O Krasnoludkach i żelaznych górach baśń wierszem
Szczegóły |
Tytuł |
O Krasnoludkach i żelaznych górach baśń wierszem |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
O Krasnoludkach i żelaznych górach baśń wierszem PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie O Krasnoludkach i żelaznych górach baśń wierszem PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
O Krasnoludkach i żelaznych górach baśń wierszem - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
ittł-OZBSORBva
ZłECBĘCY^
E. K O R O T Y N S K A .
mWm
wierszem
WARSZAWA
N a k ła d em . N o w e g o W y d a w n ictw a
Strona 2
Strona 3
K -IĘG O ZBIO REK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.
0 K rasnoludkach
1 żelaznych górach.
Baśń wierszem.
Z ILUSTRACJAMI,
NAKŁADEM „NOW EGO W YDAW NICTW A"
WARSZAWA, ul. SIENNA N,r. 3.
Strona 4
Biblioteka Narodowa
W arszaw a
30001003444744
7 /i/. £ . f. 41 ( e
Zakłady Grafyczne „Zjednoczeni Drukarze",
Warszawa, Elektoralna 15.
Strona 5
P rz e d dawnemi bardzo laty, był król mą
dry i bogaty. Miał on pałac kryształowy,
w nim krużganek marmurowy... Okna
lśniące brylantami, szafirami, szmarag
dami...
Kiedy słonko w nie spojrzało, tysiąc
iskier się sypało... tysiąc iskier koloro
wych, kolorowych, szafirowych!...
Dach był cały z złota lity, cały drogim
kruszcem kryty... promień cudny rzucał
wkoło, aż na świecie wciąż wesoło... wciąż
wesoło w tym tu kraju, wciąż zabawy we
zwyczaju.
W koło domu sad nad dziwy, sad w
owoce urodziwy, w jabłka, grusze i ren-
glody — ot prawdziwe były gody!...
Strona 6
L ud wciąż zziębły i zgłodniały, stanął
z buntu drżący cały, przed swym królem
i tak rzecze:
Ł za nam z oczu stale ciecze... nie wi
dzim y słońca, ziemi, opasani żelaznemi,
żelaznemi tu górami, co się łączą z obło
kami...
Gdzież tu słońce, gdzież tu kwiecie?.,
to co m ają ludzie przecie... Śpiewu pta
sząt nie słyszymy, drzew, owoców nie wi
dzimy... I wciąż z głodu umieramy, bo je
dzenia nic nie mamy... Puść nas, królu,
do krainy, gdzie są zboża i rośliny, gdzie
słoneczko nam zaświeci, ach! puść, królu,
nas, swe dzieci!..
Król zamyślił się i stoi... on się ludu
swego boi... a powiedzieć mu w ypada, że
jest na to jak aś rada... W ięc obiecał się
poradzić i ich w tedy tu sprowadzić...
Strona 7
W iedział jednak, że nic z tego, z tego
kraju żelaznego, już nie wyrwie jego ludu,
chyba czekać trzeba cudu...
Ale wysłał tak na próbę, by ratować
swoją zgubę, swoje państwo i kraj cały,
poczet służby już niemały, by najmędrszych
sprowadzono i cośkolwiek uradzono...
W sześć dni słudzy powrócili, sześciu
mędrców sprowadzili...
Król z pałacu patrzał zdała, czy nie
sunie mędrców fala... gdy zobaczył biegł
do sali, by uczeni się zebrali...
Kiedy przyszli, siadł na tronie i w
uczonych mędrców gronie, opowiadał
o swym losie i o ludu swego głosie, jakto
odejść zamierzają, jego króla porzucają...
W ięc czy znajdzie się dziś rada?.*
Czeka — nikt nie odpowiada...
Pięciu z mędrców zaprzeczyli, aby
ludzie to zrobili, czego zdziałać nikt nie
Strona 8
może, by oczyścić to przestw orze od że
laznych gór pierścieni... chyba św iat się
ten już zmieni...
S zósty siedział, ja k bez mowy, nie
poruszył naw et głowy...
W ięc król prosił by wrócili, coś mą
drego obmyślili... Sześć dni daje im wol
ności, potem prosi ja k o gości, aby weszli
w pałac jego, uradzili coś m ądrego...
W ięc odeszli zadumani, a czekali
wciąż poddani, na odpowiedź króla swego,
pana kraju żelaznego...
G dy minęły już dni owe, pochylili
nizko głowę, siwą brodą pokiwali i z fote
li cicho wstali...
Szósty cicho wyszedł z sali, ci bro
dami wciąż kiwali i sposobu nie widzieli
skądby radę na to wzięli...
W ięc się król ogromnie zgniewał,
że mądrości się spodziewał, a tymczasem
nic nie wiedzą, na fotelach cicho siedzą
Strona 9
i w ychodzą sobie z sali, jak b y radę jaką
dali...
P o dniach sześciu znów przybyli:
pięciu nic nie uradzili, ale szósty rzekł do
róla:
— Nie pomoże tu nic kula, nie po
może proch, arm aty... będą tylko próżne
straty...
G óry n i b y tw ierdze jakie, cóż pom o
gą kule takie?...
T rzeba otw ór wiercić w górach,
w tych żelaznych niby m urach... Przez
ten otw ór św iat ujrzymy, kwiecie, ptaszki
zobaczym y...
— Lecz któż będzie wiercił dziury,
k to rozeprze ciężkie mury?... Toż dwie
mile mają przecie, te najw iększe góry
w świecie...
— Powiedz królu mój i panie niechaj
Oław tutaj stanie... On przew ierci w gó
rach dziury, on otw orzy nam te mury...
Strona 10
W net wezwano chłopca tego, chłop
ca tego młodziutkiego... Stanął zdziwion
przed swym panem, królem nigdy niewi
dzianym...
W ręku miał czapeczkę małą, schy
lił głowę złotą całą... W zrok swój jasny
podniósł śmiało i wysłuchał mowę całą...
Gdy król skończył, rzekł do pana:
— Twoja wola wysłuchana... Idę za
raz, wiercić będę, aż to przejście ci po-
siędę...
Gdy wszedł cicho do swej chatki,
patrzy, kto to? gość to rzadki... Krasnolu
dek umknął z domu... wszedł widocznie
pokryj omu, potem cicho mu zanucił, by
się nigdy nie obrócił, gdy przewiercać
otwór będzie, bo na każdem miejscu
wszędzie, będzie pokus co niemiara... taka
dola jego szara...
W ięc się zaśmiał Oław cicho i rzekł:—
Dobre jakieś licho, że przestrzega mnie
i radzi... Dobrze! słuchać nie zawadzi...
Strona 11
Strona 12
W stał raniutko, poszedł w góry,
gdzie najwyższe z źelaz mury, wziął swój
oskard w górę bije, ze zmęczenia ledwie
żyje...
A przed górą siedzi siwa, staruszecz-
ka tak sędziwa, że się ruszyć już nie mo
że, skąd się wzięła, wielki Boże!
Kiedy Oław wciąż pracuje, ona rap
tem wyśpiewuje:
„Jesteś młody i uroczy,
Ja mam stare, zgasłe oczy,
Otom biedna, zziębła cała
Staruszeczka taka mała"...
Lecz się Oław nie ogląda, końca pra
cy wciąż pożąda... Robi dzionek i noc ca
łą i wywiercił dziurę małą... Ledwie otwór
znać zdaleka... Co go jeszcze pracy
czeka!...
W tem ktoś kamień rzucił w niego...
Och! ukarze śmiałka tego... W net gwał
townie się obraca... Na nic twoja cała
Strona 13
— 11 —
praca!... Widzi karła, co się śmieje... Na
nic twoje tu nadzieje!...
Otwór prędko się zamyka, Oław bie
gnie, karzeł znika... Biedny chłopcze, two
ja praca, nic a nic się dziś nie skraca!..
Przyszedł zrana, siedzi stara, niby
jaka błędna mara, znowu sobie przyśpie
wuje, ale chłopiec nic nie czuje, nic nie
widzi, nic nie słucha, idzie kędy prze
strzeń głucha, kędy z żelaz są tu góry, co
wzbijają się w lazury...
Robi dzień i nockę całą, potem dzio
nek jeszcze mały... Nic nie widzi, nic nie
słucha, chociaż, niby jaka mucha, brzęczy
za nim wciąż od rana: Poco słuchasz kró
la pana?... Rzuć robotę, co ci potem?
Obsypiemy ciebie złotem... złotem dro-
giem, kamieniami, szafirami, brylantami...
Nie mógł wstrzymać się chłopczyna,
spojrzał, dziwna jakaś mina... w głos się
Strona 14
— 12 —
śm ieje k rasn o lu d ek , m ów iąc cicho: Jesteś
d u d ek !... I p ręd ziu tk o w n et ucieka,
a i O ław też nie zwleka, bo się gó ra zam
k n ą ć m oże... ratuj! ratu j, w ielki Boże!..
N ie opuszcza chłopak dłoni, ran iu -
te ń k o do g ó r goni, by k ró l szczęśłiw by ł
z ro b o ty , by lud ujrzał d zio n ek złoty, d zio
n ek zloty, cu d n e kw iecie, no, i w szy stk o ,
co n a św iecie...
K ie d y przyszedł, s ta ra siedzi, ru ch y
ch ło p ca ciągle śledzi...
K. że k o b ie t tam nie było, w ięc się
chłopię ach! zdziw iło, g d y u jrz a ła zblizka
biedną, sta ru sz e c z k ę sam ą jed n ą...
A że z zim na ciągle drżała, c ich u teń
ko też p łakała, w ięc o k ry cie w net zdjął
z siebie.
— M asz, staru szk o , to dla ciebie!...
P o tem w iercić począł g ó ry i rozbijać
i żelaz m ury...
Strona 15
Gdy pracował już dzień cały, nockę,
jeszcze dzionek mały... wnet kamieniem
dostał srodze po schylonej w pracy
nodze...
Nie obejrzał się chłopczyna, wtem
ktoś mocniej bić poczyna, jeden kamień,
drugi, trzeci, bez .przestanku nań wciąż
leci...
Bolą plecy, bolą nogi, nie zaznaje
jednak trwogi, wciąż pracuje, wciąż mur
wierci, choćby robić miał do śmierci...
W reszcie zaczął przyśpiewywać, przy
śpiewywać, przytupywać...
Robi, ciężko wciąż pracuje, a głos
karła zapytuje:
— Co tu robiszhdtłopcze młody? Patrz
powiędły twe jagody, oczy zgasły bez wy
razu; rzuć robotę, rzuć odrazu!..
Ale Oław nie uważa i na bicie się na
raża. Coraz mocniej skałę tłucze —
Strona 16
Czekaj, ja cię tu nauczę!... będziesz ro
bił, gdy nie każę?... ja cię z tego św iata
zmażę...
W ięc zaczyna się znów bicie, ktoś go
rani mocno, skrycie... ktoś okrutnie go
wciąż nęka... Jakaż straszna dla mnie
męka! — jęczy chłopię biedne zcicha, nie
obraca się, lecz w zdycha...
W tem grom ady biegną całe... jakieś
brzydkie k arły małe, kam ieniam i obrzuca
ją i spokoju mu nie dają...
Poraniony, nieszczęśliwy, stoi chło
piec ledwie żywy, wreszcie łapie ktoś za
głowę, szarpie, m ękę spraw ia nową...
— Ach! zabiją mnie m łodego, mnie
chłopaka niewinnego! Cóżem zrobił, że
mnie biją? że się za mną karły kryją?...
C hyba rzucę tę robotę, co dać może
dolę złotą... Sił już nie mam, krew upływa,
doloż moja nieszczęśliwa!.,.
Strona 17
Strona 18
Lecz ostatni raz zam ierza, i gdy w gó
rę tę uderza, naraz skała się otwiera...
Oław szybko w nią spoziera...
Co tu kwiecia, co tu woni, co tu lu
dzi, co tu koni!... A co słońca, co tu blas
ku, na tym ślicznym z bieli piasku!..
Stanął chłopak zadum any, włos rozsy
pał się rozwiany, św itka na nim poszar
pana, od kam ieni krwią zbryzgana... A bu-
ciny nędzne srodze, w strzępach wiszą
już na nodze...
Nic go nędza nie obchodzi, że obdar
ty, cóż mu szkodzi?.. Z a to lud ów biedny
może ujrzeć ziemie, ujrzeć morze, widzieć
cudne wonne kw iaty i lilije i bławaty...
T ak go szczęście oprom ienia, że chłopczy-
na w net się zmienia... Jasną robi się tw arz
cała i ta św itka we krw i cala, lśni od złota
i kam ieni, od brylantów i promieni...
A ciżemki jego stare, poniszczone, brudne,
Strona 19
— 17 —
szare, niby złote tak jaśnieją, blaski wokół
w szystkich sieją...
W ięc gdy poszedł w net do króla,
król się mocno tem rozczula, że m łodziut
ki ów chłopczyna, mężnie życie rozpoczy
na... że wniósł szczęście na tę ziemię, na
żelazne owo plemię... I podziw iał król to
dziecko, że gdy karły tak zdradziecko,
wciąż przeszkadzać jem u chcieli i kam ie
ni setki wzięli — on nie uląkł się ni bicia,
ani razów, ani wycia...
Gdy zwołano już lud cały, poprow a
dził Oław mały poprzez otwór z żelaz gó
ry tam gdzie niebios są lazury, gdzie
wciąż kw itną kw iaty, drzewa, gdzie i zbo
ża kłos powiewa...
Co zachwytu, co radości, a co karłów
wielkiej złości, że w ich państwo ktoś
wszedł śmiało i rozwalił górę całą, więc
Strona 20
— 18 —
się zemścić umówili i nieszczęście spro
wadzili...
\
Bo gdy Oław wszedł na drogę, by
krainę ujrzeć błogą, w net zobaczył dzie
wic grono, które tłum nie otoczono...
A na przodzie ja k lilija na rum aku
k ’niem u wzbija cudna jak aś piękna pani,
a wokoło jej poddani... K onia za nią k a
rzeł wiedzie, mnóstwo dziewic je st na
przedzie...
Stanął Oław przy tym cudzie, przy
tym jasnym ziemi ludzie i zachwytem
wielkim zdjęty, patrzał niby w obraz
święty...
— Pójdź ty chłopcze, dzielny, mło
dy... pójdź, należą ci się gody... Jam jest
owa kobiecina, owa biedna starow ina, co
siedziała tuż u góry, gdzie żelazne były
mury...