Palmer Diana - Big Spur 02 - Nierozerwalne więzy
Szczegóły |
Tytuł |
Palmer Diana - Big Spur 02 - Nierozerwalne więzy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Palmer Diana - Big Spur 02 - Nierozerwalne więzy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Palmer Diana - Big Spur 02 - Nierozerwalne więzy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Palmer Diana - Big Spur 02 - Nierozerwalne więzy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
DIANA
PALMER
Nierozerwalne
więzy
Tytuł oryginału: Heather’s Song
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pośrodku sceny stała smukła blondynka, w świetle reflektorów
błyszczały jej długie włosy, lekko przymknięte oczy nadawały jej
twarzy zmysłowy wyraz. Czysto brzmiący, dźwięczny głos czarował
widownię, budził nieokreśloną tęsknotę, niczym niesiony w wie-
czornym powietrzu dźwięk dzwonów.
Heather Shaw miała dwadzieścia lat, jednak na scenie sprawiała
R
wrażenie znacznie dojrzalszej. To był jej pierwszy występ przed tak
liczną publicznością. Po dwóch latach ciężkiej pracy wreszcie
nadszedł ten upragniony moment, na który czekała od chwili, gdy
L
postanowiła uniezależnić się od Cole’a.
Burza oklasków zerwała się, gdy wybrzmiały ostatnie akordy, a
T
ona poczuła dziwną pustkę. Nagle zaczęła się zastanawiać, czy
naprawdę osiągnęła jakiś sukces.
Cole ostrzegał ją, gdy wyjeżdżała z rancza, że sukces nie musi
smakować wspaniale, jak tego oczekiwała. „To ci nie wystarczy.
Będziesz tęsknić za Big Spur”. Przypomniała sobie jego chłodny głos,
kiedy zmywała sceniczny makijaż, i westchnęła na wspomnienie tych
słów. Było dobrze po północy i chciała tylko jednego: jak najszybciej
znaleźć się we własnym łóżku. I tak, zatęskniła za Big Spur.
Przebrana w codzienne ubranie, z kwaśnym uśmiechem wsiadła
do małego sportowego samochodu. Może najlepiej by było, gdyby
porzuciła wszelkie ambicje i wróciła do domu, pomyślała. Zadrżała,
przeniknięta wilgotnym od padającego deszczu powietrzem, nie do
1
Strona 3
końca pewna, czy to od chłodu, czy od tęsknoty za domem...
O tej porze ruch był niewielki, Heather zahamowała gwałtownie,
zniecierpliwiona zmianą świateł. Patrząc przed siebie, zastanawiała
się, co powiedziałby Cole, wyczytawszy w jej oczach samotność.
Światła zmieniły się, wcisnęła pedał gazu, żeby jak najszybciej
znaleźć się w zaciszu swojego apartamentu. Jechała szybko wąską
ulicą i dopiero gdy brała zakręt, dostrzegła pędzący wprost na nią, pod
prąd samochód. Za późno... Wzięła głęboki oddech i skręciła
R
gwałtownie kierownicę. Pisk opon, dźwięk zgniatanej blachy i
rozpryskującego się szkła wydały się jej nierzeczywiste jak senny
koszmar.
L
Kiedy się obudziła, ciemność czaiła się za okiennymi żaluzjami,
potęgując samotność i lęk. Poruszyła się niespokojnie pod sztywnymi
T
bawełnianymi prześcieradłami na wąskim szpitalnym łóżku. Chciało
jej się krzyczeć, ale nie mogła. Przycisnęła z frustracją długie palce do
gardła, jasnoniebieskie oczy zaszły łzami. Gdyby tylko Cole tu był...!
Jej wzrok powędrował w stronę okna, zasłoniętego żaluzjami.
Nachmurzyła się i poruszyła niespokojnie głową, platynowe włosy,
lekko poskręcane od wilgoci, rozsypały się po poduszce. Na pewno
przyjechałby, gdyby wiedział o wypadku. Niezależnie od tego, że się
posprzeczali, uwielbiany przez nią przyrodni brat nie zostawiłby jej
samej w takiej sytuacji! Cole potrafił być nieprzyjemny, ale nie
bezduszny.
Dreszcz ją przeszedł pod cienkim prześcieradłem. Mimo
włączonego ogrzewania w pokoju było chłodno. Co ona by dała za
2
Strona 4
jedną z tych pikowanych kołder, które Emma, jej przybrana matka,
szyła w zimowe wieczory.
W otwartych drzwiach pojawiła się młoda uśmiechnięta
pielęgniarka z tacą.
– Czas na kolację – powiedziała uprzejmie, odstawiając tacę na
stolik, żeby podnieść wezgłowie łóżka.
Heather próbowała coś powiedzieć, ale z jej gardła wydobył się
tylko skrzekliwy pisk. Delikatne rysy twarzy zniekształcił strach,
R
wypełnił jasnoniebieskie jak u syjamskiego kota oczy. Pielęgniarka
spojrzała na nią ze zrozumieniem.
– To przejściowe – pospieszyła z zapewnieniem. – Szok
L
powypadkowy. Odzyska pani głos. Na pewno.
Tylko że ja jestem piosenkarką! – chciała zaprotestować. –
T
Piosenkarką! I właśnie miałam pierwszy poważniejszy występ.
Dlaczego to musiało się stać akurat teraz? Mam zaplanowane
dwutygodniowe tournee i wszystko wzięło w łeb!
Poczuła mdłości i przymknęła oczy. Gdyby nie padało... Gdyby
posłuchała Cole i kupiła większy bezpieczniejszy samochód, który nie
wpadłby tak łatwo w poślizg na mokrej nawierzchni... Łzy napłynęły
jej do oczu, spojrzała na szpitalną szafkę i na migi dała wyraz
niezadowoleniu, że nie ma na niej przyborów do pisania.
– Zaraz pani coś przyniosę – obiecała pielęgniarka. – Wrócę za
minutkę.
Zaczęła jeść, machinalnie, bez apetytu, Czuła się taka samotna i
opuszczona przez wszystkich. Nawet Gil Austin się nie pokazał, a tu,
3
Strona 5
w Houston, był jej najbliższym przyjacielem. Poznali się, gdy pisał
duży artykuł o zespole, w którym zaczęła śpiewać. Żywiołowy,
wziął ją pod swoje skrzydła i opiekował się nią, jakby była jego
młodszą siostrą, niemal tak troskliwie jak Cole. Byli zresztą obaj
prawie w tym samym wieku – Gil miał trzydzieści lat, Cole
trzydzieści trzy.
Ale na tym podobieństwo się kończyło. Gil był blondynem o
zielonych oczach i uśmiech często gościł na jego twarzy; Cole był
R
brunetem o szarych oczach i twarzy niewyrażającej żadnych emocji.
Całe jego życie koncentrowało się wokół administrowania olbrzymią
farmą, którą założył i rozwinął razem z ojcem Heather. Big Spur to
L
naprawdę było coś, a Cole nigdy nie czuł się prowadzeniem farmy
znużony. Jak dotąd żadna kobieta nie zdołała utrzymać go przy sobie
T
na tyle długo, żeby zdecydował się na stały związek. Cole nie lubił się
wiązać.
– Tutaj jesteś – usłyszała słowa wypowiedziane jeszcze w
drzwiach, zdyszanym i pełnym ulgi głosem. Gil Austin zamknął za
sobą przesuwne drzwi i podszedł do niej. Potargany, mierzył z troską
w oczach jej szczupłe ciało, rysujące się pod prześcieradłem, a na jego
twarzy nie pojawił się uśmiech. – Johnson wysłał mnie do Miami,
żebym zebrał materiały do artykułu. – Skrzywił się z
niezadowoleniem. – Gdybym był w mieście, dawno już bym się
dowiedział o wypadku. Przykro mi.
Spróbowała coś powiedzieć i znów jej. się nie udało. Skinęła
więc tylko głową.
4
Strona 6
– Bardzo ucierpiałaś? – spytał, siadając na skraju łóżka.
Potrząsnęła przecząco głową, wskazała na gardło i uśmiechnęła
się do niego. W tym samym momencie wróciła pielęgniarka i
wręczyła jej notatnik i długopis.
– To pan jest jej przyrodnim bratem? – zwróciła się do Gila z
uprzejmym uśmiechem.
Austin potrząsnął przecząco głową i nachmurzył się.
– Nie został dotąd powiadomiony?
R
– Ależ nie! Powiadomiono go, oczywiście – odparła
pielęgniarka. – Znaleźliśmy jego nazwisko i numer telefonu w
torebce. Lekarz dyżurny dzwonił do niego jeszcze z oddziału
L
ratunkowego. Dzisiaj, z samego rana.
– Rzuciła pospieszne spojrzenie na Heather.
T
Gil też na nią spojrzał, a ona zaczęła coś gorączkowo pisać.
– Nie bardzo mu się spieszy, co? – raczej stwierdził, niż spytał
cichym głosem, a pielęgniarka z westchnieniem pokiwała głową.
– Jeśli pani skończyła, zabiorę tacę. Proszę dzwonić, gdyby pani
czegoś potrzebowała – zwróciła się z uśmiechem do Heather.
Odwzajemniła uśmiech i wręczyła Gilowi kartkę, na której
skrótowo opisała, jak doszło do wypadku. Poprosiła też, aby upewnił
się, czy rzeczywiście poinformowano Cole’a. „Na pewno by się
zjawił” – zakończyła.
Gilowi zrobiło się przykro z powodu niezachwianej ufności, jaką
obdarzała przybranego brata. Uwielbiała go, ale wiedział też, jakie
panowało napięcie w ich wzajemnych relacjach i jak bardzo Cole
5
Strona 7
potępiał to, że Heather zdecydowała się na karierę piosenkarki. Wcale
nie był pewien, czy Everett nie pojawił się, ponieważ chciał jej dać
nauczkę. W końcu ten teksański ranczer słynął z trudnego charakteru i
wybuchowego temperamentu. Gil odpowiadał w gazecie za rubrykę
kulturalną i z racji swojego zawodu nigdy się z nim nie zetknął, ale
znał na jego temat opinie kolegów z działu biznesowego. Ponoć
Everett wyróżniał się wręcz niespotykaną arogancją.
– Pójdę i sprawdzę, dobrze? – zaproponował, zmuszając się do
R
uśmiechu. Wyglądała tak bezbronnie i bezradnie, że zapragnął ją
chronić, ale chociaż spotykali się od kilku tygodni, nie pozwalała się
do siebie zbliżyć. Zastanawiał się, czy ktokolwiek dorówna w jej
L
oczach Everettowi. Jej uwielbienie dla przybranego brata wydawało
się mu wręcz karykaturalne.
T
Odszukał przełożoną pielęgniarek i uzyskał zapewnienie, że pan
Everett został ponad wszelką wątpliwość powiadomiony o stanie
przyrodniej siostry. Mimo to pielęgniarka obiecała zadzwonić do
niego ponownie.
Gil siedział przy Heather, dopóki nie skończyły się godziny
odwiedzin. Żegnając się, przytrzymał jego dłoń, ale tylko przez krótką
chwilę.
Strach wrócił, gdy została sama. Bała się o utratę głosu, choć
zapewniali ją, że to przejściowy, post traumatyczny paraliż strun
głosowych, który minie, gdy wyjdzie z szoku. Ale czy będzie mogła
znów śpiewać?
Przygryzła dolną wargę. Och, gdyby tylko Cole był tutaj, nie
6
Strona 8
bałaby się tak bardzo...
Naraz zimny, gniewny głos doszedł jej uszu. Zamrugała oczami i
wyprostowała się na łóżku. Uniosła jego górną część pilotem i
wpatrzyła się w drzwi.
– Nie interesują mnie żadne usprawiedliwienia – grzmiał. –
Żądam wyjaśnień, dlaczego mnie nie powiadomiono!
Cole! Usiadła na łóżku, prześcieradło zsunęło się, odsłaniając
bezkształtną zieloną szpitalną koszulę, w którą ją ubrano. Zza drzwi
R
dobiegł czyjś uspokajający cichy głos i gdy wreszcie je otwarto, jej
przyrodni brat wkroczył do pokoju.
Posępna jak chmura gradowa twarz, szare oczy błyszczały
L
srebrzyście pod krzaczastymi brwiami. Wysoki, ciemnowłosy,
niezwykle męski, przytłaczał zdenerwowaną drobną pielęgniarkę. W
T
jasnoniebieskich oczach Heather znów zabłysły łzy, wszelkie
nieporozumienia między nimi odeszły w niepamięć. Wyciągnęła ręce,
jak szukające pocieszenia dziecko.
Szare oczy Everetta rozbłysły mocniej na widok tego gestu.
Przez moment sprawiał wrażenie, jakby chciał czymś cisnąć
nieopanowanie. Rzucił stetsona z jasnego filcu na krzesło, usiadł i
przycisnął jej szczupłe ciało do swojej szerokiej piersi, jakby brał w
ramiona dziecko. Zaczęła płakać niepowstrzymanie, łzy wsiąkały w
kamizelkę brązowego garnituru. Przytulił ją mocniej.
– Nie wiedziałem – powiedział szorstko, ochrypłym od emocji
głosem. – Dawno bym tu był, gdyby ktokolwiek zadał sobie trud, żeby
mnie powiadomić.
7
Strona 9
– Panie Everett, powiadomiono pana – zaprotestowała spokojnie
pielęgniarka. – Lekarz dyżurny dzwonił w mojej obecności z oddziału
ratunkowego. Na własne uszy słyszałam, jak przekazywał wiadomość.
Cole wbił w nią groźne spojrzenie.
– Nikt nie rozmawiał ze mną. – Ostatnie słowa wypowiedział z
naciskiem.
– To możliwe... oczywiście. – Pielęgniarka przełknęła ślinę. –
Przepraszamy za to nieporozumienie. – Wyszła, zamykając za sobą
R
cicho drzwi.
Cole spojrzał na wilgotną od łez, okoloną burzą platynowych
włosów twarz Heather. Oczy mu się lekko zwęziły, gdy dostrzegł
L
bladość policzków. Przypominała skrzywdzone dziecko.
– Co się dzieje? – spytał łagodnie.
T
Potrząsnęła głową, usiłując się uśmiechnąć. Jej oczy były pełne
uwielbienia. Cole i Emma byli tym najlepszym, co ją spotkało w
życiu. Mogła się z nim kłócić, buntować przeciwko jego dominacji i
aroganckiemu stylowi bycia, ale kochała go bez pamięci i nie
ukrywała tego. To się zaczęło od pierwszej chwili, gdy on i Emma
pojawili się w Big Spur. Miała wtedy trzynaście lat.
Przesunął wzrokiem po jej szyi i zobaczył siniaki na
obojczykach. Dotknął ich lekko palcami, a Heather zesztywniała,
doznając dziwnego, nieznanego uczucia.
– Jesteś posiniaczona – powiedział gniewnie, obwodząc
koniuszkiem palca fioletowo czerwone plamy.
– Przestrzegałem cię przed jeżdżeniem tym cholernym małym
8
Strona 10
samochodzikiem.
Wydęła wargi, oczy jej rozbłysły. Chętnie by się z nim
pokłóciła, ale mogła tylko robić miny. Przesunął wzrokiem po
zielonej szpitalnej koszuli.
– Posłali kogoś po twoje rzeczy?
Potrząsnęła przecząco głową, sięgnęła po notatnik i długopis.
„Nie było czasu”, napisała.
– Przywiozę ci je.
R
Wstał i rozprostował plecy, jakby był zmęczony. Pewnie w
ogóle nie miał chwili wypoczynku, pomyślała. Cole działał jak
perpetuum mobile. Mimowolnie zwróciła uwagę na doskonale
L
dopasowany garnitur. Trudno było nie zauważyć, jak podkreśla jego
szerokie barki, wąski pas i biodra. Odpędziła od siebie te
T
niepotrzebne, wytracające z równowagi myśli.
– Do domu? – wyartykułowała bezgłośnie samymi ustami.
– Twój apartament czy ranczo – uniósł pytająco brew.
Zagryzła usta i utkwiła wzrok w swoich palcach.
„Ranczo” napisała, nienawidząc się za okazaną słabość.
– Nie będzie tak źle – zapewnił ją. – Emma się tobą zajmie, ja
większość czasu będę poza domem.
„ Oby nie pędząc bydło. Nie zimą”, napisała, rzucając mu
porozumiewawcze spojrzenie. Jego kształtne usta wygięły się w
uśmiechu. Trudno było się mu oprzeć... Poruszyła się na łóżku, żeby
trochę ulżyć obolałemu ciału. Nachylił się i długie, opalone palce
dotknęły bandaża na ramieniu.
9
Strona 11
– Czy to bardzo boli, skarbie?
Był jedynym mężczyzną, który tak się do niej zwracał. Nie
przepadała za tym określeniem, ale w jego ustach brzmiało to inaczej,
wyjątkowo. Zaprzeczyła ruchem głowy, uniosła dłoń i pogłaskała z
czułością jego palce. Zdenerwował się i cofnął rękę, po czym wstał i
zaczął krążyć po pokoju.
Poczuła się odrzucona. Naraz Cole stał się chłodny i nieobecny.
Po chwili odetchnął głęboko i odwrócił się do niej, usta miał
R
zaciśnięte w wąską linię.
– Co to za rozmowa w tej sytuacji? – spytał z rozdrażnieniem.
„Mogę pisać”, uniosła notatnik.
L
– Wiem, ale to nie to samo. Kiedy zaczniesz mówić?
Wzruszyła ramionami. „Nie wiedzą”.
T
– Porozmawiam z lekarzem.
Jak zwykle przejmuje inicjatywę, niemożliwie arogancki,
pomyślała i uśmiechnęła się, patrząc na niego z uwielbieniem. W
odpowiedzi rzucił jej szybkie, zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie patrz na mnie w ten sposób.
Wyraz zdziwienia i urazy pojawił się w jej rozszerzonych
oczach. Odwrócił się i złapał kapelusz.
– Wrócę rano – zapowiedział, nie patrząc na nią. – Przywiozę
ubranie.
Odprowadziła go wzrokiem i pomyślała, że dzieje się coś
niedobrego, skoro Cole traktuje ją z takim dystansem.
Wcześnie rano, zanim zdążyła zjeść śniadanie, zjawił się z małą
10
Strona 12
podręczną torbą, do której zapakował koszulę nocną i przybory
toaletowe.
– Możesz wyjść jutro – oznajmił, stawiając torbę na krześle,
stojącym obok łóżka. – Powiedziałem lekarzowi, że nasz domowy
doktor potrafi się tobą zająć.
Wyobraziła sobie, jak ogłasza to jej lekarzowi prowadzącemu,
niewysokiemu, muskularnemu mężczyźnie i ledwie zdusiła uśmiech.
– Muszę polecieć do Nowego Orleanu – mówił dalej. – Spróbuję
R
wrócić wieczorem i wpaść, zanim położą cię spać, skarbie. – Wydał
płaczliwy dźwięk, naśladujący rozkapryszone dziecko i Heather
rzuciła mu wściekłe spojrzenie. – Chciałabyś użyć pazurków,
L
kociątko? – roześmiał się.
– Tak – potwierdziła samymi wargami.
T
Przesunął oczami po szczupłym, młodym ciele, rysującym się
pod prześcieradłem.
– Nie kwalifikujesz się do mojej kategorii wagowej – drażnił się
z nią.
Heather uderzyła zaciśniętą pięścią w łóżko, a on odchylił głowę
i roześmiał się cicho. Dziwne, jak przyjemnie zabrzmiało to w
pustym, cichym pokoju. Wstał, a ona pomyślała, że wygląda
uderzająco przystojnie w szarym garniturze, podkreślającym kolor
jego oczu. Wyciągnął z kieszeni papierosy i włożył do ust.
– Nałóg – powiedział niewyraźnie, przypalając papierosa. –
Nawet mi już nie smakują. – Pochylił się i delikatnie musnął wargami
jej policzek. – Nie sprawiaj tu już więcej kłopotów lekarzom. Bądź
11
Strona 13
grzeczna, dopóki nie wrócę.
„Moja sprawa, nie twoja”, napisała ze złością.
– Ty rozpuszczony bachorze – powiedział, wkładając w te słowa
tyle czułości, że Heather rozpromieniła się.
Nie wyciągnęła jednak ręki, co normalnie by zrobiła. Cole
najwyraźniej nie życzył sobie, aby go dotykała.
Gil odwiedził ją później i nie skrywał zachwytu na widok
Heather ubranej w szyfonową bladoniebieską koszulę nocną.
R
– To się nazywa uwodzić – powiedział zmysłowym, teatralnie
przesadnym głosem. – Wyglądasz tak, że można by cię zjeść.
„Dostałbyś niestrawności po szpitalnym jedzeniu”, napisała z
L
uśmiechem.
– Aha! – Roześmiał się. – Pewnie tak. Skąd wytrzasnęłaś tę
T
koszulę.
„Była na wyposażeniu szpitalnym”.
– Patrz, jacy sprytni. Żaden pacjent, to znaczy żaden płci
męskiej, im nie ucieknie, skoro ubierają pacjentki w takie koszulki. –
Nachylił się ku niej. – Gdzie twój przybrany brat? Powiedzieli mi, że
przyjechał późnym wieczorem. Pardon, wpadł jak burza – uściślił z
uśmieszkiem. – Co najmniej dwie pielęgniarki doznały szoku.
„Był wściekły”.
– Powinien wyżyć się na tym, kto mu nie przekazał wiadomości,
a nie na biednych, Bogu ducha winnych dziewczynach – zauważył
Gil.
„Były pod ręką”, napisała Heather i westchnęła.
12
Strona 14
– No tak. – Skinął głową. – W przeciwieństwie do tego biedaka,
który nie powtórzył wiadomości... czy tej biedaczki. Szkoda, że nie
wiem, kto to. Posłałbym kwiaty w dowód wdzięczności.
Twarz Heather rozjaśnił szczery uśmiech. Gil potrafił
rozładować sytuację, a ona w jego obecności zapominała o swoich
obawach i mogła się trochę odprężyć. Zabawiał ją właśnie
opowiadaniem o swoich wpadkach w początkach kariery, kiedy drzwi
otworzyły się z impetem i stanął w nich Cole.
R
Na widok innego mężczyzny, siedzącego w zrelaksowanej pozie
na brzegu łóżka, zatrzymał się jak wryty, napięta postawa wróżyła
kłopoty. Heather z przebłyskiem humoru pomyślała, że pewnie włosy
L
na karku mu się zjeżyły, ale wcale jej się nie podobało lodowate
spojrzenie groźnie błyszczących oczu utkwionych w Gilu.
T
– Jest pan jej przybranym bratem, jak sądzę – powiedział
wesołym, przyjaznym tonem, wstając na przywitanie.
Na Cole to nie podziałało. Nadal stał sztywno, nie spuszczając z
Gila płomiennego wzroku. Reporter odchrząknął, zdziwiony
intensywnością jego spojrzenia.
– Jestem Gil Austin. Pracuję w dziale kulturalnym „News
Herald” – przedstawił się i dodał, patrząc zaborczo na rysujące się pod
prześcieradłem kształty: – Heather jest moją dziewczyną.
Cole przeszywał go wzrokiem, zacisnął szczękę jeszcze mocniej.
– Reporter – powtórzył obraźliwym tonem i zmierzył Gila
pogardliwym spojrzeniem, a potem ignorując go, zwrócił się do
Heather: – Przyjadę po ciebie z samego rana
13
Strona 15
– oświadczył. – Potrzebujesz czegoś jeszcze z mieszkania?
Spędzisz co najmniej kilka tygodni na ranczu.
Napisała na kartce „moje futro” i skrzywiła się na widok
lekkiego rozbawienia w oczach brata. Była przesądna, traktowała
długie do kostek gronostajowe futro, które podarował jej Cole na
osiemnaste urodziny, jak talizman. Nigdy nie podróżowała bez niego.
– Wezmę je – obiecał. – Coś jeszcze?
„Torebkę. Tę starą, jest w szufladzie”. Widząc, że zmarszczył
R
brwi, dopisała: „Trzymam w niej dokumenty i pieniądze”.
– Niepotrzebny ci plik banknotów, jedziesz ze mną – oświadczył
nachmurzony.
L
Westchnęła z irytacją. Szkoda, że nie może mówić.
Powiedziałaby mu, że to jego sponsoringu nie potrzebuje... Odczytał
T
właściwie wyraz jej oczu i zadarł głowę. Nabrała ochoty, żeby mu
przywalić.
– Czy ja mogę coś dla ciebie zrobić? – spytał Gil, czując się
wykluczony.
– Poradzimy sobie – odparował natychmiast Cole, nie
zaszczycając drugiego mężczyzny spojrzeniem.
– Chciałbym odwiedzić Heather w czasie, kiedy będzie
dochodzić do siebie – nie ustępował Gil.
Cole odwrócił się i patrząc gdzieś ponad jego głową, powiedział,
nie siląc się na grzeczność:
– Niepotrzebni jej w tym stanie żadni odwiedzający.
Heather spojrzała na niego rozszerzonymi oczami.
14
Strona 16
Zachowywał się tak, jakby była jego własnością. Niby dlaczego
nikt nie miałby jej odwiedzać?
– Potrzebuje spokoju i ciszy, żeby wyjść z szoku po-
wypadkowego. Wyzdrowieje szybciej w otoczeniu rodziny – dodał
Cole. – Poza tym zamierzam zabrać ją na jakiś tydzień lub dłużej do
Nassau. Jak stanie na nogi, zadzwoni do pana.
Gil milczał. Po raz pierwszy, odkąd Heather go poznała,
zdarzyło się, że nie wiedział, co odpowiedzieć.
R
– Odpocznij, skarbie. – Cole pochylił się i ucałował ją we włosy.
– Zjawię się wcześnie rano, więc nie siedź zbyt długo ze swoim... –
zawiesił głos i zakończył lekceważącym tonem: – chłopakiem. Do
L
widzenia, Austin.
– Ma pan rację. – Gil odchrząknął. – Heather rzeczywiście
T
wygląda na zmęczoną. Dobranoc, kochanie.
– Powściągnął ochotę, aby ją pocałować na pożegnanie. Everett
stanowczo wyglądał groźnie niczym chmura gradowa. – Miło było
pana poznać – dodał, a potem uśmiechnął się do Heather. – Będziemy
w kontakcie.
– Po moim trupie – wymamrotał do siebie Cole, gdy Gil
wyszedł, a Heather ze zdziwieniem zauważyła, że jego ręka zaciśnięta
na stetsonie zdeformowała główkę kapelusza.
„Dlaczego go nie lubisz? ”, napisała na kartce i podała ją
Cole'owi nachmurzona.
– Jest dla ciebie za stary – padła szybka odpowiedź.
„Lubię go”, odpisała równie szybko.
15
Strona 17
Nie zdał sobie trudu, żeby to skomentować.
– Emma przygotowuje twoje ulubione dania – powiedział z
zadowoleniem. – Wyrzuciła panią Jones z kuchni, żeby sama
wszystko na czas przyrządzić. Te matki...
Heather uśmiechnęła się mimowolnie. Emma była jej przybraną
matką. Z westchnieniem zamknęła oczy. Może rzeczywiście
potrzebuje teraz samotności i dobrze jej zrobi, jeśli nie będzie widziała
nikogo, kto przypominałby jej o karierze piosenkarki i zaskakująco
R
nie– satysfakcjonującym życiu, jakie prowadziła w Houston.
Otworzyła oczy i przyłapała Cole’a na wpatrywaniu się w nią.
Szybko opuściła wzrok na pościel, zmieszana przyspieszonym
L
pulsem.
– Dobranoc, skarbie – rzucił szorstko i wyszedł, zanim jej puls
T
zdążył się uspokoić.
16
Strona 18
ROZDZIAŁ DRUGI
Lot do Branntville nie trwał długo. Heather obserwowała surowy
krajobraz, przypominając sobie, jak ta ziemia wyglądała wiosną,
kiedy kwitły łubiny, a drzewa okrywały się rozmaitymi odcieniami
zieleni. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, a Cole oderwał wzrok od
kontrolek i bezbłędnie odczytał wyraz jej twarzy.
– A ty byłaś gotowa porzucić to wszystko, żeby śpiewać po
R
nocnych klubach – powiedział drwiąco. – Dalej uważasz, że to
sensowna zamiana? Zadymione pomieszczenia zamiast czystego
powietrza?
L
Odrzuciła niecierpliwym ruchem głowy włosy i spojrzała na
niego zaczepnie. Lekki uśmieszek pojawił się na jego kształtnych
T
ustach.
– W porządku, Margaretko – zwrócił się do niej tak, jak ją
nazywano w dzieciństwie. – Zrozumiałem. – Roześmiał się.
Heather odwróciła wzrok. Jest w Cole’u coś mrocznego,
nieodparcie pociągającego i musi to być bardzo niebezpieczne dla
kobiet, na które zwrócą uwagę, pomyślała, wpatrując się w męskie
dłonie sterujące dwusilnikową cesną. Opalone, o długich palcach,
sprawiały wrażenie bardzo silnych. Zarys ust też zdradzał sta-
nowczość i co dopiero teraz zauważyła – zmysłowość. Zmarszczyła
lekko czoło, zastanawiając się, jakim jest kochankiem. Czy jest zdolny
do czułości? Zaczerwieniła się, gdy przed oczami stanął jej obrazek z
przyjęcia w zeszłym roku. Zobaczyła go całującego się z Tessą.
17
Strona 19
Zaniepokoił ją ten widok, choć zupełnie nie rozumiała dlaczego.
Wspomnienie tej sceny żyło w jej pamięci jeszcze przez wiek dni
potem. Tessa przylgnęła do Cole’a jak bluszcz, jakby jego pocałunki
były wszystkim, czego pragnęła od życia.
Nie, Cole nie potrafił być czuły, pomyślała z niechęcią. Był
skłonny do skrajności, więc prawdopodobnie i namiętność odczuwał
przesadnie silnie. Na pewno nie zadowoliłyby go krótkie pocałunki,
jakie wymieniali ona i Gil.
R
Zszokowały ją te myśli, więc odsunęła je od siebie i znów
zaczęła wyglądać przez szybę. Na dole ukazał się pomalowany na
biało płot, wyznaczający granice Big Spur, a w chwilę później dom,
L
otoczony wysokimi dębami i orzesznikami. Zbudowano go z cegły,
przypominał stare angielskie rezydencje.
T
Do frontowego wejścia wiódł długi półkolisty podjazd,
obsadzony dereniami, każdej wiosny obsypanymi białoróżowymi
kwiatami. Oczyma wyobraźni zobaczyła wnętrze rezydencji,
przestronny hol z pięknymi kolistymi schodami i masywnymi
kryształowymi żyrandolami, otwierający się na salon. W gabinecie,
gdzie Cole zajmował się papierkową robotą, był duży kominek z
kamienia, a na podłodze leżał olbrzymi belgijski dywan w kolorze
czerwonego wina. Mieli garaż na trzy samochody, kort tenisowy,
basen i patio z niezliczonymi krzewami róż. Wyglądało to wszystko
jak przeniesione z Południa, co nie dziwiło, ponieważ rodzina
Shawów przeniosła się do Teksasu z Georgii. Pradziadek Heather
wzniósł to domostwo w czasach, gdy te ziemie przemierzały wielkie
18
Strona 20
stada bydła, i gościło w nim wielu sławnych, jak i okrytych niesławą
ludzi. Branntville leżało na Chisholm Trail, słynnym dawnym szlaku
poganiaczy bydła, co rozpalało wyobraźnię Heather, gdy była
dzieckiem.
Dom należał do Emmy, zapisał go jej w testamencie ojciec
Heather, a ona nigdy tego nie kwestionowała ani nie czuła się
pominięta. Emma kochała ją jak własne dziecko i była to miłość
odwzajemniona. Biologiczna matka Heather była zimną osobą,
R
elegancką, modnie ubraną, ale nie okazującą emocji.
Podchodzili do lądowania, silne dłonie Cole’a pewnie
spoczywały na przyrządach. Posadził samolot na ich prywatnym
L
lądowisku, wydzielonym pośród pastwisk. On i ojciec Heather przez
lata stopniowo rozwijali ranczo, inwestując niezbyt imponujące zyski
T
w rozszerzenie i ulepszenie hodowli. W rezultacie powstało jedno z
najlepszych rancz w Teksasie, szczycące się rasowym bydłem i
bykami nagrodzonymi tytułem czempiona. Heather czuła się dumna
ze swojego przybranego brata. Miał głowę do interesów, emanowała z
niego siła i roztaczał wokół siebie atmosferę władzy. Mógł przesądzać
o przyszłości polityków w tej części Teksasu, a był zdeklarowanym
konserwatystą.
Cesna dotknęła kołami pasa startowego i po chwili zatrzymali
się blisko srebrzyście połyskującego hangaru.
– Jesteśmy w domu – zwrócił się do niej, wyłączając silniki. W
jego oczach pojawił się przelotny błysk dumy.
Uśmiechnęła się i wszystko, co czuła, odbiło się w jej oczach i
19