Ostateczna Nagroda - PRACHETT TERRY

Szczegóły
Tytuł Ostateczna Nagroda - PRACHETT TERRY
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Ostateczna Nagroda - PRACHETT TERRY PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Ostateczna Nagroda - PRACHETT TERRY PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Ostateczna Nagroda - PRACHETT TERRY - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TERRY PRATCHETT Ostateczna Nagroda Dogger otworzyl drzwi, byl jeszcze w pizamie. Na progu stalo cos niewiarygodnego. Istnieje proste wytlumaczenie, pomyslal. Zwariowalem.Jak na siodma rano byla to calkiem zadowalajaca racjonalizacja. Zamknal drzwi i zawrocil korytarzem, przez kuchenne okno widzial wagoniki metra linii Northen Line wypelnione calkiem normalnymi ludzmi. Istnieje blogi okres istnienia, ktory Yen Buddysci nazywaja plinki. Jest on calkiem precyzyjnie zdefiniowany jako odstep czasu miedzy obudzeniem sie a wymierzeniem ciosu przez wszystkie problemy, ktore nie daly ci spac uprzedniej nocy. Konczy sie w chwili, gdy uznajesz, ze od tego ranka wszystko pojdzie lepiej. Ale nie idzie. Przypomnial sobie klotnie z Nicki. No, wlasciwie nie klotnie. Z jej strony bylo to bardziej gniewne milczenie, w nim zas narastala zlosc, chociaz wcale nie wiedzial, od czego sie to wlasciwie zaczelo. Niewatpliwie powiedzial, ze niektorzy z jej przyjaciol wygladaja jakby przedli wlasny chleb i piekli wlasne kozy, a potem wzniosl sie najprawdopodobniej do poziomu, kiedy wyglaszal stwierdzenia typu: jesli juz chcesz koniecznie wiedziec, to ja uwazam, ze zielone 2CV ma antynuklearny stiker wlaminowany fabrycznie do tylnego okna. Gdyby byl w formie, jaka osiagal zazwyczaj po wypiciu pinty bialego wina, skomentowalby pewnie jeszcze kobiety ubrane w drelichy. To byla jedna z tych klotni, kiedy kazda zartobliwa proba, zeby sie wyrwac, konczy sie stworzeniem kolejnej otchlani, w ktora trzeba wkroczyc. A potem ona przerwala, nie - zerwala milczenie uwagami o marzeniach Erdana, by stac sie macho i oto nagle okazalo sie, ze on zajadle broni ludzi, ktorych nienawidzil - oczywiscie, kiedy byl trzezwy - rownie mocno co ona. A potem wrocil do domu i napisal ostatni rozdzial "Erdana i weza Krawedzi", a nastepnie pod wplywem rozgoryczenia, alkoholu i buntu, na ostatniej stronie usmiercil swego bohatera. Zmiazdzyl go lawina. Fanowie znienawidza go za to, ale poczul sie lepiej, uwolniony od czegos, co trzymalo go na uwiezi przez kilka dobrych lat. I co przez przypadek uczynilo go calkiem bogatym czlowiekiem. A wszystko dzieki komputerom, poniewaz dobra polowa fanow, ktorych spotykal, pracowala przy komputerach, a za prace przy komputerach placili tyle, ze pieniadze trzeba bylo wiezc do domu na taczkach. Fanowie science fictiom moga miec rozne odbicia, ale kupuja ksiazki na peczki, a potem jeszcze czytaja je od deski do deski. Teraz bedzie musial wymyslic dla nich cos innego, napisac cos porzadnego, poduczyc sie o czarnych dziurach i kwantach... Cos nadal zajmowalo jego umysl, kiedy kierowal sie w strone kuchni. A tak, na jego progu stal Erdan Barbarzynca. Zabawne, co? Teraz juz wokol framugi pod wplywem walenia zaczal rysowac sie tynk, co bylo dosc nietypowym efektem specjalnym halucynacji. Dogger ponownie otworzyl drzwi. Erdan stal cierpliwie obok mleka. Mleko bylo biale i w butelkach. Erdan mial siedem stop wzrostu, ubrany byl w przepaske na biodra. Jego tors wygladal jak worek pelen pilkarzy. W jednej rece trzymal cos, co - jak Dogger doskonale wiedzial - bylo Skungiem, Mieczem Lodowych Bogow. Dogger dlatego doskonale to wiedzial, poniewaz opisywal go tysiace razy. I juz nigdy nie zamierzal opisywac po raz kolejny. Erdan przerwal milczenie. -Przyszedlem - powiedzial - zeby spotkac Tego Co Mnie Uczynil. -Przepraszam? -Przyszedlem - odezwal sie barbarzynski bohater - by odebrac Ostateczna Nagrode. - Spogladal wyczekujaco w glab korytarza i drapal sie po torsie. -Jestes fanem, tak? - zapytal Dogger. - Calkiem niezly kostium. -Co to jest fan? - odpowiedzial pytaniem Erdan. -Chce sie napic twojej krwi - wtracil sie do rozmowy Skung. Za plecami giganta - mowiac metaforycznie, bo tak naprawde to pod jego masywnym ramieniem - Dogger ujrzal listonosza. Mezczyzna obszedl wokol Erdana, podspiewujac pod nosem, wetknal kilka rachunkow w nie stawiajaca oporu dlon Doggera, rzucil na przekor wszystkim oznakom uwage, ze mamy ladny dzien i odszedl. -Jego krwi tez bym sie napil - oswiadczyl Skung. Erdan stal nieporuszony, dajac wyraznie do zrozumienia, ze zamierza tak trwac, az Sniezne Mamuty Hy-Kooli odejda do domu. Historia notuje bardzo wiele glupich komentarzy, takich jak: "Wyglada na to, ze jest tu calkowicie bezpiecznie" albo "Indianie? Jacy Indianie?", a Dogger wybral z tej listy jedno z najstarszych, dzieki ktoremu sprzedano wiecej encyklopedii i ubezpieczen na zycie niz bys myslal, ze to w ogole mozliwe. -Chyba lepiej bedzie - powiedzial - jesli wejdziesz. Nikt nie mogl wygladac az tak jak Erdan. Jego skorzany kaftan najwyrazniej spedzil sporo czasu na kupie kompostu. Paznokcie mial purpurowe, skore dloni jak wygarbowana, klatke piersiowa pokrywala szachownica blizn. Cos o paszczy wielkosci fotela musialo kiedys pokosztowac jego ramienia, ale najwyrazniej smak mu nie odpowiadal. Widocznie uzewnetrzniam moje fantazje, pomyslal Dogger. Albo jeszcze spie. Najwazniejsze to zachowywac sie naturalnie. Erdan zanurkowal do pomieszczenia, ktore Dogger z upodobaniem nazywal pracownia, a ktore wygladalo jak normalny salon, tyle tylko, ze na stole stal komputer. Barbarzynca zasiadl w fotelu. Sprezyny niebezpiecznie zaskrzeczaly. Spojrzal w strone Doggera wyczekujaco. To oczywiscie moze byc rowniez, pomyslal Dogger, maniak morderca. -Ostateczna nagrode? - zapytal slabo. Erdan przytaknal. -Hm. A w jakiej wlasciwie formie? Erdan wzruszyl ramionami. Kilka miesni musialo sie usunac z drogi, zeby pozwolic poteznym ramionom wzniesc sie i opasc. -Powiedziane jest - oswiadczyl - ze ci, ktorzy polegna w walce, beda biesiadowac i hulac w twoim hallu na zawsze. -Ach - Dogger zatrzymal sie niezdecydowany na progu pokoju. - W moim hallu? Erdan znowu przytaknal. Dogger rozejrzal sie wokol. Juz telefon i wieszak na plaszcze powodowaly, ze miejsce wydawalo sie zatloczone. Mozliwosci hulanek byly wyraznie ograniczone. -A jak dlugo wlasciwie oznacza to "na zawsze"? - odezwal sie. -Az gwiazdy zgasna i Wielki Lod pokryje swiat - odparl Erdan. -Tak mi sie wlasnie wydawalo. W sluchawce zaskrzeczal glos Cobhama. -Ty co? - zapytal. -Dalem mu piwo i noge kurczaka, a potem posadzilem go przed telewizorem - powtorzyl Dogger. - A wiesz, tak naprawde to wrazenie zrobila na nim lodowka. Powiedzial, ze trzymam w wiezieniu nastepna Epoke Lodowcowa, co ty na to? A telewizja jest po to, zebym szpiegowal swiat, tak on uwaza. Oglada "Sasiadow" i zasmiewa sie. -Czego ode mnie oczekujesz? -Posluchaj, nikt nie jest w stanie tak podrobic Erdana! Cale tygodnie zajelo mi, zanim opisalem jak nalezy smrod! To jest naprawde on, mowie ci. Taki, jakim go sobie zawsze wyobrazalem. I siedzi u mnie ogladajac opery mydlane. Jestes moim agentem, powiedz, co powinienem teraz zrobic? -Po prostu uspokoj sie - glos Cobhama zabrzmial lagodnie. - Erdan jest twoim tworem. Zyles z nim od lat. -Lata mi nie przeszkadzaja, skoro dzialo sie to w mojej glowie. Ale to sie przenioslo do mojego domu. -...i on jest bardzo popularny, wiec naprawde mozna sie bylo spodziewac, ze kiedy podjales ryzyko zabicia go... -Wiesz, ze musialem to zrobic! Na litosc boska, dwadziescia szesc ksiazek! - Od scian odbil sie grzmiacy smiech Erdana. -Dobrze, wiec to zeruje na twoim umysle. Jego wcale nie ma. Sam powiedziales, ze mleczarz go nie widzial. -Listonosz. To prawda, ale go obszedl! Ron, ja go stworzylem. On mysli, ze jestem Bogiem. Wiec teraz, kiedy go zabilem, przyszedl do mnie. -Kevin? -Tak? Co? -Wez kilka tabletek czegos. On musi odejsc. Tak jest zawsze. Dogger ostroznie odlozyl sluchawke telefonu. -Wielkie dzieki - powiedzial z gorycza. Ale sprobowal. Poszedl do supermarketu udajac, ze poteznej postaci podazajacej za nim krok w krok wcale nie ma. To nie polegalo na tym, ze byl niewidoczny dla innych ludzi. Ich oczy widzialy go, ale w jakis sposob umysly nie przyjmowaly tego widoku. Polegalo to na tym, ze chociaz go mijali i nawet automatycznie mowili przepraszam, kiedy na niego niechcacy wpadli, potem nie potrafiliby wytlumaczyc, co obchodzili albo za co przepraszali. Dogger zostawil go w labiryncie polek, wymyslajac rozpaczliwa teorie, ze jesli Erdan zginie mu choc na chwile z oczu, moze ulotni sie jak dym. Zlapal kilka paczek, przemknal przez dziwnie nieoblezona kase i juz znalazl sie przed sklepem, kiedy nagle zatrzymal go radosny okrzyk. Obrocil sie jak na rolkach. Erdan opanowal wozki na zakupy. Byl calkiem blyskotliwy. Dla kogos, komu w kilka godzin udalo sie wyjsc z Labiryntu Szalonych Bogow, druciane pudelko na kolkach bylo prosta zabaweczka. Udalo mu sie nawet dojsc do ladu z chlodniami. No tak, pomyslal Dogger, "Erdan na Szczycie Swiata", rozdzial czwarty: przezyl dzieki 10 000-letniemu welniastemu mamutowi przypadkowo odkrytemu w zamarznietej tundrze. Dogger piszac ten kawalek sprawdzil to i owo, dzieki czemu wiedzial, ze jest to zupelnie niemozliwe, ale co tam. Poniewaz chodzilo o Erdana, czarodziej Tesco po prostu spreparowal te mamuty w podreczne porcje. -Podoba mi sie bycie martwym! - oznajmil z duma Erdan. Dogger zblizyl sie do wozka. -To nie jest twoje - powiedzial. Erdan spojrzal zaskoczony. -Teraz juz jest. Zabralem. To duzo latwiejsze. Nie trzeba walczyc. Mam picie, mam jedzenie, mam Nazywam-sieTracey-Czym-Moge-Ci-Sluzyc?, mam orzeszki w torebce. Dogger rozgarnal male polistyrenowe pudelka, z glebi wozka spojrzaly na niego przerazone oczy Tracey. Wymierzyla w niego pistolet do naklejania cen. -Mydlo - powiedzial Dogger. - To sie nazywa mydlo. Nie chodzi o mydlana opere, w odroznieniu od tamtej ono jest uzyteczne. Myjesz sie nim. - Westchnal. - Energiczne nacieranie mokra flanelka roznych partii ciala - ciagnal dalej. - Wiem, ze to nowatorski pomysl. -A to jest wanna - dodal. - A to umywalka. A to sedes. Juz wczesniej tlumaczylem ci, jak tego uzywac. -Jest mniejszy od wanny - poskarzyl sie Erdan. -Owszem. Niewazne. A to sa reczniki, ktorymi sie wycierasz. To szczoteczka do zebow, a to golarka. - Zawahal sie. - Czy pamietasz, jak umiescilem cie w seraju Emira Bialych Gor? Jestem prawie pewien, ze cie tam wykapano i ogolono. -Gdzie sa hurysy? -Nie ma. Musisz to zrobic sam. Przejechal pociag wprawiajac w rezonans wanne. Erdan zawyl. -To tylko metro - uspokoil go Dogger. - Pudlo do podrozowania. Nie zrani cie. Tylko nie probuj go zabijac. Dziesiec minut pozniej Dogger siedzial sluchajac spiewu Erdana, dzwiek byl taki, jakiego mozna by sie spodziewac nad tajga o zachodzie slonca. To nie stanowilo problemu. Problemem byla Nicky. Jak zwykle. Mial sie z nia spotkac w Domu Tofu. Przerazliwie bal sie, ze Erdan zamierza mu towarzyszyc. To byloby po prostu fatalne. Notowania Doggera u Nicky nie byly najlepsze jeszcze przed ostatnia klotnia, a wszystko to dzieki nietrafnym uwagom na temat czarnych skarpet, gdy byl jeszcze na warunkowym po tym, co powiedzial na temat mimow. Nicky odpowiadal wizerunek Nowoczesnego Mezczyzny, choc okreslenie to pewnie stalo sie juz niemodne. Jezu, zaczal nawet czytac "Guardiana", zeby nadazyc za nia i dostal kolejna czarna kropke, kiedy powiedzial cos nie tak o dzieciecych stronach. Erdan nie byl Nowoczesnym Mezczyzna. A ona na pewno to zobaczy. W takich sprawach miala cos w rodzaju radaru. Musial znalezc jakis sposob, zeby sie go pozbyc. -Chce sie napic twojej krwi - odezwal sie zza sofy Skung. -Och, zamknij sie. Jeszcze raz sprobowal pozytywnego myslenia: to, by fikcyjny charakter, ktory sam stworzylem, kapal sie teraz na gorze, jest zupelnie niemozliwe. Jestem przepracowany i mam halucynacje. Oczywiscie, nie czuje sie jak szaleniec, ale zaden wariat sie tak nie czuje. On jest... on jest projekcja. Zgadza sie. Sprawy ostatnio, to znaczy mniej wiecej od chwili, kiedy skonczylem dziesiec lat, nie ukladaja sie najlepiej, Erdan jest projekcja macho, ktorym w glebi serca chcialem byc. Nicky twierdzi, ze napisalem te ksiazki z tego wlasnie powodu. Nie moge sobie poradzic z prawdziwym zyciem, wiec zamienilem wszystkie problemy w potwory i wymyslilem postac, ktora daje sobie z nimi rade. Erdan jest moim sposobem na swiat. Nigdy sam sobie tego nie uswiadomilem. Wiec wystarczy, ze spojrze na swiat od dobrej strony, a on przestanie istniec. Rzucil okiem na plik maszynopisu lezacy na stole. Ciekawe, czy Conan Doyle przechodzil przez to samo? Moze zasiadal wlasnie do herbaty, kiedy do drzwi zapukal splywajacy woda Sherlock Holmes, by wkrotce zaczac lazic po domu rzucajac madre uwagi, az wreszcie Doyle zlapal go znow miedzy stronice powiesci. Uniosl sie nad krzeslem. To bylo to. Wystarczylo przeciez przepisac... Erdan pchnieciem otworzyl drzwi. -Ha! - powiedzial i wepchnal swoj maly, no - relatywnie maly - palec w jedno mokre ucho wydajac odglos korka wyciaganego z butelki. Byl owiniety recznikiem kapielowym. Wygladal jakos schludniej, jakby mial mniej blizn. Zadziwiajace, co moze zdzialac goraca woda, uznal Dogger. -Moje ubranie kluje - oznajmil pogodnie. -Czy probowales je wyprac? - zapytal slabo Dogger. -Modle sie o ubrania, jakie nosza bogowie, potezny Kevinie - odparl Erdan. -Nic mojego nie bedzie pasowac - odparl gospodarz. Przyjrzal sie ramionom herosa. - Nic mojego nie bedzie nawet w polowie pasowac - dodal. - Poza tym nigdzie nie idziesz. Trudno. Przepisze ostatni rozdzial. Mozesz wracac do domu. Rozpromienil sie. Tak wlasnie nalezalo zrobic. Traktujac szalenstwo z powaga, moglby mu ulec. Potrzebowal jedynie zmienic ostatnia strone. Nie musial nawet pisac nastepnej ksiazki o Erdanie, chodzilo tylko o to, by sie upewnic, ze jego bohater gdzies tam sobie zyje. -Napisze ci tez jakies nowe ubranie - powiedzial. - Smieszne, nieprawdaz? - mowil dalej. - Takie wielkie chlopisko jak ty ginie w lawinie. Wytrzymales znacznie gorsze rzeczy. Przysunal do siebie maszynopis. -Pamietasz, jak musiales przebyc Pustynie Grebor nie majac ani odrobiny wody - paplal pogodnie - a ty... Poczul, jak dlon obejmuje jego nadgarstek, lagodnie, lecz nieublaganie. Dogger przypomnial sobie dokumentalny film, w ktorym pokazywano przemyslowego robota, ktory mogl przylozyc sile dwoch ton, a potrafil podniesc delikatnie jajko. Teraz jego nadgarstek wiedzial, jak sie czulo jajko. -Podoba mi sie tutaj - powiedzial Erdan. Namowil go, zeby przynajmniej zostawic Skunga. Skung byl mieczem wladajacym kilkoma slowami i zadne z tych slow nie czuloby sie dobrze w restauracji ze zdrowa zywnoscia. Z pewnoscia jednak Erdan nie mial zamiaru dac sie zostawic. Gdzie chadza barbarzynski heros, zastanawial sie Dogger. Odpowiedz brzmiala: tam, gdzie ma ochote. Sprobowal napisac mu nowe ubranie. Skonczylo sie to tylko czesciowym sukcesem. Erdan nie zostal uksztaltowany przez nature, przez niego, do noszenia sportowych marynarek. Skonczylo sie na tym, ze wygladal tak jak zawsze Dogger go sobie wyobrazal, niczym wielki, pelen entuzjazmu fan klubu motorowego. Erdan byl teraz bardziej dostrzegalny. Te jakies psychiczne antyciala, przez ktore ludzie go nie widzieli, odstapily na chwile. Z pewnoscia spogladano na niego. -Kim jest tofu? - zapytal Erdan, kiedy szli w strone przystanku autobusowego. -Nie kto, to jest cos. Rodzaj jedzenia i zaprawy jednoczesnie. To... to jest... czasami zielone, a czasami nie - powiedzial Dogger. To bylo na nic. - Pamietasz - odezwal sie wreszcie - jak poszedles walczyc, zeby pomoc Doge z Tenitti. Z pewnoscia napisalem, ze jedliscie potem paste. -Tak. -W porownaniu z tofu pasta to eksplozja smaku. Dwa do centrum, poprosze - zwrocil sie do konduktora. Ten skrzywil sie na widok Erdana. -Jakis koncert rockowy? - zapytal. -I nie wolno ci tam hulac. Moja dziewczyna... znajoma mloda dama pracuje tam. Ona wierzy w pewne rzeczy. I, posluchaj, nie chce, zebys to popsul, rozumiesz. Moje zycie uczuciowe nie jest ostatnio w najlepszej formie. - Uderzyla go jakas mysl. - I nie chce slyszec zadnych rad, jakby mozna bylo ja naprostowac. Wrzucanie kobiety na lek i odjezdzanie w noc nie jest tutaj najodpowiedniejsze - dodal ponuro. -U mnie dzialalo - powiedzial Erdan. -Tak - mruknal Dogger - i to zawsze. Zabawne. Pilnowalem, zebys nigdy nie mial z tym klopotow. Dwadziescia szesc ksiazek bez zmiany ubrania i zadna nie powiedziala, ze boli ja glowa. -Nie moja wina, po prostu rzucaly... -Przeciez nie powiedzialem, ze to twoja wina. Po prostu uwazam, ze dostaje sie tego pewna ilosc w zyciu, a ja wszystko oddalem tobie. Erdan z wysilku zmarszczyl brwi. Jego wargi poruszyly sie, jakby to, co wlasnie uslyszal, powtorzyl sobie najpierw raz, potem drugi. -Rano tam wracasz. -Mnie podoba sie tutaj. Masz obrazkowy telewizor, slodkie jedzenie, miekkie siedziska. -Podobalo ci sie w Chimerze! Sniezne pola, zimny wiatr, bezkresna tajga... Erdan rzucil mu krzywe spojrzenie. -Nie podobalo ci sie? - niepewnie zapytal Dogger. -Jesli ty tak twierdzisz - odparl Erdan. -I za duzo ogladasz widzacego na odleglosc pudla. -Telewizji - poprawil go Erdan. - Czy moge go zabrac ze soba? -Co, do Chimery? -Na bezkresnej tajdze pomiedzy ksiazkami czulem sie dosc samotny. Dogger zastanawial sie nad propozycja. Miala swoj urok. Erdan Barbarzynca ze skrwawionym mieczem, w kolczudze, z przenosnym telewizorem i elektrycznym kocem. Nie, to by nie zagralo. Wzdrygnal sie. O czym on wlasciwie mysli? Naprawde cos niedobrego dzialo sie z jego glowa. Fanowie zabiliby go za cos takiego. Poza tym wiedzial, ze nigdy nie uda mu sie odeslac Erdana z powrotem. Teraz juz nie. Cos sie zmienilo i juz nie da sie wrocic do tego, co bylo. Lubil tworzyc Chimere. Wystarczylo, ze zamknal oczy i widzial gory Shemark, kazdy szczyt wystajacy ponad chmury. Znal delte Prady jak wlasna dlon. Lepiej. A teraz wszystko odplynelo. I kto tu sie zmienial. -Tu jest napisane: Dom Tofu - odezwal sie Erdan. Kto sie nauczyl czytac? I czyje ubranie wygladalo mniej wlochato, czyj krok byl mniej swobodny. Nicky oczywiscie go zobaczyla. Zawsze mu sie wydawalo, ze przez niego patrzy gdzies w dal, ale Erdana widziala. Wlosy herosa byly krotsze. Ubranie mialo szyk. Osiagnal podczas krotkiego spaceru od przystanku to, co innym barbarzyncom zabralo dziesiec tysiecy lat. Ostatecznie Erdan byl bohaterem pod kazdym wzgledem. Dostosowywal sie do kazdego srodowiska. Po dwoch godzinach spedzonych z Nicky bedzie torpedowal statki wielorybnicze i wlasnorecznie zamykal elektrownie atomowe. -Idz sam - odezwal sie do niego Dogger. -Jakies problemy? - zapytal Erdan. -Musze cos uporzadkowac. Pozniej do ciebie dolacze. Ale pamietaj, to ja ciebie stworzylem. -Dziekuje - powiedzial Erdan. -Tu masz zapasowy klucz do mieszkania na wypadek, gdybym nie wrocil. No wiesz. Gdyby mnie cos zatrzymalo. Erdan skinal glowa z ponura mina. -Ruszaj. I nie martw sie. Nie odesle cie z powrotem do Chimery. Erdan rzucil mu spojrzenie, w ktorym zdziwienie zamienilo sie w rozbawienie. -Chimery? - zapytal. Program ruszyl. Dlon Doggera poruszyla sie nad klawiatura. To powinno dzialac w obie strony. Jesli sila napedowa jest wiara, przejazdzka powinna byc mozliwa, skoro tylko bylo sie na tyle swiadomym, zeby jej sprobowac. Gdzie zaczac? Wystarczy opowiadanie, po prostu, zeby stworzyc charakter. Chimera juz istniala, niewielka banka we fraktalnej rzeczywistosci stworzonej tymi dziesiecioma palcami. Zaczal stukac w klawisz, najpierw z wahaniem, a potem nabierajac tempa, kiedy idee krystalizowaly sie. Po jakims czasie otworzyl w kuchni okno. Drukarka zaczynala prace. W zamku obrocil sie klucz. Kursor lagodnie pulsowal, kiedy wchodzili do pokoju, rozmawiali, robili kawe i na wszystkie mozliwe sposoby dawali sobie do zrozumienia, ze maja ze soba wiele wspolnego. Co i rusz slychac bylo takie wyrazenia jak "podejscie holistyczne". -Zawsze robil tego typu rzeczy - mowila. - Chodzi o picie i palenie. To niezdrowy tryb zycia. Nie wie, jak o siebie zadbac. Wydruk zsunal sie kaskada ze stolu, Erdan zapatrzyl sie w mase papieru. -Slucham? -Powiedzialam, ze on nie wie, jak dbac o siebie. -Wydaje mi sie, ze bedzie sie musial nauczyc - odparl. Podniosl olowek, przyjrzal sie uwaznie jego koncowce, az poczul, ze ma juz odpowiednie umiejetnosci, po czym zrobil kilka poprawek. Ten idiota nie okreslil nawet, jakie ma nosic ubranie. Jesli chcesz stworzyc postac, lepiej by nie zamarzla od razu. A na stepach potrafi byc cholernie zimno. -To znaczy, ze dlugo go znales? -Tak. -Nie przypominasz jego przyjaciol. -Kiedys bylismy bardzo blisko. Pewnie bede sie musial zaopiekowac tym mieszkaniem do jego powrotu. - Dopisal: Ale przez pokryte sniegiem drzewa ujrzal przyjazny ogien obozowiska Skrylingow. Skrylingowie byli w porzadku, uwazali szalencow za wielkich szamanow, Kevinowi powinno byc tam dobrze. Nicky podniosla sie. -No coz, chyba sobie pojde - powiedziala. Jej glos sprawil, ze umysl mu pokoziolkowal. -Nie musisz - powiedzial. - Oczywiscie, to zalezy tylko od ciebie. Na dluga chwile zapadla cisza. Podeszla do niego i spojrzala mu przez ramie, jakby nieco skrepowana. -Co to jest? - spytala, usilujac odsunac rozmowe od logicznych konkluzji. -Jego opowiadanie. Wysle je jutro ranna poczta. -Oo, ty tez jestes pisarzem? Erdan spojrzal na komputer. W porownaniu z hordami Merkla nie wygladal groznie. Czul, ze czekalo go calkiem nowe zycie, gotow byl wyplynac na jego szerokie wody. -Zaczynam - odpowiedzial. -Chodzi mi o to, ze calkiem lubilam Kevina - powiedziala szybko. - Tylko on nigdy nie pasowal do prawdziwego swiata. - Odwrocila sie, by ukryc rumieniec zawstydzenia. Stala spogladajac przez okno. -Stacja kolejowa oswietlona jest na niebiesko - powiedziala. - Mnostwo ludzi sie tam klebi. Erdan zrobil kilka poprawek. -Naprawde? - Po czym zmienil tytul na "Wedrowny sokol". Wiedzial, jak rozwinac fabule. Pisal o tym, co dobrze znal. Chwile sie zastanowil i dopisal: Ksiega Pierwsza Kronik Kevina Barda. Przynajmniej tyle mogl zrobic. Przelozyla Dorota Malinowska This file was created with BookDesigner program [email protected] 2009-12-01 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/