Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Natsuo Kirino - Groteska PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Tytuł oryginału:
GROTESQUE
Copyright © Natsuo Kirino 2003
Copyright © 2008 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright ©
2008 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt okładki: Wydawnictwo Sonia Draga Ilustracja na okładce: © Dylan Collard
Redakcja: Mariusz Kulan Korekta: Jolanta Olejniczak, Barbara Meisner
ISBN: 978-83-7508-104-6
SprzedaŜ wysyłkowa:
www.soniadraga.pl
www.merlin.com.pl
www.empik.com
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.
PI. Grunwaldzki 8-10, 40-950 Katowice
tel. (32) 782 64 77, fax. (32) 253 77 28
e-mail:
[email protected]
www.soniadraga.pl
Skład i łamanie: DT Studio s.c, tel. 032 720 28 78, fax. 032 209 82 25
Katowice 2008. Wydanie I
Drukarnia Rzeszowskie Zakłady Graficzne, Rzeszów
Strona 5
SPIS TREŚCI
JEDEN. TABLICA UROJONYCH DZIECI 7
DWA. GRONO ROŚLIN NAGONASIENNYCH 57
TRZY. URODZONA DZIWKA: PAMIĘTNIK YURIKO 147
CZTERY. ŚWIAT BEZ MIŁOŚCI 212
PIĘĆ. MOJE ZBRODNIE: PISEMNE ZEZNANIE ZHANGA 285
SZEŚĆ. FERMENTACJA I ROZKŁAD 388
SIEDEM. JIZŌ, BÓSTWO POŻĄDANIA. DZIENNIKI KAZUE 463
OSIEM. DŹWIĘKI WODOSPADU W ODDALI - OSTATNI ROZ-
DZIAŁ 619
Strona 6
JEDEN.
TABLICA UROJONYCH DZIECI
1
Zawsze, gdy spotykam jakiegoś mężczyznę, łapię się na tym, że
zaczynam się głowić, jakby wyglądało nasze dziecko, gdyby rze-
czywiście pisane nam było spłodzić dziecko. Robię to już zupełnie
podświadomie. Obojętnie, czy ten mężczyzna jest przystojny,
brzydki, stary czy młody, zawsze w moich myślach pojawia się
obraz naszego dziecka. Jestem jasną szatynką, mam cienkie, pie-
rzaste włosy, i jeśli on ma włosy kruczoczarne i mocne, przewidu-
ję, że czupryna naszego dziecka będzie miała wprost idealną
strukturę i kolor. Dlaczegóż by nie? Zawsze na początku wyobra-
żam sobie najlepsze z możliwych scenariuszy dla tych dzieci, ale
nim minie dłuższa chwila, w mojej głowie rodzą się najokropniej-
sze obrazy z zupełnie przeciwnego krańca spektrum możliwości.
A co będzie, jeśli postrzępione brwi tego potencjalnego ojca
znajdą się nad moimi oczami, nad tymi moimi tak wyraźnymi
podwójnymi powiekami. Albo gdyby jego ogromne nozdrza sta-
nowiły zakończenie mojego delikatnego noska? Jakby wyglądały
jego kościste rzepki kolanowe na moich wyraźnie wykrzywionych
nogach albo jego kwadratowe paznokcie u nóg na mojej stopie z
7
Strona 7
wysokim podbiciem? I kiedy takie myśli przemykają mi przez
głowę, przewiercam tego mężczyznę wzrokiem, a on jest, oczywi-
ście, przekonany, że staram się go poderwać. Trudno mi nawet
powiedzieć, ile razy takie spotkania prowadziły do kłopotliwych
nieporozumień. Jednak moja ciekawość w końcu zawsze jest sil-
niejsza ode mnie.
Kiedy plemnik się łączy z komórką jajową, tworzą zupełnie
nową komórkę - i wtedy też się zaczyna zupełnie nowe życie. Ta-
kie nowe istoty pojawiają się na świecie we wszystkich roz-
miarach i kształtach. Ale co się dzieje, jeśli podczas połączenia
plemnik i komórka jajowa są przepełnione wzajemną niechęcią?
Czy, wbrew oczekiwaniom, w takiej sytuacji stworzona przez nie
istota będzie nienormalna? Bo z drugiej strony, jeśli czują do sie-
bie wielką sympatię, ich potomek będzie jeszcze piękniejszy niż
oni. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale przecież, kto
może wiedzieć, co czują do siebie plemnik i komórka jajowa, kie-
dy się spotykają?
To właśnie w takich chwilach przed moimi oczami pojawia się
tablica moich hipotetycznych dzieci. Z pewnością znacie te tablice
- można je znaleźć w podręcznikach biologii i nauki o ziemi. Chy-
ba je pamiętacie, prawda? To te, które stanowią rekonstrukcję
potencjalnych kształtów i cech charakterystycznych wymarłych
gatunków, tworzone na podstawie o skamielin wykopanych
gdzieś głęboko w ziemi. Na tych tablicach prawie zawsze są
umieszczane barwne ilustracje roślin i zwierząt, przedstawianych
albo w morzu, albo na tle nieba. Te ilustracje już od dzieciństwa
mnie przerażały, ponieważ powodowały, że to, co wymyślone,
zdawało się rzeczywiste. Do tego stopnia nienawidziłam tych pod-
ręczników, że kiedy tylko miałam taki otworzyć, zawsze zaczyna-
łam od wyszukiwania strony z tymi tablicami, a następnie do-
kładnie je analizowałam. Być może jest to dowód na to, że pociąga
nas to, co nas przeraża.
Wciąż jeszcze pamiętam artystyczną rekonstrukcję fauny ze sta-
nowiska łupków z Burgess. Stworzona na podstawie o kambryjskich
8
Strona 8
wykopalisk, odkrytych w kanadyjskich Górach Skalistych, tablica
jest pełna absurdalnych stworzeń pływających w morskich ot-
chłaniach. Przedstawiciel Hallucigenia pełza w mule na dnie oce-
anu, a z jego grzbietu wystaje tak wiele kolców, że można go po-
mylić ze szczotką do włosów. Obok pięciooczna Opabinia wykrę-
ca się i wije wokół skał i głazów. A tu Anomalocaris, z ogromnymi
haczykowatymi przednimi kończynami, skrada się przez ciemne
głębiny morza w poszukiwaniu ofiary. Tablica moich własnych
fantazji jest bardzo podobna. Widać na niej dzieci pływające w
wodzie - dziwaczne dzieci, jakie ja spłodziłam z moich urojonych
związków z mężczyznami.
Z pewnych powodów nigdy nie myślę o samym akcie, jaki
mężczyźni i kobiety wykonują, kiedy płodzą dzieci. Kiedy byłam
mała, moje koleżanki z klasy żartowały sobie z chłopaków, któ-
rych nie lubiły, mówiąc na przykład coś takiego: „Już na samą
myśl, że mogłabym go dotknąć, przechodzą mnie ciarki!”. Ale ja
nigdy o tym nie myślałam. Pomijałam tę część związaną z seksem
i od razu przechodziłam do dzieci oraz do tego, jakie one będą. No
cóż, macie prawo nawet uznać, że pod tym względem jestem tro-
chę dziwaczna!
Jeśli dobrze mi się przyjrzeć, można zauważyć, że jestem „mie-
szańcem”. Mój ojciec jest Szwajcarem polskiego pochodzenia.
Mówiono, że jego dziadek był ministrem, który, uciekając przed
nazistami, przeniósł się do Szwajcarii i potem tam umarł. Mój
ojciec zajmował się handlem, importował zachodnie słodycze. Coś
takiego może nawet robić pewne wrażenie, ale w rzeczywistości
wśród importowanych przez niego towarów były tylko niskiej
jakości czekoladki i ciasteczka, po prostu bardzo przeciętne tanie
przekąski. Być może on był znany z tych zachodnich słodyczy,
jednak kiedy ja dorastałam, ani razu nie dał mi skosztować tych
produktów.
Nasza rodzina żyła bardzo skromnie. Nasze jedzenie, ubrania,
a nawet wszystkie moje przybory szkolne pochodziły z Japonii.
9
Strona 9
Nie chodziłam do szkoły międzynarodowej, ale do japońskiej pu-
blicznej szkoły podstawowej. Moje kieszonkowe było wydzielane
bardzo rygorystycznie, a i pieniądze na domowe wydatki były
zdecydowanie zbyt skromne w stosunku do potrzeb, które moja
matka uważała za minimalne.
Nie wynikało to bynajmniej z tego, że mój ojciec postanowił
spędzić resztę życia wraz z moją matką i ze mną w Japonii. On po
prostu był zbyt skąpy, żeby postępować inaczej. Jeśli nie było to
niezbędne, nie wydawał ani jednego centa. I to on, oczywiście,
decydował, co było niezbędne, a co nie.
Żeby nie być gołosłowną, opowiem o należącym do ojca dom-
ku w górach w prefekturze Gunma, gdzie jeździliśmy na weeken-
dy. Podczas tych wyjazdów, ojciec lubił łowić ryby i po prostu
wylegiwać się z wyciągniętymi nogami. Zazwyczaj na wieczorny
posiłek jadaliśmy bigos, przygotowywany tak, jak on to lubił. Bi-
gos to polska wiejska potrawa z kiszonej kapusty, warzyw i mięsa.
Moja japońska matka nie cierpiała jej przyrządzać, co do tego nie
miałam żadnych wątpliwości. Słyszałam, że kiedy mojemu ojcu
przestało się wieść w interesach i zabrał rodzinę z powrotem do
Szwajcarii, moja matka co wieczór gotowała biały ryż, a ojciec
wpadał w złość za każdym razem, kiedy ona stawiała ten ryż na
stole. Ja sama zostałam wtedy w Japonii, więc trudno mi stwier-
dzić to z pewnością, jednak podejrzewam, że była to zemsta matki
na moim ojcu za ten jego bigos albo też - co nawet wydaje się
bardziej prawdopodobne - za jego skąpstwo i egoizm.
Matka opowiadała mi, że kiedyś pracowała w firmie mojego
ojca. Z przyjemnością snułam romantyczne wizje czułej miłości
rozkwitającej między pochodzącym z zagranicy młodym właści-
cielem małej firmy i pracującą dla niego miejscową dziewczyną.
Ale w rzeczywistości moja matka już wcześniej była mężatką, a
kiedy to małżeństwo się nie udało, wróciła do domu w prefektu-
rze Ibaraki. Pracowała w domu mojego ojca jako służąca, i tam się
poznali.
10
Strona 10
Kiedyś chciałam poprosić ojca mojej matki, żeby opowiedział
mi więcej szczegółów o tamtych zdarzeniach, ale teraz jest na to
za późno. Zupełnie zdziecinniał i wszystko już zapomniał. W
umyśle dziadka moja matka wciąż żyje i nadal jest słodką małą
dziewczynką chodzącą do gimnazjum; a mój ojciec, moja młodsza
siostra i ja sama nawet nie istniejemy.
Mój ojciec jest człowiekiem rasy białej i chyba można by go
określić jako mężczyznę drobnej budowy ciała. Nie jest specjalnie
atrakcyjny, ale nie jest też brzydki. Jestem pewna, że znającemu
mojego ojca Japończykowi byłoby trudno go rozpoznać wśród
innych białych na europejskiej ulicy. Podobnie jak dla przedsta-
wicieli rasy białej wszyscy „Azjaci” wyglądają tak samo, dla Azjaty
był po prostu typowym białym.
Czy mam opisać rysy jego twarzy? Ma skórę białą i lekko ru-
mianą. Najłatwiej zapamiętać jego oczy, pełne smutnego, wy-
blakłego błękitu. W jednej chwili potrafią rozbłysnąć intensyw-
nym okrucieństwem. Najładniejsze są jego lśniące kasztanowe
włosy o złotym połysku, teraz już siwe i zapewne przerzedzone na
ciemieniu. Nosi garnitury w ponurych tonacjach. Jeśli kiedyś
spotkacie białego człowieka w średnim wieku, nawet w samym
środku zimy ubranego w beżowy, pozapinany od góry do dołu
płaszcz przeciwdeszczowy, to będzie mój ojciec.
Ojciec zna japoński na poziomie pozwalającym mu prowadzić
przeciętną konwersację, a w pewnym okresie kochał moją japoń-
ską matkę. Gdy jeszcze byłam mała, często powtarzał: „Kiedy
tatuś przyjechał do Japonii, zamierzał jak najszybciej wrócić do
domu. Ale wtedy trafił go piorun, który go sparaliżował i nie po-
zwolił mu wracać. Tym piorunem była twoja matka”.
Sądzę, że jest to prawda. A w zasadzie sądzę, że to była praw-
da. Rodzice karmili mnie i moją siostrę romantycznymi marze-
niami, jakby wydzielali nam słodycze. Stopniowo te marzenia
rozmywały się, aż w końcu nic już z nich nie pozostało. Ale tę hi-
storię opowiem w odpowiednim momencie.
11
Strona 11
Mój sposób postrzegania matki w czasach, kiedy byłam mała i
obecnie, diametralnie się różni. Jako mała dziewczynka byłam
przekonana, że matka jest najpiękniejszą kobietą na świecie.
Obecnie, kiedy już dorosłam, zdaję sobie sprawę, że była po pro-
stu kobietą o przeciętnym wyglądzie, niezbyt atrakcyjną, nawet
jak na Japonkę. Miała dużą głowę i krótkie nogi, a do tego płaską
twarz i mizerną budowę ciała. Jej oczy i nos były nieproporcjo-
nalnie duże, miała też wystające zęby, a do tego słaby charakter.
We wszystkim ulegała mojemu ojcu.
Ojciec miał pełną władzę nad matką. Jeśli nawet zdarzało się
jej odpowiedzieć mu niegrzecznie, on natychmiast zasypywał ją
gradem słów. Matka nie była zbyt bystra, w rzeczywistości była
ofiarą losu. Proszę? Sądzicie może, że zbyt krytycznie oceniam
matkę? Nie wydaje mi się. Dlaczego jestem tak bezwzględna, kie-
dy mówię o mojej matce? Może na razie pamiętajmy o tym pyta-
niu, a ja będę opowiadać dalej, dobrze?
Bo tak naprawdę chciałabym opowiedzieć o mojej siostrze.
Miałam siostrę, o imieniu Yuriko, młodszą ode mnie o rok. Zu-
pełnie nie wiem, jak ją opisać, ale gdybym miała ją określić jed-
nym słowem, byłoby nim: „potwór”. Była przerażająco piękna.
Pewnie nie uwierzycie, że ktoś może być tak piękny, że aż staje się
potworny. W końcu zdecydowanie lepiej jest być pięknym niż
brzydkim - przynajmniej takie jest powszechne przekonanie.
Szkoda, że ci, którzy tak mówią, nie mogą choć raz rzucić okiem
na Yuriko.
Osoby spotykające Yuriko początkowo były porażone jej urodą.
Ale stopniowo ta wspaniała doskonałość stawała się męcząca, i
bardzo szybko jej obecność, a także - oraz te jej idealne rysy -
zaczynała być denerwująca. Jeśli sądzicie, że przesadzam, na-
stępnym razem przyniosę jej zdjęcie. Ja przez całe życie od-
bierałam ją w ten sam sposób, chociaż byłam jej starszą siostrą.
Jestem pewna, że wy też się ze mną zgodzicie.
Czasami powraca do mnie ta myśl: czy moja matka umarła, bo uro-
dziła tego potwora, Yuriko? Czy może być coś bardziej przerażającego
12
Strona 12
niż kiedy dwoje zupełnie przeciętnie wyglądających ludzi płodzi
niewyobrażalną piękność? Jest taka japońska bajka o latawcu,
który rodzi jastrzębia. Ale Yuriko nie była jastrzębiem. Nie posia-
dała mądrości i odwagi, jakie symbolizuje jastrząb. Nie była też
szczególnie sprytna ani też zła. Ona po prostu miała diabolicznie
piękną twarz. I z pewnością już sam ten fakt stanowił przedmiot
nieustannych zmartwień mojej matki, obarczonej przeciętnymi
azjatyckimi rysami. A i mnie, muszę to przyznać, też to irytowało.
W każdym razie, patrząc na mnie, od razu można stwierdzić,
że w moich żyłach płynie trochę azjatyckiej krwi. Być może wła-
śnie dlatego ludzie lubią moją twarz. Dla Japończyków jest na
tyle obca, że staje się interesująca, i jest z kolei na tyle „oriental-
na”, żeby oczarować ludzi z Zachodu. A przynajmniej tak sobie to
tłumaczę. Ludzie potrafią być zabawni. Uważa się, że twarze nie-
doskonałe są obdarzone charakterem i ludzkim wdziękiem. Ale
twarz Yuriko budziła przerażenie. Ludzie zawsze reagowali na jej
twarz tak samo, obojętnie, czy to w Japonii, czy za granicą. Yuriko
była dzieckiem, które stale się wyróżniało z tłumu, chociaż były-
śmy siostrami i dzieliła nas różnica tylko jednego roku. Czyż to
nie dziwne, że geny są przekazywane w tak przypadkowy sposób?
Czy ona była po prostu efektem jakiejś mutacji? Być może właśnie
dlatego ja, kiedy patrzę na jakiegoś mężczyznę, wyobrażam sobie
moje własne hipotetyczne dzieci.
Prawdopodobnie już o tym wiecie, że Yuriko zmarła jakieś dwa
lata temu. Została zamordowana. Jej na wpół nagie ciało znale-
ziono w jakimś tanim mieszkaniu w Tokio, w rejonie Shinjuku .
Początkowo nie wiedziano, kim jest jej zabójca. Mój ojciec się nie
zmartwił, kiedy się o tym dowiedział, nie wrócił też ze Szwajcarii -
ani razu tu nie przyjechał. Ze wstydem muszę przyznać, że w mia-
rę jak jego ukochana piękna Yuriko dorastała, stopniowo upadała
coraz niżej, schodząc na drogę prostytucji. Została tanią dziwką.
13
Strona 13
Może wam się wydawać, że śmierć Yuriko była dla mnie cio-
sem, jednak w rzeczywistości wcale tak nie było. Czy nie-
nawidziłam jej mordercy? Nie. Podobnie jak mojemu ojcu, tak
naprawdę wcale mi nie zależało na poznaniu prawdy. Yuriko
przez całe życie była potworem, nie było więc nic dziwnego w
tym, że również umarła w sposób nietypowy. Ja z kolei jestem
zupełnie przeciętna. Ona wybrała zupełnie inną drogę życiową niż
ja.
Pewnie się wam wydaje, że moje podejście było odrażające. Ale
przecież już to wyjaśniłam. Była dzieckiem od narodzin skazanym
na odmienność. Takiej kobiecie fortuna sprzyja, ale blask, który
na nią rzuca, daje długi i mroczny cień. Już od samego początku
było wiadomo, że musi się to skończyć nieszczęściem.
Moja dawna koleżanka z klasy, Kazue Satō, została zamor-
dowana niecały rok po śmierci Yuriko. Zginęła dokładnie w taki
sam sposób. Jej ciało porzucono w mieszkaniu na pierwszym
piętrze w dzielnicy Maruyama-chō w Shibuyi, a wokół niej leżało
rozrzucone w nieładzie ubranie. Mówiono, że w obu przypadkach
minęło ponad dziesięć dni, zanim ciała zostały znalezione. Nawet
nie chcę sobie wyobrażać, w jakim stanie musiały wówczas się
znajdować.
Słyszałam, że za dnia Kazue pracowała dla legalnej firmy, no-
cami natomiast była prostytutką. Plotki i insynuacje na temat
wypadku krążyły przez całe tygodnie. Czy przeraziło mnie, kiedy
policja oznajmiła, że w obu morderstwach sprawcą była ta sama
osoba? Szczerze mówiąc, śmierć Kazue wstrząsnęła mną zdecy-
dowanie silniej niż zabójstwo Yuriko. Byłyśmy koleżankami z tej
samej klasy. Ponadto Kazue nie należała do piękności. Chociaż
nie była piękna, zginęła dokładnie tak samo jak Yuriko. A to było
niewybaczalne.
Możecie powiedzieć, że to ja doprowadziłam Kazue do Yuriko i
do ich długotrwałej znajomości, więc to ja przyczyniłam się do ich
śmierci. Być może ciągnący się za Yuriko pech w jakiś sposób
14
Strona 14
wpłynął na życie Kazue. Dlaczego w coś takiego wierzę? Nie
wiem. Po prostu wierzę.
Trochę znałam Kazue. Chodziłyśmy do tej samej klasy w pre-
stiżowej prywatnej szkole średniej dla dziewcząt. Wówczas Kazue
była tak chuda, że jej kości zdawały się ocierać o siebie, i znana z
tego, że poruszała się wyjątkowo niezgrabnie. Z pewnością nie
była dziewczyną atrakcyjną, ale była bystra i miała dobre stopnie.
Należała do tego typu osób, które potrafią przechwalać się przed
każdym, i pokazywać, jakie to one są inteligentne, ponieważ pra-
gną ściągnąć na siebie uwagę. Była dumna i musiała być najlepsza
we wszystkim, co robiła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie
jest atrakcyjna, dlatego też chyba zależało jej, żeby traktowano ją
w specjalny sposób ze względu na inne jej przymioty. Czułam
płynące z jej strony jakieś ponure fluidy -negatywną energię tak
wyraźną, że prawie mogłam ją pochwycić. To ta moja wrażliwość
tak przyciągała do mnie Kazue. Ta dziewczyna darzyła mnie za-
ufaniem i zawsze się starała ze mną rozmawiać, a nawet zaprosiła
mnie do swojego domu.
Po tym, jak obie dostałyśmy się na powiązany z naszą szkołą
średnią uniwersytet, nagle zmarł ojciec Kazue, a ona bardzo się
zmieniła. Poświęciła się nauce i odsunęła ode mnie. Kiedy teraz
zastanawiam się nad przyczyną takiego jej postępowania, zaczy-
nam dochodzić do wniosku, że ją po prostu bardziej interesowała
Yuriko niż ja. Cała szkoła mówiła o mojej pięknej, o rok ode mnie
młodszej siostrze.
W każdym razie wygląda na to, że między nimi dwiema coś się
wydarzyło. Jak to się stało, że dwie kobiety, tak krańcowo się róż-
niące wyglądem, inteligencją i sytuacją materialną, kończą jako
prostytutki, a potem zostają zamordowane i porzucone przez tego
samego mężczyznę? Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym
mniej prawdopodobne mi się wydaje, żeby gdzieś mogła się wy-
darzyć bardziej dziwaczna historia. Wydarzenia z Yuriko i Kazue
nieodwracalnie odmieniły moje życie. Ludzie, których nigdy
15
Strona 15
wcześniej nie widziałam na oczy, zasłyszawszy gdzieś plotkę, wty-
kają nos w moje sprawy, zasypując mnie przeróżnymi natarczy-
wymi pytaniami o tę dwójkę. Zniesmaczona i oburzona tym
wszystkim, zamknęłam się w sobie i z nikim nie chciałam rozma-
wiać. Ale w końcu moje życie osobiste się ustatkowało. Podjęłam
nową pracę i nieoczekiwanie tak bardzo zapragnęłam mówić o
Yuriko i Kazue, że trudno mi się pohamować. Podejrzewam, że
nie przestanę o tym opowiadać, nawet jeśli będziecie się starali
mnie powstrzymać; po wyjeździe ojca do Szwajcarii i po śmierci
Yuriko zostałam zupełnie sama i czuję potrzebę porozmawiania z
kimś - a może po prostu potrzebę przemyślenia tego niesamowi-
tego wydarzenia.
Mam dawne listy Kazue oraz szereg rzeczy, do których mogę
się odnieść, i chociaż opowiedzenie całej historii zajmie mi pew-
nie trochę czasu, nie ustanę, dopóki nie wyrzucę z siebie wszyst-
kiego - do ostatniego szczegółu.
2
Pozwólcie, że wybiegnę nieco w przyszłość. Od roku pracuję w
niepełnym wymiarze godzin w biurze okręgu P w Tokio. Okręg P
znajduje się we wschodniej części miasta. Po drugiej stronie sze-
rokiej rzeki leży prefektura Chiba.
W okręgu P znajduje się czterdzieści osiem zarejestrowanych
ośrodków opieki dziennej, a ponieważ większość z nich jest w
pełni obłożona, muszę prowadzić listy oczekujących na przyjęcie.
Moim zadaniem w sekcji Opieki Dziennej Wydziału Opieki Spo-
łecznej jest pomoc w sprawdzaniu listy oczekujących. „Czy rze-
czywiście ta rodzina jest zmuszona wysłać dziecko do przedszko-
la?” W ramach moich poszukiwań muszę udzielać odpowiedzi na
takie właśnie pytania.
Na tym naszym świecie żyją niezmierzone tłumy niewiarygod-
nych matek. Z jednej strony są takie, które bez żadnych skrupułów
16
Strona 16
oddają własne dzieci w ręce opieki dziennej tylko dlatego, że chcą
mieć możliwość wyjścia z domu i zabawienia się, a z drugiej -
takie, które do tego stopnia przyzwyczaiły się liczyć na innych, że
nie mają zaufania do siebie i nie wierzą w swoje zdolności rodzi-
cielskie. Tego typu matki wolą zwrócić się do ośrodka opieki
dziennej z prośbą o wychowanie ich dzieci. Są również rodziny
skąpe, które nie zapłacą za przedszkole - chociaż płacą za szkoły -
ponieważ upierają się, że jest to obowiązek publicznej opieki spo-
łecznej. Jak to się stało, że dzisiejsze matki są tak zdeprawowane?
To pytanie wielokrotnie spędzało mi sen z powiek.
- Dlaczego ktoś tak uderzająco piękny jak ty zajmuje się tak
nieciekawą pracą? - raz na jakiś czas słyszę to pytanie. Ale w rze-
czywistości nie jestem aż tak piękna. Jak już nieraz wspo-
minałam, jestem na poły Europejką, na poły Azjatką, jednak moja
twarz jest bardziej azjatycka niż europejska, i dzięki temu mniej
przerażająca. Nie mam takich rysów modelki jak Yuriko ani też
tak posągowej figury. A obecnie jestem po prostu pulchną kobietą
w średnim wieku. Do tego w pracy muszę nosić te niezbyt twa-
rzowe granatowe mundurki! Ale i tak odnoszę wrażenie, że ktoś
się mną interesuje, przysparzając mi w ten sposób utrapień.
Mniej więcej tydzień temu pewien mężczyzna, niejaki Nonaka,
coś do mnie powiedział. Pan Nonaka ma około pięćdziesięciu lat i
pracuje w Wydziale Oczyszczania Miasta. Zazwyczaj przebywa w
państwowym budynku numer jeden. Jednak od czasu do czasu
znajduje pretekst, żeby wpaść do sekcji opieki dziennej, która
mieści się w aneksie - przez wszystkich nazywanym „wysuniętą
placówką” - i pożartować sobie z kierownikiem sekcji mojego
wydziału. I za każdym razem korzysta z okazji, żeby rzucić w moją
stronę ukradkowe spojrzenie.
Wydaje mi się, że wraz z kierownikiem grają w tej samej dru-
żynie baseballowej. Kierownik gra na pozycji łącznika, a pan No-
naka - na drugiej bazie czy coś w tym stylu. Niespecjalnie mnie
17
Strona 17
obchodzi, co oni robią, po prostu złości mnie, kiedy ktoś z zupeł-
nie niezwiązanego z nami biura przychodzi tu w godzinach pracy
jedynie po to, żeby sobie pogadać. - Pan Nonaka ma na ciebie
oko! - mówi moja koleżanka, osiem lat ode mnie młodsza pani
Mizusawa. Zaczęła się ze mnie naśmiewać, a to jeszcze bardziej
mnie zdenerwowało.
Pan Nonaka zawsze nosi szarą wiatrówkę, ma brunatną cerę i
suchą skórę, prawdopodobnie od tych wszystkich wypalanych
papierosów. W jego oczach widać lubieżny błysk, i kiedy na mnie
patrzy, zawsze czuję, jak jego czarne oczy przewiercają mnie na
wylot, jakby ktoś przykładał do mojej skóry gorącą żagiew. Nie-
dobrze mi się od tego robi. A tamtego dnia pan Nonaka powie-
dział: - Kiedy pani coś mówi, ma pani głos wysoki, ale kiedy się
pani śmieje, jest niski. Iii-hii-hii-hii. Tak się pani śmieje. - A po-
tem zaczął mówić takie różne rzeczy:
- Z pozoru to może pani jest wytworna i dobrze wychowana,
ale wewnątrz bardzo nieprzyzwoita, nieprawdaż? - Zaskoczył
mnie zupełnie. Jakież ten całkowicie obcy mi człowiek ma
prawo, żeby tu przychodzić i mówić mi coś takiego? Jestem
pewna, że na mojej twarzy odmalowała się konsternacja. Lekko
zmieszany pan Nonaka spojrzał na kierownika i wspólnie
gdzieś wyszli.
- Moim zdaniem te słowa, jakie skierował do mnie pan
Nonaka, należałoby potraktować jako molestowanie seksualne -
skarżyłam się później kierownikowi mojej sekcji, a po jego twarzy
przemknął wyraz zakłopotania. Aha, widzę, co to się dzieje! -
pomyślałam. Myślicie sobie, że skoro w moich żyłach płynie
obca krew, jestem bardziej wojownicza niż normalne Japonki!
Co, niech ludzie z Zachodu wytaczają sprawę, tak?
- Zgadzam się, że to, co on powiedział, nie było stosowne
wobec koleżanki z pracy - odparł kierownik sekcji po chwili
zastanowienia, ale zabrzmiało to tak, jakby uważał, że należy
zbagatelizować ten incydent. I zaraz zaczął przekładać papiery
na biurku, udając, że je porządkuje. Nie chciałam wszczynać
18
Strona 18
kłótni, więc nic więcej już nie powiedziałam. Gdybym się ode-
zwała, on jedynie by się na mnie zdenerwował.
Tego dnia nie przyniosłam sobie lunchu i postanowiłam pójść
do stołówki, która znajdowała się kilka kroków dalej, w budynku
numer jeden. Nie lubię chodzić do miejsc, w których się groma-
dzą ludzie, więc rzadko tam bywam. Ale budynek jest nowy i mają
tam bardzo miłą kantynę dla pracowników. Miska ramenu* [Ro-
dzaj rosołu z makaronem, w zależności od przepisu wzbogaconego o
mięso, warzywa, wodorosty itp. (przyp. tłum.).] kosztuje tylko 240
jenów, a promocyjny lunch można dostać za 480 jenów. Podobno
jedzenie też miało być dobre.
Właśnie sypałam pieprz do ustawionej na mojej tacy miski ra-
menu, kiedy od tyłu podszedł do mnie kierownik mojej sekcji.
- Za dużo daje pani pieprzu, będzie zbyt ostre! - Sam niósł na
tacy promocyjny obiad: smażoną rybę i gotowaną kapustę. Roz-
sypane na kapuście suszone płatki ryby bonito wyglądały jak me-
talowe opiłki, a kapusta przypomniała mi o bigosie. Przed moimi
oczami przewinęły się sceny z dzieciństwa: stół jadalny w naszym
- cichym jak śmierć - domku w górach, moja żałośnie wyglądająca
matka i ojciec, zajadający z niemym apetytem. Pogrążona we
wspomnieniach, musiałam chyba z minutę być półprzytomna,
jednak kierownik sekcji zdawał się tego nie zauważać. - Może tam
siądziemy? - zapytał z uśmiechem.
Kierownik sekcji ma czterdzieści dwa lata, a w związku z tym,
że podczas przerwy na lunch gra w piłkę, zawsze przychodzi do
pracy w stroju sportowym i przez cały dzień chodzi tam i z powro-
tem po korytarzu w tenisówkach, które piszczą przy każdym kro-
ku. Należy do ludzi, którzy nieustannie myślą o swoim wyglądzie,
zawsze jest opalony i pełen takiej energii, że można popaść w
kompleksy. Chociaż zazwyczaj niezbyt odpowiada mi towarzy-
stwo ludzi takich jak on, zauważyłam, że znowu odzywają się mo-
je stare nawyki. Jak wyglądałoby nasze dziecko, gdybyśmy je mie-
li?
19
Strona 19
Gdyby urodziła się dziewczynka, miałaby moją jasną skórę. Jej
buzia, stanowiąca połączenie kwadratowego podbródka kierow-
nika sekcji i mojej owalnej twarzy, byłaby atrakcyjnie okrągła.
Dziewczynka miałaby lekko zadarty nos kierownika i moje piwne
oczy, odziedziczyłaby też jego spadziste ramiona. Jej ręce i nogi
byłyby zbyt mocne jak na dziewczynę, ale w związku z jej witalno-
ścią również dosyć urocze. Spodobał mi się ten wizerunek.
Poszłam za kierownikiem do stolika. Ogromną stołówkę wy-
pełniał gwar głosów pracowników i brzęk, jaki towarzyszył pracy
obsługi, która wpadała i wypadała z tacami i innymi sprzętami
kuchennymi, jednak ja miałam wrażenie, że oni wszyscy mnie
obserwują. Od czasu tych wydarzeń z Yuriko i Kazue, wszyscy
wszystko wiedzieli. Nie potrafiłam znieść myśli, że oni na mnie
patrzą.
Kierownik zajrzał mi głęboko w oczy.
- Jeśli chodzi o to, co się wcześniej wydarzyło - zaczął. -
Pan Nonaka nie miał żadnych złych zamiarów. Sądzę, że on
po prostu chciał się zachować po przyjacielsku. Jeśli to ma być
molestowanie - użył skrótu - podobnie można by zakwalifikować
połowę tego wszystkiego, co mówią mężczyźni, prawda?
Zgodzi się pani ze mną?
Uśmiechał się do mnie. Miał krótkie zęby, jak roślinożerny di-
nozaur, a przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy patrzyłam w
jego usta. Przypomniał mi się obrazek stanowiący ilustrację okre-
su kredy. Nasza córka prawdopodobnie miałaby taki właśnie rząd
zębów, przez co jej usta byłyby niezbyt eleganckie. Miałaby wy-
raźnie krótkie palce i kłykcie, a zważywszy na wielkie dłonie,
również zbyt kanciaste jak na dziewczynkę. To dziecko, jakie mo-
głabym mieć z kierownikiem sekcji, początkowo miało być uro-
cze, ale obecnie przeobraziło się w coś zupełnie przeciwnego. A ja
z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej rozgniewana.
- Muszę zauważyć, że molestowanie seksualne obejmuje
również takie podważanie reputacji drugiej osoby.
20
Strona 20
Wyrzuciłam z siebie mój protest z szybkością karabinu maszy-
nowego, ale kierownik sekcji wyważonym tonem odparł mój atak.
- Pan Nonaka bynajmniej nie próbował podważać pani repu-
tacji. Po prostu przedstawił swoje spostrzeżenie, stwierdzając, że
pani mówi zupełnie inaczej niż się śmieje, to wszystko. Oczywi-
ście, było to niestosowne, żeby tak pani dokuczać, proszę więc
pozwolić, że przeproszę panią w jego imieniu. Możemy na tym
zamknąć tę sprawę? Dobrze?
- W porządku.
Ustąpiłam. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu ciągnąć tej
dyskusji. Niektórzy ludzie są bystrzy, a inni są głupkami. Akurat
kierownik sekcji należał do tej drugiej kategorii.
Żuł smażoną rybę swoimi krótkimi ząbkami, a grube warstwy
ciasta rozsypywały się po talerzu z głuchym szelestem. Zadał mi
kilka niewinnych i niegroźnych pytań o zakres mojej pracy w ra-
mach niepełnego wymiaru godzin. Udzielałam mu zdawkowych
odpowiedzi. W pewnym momencie nieoczekiwanie ściszył głos.
- Słyszałem o pani młodszej siostrze. To musiało być
straszne.
Powiedział tylko tyle, ale tak naprawdę chodziło o to, że w
związku z Yuriko muszę być szczególnie wrażliwa na to, co ludzie
mówią i robią. Wielokrotnie już spotkałam takich mężczyzn -
mężczyzn, którym się wydaje, że mogą bezkarnie udawać, że wie-
dzą, jak ja się czuję. Odsunęłam pałeczkami białe cebule unoszące
się na powierzchni mojego ramenu i nic nie powiedziałam. Cebu-
la śmierdzi, więc jej nie znoszę.
- Nic o tym nie wiedziałem; mówię pani, naprawdę mnie
to zszokowało! Czy przypadkiem jej zabójcą nie był ten sam
człowiek, który w zeszłym roku został aresztowany w sprawie
tego morderstwa pracownicy biurowej?
Rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Opuszczone kąciki jego oczu
21