Moon Elizabeth - Wojna Vattow 03 - Walka z wrogiem

Szczegóły
Tytuł Moon Elizabeth - Wojna Vattow 03 - Walka z wrogiem
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Moon Elizabeth - Wojna Vattow 03 - Walka z wrogiem PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Moon Elizabeth - Wojna Vattow 03 - Walka z wrogiem PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Moon Elizabeth - Wojna Vattow 03 - Walka z wrogiem - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Elizabeth Moon Walka z wrogiem (Engaging the enemy) Tłumaczenie Jerzy Marcinkowski Strona 2 Pamięci Eda Tatom, 1958-2005, który bronił słabych i bez rozgłosu pomagał potrzebującym, z całego serca wierząc w porzekadło o „starości i zdradzie..." Podziękowania dla personelu Szkoły Wyższej we Florence, który zapewnił naszemu synowi cudowne, szkolne doświadczenia. Strona 3 Podziękowania Jak zwykle, zamieszani byli zwyczajowo podejrzani z grupy szermierczej... znają się nie tylko na ostrej stali. Pomocni weterynarze z Town&Country Veterinary Hospital z chęcią odpowiadali na pytania o płodność psów. Czytelnikami testowymi wczesnych wersji byli: Karen Shull, David Watson, Richard Moon oraz ci wystarczająco cierpliwi, by wysłuchać fragmentów odczytywanych przeze mnie w czwartkowe wieczory. Za późniejsze poprawki dziękuję Shelly Shapiro, która wyłapała mnóstwo niezgodności (pozostałości po wcześniejszych wersjach) i upominała mnie, że nie każdy ma ochotę dowiadywać się aż tyle o wędkarstwie muchowym. Wszystkie błędy popełniłam samodzielnie - nie wińcie za nie tych wspaniałych ludzi. Strona 4 Rozdział 1 Pod niebem popołudnia przez szum morskiej bryzy przebiło się jednostajne brzęczenie nadlatującego statku. Nie było nic widać... nie, tam był; niewielki, jak na taki hałas... Wtem implant zalał ją potopem danych: żaden statek - nie było nikogo na pokładzie - tylko broń wymierzona w latarnię nawigacyjną lotniska. Dane wizualne zniknęły, przeładowane żarem i światłem, a dane audio zamieniły się w niezrozumiały hałas, pospiesznie posortowany na kanały, zapisany i przeanalizowany: pierwsza eksplozja, zniszczenia strukturalne, druga eksplozja, szybkie mignięcie planów architektonicznych zabudowań, odzyskane pierwsze dane wizualne... Ky Vatta zerwała się ze snu z łomoczącym sercem, ciężko chwytając powietrze. Nie było jej tam; była tutaj, w ciemnej kajucie kapitańskiej Pięknej Kaleen, której mrok rozświetlały jedynie zielone kontrolki ważniejszych funkcji okrętu. Przez puls w uszach słyszała zwyczajne odgłosy jednostki lecącej w nadprzestrzeni. Żadnych eksplozji. Żadnych pękających cegieł, ani tłuczonego szkła. Żadnego ogłuszającego grzmotu, odbijającego się po paru minutach echem od wzgórz. - Lampka zagłówka - poleciła kajucie i ścianę za nią rozświetliła łagodna poświata, wydobywając z ciemności skotłowaną pościel i jej trzęsące się dłonie. Zmierzyła je groźnym spojrzeniem, nakazując znieruchomieć. Głęboki wdech. Jeszcze jeden. Strona 5 Chronometr poinformował ją, że była połowa trzeciej wachty. Tym razem przespała dwie godziny i czternaście minut. Poszła do łazienki i spojrzała w lustro: wyglądała dokładnie tak fatalnie, jak się czuła. Prysznic powinien pomóc. Jeden już wzięła; brała prysznic za prysznicem, tak samo, jak spędzała godzinę za godziną na okrętowej salce gimnastycznej, w nadziei na wyczerpanie się lub odprężenie, które pozwoliłoby jej przespać całą noc. Była kapitanem. Musiała sobie z tym poradzić. Tym razem zaprogramowała zimny prysznic, po którym - przemarznięta - ubrała się pospiesznie i ruszyła na obchód okrętu. Zawsze mogła to nazwać inspekcją między wachtową. Piekły ją oczy. Poczuła burczenie w żołądku i skierowała się do mesy. Może gorąca zupa... W mesie Rafe otwierał właśnie rację żywnościową. - Nasz sumienny kapitan - mruknął, nie podnosząc wzroku. - Kolejna inspekcja międzywachtowa? Nie ufasz nam? - W lekko ironicznym tonie kryła się zjadliwość. Nie potrzebowała tego. - Nie chodzi o to, że nie ufam załodze. Nadal nie jestem pewna tego okrętu. - Och. Jestem pewien, że pamiętasz, iż objąłem trzecią wachtę, a to jest mój wachtowy posiłek. Chcesz coś? Chciała snu. Prawdziwego snu, którego nie przerywałyby majaki, wizje, ani nic innego... - Pierwsze, co wpadnie ci w rękę - poprosiła. Strona 6 Nie patrząc, sięgnął w głąb szafki i wyciągnął jakiś pakiet. - „Tradycyjny krem Waskie" - odczytał z etykiety. - Na obrazku jest coś w dziwnym odcieniu żółci. Jesteś pewna, że chcesz to zjeść? - Spróbuję - odparła. Wsadził swój posiłek do piecyka. Jej podał mały, zapieczętowany pojemnik i łyżkę. Przyjrzała się krzykliwej etykiecie - wyglądała... nieapetycznie. W środku znajdowała się potrawa, przypominająca zwykły krem jajeczny. Ky zanurzyła w nim łyżkę. Powinien mieć kojące działanie. - Wybacz, że mówię to kapitanowi - zaczął Rafe, siadając naprzeciwko niej przy stole - ale wyglądasz, jakby dziesięć minut temu ktoś podbił ci oczy. Obiecuję nienagannie wywiązać się ze swych obowiązków, jeżeli wrócisz do łóżka, by wyglądać rano jak człowiek. Ky chciała powiedzieć coś o obowiązkowości, lecz nie wykrztusiła ani słowa. - Nie mogę spać - wyznała w zamian. - Ach. Przeżywasz walkę? Musiało być ciężko... Ta próba pop-terapii omal nie wywołała w niej ataku śmiechu. Omal. - Nie - odrzekła. - Koszmary po zabiciu ludzi miałam drugiej nocy. To coś innego. - Mnie możesz powiedzieć - wymruczał. Kiedy nie odpowiedziała, wyprostował się i dodał: - Wiedząc o wewnętrznych ansiblach masz na mnie wystarczająco dużo haków, by nie obawiać się, że Strona 7 odważyłbym się ujawnić jakiekolwiek twoje tajemnice. Może rozmowa z nim faktycznie była bezpieczna? Prędzej popełniłby samobójstwo, niż pozwolił obcym dowiedzieć się, że miał w głowie zainstalowaną nieznaną szerzej technologię - osobisty, natychmiastowy komunikator. - To nie... to nie jest... nie jestem pewna, co to jest. - Ky złożyła dłonie nad kremem, który nie okazał się taki kojący, jak miała nadzieję. W jego teksturze było coś mdlącego. - Wydaje mi się, że... w jakiś sposób... widzę, co wydarzyło się w domu. - Co... atak? - Tak. Wiem, że to niemożliwe. Nie mam pojęcia, czy implant taty cokolwiek nagrał, poza tym nie próbowałam dotrzeć do tych danych. Ale wciąż o tym śnię, albo... o czymś podobnym. - Wysokiej klasy implant mógł to wszystko zarejestrować - uznał Rafe. - O ile twój ojciec chciał mieć nagranie, na przykład na potrzeby sądu. Jesteś pewna, że dane nie przeciekają? Mam na myśli to, że jeżeli nadał im atrybut „Pilne do wysłania"... - Nie mogłoby to przewyższyć priorytetów nadanych przeze mnie, prawda? Wszystko, co zdefiniuje użytkownik... - To prawda, lecz ten implant miał dwóch użytkowników. Może nie wiedzieć, że nie jesteś swoim ojcem. - To... - Śmieszne, zamierzała powiedzieć, ale może wcale takie nie było. Włożono jej implant w stanie zagrożenia, nie dając czasu na adaptację ani urządzeniu, ani mózgowi. Natychmiast włączyła się do bitwy, a potem bezpośrednie połączenie z implantem Rafe'a dokonało Strona 8 zmian w jej urządzeniu, które w ich wyniku przekształciło się w coś w rodzaju ansibla czaszkowego. To mogło uszkodzić lub zmienić funkcje kontrolne. Poza tym, nigdy przedtem nie miała cudzego implantu. Zastanowiło ją, dlaczego cioteczka Grace nie wgrała danych do nowego urządzenia? Może nie było to możliwe. - Nie pomyślałam o tym - przyznała. - Co wiesz o przekazywanych implantach? - Niewiele - odparł Rafe. - Wiem, że można ich używać, ale nie mam pojęcia, do jakiego stopnia na użytkowanie wpływa kontrola rezydualna. To jest implant dowódczy twojego ojca, prawda? Spodziewam się, że wyposażono go w funkcje specjalne. - Prawdopodobnie - zgodziła się Ky. - Z pewnością ma je teraz, po połączeniu z twoim. - Zerknęła na kubek kremu i odsunęła go. - Chyba powinnam zbadać to dokładniej. - Owszem, o ile nie chcesz zwariować z braku snu i od nocnych koszmarów - przytaknął Rafe, wyciągając posiłek z kuchenki mikrofalowej. - Prawdziwe jedzenie również nie zaszkodzi. Może kurczak z makaronem? Zrobię sobie drugie. Pachniało apetycznie. Ky skinęła głową. Rafe pchnął do niej tacę, zabrał pojemnik z kremem, powąchał go, zmarszczył nos i wrzucił do odzyskiwacza. Wyciągnął drugi pakiet i umieścił go w kuchence, po czym ponownie usiadł. Ky nabrała porcję makaronu z sosem - z łatwością przeszła jej przez gardło. - Sprawdź, czy implant ma aktywator cyklu snu - poradził jej Rafe. - Implanty dziecięce nie są w niego wyposażone, lecz wysokiej klasy urządzenia dla dorosłych często mają coś takiego, razem z Strona 9 minutnikiem. Powinien znajdować się w menu ustawień osobistych. Ky zapytała implant i znalazła tryb wspomagania snu, który można było ustawić na maksymalnie osiem godzin. Monitorował i „regulował" aktywność mózgu oraz tłumił bodźce sensoryczne. Użytkowników informowano, że nie powinni używać tej funkcji więcej niż pięć razy pod rząd, chyba że pod opieką lekarza... Pojawiło się okienko: „Pilne: Polecenie autoryzowanego użytkownika: przejrzeć zabezpieczone pliki". Ky sprawdziła priorytet wspomagania snu wobec Pilnych Wiadomości, ustawiła go tak, że wspomaganie snu znalazło się wyżej i ustawiła warunki przebudzenia. Po czym dokończyła makaron z kurczakiem. - Wracam do łóżka - oznajmiła. - Powiedz pierwszej wachcie, że mogę być później. Aktywacja trybu wspomagania snu była niczym krok ze stromego klifu w zapomnienie. Obudziła się wypoczęta, po raz pierwszy, odkąd włożyła sobie implant... ospała i odprężona. Po prysznicu i przebraniu się udała się na mostek. - Pani kapitan wypoczęta? - zapytał Lee. - Bardzo - odpowiedziała Ky. - Ale zamierzam spędzić większość dnia na badaniu danych zachowanych w implancie. Podejrzewam, że czeka mnie intensywna praca. Dlatego też powiedz mi od razu, czego ci trzeba na tę wachtę. - Radzimy sobie dobrze - odrzekł Lee. - Wszystkie systemy w porządku - to znakomity okręt, pomimo tego, do czego był wykorzystywany. Osman był, jaki był, ale jednostkę utrzymywał w Strona 10 doskonałym stanie. - W razie potrzeby dzwoń - zarządziła Ky. - Będę w kajucie. Zakrzątnęła się w kabinie, ścieląc koję i wrzucając powłoczki do odświeżacza. Zwlekała ze stawieniem czoła temu, co ją czekało. Dopiero, kiedy to sobie uświadomiła, usiadła przy biurku i uaktywniła zabezpieczone pliki. Pod niebem popołudnia przez szum morskiej bryzy przebiło się jednostajne brzęczenie nadlatującego statku... lecz tym razem nie spała i przeglądała dane audiowizualne z zewnątrz, a nie jako uczestniczka. Emocje ojca nie zalały jej świadomości - rozpoznała sylwetki dwóch pocisków, zanim implant je zidentyfikował. Mimo wszystko gwałtowność wybuchów pozostała wstrząsająca. Jej oddech przyspieszył. Ky świadomie zwolniła odtwarzanie, wciąż na nowo powracając do tego samego ujęcia: czy były to pojazdy bojowe z bombami lub rakietami, czy też same były bronią? Nadleciały nisko i szybko. Implant nie zarejestrował - jej ojciec nie pomyślał o poszukaniu ich - odczytów, które mogłyby zdradzić ich naturę. Ky zaznaczyła najlepsze ujęcia i nakazała implantowi odszukanie podobnych obiektów po eksplozjach, lecz jej ojciec ewidentnie nie szukał potem pojazdów, ani nie ściągnął danych ze skanerów lotniska. Z powrotem do początku. Implant nie zdradził jej, o czym ojciec myślał tamtego popołudnia, zachował jednak jego plan podróży - lot z Corleigh z powrotem na kontynent - oraz harmonogram spotkań: ze starszymi managerami w siedzibie głównej Vattów (agenda zawierała Strona 11 zapoznanie się z kwartalnymi raportami finansowymi oraz obiad z bratem i jego żoną), a przez kolejne dwa dni ze Związkiem Hodowców Tiku Slotter Key, Komisją Rolną Slotter Key oraz Komisją Doradczą ds. Transportu Slotter Key. Adres ostatniego roku Szkoły Biznesu Nandinii - Ky zignorowała odnośnik do tekstu. Zwyczajna rutyna: sześć dni na dziesięć spędzał na kontynencie; jej matka preferowała łagodniejszy klimat Corleigh, z wyjątkiem szczytu sezonu towarzyskiego. Plan lotu był ułożony znacznie wcześniej - każdy mógł ustalić, kiedy będzie przebywał na niewielkim, prywatnym lądowisku, a jednak nie doszło tam do żadnej eksplozji. Odnotowała tę osobliwość i powróciła do nagrań wizualnych. Lokalne biura eksplodowały - z nieba posypał się deszcz szczątków. Kolejny wybuch... Wizja pociemniała. Na marginesach pojawiły się kolumny czerwonych cyfr, przekazując ojcu najistotniejsze dane. Próbowała uspokoić oddech - czy właśnie wtedy zginął? Ale nie. Wizja powróciła, jak gdyby ktoś wydobył go z ruin. Rozpoznała twarze: stary George, ich pilot Gaspard, ktoś znany jej z biura... Marin Sanlin, podpowiedział jej implant. Ojciec spojrzał w stronę domu, zamienionego w wieżę ognia i dymu... Nawet widząc to, nie była w stanie do końca uwierzyć. Ich rozległy i wygodny dom z wysokimi oknami, łapiącymi morską bryzę i chłodną terakotą na podłogach nie mógł zniknąć tak szybko i całkowicie. Część ścian nadal stała, a w środku szalały płomienie, Strona 12 pożerając jej przeszłość... Długi, wypolerowany stół w jadalni, bibliotekę z półkami infokostek i starych książek, obrazy, pokoje rodzinne... Na powierzchni basenu unosiły się odłamki drewna i popiół. Ujrzała przerażoną twarz matki... Ky wyłączyła odtwarzanie, zacisnęła powieki i uniosła je po chwili, by wbić wzrok w pusty ekran wyświetlacza na biurku. Mama. Piękna, inteligentna, pełna gracji i złości na córkę, która nigdy nie była równie piękna, inteligentna i zwinna... Tak często odczuwała złość i bunt, odrzucała rady matki, a teraz... Już nigdy nie powie mamie, jak bardzo podziwiała i kochała kobietę, która ją urodziła. Odepchnęła się od biurka. To było prawdziwe, to naprawdę się wydarzyło. Jej matka nie żyła - nie było cienia wątpliwości - a ona będzie musiała znaleźć sposób, żeby sobie z tym poradzić, ale nie w tej chwili. Udała się do pokładowej salki gimnastycznej. Osman nie dowodził rozlazłą jednostką i Piękna Kaleen szczyciła się znakomitymi urządzeniami do utrzymywania pirackiej załogi w gotowości do walki: od standardowych przyrządów do ćwiczeń po strzelnicę. Wypróbuje część z nich, spalając te wszystkie wysokokaloryczne racje żywnościowe. Gordon Martin pojawił się tam przed nią. Zatrzymała się na chwilę, obserwując, jak wykonuje całą serię ćwiczeń. Podniósł się twarzą do włazu i ukłonił. - Dzień dobry, pani kapitan. Strona 13 - Masz ochotę na sparring ze mną? - zapytała. Uniósł brwi. - Oczywiście, pani kapitan, ale... wydaje się pani zdenerwowana. Nie miała ochoty na wyjaśnienia, tylko na zadanie czemuś paru ciosów. Albo komuś. - Ćwiczenia powinny pomóc - mruknęła. - Musi się pani najpierw rozgrzać - zauważył. Skinęła głową i wykonała wszystkie ćwiczenia rozgrzewające tak szybko, jak tylko mogła. Potem przykucnęli na macie. Ky zmusiła się do wolnego rozpoczęcia od podstaw. Gordon dostosował się do niej. Ćwiczyli według tego samego systemu i walczyli ze sobą wystarczająco często, by wyczuć styl przeciwnika. Zanim skończyli, była spocona i obolała, lecz mimo to czuła się znacznie lepiej. *** Powrót do przeglądania implantu był trudny. Miała ochotę przeskoczyć część danych, lecz wiedziała, że nie wolno jej tego zrobić. Oblicze matki - zniekształcone ranami, wysmarowane mokrym popiołem i w oczywisty sposób martwe - ożywiały jedynie odczyty na skraju ekranu. Ojciec patrzył na matkę przez długi czas, zanim ktoś nie zabrał jej ciała, a jego stan nie pogorszył się. Spadek ciśnienia krwi, ciepłoty głębokiej ciała, zawartości tlenu we krwi tętniczej... implant zawieszał nieużywane funkcje ograniczając się w końcu jedynie do zapisu, który teraz przeglądała. Oczyma ojca ujrzała twarz cioci Grace - pełnej energii staruszki, a nie zbzikowanej i marudnej primadonny, jak ją zawsze postrzegała. W tamtej chwili Cioteczka Strona 14 Grace wyglądała jak dowódca w krytycznym momencie bitwy. Dobry dowódca. Implant wyłączył się podczas ewakuowania ojca, najpewniej dlatego, iż jego stan pogorszył się do tego stopnia, że urządzenie przestało czerpać wystarczającą ilość energii do dalszego nagrywania. Był jeszcze jeden plik z atrybutem „Pilne" o spotkaniu rodzinnym - nie miała pojęcia: gdzie, ani kiedy - po czym implant ponownie się wyłączył. Stella powiedziała, że ojciec kazał ciotce Grace zabrać jego implant. Czy Grace odczytała te pliki i oznaczyła do pilnego odzyskania? Czy uczynił to jej ojciec? Łatwiej jej było rozważać tę kwestię, niż rozmyślać nad obrazami, które zobaczyła. Następną godzinę spędziła na badaniu pojemności implantu, choć krótki okres nie wystarczył, by dotrzeć do wszystkich szczegółów organizacji. Implant dowódczy miał znacznie więcej funkcji niż ten, którego używała przed wstąpieniem na Akademię. Nowa funkcja ansibla, jaką uzyskała dzięki zewnętrznemu połączeniu z Rafem, była zamknięta we własnym jądrze i nosiła logo ISC. Będzie musiała zapytać o to Rafe'a, ale nie w tej chwili. Funkcje związane z okrętem były znacznie szersze, niż podejrzewała; gdyby chciała, mogła uchylić polecenie każdego członka załogi. Choć Pięknej Kaleen nie modyfikowano od paru dekad - dłużej, niż żyła Ky - stary zestaw komend Vattów, wbudowany głęboko w SI okrętu, służył Osmanowi dobrze i pirat nigdy nie zadał sobie trudu wykasowania go. Jej implant połączył się już z SI, by dostosować ją Strona 15 do aktualnych standardów Vattów. W kwestiach finansowych zdobyła dostęp do pełnej wiedzy ojca, od typów polis zawartych przez każdego w ich organizacji i na co, po wielkość międzygwiezdnego rynku tiku. Większość tych danych pozostawała poza jej zasięgiem - nigdy nie dbała o zagadnienia inwestycji. Przestudiuje je później lub znajdzie kogoś, kto zrozumie złożone dane. Może Stella. - Kapitanie... chciałaby pani coś zjeść? - To był Toby, delikatnie stukający do jej drzwi. - Tak, dziękuję. - Wstała sztywno, czując w kościach poranne ćwiczenia. Powinna jeść. Powinna spać. Implant poinformował ją, że pracowała od sześciu godzin. Sześć godzin? Już przegapiła jeden posiłek. Mesa Pięknej Kaleen miała dwadzieścia miejsc. Załoga Ky skupiła się przy jednym końcu długiego stołu. Ostatni posiłek pierwszej wachty był jednocześnie pierwszym posiłkiem trzeciej wachty, więc - oprócz pilnującego mostka Mitta - w mesie znaleźli się wszyscy. Ky usiadła pomiędzy Alene i Lee. - Skończyłem inwentaryzację zawartości wszystkich przedziałów wypełnionych powietrzem - poinformował ją Gordon. - Wiem, co mówi SI na temat zawartości pozostałych przedziałów, lecz nie mam pewności, czy to prawda. - Dysponujemy czymkolwiek, co można jednoznacznie określić jako posiadane legalnie? - zapytała Ky. - Większość dóbr znajduje się w nieoznakowanych lub standardowych kontenerach, lecz bez listów przewozowych. Osman Strona 16 nie prowadził listy okradzionych statków - przynajmniej jeszcze takowej nie znalazłem. Implant ojca zawierał przepisy prawne dotyczące kaperstwa. Kaper brał w posiadanie nieprzyjacielski statek wraz z ładunkiem i żył z jego sprzedaży. Otwarte pojemniki uznawano za należące do statku, który je przewoził i te bezdyskusyjnie przechodziły na własność kapra, lecz zapieczętowane kontenery z listami przewozowymi należało oddzielić i przekazać do kontroli wyznaczonemu przez sąd biegłemu w następnym porcie zawinięcia. Jeśli okazało się, że stanowiły przesyłkę, dostarczano je odbiorcy za wyznaczoną przez sąd nagrodą dla kapra za „odzyskanie skradzionych dóbr". Zapieczętowane kontenery bez listów przewozowych były zdradliwe. Technicznie rzecz biorąc, powinny zostać poddane ocenie, lecz kaprzy otwierali zamknięte, ale pozbawione oznakowań kontenery, by zamienić je w pojemniki prywatnego użytku. Połączyła się z pokładową SI i ściągnęła aktualny stan magazynowy. Nawet więcej, niż się spodziewała. Co miała z tym zrobić? Bogactwo nie wskrzesi martwych. Nawet jeśli odbuduje dom w Corleigh, rodzice nie zamieszkają w nim na powrót... Wujek już nigdy nie zasiądzie na szczycie stołu w sali konferencyjnej Transportu Vattów. Chciała powrócić do chwili przed tym wszystkim, do domu, do tak doskonale znanego sobie pokoju, do miejsca, gdzie każdy krok, który zrobiła i każdy głos, który usłyszała, były znajome. To już nigdy nie nastąpi. Strona 17 Zmusiła się do powrotu do teraźniejszości. - Czy sprawdzona przez ciebie wersja stanów magazynowych Osmana zgadzała się z rzeczywistością? - Tak. Zaskoczyło mnie to, lecz przypuszczam, że nigdy nie spodziewał się, iż ktoś uzyska dostęp do danych tego okrętu. - Wobec tego zakładam, że w pozbawionych powietrza przedziałach jest to, co widnieje na liście. Nie, żebyśmy tego wszystkiego potrzebowali. - Mówiąc to, wiedziała, że palnęła głupstwo. Potrzebowali znacznie więcej, jeżeli miała odbudować firmę Vattów, a co dopiero zaatakować zamachowców. Po posiłku usiadła w kajucie, żeby zastanowić się, co dalej. Rok temu - to już naprawdę tak długo? - była szczęśliwą i ambitną kadetką czwartego roku Akademii Marynarki Wojennej Slotter Key, planującą karierę oficera Sił Kosmicznych i związek z kolegą z roku, Halem. Od tamtej pory została wyrzucona z Akademii i porzucona przez ukochanego. Jej późniejszą karierę kupca w rodzinnym interesie - która według oczekiwań Ky miała być okropnie nudna - naznaczyły wojna, bunt, próby zamachów, a wreszcie zdobycie tego okrętu, posiadanego wcześniej przez wyrodnego Vattę. Jej rodzinę i kwitnący na międzygwiezdną skalę interes niemal zniszczono. Rząd rodzinnego świata przesłał jej tajny list kaperski, uprawniający do działania w jego imieniu na chwilę przed odmową obrony lub wsparcia jej rodziny, kiedy zaatakował nieznany nieprzyjaciel. Teraz oczekiwano od niej, że ocali resztki rodziny i biznesu, nie mając sojuszników i dysponując bardzo niewielkimi zasobami. Strona 18 Zbyt wiele zmian w zbyt krótkim czasie. Skupiła się z powrotem na okręcie, za pomocą implantu czaszkowego sprawdzając system po systemie. Wszystko w normie, a zmysły podpowiadały jej, że wszystko smakowało, pachniało i brzmiało normalnie. Nie miała pretekstu, by nie zabrać się za poważniejsze kwestie. Co teraz? Skąd nadejdzie kolejny atak? Przynajmniej nie podczas lotu w nadprzestrzeni. Po raz drugi włączyła tryb wspomagania snu i obudziła się osiem godzin później wypoczęta na tyle, by przyznać, że pierwsza dawka snu była niewystarczająca. Teraz czuła się gotowa do pracy. Rozważyła kolejną sesję w salce gimnastycznej, lecz postanowiła raczej zająć się tym, czego pragnęła najmniej: przejrzeniem listy cargo Osmana i oszacowania wszystkich pozycji. Dzięki implantowi ojca część zadania okazała się łatwiejsza, niż przypuszczała. Pewnych pozycji oszacować się nie dało - skąd miała wiedzieć, ile ktoś jest skłonny zapłacić za zakazaną technologię, o której istnieniu większość ludzi nawet nie wiedziała? Zaburczało jej w brzuchu, przypominając, że od dwóch godzin była na nogach, a jeszcze nic nie zjadła. W kambuzie zignorowała kuszący Złoty Pakiet Śniadaniowy Premium - czuła się obżarta tym całym pysznym jedzeniem - zadowalając się batonem proteinowym i kubkiem soku. Ktoś zostawił w zlewie lepki kubek i miskę; umyła je automatycznie, rozważając dostępne opcje. Miała teraz dwie jednostki: Gary’ego Tobai, statek stary i wolny, oraz ten okręt: większy, szybszy i - co najbardziej użyteczne - bardzo dobrze Strona 19 uzbrojony. Zaczątek floty, choćby bardzo niewielkiej. Jeżeli zamierzała dowodzić flotą, potrzebowała personelu. A przedtem pełnych, doświadczonych załóg na obu jednostkach... A jeszcze wcześniej musiała ustalić, ile miała pieniędzy na ich obsadzenie i wyposażenie... - Dzień dobry, pani kapitan. - Gordon Martin sięgnął ponad nią po miskę, którą napełnił skromną porcją suchych płatków. Jak zawsze, wyglądał na żołnierza-weterana, którym był, zanim dołączył do jej załogi. - Skończyłem przegląd systemów bezpieczeństwa. Źli chłopcy Osmana nie mieli czasu na zostawienie zbyt wielu pułapek. Wszystkie rozbroiłem. - To dobrze - pochwaliła Ky. - Miałaby pani coś przeciwko temu, żebym przeprowadził dzisiaj ćwiczenia ze strzelania? - zapytał. - Sprawdziłem wzmocnienia ram celu. Są całkowicie bezpieczne. - W porządku - odpowiedziała. Jej również przydałyby się ćwiczenia. - Martin, chciałabym porozmawiać z tobą o strukturze dowodzenia teraz, kiedy mam dwie jednostki... - Uważa pani, że może zatrzymać ten okręt? - zapytał, zalewając płatki mlekiem. - Zamierzam go zatrzymać - odparła. - To okręt Vattów. Przywróciłam go pierwotnemu właścicielowi. - Dobrze. Chodzi o strukturę organizacyjną? Nie mówiło się: Tak przypuszczam do weteranów pokroju Martina, niezależnie, co stwierdzały jego papiery. Strona 20 - Tak - odpowiedziała Ky. - Prostą, ale z możliwością rozbudowy. - Bazującą na tradycji Vattów, czy... - zawiesił głos, patrząc na nią i mieszając płatki. Ky pokręciła głową. - Nie przydadzą nam się stare protokoły, dopóki nie uporamy się z tymi, którzy atakują Vattów. Pewnie, że nasze statki handlowe muszą wrócić do przewożenia cargo i zarabiania pieniędzy, lecz nie możemy liczyć na to, póki nas wysadzają, jesteśmy ostrzeliwani i tak dalej. Myślę o niewielkiej flotylli. Obecnie mam dwie jednostki. Jestem pewna, że nie wszystkie statki Vattów zniszczono. Możemy włączać je do planu w miarę ich odnajdywania. - My? Ma pani na myśli siebie? - My to ja, moja kuzynka Stella i ty, Martinie. Oraz reszta załogi. - Lecz z tobą w roli głównodowodzącej. - W jego głosie nie było cienia wątpliwości. - Tak - potwierdziła. - O ile wiem, pozostałam jedyną z Vattów z odpowiednim przeszkoleniem. - Taaa. Widzę... - Zjadł dwie łyżki płatków, po czym odłożył sztućce. - Musi pani coś zrozumieć, pani kapitan: mam doświadczenie w zaopatrzeniu i bezpieczeństwie związanym z zapewnieniem dostaw i kontrolą stanów magazynowych. Przebywałem na okręcie w trakcie walki w systemie Slotter Key, ale nie wiem o broni i taktyce tyle, ile pani ode mnie oczekuje. - A co z tą organizacją? - zapytała Ky. Kolejna łyżka płatków i zamyślone spojrzenie. Pokiwał głową.