestem głęboką
wdzięczność za jego czas i wino, których mi tak hojnie
udzielał, oraz za wspólne zwiedzanie zamku Castello
Da Vinci - zaś jego asystentce Laurze LaHaye za spraw
ne uzgadnianie moich wizyt.
• Emerytowanemu zastępcy szeryfa, sierżantowi Johnowi
Myersowi oraz Tyronowi Freedmanowi za umożliwie
nie mi dostępu do pewnych drastycznych i szokujących
fotografii o historycznym znaczeniu.
• Billowi Wallerowi, byłemu gubernatorowi stanu Missi
sipi, a zarazem mojemu dawnemu szefowi, który odwa
żył się ścigać sądownie zabójcę Medgara Eversa.
• Stephenowi Huntingtonowi z sirrushosting.net, najlep
szego na świecie serwisu hostingowego, oraz technikowi
Gary'emu Anagnostisowi, którzy sprawili, że wszystko, co
wiąże się z internetem, wydawało się niezwykle proste.
•Jestem też wdzięczny, choć z odmiennych powodów,
sędziemu, który zapewnił mi wgląd w potężną organi
zację, przez tak długi czas rządzącą stanem Missisipi;
a także za to, że mogłem spędzić tyle czasu na planta
cji Mossy, łowić ryby w jeziorze i dostać wycisk w odziar-
niarni bawełny w Itta Benie.
Strona 10
SŁOWO WSTĘPNE
Ofiarowuję 15 procent moich dochodów ze sprzedaży tej
książki trzem niezwykłym organizacjom: Akcji Wolnościo
wej Okręgu Sunflower, Centrum Sprawiedliwości w Missisi
pi i Narodowemu Stowarzyszeniu Rodzin Wojskowych (każ
da z nich otrzyma 5 procent moich należności).
Akcja Wolnościowa Okręgu Sunflower (www.sunflower-
freedom.org) jest niezależną i nienastawioną na zysk orga
nizacją, założoną w 1998 roku. Realizuje ona w Delcie Mis
sisipi niezwykle skuteczny program edukacyjno-doradczy,
którego celem jest stworzenie korpusu zdolnych, wykształ
conych i świadomych społecznie młodych liderów lokal
nych społeczności.
Zadanie Akcji Wolnościowej Okręgu Sunflower polega na
zapewnieniu wykształcenia młodym ludziom, zamieszkującym
rolniczy stan Missisipi, rozwijaniu ich świadomości społecznej
i zdolności przywódczych oraz wzbogacaniu ich życiowego do
świadczenia - niezbędnych do tego, by mogli podejmować
swobodne i świadome decyzje dotyczące ich dróg życiowych.
Akcja Wolnościowa nie tylko znalazła się w roku 2003 w finale
organizowanego przez Fundację Forda konkursu „Przywódz
two w Zmieniającym się Świecie" - czym mogą się pochwalić
jeszcze co najwyżej jedna czy dwie organizacje z tradycyjnie
wiejskiego Południa - lecz została również wyróżniona przez
Amerykańskie Forum Polityki Młodzieżowej za jej wspaniałą
działalność, nakierowaną na „zachęcanie młodych ludzi, aby
dążyli do doskonałości i zdobywali wyższe wykształcenie".
Centrum Sprawiedliwości w Missisipi (www.mscenterfor-
justice.org) jest niekomercyjnym stowarzyszeniem, dążącym
do tego, by wskrzesić na terenie całego stanu systemowy,
11
Strona 11
prawnie ugruntowany ruch wspierania dyskryminowanych
rasowo i ubogich jednostek oraz społeczności. Prowadzona
przez Centrum działalność prawna ma na celu pogłębienie
w stanie Missisipi sprawiedliwości rasowej i ekonomicznej.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wie
ku niekomercyjne, działające w interesie publicznym firmy
prawnicze zapewniały w Missisipi wsparcie prawne ruchowi
na rzecz praw obywatelskich. W latach osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych środki finansowe, pochodzące ze Sto
warzyszenia Usług Prawnych, wspierały na terenie całego
stanu ludzi o niskim poziomie dochodów w dziedzinach ta
kich, jak prawa wyborcze, warunki mieszkaniowe, świadcze
nia publiczne i prawa konsumenckie. Jednakże obecnie, na
początku XXI wieku, w Missisipi nie istnieją już zintegrowane
ogólnostanowe struktury dostarczające prawnego wsparcia
w walce z wciąż obecnymi problemami ubóstwa i dyskrymi
nacji rasowej. Zarząd Centrum Sprawiedliwości w Missisipi
podjął się stworzenia organizacji zdolnej do sprostania tym
wyzwaniom.
Narodowe Stowarzyszenie Rodzin Wojskowych to nieza
leżna, niekomercyjna 501 (c) (3) organizacja, zatrudniająca
głównie ochotników i finansowana z odliczanych od podat
ku składek i dotacji. Jest jedyną ogólnonarodową prywatną
organizacją, poświęcającą się rozpoznawaniu i rozwiązywa
niu problemów nękających rodziny wojskowych. Zadanie
Stowarzyszenia polega na udzielaniu pomocy rodzinom sied
miu rodzajów służb mundurowych na drodze działalności
edukacyjnej, informacyjnej i prawnej, w tym między innymi
poprzez prowadzenie działań informujących społeczność
wojskową, Kongres i opinię publiczną o prawach i przywile
jach rodzin żołnierzy oraz wspieranie posunięć, mających na
celu zapewnienie im godziwych warunków życia.
Lewis Perdue
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Muszę być w ruchu, muszę być w ruchu...
Wysłannik piekieł jest na moim tropie.
ROBERT JOHNSON,
legendarny bluesman
z delty Missisipi, który jak powiadają,
zyskał swój muzyczny talent
zaprzedając duszę diabłu
Każdy, kto utrzymuje, że rozumie teorię kwantową,
jest albo kłamcą, albo szaleńcem.
RICHARD P. FEYNMAN,
laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki
z 1965 roku
Strona 17
PROLOG
Atramentowoczarna bezksiężycowa noc spowiła Deltę Mis
sisipi cieniami rozmaicie nasyconymi mrokiem, które
spłaszczyły ten malarycznie wilgotny świat do postaci dwu
wymiarowej karykatury.
Nad stojącymi wodami sadzawek na polach śmierci go
rączkowo kłębiły się komary, niczym biblijna plaga - słyszal
ne, boleśnie odczuwane, lecz niewidoczne. W oddali, za ni
skim nasypem, który nawet w okresach powodzi utrzymywał
tory Towarzystwa Kolejowego Columbus i Greenville nad
powierzchnią, jarzyła się garść rozproszonych świateł. Zza
nasypu dochodziły dźwięki kościelnego hymnu. Dobiegały
od strony Balance Due, wiecznie ubogiej czarnej dzielnicy
miasta Itta Bena, gdzie brudne ścieki fermentowały w od
krytych rowach przy zrytych koleinami drogach grunto
wych, wzdłuż których stały walące się drewniane chaty.
W jedną z najciemniejszych nocy Darryl Talmadge kucał
w wilgotnej bujnej trawie, uważając, by uchronić swój colt. 45,
model 1911 z tłumikiem przed zamoczeniem w wodzie trzę
sawiska, która przesiąkała mu do butów. Wsłuchiwał się całym
Sobą w otaczający go mrok, usiłując tyleż usłyszeć, co i wyczuć
nadejście ofiary, na którą czatował. Gdzieś daleko na wscho
dzie zadudnił pociąg towarowy, a w ciemnościach w pobliżu
nasypu kolejowego rozległ się hałas, jakby ktoś przedzierał się
desperacko przez błoto i wysoką trawę. Talmadge wiedział, że
musi jedynie cierpliwie zaczekać, jak podczas polowania na
jelenia. Na ludzkiego jelenia, pomyślał z uśmiechem.
Dawniej pracował jako przewodnik myśliwych w Delcie
Missisipi. Było to jeszcze przed wojną w Korei, gdzie rozwa
lono mu głowę, którą oni tak dobrze załatali. Uratowali mu
Strona 18
życie, toteż robił wszystko, czego zażądali. A także dlatego,
gdyż potrzebował ich lekarstw, żeby odpędzić upiorne wizje
i wspomnienia.
Jego uwagę przykuł dźwięk jakby cmoknięcia, po lewej
stronie, w odległości około dwudziestu pięciu metrów.
A potem jeszcze jeden i następne. Odgłosy wyciągania nóg
z grząskiego błota, z początku powolne i ostrożne, a potem
przyspieszające mozolnie i skręcające w kierunku torów ko
lejowych.
Doskonale.
Talmadge wstał i jedynym płynnym ruchem wydobył re
wolwer. W ułamku sekundy rozpoznał prawie niedostrze
galny cień, jakby uformowany z czerni i rzucony na niemal
równie czarne tło nocy. Wycelował, pociągnął za spust
i usłyszał ciche kaszlnięcie wystrzału oraz okrzyk bólu, gdy
ludzka postać upadła z mokrym plaśnięciem.
- Poddaj się, czarnuchu! - wrzasnął, biegnąc z trudem
przez trzęsawisko i wysoką trawę. Po chwili odnalazł zygza
kowate ślady rannego mężczyzny, który widocznie potyka
jąc się usiłował w panice uciec.
- Sra w gacie ze strachu - wymamrotał Talmadge. To był
już czwarty w ciągu ostatnich dziesięciu dni i miał najzwy
czajniej dosyć tropienia tych chłopaków.
Zobaczył przed sobą niewyraźną sylwetkę ofiary, która
skręciła w prawo i puściła się sprintem z powrotem w stro
nę torów. Łoskot pociągu towarowego rozbrzmiewał teraz
bliżej i Talmadge zdawał sobie sprawę, że uciekinier będzie
chciał przebiec przed parowozem, by reszta składu odgro
dziła go od prześladowcy, albo wskoczy do krytego wagonu.
Oba wyjścia są dla niego dobre, pomyślał. Dobiegł szyb
ko do skraju pasma żużla u podnóża nasypu i przykucnął za
wysoką kępą zeschłej trawy. Oparł się o zbocze i wycelował
broń w dół wału, podtrzymując ją lewą ręką.
Za jego plecami światła parowozu omiotły tory, rozpętu
jąc na nich grę cieni. Zaraz potem w odległości mniej wię-
20
Strona 19
cej trzydziestu metrów ciemna postać oderwała się od zaro
śli i ruszyła w górę zbocza. Chwilę później reflektor loko
motywy oświetlił rannego, wydobywając z mroku plamę
czerwieni na jego ramieniu w miejscu postrzału.
Talmadge wystrzelił i zaklął, kiedy kula rozrzuciła żwir
tuż u stóp mężczyzny, który zaczął szybciej gramolić się pod
górę. Talmadge nie czuł żadnego gniewu, emocji czy roz
czarowania. Precyzyjnie zanalizował trajektorię swego ostat
niego strzału, dokonał w myśli poprawki i wymierzył rewol
wer w miejsce na szczycie nasypu, gdzie, jak przypuszczał,
pojawi się ścigany.
Strzelił w momencie, gdy rozległ się gwizd lokomotywy,
a tamten znieruchomiał, odwracając twarz ku nadjeżdżają
cemu pociągowi. Pocisk przeszył jego ciało i pchnął je na
tory, prosto pod koła.
Strona 20
1
Poniedziałek przygniatał całą okolicę, siny i kamien
nie zimny, niczym trup. Szare, jakby łupkowe chmu
ry, pokryta zimowym szronem trawa i blade nagrobki
wyssały kolory i życie z Itta Beny, którą tak kochałem
jako dziecko.
U stóp łagodnej pochyłości pola, leżącego za rdzewieją
cymi żelaznymi sztachetami płotu otaczającego cmentarz,
oraz po drugiej stronie asfaltowej drogi dojazdowej, nie
równej i pokrytej licznymi łatami, nagie drzewa brodziły
w zimnej, błotnistej i ciemnej wodzie jeziora Roebuck. Po
goda nie sprzyjała garstce żałobników, którzy mieli spotkać
się w ten chłodny styczniowy ranek, aby pożegnać moją
matkę.
Na razie jednak stałem samotnie obok kilku składanych
krzesełek, ustawionych w pobliżu świeżo wykopanego gro
bu. Pokrywająca grunt wysłużona sztuczna murawa nie była
w stanie zamaskować sterty ziemi przy nagrobku z wyrytym
na nim nazwiskiem drugiego męża mamy, za którego wy
szła dopiero po uprzednim trzykrotnym ślubie i rozwodzie
z moim ojcem.
Ciszę poranka z rzadka tylko zakłócał jakiś samochód al
bo furgonetka, przejeżdżające autostradą nr 7. Lekki wie
trzyk przynosił mi od czasu do czasu niewyraźne, urywane
strzępy rozmowy, jaką prowadzili dwaj stojący sto metrów
ode mnie mężczyźni; ich żółte kombinezony ożywiały ten
ponury krajobraz impresjonistyczną barwną plamą. Przy
glądałem się, jak oparci o zabłoconą żółtą koparkę paląjed-
nego papierosa za drugim.
Wiatr się wzmógł; uderzył mnie w odsłonięte czoło jak
mroźny ból głowy i przeniknął przez mój nowy ciemny weł
niany garnitur, kupiony specjalnie na tę okazję. Jego pory
wy szarpały mnie ostrymi pazurami, sprawiając że jądra
23