Murphy Julie i Sierra Simone - Christmas Notch 01 - A Merry Little Meet Cute. Prawie jak w świątecznym filmie
Szczegóły |
Tytuł |
Murphy Julie i Sierra Simone - Christmas Notch 01 - A Merry Little Meet Cute. Prawie jak w świątecznym filmie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Murphy Julie i Sierra Simone - Christmas Notch 01 - A Merry Little Meet Cute. Prawie jak w świątecznym filmie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Murphy Julie i Sierra Simone - Christmas Notch 01 - A Merry Little Meet Cute. Prawie jak w świątecznym filmie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Murphy Julie i Sierra Simone - Christmas Notch 01 - A Merry Little Meet Cute. Prawie jak w świątecznym filmie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Bobowi Murphy’emu i Dougowi Hagenowi.
Zawsze byliście dla nas jak ojcowie.
(Kochamy was, ale tego chyba nie powinniście czytać!)
Strona 4
Strona 5
Jedźmy. Miłość doda nam pary.
Sam, To właśnie miłość1
W tym roku marzę tylko o tobie;
kochanie, jesteś na mojej liście niegrzecznych.
INK, „Naughty list”,Merry INKmas
(Bootcamp Records)
Strona 6
Prolog
Teddy Ray Fletcher
– Kieł? – powtórzył, tak tylko, żeby się upewnić, że się nie przesłyszał.
– D r e w n i a n y kieł – doprecyzował głos. Teddy słyszał w tle przemykające samochody i dźwięk
zamykanych drzwi auta. Dlaczego menedżerowie i agenci zawsze dzwonili, kiedy akurat gdzieś jechali?
Czyżby wszystkie zaplanowane rozmowy telefoniczne odkładali na czas podróży?
– Na ich czwórkę przypadły trzy złamane ręce, dwie złamane nogi i pięć wstrząśnień mózgu –
dokończyła Steph D’Arezzo przy akompaniamencie pomruku przyspieszającego samochodu.
Teddy spojrzał na swoje biurko, mebel z akrylu, który jeszcze przed rozwodem jego żona kupiła mu
w Ikei. Na blacie leżał wyjątkowo stresujący harmonogram produkcji. Odwrócił od niego wzrok i starał się
skupić na zdjęciu przedstawiającym dwójkę szczerzących się w uśmiechu dzieciaków w jego ramionach, które
kurczowo ściskały drobnymi łapkami niewielkie dynie zakupione przez niego tamtego dnia na farmie dyń.
Kiedyś byli tacy mali. I generowali takie niskie koszty.
– Okej, czyli mówisz mi, że wszyscy moi ludzie od kostiumów i od włosów poszli na pustynię i stanęli
pod jakimś drewnianym kłem, który runął im na głowy. I teraz nie mogą pracować przy filmie, który
zaczynamy kręcić j u t r o .
– Ludzie od kostiumów, ludzie od włosów o r a z mistrz oświetlenia. I naprawdę nie musisz
wypowiadać się tak krytycznym tonem na temat drewnianego kła, Teddy. Ostatecznie był częścią gigantycznej
drewnianej rzeźby morsa. Nie masz żadnego pojęcia o festiwalach? Nie byłeś nigdy na Burning Manie?
Teddy zmrużył oczy, wpatrzył się w przeciwległą ścianę swojego niewielkiego gabinetu i spróbował
sobie wyobrazić, jak wygadana, ubierająca się wyłącznie w garsonki, uzależniona od telefonu Steph D’Arezzo
ćpa na pustyni.
– A t y byłaś kiedyś na Burning Manie?
– Wszyscy mieliśmy kiedyś dwadzieścia lat. Nie, tylko nie Piątą, wystarczy zerknąć na nawigację.
Teddy założył, że kobieta mówiła do kierowcy Ubera, i zignorował jej ostatnią uwagę.
– Czyli poszli na Burning Mana?
– Nie, to było coś lepszego niż Burning Man – odparła. – To był NieFestiwal w Terlingui.
– NieFestiwal? Nigdy o nim nie słyszałem.
– Ależ oczywiście, że nie słyszałeś – powiedziała Steph lekceważącym tonem. – To ekskluzywne
wydarzenie.
– Aha – odparł. – Tylko dla zaproszonych.
– Nie, Teddy, tylko dla n i e zaproszonych.
– Okej. NieFestiwal tylko dla niezaproszonych. I tam na moją ekipę spadł drewniany mors.
– Tylko kieł – doprecyzowała. – Przestanie na mnie pipczeć, jak zapnę pas? O, dobrze. A mors był
częścią dekoracji w stylu Alicji w Krainie Czarów, Teddy. To nie był jakiś tam randomowy drewniany mors
gdzieś na pustyni – zadrwiła, jakby t e n pomysł wydał jej się kompletnie niedorzeczny.
– A skąd masz tę informację przede mną? – spytał.
– Ach, no cóż, skoro już o tym mowa… – powiedziała Steph tym dziarskim tonem, którym – jak się
wydawało – posługiwali się wszyscy menedżerowie, kiedy chcieli przekazać złe wiadomości. Odbyt
Teddy’ego zacisnął się ze strachu. – Zdobyłam ją w pakiecie z inną wiadomością. Dzwoniła do mnie agentka
Winnie, do ciebie też później zadzwoni, jak tylko dowie się więcej, ale chciała wtajemniczyć mnie i odtwórcę
głównej roli męskiej, na wypadek gdyby do tego czasu informacja zdążyła wypłynąć w social mediach. Winnie
Strona 7
trafiła do szpitala.
Cholera. Winnie była niegdyś grzeczną dziecięcą gwiazdą, która z biegiem czasu dorosła i została
grzeczną aktorką filmów telewizyjnych, a teraz miała zagrać jedną z głównych ról w jego pierwszej
świątecznej produkcji. Co ważniejsze, była gwiazdą, którą jego reżyserka specjalnie w y b r a ł a do swojego
reżyserskiego debiutu, a Teddy musiał dbać o to, by jego reżyserka była szczęśliwa, bo dzięki niej cała stacja
Hope Channel była szczęśliwa.
Jedynie dystrybucja Królewskich świąt na kanale Hope – i na Hopefliksie, ich nowej platformie
streamingowej – mogłaby zmienić desperacki i bardzo ryzykowny plan nakręcenia bożonarodzeniowego filmu
w prawdziwe pieniądze. Bóg jeden wiedział, że jego etatowa praca przy produkcji tanich pornosów nie
wystarczała na opłacenie czesnego syna na akademii sztuk pięknych czy rozkręcenie start-upu córki
zajmującego się wytwarzaniem neutralnych pod względem emisji dwutlenku węgla zabawek erotycznych.
Przecież nakręcenie świątecznego filmu to nic trudnego, prawda? To p r a w i e jak pornos.
Scenariusze były równie marne, a czas produkcji krótszy niż ferie zimowe w college’u.
A teraz ten drewniany kieł. I brak Winnie Baker. Ale Teddy nie był skończonym gnojem, więc
pierwszym pytaniem, które zadał, było:
– Czy to coś poważnego?
– Niiic jej nie będzie – odparła Steph tonem, który wyraźnie oddawał, w jakim stopniu przejmowała
się tematem. – Mówi się, że coś poszło nie tak podczas ceremonii z wykorzystaniem ayahuaski, także na
NieFestiwalu. Wiesz, jak łatwo o odwodnienie na pustyni? Nawet jak nie dostaniesz sraczki? No, w każdym
razie wylądowała w szpitalu i podłączyli ją pod różne kroplówki. Jej agentka uważa, że jeszcze kilka dni
i wypiszą ją do domu z zaleceniem bezwzględnego odpoczynku.
– Czyli żadnego grania w filmie – powiedział Teddy odrętwiałym tonem.
– Żadnego grania w filmie. A tak przy okazji, to gdyby ktoś pytał, Winnie jest leczona z powodu
wyczerpania. N i e z powodu zarzygania namiotu pełnego wegan i didżejów.
Jasne. Nikt by nie chciał, by reputacja słodkiej Winnie Baker została zszargana, a Teddy tym bardziej
nie chciał, by przy okazji została zszargana również reputacja jego filmu. Nie, jego nowe przedsiębiorstwo
produkcji filmowej musiało mieć stuprocentowo, a nawet pięciusetprocentowo, nieposzlakowaną opinię, żeby
nikt nie kopał zbyt głęboko i nie dokopał się do informacji, że Teddy Ray Fletcher to ten sam człowiek, który
jest właścicielem Wytwórni Wujaszka Ray-Raya, studia filmowego specjalizującego się w… no cóż, mniejszej
ilości rzeczy niż kiedyś, bo córka Teddy’ego jakiś czas temu skończyła dwadzieścia lat i podczas każdego
jedzonego w rodzinnym gronie posiłku wygłaszała kazania na temat stworzenia etycznej misji
przedsiębiorstwa. W ostatnie Święto Dziękczynienia razem z bratem kazali mu określić kluczowe wartości
Wytwórni Wujaszka Ray-Raya. Kluczowe. Wartości.
– Na twoim miejscu – ciągnęła Steph – pogadałabym z tą twoją reżyserką i na asapie zmieniła obsadę.
Słodki J e z u , widziałeś to? I to na monocyklu! Takie rzeczy to tylko w Silver Lake, co nie?
Założywszy, że Steph znów rozmawia z kierowcą Ubera, Teddy rozsądnie postanowił nie odpowiadać
i zaczął już upychać do aktówki – kolejnego prezentu od byłej żony – wszystkie rzeczy związane
z Królewskimi świętami, które leżały na jego biurku. Zamierzał wszystko naprawić. Zamierzał tak balansować
między Fletcher Productions a Wytwórnią Wujaszka Ray-Raya, żeby nikt zaangażowany w produkcję
bożonarodzeniowego filmu nigdy, przenigdy nie dowiedział się o jego karierze w branży porno. Nie na darmo
ustalił, jak stworzyć dwa oddzielne konta na IMDb ( o r a z jak pokątnie wykorzystać adres ciotecznej babki
Phyllis do założenia nowej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością).
Uda mi się to naprawić – przekonywał samego siebie, zamykając siłą aktówkę i rzucając się do drzwi.
– To się jeszcze może udać. No bo w końcu: czy to taka trudna sprawa oddzielić od siebie te dwa światy?
Trzy godziny później Teddy siedział naprzeciwko swojej reżyserki w lotniskowej restauracji Chili’s
Too, w której od wszystkich stolików bił blask łańcuchów świetlnych z żarówkami w kształcie papryczek chili
i miniaturowych choinek. Usiłował jednocześnie wyciągnąć kilka teczek ze swojej aktówki i przełknąć
gorącego smażonego paluszka z mozzarelli.
– Wszystko w porządku? – spytała kobieta. – Poczerwieniałeś na twarzy.
Teddy zaczął grzebać w leżących na stoliku teczkach, po czym otarł czoło serwetką, z nadzieją, że nie
poci się zanadto. Na jego bladej cerze widać było najlżejszy rumieniec i najmniejszą kropelkę potu. Czuł się
przez to skrępowany.
Strona 8
– Sytuacja jest stresująca, ale to nic, z czym byśmy sobie nie poradzili – powiedział, siląc się na
spokojny i opanowany ton. W czasach swojej młodości zaradził niejednej pornograficznej katastrofie, ale
niestety teraz gra toczyła się o wyższą stawkę niż wtedy, kiedy trzeba było znaleźć zastępstwo dla aktorki,
której wyskoczyły hemoroidy. – Oczywiście sytuacja jest daleka od idealnej, bo musimy podjąć decyzję na
lotnisku, tuż przed twoim wylotem do Vermontu, ale ayahuasca to nieprzewidywalna substancja.
– Święte słowa. – Reżyserka westchnęła. Żeby nie tracić czasu, przeciągnęła już teczki Teddy’ego na
swoją stronę stołu. Nawet siedząc w boksie składającym się z winylowych elementów i starych okruchów, nie
była w stanie ukryć tej nieuchwytnej aury sławy, którą emanowała. Gretchen Young miała wysokie kości
policzkowe, błyszczące oczy i ciepłą karnację w kolorze średniego brązu, a to wszystko wykończone długimi
do pasa senegalskimi twistami, kolczykiem w nosie i casualowymi ogrodniczkami, które prawdopodobnie
kosztowały nie mniej niż zegarek Teddy’ego.
– Myślisz, że uda się na czas sprowadzić do Vermontu kogoś innego? – spytała, rozkładając na blacie
zdjęcia portretowe. – Podczas castingu spodobało mi się kilka kobiet, ale skoro kręcimy w święta i dajemy
znać na ostatnią chwilę…
– Uda się – powiedział Teddy z przekonaniem, którego wcale nie odczuwał. Po pierwsze
harmonogramy bożonarodzeniowych filmów były naprawdę n a p i ę t e . Dwa, góra trzy tygodnie. A jako że
zdjęcia zaczynały się za dwa dni, Teddy musiał wysłać nową aktorkę do Vermontu jutro, najpóźniej pojutrze.
I chociaż scenariusz do Królewskich świąt nie został napisany pentametrem jambicznym, producent zakładał,
że zastępczyni Winnie będzie potrzebowała przynajmniej jednego dnia na jego przeczytanie od początku do
końca i zapoznanie się z fabułą.
Po drugie, c o g o r s z e , niewielkie miasteczko w stanie Vermont, w którym Gretchen chciała
nakręcić film – Christmas Notch – miało tylko jeden wolny termin w swoim napiętym grafiku: w święta
Bożego Narodzenia, w dosłownym znaczeniu tego sformułowania. I chociaż na dwudziesty piąty grudnia
zaplanowano przerwę w zdjęciach, to ekipa miała się zabrać z powrotem do pracy już dwudziestego szóstego,
co oznaczało, że ktokolwiek przejmie rolę Winnie, musi nie mieć nic przeciwko spędzeniu świąt poza domem.
Jezu. Potrzebował jeszcze jednego paluszka serowego. Wepchnął panierowaną lawę do ust i spróbował
sobie przypomnieć, co jego syn mówił mu o świadomym oddechu.
– K u r w a – szepnęła nagle Gretchen. – A to kto? Nie pamiętam jej z castingu.
– Yyy – powiedział Teddy z ustami pełnymi jedzenia, łamiąc sobie głowę.
– Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie widziałam zdjęcia portretowego, na którym byłoby widać sutki
– dodała reżyserka w zamyśleniu.
Przerażenie prześlizgnęło się po nim w zwolnionym tempie, równie gorące i lepkie jak parząca
mozzarella, która utknęła mu w przełyku. Opuścił wzrok na stół i ujrzał to, na co patrzyła Gretchen – na
zdjęcie, które zdecydowanie n i e pochodziło z żadnej z teczek z materiałami do Królewskich świąt.
Przewinął wspomnienia o trzy godziny wstecz, kiedy upychał w aktówce każdy przedmiot, który choć trochę
przypominał teczkę. Był podenerwowany i spieszył się jak cholera, byle tylko zdążyć złapać Gretchen przed
wylotem.
A teraz był na lotnisku i wpatrywał się w fotos z planu zdjęciowego ostatniego pornosa Wytwórni
Wujaszka Ray-Raya, a nie w portret jednej z aktorek ubiegających się o rolę w Królewskich świętach.
Gretchen prześledziła długim palcem kontury twarzy kobiety.
– Na pewno nie było jej na castingu. Pamiętałabym ją. Kto to jest?
Teddy próbował położyć dłoń na teczce – gdyby Gretchen przejrzała resztę zdjęć, zobaczyłaby coś
więcej niż tylko sutki – a jednocześnie brzmieć zupełnie nonszalancko. Jakby nic strasznego się nie stało.
Jakby Gretchen nie trzymała palca na zdjęciu jednej z najgorętszych gwiazd alternatywnej pornografii ich
czasów.
– Jest bardzo utalentowana – powiedział Teddy, z trudem krzesząc z siebie nonszalancję, po czym
kaszlnął, żeby przełknąć uparty kawałek mozzarelli. – Ale zazwyczaj angażuje się w bardziej awangardowe
projekty. No wiesz – gwałtownie szukał w głowie odpowiedniego słowa spoza branży – prowokatorskie.
Ryzyko artystyczne i takie tam. Raczej poza sferą zainteresowań Hopeflixa.
– Dokładnie kogoś takiego szukam – oznajmiła Gretchen, nie spuszczając oka ze zdjęcia. – Będzie
idealna do roli Felicity.
– Yyy…
Strona 9
– Chcę ją – powtórzyła Gretchen, podnosząc wzrok na Teddy’ego. – Jak się nazywa?
Producent prawie wymówił pseudonim sceniczny aktorki, ale zreflektował się w ostatniej chwili.
– Bee Hobbes. Ale jeszcze nie widziałaś, jak gra – zaprotestował słabo.
– Myślisz, że wrzuciła na swoją stronę internetową jakieś próbki? – spytała reżyserka. – Wygugluję ją.
Teddy miał nagłą, przyprawiającą o mdłości wizję, jak Gretchen wpisuje w Google nazwisko Bee
Hobbes i jakimś cudem trafia na Biancę von Honey. I Wytwórnię Wujaszka Ray-Raya.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedział szybko. – Pracowałem już z nią i jest genialna. Ale może
powinniśmy wybrać jakieś opcje zapasowe, na wypadek gdyby nie mogła…
– Nie, to musi być ona – sprzeciwiła się Gretchen, kręcąc głową, po czym znów wbiła wzrok w zdjęcie.
– Chcę pewnej dozy awangardy. Chcę, żeby było coś niebezpiecznego w sposobie, w jaki aktorzy odgrywają
scenariusz Pearl.
Pearl Purkiss, scenarzystka Królewskich świąt – i dziewczyna Gretchen Young – była już w Christmas
Notch i przygotowywała się do kręcenia filmu, któremu zabrakło odtwórczyni głównej roli kobiecej.
– Możemy znaleźć jakąś inną awangardową aktorkę – spróbował Teddy mężnie. – Wystarczy, że
zerkniemy do drugiej teczki…
– Mam nadzieję – powiedziała Gretchen chłodno – że nie wzdragasz się przed jej zatrudnieniem
dlatego, że jest osobą plus size?
– Co? Nie! – Teddy cały czas pracował z Bee! Była olśniewająca i wyuzdana, a dzięki niej interes
świetnie się kręcił! Ale nie mogła wystąpić w tym piekielnie cnotliwym świątecznym filmie. Który w dodatku
kręcili dla cholernego H o p e C h a n n e l . Co jeśli ktoś by ją rozpoznał? Co jeśli wyszłoby na jaw, że
Teddy Ray Fletcher dystrybuuje pornografię? Wtedy ciach, ucięłaby się jego świeżo upieczona współpraca
z Hopeflixem, a jego syn artysta musiałby zacząć karierę baristy o całe dwa lata wcześniej. – Po prostu
uważam, że powinniśmy wybrać ewentualną zastępczynię, na wypadek gdyby… była zajęta – wydusił w końcu
Teddy.
– Jeśli nie uda nam się jej zdobyć, to ja już nie wiem – odparła Gretchen i zamknęła oczy w sposób,
który sprawił, że w głowie producenta rozszalały się dzwony alarmowe, wrzeszczące: Spraw, by Gretchen była
szczęśliwa, żeby utrzymać zainteresowanie Hopeflixa. – Straciłam już Winnie. Kolejne rozczarowanie w tak
krótkim czasie…
Dzwony alarmowe rozbrzmiały głośniej.
Czy to naprawdę byłoby takie złe? – spytał Teddy samego siebie z desperacją. Bo czy zatrudnienie Bee
do filmu było naprawdę aż tak niebezpieczne?
Błagała go o jakąś rolę od czasu, jak wykombinował ten plan z filmem świątecznym, i miałaby równie
dużo do stracenia jak on, gdyby jej kariera w branży porno wyszła na światło dzienne. A poza tym w jakim
stopniu widownia Hopeflixa mogła się pokrywać z gronem odbiorców feministycznej pornografii? Czy to
możliwe, by wytatuowane miłośniczki kawy fair trade ze swoimi hipoalergicznymi zabawkami z silikonu
oglądały także bezpłciowe bożonarodzeniowe romansidła?
To mogło się udać, naprawdę mogło. A jeśliby się udało, jeśliby r z e c z y w i ś c i e wypaliło, to
może właśnie natknął się przypadkiem na łatwe rozwiązanie przyszłych problemów z obsadzaniem ról.
W głowie już zaczęły pojawiać mu się pomysły, jak zapełnić dziury w ekipie filmowej wybite przez ten
łajdacki drewniany kieł.
– Skontaktuję się z nią dziś wieczorem – obiecał Teddy. – Może, yyy, zatrzymasz tę teczkę – ostrożnie
popchnął opuszkami palców folder z prawdziwymi materiałami dotyczącymi Królewskich świąt w jej stronę –
na wypadek, gdyby jednak nie mogła.
– Mam nadzieję, że będzie mogła – odparła reżyserka. – Z tego zdjęcia bije naprawdę dobra energia.
Ta dziewczyna wydaje się taka otwarta, wiesz?
Teddy powstrzymał się od wygłoszenia oczywistego żartu na temat tego, jak o t w a r t a potrafi być
Bee, ze stresu pochłonął jeszcze jeden paluszek serowy, po czym gestem poprosił kelnera o rachunek.
Kiedy wreszcie wyszedł na parking przy lotnisku, wsiadł do swojego minivana i postawił aktówkę na
siedzeniu pasażera, pooddychał świadomie, co nic a nic nie pomogło, i wybrał numer Bee, przyglądając się,
jak bezpański kot liże sobie łapki na dachu tesli.
– Słucham? – odezwała się Bee.
– Mam nadzieję, że siedzisz – powiedział Teddy. Bo ja leżę – pomyślał ponuro.
Strona 10
Rozdział 1
Bee
– Myślę, że sześć buteleczek smakowego lubrykantu to przesada – powiedziałam Sunny. Pokiwała
głową, wysupłała dwie z przyciskanego do piersi naręcza i rzuciła je na moje łóżko.
– Masz rację, sześć to przesada. Cztery będą w sam raz. Wykreślam z listy winogronowy i ten o smaku
tostów francuskich. Serio, co ja sobie w ogóle myślałam, biorąc winogronowy? Nikt nie wybiera
winogronowego lubrykantu, kiedy ma inne możliwości. To pepsi wśród smakowych lubrykantów. A tost
francuski nie każdemu przypadnie do gustu.
– Sunny, nie sądzę, żebym na planie Królewskich świąt potrzebowała jakichkolwiek smakowych
lubrykantów. Mówimy o produkcji Hopeflixa. Gdyby należący do mojej babci stos romansów z czasów
pierwszych osadników i energia megakościoła miały ze sobą dziecko, to ono i tak nie byłoby tak nieskazitelnie
czyste jak Hope Channel.
Sunny klapnęła ciężko na podłogę, w morzu sztucznych penisów, korków analnych, jedwabnych
sznurów, uprzęży, kulek gejszy, miniwibratorów, kulek analnych, pacek, knebli kulkowych i wibrujących
pierścieni erekcyjnych. Wkrótce po tym, jak dowiedziałam się, że mam lecieć do Vermontu, by zagrać
w swoim pierwszym filmie niepornograficznym – kręconym w ramach śmiałej wyprawy Teddy’ego do świata
grzecznych filmów bożonarodzeniowych – powyciągałam walizki, które, tak się złożyło, wiodły drugie życie
jako magazyn do przechowywania mojej kolekcji zabawek, i zaczęłam się pakować. I jasne, może się
wydawać, że dwie walizki wypełnione po brzegi gadżetami erotycznymi to sporo, ale w moim fachu to nie
tylko niezbędne narzędzia pracy, to także koszty uzyskania przychodu.
– Bee, a co, jeśli zdarzy się jakaś sytuacja awaryjna? – spytała Sunny. – A ty akurat nie będziesz miała
pod ręką lubrykantu?
Miała trochę racji.
– Daj jeden – odparłam. – Ten o smaku kruchych ciasteczek.
Przewróciła oczami i dorzuciła buteleczkę do reszty przyborów toaletowych.
– Wzięłaś już z mojej szafy ten puchaty różowy sweter?
To była jedna z zalet przyjaźnienia się z kimś, z kim po raz pierwszy w życiu mogłam wymieniać się
ubraniami. Przejrzałam stertę legginsów, dżinsów i koszulek, które odłożyłam na bok.
– Jeszcze nie. Oj, która godzina?
Sprawdziła godzinę na telefonie, po czym wstała i ściągnęła ręcznik z głowy. Wilgotne czarne włosy
spłynęły kaskadą na oliwkowe ramiona. Spod atramentowych loków wyzierały kolorowe tatuaże. Wskoczyła
z powrotem na łóżko.
– Za czterdzieści pięć minut musimy wyjechać na lotnisko. Obiecałam tacie, że dotrę na czas, żeby
zapalić menorę, więc bierz się za pakowanie, skarbie!
Sunny była moją najlepszą przyjaciółką, współlokatorką i samozwańczą przewodniczką po licznych
spelunkach Los Angeles oraz położonych w okolicy tanich meksykańskich knajpach, a jej babcia – moją
dilerką deseru na bazie chałki z kawałkami czekolady. Spotkałyśmy się na planie mojego pierwszego filmu.
Co prawda grywała w pornosach, ale zajmowała się także charakteryzacją i wtedy była częścią ekipy
zdjęciowej. Czułam się podekscytowana, ale także przerażona. Aż do tamtego dnia byłam tylko ja i moja
kamerka na ClosedDoors. Tamten pierwszy dzień na planie był także pierwszym razem, kiedy pozwoliłam
sobie na utratę pewnej dozy kontroli. Sunny natychmiast mnie uspokoiła, mówiąc:
Strona 11
– Cały ten film został stworzony dla ciebie, Bee. Jesteś gwiazdą tego show. Pokaż, na co cię stać.
I nie myliła się aż tak bardzo. Po tym, jak rozkręciłam karierę na ClosedDoors, apce z płatną
subskrypcją, która zasadniczo była hybrydą Facebooka i Instagrama, tyle że ze znacznie większą dawką…
golizny, skontaktował się ze mną Teddy Ray Fletcher i zaproponował podpisanie kontraktu ze swoją
wytwórnią filmów pornograficznych. Miałam fart. Teddy był jednym z tych lepszych. Kontrakt nie był na
wyłączność. Mogłam współpracować z innymi wytwórniami i nie musiałam zamykać konta na ClosedDoors.
Pierwszą scenę zagrałam dla Teddy’ego w filmiku, który tamtego roku osiągnął najlepsze wyniki
oglądalności i dzięki któremu dostałam nominację do AVN Award w kategorii debiutantka roku. (Oczywiście
koniec końców nie zdobyłam nagrody. To by już była przesada, gdyby pozwolono wygrać takiej grubasce.
Sunny opublikowała na Instagramie zjadliwy post na temat dysproporcji rozmiarowych w filmach dla
dorosłych. Na poziomie równie dobrym jak TED Talks).
Kiedy Teddy’emu udało się podpisać kontrakt z Hope Channel, miesiącami błagałam go, żeby pozwolił
mi spróbować wziąć udział w jednym z jego świątecznych filmów. Mogłam zagrać zaniedbaną siostrę głównej
bohaterki albo właścicielkę butiku. Tam do licha, nawet kolędniczka numer trzy to już byłoby coś.
Ale powtarzał mi raz po raz, że w przypadku sprośnych pornosów i grzecznych bożonarodzeniowych
treści nie ma mowy o łączeniu branż. Właśnie dlatego zupełnie się nie spodziewałam, że zadzwoni do mnie
dwa i pół tygodnia przed świętami i powie, że za dwanaście godzin muszę stawić się w Vermoncie i zagrać
rolę Felicity w Królewskich świętach, a tym samym zastąpić t ę Winnie Baker. W zasadzie o mało nie
odrzuciłam połączenia.
Teddy nie umiał wysyłać esemesów. A przynajmniej tak twierdził. Sunny mówiła, że raz widziała, jak
odpisał na esemesa od byłej żony, wysyłając jej emotkę płomienia, ale to była tylko kolejna legenda
w nieprawdopodobnej historii Teddy’ego Raya Fletchera. I właśnie dlatego, kiedy zobaczyłam, jak na ekranie
mojego telefonu pojawia się jego twarz (zdjęcie eddy’ego śpiącego na krześle reżyserskim na planie, podczas
gdy ludzie dosłownie pieprzą się na jego oczach), prawie odrzuciłam połączenie, żeby nagrał się na pocztę
głosową.
Zazwyczaj dzwonił z takimi sprawami, które bez problemu można było załatwić przez esemesy. Bo
był wypadek na I-10 i chciał, żebym pojechała jakimś pogmatwanym objazdem przez wzgórza, a nie wierzył,
że nawigacja w moim telefonie poprowadzi mnie trasą, dzięki której ominę korek. Albo dlatego, że
potrzebował pomysłu na prezent urodzinowy dla Astrid czy Angela. Albo dlatego, że poszedł po kawę i nie
mógł sobie przypomnieć, czy piję „mleko od krowy czy to wegańskie gówno z orzechów”. Dzwonił też
dlatego, że moje mamy napastowały go, by wysłał im na DVD kopię mojego ostatniego filmu – nie żeby miały
ochotę go oglądać, po prostu chciały go umieścić w swojej Galerii Sławy Małej Bee.
Ale jeszcze nigdy nie zadzwonił dlatego, że omyłkowo obsadził mnie w swoim świątecznym filmie,
który miał być próbą urozmaicenia jego portfolio/ robienia legalnych interesów. (Nawiasem mówiąc, branża
porno jest bardzo legalna. Spójrzcie tylko na konto emerytalne, które założyłam na żądanie moich matek, kiedy
miałam zaledwie dwadzieścia lat).
Kiedy mi powiedział, że mam lecieć do Vermontu, i zaczął nakręcać spiralę stresu na swoim końcu
linii, musiałam odłożyć telefon.
– Teddy – powiedziałam, kiedy w końcu podniosłam z powrotem aparat – daj mi dziesięć minut. Muszę
pomyśleć.
– Pięć – zażądał, a poczucie porażki w jego głosie było niemal namacalne.
Zmarnowałam całą minutę, usiłując dodzwonić się do Sunny, która wczesnym rankiem pojechała na
plan zdjęciowy i miała… zbyt zajęte ręce, żeby odebrać telefon.
Kiedy dorastałam, uwielbiałam przebywać na scenie. W sumie dość dużo czasu spędziłam na
zastanawianiu się, kim mogłabym dzisiaj być, gdyby nie to, że w dwunastej klasie zdobyłam na przedmieściach
natychmiastową sławę, wstawiając na Instagram zdjęcie swoich cycków, zanim ubiegł mnie w tym ten dupek
Tanner Dunn. Ale teraz, kiedy dostałam szansę nie tyle na jakąś małą rólkę, co na główną rolę w Królewskich
świętach, paraliżował mnie brak zdecydowania. Co jeśli mi się nie uda? Co jeśli odtwórca głównej roli męskiej,
Nolan Shaw, wymaszeruje z planu zdjęciowego natychmiast po tym, jak się dowie, że to ja zastępuję Winnie?
Byłam aktorką filmów dla dorosłych – gwiazdeczką pornosów! Teddy musiał stracić rozum, skoro naprawdę
obsadził mnie w swoim bożonarodzeniowym filmie. Nawet jeśli wcześniej go o to prosiłam, a właściwie
błagałam.
Strona 12
No i właśnie. N a p r a w d ę go błagałam. Coś mi mówiło, że to dobry pomysł. A jeśli czegoś się
nauczyłam od czasu, jak sześć lat temu wstawiłam zdjęcie swoich cycuszków na Instagram, to tego, że należy
ufać przeczuciom.
Dokładnie cztery minuty później oddzwoniłam do Teddy’ego.
– Wchodzę w to.
– Okej – powiedział i zaczął tak głośno mlaskać, żując gumę nikotynową, że prawie czułam zapach
mięty wydobywający się z głośnika telefonu. – Będą cię obowiązywać pewne zasady. I to nie takie, jakie razem
z Sunny łamiesz dla beki i heheszków. Mówię o prawdziwych zasadach, Bee. Takich, których złamanie
mogłoby doprowadzić mnie i to idiotyczne przedsięwzięcie do ruiny.
– Okej – odparłam, czując, jak moja wewnętrzna nastolatka podnosi zatroskaną głowę.
– Mówię poważnie.
– Powiedziałam, że okej.
– Ja cię pierdolę – mruknął. – Nie dosłownie.
Powstrzymałam się od znaczącego uśmiechu. W mojej branży to było naprawdę ważne rozróżnienie.
Chociaż prawdziwa miłość wystarczy, żeby dowieźć kogoś na lotnisko LAX, a Sunny niejednokrotnie
udowodniła, że darzy mnie prawdziwą miłością, to korki tego dnia były naprawdę potworne.
– Cholera – szepnęłam, przekopując się przez zawartość plecaka. – Zapomniałam ładowarki.
– Sprawdź w bocznej kieszonce – poleciła spokojnym tonem. – Zresztą ta do laptopa powinna
naładować też Roda.
– Rod! Nie mogę uwierzyć, że prawie o nim zapomniałam.
Pokiwała głową.
– Nie wolno zostawiać wibratora.
Rozwiązawszy problem ładowarek, postawiłam plecak między nogami, oparłam głowę o zagłówek,
zamknęłam oczy i złapałam chwilę wytchnienia. Niestety, jak tylko mój mózg zaczął się uspokajać, ogarnęły
mnie wątpliwości. To był koszmarny pomysł. W głębi duszy o tym wiedziałam. Moja intuicja była za dobra.
Zawsze instynktownie wyczuwałam prawdę, nawet jeśli była to prawda, z którą nie chciałam się zmierzyć.
A to był właśnie jeden z takich przypadków.
Uwielbiałam swoją pracę w branży rozrywkowej dla dorosłych. To był jeden wielki środkowy palec
pokazywany każdemu, kto kiedykolwiek powiedział mi, że jestem ładna z twarzy albo że nikt nie skusi się na
takie ciało jak moje. Ale chodziło o coś więcej. Dzięki tej pracy się spełniałam. Czułam się silna. Czułam, że
mam kontrolę nad własnym życiem. Dzięki niej znalazłam wspólnotę. A nawet rodzinę. Ale nowe
przedsięwzięcie Teddy’ego do spółki z Hopeflixem rozbudziło marzenia, które położyłam spać, jeszcze zanim
nauczyłam się je werbalizować. Chciałam zostać aktorką od pierwszej klasy, kiedy dostałam pierwszą rolę
mówioną w szkolnej adaptacji Pajęczyny Charlotty. („Spójrzcie na tę świnię!”)
Jednak dopiero po kilku latach musiałam stawić czoła rzeczywistości: byłam grubaską z aspiracjami
do grania głównych ról kobiecych. W końcu moje marzenia się rozwiały. Jeśli chodziło o aktorstwo, to łatwiej
mi przyszło zostawić je całkowicie, niż przyglądać mu się zza linii bocznej. Jedno porządne złamanie serca
zamiast mnóstwa maleńkich pęknięć.
Ale teraz, jako starsza i bardziej pewna siebie wersja mnie, chciałam odzyskać sny, które mi skradziono
tylko dlatego, że jakiś prowadzący kółko teatralne nauczyciel z liceum nie potrafił sobie wyobrazić, jak
rozkochuję w sobie faceta albo ratuję sytuację. A w branży porno każdy – zwłaszcza kobiety – miał datę
przydatności. Nie mogłam powstrzymać się od myślenia, że to mógłby być dobry fundament pod przyszłą Bee.
A mimo to z trudem przychodziło mi wyobrażanie sobie, jak w ogóle miałoby mi się to udać.
– To zły pomysł – wypaliłam w końcu, kiedy zobaczyłyśmy pierwszy znak kierujący nas na LAX. –
Powinnam zadzwonić do Teddy’ego i powiedzieć mu, że musi poszukać kogoś innego. No i jeszcze Nolan
Shaw! Nie zdążyłam jeszcze ogarnąć faktu, że mam grać u boku Nolana Shawa.
Sunny zapiszczała z podniecenia.
– Myślisz, że najlepiej będzie, jak przyznasz się do tego, że w dzieciństwie miałaś nad łóżkiem ołtarzyk
INK, przed zakończeniem zdjęć czy po?
– Sunny! To nie jest temat do żartów!
– Kiedyś masturbowałaś się, patrząc na plakat byłego już członka boysbandu, z którym masz zagrać
w bożonarodzeniowym filmie o podróżach w czasie. A, no i jesteś gwiazdą filmów porno. To idealny materiał
Strona 13
do żartów.
Załkałam cicho i chwyciłam za konsolę centralną. Musiałam wrócić do domu. Musiałam zawrócić ten
samochód.
– Okej, okej – powiedziała, zjeżdżając z autostrady w losowym miejscu. Wjechała na stację
benzynową, na której znajdował się wielki szyld z napisem: „KARAOKE NA PARKINGU W KAŻDY
SOBOTNI WIECZÓR”. Przestawiła dźwignię zmiany biegów w tryb parkowania i odpięła pas, żeby móc
spojrzeć mi prosto w oczy i poświęcić mi całą swoją uwagę. – Kiedyś nakręciłaś scenę erotyczną na skuterze
wodnym. W kamizelce ratunkowej. Dasz radę i z tym, Bee. No i widziałam te wszystkie filmiki i zdjęcia, które
pokazywały nam twoje mamy, kiedy któregoś roku zabrałaś mnie do domu na Święto Dziękczynienia. Mała
Bee miała kompletnego bzika na punkcie teatru. Mała Bee wciąż ż y j e dla tej chwili.
– Dorosła Bee też żyje dla tej chwili – powiedziałam cichutko. – Ale się boję. Boję się porażki. Boję
się, że kiedy poznam Nolana, okaże się, że to skończony dupek, albo że kiedy on pozna mnie, zachowa się jak
jeden z tych okropnych gnojków, którzy twierdzą, że grube laski nie powinny się zgłaszać…
– Okej, po pierwsze: jebać potencjalne wersje Nolana Shawa. Jesteś boginią i masz w skrzynce
odbiorczej maile od prawdziwych istot ludzkich, które byłyby gotowe zapłacić za możliwość posprzątania ci
domu.
– Wiem, wiem, wiem. Ale chodzi o to, że… Boże, uwielbiałam go za starych dobrych czasów. Nadal
mam piosenki INK na mojej playliście. Ale Sunny… on się spodziewa Winnie Baker. Nie nikomu nieznanej
Bee Hobbes.
– Chyba jemu – bąknęła pod nosem, a potem powiedziała tym swoim głosem, jakby mówiła, że nic się
nie dzieje, wszystko pod kontrolą, te zaciski na sutki wcale się nie zacięły, one tylko bywają uparte. – Wiesz
co, słyszałam, że Winnie nie była jedyną osobą, którą skosiło po NieFestiwalu. Było z nią kilka osób z ekipy
filmowej, więc nie jesteś jedyną osobą na zastępstwo, którą Teddy musiał wytrzasnąć na poczekaniu.
Zobaczysz kilka przyjaznych twarzy. To z pewnością pomoże. No i masz mnie. Będę pisać esemesy tak często,
że najdzie cię ochota, by zakopać telefon w zaspie śnieżnej.
– To niemożliwe – odparłam. – No dobra, może i możliwe. Ale o jakich innych ludzi z branży porno
chodzi? O kogoś, kogo znam?
Uznawszy, że kryzys zażegnany, wzruszyła ramionami, zapięła z powrotem pas i przesunęła dźwignię
zmiany biegów na „drive”.
– Nie jestem do końca pewna. Słyszałam, że kontaktował się z różnymi ludźmi, ale nadchodzą święta,
więc ma mocno ograniczony wybór. Wygląda na to, że będzie tam mieszanka ludzi ze starej i z nowej szkoły.
– Okej, okej. Dzięki temu poczułam się… lepiej.
Wjechała z powrotem na autostradę i skręciła w zjazd wiodący na LAX.
– O nie, czekaj. A co ty będziesz robić w święta? – spytałam. – Kurwa. Co ja powiem moim mamom?
– Bee, zamknij się. Wiesz, że jesteś moją ulubioną gojką i że zanim cię poznałam, nigdy nie
obchodziłam świąt.
– Nieprawda.
– Okej. Obchodziłam półtora Bożego Narodzenia z Cooperem, zanim się rozstaliśmy, ale to się nie
liczy. Jego rodzice otwierają prezenty w Wigilię. Kto tak robi? Czy dla was pierwszy dzień świąt nie jest
najważniejszy? A co do twoich mam, to poradzą sobie. Cholera, to może ja pojadę na święta do ciebie do domu
i poużywam życia jako jedynaczka?
– Moje nadopiekuńcze matki z pewnością byłyby zachwycone. Zapewniam cię.
Ogromniasta biała tablica ze znakiem LAX rzuciła cień na drogę, kiedy wjechałyśmy na lotnisko
i pokierowałyśmy się znakami na Terminal 4. Mój mózg zaczął znów przeglądać listę pozostałych powodów,
dla których nie powinnam lecieć.
– A co, jeśli ktoś odkryje, że pracuję w branży porno?
– Okej. Mamy dwie możliwości. Pierwszy i najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że nikt
tego nie odkryje. Ludzie, którzy oglądają te gówniane waniliowe namiastki filmów, to zdecydowanie nie ci
sami, którzy wpisują w wyszukiwarkę takie wyrażenia jak: „Używana bielizna Bianki von Honey na sprzedaż”.
– Nie sprzedaję swojej bielizny – doprecyzowałam.
– Semantyka – stwierdziła. – Ale nie udawaj, że jesteś ponad to.
– Racja. Okej, a jaki jest ten drugi, straszniejszy i o wiele bardziej okropny scenariusz? – spytałam.
Strona 14
– Drugi scenariusz jest taki, że ludzie od Hopeflixa odkryją, jaką pracą otwarcie zajmujesz się
w internecie.
Powiedziała to tak po prostu, chociaż sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Musiałam brać pod
uwagę Teddy’ego. A nawet Nolana. Cały Hope Channel i to, co mogliby zrobić, gdyby się dowiedzieli. To
była jedna z tych firm, która w umowach zawierała klauzulę moralności, więc nie sądziłam, by jej
przedstawicielom spodobało się, z jaką kreatywnością wykorzystywałam w przeszłości liny i ogórki
w prezerwatywach.
– Widzę Teddy’ego – oznajmiła Sunny, wskazując palcem mężczyznę, który czekał przed wejściem do
terminalu w spodenkach cargo i hawajskiej koszuli. Ściskał mocno stopami stojącą na ziemi aktówkę, jakby
bał się, że ktoś ukradnie mu wszystkie arcyważne dokumenty zawierające te same informacje, które bez trudu
mógłby znaleźć na swoim telefonie, gdyby tylko wiedział, jak go używać.
Ruszył w naszą stronę dokładnie w tej samej chwili, w której dostrzegł należącą do Sunny
dziewięcioletnią jasnoniebieską toyotę prius, ze zderzakiem pokrytym naklejkami, których nie sposób było
pomylić z niczym innym. Napisy na nich głosiły między innymi: „MOJA DRUGA BRYKA TO DILDO”
i „NIE CHCIAŁBYŚ, ŻEBY TWOJA DZIEWCZYNA BYŁA POGANKĄ JAK JA?”.
Sunny ustawiła dźwignię zmiany biegów w tryb parkingowy, pomimo ogromnej kolejki samochodów
ciągnącej się za nami, i pomogła mi wyciągnąć walizki, które ledwie się mieściły w bagażniku mniej więcej
tej samej wielkości co tylna kieszeń moich spodni.
– Będziesz świetna, Bee – wyszeptała w akompaniamencie trąbiących klaksonów. – Jesteś gwiazdą.
Nie zapominaj o tym. Weźmiesz Nolana Shawa z zaskoczenia.
– Kocham cię, kocham cię, kocham cię – odszepnęłam. – Ale musisz mnie puścić, zanim ktoś nas
rozjedzie swoją teslą.
– Jebać tę twoją teslę! – krzyknęła Sunny ponad moim ramieniem do wszystkich i nikogo
w szczególności, po czym, już do mnie, dodała: – Spakowałam ci do plecaka dodatkowy lubrykant w małym
opakowaniu podróżnym. Tak na wszelki wypadek.
Strona 15
Rozdział 2
Nolan
Christmas Notch w stanie Vermont było nadal, technicznie i prawnie rzecz biorąc, prawdziwym
miastem, ale z trudem przychodziło mi przypominanie sobie o tym, kiedy w drodze do biura kierownika
produkcji Hope Channel musiałem unikać paplających statystów, obładowanych sprzętem członków ekipy
filmowej i jednego udręczonego asystenta kierownika produkcji.
Położone na malowniczym tle zaśnieżonych gór i pierwotnej puszczy miasteczko było ślicznym
zlepkiem ceglanych budynków, sklepów z przeszklonymi witrynami i zachwycających wiktoriańskich
domów. Rzędy zdobnych latarni ciągnęły się wzdłuż wąskich uliczek, wszędzie dookoła drzewa rozkładały
oprószone śniegiem gałęzie, a przecudny pluskający potok opasywał obrzeża mieściny niczym skrząca się
wstążka pudełko z prezentem. Christmas Notch wyglądało jak żywcem wyjęte z pocztówki, dlatego Hope
Channel osadzał tam akcję tak wielu swoich filmów – wystarczająco wielu, by cała gospodarka miasteczka od
lat zależała od ich produkcji. A to oznaczało, że w Christmas Notch Boże Narodzenie trwało przez okrągły
rok, nawet kiedy do świąt było jeszcze bardzo daleko. W oknach cały czas wisiały świąteczne wianki, a na
drzewach – sznury lampek. Olbrzymia choinka nigdy nie opuszczała placu miejskiego, a świąteczne przeboje
puszczano w każdym sklepie, każdej restauracji i kawiarni niezależnie od pory roku.
Wszystko w Christmas Notch było sztuczne i pieczołowicie dobrane, ale to w najmniejszym stopniu
mi nie przeszkadzało. Byłem przyzwyczajony do tego, co sztuczne i pieczołowicie dobrane – w końcu
zacząłem karierę od występów w boysbandzie, którego skład wybrano podczas reality show.
Przeszkadzało mi za to ciągłe, nieustające przypominanie, jakie to całe przedsięwzięcie było zgodne
z przyjętymi normami moralnymi, w p r z e c i w i e ń s t w i e do mnie.
Skup się, Nolan. Będzie dobrze. Wszyscy popełniają błędy i w ogóle.
Znaczy, nie każdy daje się przyłapać w pokoju hotelowym ze wschodzącą gwiazdą jazdy figurowej na
łyżwach, dwoma holenderskimi panczenistami i minitrampoliną. No i z d e c y d o w a n i e nie każdy
poprzedza międzynarodowy skandal olimpijski tygodniową imprezą, na której główną rolę grają fontanny
tryskające szkocką whisky single malt i nadzy mimowie. I o m ó j B o ż e , ten film już okazał się wielką
pomyłką. To wszystko to była jedna wielka pomyłka. Powinienem natychmiast wsiąść w samolot, lecieć
z powrotem do Kansas City i zapomnieć o tym idiotycznym pomyśle na rehabilitację zszarganej reputacji
Nolana Shawa. To nie miało prawa się udać, t o n i e m i a ł o p r a w a s i ę u d a ć …
Telefon zabrzęczał mi w kieszeni, a mój umysł od razu porzucił wszelką myśl, która nie była związana
z rodziną. Przez całą noc nie spałem, bo gadałem przez telefon z mamą, ale co, jeśli dzisiaj miała kolejny
trudny dzień? Co jeśli czegoś potrzebowała, a ja nie mogłem jej tego dać?
Zatrzymałem się i pospiesznie wygrzebałem telefon z kieszeni, a moją pierś zalała parząco lodowata
panika, kiedy niezdarnie otwierałem folder z wiadomościami. Na ekranie rozjarzył się ostatni esemes od mojej
siostry:
Mads: Mama śpi. Barb przyszła razem ze Snapple.
Barb była naszą sąsiadką zza ściany i aniołem zesłanym nam z nieba. (Snapple była jej psem
i wcielonym demonem). Nie wiedziałem, co zrobilibyśmy bez Barb, kiedy mama przechodziła trudny okres.
Ja nie mógłbym pracować, a Maddie chodzić do szkoły. A już z pewnością nie mógłbym sobie pozwolić na
wyprawę do Vermontu w ramach ambitnego planu, dzięki któremu miałem jakimś cudem stać się ulubieńcem
magazynu „People”, a także zacząć otrzymywać lukratywne propozycje udziału w konkursach telewizyjnych
Strona 16
jako juror i takie tam.
Odpisałem Maddie i wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni, a ostry atak paniki zelżał do
dyskretnego, ale ciągłego niepokoju, który odczuwałem zawsze wtedy, gdy traciłem z oczu ją i mamę. Co do
Maddie żywiłem wyłącznie typowe obawy starszego brata, że siostra mogłaby powtórzyć wszystkie moje
błędy, ale w przypadku mamy…
Odetchnąłem i pociągnąłem za czapkę beanie, która zakrywała mi włosy. Musiałem sprawić, żeby to
się udało. Nie dlatego, że zależało mi na miejscu w jury albo głównych rolach w produkowanych masowo
filmach telewizyjnych, ale dlatego, że pieniądze, które zarobiłem jako członek INK, przepadły razem z naszym
paskudnym menedżerem, który zwiał z miasta wiele lat temu, a moje dochody z pracy w miejscowym teatrze
amatorskim nie wystarczały na pokrycie wszystkich naszych potrzeb.
Mama nie mogła pracować, Maddie nie skończyła jeszcze liceum, a ja nie miałem ani wykształcenia,
ani prawdziwych umiejętności, nie miałem nic poza przyzwoitym głosem i twarzą, która podobała się ludziom.
Ale jeśli były to jedyne dwie rzeczy, które mogłem wykorzystać, by zapewnić mamie i Maddie wygodne życie,
to niech tak będzie. Postaram się, żeby tak się stało.
Co oznaczało, że musiałem stawić się na czas na spotkanie z Gretchen, jeśli chciałem wywrzeć na niej
dobre wrażenie. Jeśli chciałem jej pokazać, że nie pomyliła się, zatrudniając do głównej roli w filmie słynącego
z nieodpowiedzialności gwiazdora popu, który lata świetności miał już za sobą.
Biuro kierownika produkcji znajdowało się po przeciwnej stronie miasteczka niż gospoda, w której
zakwaterowano członków obsady i ekipy zdjęciowej, ale jako że w Christmas Notch były tylko cztery ulice na
krzyż, spacer nie był zbyt długi. I chociaż zdecydowanie było zimno – tak zimno, że miałem ochotę zanurzyć
całe ciało w kadzi z gorącym kakao – to położenie miasteczka w osłoniętym miejscu wśród gór oznaczało, że
wiatr nie wiał zbyt mocno; chociaż tyle dobrego.
Przyszedłem dziesięć minut za wcześnie. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się pojawić gdziekolwiek
z takim wyprzedzeniem, więc pozwoliłem sobie wejść do dużego domu, który przerobiono na biuro kierownika
produkcji. Była to jedna z tych wiktoriańskich rezydencji, które przypominały olbrzymie domki dla lalek
z drewnianymi wykończeniami wyglądającymi jak zrobione z koronki i dużą werandą na froncie. Nawet
w świetle dnia widziałem elektryczne świeczki błyskające w wysokich oknach i choinkę, która migotała
w oknie na najwyższym piętrze nad drzwiami. Niedorzeczność.
Dokładnie w chwili, kiedy wszedłem do środka, zderzyłem się z kobietą w długiej kwiecistej sukience
i śniegowcach. Kobieta miała jasną cerę, mnóstwo piegów i jasne włosy upięte w niedbały kok, który był
autentycznie niedbały, a na nosie – okulary w kwadratowych oprawkach, które zdominowały całą jej twarz.
Kiedy złapałem ją za łokieć, żeby się nie przewróciła, podniosła wzrok i obdarzyła mnie promiennym,
rozmarzonym uśmiechem.
Byłem prawie pewien, że to Pearl Purkiss, scenarzystka.
– Gretchen! – zawołała. – Książę przyszedł!
Wiele byłych nastoletnich gwiazd wyrastało na skończonych nieudaczników, takich jak ja. Gretchen
Young nie była skończonym nieudacznikiem. Nie tylko miała na swoim modnym wegańskim koncie Oscara,
ale po tym jak zakończyła karierę aktorską, spędzała czas na robieniu dobrych, wartościowych rzeczy, takich
jak medytacja czy aktywizm klimatyczny, a także adopcja psów ze schroniska, którym nawet nie zakładała
bandanek do zdjęć na Instagram.
A teraz, kiedy wróciła do branży, z łatwością mogłaby odnosić się lekceważąco do czegoś tak płytkiego
jak film dla Hope Channel, ale tego nie robiła. Kiedy spacerowaliśmy po Christmas Notch, okazało się, że jest
poważna, zaangażowana i sumienna jak diabli, przez co dobitnie sobie uświadomiłem, że w całym swoim
publicznym życiu do niczego nie podszedłem poważnie ani w nic się nie zaangażowałem.
– Będziemy kręcić głównie przy Main Street – powiedziała Gretchen, zatrzymawszy się na skraju placu
miejskiego. Jeden z członków ekipy zdjęciowej montował na chodniku tory pod wózek kamery, podczas gdy
odśnieżoną ścieżką biegnącą jego środkiem spacerowała jakaś kobieta z dużym, węszącym dookoła psem. –
Kilka scen tutaj, na placu. Do knajpki idzie się tędy – tam będzie jedna scena z księciem i Felicity – a w tamtą
stronę, to akurat nieważne dla filmu, ale gdybyś chciał się napić dobrego drinka bez żadnych bajerów, to Dirty
Snowball stoi tuż przy Sugar Plum Avenue. Dwie przecznice na południe stąd znajduje się stary sklep
z zabawkami. To nie jest prawdziwy sklep z zabawkami – dodała na widok mojej zdziwionej miny. – Tam
będą was czesać i charakteryzować. I dadzą wam kostiumy.
Strona 17
– Miałem zamiar o to zapytać – powiedziałem. – Moja menedżerka wspominała coś o wypadku, który
przytrafił się kilku członkom ekipy. Na tym samym festiwalu, na którym Winnie się pochorowała.
Gretchen pokiwała głową.
– Ale Teddy Fletcher przyśle nam kogoś na zastępstwo za te cztery ranne osoby. Powinni zjawić się tu
dzisiaj, włącznie z nowym kostiumografem. Najlepiej, żebyś asapowo obgadał z nim kwestię kostiumów
księcia. Wiem, że poprzednia kostiumografka zdążyła nam przysłać jakieś kostiumy, ale sama nigdy tu nie
dotarła, więc któż może wiedzieć, gdzie dokładnie w dziale kostiumów się one podziewają.
– Zamelduję się u nowego kostiumografa, jak tylko skończymy rozmowę – zapewniłem ją i poczułem
się jak uczniak, który próbuje zaimponować nauczycielce, żeby u niej zaplusować. Potrzebowałem wszystkich
dodatkowych plusików, jakie tylko mogłem zdobyć. – Jest jeszcze coś, co chciałabyś, żebym zrobił?
– Właściwie to tak – odparła Gretchen i właśnie wtedy rozdzwonił się mój telefon. Wygrywał jedną ze
starych piosenek INK. Co było nieco żenujące.
– Bardzo, bardzo przepraszam – powiedziałem, wyciągając telefon, i zerknąłem na ekran, podczas gdy
rozlegały się pierwsze takty piosenki 2 Wicked 2 Love. Nie wyciszyłem aparatu na wypadek, gdyby rodzina
musiała się ze mną skontaktować. Ale w tej chwili, kiedy próbowałem zaimponować Gretchen Young, a co za
tym idzie także reszcie świata, jego dzwonienie było dalekie od ideału. Prawdopodobnie wyszedłem na buca.
– W porządku – powiedziała Gretchen spokojnym tonem. – Odbierz, jeśli to coś ważnego.
Dzwoniła moja menedżerka, Steph D’Arezzo, nie Maddie ani mama, i już miałem odrzucić połączenie,
kiedy jeden z asystentów kierownika produkcji podbiegł do reżyserki, żeby ją o coś zapytać.
Skorzystałem z okazji i odebrałem telefon, mówiąc cicho: „halo”.
– Nolan – powiedziała Steph. Brzmiała, jakby miała lekką zadyszkę. – Nie przeszkadzam?
– No, niezupełnie – odparłem i zerknąłem na Gretchen, która właśnie pochylała się nad iPadem
asystenta. – A czy dla ciebie to odpowiednia pora? Brzmisz, jakbyś akurat coś robiła.
– Mam tycie spóźnienie na ten lot, na który muszę zdążyć – przyznała – więc nie mogę długo
rozmawiać. Zadzwoniłam tylko, żeby cię poinformować, że zastępczyni Winnie powinna niedługo zjawić się
na planie.
– Jasne – powiedziałem i kopnąłem w pobliską zaspę śnieżną. – Bee jakaś tam, tak?
– Bee Hobbes. Zgodnie z tym, co mówi Teddy, grywała wyłącznie w jakichś niezależnych etiudach
studenckich, więc w zasadzie jest nowa w branży. Bądź dla niej miły.
Poczułem się nieco urażony.
– Oczywiście, że będę dla niej miły. Wiesz, ogólnie miły ze mnie facet.
– Nolan, ledwie kilka dni po tym, jak odśpiewałeś serenadę na ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich,
zwabiłeś ulubioną wielkooką łyżwiarkę figurową Amerykanów do udziału w orgii. Orgii
z E u r o p e j c z y k a m i.
– To nie było tak – powiedziałem i machnąłem ręką, chociaż nie mogła mnie widzieć. – Już ci
mówiłem, że nikogo n i e z w a b i ł e m . A ci holenderscy sportowcy to panczeniści. Widziałaś kiedyś,
jakie panczeniści mają uda? Sami by ją zwabili, nawet gdybym nie maczał w tym palców. Znaczy, gdybym
był w tę sprawę zaangażowany inaczej niż jako dobry samarytanin.
– Prasa widzi to inaczej. D o m i n i c D i a m o n d widzi to inaczej.
Warknąłem w duchu na wzmiankę o tym aroganckim blogarazzim, który zbudował swoją karierę na
moich wtopach. Olimpiada w Duluth była perłą w jego plotkarskiej koronie, a po niej ten dupek
został g w i a z d ą wśród reporterów kulturalno-towarzyskich, chociaż często się mylił i był, no cóż,
dupkiem.
– Wiem, że go nienawidzisz, ale niezależnie od tego, czy go lubisz, czy nie, ma wystarczającą siłę
przebicia, żeby popsuć ci ten twój nowy początek. – Usłyszałem dźwięk kółek walizki toczących się po twardej
nawierzchni, a potem stłumiony głos zawiadamiający pasażerów o możliwości wejścia na pokład samolotu
dochodzący gdzieś z daleka, kiedy Steph podjęła wątek na nowo. – Chyba nie muszę ci znów przypominać,
że…
– Mam się trzymać z dala od kłopotów – przerwałem jej. – Wiem, wiem.
– Nie zgrywaj mi tu cwaniaka – odparła Steph. – Wyrobiłam sobie reputację, biorąc pod skrzydła takie
ofiary losu jak ty i umożliwiając im prawdziwy, solidny powrót na scenę. Wiem, jak się to robi. Ale nie mogę
sobie pozwolić na tracenie czasu na klienta, który nie zamierza przestrzegać zasad. A spójrzmy prawdzie
Strona 18
w oczy, nie jesteś raczej znany z przestrzegania zasad.
No cóż. To by się zgadzało.
– Mówię poważnie, Nolan. Dopóki nie zrehabilitujemy twojej marki, musisz być nieskalany jak ten
świeży śnieg, który wystąpi jako dekoracja w twoim filmie. Masz żyć w takiej czystości, żeby benedyktynki
mogły robić sobie notatki z tego, jak ci się to udaje.
Byłem wdzięczny losowi, że Steph nie widziała, jak się właśnie wzdrygnąłem. Nie bez powodu z taką
łatwością wszedłem w rolę bad boya za moich czasów z INK – ja po prostu zostałem do niej stworzony.
Wpadanie w kłopoty przychodziło mi bez najmniejszego trudu, a życie w czystości niczym zakonnica przez
nie wiadomo jak długi czas zapowiadało się do dupy. I to jeszcze jak.
Ale jeśli tego było trzeba, żeby pomóc mamie i Maddie…
Zwalczyłem chęć, by westchnąć. Zanosiło się na to, że w najbliższej przyszłości moja prawa ręka
będzie musiała zarobić na swoje utrzymanie. Dzięki Bogu moja ulubiona twórczyni z ClosedDoors prawie
codziennie aktualizowała swój feed.
Steph nie przestawała mówić, a kółka jej walizki nie przestawały się toczyć.
– Hope Channel zobowiązał cię kontraktem do dobrego zachowania aż do wypuszczenia filmu na
platformę. Więc jeśli wyczuję najmniejszy p o w i e w skandalu – ostrzegła – jeśli usłyszę choćby odległe
echo szeptu komara, że pieprzysz się z kimś na planie, to zrobię sobie wstążki do włosów z twoich tętnic.
Zrozumiałeś mnie? W s t ą ż k i . Założę je na twój pogrzeb. I udekoruję nimi twój nagrobek niczym
girlandami.
– Girlandami. Jasne. – Zerknąłem ponownie na Gretchen.
– Okej. Bądź miły dla nowej Winnie. I nie zamykaj za sobą tych drzwi, mówię poważnie. Pociągniemy
ten projekt. Och, p r z e f o r s u j ę to. Wiem, co robię.
Steph najwyraźniej dotarła do swojej bramki, więc pożegnałem się z nią i rozłączyłem. I dokładnie
w tej samej chwili telefon zabrzęczał mi w ręce. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem powiadomienie
z ClosedDoors. Bianca von Honey wrzuciła nowy filmik.
Mój kutas drgnął automatycznie na widok jej nazwiska na ekranie. Kiedy padałem ze zmęczenia po
pracy w teatrze, kiedy moje życie zdawało się sprowadzać do sprawdzania pracy domowej z matmy, ustalania
terminów wizyt u lekarza i opłacania ton rachunków, jedyną rzeczą, która pozwalała mi przetrwać dzień, była
świadomość, że w końcu znajdę trochę czasu na to, żeby zamknąć się w pokoju i zostać sam na sam z panią
von Honey.
Nie chodziło o to, że nie spotykałem się z nikim w prawdziwym życiu – spotykałem się – po prostu
fakt, że byłem Nolanem Shawem, eksgwiazdą zespołu INK, sprawiał, że randkowanie było cholernie dziwne.
Zauważyłem, że większość osób albo chciała zdobyć jakąś historyjkę, którą mogłaby opowiadać znajomym
po seksie ze mną, albo bała się, że to ja będę opowiadał historyjki o nich.
Cóż mogłem powiedzieć? Ciężko się żyło w tym mieście zhańbionemu byłemu członkowi boysbandu.
Ale przynajmniej miałem jeszcze moją ukochaną gwiazdkę porno. I nadzieję na to, że kiedyś w prawdziwym
życiu uda mi się znaleźć kogoś równie kunsztownie wyuzdanego jak Bianca. Tak czy siak, w tamtej chwili nie
miało to wielkiego znaczenia, zważywszy na moje najnowsze instrukcje od przełożonych – nieskalany jak
świeży śnieg i w ogóle.
Gretchen właśnie kończyła rozmowę z asystentem kierownika produkcji, więc podszedłem do niej
i stanąłem obok.
– Przepraszam za to – powiedziałem i wepchnąłem telefon z powrotem do kieszeni. – Na czym to my
skończyliśmy?
– A tak – odparła – no właśnie. Będziesz pamiętał, żeby przywitać się z Bee, kiedy tu dzisiaj dotrze?
Wiem, że to krótka sesja filmowa, więc chciałabym się upewnić, że oboje będziecie się czuć komfortowo,
kiedy będziecie musieli z marszu zacząć grać wspólne sceny.
– Oczywiście… – Przerwałem, kiedy z wnętrza mojej kieszeni ponownie rozległy się donośne dźwięki
2 Wicked 2 Love. Gretchen uniosła brwi, a ja poczułem się jak skończony palant. – Przepraszam –
powiedziałem szybko. – To pewnie znów moja menedżerka. Daj mi sekundę, zaraz odrzucę połączenie…
Ale kiedy wyciągnąłem telefon, okazało się, że to nie moja menedżerka. Dzwoniła mama.
– Bardzo przepraszam – wydukałem, żałując, że nie mogę wczołgać się w jakąś zaspę i ukryć w niej
na zawsze. – To moja mama. Mógłbym…?
Strona 19
Gretchen pokiwała głową.
– Oczywiście.
Ale jej brwi nie opadły z powrotem, co uznałem za niezbyt dobry znak. Odsunąłem się od niej
i przeszedłem kilka kroków posoloną ścieżką przecinającą plac, zanim odebrałem połączenie.
– Cześć, mamo – przywitałem się. – Wszystko gra?
– Wszystko gra – odparła mama. – Ja tylko…
– Z Maddie wszystko w porządku? A z tobą? Chcesz, żebym przełożył spotkanie z doktor Sam na
wcześniejszy termin?
– Nolan – powiedziała mama. – Wszystko w porządku. Zadzwoniłam, żeby życzyć ci powodzenia na
planie. Zdjęcia nie zaczynają się przypadkiem dzisiaj?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc, a potem spojrzałem przez ramię na moją reżyserkę, która stała
obecnie na mrozie, wpatrywała się w ekran telefonu i najprawdopodobniej myślała, że w ogóle nie liczę się
z innymi. Hurra.
– Jutro – odparłem. – Dzisiaj głównie się przygotowujemy.
– To fajnie – stwierdziła mama. Jej głos był niemal bez wyrazu. W tle słyszałem włączony telewizor
i Barb gruchającą do swojego psa.
– Na pewno nie chcesz, żebym spróbował przełożyć wizytę? – spytałem cicho.
– Wszystko w porządku – powtórzyła i tym razem w jej głosie usłyszałem więcej z niej. – Chcę, żebyś
się skupił na pracy, a nie martwił starą matką, której, nawiasem mówiąc, nic złego się nie stanie pod twoją
nieobecność.
Przewróciłem oczami.
– N i e j e s t e ś stara, a ja się nie martwię. – Skłamałem; b a r d z o się martwiłem. – Chciałem
tylko pomóc, to wszystko.
– Ależ pomagasz – odparła mama – i wszystko będzie dobrze, obiecuję. Zadzwonisz do mnie jutro
i opowiesz, jak ci minął dzień?
Gretchen podniosła na mnie wzrok znad swojego telefonu, a jej brew nadal była uniesiona i miała
kształt perfekcyjnego, zasługującego na Oscara łuku.
– Tak – przyrzekłem mamie. Musiałem wracać do Gretchen, ale nie kwapiłem się do przerwania
rozmowy z mamą. – Zadzwonię też dziś wieczorem. Poza tym wpadnie do ciebie Kallum, a ty możesz w każdej
chwili wybrać mój numer, okej? Kocham cię.
– Ja też cię kocham, skarbie – powiedziała. Wpatrywałem się w telefon jeszcze dobrą minutę po tym,
jak się rozłączyła. Żołądek miałem zaciśnięty w ciasny, bolesny supeł.
– Skończyłeś wszystko? – spytała Gretchen, kiedy wsadziłem telefon z powrotem do kieszeni
i podszedłem do niej.
– Tak – odparłem, a potem, zupełnie bezcelowo, dodałem: – Przepraszam.
– Nic nie szkodzi – odparła dziarsko. – Pozwól, że wskażę ci drogę do sklepu z zabawkami, później
będziesz się mógł skontaktować z kostiumografem. A po drodze możemy porozmawiać trochę o księciu.
A skoro już o tym mowa, pamiętasz, jak się uwodzi damy?
Godzinę później nowy kostiumograf – wysoki biały mężczyzna o grubych brwiach i włosach, którym
najwyraźniej poświęcono więcej uwagi niż scenariuszowi – stanął obok mnie w dziale kostiumów znanym
również jako sklep z zabawkami. Chwycił się palcami za brodę i pokiwał z namysłem głową, patrząc na
pozbawione kroku czapsy wiszące na krześle przed nami, jakby przyszedł na jakąś wystawę pozbawionych
kroku czapsów.
– Czyli twierdzisz – powiedział po dłuższej chwili – że nie możesz założyć ich do filmu?
Zalała mnie fala ulgi.
– Zgadza się.
– Za to potrzebujesz…
– Bryczesów z odpinaną klapą z przodu.
– Bryczesów z odpinaną klapą z przodu. Ale z jakiegoś powodu te tutaj się nie nadają, chociaż i tak nie
mają przodu. – Kostiumograf patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby sugerował, żebym przemyślał tę kwestię.
Odsunąłem się na bok i popatrzyłem badawczo za składane krzesło, na pusty wieszak na ubrania
i wciąż wypchane kostiumami plastikowe pojemniki.
Strona 20
– Miałbyś coś przeciwko, gdybym…? – Wskazałem dłonią plastikowe pojemniki. Kostiumograf
przewrócił oczami, wbił wzrok w sufit i wydał z siebie głośne westchnienie.
– Skądże.
Zestawiłem jeden z pojemników na ziemię i zdjąłem pokrywkę z nadzieją, że ktokolwiek pakował te
pudła, oddzielił przynajmniej ubrania współczesne od historycznych. Ale to, co ujrzałem pod pokrywą, to nie
były ani tradycyjne mundurki Hope Channel złożone ze swetrów i apaszek, ani poszukiwane przeze mnie
ubiory z epoki wiktoriańskiej. Podniosłem koszulkę bez rękawów i spod zmrużonych powiek popatrzyłem
w stronę toaletki. Widziałem ją dość dokładnie przez neonowozieloną siateczkę, z której zrobiono koszulkę.
– Kiedy zadzwonił do mnie pan Fletcher, nie wiedziałem, co to za film ani o co w tym wszystkim
chodzi – powiedział kostiumograf – więc wziąłem cały swój niezbędnik, na wypadek gdybym nic tu nie
znalazł.
Wyciągnąłem z pojemnika skórzane stringi – z workowatą częścią przednią, którą z całą pewnością
uszyto specjalnie w ten sposób, by zmieścił się w niej penis – a potem wrzuciłem je z powrotem. Pochodzenie
czapsów zaczynało mieć większy sens, tyle że…
– Czekaj. N i e z b ę d n i k ?
Kiedy znów spojrzałem na kostiumografa, ten wzruszył ramionami, jakby mówił: „No przecież
powiedziałem to, co powiedziałem”.
W kolejnym pudle znalazłem więcej podobnych ciuchów, a do tego kilka strojów, które wyglądały jak
kostiumy halloweenowe, tyle że kupione w sex shopie, i smycz. Do głowy przychodziło mi mnóstwo rzeczy,
które można zrobić ze smyczą poza nakręceniem filmu dla Hopeflixa, ale to akurat nie było w tej chwili
pomocne.
– Okej – powiedział kostiumograf. – Wszystkie pojemniki z przodu są moje, więc pewnie nie
znajdziesz w nich berczesów, czy jak to się tam nazywa. Ale te pudła z tyłu były już tutaj, kiedy przyjechałem,
więc wydaje mi się, że to moja poprzedniczka je przywiozła.
Zakryłem oko nasadą dłoni.
– Nie mogłeś mi tego wcześniej powiedzieć?
– Po prostu byłeś taki zdeterminowany – odparł. – Miałeś flow. Nie chciałem stawać ci na drodze.
– Jasne – powiedziałem, zamykając pojemnik ze smyczą, po czym podszedłem do pudeł wskazanych
przez kostiumografa. W pierwszym, które otworzyłem, kryło się całe mnóstwo kamizelek i żabotów.
Kumulacja w historycznym totku.
Kostiumograf dołączył do mnie i zajrzał do wnętrza pojemnika, podczas gdy ja przekopywałem się
przez warstwy koszul i pończoch, żeby znaleźć to, czego szukałem. Zwycięskim gestem wyciągnąłem parę
bryczesów i podniosłem je, żeby na oko ocenić rozmiar.
– To te? – spytał kostiumograf z powątpiewaniem.
– Tak – odparłem i zacząłem ściągać sneakersy bez użycia rąk. Nie było ani chwili do stracenia, bo
zdjęcia do filmu zaczynały się jutro, a tempo pracy miało być szybkie, nawet jak na moje standardy (a wziąłem
udział w trzech światowych trasach koncertowych). Mieliśmy mniej niż trzy tygodnie na planie, żeby nakręcić
cały film, po których to cukierkowate miasteczko, gdzie panowało wieczne Boże Narodzenie, miało zostać
przekazane następnej ekipie filmowej w trybie natychmiastowym tuż po Nowym Roku.
– Chyba po prostu nie łapię, co jest nie tak z tymi spodniami, które ci pokazałem – powiedział
kostiumograf po chwili. – Chciałeś…
– Bryczesy z odpinaną klapą z przodu – powtórzyłem po raz enty, wpychając sneakersy pod krzesło.
– Jasne, ale widzisz, w tych, które ci pokazałem, w ogóle nie ma przodu. Nie trzeba odpinać żadnej
klapy. Czy to nie oszczędziłoby wszystkim czasu?
Przyjrzałem mu się.
– Ale n a c o ?
– To o czym właściwie jest ten film?
– O niedoszłej pannie młodej, która nie wierzy w ducha świąt i którą Świąteczna Czarownica przenosi
w przeszłość? A tam ona spotyka księcia i poznaje prawdziwe znaczenie Bożego Narodzenia?
Kostiumograf pokręcił głową, a ja wszedłem za sięgającą mi pasa ścianę z pojemników i zacząłem
ściągać dżinsy.
– Czyli zero seksu?