Pamietnik narkomanki - ROSIEK BARBARA
Szczegóły |
Tytuł |
Pamietnik narkomanki - ROSIEK BARBARA |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Pamietnik narkomanki - ROSIEK BARBARA PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Pamietnik narkomanki - ROSIEK BARBARA PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Pamietnik narkomanki - ROSIEK BARBARA - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rosiek Barbara
Pamietnik narkomanki
Pamietnik narkomanki
Prawda jest dziwniejsza od fikcji,a to dlatego, ze fikcja musi byc
prawdopodobna. Prawda - nie.
Mark Twain
21 marca 1973 roku
Pierwszy dzien wiosny. Wspanialy, sloneczny. Wszystko budzi sie do
zycia. I we mnie cos sie obudzilo. Do glowy wpadl mi szalony pomysl. Poszlam
na pierwsze w zyciu wagary. Ja, wzorowa uczennica i corka.
Ostatnio wszystko zaczelo sie zmieniac w moim zyciu. Jeszcze nie
rozumialam tego, ale juz czulam, ze cos ma nastapic. Cos nowego i
niezwyklego. Moze sprawil to wiosenny nastroj, a moze ja sama bardzo
chcialam, zeby w koncu cos sie stalo, cos wielkiego i waznego. Nie potrafilam
juz byc taka jak przedtem, a nie wiedzialam, co ma nastapic. I chyba bardzo
chcialam, by To stalo sie wlasnie dzisiaj, w ten wiosenny dzien, kiedy mozna we
wszystko uwierzyc od poczatku. Potrzebowalam nowej wiary, by cos zlego nie
stalo sie ze mna.
Wlasciwie to chodzilam po ulicach, nie bardzo wiedzac, co mam z ta
wolnoscia zrobic. Weszlam do malej kawiarni, gdzie bylo duzo mlodych ludzi,
niewiele starszych ode mnie. Troche sie zdziwilam. Oni chyba tez byli na
wagarach.
Do mojego stolika dosiadlo sie dwoch chlopcow. Byli dziwnie ubrani.
Mieli dlugie wlosy, rzemyki na szyjach i rekach. Spytali, co tu robie i tak
zaczelismy rozmawiac. Jeden z nich, Filip, dlugo przygladal mi sie i w koncu
spytal, czy chce isc z nimi w pewne miejsce. Zgodzilam sie, nie pytajac o nic.
Czulam, ze bedzie to cos bardzo interesujacego. Chcialam dowiedziec sie, co
porabiaja ci chlopcy, jak zyja. Chcialam poznac cos innego od tego wszystkiego,
co do tej pory znalam. Czyli domu rodzinnego i szkoly.
Poszlismy w trojke. Nie znalam imienia drugiego chlopaka, nie
przedstawil mi sie.
Weszlismy do pewnego mieszkania. Wszystko tutaj bylo nieokreslone,
wszystko, czemu sie przygladalam. Troche zaczelam sie bac, ale weszlam dalej,
do pokoju, Byli tam inni, podobni do moich nowych kolegow. Dziewczyny tez
byly. Wszyscy podobnie ubrani, chociaz kazdy inaczej. Filip powiedzial im, ze
jestem "nowa". Jakas dziewczyna wstala i zawiesila mi na szyi sznur
przezroczystych koralikow. Zrozumialam, ze zostalam przyjeta do ich grona,
chociaz jeszcze nie wiedzialam kim sa.
Na stoliku zauwazylam kilka strzykawek i jakies pudelka. Filip wyjal z
jednego ampulki i naciagnal plynu do strzykawki. Wzial moja reke i podwinal
rekaw. Balam sie bardzo, ale ciekawosc byla silniejsza. "Pierwsza komunia" -
uslyszalam czyjs glos i smiech. Poczulam uklucie i wlewanie sie plynu do krwi.
Po chwili wszystko sie zmienilo. Bylo mi tak dobrze, ci ludzie byli wspaniali.
Nie martwilam sie szkola, domem. Chcialam zostac tutaj z nimi na zawsze. Nie
wiem, jak dlugo to trwalo. Zaczelam podsypiac. Byl to wspanialy polsen.
Wszystko stracilo znaczenie, liczyl sie tylko moj stan. Bylo mi po prostu dobrze.
Teraz, gdy to opisuje, jestem bardzo senna. Nie wiem, jak wrocilam do
domu i co powiedzialam rodzicom. Moze nie powiedzialam nic, bo trudno bylo
mi mowic. Nie wiem tez, jaki zastrzyk zrobil mi Filip. Wiem tylko, ze nie
zaluje, ze poszlam na wagary.
22 marca
Mama obudzila mnie do szkoly. Wstalam szybko, ale nie mialam zamiaru
isc. Poszlam do kawiarni. Nie bylo Filipa ani jego kolegi. Tak jak wczoraj, bylo
tutaj duzo malolatow (mowia tak sami o sobie). Bylo tez duzo starszych, z
wytatuowana kropka pod lewym okiem. Wiedzialam juz, ze sa to gitowcy. Tych
Filip radzil mi unikac. Mowil, ze sa zbyt zli, nie warto znac ich chocby z
widzenia.
Poszlam od razu do tego mieszkania. Byli tam prawie wszyscy ci sami co
wczoraj. Od razu podeszlam do stolika. Chcialam sie dowiedziec, co dostalam.
Filip zlapal mnie za reke i powiedzial:
-To majka, nasza siostra. My sister is morfina. Zapamietaj. Chcesz?
Kiwnelam glowa... Wszystko powtorzylo sie. Nie bylam taka spiaca jak
wczoraj. Cieszylam sie muzyka, sluchalam, o czym rozmawiaja, sama niewiele
mowiac. Wydawalo mi sie, ze nie trzeba mowic, kiedy jest tak dobrze. Ze
wszyscy powinni i tak sie rozumiec.
Siedzialam w kacie spokojnie, kiwajac sie w rytm muzyki. Filip usiadl
obok mnie. Widzialam, jak robil sobie zastrzyk. Teraz zobaczylam, ze ma wiele
sladow na rekach.
W domu milczalam. Komu i co moglabym powiedziec?
25 marca
Mam wszystko olewac i robic swoje, bo jestem hipiska. Mam sie nie
przejmowac codziennoscia, tylko zyc we wlasnym swiecie. Mam pomagac
ludziom podobnym do mnie, czyli innym hipisom. Jestem wolna.
Moze i jestem wolna, chociaz musze chodzic do szkoly i sluchac
rodzicow. Tylko czy warto ich sluchac? Moze i dobrze, ze sie chodzi do szkoly.
Lubie czytac i poznawac nowe rzeczy. Ale to, co poznaje teraz, to zupelnie inny
swiat. Jeszcze nie rozumiem wielu spraw. Nie wiem, co to znaczy tak naprawde
byc hipiska. Ale jestem z nimi. Bo czas juz sie zbuntowac. Tak twierdzi Filip. Ja
tez tak sadze.
Bo nie moge sie pogodzic z tym, co dzieje sie w moim domu. Tego nie da
sie z niczym pogodzic.
Poszlam dzisiaj do biblioteki. Chcialam sie dowiedziec, co wlasciwie
wstrzykuje mi Filip. I dowiedzialam sie, ze morfina jest wlasciwie
najsilniejszym u nas narkotykiem. Dluzsze zazywanie prowadzi do nalogu. A
potem niszczy sie wlasne zdrowie. Przerazilam sie. Ale przeciez nic sie nie
stalo. Ja tylko sprobowalam. Nie jestem zadna narkomanka. Nie musze niczego
brac. Chociaz... Po niej jest tak cudownie. I nie pamieta sie o tych najgorszych
sprawach. Po prostu nie pamieta sie.
3 kwietnia
Wychowawczyni poszla do ojca, do pracy i powiedziala o moich
wagarach. W domu byla kosmiczna awantura. Wlasciwie tak naprawde to nikt
nie probowal ze mna porozmawiac. Nakazano mi powrot do szkoly, wiec
wrocilam. Nie zwierzylam sie nikomu z tego, co robilam. Wszyscy nauczyciele
byli zaskoczeni, ze taka dobra uczennica poszla na wagary. Tak jakby to byl
tylko przywilej zlych uczniow. Dziwni sa nauczyciele. Dziwnie mysla. Dobrze
sie uczysz - jestes dobra. I odwrotnie. A jacy oni sa? To oni sa zli. I zupelnie nie
wiedza, jak z nami postepowac.
A ja i tak bede robic swoje. Tylko po kryjomu. Juz zaczelam klamac, ze
wieczorem ide do kolezanki czy do kina. Dlaczego trzeba klamac? By robic to,
na co ma sie ochote, a dorosli nie pozwalaja, oni w ogole nie orientuja sie, co sie
z nami dzieje.
6 kwietniu
Wstalam wczesniej i spotkalam sie z Filipem. Zrobil mi zastrzyk. Byl
jakis smutny, gdy mu powiedzialam, ze musze isc do szkoly. Lubie go i nic
wiecej.
Poszlam do szkoly zacpana. Poklocilam sie z nauczycielka. Kazala
przyjsc rodzicom.
Bedzie nowa awantura. Ale jakie to ma teraz znaczenie.
12 kwietnia
Chodze grzecznie do szkoly. Tylko nauczycielki nie chcialam przeprosic.
Uwazalam, ze nie mam za co. Dawno nie widzialam sie z ludzmi. Zacpaloby
sie. Moze nie bylabym taka smutna. Te koszmarne wieczory w domu. Nawet
uczyc mi sie nie chce. Teraz mnie to smieszy, ze kiedys zalezalo mi na dobrych
stopniach. Ale kiedys inaczej wygladalo moje zycie. W domu jest coraz gorzej i
ja poznalam smak innego swiata. Czy naprawde poznalam? Moze to tylko male
doswiadczenie, ktore sie skonczylo? Nie. Czuje, ze jestem inna. Nie dam sie juz
teraz stlamsic. Teraz to juz naprawde niemozliwe.
16 kwietnia
Filip nauczyl mnie robic sobie zastrzyk. To naprawde nic trudnego. Sprzet
mozna bez problemow kupic w kazdej aptece. Mam troche sladow na rekach i
przestalam chodzic na w-f. Bedzie z tego nowa awantura. Trzeba postarac sie o
zwolnienie. Kiedys mialam, bo mam chore serce, wiec chyba nie bedzie to
trudne. Trzeba tylko isc do lekarza, jak sie troche slady zagoja.
Mam pomysl. Najpierw trzeba zrobic badania krwi. Wiec do dziela.
Wmowie lekarzowi, ze pielegniarka nie mogla sie wkluc.
21 kwietnia
Mam zwolnienie z w-fu. To nie bylo trudne. Jeszcze lekarz mnie objechal,
ze przyszlam tak pozno. Mam wade serca i nie wolno mi wykonywac ciezszych
prac fizycznych.
O slady na rekach nie pytal. Mam podwyzszone OB i ASO. To po
zapaleniu stawow. Czyli jestem naprawde chora. Moge spokojnie brac
narkotyki, bez obawy, ze ktos mnie nakryje.
Wieczorem czytam ksiazki. To jest moj trzeci swiat, obok dwoch tamtych.
Nie wyobrazam sobie zycia bez ksiazek. I dobrze, ze mam moj dziennik. Teraz
naprawde nie moge nikomu o niczym powiedziec. Zostalo mi tylko pisanie.
Dlaczego wlasciwie cpam? Bo jest mi inaczej po majce. I lzej zyc. Tylko
do czego to doprowadzi? Skad moge to wiedziec. Moi nowi znajomi nie ucza
sie, nie pracuja, Z czego zyja?
Glosze swoja filozofie. Tylko co dalej? Lepiej nie pytac. Jakos to musi
byc. Wlasciwie to jestem sama. Filip pomaga mi tylko zalatwic cpanie i niczego
nie chce za to. Ale Alfa powiedzial mi, ze kiedys bede musiala cos dla nich
zrobic. Akurat. Przeciez nie musze brac narkotykow. Biore, bo tak mi sie
podoba. Moge przerwac w kazdej chwili.
23 kwietnia
Nie chce mi sie w ogole uczyc. Dobrze, ze do konca roku szkolnego
jeszcze tylko dwa miesiace. A potem zacznie sie sezon. Tak mowi Filip. Mam
poznac jego uroki. Towar sie konczy i wlasciwie nie ma co cpac. Bierzemy
jakies prochy. Ale to nie to samo. Ludzie wachaja tri, ale ja nie chce. Nikt mnie
zreszta nie namawia do tego swinstwa. Wszyscy sa tacy rozdraznieni, bo nie ma
majki. Gdy teraz na nich patrze, wydaja mi sie jacys inni niz tamtego dnia, gdy
ich poznalam. Co sie zmienilo? Moze to ten glod, o ktorym czytalam? Bardzo
mozliwe. Ja tez sie zmienilam. W domu ze mna juz nie mozna porozmawiac. W
szkole warcze na nauczycieli, a oni na mnie. Co sie dzieje? Zaczynam bac sie
tego wszystkiego, ale nie potrafie na razie niczego zmienic. Dokad moglabym
pojsc?
2 maja
Poszlam do szkoly niedocpana. To znaczy wzielam, ale za malo i
wszystko mnie draznilo. Wyzwalam nauczycielke. Wezwano od razu rodzicow.
Od nowego roku szkolnego mam przejsc do innej szkoly. To podobno ma byc
dobre rozwiazanie dla wszystkich. Tylko nie dla mnie. Nikt mnie nie spytal o
zdanie w tej sprawie. Poplakalam sie. Ale dobrze. Nie chca mnie tutaj, to
odejde.
W domu wielka cisza. Nie rozmawiamy ze soba. To znaczy ja uciekam do
swego pokoju, gdy oni zaczynaja. Jeszcze mi tego potrzeba, by ich
wysluchiwac.
10 maja
Do szkoly chodze teraz na luzie. Niedlugo stad odejde. Klasy tez mi nie
zal. Nigdy nie bylam z nimi blisko, nie mialam zadnej przyjaciolki czy nawet
kolezanki. Zylam sobie spokojnie sama wsrod ksiazek. Co mnie wygnalo z
domu? Smak wagarow? Nie tylko. Ale im tego nigdy nie powiem.
Wlasciwie teraz nic nie biore i rzadko widuje ludzi. I zabralam sie troche
do nauki. Robia nam sprawdziany, powtorki.
Z lekcji wychodze do ubikacji na papierosa lub tak sobie wychodze. Nie
wzywaja rodzicow. Wiedza, ze odchodze, i chca to przeczekac. Czuje, ze sprawi
im to wielka ulge.
16 maja
Filip dal mi kode. Nawet fajnie dziala. I nie ma sladow na rekach. A to
teraz wazne. Jest coraz cieplej i nosze ubranie z krotkim rekawem. Dawno nie
bylam w naszej chacie. Spotykam sie z Filipem w kawiarni. Mowi, ze lepiej tam
teraz nie chodzic, ale nie wyjasnil mi dlaczego. Jest zawsze z nim Alfa.
Wyczuwam, ze mnie nie lubi. Trudno. Ja tez go nie lubie.
1 czerwca
Dzisiaj w szkole byly zawody sportowe miedzy klasami. Zglosilam sie do
skoku w dal, wzwyz, do biegu na 60 m i wszystkie konkurencje wygralam. To
tak na pozegnanie. Juz nie zaluje, ze odchodze. Moze cos sie zmieni w nowej
szkole.
Po zawodach poszlam z dwoma kolegami z klasy na wino. Pilismy nad
rzeka. Troche sie upilam.
7 czerwca
Juz nic nie robie. Chodze do szkoly dla swietego spokoju i czekam na
rozdanie swiadectw. Z Filipem tez sie nie widuje.
Jestem nawet spokojna, nie rozrabiam. Tylko nie chodze na lekcje tej
nauczycielki, przez ktora musze odejsc. To juz niczego nie zmieni. Wiem, ze
swiadectwa sa juz wypisane i mam obnizone sprawowanie. Olewam to.
17 czerwca
Bylam w chacie. Ludzie powitali mnie z radoscia, chociaz wlasciwie malo
sie znamy. Ale to niewazne. Jestem jedna z nich. Nosze koraliki i rzemyk i
cpam z nimi. Nie rozumiem jeszcze tego, co glosza. Ale moze kiedys
zrozumiem.
Filip mowi, bym byla gotowa pod koniec czerwca. Wyruszamy w Polske.
Zaczyna sie Sezon. Ludzie nie moga sie doczekac.
Mieli tylko ziomki. Zastrzyk zrobil mi Filip. Uswiadomilam sobie dzisiaj,
ze lubie, jak on robi mi zastrzyk.
20 czerwca
Dostalam swiadectwo. Zdalam do osmej klasy. Smieszne. Mam prawie
same piatki i obnizone sprawowanie. To jest cos. Nie zegnalam sie z nikim.
Wzielam ten papierek i wrocilam do domu. Darowalam sobie akademie i inne
szkolne uroczystosci. Zegnaj, szkolo. Nie dalam sie wam zgnebic. Walka byla
ostra. Ale ja nie przegralam. Ja robie swoje.
25 czerwca
Skonczylam 14 lat. Ale ze mnie malolata. W domu spokoj. Gdy jest jakas
rocznica, wszystko sie ucisza na ten dzien. Dziwnie tak. Ale co zrobic? Ja
niewiele tutaj moge. Pozostal tylko bunt
Co to znaczy miec 14 lat? Wyrzekac sie domu, probowac narkotykow,
alkoholu, papierosow.
I trzeba do tego jeszcze byc soba. I z nimi.
26 czerwca
Nieprawda, ze wyrzekam sie domu. Przeciez tak bardzo pragne, by bylo
inaczej. Chyba wtedy tez bylabym inna. Co sie stalo ze mna przez te trzy
miesiace? Dlaczego jestem przeciwko nim? A jak oni mysla? Czy wiedza,
dlaczego taka jestem?
30 czerwca
Jutro mam jechac "w Polske". Ale nie pojade. Nie wychodze z domu, by
sie z nimi nie spotkac. Filip bedzie czekal. A moze nie bedzie czekal. Chce
zostac w domu. Nie wiem, czy naprawde tak chce, ale obawiam sie tego
wyjazdu. Cos mnie jeszcze wstrzymuje.
5 lipca
Wiem, ze na mnie czekali. Powiedzial mi o tym kolega Filipa. Maja
przyslac mi kartke, moge jeszcze dojechac. Chce i nie chce. Jak jest lepiej w
domu, to chce tu byc, Ale czasem pojechalabym bardzo daleko. Na razie od
czasu do czasu podrozuje w snach. Ladnie sie to nazywa. Podroz w nieznane.
Bo podobno w tych snach sa pociagi, a w nich pelno wolnych miejsc, i sa
okrety, ktore chca nas zabrac w dlugi rejs. A tutaj jest smutno i tak zwyczajnie.
A raczej niezwyczajnie smutno.
7 lipca
Kupuje ziomki w aptece. Robie je tak, jak nauczyl mnie Filip, i
wstrzykuje sobie. I wszystko sie zmienia. Jest troche inaczej niz po majce,
chociaz podobnie. Nie potrafie okreslic tej roznicy.
Gdy jestem po zastrzyku, mniej czytam, chyba nawet mniej mysle. Lubie
wtedy spacerowac po ulicach i przygladac sie ludziom, jak spiesza sie, kloca,
zyja. Nie odczuwam tak wtedy przemijania czasu. Ide przed siebie i chodze takgodzinami. Dopiero gdy zaczyna sie sciemniac, wracam do domu. Mniej mowie
i staram sie z nimi nie klocic.
Dziwne to wszystko. A moze to ja sie zmienilam.
11 lipca
Kupuje ziomki zmieniajac apteki. Juz poznaje farmaceutow i staram sie,
by oni mnie nie zapamietali. Dlaczego? Filip mi o tym powiedzial. Nie ma go
teraz w Czestochowie, ale jego duch jest stale przy mnie.
Mam sie wystrzegac jak najdluzej kontaktow z milicja. Przeciez nie robie
nic zlego nikomu. Moze tylko sobie. Wlasciwie cale dnie spedzam sama. Do
poludnia odsypiam narkotyk. Nigdy dotad nie mialam tak dobrego snu. Gdy
rodzice wracaja z pracy, wychodze z domu. Mowie, ze ide do kina lub do
kolezanki. Ufaja mi.
A ja chodze i patrze. Patrze stale na innych i nie chce myslec. Chce tylko
patrzec.
Dlaczego lubie byc sama?
17 lipca
Za niecaly miesiac zlot lupow w Czestochowie. Ciekawe, jak to bedzie
wygladalo. Intryguje mnie to wszystko. Czy do nich naleze? Przeciez tak
naprawde to niewiele o nich wiem. Mowie, ze chce byc wolna i czuje sie wolna.
Ale czy jest tak naprawde?
Nie pojechalam "w Polske". Zostalam w domu. Tylko, ze "robie swoje".
Przylacz sie, dostroj sie i odpadnij" - co to naprawde znaczy?
Mniej cpam. Zaczelam czegos sie obawiac. Nie wiem, co to jest? Nie
moge zapytac Filipa. Nie mam kogo spytac.
25 lipca
Dni sa do siebie takie podobne, a przeciez moje zycie zupelnie sie
zmienilo. Robie sobie potajemnie zastrzyki, oszukuje rodzicow. I czuje, ze gubie
sie w tym wszystkim. Ubieram sie inaczej, nosze rzemyki i widze, ze w moim
miescie coraz wiecej takich jak ja, podobnych. Zbieraja sie przed zlotem.
Chodza po miescie calymi grupami. Gdy ich mijam, robi mi sie tak jakos cieplo,
chcialabym isc z nimi dalej. Niekiedy widze, jak zatrzymuje ich milicja.
Dlaczego? Przeciez chodza po ulicy jak inni ludzie, nie pija alkoholu. Czasami
tylko poznaje, ze ktos z nich jest nagrzany.
Przygladaja mi sie, usmiechaja sie do mnie. Jestem jedna z nich.
31 lipca
Dzisiaj zatrzymal mnie patrol MO. Na ulicy. Tak jak tamtych. Puscili
mnie od razu, gdy zobaczyli adres na legitymacji. Ale spisali mnie. Czyli stalo
sie.
Nie balam sie. Nie czulam nic. Bylam zacpana mocniej, wzielam wiecej.
Specjalnie tak zrobilam, by mniej czuc. Odkrylam to przypadkiem, ze tak to
moze zadzialac. Ten stan obojetnosci byl cudowny. Bylam bardzo spokojna.
I bez leku przygladalam sie niebieskim mundurom. Usmiechalam sie do
nich, a oni do mnie. Nie wiem, czego chcieli. Ale to niewazne. Wszystko jest
niewazne.
3 sierpnia
Po ostatnim cpaniu zaczeto ranie bolec serce. Boje sie isc do lekarza,
mam tyle sladow na rekach, zbyt wiele, by mu wmowic, ze to po pobraniu krwi.
Mysle, ze to przejdzie. Trzeba tylko na jakis czas przestac cpac Ale brakuje mi
tego. Wszystko nagle stalo sie takie inne.
Rodzice mysla, ze jestem smutna z powodu zmiany szkoly. Wiem juz, do
ktorej szkoly bede chodzic w osmej klasie. Szkola. Jak ja mam tam teraz
wrocic? Zupelnie sobie tego nie wyobrazam. Tarcza na rekawie, granatowe
ubranko, codzienne odrabianie lekcji. Trzeba bedzie to robic.
10 sierpnia
Codziennie jestem pod Szczytem na polu namiotowym. Wystarczy tutaj
przyjsc, usiasc obok rozmawiajacych hipow i po prostu z nimi byc. I to
wszystko. To takie proste. Jest sie z nimi i nic wiecej nie trzeba robic.
Przygladam sie, jak graja na bebenkach i fletach, spiewaja, tancza.
Jestesmy podobni, chociaz tacy rozni. Ludzie przychodza nas ogladac.
Wieczorem przegania nas milicja. Niektorych zamykaja na kilka godzin.
Slucham dyskusji ludzi starszych ode mnie o piec, dziesiec lat i nie bardzo
moge sie w tym wszystkim polapac. Ciagle slysze o filozofii, religii, braterstwie,
wolnosci, pacyfistach. Czuje, ze jestem z nimi, ale chcialabym wiecej rozumiec.
Szukam wsrod nich Filipa, ale go jeszcze nie ma.
13 sierpnia
Pod Szczytem tysiace ludzi. I pelno nas, hipow. Chodzimy boso po
nagrzanym sloncem polu namiotowym. Zbieramy pieniadze na wspolne posilki.
Niektorzy cpaja. Teraz pija zupe, by nie miec sladow na rekach. Boja sie
kontroli milicyjnej.
Slucham zadziwiajacej muzyki. Nie znalam jej. Wydaje mi sie, ze plyne z
nia w kraine czarow.
Do domu wracam na noc. Rodzice robia mi o to awantury, ale to do mnie
nie dociera. Jestem hipiska, nie naleze juz do tej ich rzeczywistosci. Jestem
bardzo daleko.
15 sierpnia
Wrocil Filip. Bardzo sie zmienil. Mowil, ze na trasie ostro grzal. Inni
wygladaja podobnie. Przyjechali na wspolna msze i jada dalej. Ja zostaje. Mam
tyle pytan do Filipa, ale nie umiem z nim teraz rozmawiac. Poza tym stale jest
przy nim Alfa, ktory patrzy na mnie ironicznie i mowi: - Jestes juz prawdziwa
hipiska i cpunka, teraz sie juz od nas nie uwolnisz.
Nie rozumiem go. Jest hipem, ale jest zly. Dlaczego Filip ciagle z nim
jest?
20 sierpnia
Juz po wszystkim. Hipy wyjechaly z Czestochowy, gonione przez milicje.
A poza tym kochaja wieczna, wspolna wloczege. Moze i ja kiedys z nimi
wyrusze przed siebie. Tak bez celu, tylko dla samego podrozowania. Dzisiaj tu,
jutro tam.
Za dziesiec dni szkola. I to mnie przeraza. Mama zabrala mnie na zakupy.
Zeszyty, ksiazki i rozne drobiazgi. Kiedys to mnie cieszylo. Teraz nie chce o
tym myslec.
Przestalam cpac. Siedze w domu. Juz moge isc do lekarza. Chyba niczego
sie nie domysli.
24 sierpnia
Bylam u lekarza i zalatwilam sobie zwolnienie z w-fu do nowej szkoly.
Powiedzial mi, ze szmery w sercu go niepokoja. Kazal mi zrobic badania,
podejrzewa anemie. Wiem, z czego ona moze byc. Tylko z powodu cpania.
Wiec wszystko sie zgadza. Ksiazki nie klamaly. Tylko co dalej?
1 wrzesnia
Pierwszy dzien w nowej szkole. Idiotyczne uczucie. Czterdziesci osob
patrzylo na mnie. Kto w ostatniej klasie zmienia szkole?
Smieszni sa. Tacy zwykli, ludziki szkolne. Grzeczne dzieci. Nie moga o
niczym wiedziec. Wiem juz, ze musze milczec.
6 wrzesnia
Od trzech dni jestem w szpitalu na oddziale zakaznym. Przywieziono
mnie nieprzytomna po zatruciu alkoholem. Leze sobie w separatce. Mam nic nie
robic. Dostawalam kroplowke. Upilam sie sama z okazji rozpoczecia roku
szkolnego. I przesadzilam.
Sytuacja jest co najmniej zabawna: rano odwiedza mnie lekarz, trzy razy
dziennie dostaje witaminy i na tym koniec. Mozna zwariowac. Mama przyniosla
mi ksiazki, ale nie wolno mnie odwiedzac.
Nie pamietam, jak to sie stalo.
8 wrzesnia
Dzisiaj na wizycie bylo kilku lekarzy. Badali mnie, obmacywali brzuch i
patrzyli jak na zjawisko. Moze sa zaszokowani, ze taka malolata potrafila sie tak
zatruc szkocka whisky, ktora wziela z barku rodzicow. Podobno wypilam cala
flaszke i padlam.
Nudno tutaj, nie wolno kontaktowac sie z innymi pacjentami. Z okna
widac budynki szpitalne. Mam byc tutaj jeszcze tydzien na obserwacji. Juz wole
chodzic do szkoly, niz miotac sie po tej klatce z wlasna lazienka. To naprawde
klatka. Obserwuja mnie przez szybe. Jakas aparatka, pielegniarka, gdy tylko
mnie widzi, wybucha smiechem.
Na pietrze leza chorzy na zoltaczke.
12 wrzesnia
Wypuscili mnie troche wczesniej, bo juz nie moglam wytrzymac. Nic mi
nie jest. Rodzicom kazali mnie pilnowac. O, na pewno dlugo nie bede pila. Tak
sie zaprawic. Bez sensu. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobilam. A jutro do
szkoly. I dobrze.
13 wrzesnia
Siedze spokojnie na lekcjach i nie odzywam sie do nikogo. Ci ludzie znaja
sie osmy rok. Ja jestem nowa. Wiedza, ze chorowalam, ale nie wiedza dlaczego.
Przepisuje i uzupelniam zeszyty. To mnie zajmuje. Lubie sie uczyc,
poznawac nowe rzeczy. Tylko przestalam lubic szkole i nauczycieli.
Ciekawe, co dzieje sie z Filipem, z ludzmi. Czy juz wrocili do miasta?
Moze jeszcze nie. Jest bardzo cieplo.
Rodzice nie mowia nic o moim wyczynie z alkoholem. Nie pytaja, nie
rozmawiamy. Jakby nic sie nie stalo.
14 wrzesnia
Po szkole grzecznie wracam do domu, omijajac z daleka chate, i biore sie
do nauki. Chyba dobrze zrobila mi zmiana szkoly, ale w klasie jestem obca.
Czuje to. Weszlam w ich srodowisko, jakbym nagle spadla z ksiezyca.
Wieczorami dlugo sie nad tym wszystkim zastanawiam, oczywiscie gdy jest
spokoj. Nie rozumiem tego wszystkiego, co mnie otacza, nawet siebie
przestalam rozumiec. Cos sie we mnie dziwnego dzieje, tylko co?
25 wrzesnia
Filip twierdzi, ze wszystko, co nas otacza, sieje zniszczenie. Cytuje
jakiegos amerykanskiego poete. My mamy byc inni. Co my mozemy zrobic dla
siebie samych? W narkotycznym transie ulepszac swiat? Moze. Nasze
narkotyczno - nikotynowe, a takze alkoholowe seanse maja nas wyzwolic.
Tylko, na Boga, od czego?
Po szkole ide tam i patrze. Czasami cpam i wtedy jest mi wszystko jedno,
a czasami tylko patrze i chce pytac. Ale pytac nie nalezy. Wolno mowic, co sie
chce. Mam wrazenie, ze jest to belkot zagubionych dusz. Powtarzaja bezmyslnie
jakies slowa, nie wnikajac w ich sens. Jak mozna cos rozumiec, bedac
nacpanym?
Powrot do domu jest jakims powrotem. Szkoda tylko, ze nie do
normalnego zycia. Moze wtedy nie chcialabym zeglowac z nimi?
1 pazdziernika
Zamiast do szkoly, poszlam na wagary, do sadu. Ostatnio zaczelam
interesowac sie prawem. Moze kiedys bede studiowac wlasnie prawo? Bylo
kilka spraw, glownie o pobicia i kradzieze. Sedzia zapytal: czy na sali sa
nieletni? Wygladam dosyc powaznie i nie zostalam wyrzucona.
Przysluchiwalam sie mowie prokuratora, zeznaniom swiadkow, patrzylam na
oskarzonych. Siedzieli na oddzielnej lawie wsrod milicjantow. W czasie przerw
wyprowadzano ich w kajdankach do specjalnego pomieszczenia. W koncu
odczytano wyrok. Wiec tak to wszystko wyglada.
W domu nic nie mowie. Zapewne kiedys sie wyda, ze bylam na wagarach.
Sad to dobre miejsce, by sie ukryc przed lapaczami. Tutaj nie szukaja
wagarowiczow, tylko w kinach i kawiarniach.
6 pazdziernika
Nadal chodze do sadu. Przysluchuje sie sprawie o zabojstwo. Kupilam
Kodeks karny i odczytuje na drzwiach paragrafy. Wiem wtedy, o co bedzie
sprawa. W czasie przerw chodze na herbate do kawiarenki w budynku sadu i
przygladam sie ludziom w togach. Jacy oni sa? Ci, co bronia, i ci, co oskarzaja.
Na sali rozpraw wystepuja jakby przeciwko sobie. W kawiarence rozmawiaja
swobodnie, zartuja. Dziwne to wszystko.
Nie moge chodzic na sprawy dla nieletnich, bo odbywaja sie przy
drzwiach zamknietych. Szkoda. Chcialabym wiedziec, co takiego robia moi
rowiesnicy.
Do domu staram sie wracac mniej wiecej o tej samej porze. Dlaczego tak
ich oklamuje? Co sie ze mna stalo? A co sie stalo z nimi?
8 pazdziernika
Spotkalam kolezanke z klasy. Wychowawczyni pyta sie o mnie.
Powiedzialam jej, ze choruje. Musze skombinowac jakies zaswiadczenie
lekarskie.
Wczoraj przysnil mi sie Nepal, bylam razem z hipisami, uprawialam
wolna milosc, jadlam LSD garsciami. Po dywanie dym sie snuje, lubie bawic sie
wlosami, gdzie jest kosz z narkotykami, gdzie jest kosz z narkotykami?
Wolna milosc? Smieszne.
13 pazdziernika
Filip dal mi wolne recepty, moge wypisac sobie zwolnienie. Boje sie
troche. Przeciez to sie wyda. Ale na razie wychowawczyni da mi spokoj. Znowu
bylam w sadzie. Facet, ktory zabil swoja zone, dostal dziesiec lat. Duzo czy
malo? Czy mozna na lata wiezienia przeliczac ludzkie zycie? Czy cokolwiek
liczy sie w tym zyciu?
Wrocilam do szkoly i znowu odrabiam zaleglosci. Dobrze mi idzie.
Chociaz z tym nie mam problemow.
W domu bywa roznie. Udaje, ze wszystko jest w porzadku. Ciagle cos
udaje. Spytalam Filipa: czy bedac wolna, ciagle musze klamac? Nie
odpowiedzial mi na to pytanie.
1 listopada
Nic ciekawego sie nie dzialo. Dzisiaj pojechalam na groby. Lubie
cmentarze, gdy nie ma tam tlumu. Wtedy jest tam taki spokoj. I ten spokoj
udziela sie. Jestem wtedy spokojna. Tutaj wszystko sie konczy.
12 listopada
W szkole wydaje mi sie, ze jestem taka jak inni: denerwuje sie przed
klasowka, odrabiam lekcje, ucze sie. Tylko na przerwach z nikim nie
rozmawiam. Chodze po korytarzu samotnie. Czasami czytam ksiazke. To wtedy
gdy czuje, ze ktos z klasy chce do mnie podejsc i porozmawiac. Zaczynam
unikac zwyklych ludzi. Dlaczego? Nie powinnam chyba juz o to pytac.
15 listopada
Znowu bylam w sadzie. Chodzilam od drzwi do drzwi, ale nie moglam
usiedziec na zadnej sprawie. W koncu poszlam do chaty. To dziwne, ale
ucieszyli sie na moj widok. Ktos jednak cieszy sie, ze jestem. Nie bylo cpania.
Pili wino. Napilam sie i sluchalismy muzyki. Przyszedl Alfa. Usmiechnal sie i
powiedzial:
-Wiedzialem, ze bedziesz nasza, ze zostawisz tamtych.
Co on moze o mnie wiedziec? Tyle samo, co ja o nim. A jednak cos nas
laczy oprocz cpania i tych spotkan. Jestesmy tak samo zagubieni.
4 grudnia
Dzien moich imienin. Jakze odmienny od tamtych lat. To ja sie
zmienilam, chociaz oni tego jeszcze nie zauwazyli. Przyjmuje prezenty z milym
usmiechem.
Najlepszy prezent dostalam od Filipa - cale opakowanie majki. Zrobil mi
od razu zastrzyk. I powtorzyl:
-Baska, rob swoje, bo oni cie zniszcza.
Moze tak, moze nie. Jeszcze na cos licze. Na jakis gest porozumienia z
ich strony. Na byle co.
Jest mi tak dobrze. Jest OK. Chcialabym im powiedziec, ze przeciez ich
kocham. Ale cos mnie powstrzymuje, cos dusi i nie pozwala powiedziec tego
prostego slowa. A moze nie trzeba mowic? Moze trzeba cos zrobic?
11 grudnia
Poklocilam sie z Alfa. Byl maksymalnie nagrzany i przyczepil sie do
mnie. Zaczal wrzeszczec, ze jestem glupia malolata, nic nie rozumiem, ze w
koncu musze wybrac, po ktorej stronie jestem, ze koraliki i dlugie wlosy to nie
wszystko. Musze zaczac myslec i dzialac.
Wiem, co mu jest. W miescie coraz trudniej o cpanie. Wiec ja tez moge
byc kiedys taka? Nie, to niemozliwe. Skonczyla mi sie majka. I zaczelam
rozumiec, co mogl czuc Alfa. Ksiazki nie klamaly. Ale oni tez to wszystko
wiedza. Wiec dlaczego ide w to dalej? Czy nie ma z tej drogi odwrotu? Nikt
nikogo do niczego nie zmuszal. Wszyscy przyszli z wlasnej woli. Co sie dzieje?
31 grudnia
Tradycyjnie oklamujac rodzicow powiedzialam, ze ide na Sylwestra do
kolezanki z klasy. Mam juz nawet wisielczy humor przy pisaniu. Zabralam kajet
na impreze. Filip rytualnie robil kazdemu zastrzyk. Muzyka cicho grala, a ja
siedzialam w kacie i pisalam. Pisalam to. Wlasnie to: ze Nowy Rok i nic wiecej,
ze jestem cpunka, hipiska, slicznie klamie i chce mi sie plakac. Rozkleilam sie
po cpaniu strasznie. Plakalam, a Filip objal mnie i uspokajal. Usnelam. A ranobyl Nowy Rok.
2 stycznia 1974 roku
Czuje sie fatalnie. Serce pracuje jak rozkrecony zegarek. Co chwila inny
puls. Mozliwe, ze troche przedawkowalam.
Zaczely mi sie trzasc rece. Glupie uczucie. Biore cos do reki, a to lata.
Przesiaduje w swoim pokoju, zeby jak najmniej pokazywac sie rodzicom.
Mysla, ze sie upilam w Sylwestra.
Zaczelam sie bac. Nie wiem czego. I to jeszcze bardziej mnie przeraza.
Ale nie potrafie sie zatrzymac. Czuje, ze to jakas nie znana dla mnie sila pcha
mnie tam. TAM.
7 stycznia
Przestalam cpac i znowu zabralam sie do nauki. Zeby "dobrze" wypasc na
okres. Piatki i czworki dla rodzicow. I zeby nie wydaly sie wagary. Gdy ktos sie
dobrze uczy, wychowawczyni nie pyta o nieobecnosci. Pisze klasowki i kuje.
Gdyby mnie widzial Alfa! Ale olewam go, on wie swoje, a ja swoje. On jest
przegrany. I chce, by inni wokol niego tez tacy byli. A ja chce, mimo wszystko,
uczyc sie dalej. Przeciez tyle rzeczy mnie interesuje. Do sadu przestalam
chodzic. Teraz musi mi wystarczyc szkola i dom. No wlasnie - dom.
8 lutego
Wywiadowka minela spokojnie. Rodzice sa zadowoleni z dobrych stopni,
przeciez mam isc do liceum. Ja tez jestem zadowolona, ze nic sie nie wydalo.
Chociaz wiem, ze i tak by mi przebaczyli. Kochaja mnie bardzo. Tylko... Jest to
jedno male "ale", ktore wszystko niszczy. I sama nic nie zrobie. Nie dam rady.
Jestem z toba w Rockland
w moich snach idziesz, placzac, mokry od morskiej
podrozy po autostradzie Ameryki, do drzwi
mej chaty w zachodnia noc.
A my chodzimy tu i tam, i jeszcze tam, i nie ma
wiele chat z otwartymi drzwiami.
Mozna pukac, ale nie wierzac juz w nic.
A.G.
2 marcaCzekalam w kawiarni na Filipa i zgarnela mnie milicja. W ramach
specjalnej akcji lapania wagarowiczow. Bylo nas wielu. Przesluchiwano nas
oddzielnie. Mnie wmawiano, ze znam tamtych wszystkich, a przeciez nie
znalam nikogo. I zdradzil mnie moj wyglad. Kazali mi podwinac rekawy.
Milczalam. Nie powiedzialam nic. Odwiezli mnie do domu i powiedzieli
rodzicom, ze oddaja sprawe w rece kuratora dla nieletnich.
Nie potrafie tego opisac. Ktos plakal, rozmawial za sciana. To byla sciana,
wielki mur, ktorego oni juz nie potrafia skruszyc. Czuje, ze sciana kiedys zawali
sie i przysypie mnie ostatecznie. I co wtedy bedzie? Smierc? Mozliwe, ale to juz
nie bedzie mnie dotyczylo.
10 marca
Zameldowalam sie z ojcem w Sadzie, w Wydziale do Spraw Nieletnich.
Pani kurator pytala, zbyt duzo stawiala pytali, a ja nie chcialam jej odpowiedziec
na zadne.
Nie zrobia mi nic. Kazali rodzicom bardziej mnie pilnowac. W domu bylo
spokojnie. Taka kosmiczna cisza. Jakby ktos spoznil sie i przyszedl w puste
miejsce.
21 marca
Pierwsza rocznica mojego cpania. Bylam w chacie. Alfa smial sie, Filip
zrobil mi zastrzyk z ziomkow. Iga powiedziala, ze moge u niej zamieszkac, bo
teraz milicja nie da mi juz spokoju. Jestem notowana, Iga nie bierze zastrzykow,
tylko prochy. Chodzi zawsze senna i usmiechnieta. Straszny to usmiech.
Usmiech zjawy. Odmowilam jej. Nie mam powodu odchodzic z domu. Dopiero
wtedy milicja zaczelaby sie czepiac. Moze nawet chcieliby mnie oddac do
zakladu.
Wrocilam nagrzana do domu. Tylko ze moje powroty wygladaja juz
inaczej. Rodzice przygladaja mi sie, patrza na rece, pytaja, gdzie ide, co robie. A
ja odpowiadam dla swietego spokoju, to znaczy klamie perfidnie. Tutaj nie
moge milczec.
2 kwietnia
Dostalam wezwanie na milicje. Przesluchiwali mnie. Pytali o wszystko:
co robie, jak sie ucze, kogo znam? Powiedzialam, ze nikogo nie znam. Chca,
zebym sypala. Naiwni. Mowili, ze teraz czesto bede do nich przychodzic, ze nie
dadza mi spokoju. A jak ktos mnie sypnie, wyladuje w poprawczaku.
Usmiechalam sie do nich jak male dziecko. Powiedzialam, ze mi wcale
nie przeszkadza pobyt u nich. Uznali mnie za stuknieta. To dobrze. Tak twierdzi
Filip. Co to znaczy byc stuknieta?
10 czerwca
Koniec szkoly podstawowej. Jestem uczennica liceum. I to mnie cieszy,
naprawde cieszy. Dostalam piekne swiadectwo. Rodzice sa spokojniejsi.
Wydaje im sie, ze teraz cos sie zmieni. Moze cos sie zmieni. Nie wiem. Mam
wakacje i bardzo duzo wolnego czasu. Przez ten czas uczylam sie i nie cpalam. I
milicja tez mnie nie wzywala. Caly maj dziwnie spokojny. Tylko we mnie czail
sie niepokoj.
25 czerwca
Skonczylam 15 lat. Ladna liczba. Pietnastoletnia malolata z tak zwana
przeszloscia. A z jaka przyszloscia? To podobno zalezy ode mnie. Nie wiem.
Bywaja takie chwile, ze bardzo chcialabym, ale sie po prostu nie da. I znowu
sezon. Wiem, ze rodzice nigdzie mnie nie puszcza. Gdy uciekne, bedzie mnie
szukala milicja. Filip nalega, zeby teraz ruszyc z nimi w Polske.
Sposob na przetrwanie - milczenie.
Sposob na zycie - przetrwanie.
Sposob na milczenie - smierc.
Zaczelam zastanawiac sie nad smiercia. Czy sie boje? Chyba tak. Kiedys
bardzo sie balam.
1 lipca
Spakowalam plecak i po prostu wyszlam z domu. Rodzicow nie bylo.
Zostawilam im kartke, ze wroce po wakacjach do szkoly. Kartka byla mokra.
Lzy?
Czekali juz na mnie: Filip, Iga, Tomek i jeszcze kilka osob. Alfy nie bylo.
Siedzi za pobicie milicjanta. Ucieszylo mnie to w pewien sposob. Boje sie Alfy.
Pojechalismy stopem przed siebie. Pogoda wspaniala. Filip mowi, zebym
tego nie opisywala, bo moj dziennik moze dostac sie w rece milicji. Ale ja i tak
bede pisala.
Wieczorem rozbilismy namioty w jakiejs wsi. Chlopcy rozpalili ognisko.
Jutro ruszamy dalej na poszukiwanie pol makowych. Dopiero teraz zaczelam sie
naprawde bac, ale zostaje z nimi.
3 lipca
Spimy do poludnia, ja z Iga w jednym namiocie, chlopcy w drugim. Iga
byla zawsze na prochach, a teraz leci w kanal. Nie pytam, dlaczego? Przeciez
takie pytanie jest absurdalne. Chlopcy organizuja jedzenie i cpanie. Wyruszaja o
zmierzchu na pole i zbieraja. Potem to przyrzadzamy, i w kanal. Jest malo
sprzetu i robimy jedna pompka. Iga mowi, ze to niezbyt bezpieczne, bo mozna
zlapac zoltaczke. Nie wiedzialam. Ale gdy widze pompke z towarem, nie mysle
o tym. Pozniej lezymy i nawet nie chce sie rozmawiac. Nawet jesc sie nie chce.
Tak ze niewiele nas to kosztuje.
7 lipca
Dni sa do siebie takie podobne. Bierzemy codziennie. Opalamy sie, a
raczej snujemy z kata w kat. Iga niewiele mowi o sobie. Jest starsza o trzy lata.
Czasami tak na mnie patrzy, jakby chciala mi cos waznego powiedziec.
Czekam, ale ona rezygnuje. Iga czasami w nocy placze. Juz nie moge tego
sluchac.
15 lipca
Srednio co drugi dzien jedziemy dalej w Polske. Podobno tak
bezpieczniej. Kierowcy nawet nas zabieraja, chociaz na pewno nasz wyglad ich
dziwi.
Cos zaczyna sie dziac. Ludzie sa rozdraznieni, sprzeczki wybuchaja o
drobiazgi. Wiem, co to jest. To cpanie nas tak zmienia. Robi z nami, co chce.
Moje serce jakos wytrzymuje to codzienne grzanie. Czasami przeszywa
mnie krotki, ostry bol. Ale nie mowie o tym nikomu.
Z dnia na dzien wzrasta zapotrzebowanie na cpanie. Obie z Iga tez
chodzimy na pole zbierac. Mam popuchniete cale rece. Trudno mi sie wkluc w
kanal.
Gdy zaczynam trzezwiec, przychodzi straszny lek. Nie wiem, co sie ze
mna dzieje, i czekam na kolejny strzal, zeby to minelo. Nie cpam juz dla
przyjemnosci, cpam, zeby nie czuc. Filip powiedzial, ze to poczatek ciagu. Ale,
o Boze, co bedzie dalej?
20 lipca
Moze wrocic do domu? Mam takie koszmarne sny. Ciagle snia mi sie
rodzice. Stoja nad moim grobem i placza. Powiedzialam o tym Idze. Mowi, ze
to poczatek konca. Jakiego konca? Skoncza sie wakacje, wroce do szkoly i nie
bedzie zadnego konca. A moze ma racje? Moze przerwac ten Sezon?
Wielu ludzi nosi w sobie ukrytego potwora, choroba, ktory wysysa im
krew, ktory ich pozera, rozpacz, ktora gniezdzi sie w ich nocy. Oto czlowiek,
ktory nie rozni sie od innych, chodzi, porusza sie, i nikt nie wie, ze ma w sobie
straszliwego pasozyta - bolesc stuzebna, ktora zyje w tym nieszczesniku i zabija
go. Nikt nie wie, ze ten czlowiek to topiel. Jest spokojny, ale bez dna. Od czasu
do czasu niezrozumiale drzenie przebiega po powierzchni; pojawia sie jakas
zmarszczka, znika, pojawia sie znowu, tworzy sie pecherzyk powietrza, peka.
Niby to nic, w istocie to rzecz straszliwa: oddech nieznanej bestii.
Wiktor Hugo
Wieczorem Iga odczytala mi ten fragment z Nedznikow i powiedziala:
Ratuj sie, masz jeszcze szanse. Bo potem bedzie za pozno. Zrozumialam
fragment ksiazki, ale nie potrafilam tego odniesc do siebie. I zrozumialam Ige.
Ale zostalam.
26 lipca
W nocy zaczelo mna telepac. Zaczelam krzyczec. Nie potrafilam sie
uspokoic. Chlopcy obudzili sie i przyszli do naszego namiotu. Filip nic nie
powiedzial, tylko poszedl na pole. Wrocil z dzialka i zrobil mi zastrzyk.
-Jestes w ciagu - powiedzial i rozplakal sie. Oni tez byli. W tak krotkim
czasie wszyscy bylismy juz wpieprzeni.
Rano mdlalam. Filip spakowal moje rzeczy i zawiozl mnie do jakiegos
miasteczka, w ktorym byl szpital. Nie wszedl ze mna na izbe przyjec. Kazal mi
sie ratowac. I nic wiecej.
27 lipca
Wyladowalam na reanimacji. I na pierwszym swoim odtruciu. Mowiono
mi, co to jest odtrucie, ale nie wiedzialam, ze przezywa sie takie meki.
Chcialam byc mocna, a bylam niczym. Bylam skazana na bol i aparature,
ktora podtrzymywala prace mego slabego serca.
2 sierpnia
Powoli wszystko wewnatrz uspokajalo sie. Na zewnatrz czekali rodzice,
zawiadomieni przez milicje. Obiecywalam placzac. Obiecywalam wiele. Oni
wierzyli mi. Tylko nie chcialam zeznawac przed milicja. Wiedzialam, ze musze
milczec, zeby nie wsypac tamtych.
5 sierpnia
Rodzice zabrali mnie do domu. Czekalo tam juz na mnie wezwanie na
Komende.
Poszlam na przesluchanie. Mowilam, ze wszystko robilam sama, ze
nikogo nie znam. Oczywiscie nie wierzyli mi. Ale nie mogli mnie zmusic do
mowienia.
10 sierpnia
Odpoczywam w domu po tym koszmarze. Wiec tak wyglada sezon. A co
z nimi? Jezeli ja za pierwszym razem sie konczylam, to co z nimi?
Nie wychodze nigdzie. Rodzice kupili mi podreczniki do pierwszej klasy
liceum. Wierzyli, ze wroce. Nie mogli tylko przewidziec, w jakim stanie wroce.
Na pewno nie mogli myslec, ze moge w ogole nie wrocic. A przeciez tak moglo
byc. Dopiero teraz to zrozumialam. Iga miala racje. Biedna Iga. Czy dla niej nie
ma juz ratunku? A dla Filipa? A dla innych, ktorzy zaczynaja? Przeciez to
obled, takie zycie!
12 sierpnia
Milicja powiedziala rodzicom, ze nie bedzie zadnej sprawy, chyba ze
znowu cos zrobie. Daja mi szanse, bym mogla sie uczyc. Zebrali o mnie opinie,
twierdza, ze mam szanse. Oni tak twierdza. A co ja mysle? Ja nie mysle. Jestem
jak oglupiala. Chyba to skutki cpania. Nie umiem sie na niczym skoncentrowac.
Schudlam, drze cala. Siedze w swoim pokoju i bezmyslnie patrze w okno. A jest
o czym myslec. Wszystko mi sie odwrocilo. To nie wolnosc, to nie ruch - to
cpanie. To ma byc ta wielka przygoda? Jeszcze jeden mit.
15 sierpnia
Na Szczycie zlot. Ale mnie tam nie ma i nie bedzie. Nadal siedze w domu
i powoli uspokajam sie. Probuje czytac. Mama karmi mnie jak male dziecko. Za
dwa tygodnie szkola, musze nabrac sil.
Milicja szukala mnie, ale na szczescie nie zdazyli dac ogloszenia w
gazetach.
Czasami przechodzi przeze mnie taki dziwny dreszcz, raz po raz czegos
nie pamietam. Uciekaja mi slowa. Rodzice udaja, ze tego nie widza. Okazuja mi
milosc na kazdym kroku. I to tez jest straszne.
20 sierpnia
Poszlam z rodzicami na spacer. I balam sie. Balam sie tlumu. Czulam sie
zagrozona. Jak ja sama bede chodzic do szkoly?
1 wrzesnia
Poszlam sama do szkoly. Zdjelam koraliki, uczesalam wlosy, wlozylam
granatowa spodnice i biala bluzke. Zmieszalam sie z calym tlumem
pierwszoklasistow tak, jakby tamtego w ogole nie bylo. Ale to bylo we mnie.
3 wrzesnia
Jest nas czterdziescioro w klasie. Mlodych, zdolnych. Smietanka
uczniowska Czestochowy. Ambitni. Bez przeszlosci, ktorej trzeba sie wstydzic
lub ukrywac. Sami dobrzy uczniowie, doborowa klasa. I surowy wychowawca.
Zadnych wagarow, zwolnien. Tylko nauka i bezwzgledne posluszenstwo.
Mam zwolnienie z w-fu ze wzgledu na chorobe serca. Na przerwach
rozmawiamy o niczym. Startuje z pozycji zerowej. Tak mi sie przynajmniej
wydaje. Trzeba duzo sie uczyc. To nie szkola podstawowa. To najlepsze liceum
w miescie. Wiec ucze sie.
I pamietam. Dobrze pamietam, co bylo w wakacje. Zwlaszcza we snie
wszystko powraca. Nie widzialam nikogo od tamtej pory. Nie wiem, jak tamci
przetrzymali Sezon.
7 wrzesnia
Rodzice mysla, ze wszystko bedzie juz w porzadku. Ja tez tak niekiedy
mysle. Ale czasami powraca taka dziwna tesknota. I wtedy sobie mysle, zeby
chociaz jeszcze raz zacpac. Tak troche. Zeby nie czuc tego przejmujacego
smutku. Nie dac sie zyciu, bo pochlonie i zniszczy nadzieje. To taka moja
modlitwa. Czasami pomaga. I to, ze pisze moj dziennik, pomaga. Tylko po co
trwac? Ciagle zadaje pytania, na ktore nie ma odpowiedzi albo nie umiem ich
znalezc.
16 wrzesnia
Powoli wciagam sie w kierat szkolnych obowiazkow. To tez jakis sposob,
by przetrzymac sama siebie. A konkurencja jest silna. Nie ma czegos takiego u
hipow. Tutaj kazdy walczy o swoje. Wlasnie, to jest wlasciwe okreslenie -
walczy. Ja nie przesadzam. Ucze sie tyle co zwykle i jakos mi idzie. Czasami
tylko czuje, ze zawadzam, ze nie tutaj moje miejsce, wsrod tych ludzi.
W drodze do domu spotkalam Ige. Byla na prochach. Spytalam o ludzi.
Przetrzymali Sezon. Jada teraz na zupie. Sa mi wdzieczni, ze nie sypalam i...
czekaja na mnie. Mimo wszystko czekaja, zwlaszcza Filip. Alfa juz wyszedl z
pudla. Dostal wyrok z zawieszeniem.
To spotkanie bardzo mnie zdenerwowalo. Wrocilam do domu
roztrzesiona. Wszystko jakby od nowa wrocilo. Iga nagrzana nie z tego swiata i
to slowo... czekaja.
Nie, Baska, nie wolno ci, nie mozesz. Nie mozesz sie w to dalej ladowac.
To przeciez nie to, o co ci chodzi. Tylko o co mi chodzi? W szkole tez nie to. W
koncu co?
Chce studiowac. To wiem. Wiec trzeba przetrzymac liceum do matury i
moze wtedy naprawde bede robic to swoje, naprawde tylko moje. Tak, trzeba
starac sie zapomniec o cpaniu i o wolnosci. O wolnosci?
20 wrzesnia
Ciagle mysle o spotkaniu z Iga. Tak mnie to wzielo, ze zupelnie
przestalam uwazac na lekcjach. Nic do mnie nie dociera. Wychowawca stale mi
sie przyglada. Spytal mnie o cos, nie umialam mu odpowiedziec. Ale nie
postawil mi dwoi. Jakie to teraz ma znaczenie?
1 pazdziernikaPoszlam do chaty. Nie wytrzymalam. Filip, nic nie mowiac, napelnil
strzykawke, a ja tylko kiwnelam glowa. Potem polozylam sie na materacu i bylo
mi po prostu dobrze. Nic wiecej. Niczego wiecej nie oczekiwalam. Widzialam,
jak Iga kiwa sie w takt jakiejs absurdalnej muzyki, Alfa spi, Tomek smieje sie.
Ja bylam daleko, daleko, od nich tez.
Wrocilam do domu, tak jak wracalam kiedys, cichutko, nie mylac taktu
swego stapania po brukowanej ulicy. Cicho weszlam do swego pokoju,
nastawilam magnetofon. Tyle trzeba mi bylo do szczescia.
4 pazdziernika
Dostalam susz od Filipa. Powiedzial, ze musze zaplacic. Zaplacilam.
Tanio. Najtanszy towar w kraju. Gotuje sobie zupe i ide do szkoly lekko
przygrzana. Tak, zeby kontaktowac na lekcjach. Nawet stalam sie
rozmowniejsza. Tylko wychowawca nadal patrzy na mnie jakos inaczej.
12 pazdziernika
Dostalam wezwanie na MO. Poszlam tam lekko przygrzana. Kanaly
mialam czyste, wiec niczego sie nie obawialam.
Pytali, czy cpam, jak sie ucze. Powiedzieli, ze jeszcze przez jakis czas
beda mnie sprawdzac. Powiedzialam im, ze mi to nie przeszkadza, ze mi sie u
nich podoba. Pytali, czy znam tego i tego? Oczywiscie nikogo nie znam.
Dostalam zaswiadczenie jako usprawiedliwienie do szkoly. Idioci, jak ja mam to
pokazac wychowawcy?
18 pazdziernika
Musialam pokazac wychowawcy to zwolnienie z Komendy.
Powiedzialam mu, ze bylam swiadkiem wypadku drogowego. Moze uwierzyl.
To niewazne. Wszystko jest niewazne. Mam cpanie.
Prawdziwy swiety smiech w rzece! Widzieli to wszystko! dzikie oczy!
swiete wycia! Zegnali! Skakali z dachu! w samotnosci! powiewajac! niosac
kwiaty! Do rzeki! na ulice!
A. G.
Jestem takim malutkim kwiatkiem, wyrwanym z obojetnosci iwsadzonym w skale. Nie przyjme sie tutaj. Ale czeka mnie jeszcze slonce,
deszcz i gradobicie. A moze jakis wspanialy ptak osloni mnie swoim skrzydlem.
2 listopada
Filip radzi, zeby robic przerwy w cpaniu, zeby nie wpasc w ciag. A poza
tym musze sie jakos uczyc. Przeciez chce dotrwac do matury. Czujnosc
rodzicow jest uspiona. Tylko na kazdy odruch czulosci z ich strony reaguje
lekiem i musze mocno trzymac sie podlogi, by nie uciec.
Ja chyba nie jestem taka zla. Mimo wszystko, dlaczego mialabym byc
zla? Tylko boje sie ludzi...
Czuje, ze ostatnio bardzo sie zmienilam. Jest to dziwny rodzaj dojrzalosci.
Mimo ciaglego buntu pewne pogodzenie sie... Pogodzenie sie ze soba... inaczej.
Jestem zmeczona. W samotnosci pragne samotnosci.
Pisze. Pisze - ludzie, nadzieja, smutek, smierc. Nie pisze - wiara.
20 listopada
Iga umarla w chacie. Filip do mnie dzwonil i mowil, zebym teraz nie
przychodzila. Podobno milicja szaleje. Iga usnela po prochach i wiecej sie nie
obudzila. Nawet nie wiedzieli, kiedy to sie stalo. Przyszla do chaty ze swoim
codziennym usmiechem na ustach. Byla juz nagrzana. W chacie nic nie brala.
Dopiero Alfa zorientowal sie, ze cos jest nie tak. Wezwal pogotowie, ale
bylo juz po wszystkim. Zgarneli Alfe i Tomka. Filipa tam wtedy nie bylo.
Szukaja go. To jego mieszkanie.
22 listopada
Jestem wstrzasnieta jej smiercia. Nawet tego nie umiem wyrazic. Miala
18 lat. Byla i nie ma jej. I to wszystko przez cpanie.
Filip znowu dzwonil. Nie wie, co ma robic. Alfe i Tomka puscili, jego
nadal szukaja. Mowi, ze chyba pojdzie na "zloty strzal". Nie zrozumialam go w
pierwszej chwili. Dopiero pozniej uswiadomilam sobie, ze to narkomanskie
samobojstwo. Nie zdazylam krzyknac do sluchawki: "Nie!"
27 listopada
Filip jest w szpitalu. Poszedl na "zloty strzal", ale go odratowali. Milicja
prowadzi sledztwo, ale chyba go wypuszcza. Mnie nikt nie wsypal.
Chodze jak oglupiala. Chodze do szkoly, patrze na moje grzeczne
kolezanki i czuje, ze zaczynam nienawidzic. Nienawidzic siebie.
2 grudnia
Juz po pogrzebie Igi. Robili jej sekcje. Filipa wypuscili. Nie wiem, czy
cos dalej bedzie sie dzialo. Ale w chacie teraz pusto. Mieszka tam Filip i
podobno grzeje bez opamietania. Trzeba by go jakoz ratowac. Tylko jak?
Spytalam o to Alfe. Wysmial mnie. Powiedzial, ze z tej drogi nie ma
odwrotu. A poza tym u nas nie leczy sie narkomanow. Bo my nie istniejemy.
Nie ma nas. Jak to, nie ma nas?
4 grudnia
Te imieniny byly dla mnie koszmarne. O Boze, przeciez oni niczego nie
rozumieja. O niczym nie wiedza. A ja ciagle widze Ige, jak czyta mi Nedznikow.
Musialam przyjac te ich gre w grzeczna corke. Nie, to nie tak. Przeciez
naprawde ich kocham. Tylko niczego nie moge im powiedziec.
Filipie, chociaz ty nie umieraj. Przeciez to tez jest bez sensu. To nie twoja
wina, ze Iga umarla akurat w twoim mieszkaniu. Moglo sie to stac
gdziekolwiek.
Chyba ze to ty pierwszy raz podales jej narkotyk. Tak jak mnie.
23 grudnia
Przede mna koszmarne swieta. Trzeba przetrzymac. Mam jeszcze slome.
Bede grzala. Bo nie wyobrazam sobie, jakby to bylo na trzezwo.
Sprzatam, wykonuje wszystkie polecenia rodzicow. Robie to w jakims
polsnie. Nie wiem, co bedzie dalej? To, co zwykle.
1 stycznia 1975 roku
Przedawkowalam. Tym razem sama. W Sylwka ugotowalam sobie zupe i
wypilam w nocy. Nad ranem obudzil mnie jakis ciezar przygniatajacy klatke
piersiowa. Nie moglam zlapac oddechu, dusilam sie. Balam sie wezwac
pogotowie, bo wszystko by sie wydalo. Zapadalam co jakis czas w ciemna
otchlan. Gdy odzyskiwalam swiadomosc, czulam, ze umieram. Wiec to koniec,
mowilam do siebie i nie robilam nic. Nie bylam zdolna do zadnego ruchu. Po
kilku godzinach moglam juz ustac na nogach. Pilam gorzka herbate, i rzygalam.
I tak chyba przez dwie godziny