Murakami Haruki - Kronika ptaka nakrecacza

Szczegóły
Tytuł Murakami Haruki - Kronika ptaka nakrecacza
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Murakami Haruki - Kronika ptaka nakrecacza PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Murakami Haruki - Kronika ptaka nakrecacza PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Murakami Haruki - Kronika ptaka nakrecacza - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Haruki Murakami Kronika ptaka nakr�cacza Nejimakidori kuronikuru Tytu� przek�adu angielskiego: The Wind-Up Bird Chronicie Ksi�ga pierwsza Sroka z�odziejka czerwiec i lipiec 1984 roku 1. O wtorkowym ptaku nakr�caczu, sze�ciu palcach i czterech piersiach Telefon zadzwoni�, gdy gotowa�em w kuchni makaron. Pogwizdywa�em uwertur� do Sroki z�odziejki Rossiniego, wt�ruj�c stacji radiowej FM. By�a to idealna muzyka do gotowania makaronu. Us�ysza�em dzwonek telefonu i najpierw pomy�la�em, �e go zignoruj�. Makaron dochodzi�, a Claudio Abado w�a�nie w tej chwili doprowadza� Londy�sk� Orkiestr� Symfoniczn� do muzycznej doskona�o�ci. W ko�cu jednak zmniejszy�em p�omie�, poszed�em do pokoju i podnios�em s�uchawk�. Mo�e postanowi�em odebra�, my�l�c, �e kt�ry� ze znajomych dzwoni w sprawie nowej pracy. - Prosz� o dziesi�� minut - powiedzia� nieoczekiwanie kobiecy g�os. Mam do�� dobr� pami�� do g�os�w, lecz tego g�osu nie zna�em. - Przepraszam, pod jaki numer pani dzwoni? - zapyta�em uprzejmie. - Dzwoni� do pana. Potrzebne mi tylko dziesi�� minut. To wystarczy, �eby�my si� dobrze zrozumieli - powiedzia�a kobieta. Jej g�os by� niski, mi�kki, ma�o charakterystyczny. - �eby�my si� zrozumieli? - Tak. Zrozumieli, co czujemy. Wychyli�em si� w stron� drzwi i zajrza�em do kuchni. Nad garnkiem z makaronem unosi�a si� para, a Abado dalej dyrygowa� Srok� z�odziejk�. - Przepraszam pani�, ale teraz gotuj� makaron. Czy mog�aby pani zadzwoni� p�niej? - Makaron? - zapyta�a zrezygnowana. - Gotuje pan makaron o p� do jedenastej rano? - A co to pani� obchodzi? Mog� sobie je��, co chc� i kiedy chc� - powiedzia�em troch� ura�ony. - To prawda - odrzek�a kobieta suchym, pozbawionym wyrazu tonem. Jej g�os zupe�nie si� zmienia� pod wp�ywem najmniejszego wahania nastroju. - Wszystko jedno. Zadzwoni� p�niej. - Chwileczk� - powiedzia�em pospiesznie. - Je�li pr�buje pani co� sprzeda�, nic z tego nie b�dzie, cho�by nie wiem, ile razy pani dzwoni�a. Jestem teraz bezrobotny i nie sta� mnie na �adne zakupy. - Wiem, niech si� pan nie martwi. - Co pani wie? - Ze jest pan bezrobotny. Wiem o tym. Wi�c mech pan lepiej szybko dogotuje ten sw�j drogocenny makaron. - A pani w�a�ciwie� - zacz��em, ale kobieta si� roz��czy�a, nagle i bez uprzedzenia. Sta�em tak, patrz�c na s�uchawk�, pe�en uczu�, kt�rym nie mog�em da� upustu. Wkr�tce jednak przypomnia�em sobie o makaronie i poszed�em do kuchni. Wy��czy�em gaz i odla�em makaron na sitko. Z powodu telefonu zrobi� si� troch� za mi�kki jak na al dente, ale mo�na go by�o jeszcze uratowa�. �eby�my si� zrozumieli?, my�la�em, jedz�c makaron. Aby�my w dziesi�� minut dobrze zrozumieli, co czujemy? Nie mog�em poj��, co ta kobieta pr�bowa�a mi powiedzie�. Mo�e to by� po prostu �art. Albo jaka� nowa metoda sprzeda�y? Niewa�ne. Nic mnie to nie obchodzi. Usiad�em zn�w na kanapie i pr�bowa�em zabra� si� do czytania po�yczonej z biblioteki powie�ci, lecz spogl�da�em co pewien czas na telefon. M�czy�a mnie my�l o tym, o co mog�o chodzi� tej kobiecie, gdy m�wi�a o zrozumieniu si� w dziesi�� minut. W�a�ciwie jak mo�na si� zrozumie� w dziesi�� minut? Na samym pocz�tku wyra�nie powiedzia�a, �e chodzi o dziesi�� minut, i wydawa�a si� dosy� pewna tego czasowego ograniczenia, kt�re sama sobie wyznaczy�a. By� mo�e dziewi�� minut to za ma�o, a jedena�cie okaza�oby si� za wiele. Tak samo jak w przypadku gotowania makaronu al dente. Gdy tak rozmy�la�em, odechcia�o mi si� czytania. Postanowi�em zabra� si� do prasowania koszul. Od dawna, kiedy mam w g�owie zam�t, zawsze prasuj� koszule. Proces prasowania dziel� na dwana�cie etap�w. Zaczynam od wierzchu ko�nierzyka (1), a ko�cz� na mankiecie lewego r�kawa (12). Prasuj� po kolei, odliczaj�c etapy jeden po drugim. Je�li tak tego nie robi�, nic z prasowania nie wychodzi. Uprasowa�em trzy koszule, upewni�em si�, �e na ostatniej nie ma zmarszczek, i powiesi�em je na wieszaku. Wy��czy�em �elazko, schowa�em je razem z desk� do szafy i wtedy u�wiadomi�em sobie, �e nieco rozja�ni�o mi si� w g�owie. Postanowi�em napi� si� wody i ruszy�em w stron� kuchni, gdy zn�w zadzwoni� telefon. Troch� si� zawaha�em, ale w ko�cu postanowi�em odebra�. Je�li to zn�w ta kobieta, powiem jej, �e w�a�nie prasuj�, i si� roz��cz�. Okaza�o si�, �e dzwoni Kumiko. Zegar wskazywa� p� do dwunastej. - Jak si� masz? - zapyta�a. - Dobrze - odpowiedzia�em. - Co robisz? - Prasowa�em. - Co� si� sta�o? - w jej g�osie by� leciutki ton napi�cia. Dobrze wie, �e kiedy jestem sko�owany, prasuj�. - Nie, po prostu prasowa�em. Nic szczeg�lnego si� nie sta�o. - Usiad�em na krze�le i prze�o�y�em s�uchawk� z lewej r�ki do prawej. - A dlaczego dzwonisz? - Umiesz pisa� wiersze? - Wiersze? - zapyta�em zdziwiony. Wiersze? Co to w�a�ciwie s� �wiersze"? - Znajoma redakcja wydaje mi�dzy innymi magazyn literacki dla dziewcz�t i szukaj� kogo�, kto m�g�by wybiera� spo�r�d nades�anych przez czytelniczki wierszy te nadaj�ce si� do druku i redagowa� je. Chc� te� co miesi�c wiersz na ok�adk�. Jak na tak� lekk� prac� nie�le p�ac�. Oczywi�cie to tylko praca na zlecenie, ale je�eli byliby zadowoleni, by� mo�e daliby ci te� jakie� prace edytorskie i� - Lekka praca? - powiedzia�em. - Poczekaj chwileczk�. Ja szukam pracy zwi�zanej z prawem. Sk�d ci si� nagle wzi�o redagowanie wierszy? - Przecie� m�wi�e�, �e co� pisa�e� w liceum. - W gazetce. W gazetce szkolnej. Kt�ra klasa wygra�a turniej pi�ki no�nej albo �e nauczyciel fizyki przewr�ci� si� na schodach i poszed� do szpitala. Tylko takie g�upawe artykuliki. Nie wiersze. Nie umiem pisa� wierszy. - Ale to maj� by� wiersze dla licealistek. Nie m�wi� ci wcale, �eby� pisa� wspania�e wiersze, kt�re przejd� do historii literatury. Wystarczy, �e co� tam byle jak napiszesz. Wiesz, o co mi chodzi, prawda? - Wcale nie umiem pisa� wierszy ani byle jakich, ani �adnych innych. Nigdy nie pisa�em i nie mam zamiaru pisa� - uci��em. Przecie� nie umia�bym takich rzeczy pisa�. - No tak - powiedzia�a z �alem moja �ona. - Ale przecie� trudno jest znale�� prac� zwi�zan� z prawem, prawda? - Rozmawia�em z wieloma lud�mi. Nied�ugo kto� powinien si� ze mn� skontaktowa�, a je�li nic z tego nie wyjdzie, wtedy dopiero si� zastanowi�. - Tak? No dobrze, niech b�dzie. A w�a�nie, co dzi� jest? - Wtorek - powiedzia�em, zastanowiwszy si� przez chwil�. - To czy m�g�by� i�� do banku i zap�aci� za gaz i telefon? - Zaraz id� kupi� co� na kolacj�, wi�c po drodze wst�pi� do banku. - A co b�dzie na kolacj�? - Jeszcze si� nie zdecydowa�em. P�jd� po zakupy i pomy�l�. - S�uchaj - powiedzia�a �ona, zmieniaj�c ton - pomy�la�am sobie, �e nie musisz si� chyba specjalnie spieszy� z szukaniem pracy. - Dlaczego? - zapyta�em, znowu zdziwiony. Zdawa�o si�, �e wszystkie kobiety na �wiecie postanowi�y mnie dzi� przez telefon zadziwi�. - Nied�ugo ko�czy mi si� zasi�ek dla bezrobotnych i nie mog� przecie� w niesko�czono�� tak nic nie robi�. - Ale ja wi�cej teraz zarabiam, ta dodatkowa praca te� dobrze idzie, mamy oszcz�dno�ci, je�eli nie b�dziemy rozrzutni, na jedzenie nam wystarczy. Nie lubisz zajmowa� si� domem, tak jak teraz? Znudzi�oby ci� takie �ycie? - Nie wiem - odpar�em szczerze. Nie wiedzia�em. - Zastan�w si� nad tym spokojnie - powiedzia�a �ona. - A kot nie wr�ci�? Gdy zapyta�a, zda�em sobie spraw�, �e od rana ani razu nie pomy�la�em o kocie. - Nie, jeszcze nie wr�ci�. - M�g�by� go troch� poszuka� w s�siedztwie? Nie ma go ju� od tygodnia. Mrukn��em co� w odpowiedzi i prze�o�y�em s�uchawk� do lewej r�ki. - My�l�, �e pewnie jest w ogrodzie tego pustego domu na ko�cu uliczki. W tym ogrodzie z kamienn� rze�b� ptaka. Wiele razy go tam przedtem widzia�am. - Na ko�cu uliczki? - powt�rzy�em. - A po co ty tam chodzi�a�? Do tej pory nigdy o tym nie wspomina�a�� - S�uchaj, przepraszam, ale musz� si� roz��czy�. Musz� wraca� do pracy. Prosz�, poszukaj kota. - Roz��czy�a si�. Popatrzy�em przez chwil� na s�uchawk�, a potem j� od�o�y�em. Zastanawia�em si�, po co Kumiko chodzi�a po uliczce. Aby si� tam dosta�, trzeba przej�� przez ogrodzenie z betonowych p�yt stanowi�ce �cian� naszego ogrodu, a nie by�o tam przecie� nic wartego takiego wysi�ku. Poszed�em do kuchni, napi�em si� wody, wyszed�em na werand� i zajrza�em do kociej miski. Kupka suszonych sardynek, kt�r� tam wczoraj wi- eczorem w�o�y�em, by�a nienaruszona. Wi�c kot jednak nie wr�ci�. Sta�em na werandzie i patrzy�em na nasz ma�y ogr�dek o�wietlany promieniami wczesnoletniego s�o�ca. Patrzy�em, cho� nie by� to ogr�d, kt�rego widok wype�nia� serce rado�ci�. S�o�ce dochodzi tu jedynie przez kr�tki czas, wi�c ziemia jest zawsze czarna i wilgotna, w rogu rosn� tylko dwa czy trzy n�dzne krzaki hortensji, za kt�rymi nie przepadam. Z pobliskiego zagajnika dobiega� g�os ptaka, monotonny i przenikliwy, jak zgrzyt �ruby s�u��cej do nakr�cania czego�. Nazywali�my go ptakiem nakr�caczem. Kumiko tak go nazwa�a. Nie wiedzieli�my, jak si� naprawd� nazywa�. Nie wiedzieli�my te�, jak wygl�da, cho� przylatywa� co dzie� to tego zagajnika i nakr�ca� spr�yn� naszego spokojnego �wiata. O rany, no to teraz na poszukiwanie kota, pomy�la�em. Od dawna lubi� koty. Lubi�em tego kota, cho� maj� sw�j w�asny tryb �ycia. Nie s� wcale g�upimi zwierz�tami. Je�eli kot znikn��, to znaczy, �e zachcia�o mu si� gdzie� p�j��. Wr�ci, kiedy b�dzie g�odny i zm�czony. Ale p�jd� go poszuka�, bo Kumiko mnie prosi�a. I tak nie mam nic innego do roboty. W kwietniu odszed�em z kancelarii adwokackiej, w kt�rej od dawna pracowa�em. Nie by�o ku temu �adnej szczeg�lnej przyczyny. Nie mog� powiedzie�, �e praca mi nie odpowiada�a, cho� rzeczywi�cie nie by�a niezwykle interesuj�ca. Pensj� mia�em niez�� i w biurze panowa�a przyjemna atmosfera. Moja praca sprowadza�a si� do roli wyspecjalizowanego ch�opca na posy�ki. Jak na mnie spisywa�em si� ca�kiem nie�le. Mo�e sam nie powinienem tak o sobie m�wi�, ale jestem bardzo efektywny w wykonywaniu konkretnych zada�. Szybko pojmuj�, o co chodzi, jestem energiczny, nie narzekam i trze�wo my�l�. Dlatego kiedy powiedzia�em, �e chc� zrezygnowa� z pracy, starszy partner - to znaczy ojciec, gdy� firma sk�ada�a si� z dw�ch prawnik�w: ojca i syna - zaproponowa� mi nawet podwy�k�. W ko�cu jednak i tak odszed�em. Nie mia�em �adnych konkretnych nadziei ani perspektyw na przysz�o��. Nie poci�ga�a mnie te� my�l o zamkni�ciu si� w domu i przygotowaniach do egzaminu na aplikacj� adwokack�, a przede wszystkim nie mia�em ju� ochoty by� adwokatem. Nie chcia�em dalej siedzie� w tej kancelarii i wykonywa� tej samej pracy. Pomy�la�em wi�c, �e je�li w og�le mam kiedy� odej��, to najlepiej teraz. Je�eli zosta�bym d�u�ej, pewnie spokojnie pracowa�bym tam do ko�ca �ycia. A mam ju� przecie� trzydzie�ci lat. Kiedy raz przy kolacji nagle rzuci�em: �Zastanawiam si� nad odej�ciem z pracy", Kumiko powiedzia�a tylko �uhm". Nie wiedzia�em, co to �uhm" mia�o znaczy�, ale przez d�u�sz� chwil� si� nie odzywa�a, wi�c ja tak�e siedzia�em w milczeniu, a wtedy Kumiko stwierdzi�a: �Je�li chcesz odej��, to chyba lepiej odej��. To przecie� twoje �ycie, mo�esz robi�, co chcesz". Nie powiedzia�a nic wi�cej, skupi�a si� na wyjmowaniu pa�eczkami o�ci z ryby i uk�adaniu ich na brzegu talerza. Kumiko zajmowa�a si� g��wnie redagowaniem magazynu po�wi�conego zdrowemu od�ywianiu i naturalnej �ywno�ci. Zarabia�a nie najgorzej, a do tego zaprzyja�nieni redaktorzy, pracuj�cy w innych pismach, podrzucali jej zlecenia na prace ilustratorskie (na uniwersytecie studiowa�a projektowanie i chcia�a kiedy� zosta� niezale�nym ilustratorem). Dochody z tego te� by�y nie do pogardzenia. Ja po odej�ciu z pracy mia�bym przez pewien czas prawo do pobierania zasi�ku dla bezrobotnych, a poza tym b�d�c w domu, m�g�bym zajmowa� si� gospodarstwem i zosta�oby nam jeszcze na dodatkowe wydatki, jak jedzenie w restauracjach czy oddawanie rzeczy do pralni. Nawet je�eli si� zwolni�, nasz poziom �ycia prawie si� nie zmieni. I dlatego zrezygnowa�em z pracy. Telefon zadzwoni�, gdy po powrocie z zakup�w wk�ada�em jedzenie do lod�wki. Wydawa�o mi si�, �e w dzwonku brzmia�a straszna irytacja. Po�o�y�em na stole do po�owy odpakowane z plastiku tofu, wszed�em do pokoju i podnios�em s�uchawk�. - Ju� pan sko�czy� z makaronem? - us�ysza�em tamt� kobiet�. - Sko�czy�em - odpar�em. - Ale teraz musz� i�� szuka� kota. - Szukanie kota mo�e chyba poczeka� dziesi�� minut? To co innego ni� gotowanie makaronu. Jako� nie potrafi�em si� roz��czy� i nie wiedzia�em dlaczego. Co� w g�osie tej kobiety przyci�ga�o moj� uwag�. - No tak. Je�li to tylko dziesi�� minut - powiedzia�em. - A wi�c si� zrozumiemy? - zapyta�a cicho. Mia�em wra�enie, �e usiad�a na krze�le i skrzy�owa�a nogi. - No nie wiem - odrzek�em. - To w ko�cu tylko dziesi�� minut. - By� mo�e dziesi�� minut to d�u�ej, ni� pan sobie wyobra�a. - Czy pani naprawd� mnie zna? - zapyta�em. - Oczywi�cie. Spotkali�my si� wiele razy. - Kiedy? Gdzie? - Kiedy�, gdzie� - odpar�a. - Je�li zaczn� panu po kolei takie rzeczy t�umaczy�, dziesi�� minut nie wystarczy. Wa�ne jest teraz. Prawda? - Ale czy nie mog�aby pani jako� tego dowie��? Dowie��, �e mnie pani zna. - Na przyk�ad jak? - Ile mam lat? - Trzydzie�ci - odpowiedzia�a natychmiast. - Trzydzie�ci lat i dwa miesi�ce. Czy to wystarczy? Milcza�em. Chyba naprawd� mnie zna, ale jej g�os z nikim mi si� nie kojarzy�, cho� pr�bowa�em go sobie przypomnie�. _ To teraz prosz� mnie sobie wyobrazi� - zach�ci�a kobieta. - Prosz� zacz�� od g�osu. Jaka jestem, ile mam lat, jak jestem ubrana, tego typu rzeczy. - Nie wiem - powiedzia�em. - Prosz� spr�bowa�. Spojrza�em na zegar. Min�a dopiero minuta i pi�� sekund. - Nie wiem - powt�rzy�em. - To ja panu powiem - rzek�a. - Le�� teraz w ��ku. Wzi�am przed chwil� prysznic i nic na sobie nie mam. O, rany!, pomy�la�em. Zupe�nie jak p�atny seks przez telefon. - Czy mam na�o�y� bielizn�? A mo�e lepiej po�czochy? Tak b�dzie dla pana lepiej? - Wszystko mi jedno. Niech pani nak�ada, co pani chce. Je�li pani chce co� na�o�y�, niech pani na�o�y. A jak woli pani by� naga, to te� dobrze. Ale przepraszam pani�, mnie nie interesuj� tego typu rozmowy telefoniczne. Jestem zaj�ty� - Tylko dziesi�� minut. Chyba po�wi�cenie mi dziesi�ciu minut nie b�dzie niepowetowan� strat� w pa�skim �yciu, prawda? W ka�dym razie prosz� mi odpowiedzie�. Czy woli pan, �ebym by�a naga, czy mam co� na�o�y�? Mam r�ne rzeczy. Na przyk�ad czarn� koronkow� bielizn�. - Mo�e pani zosta� tak, jak pani jest - powiedzia�em. - Czyli woli pan, �ebym by�a naga, tak? - Tak, wol�, �eby pani by�a naga - odpar�em. Ju� cztery minuty. - W�osy �onowe mam jeszcze mokre - powiedzia�a. - Niezbyt dok�adnie wytar�am r�cznikiem. Dlatego s� jeszcze mokre. Ciep�e i zupe�nie mokre. Bardzo mi�kkie. Bardzo czarne i mi�kkie. Niech pan pog�aszcze. - Przepraszam, ale� - Pod nimi te� jest ciep�o. Jak ciep�y budy�. Bardzo ciep�o. Naprawd�. Jak pan my�li, co ja teraz robi�? Zgi�am praw� nog� w kolanie, a lew� odgi�am. Jakby wskaz�wki zegara ustawione na pi�� po dziesi�tej. Po tonie jej g�osu pozna�em, �e nie k�amie. Naprawd� ustawi�a nogi w pozycji pi�� po dziesi�tej, a jej w�osy �onowe s� ciep�e i wilgotne. - Niech pan pog�aszcze wargi. Powoli. A teraz niech pan rozchyli. Te� powoli. Niech pan g�aszcze powoli opuszkiem palca. Tak, bardzo powoli. A drug� r�k� niech pan �ci�nie moj� lew� pier�. Prosz� g�aska� delikatnie od do�u i lekko dra�ni� sutek. Niech pan to zrobi wiele razy, a� prawie doprowadzi mnie pan do orgazmu. Od�o�y�em s�uchawk�, nic nie m�wi�c. Potem po�o�y�em si� na kanapie i wpatruj�c si� w zegar, g��boko westchn��em. Rozmawia�em z t� kobiet� przez pi�� albo sze�� minut. Nie min�o nawet dziesi�� minut, gdy telefon znowu zadzwoni�, ale tym razem nie podnios�em s�uchawki. Zadzwoni� pi�tna�cie razy i umilk�, a wtedy pok�j wype�ni�a g��boka zimna cisza. Troch� przed drug� pokona�em ogrodzenie z betonowych p�yt i znalaz�em si� na uliczce. Nazywam tak to miejsce, ale to nie uliczka w prawdziwym znaczeniu tego s�owa. Sam nie wiem, jak je w�a�ciwie nazwa�. �ci�le m�wi�c, nie jest to nawet dr�ka. Dr�ka jest jakby korytarzem wiod�cym w okre�lone miejsce, ma wej�cie i wyj�cie, a ta uliczka nie ma wej�cia ani wyj�cia, jest zablokowana z obu stron, nie przypomina wi�c nawet �lepej uliczki, kt�ra ma przynajmniej wej�cie. Okoliczni mieszka�cy od dawna nazywaj� uliczk� ten kr�tki odcinek, kt�ry jakby spina tylne �ciany ogrod�w za domami i ci�gnie si� oko�o dwustu metr�w. Ma troch� ponad metr szeroko�ci, lecz wystaj�ce p�oty i sk�adowane gdzieniegdzie r�ne sprz�ty sprawiaj�, �e w kilku miejscach trzeba przeciska� si� bokiem. Podobno - s�ysza�em to od wuja, kt�ry wynajmuje nam bardzo tanio dom - dawniej uliczka mia�a i wej�cie, i wyj�cie. Pe�ni�a funkcj� skr�tu ��cz�cego dwie ulice. Jednak w okresie szybkiego rozwoju ekonomicznego na wszystkich dawniej wolnych przestrzeniach po obu stronach zacz�y stawa� jeden przy drugim nowe domy, uliczka jakby przez nie �ciskana bardzo si� zw�zi�a, a poniewa� mieszka�cy nie lubili, gdy kto� im ci�gle przechodzi� obok domu albo wzd�u� �ciany ogrodu, zosta�a dyskretnie zablokowana. Zas�oni�to j� najpierw niewielkim p�otkiem, potem kto� powi�kszy� sobie ogr�d i postawiwszy ogrodzenie z betonowych p�yt, ca�kiem zablokowa� jeden wylot. Jakby w odpowiedzi na to drugi koniec zagrodzono mocn� metalow� siatk�, tak by nawet psy nie mog�y si� przecisn��. Mieszka�cy i przedtem rzadko t�dy chodzili, wi�c nikt nie narzeka�, gdy uliczka zosta�a z obu stron zablokowana, uwa�ano nawet, �e pomo�e to zapobiec kradzie�om. W rezultacie porzucono j� jak jaki� nieu�ywany kana�, nikt z niej nie korzysta� i pe�ni�a jedynie funkcj� strefy buforowej mi�dzy dwoma rz�dami dom�w. Poros�a chwastami i wype�ni�y j� lepkie paj- �czyny. Nie mog�em zrozumie�, w jakim celu moja �ona przychodzi�a wielokrotnie w takie miejsce. Ja sam by�em tu mo�e ze dwa razy, a przecie� Kumiko jeszcze do tego nie lubi�a paj�k�w. Wszystko jedno, pomy�la�em. Skoro Kumiko m�wi, �e mam szuka� kota w uliczce, b�d� szuka�. Sto razy wol� sobie pospacerowa�, ni� czeka� w domu, a� zadzwoni telefon. Ostre s�o�ce wczesnego lata pokry�o ziemi� siateczk� cieni rzucanych przez wystaj�ce ga��zie, unosz�ce si� ponad moj� g�ow�. Cienie by�y nieruchome i pewnie dlatego, �e nie wia�o, wygl�da�y jak rozrzucone po ziemi nieusuwalne plamy. Nie dobiega� tu �aden d�wi�k, zdawa�o si�, �e s�ycha� oddech o�wietlonych s�o�cem, pojedynczych �dziebe�ek trawy. Na niebie unosi�o si� kilka chmurek. By�y tak wyra�nie zarysowane, �e przypomina�y kszta�tem chmury z t�a �redniowiecznych drzeworyt�w. Wszystko wok� mia�o ostre kontury, tak �e w�asne cia�o zda�o mi si� czym� nieograniczonym, pozbawionym kszta�tu. By�o mi te� strasznie gor�co. Mia�em na sobie podkoszulek, cienkie bawe�niane spodnie i tenis�wki, ale id�c przez d�u�szy czas w s�o�cu, spoci�em si� lekko pod pachami i na piersi. Dzi� rano wyci�gn��em te spodnie i podkoszulek z pud�a z letnimi rzeczami i nozdrza wype�nia� mi teraz silny zapach naftaliny. Domy w tej okolicy wyra�nie dzieli�y si� na stare i te nowo zbudowane. Nowe najcz�ciej by�y ma�e i mia�y niewielkie ogr�dki. Sznury do suszenia bielizny rozci�ga�y si� a� do uliczki i chwilami musia�em si� przedziera� mi�dzy rz�dami r�cznik�w, koszul i prze�cierade�. Z niekt�rych dom�w wyra�nie dobiega�y odg�osy telewizor�w i spuszczanej wody, czasami nap�ywa� zapach gotuj�cego si� sosu curry. W odr�nieniu od nowych, ze starych dom�w nie dochodzi�y prawie �adne zapachy. Te stare by�y odgrodzone p�otami ze starannie rozmieszczonymi krzewami chi�skiego ja�owca, spomi�dzy kt�rych mo�na by�o dostrzec zadbane ogrody. W rogu jednego sta�a samotna choinka, po��k�a i uschni�ta. W innym le�a�y rz�dami wszelkie mo�liwe rodzaje zabawek, jakby wystawione na pokaz pozosta�o�ci wielu dzieci�stw. Dzieci�ce rowerki, k�ka do rzucania, plastikowy miecz, gumowa pi�ka, zabawka w kszta�cie ��wia, ma�y kij baseballowy i wiele innych. By� ogr�d z koszem do koszyk�wki, inny z eleganckimi krzes�ami ogrodowymi i sto�em z ceramicznym blatem. Wygl�da�o na to, �e bia�e krzes�a nie by�y od wielu miesi�cy - a mo�e od wielu lat - u�ywane, gdy� pokrywa�a je gruba warstwa kurzu. Do sto�u przywar�y zmoczone deszczem fioletowe p�atki magnolii. W jednym z dom�w przez szklane drzwi w aluminiowej ramie wida� by�o fragment pokoju. Sta� tam zestaw krytych sk�r� mebli wypoczyn- kowych, du�y telewizor i dekoracyjna szafka z przeszklonymi drzwiczkami (na niej akwarium z tropikalnymi rybami i jakie� dwa puchary), by�a te� ozdobna lampa stoj�ca. Wygl�da�o to jak dekoracje do filmu telewizyjnego. W ogrodzie sta�a ogromna buda-klatka dla du�ego psa, kt�rego zreszt� w niej nie by�o, a jej drzwi sta�y otworem. Zrobiona z metalowej siatki, by�a tak powyginana, jakby kto� si� o ni� przez wiele miesi�cy opiera�. Pusty dom, o kt�rym wspomnia�a Kumiko, znajdowa� si� dalej, za domem z psi� klatk�. Na pierwszy rzut oka da�o si� zauwa�y�, �e jest pusty i to pusty od dawna, nie od dw�ch czy trzech miesi�cy. By� stosunkowo nowy, pi�trowy i tylko zamkni�te drewniane okiennice mia� zniszczone, a metalowe balustrady przy oknach na pi�trze pokrywa�a rdza. W ma�ym, przytulnym ogr�dku rzeczywi�cie znajdowa� si� kamienny pos�g przedstawiaj�cy ptaka z rozpostartymi skrzyd�ami. Pos�g sta� na cokole si�gaj�cym mi mniej wi�cej do piersi, ale otacza�y go chwasty, szczeg�lnie naw�o�, kt�rej �odygi tak wyros�y, �e a� dotyka�y n�g ptaka. Wydawa�o si�, �e ten ptak - nie wiedzia�em, co to za gatunek - rozpostar� skrzyd�a, chc�c jak najszybciej odlecie� z tego nieprzyjemnego miejsca. Pr�cz tego pos�gu w ogrodzie nie by�o innych element�w dekoracyjnych. Pod wystaj�cym okapem przy �cianie domu le�a�o jeden na drugim kilka starych plastikowych le�ak�w, a obok nich ros�a obsypana kwiatami azalia. By�y jasnoczerwone, ich kolor zdawa� si� dziwnie nierealny. Poza tym wsz�dzie pieni�y si� jedynie chwasty. Opar�em si� o si�gaj�cy mi do piersi parkan z metalowej siatki i przez chwil� wpatrywa�em si� w ogr�d, kt�ry m�g� bardzo podoba� si� kotu, lecz nigdzie go nie dostrzeg�em. Na stercz�cej z dachu antenie telewizyjnej przycupn�� go��b i okolic� wype�ni�o jego monotonne gruchanie. Rozproszony na drobne fragmenty cie� kamiennego ptaka pada� na rosn�ce wsz�dzie chwasty. Wyj��em z kieszeni cytrynowego dropsa, odwin��em z papierka i w�o�y�em do ust. Gdy rzuci�em prac�, rzuci�em te� przy okazji palenie, ale za to teraz nie mog�em si� obej�� bez cytrynowych drops�w. �Jeste� uzale�niony od cytrynowych drops�w - m�wi�a �ona. - Nied�ugo b�dziesz mia� w z�bach pe�no dziur". Lecz ja i tak nie mog�em zrezygnowa� z cukierk�w. Gdy tak wpatrywa�em si� w ogr�d, go��b tkwi� na antenie telewizyjnej i jak urz�dnik stempluj�cy numery na pliku rachunk�w grucha� dalej w tym samym nieomylnym rytmie. Sam nie wiem, jak d�ugo sta�em oparty o siatk�. Pami�tam, �e drops zrobi� si� s�odkawolepki i o po�ow� mniejszy, wi�c wyplu�em go na ziemi�. Potem zn�w skierowa�em wzrok w stron� kami- ennego ptaka, a wtedy wyda�o mi si�, �e kto� mnie z ty�u zawo�a�. Odwr�ci�em si� i zobaczy�em dziewczyn� stoj�c� w ogrodzie po drugiej stronie uliczki. By�a drobna, w�osy mia�a zwi�zane w ko�ski ogon. Nosi�a ciemnozielone okulary przeciws�oneczne w oprawce bursztynowego koloru i jasnoniebieski podkoszulek bez r�kaw�w. Wystaj�ce z niego szczup�e ramiona by�y r�wniutko i �adnie opalone, mimo �e jeszcze nie sko�czy�a si� pora deszczowa. Jedn� r�k� wsadzi�a do kieszeni szort�w, a drug� opar�a o si�gaj�c� jej do piersi bambusow� furtk�, kt�ra nie stanowi�a zbyt pewnego oparcia. Dzieli� nas mo�e metr. - Gor�co, prawda? - rzek�a dziewczyna. - Tak, gor�co - odpar�em. Nic wi�cej nie powiedzieli�my, lecz dziewczyna dalej sta�a i przygl�da�a mi si�. Potem wyci�gn�a z kieszeni szort�w paczk� papieros�w, wyj�a jednego i w�o�y�a do ust. Usta mia�a ma�e z lekko wywini�t� g�rn� warg�. Nast�pnie wprawnym gestem zapali�a papierow� zapa�k� i przytkn�a do papierosa. Gdy pochyli�a g�ow�, wyra�nie zobaczy�em kszta�t jej ucha. Mia�a g�adkie, �adne uszy, kt�re zdawa�y si� nowe, jakby przed chwil� wymodelowane. Delikatny kontur ucha pokrywa� l�ni�cy puszek. Dziewczyna rzuci�a zapa�k� na ziemi�, stuliwszy wargi, zaci�gn�a si� papierosem i podnios�a g�ow�, jakby nagle sobie o mnie przypomnia�a. Szk�a jej okular�w by�y ciemne i do tego lustrzane, wi�c nie widzia�em ukrytych za nimi oczu. - Mieszka pan w s�siedztwie? - zapyta�a. - Tak - odpar�em i wskaza�em palcem w kierunku naszego domu, cho� nie wiedzia�em, gdzie dok�adnie si� znajduje, poniewa� prowadz�ca tu uliczka kilkakrotnie po drodze zakr�ci�a. Wskaza�em wi�c jaki� przypadkowy kierunek. - Szukam kota - powiedzia�em, jakby si� t�umacz�c, i wytar�em spocon� d�o� o spodnie. - Ju� od tygodnia nie wraca do domu, ale kto� go widzia� w tej okolicy. - Jaki to kot? - Do�� du�y kocur. Pr�gowany, br�zowy, koniec ogona ma jakby wygi�ty. - Jak ma na imi�? - Noboru - odpowiedzia�em. - Noboru Wataya. - Wspania�e imi� jak na kota. - Tak si� nazywa brat �ony. Kot w czym� go przypomina, wi�c �artem tak go nazwali�my. - W czym go przypomina? - Jako� tak og�lnie. Ma podobny ch�d i t�pe spojrzenie. Dziewczyna wreszcie si� u�miechn�a. Teraz wyda�a mi si� o wiele m�odsza ni� przedtem. Mia�a pewnie pi�tna�cie lub szesna�cie lat. G�rna warga wywija�a si� ku g�rze pod przedziwnym k�tem. Zdawa�o mi si�, �e s�ysz� g�os m�wi�cy: �Niech pan pog�aszcze", g�os tamtej kobiety w s�uchawce telefonu. Otar�em d�oni� pot z czo�a. - Pr�gowany, br�zowy kot z lekko wygi�tym ko�cem ogona - powt�rzy�a dziewczyna, jakby chcia�a si� upewni�. - Ma obro�� albo co� takiego? - Ma czarn� obro�� przeciw pch�om - powiedzia�em. Dziewczyna opar�a d�o� o drewnian� furtk� i zamy�li�a si�. Po kilkunastu sekundach rzuci�a wypalonego papierosa na ziemi� i przydepta�a go sanda�em. - Mo�liwe, �e widzia�am tego kota - powiedzia�a. - Nie przygl�da�am si�, czy ogon mia� zagi�ty, ale widzia�am br�zowego, pr�gowanego kota, du�ego i zdaje si�, �e mia� obro��. - A kiedy go widzia�a�? - Kiedy to mog�o by�? Chyba ze trzy czy cztery dni temu. Wszystkie okoliczne koty przechodz� przez nasz ogr�d, wi�c ci�gle �a�� w t� i z powrotem. Wszystkie przychodz� z domu pa�stwa Takitanich i przez nasz ogr�d id� do ogrodu Miyawakich - m�wi�c to, wskaza�a pusty dom naprzeciw. Kamienny ptak sta� tam dalej z rozpostartymi skrzyd�ami, ��ta naw�o� l�ni�a o�wietlona s�o�cem wczesnego lata, a go��b ci�gle grucha� monotonnie na antenie telewizyjnej. - A mo�e poczeka pan w naszym ogrodzie? Wszystkie koty i tak pr�dzej czy p�niej t�dy przechodz� w drodze do domu naprzeciw, a je�li b�dzie pan tam za d�ugo chodzi� i szuka�, to kto� mo�e pomy�le�, �e jest pan z�odziejem, i zawiadomi policj�. Ju� wiele razy tak by�o. Waha�em si�. - Naprawd�. W domu i tak nikogo pr�cz mnie nie ma. Mo�emy si� razem poopala�, czekaj�c na przechodz�ce koty. Mog� si� panu przyda�, bo mam dobry wzrok. Spojrza�em na zegarek. By�o p� do trzeciej. Dzisiaj musia�em ju� tylko zebra� przed zachodem s�o�ca wysuszone pranie i przygotowa� kolacj�. Otworzy�em furtk�, wszed�em do ogrodu i ruszy�em po trawie za dziewczyn�. Zauwa�y�em, �e lekko pow��czy praw� nog�. Przesz�a kilka krok�w i odwr�ci�a si�. - Siedzia�am z ty�u na motocyklu i zrzuci�o mnie - powiedzia�a, jakby j� to specjalnie nie obchodzi�o. - Do�� niedawno. Na skraju trawnika r�s� du�y d�b, a pod nim sta�y dwa p��cienne le�aki. Na oparciu jednego z nich wisia� du�y niebieski r�cznik, a na drugim le�a�y rozrzucone niedbale: nowe pude�ko papieros�w, popielniczka, zapalniczka, du�e przeno�ne radio z magnetofonem i r�ne pisma. Z g�o�nik�w radia dobiega�y ciche tony hard rocka. Dziewczyna zrzuci�a wszystko z le�aka na traw�, wskaza�a mi go zapraszaj�co i wy��czy�a radio. Spomi�dzy drzew wida� by�o opuszczony dom po drugiej stronie uliczki. Widzia�em te� kamiennego ptaka, naw�o� i ogrodzenie z siatki. Dziewczyna musia�a mnie st�d obserwowa�. Ogr�d by� przestronny; rozleg�y trawnik lekko nachylony, tu i tam ros�y drzewa. Po lewej stronie le�aka znajdowa�o si� spore oczko wodne z betonowym obrze�em, ale wod� ju� dawno chyba z niego wypuszczono i pokryte ciemn� zieleni� dno ja�nia�o w s�o�cu. Z ty�u za drzewami wida� by�o stary dom w stylu europejskim. Niezbyt du�y i nie wygl�da� na specjalnie kosztowny, jedynie ogr�d by� przestronny i starannie utrzymany. - Utrzymanie takiego du�ego ogrodu wymaga chyba wiele pracy - powiedzia�em, rozgl�daj�c si� doko�a. - Tak pan my�li? - Dawniej pracowa�em dorywczo w firmie, kt�ra kosi�a trawniki - odpar�em. - Tak? - powiedzia�a dziewczyna g�osem niewyra�aj�cym wielkiego zainteresowania. - Zawsze jeste� sama? - zapyta�em. - Ko�o po�udnia tak. Jestem tu zawsze sama. Rano i p�nym popo�udniem przychodzi kobieta do pomocy, a poza tym jestem zawsze sama. Nie napi�by si� pan czego� zimnego? Mam piwo. - Nie, dzi�kuj�. - Naprawd�. Prosz� si� nie kr�powa�. Potrz�sn��em g�ow�. - Nie chodzisz do szko�y? - A pan nie chodzi do pracy? - Nie mam pracy, do kt�rej m�g�bym p�j��. - Jest pan bezrobotny? - W zasadzie tak. Niedawno rzuci�em prac�. - A gdzie pan pracowa�? - By�em kim� w rodzaju ch�opca na posy�ki u adwokata - powiedzia�em. - Chodzi�em do r�nych biur i urz�d�w, kompletowa�em dokumenty, porz�dkowa�em dane, sprawdza�em prawne precedensy, za�atwia�em formalno�ci s�dowe, tego typu rzeczy. - Ale rzuci� pan prac�? - Tak. - A pana �ona pracuje? - Pracuje - odpowiedzia�em. Go��b, kt�ry jeszcze przed chwil� grucha� na dachu domu naprzeciwko, teraz gdzie� znik�. Nagle zorientowa�em si�, �e otacza mnie g��boka cisza. - Koty zawsze przechodz� tamt�dy - dziewczyna wskaza�a przeciwn� stron� trawnika. - Widzi pan spalark� do �mieci po drugiej stronie p�otu Takitanich? Pojawiaj� si� ko�o niej, przecinaj� trawnik, prze�a�� pod furtk� i id� do ogrodu po drugiej stronie. Zawsze chodz� t� sam� tras�. Wie pan, �e pan Takitani jest s�ynnym ilustratorem. Tony Takitani. S�ysza� pan o nim? - Tony Takitani? Dziewczyna opowiedzia�a mi o Tonym Takitanim. O tym, �e Tony Takitani to jego prawdziwe imi� i nazwisko. �e specjalizuje si� w bardzo precyzyjnych ilustracjach mechanizm�w, �e niedawno straci� �on� w wypadku samochodowym i sam mieszka w tym du�ym domu. Prawie nie wychodzi i nie zadaje si� z nikim z s�siedztwa. - Nie jest z�ym cz�owiekiem - powiedzia�a dziewczyna. - Chocia� w�a�ciwie nigdy z nim nie rozmawia�am. Dziewczyna zsun�a na czo�o okulary przeciws�oneczne, zmru�ywszy oczy rozejrza�a si� doko�a, a potem znowu w�o�y�a okulary i wypu�ci�a ustami dym. Kiedy ods�oni�a oczy, obok lewego ukaza�a si� oko�o dwucentymetrowa rana. By�a tak g��boka, �e pewnie zostanie jej blizna na ca�e �ycie. Na pewno nosi�a ciemne okulary, aby ukry� t� ran�. Jej rysy nie odznacza�y si� szczeg�ln� pi�kno�ci�, ale twarz zwraca�a uwag�. By� mo�e przyci�ga�y �ywe oczy i nietypowy kszta�t warg. - A s�ysza� pan o Miyawakich? - Nie s�ysza�em - odpar�em. - Mieszkali w tym pustym domu. Byli tak zwanymi porz�dnymi lud�mi. Mieli dwie c�rki. Obie chodzi�y do znanych prywatnych lice�w dla dziewcz�t. Ojciec prowadzi� dwie czy trzy restauracje. - I dlaczego ju� tu nie mieszkaj�? Dziewczyna wyd�a lekko wargi, jakby m�wi�c �kt� to mo�e wiedzie�"? - Mo�e mieli d�ugi. Pewnej nocy znikn�li w wielkim po�piechu. To chyba by�o jaki� rok temu. Chwasty rosn� jak szalone, koty si� mno��, nie jest tam bezpiecznie. Moja matka zawsze na to narzeka. - Tak du�o tam kot�w? Dziewczyna spojrza�a na niebo, nie wyjmuj�c z ust papierosa. - S� r�ne koty. Jest jeden wylenia�y, jeden jednooki� straci� oko i to miejsce wype�ni�o si� jakby �ywym mi�sem. Niesamowite, prawda? Przytakn��em. - W mojej rodzinie jest osoba, kt�ra ma sze�� palc�w. To dziewczyna, troch� starsza ode mnie. Obok ma�ego palca ma drugi malutki, jakby niemowl�cy, ale zawsze go zr�cznie podgina i trzeba si� dobrze przyjrze�, �eby zauwa�y�. Jest bardzo �adna. - Co� podobnego. - My�li pan, �e to mo�e by� dziedziczne? Jak to si� m�wi? �e to jest w genach? Powiedzia�em, �e nie znam si� na dziedziczno�ci. Dziewczyna milcza�a przez d�u�sz� chwil�. Ja ssa�em dropsa i wpatrywa�em si� w drog�, kt�r� pono� chodzi�y koty. Do tej pory �aden si� nie pokaza�. - Naprawd� nie ma pan ochoty na nic do picia? Ja si� napij� coli - oznajmi�a. Odpowiedzia�em, �e nic nie chc�. Dziewczyna wsta�a z le�aka i lekko pow��cz�c nog�, znikn�a w�r�d drzew, a ja podnios�em z ziemi czasopismo i przerzuci�em kilka stron. Ze zdziwieniem odkry�em, �e jest to miesi�cznik dla m�czyzn. Na rozk�ad�wce by�o zdj�cie dziewczyny siedz�cej na sto�ku w nienaturalnej pozie z szeroko rozchylonymi nogami. Przez cienk� bielizn� wida� by�o w�osy �onowe i zarys warg sromowych. O, rany! - pomy�la�em, od�o�y�em pismo na miejsce, za�o�y�em r�ce na piersi i zn�w skierowa�em wzrok na koci� drog�. Dziewczyna wr�ci�a po do�� d�ugim czasie ze szklank� coli w d�oni. By�o gor�ce popo�udnie. Kiedy tak siedzia�em na le�aku wystawiony na s�o�ce, g�ow� wype�ni�a mi pustka i my�lenie sta�o si� bardzo nu��ce. - Co by pan zrobi�, gdyby si� pan dowiedzia�, �e dziewczyna, kt�r� pan pokocha�, ma sze�� palc�w? - kontynuowa�a poprzedni� rozmow�. - Sprzeda�bym j� do cyrku - powiedzia�em. - Naprawd�? - Nie. �artowa�em - odpar�em ze �miechem. - Chyba bym si� tym nie przejmowa�. - Nawet je�eli pana dzieci mog�yby to odziedziczy�? Zastanawia�em si� przez chwil�. - Nie przejmowa�bym si�. Dodatkowy palec nie stanowi specjalnej przeszkody. - A gdyby mia�a cztery piersi? Nad tym te� si� przez chwil� zastanawia�em. - Nie wiem - powiedzia�em. Cztery piersi? Wygl�da�o na to, �e ta rozmowa mo�e si� ci�gn�� bez ko�ca, wi�c spr�bowa�em zmieni� temat. - Ile masz lat? - Szesna�cie - odrzek�a. - Niedawno sko�czy�am szesna�cie. Jestem w pierwszej klasie liceum. - I od dawna nie chodzisz do szko�y? - Je�li d�ugo chodz�, zaczyna mnie bole� noga. Mam te�, niestety, ran� ko�o oka. W szkole robi� zawsze du�o szumu i gdyby si� dowiedzieli, �e spad�am z motocykla i si� poharata�am, by�oby gadanie� no i dlatego nie ucz�szczam na zaj�cia z powodu choroby. Przerwanie na rok nauki to przecie� nic wielkiego. Nie zale�y mi specjalnie na tym, �eby si� szybko znale�� w drugiej klasie. - Co� podobnego - zdziwi�em si�. - Ale wracaj�c do poprzedniej rozmowy, powiedzia� pan, �e o�eni�by si� z dziewczyn� o sze�ciu palcach, a nie chcia�by pan dziewczyny z czterema piersiami. - Nie powiedzia�em, �e nie chcia�bym. Powiedzia�em, �e nie wiem. - Dlaczego pan nie wie? - Bo nie potrafi� sobie tego wyobrazi�. - Ale potrafi pan sobie wyobrazi� sze�� palc�w? - Jako� potrafi�. - Ciekawe, w czym tkwi r�nica mi�dzy sze�cioma palcami a czterema piersiami. Zastanowi�em si� nad tym, ale nie przysz�o mi do g�owy �adne dobre wyja�nienie. - Czy ja zadaj� za du�o pyta�? - Ludzie ci to m�wi�? - Czasami. Skierowa�em wzrok na koci� drog�. Co ja w�a�ciwie tutaj robi�, pomy�la�em. Przecie� nie widzia�em jeszcze ani jednego kota. Z r�kami za�o�onymi na piersiach przymkn��em oczy na dwadzie�cia, a mo�e trzydzie�ci sekund. Kiedy tak siedzia�em bez ruchu, czu�em, �e poc� mi si� r�ne cz�ci cia�a. Oblewaj�cy mnie blask s�o�ca zdawa� si� dziwnie ci�ki. Dziewczyna potrz�sn�a szklank� i l�d zad�wi�cza� jak owczy dzwonek. - Je�li jest pan �pi�cy, prosz� si� przespa�. Obudz� pana, je�eli jaki� kot si� poka�e - powiedzia�a cicho. Skin��em w milczeniu g�ow�, nie otwieraj�c oczu. Nie by�o wiatru i woko�o panowa�a zupe�na cisza. Go��b musia� odlecie� gdzie� daleko. Pomy�la�em o kobiecie, kt�ra do mnie dzwoni�a. Czy�bym ja j� naprawd� zna�? Nie rozpozna�em ani jej g�osu, ani sposobu m�wienia. Jednak ona mnie zna. To jakby scena z obrazu De Chirico - cie� kobiety �ciele si� na drodze i rozci�ga a� ku mnie, lecz rzeczywista kobieta znajduje si� daleko poza obszarem �wiadomo�ci. Obok mego ucha dalej dzwoni� dzwonek. - Usn�� pan? - spyta�a dziewczyna, tak cicho, �e nie by�em pewien, czy naprawd� j� us�ysza�em. - Nie, nie �pi�. - Czy mog� si� troch� przysun��? �atwiej mi m�wi� ciszej. - Prosz� bardzo - powiedzia�em, nie otwieraj�c oczu. Dziewczyna przesun�a sw�j le�ak do mojego. Rozleg� si� suchy d�wi�k drewna uderzaj�cego o drewno. To dziwne, pomy�la�em. G�os dziewczyny s�yszany z otwartymi oczami wydawa� si� zupe�nie r�ny od tego s�yszanego z zamkni�tymi oczami. - Czy mog� co� powiedzie�? - zapyta�a. - B�d� m�wi�a bardzo cicho, nie musi pan odpowiada� i mo�e si� pan zdrzemn��. - Prosz� bardzo. - �mier� jest wspania�a, prawda? M�wi�a tu� przy moim uchu i zdawa�o si�, �e s�owa te przenikn�y mnie wraz z ciep�ym, wilgotnym oddechem. - Dlaczego? - zapyta�em. Dziewczyna po�o�y�a palec na moich wargach, jakby nakazuj�c im milczenie. - Prosz� o nic nie pyta� - powiedzia�a. - I prosz� nie otwiera� oczu. Zgoda? Przytakn��em tak lekko, jak lekki by� jej szept. Palec przesun�� si� z moich warg na nadgarstek. - Chcia�abym przeci�� j� skalpelem i zajrze� do �rodka. Nie chodzi mi o zw�oki, a o co� w rodzaju �grudki �mierci". Wydaje mi si�, �e gdzie� musi by� co� takiego. Co� okr�g�ego o znieczulonych nerwach, mi�kkiego jak pi�ka do softballu. Chcia�abym to wyj�� z cia�a zmar�ego, rozci�� i zajrze� do �rodka. Zawsze si� zastanawiam, jak co� takiego mo�e w �rodku wygl�da�. My�l�, �e musi tam by� co� wyschni�tego i stwardnia�ego, jak pasta do z�b�w zaschni�ta w tubce. Nie s�dzi pan? Nie, nie musi pan odpowiada�. Na zewn�trz jest mi�kkie i sflacza�e, a im bli�ej �rodka, tym twardsze. Dlatego najpierw rozcinam g�rn� warstw�, docieram do tej mi�kkiej cz�ci i oddzielam j� za pomoc� czego� w rodzaju skalpela i szpatu�ki. I gdy posuwam si� dalej w g��b, ta mi�kko�� staje si� coraz twardsza, a� w ko�cu dochodz� do czego� przypominaj�cego ma�e j�dro. Jest malutkie jak kuleczka w �o�ysku kulkowym i strasznie twarde. Nie s�dzi pan? - Dziewczyna lekko zakaszla�a. - Ostatnio ci�gle o tym my�l�. Na pewno dlatego, �e mam tyle czasu. Kiedy nie ma si� nic do roboty, my�li stopniowo p�yn� coraz dalej i dalej. A gdy p�jd� za daleko, trudno za nimi nad��y�. - Zdj�a palec z mojego nadgarstka, wzi�a do r�ki szklank� i wypi�a do ko�ca coca-col�. Po d�wi�ku lodu pozna�em, �e szklanka jest pusta. - B�d� bardzo uwa�a�a na kota, prosz� si� nie martwi�. Powiem panu, gdy tylko Noboru Wataya si� poka�e. Wi�c niech pan zamknie oczy. Noboru Wataya na pewno jest teraz gdzie� w okolicy. Na pewno zaraz si� pojawi. Noboru Wataya idzie w�r�d traw, przechodzi pod p�otami, zatrzymuje si� co pewien czas, by pow�cha� kwiaty, i powoli si� tutaj zbli�a. Niech go pan sobie wyobrazi. Jednak mnie uda�o si� wyobrazi� sobie tylko co�, co by�o jedynie wizerunkiem kota. Strasznie niewyra�nym, jak prze�wietlone zdj�cie. Promienie s�o�ca przenika�y przez moje powieki i burzy�y wewn�trzn� ciemno��, a do tego, cho� strasznie si� stara�em, nie potrafi�em sobie dok�adnie przypomnie�, jak kot wygl�da�. Kot, kt�rego pami�ta�em, by� nienaturalny i przerysowany, jak nieudany portret. Zgadzaj� si� jedynie cechy charakterystyczne, ale ca�o�� jest wybrakowana. Nie mog�em sobie nawet przypomnie�, jak chodzi�. Dziewczyna zn�w przytkn�a palec do mego nadgarstka i narysowa�a nim jaki� dziwny, nieokre�lony kszta�t. Jakby w odpowiedzi na to moja �wiadomo�� pogr��y�a si� w innej, dot�d nieznanej ciemno�ci. Pomy�la�em, �e prawdopodobnie zasypiam. Nie chcia�em spa�, lecz nie mog�em si� powstrzyma�. Moje siedz�ce na le�aku cia�o zdawa�o si� ogromnie ci�kie i martwe, cudze. W tej ciemno�ci przypomnia�em sobie cztery nogi Noboru Watai, cztery ciche, br�zowe �apki z mi�kkimi, jakby gumowymi poduszeczkami. Bezszelestnie sz�y gdzie� po ziemi. Ale gdzie? Wystarczy dziesi�� minut, powiedzia�a ta kobieta przez telefon. Nie, odpar�em ja, bywa, �e dziesi�� minut to nie dziesi�� minut. Czasami si� wyd�u�a, a czasami skraca. Wiem co� o tym. Gdy si� obudzi�em, by�em sam. Le�ak dziewczyny przysuni�ty bliziutko do mego stal pusty. R�cznik, papierosy i czasopisma dalej tam le�a�y, lecz znikn�a szklanka i radio. S�o�ce lekko pochyli�o si� ku zachodowi, cienie ga��zi d�bu si�ga�y moich kolan. Zegarek wskazywa� pi�tna�cie po czwartej. Unios�em si� na por�czach le�aka i rozejrza�em woko�o. Rozleg�y trawnik, wyschni�ty stawik, �ywop�ot, kamienny pos�g ptaka, naw�o�, antena telewizyjna. Ani �ladu kota. Usiad�em zn�w na le�aku, spojrza�em na koci� drog� i czeka�em na powr�t dziewczyny. Po dziesi�ciu minutach ani kot, ani ona si� nie pojawili. Wszystko wok� trwa�o w bezruchu. Zdawa�o mi si�, �e podczas snu strasznie si� postarza�em. Wsta�em i spojrza�em na dom. Nie by�o �ywego ducha. Tylko wykuszowe okno o�wietlone zachodz�cym s�o�cem l�ni�o o�lepiaj�cym blaskiem. Zrezygnowa�em, przeszed�em przez trawnik, wyszed�em na uliczk� i wr�ci�em do domu. Nie znalaz�em co prawda kota, ale przynajmniej go poszuka�em. Po powrocie do domu zebra�em pranie i przygotowa�em skromn� kolacj�. O p� do sz�stej telefon zadzwoni� dwana�cie razy, lecz nie odebra�em. Cho� dzwonek ju� zamilk�, ciemniej�cy pok�j nadal wype�niony by� jego echem jak kurzem. Zegar postukiwa� twardym paznokciem o niewidzialn� desk� zawieszon� w przestrzeni. Nagle pomy�la�em, �e m�g�bym napisa� wiersz o ptaku nakr�caczu, jednak za nic nie mog�em wymy�li� pierwszej linijki. Poza tym nie wydawa�o mi si�, �e taki wiersz spodoba�by si� licealistkom. Kumiko wr�ci�a o p�l do �smej. Od miesi�ca wraca�a do domu coraz p�niej - cz�sto po �smej, a zdarza�o si�, �e i po dziesi�tej. Mo�e by�o to spowodowane faktem, �e ja by�em w domu, szykowa�em kolacj�, wi�c nie musia�a si� spieszy�. T�umaczy�a, �e maj� za ma�o personelu, a do tego jeden z pracownik�w ostatnio cz�sto chorowa� i nie przychodzi� do pracy. - Przepraszam. My�la�am, �e zebranie nigdy si� nie sko�czy - powiedzia�a. - Ta dziewczyna pracuj�ca na godziny jest do niczego. Sta�em w kuchni i sma�y�em na ma�le ryb�, zrobi�em te� sa�atk� i zup� sojow�. W tym czasie Kumiko siedzia�a znu�ona przy kuchennym stole. - Gdzie by�e� ko�o p�l do pi�tej? - zapyta�a. - Dzwoni�am, �eby ci powiedzie�, �e wr�c� troch� p�niej. - Sko�czy�o si� mas�o, wi�c poszed�em kupi� - sk�ama�em. - By�e� te� w banku? - Oczywi�cie - odpowiedzia�em. - A co z kotem? - Nie znalaz�em. Poszed�em do pustego domu w uliczce, tak jak mi kaza�a�, ale nie by�o tam �ladu kota. Mo�e poszed� sobie gdzie� dalej. Kumiko nic nie powiedzia�a. Po kolacji wyk�pa�em si� i kiedy wszed�em do pokoju, siedzia�a samotnie przy zgaszonym �wietle. W szarej bluzce, skulona na pod�odze wygl�da�a zupe�nie jak jaki� zapomniany baga�. Wycieraj�c w�osy r�cznikiem, usiad�em na kanapie naprzeciw Kumiko. - Kot ju� na pewno nie �yje - powiedzia�a cicho. - Niemo�liwe - odpar�em. - Gdzie� sobie przyjemnie sp�dza czas. Nied�ugo bardzo zg�odnieje i wr�ci. Przecie� kiedy� ju� tak by�o. Kiedy mieszkali�my w K�enji, te�� - Tym razem to co innego. Nie tak jak przedtem. Wiem, �e zdech�, le�y gdzie� w zaro�lach i gnije. Szuka�e� w zaro�lach przy pustym domu? - S�uchaj, ten dom jest pusty, ale i tak do kogo� nale�y i nie mog� sobie tak po prostu tam wej��. - To gdzie w�a�ciwie szuka�e�? - zapyta�a �ona. - Tobie wcale nie zale�y na znalezieniu kota i dlatego si� nie znajduje. Westchn��em i jeszcze raz wytar�em w�osy r�cznikiem. Chcia�em co� powiedzie�, ale zauwa�y�em, �e Kumiko p�acze, wi�c zrezygnowa�em. Nie ma rady pomy�la�em. Zacz�a hodowa� tego kota zaraz po �lubie i bardzo go lubi�a. Wrzuci�em r�cznik do kosza na brudn� bielizn� w �azience, poszed�em do lod�wki, wyj��em piwo i si� napi�em. Co za bezsensowny dzie�. Bezsensowny dzie� bezsensownego miesi�ca bezsensownego roku. Gdzie jeste�, Noboru Wataya, pomy�la�em. Czy ptak nakr�cacz zapomnia� ci� nakr�ci�? Zupe�nie jak wers jakiego� wiersza. Gdzie� jeste� Noboru Wataya? Czy�by ptak nakr�cacz Zapomnia� ci� nakr�ci�? Telefon zadzwoni�, gdy zosta�a mi ju� tylko po�owa piwa. - Odbierz! - zawo�a�em w kierunku ciemnego pokoju. - Nie chce mi si�. Ty odbierz - powiedzia�a Kumiko. Telefon dzwoni� dalej i nikt go nie odbiera�. Dzwonek rozprasza� kurz unosz�cy si� w ciemno�ci pokoju. Milczeli�my oboje. Ja pi�em piwo, a Kumiko bezg�o�nie p�aka�a. Doliczy�em do dwudziestego dzwonka i zrezygnowa�em z liczenia. Przecie� nie mo�na liczy� w niesko�czono��. 2. O pe�ni Ksi�yca i za�mieniu S�o�ca oraz o koniach umieraj�cych w stajniach Czy w og�le mo�liwe, by jeden cz�owiek ca�kowicie zrozumia� drugiego? Za��my, �e po�wi�camy du�o czasu na poznanie kogo�, bardzo si� staramy, ale czy w rezultacie udaje nam si� zbli�y� do prawdziwej istoty tej osoby? W jakim stopniu? Czy naprawd� wiemy co� wa�nego o tych, kt�rych, jak nam si� wydaje, dobrze znamy? Zacz��em si� powa�nie zastanawia� nad takimi kwestiami mniej wi�cej w tydzie� po odej�ciu z pracy w kancelarii adwokackiej. Dotychczas nigdy jeszcze nie zajmowa�y mnie tego typu problemy. Ciekawe dlaczego. Prawdopodobnie mia�em pe�ne r�ce roboty, pr�buj�c u�o�y� sobie �ycie, i by�em zbyt zaj�ty, by nad sob� rozmy�la�. Tak jak to bywa z wa�nymi problemami �wiata, kt�re zaczynaj� si� od drobnostek, ja tak�e zacz��em mie� te w�tpliwo�ci z powodu zupe�nej drobnostki. Kumiko w po�piechu zjad�a �niadanie i wysz�a, a ja w�o�y�em pranie do pralki, pos�a�em ��ko, zmy�em naczynia, odkurzy�em pod�og�. Potem usiad�em razem z kotem na werandzie i przejrza�em w gazecie og�oszenia o pracy i reklamy wyprzeda�y. W po�udnie przygotowa�em sobie co� prostego do jedzenia i poszed�em do sklepu. Zrobi�em zakupy na kolacj�, z p�ki z przecenionymi towarami wzi��em proszek do prania, a tak�e chusteczki jednorazowe i papier toaletowy. Nast�pnie wr�ci�em do domu, przygotowa�em kolacj�, a potem po�o�y�em si� na kanapie i czytaj�c ksi��k�, czeka�em na powr�t �ony. Poniewa� dopiero niedawno rzuci�em prac�, taki tryb �ycia wydawa� mi si� do�� przyjemny. Nie musz� ju� je�dzi� do firmy zat�oczonym poci�giem, nie musz� si� spotyka� z lud�mi, z kt�rymi nie mam ochoty si� widywa�. Nikt mi nie wydaje rozkaz�w i ja nie musz� ich nikomu wydawa�. Nie musz� je�� z kolegami z pracy zestaw�w obiadowych w pobliskiej zat�oczonej restauracji ani s�ucha� o meczu baseballowym z poprzedniego dnia. I nie wiem ju�, czy czwarty pa�karz z dru�yny Yomiuri Giants wybi� pi�k� na home run, czy te� by�y tylko trzy strikes. To wszystko sprawia�o mi przyjemno��, ale najwi�ksz� to, �e mog�em czyta�, co chcia�em i kiedy chcia�em. Nie wiedzia�em, jak d�ugo potrwa takie �ycie, lecz ten pierwszy tydzie� wolno�ci przynajmniej jak do tej pory bardzo mi si� podoba� i stara�em si� w miar� mo�liwo�ci nie my�le� o tym, co b�dzie dalej. Mia�em co� w rodzaju urlopu od �ycia. Kiedy� si� sko�czy, ale p�ki trwa, trzeba si� nim cieszy�. W ka�dym razie od bardzo dawna nie czyta�em nic dla przyjemno�ci, a szczeg�lnie powie�ci. W ci�gu ostatnich lat czyta�em ksi��ki prawnicze albo byle jakie ksi��czyny nadaj�ce si� do t�ocznych poci�g�w. Nikt nie ustanowi� takiego prawa, lecz panuje opinia, �e czytania warto�ciowych powie�ci przez osoby zatrudnione w firmach prawniczych nie uwa�a si�, co prawda, za rzecz nagann�, ale nie patrzy si� te� na nie �askawym okiem. Je�eli w mojej torbie lub w szufladzie biurka odkryto by tak� ksi��k�, ludzie pewnie zacz�liby na mnie spogl�da� jak na parszywego psa. I powiedzieliby na przyk�ad: �No, no, lubisz czyta� powie�ci? Ja te� lubi�. W m�odo�ci du�o czyta�em". Uwa�aj�, �e powie�ci czyta si� tylko w m�o- do�ci. Tak jakby m�wili, �e wiosn� zbiera si� truskawki, a jesieni� winogrona. Jednak tego popo�udnia nie mog�em jak zwykle rado�nie zatopi� si� w lekturze, a to dlatego, �e Kumiko nie wraca�a. Zwykle przychodzi�a najp�niej o p� do si�dmej, a je�eli mia�a si� sp�ni� cho�by dziesi�� minut, zawsze dzwoni�a. Pod tym wzgl�dem by�a wr�cz przesadnie skrupulatna. Tego dnia nie wr�ci�a jeszcze, cho� min�a si�dma, i w og�le nie zadzwoni�a. Przygotowa�em wszystko tak, by poda� kolacj� od razu po jej powrocie. Nie przyrz�dza�em niczego specjalnego. Mia�em zamiar szybko usma�y� krojon� w paski wo�owin�, cebul�, papryk� i kie�ki fasoli, przyprawi� sol�, pieprzem, pokropi� sosem sojowym, a na koniec doda� piwa. Cz�sto jad�em t� potraw�, gdy jeszcze sam mieszka�em. Ugotowa�em ry�, podgrza�em zup� sojow�, a pokrojone jarzyny le�a�y w kupkach na du�ym talerzu i czeka�y tylko na usma�enie. Lecz Kumiko nie wraca�a. By�em g�odny, wi�c pomy�la�em, �e usma�� najpierw porcj� dla siebie, ale jako� nie mia�em ochoty. Nie wiem dlaczego, zdawa�o mi si�, �e post�pi�bym niew�a�ciwie. Usiad�em przy kuchennym stole, napi�em si� piwa i zjad�em kilka zwilgotnia�ych krakers�w, kt�re znalaz�em w g��bi szafki z naczyniami. Bezmy�lnie wpatrywa�em si�, w ma�� wskaz�wk� zegara, kt�ra powoli dochodzi�a do punktu oznaczaj�cego p� do �smej, a potem go mija�a. Kumiko wreszcie wr�ci�a po dziewi�tej. Wygl�da�a na wyko�czon�. Mia�a zaczerwienione oczy. By� to z�y znak. Zawsze, gdy mia�a takie oczy, zdarza�o si� co� z�ego. Powiedzia�em sobie: �Tylko spokojnie. Nie m�w nic niepotrzebnego. Spokojnie, naturalnie, nie atakuj". - Przepraszam. Za nic nie mog�am si� wyrwa� z p