Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Mein.Kampf PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
ADOLF HITLER
MOJA WALKA
Edycja komputerowa: www.zrodla.historyczne.prv.pl
Przy udziale Macieja Husa
Mail:
[email protected]
Tytu� orygina�u
Mein Kampf
T�umaczenie
Irena Puchalska
Piotr Marsza�ek
SPIS TRE�CI
Cz�� I
Obrachunek
S�owo wst�pne Adolfa Hitlera .
Rozdzia� I
W domu rodzinnym .
Rozdzia� II
Wiede�skie �ata nauki i walki .
Rozdzia� III
Pogl�dy polityczne z okresu wiede�skiego .
Rozdzia� IV
Monachium
Rozdzia� V
Wojna �wiatowa
Rozdzia� VI
Propaganda wojenna
Rozdzia� VII
Rewolucja .
Rozdzia� VIII
Pocz�tki mojej dzia�alno�ci politycznej .
Rozdzia� IX
Niemiecka Partia Robotnicza .
Rozdzia� X
Przyczyny upadku imperium
Rozdzia� XI
Nar�d i rasa .
Rozdzia� XII
Pierwszy okres w rozwoju Narodowosocjalistycznej Niemieckiej
Partii Robotniczej
CZʌ� II
Ruch narodowosocjalistyczny
Rozdzia� I
�wiatopogl�d a partia .
Rozdzia� II
Pa�stwo
Rozdzia� III
Obywatele
Rozdzia� IV
Osobowo�� a koncepcja pa�stwa narodowego .
Rozdzia� V
�wiatopogl�d a organizacja .
Rozdzia� VI
Pierwsze dni walki: znaczenie przem�wie� .
Rozdzia� VII
Walka z si�ami czerwonych .
Rozdzia� VIII
Silny cz�owiek jest najmocniejszy, gdy jest sam .
Rozdzia� IX
My�li na temat znaczenia i organizacji socjalistycznych robotnik�w
Rozdzia� X
Pozorny federalizm .
Rozdzia� XI
Propaganda a organizacja .
Rozdzia� XII
Sprawa zwi�zk�w zawodowych .
Rozdzia� XIII
Powojenna polityka Niemiec w kwestii sojuszy.
Rozdzia� XIV
Polityka wschodnia
Rozdzia� XV
Prawo do samoobrony.
Aneks .
Oficjalny Manifest NSDAP w sprawie stanowiska Partii w kwestii
ch�opskiej oraz rolnictwa
Program NSDAP .
Cz�� I
Obrachunek
S�owo wst�pne Adolfa Hitlera
9 pa�dziernika I921 roku, w cztery lata od jej powstania, Narodowosocjalistyczna
Niemiecka Partia Robotnicza zosta�a rozwi�zana, a jej dzia�alno�� zakazana w ca�ej Rzeszy.
I kwietnia I924 roku wyrokiem S�du Ludowego w Monachium zosta�em skazany i
osadzony w twierdzy Landsberg nad Lechem.
To da�o mi po latach nieprzerwanej pracy mo�liwo�� przyst�pienia do dzie�a, kt�rego
wielu si� domaga�o, a kt�re ja uwa�a�em za po�yteczne dla ruchu. Tak wi�c postanowi�em
wyja�ni� w tej ksi��ce cele naszego ruchu, a tak�e przedstawi� obraz jego rozwoju. Z niej
b�dzie si� mo�na wi�cej nauczy� ni� z jakiejkolwiek czysto doktrynerskiej rozprawy
naukowej. Da�o mi to sposobno�� przedstawienia swojej osobowo�ci na tyle, na ile jest to
potrzebne do zrozumienia idei tej ksi��ki i rozwiania sfabrykowanej przez �ydowsk� pras�
legendy mojej osoby.
T� prac� zwracam si� nie do obcych, ale do tych stronnik�w ruchu, kt�rzy nale�� do
niego sercem i pragn� jego zrozumienia.
Wiem, �e ludzi �atwiej mo�na pozyska� s�owem m�wionym ni� pisanym i �e ka�dy
wielki ruch na tej ziemi ro�nie w si�� dzi�ki m�wcom, a nie wielkim pisarzom.
Jednak�e w celu stworzenia podstaw jakiej� doktryny i jej ujednolicenia wewn�trzne
zasady musz� zosta� spisane. Mo�e wi�c ta ksi��ka stanie si� kamieniem w�gielnym
naszego ruchu, do kt�rego i ja wnios� sw�j wk�ad.
Autor
ROZDZIA� I
W domu rodzinnym
Dzisiaj rozumiem, jak dobrze si� sta�o, �e los wybra� na miejsce mojego urodzenia
Braunau nad Innem. To ma�e graniczne miasteczko le�y mi�dzy dwoma pa�stwami
niemieckimi, o kt�rych ponowne zjednoczenie nale�y zabiega� wszelkimi mo�liwymi
�rodkami.
Niemiecka Austria musi powr�ci� do wielkiej niemieckiej ojczyzny i to nie z powod�w
ekonomicznych. O nie! Nawet gdyby z tego punktu widzenia ponowny zwi�zek by� rzecz�
oboj�tn� - a tak�e wtedy, gdyby aktualnie by� szkodliwy - musi on nast�pi�. Wsp�lna krew
powinna nale�e� do wsp�lnej Rzeszy. Niemcy nie maj� prawa zajmowa� si� polityk�
kolonialn� tak d�ugo, jak d�ugo nie b�d� zdolni do po��czenia swoich syn�w we wsp�lnym
pa�stwie. Dop�ki ka�dy Niemiec nie znajdzie si� w granicach Rzeszy i nie b�dzie w stanie
wy�ywi� si�, dop�ty nie b�d� mieli Niemcy moralnego prawa zdobywania obcych teren�w,
cho�by to by�o korzystne dla poszczeg�lnych obywateli. W ten spos�b to ma�e miasteczko
sta�o si� symbolem wielkiego przedsi�wzi�cia.
Czy my nie jeste�my tacy sami jak wszyscy Niemcy? Czy wszyscy nie stanowimy
ca�o�ci?
Ten problem zacz�� wrze� w moim dzieci�cym umy�le. W odpowiedzi na swoje
nie�mia�e pytania, by�em zmuszony z zazdro�ci� uzna� fakt, �e Niemcy nie byli nigdy tak
szcz�liwi, jak b�d�c cz�onkami imperium Bismarcka.
W tym austriackim miasteczku nad Innem, mieszkali w ko�cu lat osiemdziesi�tych
minionego stulecia moi rodzice: ojciec by� urz�dnikiem pa�stwowym, matka zajmowa�a si�
gospodarstwem domowym. Z tych czas�w niewiele pozosta�o w moich wspomnieniach, gdy�
wkr�tce ojciec musia� opu�ci� na zawsze to miasteczko i podj�� prac� w Passau, w samych
Niemczech.
Los austriackiego urz�dnika celnego wymaga� ci�g�ego podr�owania. Po pewnym
czasie ojciec przeni�s� si� do Li n z u i tam doczeka� emerytury. Kupi� w Marktfleckens
Lambach w G�rnej Austrii gospodarstwo rolne i tym samym poszed� w �lady naszych
przodk�w.
Wol� mego ojca by�o, abym zosta� urz�dnikiem pa�stwowym. By� dumny z tego, co
sam osi�gn�� i tego samego pragn�� dla swego dziecka. Nie wyobra�a� sobie odmowy:
wed�ug niego niedo�wiadczony ch�opiec nie m�g� sam o sobie decydowa�.
A jednak mia�o si� sta� inaczej. Pierwszy raz w swoim �yciu, maj�c zaledwie jedena�cie lat,
musia�em stan�� w opozycji do ojca! Tak jak on by� zdecydowany przeforsowa� swoje plany,
tak ja by�em nieugi�ty w odmowie.
Nie chcia�em zosta� urz�dnikiem. �adne rozmowy czy powa�ne argumenty nie
zmieni�y mej niech�ci. Nie chcia�em by� urz�dnikiem i nie godzi�em si� zosta� nim. Ka�da
pr�ba powo�ywania si� na przyk�ad mego ojca, maj�ca wzbudzi� we mnie zachwyt i
zainteresowanie tym zawodem, wywo�ywa�a jedynie przeciwny efekt. Nienawidzi�em
siedzenia w biurze nie pozwalaj�cego by� panem swojego w�asnego czasu; sp�dzenie
ca�ego �ycia na wype�nianiu formularzy wydawa�o mi si� nudne.
Teraz, gdy dokonuj� przegl�du tych lat, ujrza�em dwa zdarzenia, kt�re uwidoczni�y si�
w tym okresie najwyra�niej: I) sta�em si� nacjonalist�, 2) nauczy�em si� rozumie� prawdziwy
sens historii.
Stara Austria by�a pa�stwem wielonarodowo�ciowym.
W stosunkowo wczesnej m�odo�ci mia�em mo�liwo�� wzi�� udzia� w nacjonalistycznej
walce w starej Austrii. Mieli�my szkoln� organizacj� i wyra�ali�my nasze pogl�dy przy
pomocy kwiat�w chabru i czarno-czerwono-z�otych barw. Pozdrawiali�my si� s�owami "Heil",
a zamiast pie�ni "Kaiserlied", �piewali�my, pomimo ostrze�e� i kar, "Deutschland �ber Alles"
(Niemcy ponad wszystko - przyp. t�umacza). W ten spos�b m�odzie� kszta�ci�a si�
politycznie, podczas gdy obywateli tak zwanego pa�stwa narodowego nie ��czy�o nic wi�cej
poza wsp�lnym j�zykiem. Mimo to, oczywi�cie, nie zalicza�em si� do oboj�tnych i sta�em si�
wkr�tce fanatycznym niemieckim nacjonalist�, jednak nie w dzisiejszym partyjnym
rozumieniu tego s�owa.
Rozw�j w tym kierunku nast�powa� u mnie bardzo szybko, tak �e ju� w wieku
pi�tnastu lat rozumia�em r�nic� mi�dzy dynastycznym "patriotyzmem", a narodowym
"nacjonalizmem". To ostatnie rozumia�em o wiele lepiej.
Czy my ju� jako ch�opcy nie wiedzieli�my, �e to austriackie pa�stwo nie darzy�o nas,
Niemc�w, w og�le �adn� mi�o�ci�?
Nasza wiedza o metodach post�powania Habsburg�w by�a potwierdzana ka�dego
dnia przez codzienne do�wiadczenia. Na p�nocy i na po�udniu trucizna obcych ras z�era�a
cia�a naszego narodu i nawet Wiede� coraz mniej przypomina� niemieckie miasto. "Dom Cesarski',
stawa� si� czeskim, gdzie tylko to by�o mo�liwe; wreszcie r�ka bogini odwiecznej
sprawiedliwo�ci i nieub�aganej zemsty zada�a �mier� najwi�kszemu wrogowi niemiecko�ci
Austrii, arcyksi�ciu Franciszkowi Ferdynandowi. Zabi�a go kula, kt�rej sam pom�g�. To on by�
przecie� g��wnym patronem ruchu, kt�rego celem by�o uczyni� z Austrii pa�stwo
s�owia�skie.
Zarodek przysz�ej wojny �wiatowej i w istocie ca�kowita ruina Niemiec le�� w fatalnym
po��czeniu m�odej niemieckiej Rzeszy z austriackim niby-pa�stwem. W trakcie pisania tej
ksi��ki b�d� musia� zaj�� si� gruntownie tym problemem. Wystarczy tu jedynie stwierdzi�, �e
od najwcze�niejszej m�odo�ci by�em przekonany, i� zniszczenie Austrii jest koniecznym
warunkiem bezpiecze�stwa niemieckiej rasy, a ponadto, �e poczucie narodowo�ci w �aden
spos�b nie mo�e by� identyfikowane z dynastycznym patriotyzmem. Nieszcz�ciem
niemieckiej rasy by� przede wszystkim panuj�cy dom Habsburg�w.
Konsekwencjami tego stanu by�a gor�ca mi�o�� do mojej niemieckiej Austrii i g��boka
nienawi�� do austriackiego pa�stwa.
Decyzja o wyborze zawodu zapad�a szybciej, ni� mog�em tego oczekiwa�. W
trzynastym roku �ycia straci�em nagle ojca. Zawa� serca pozbawi��ycia tego jeszcze
krzepkiego cz�owieka. Umar� bezbole�nie pogr��aj�c nas w g��bokim b�lu. Nie powiod�o mu
si� to, czego najbardziej pragn�� - zapewni� swojemu dziecku egzystencj� i tym samym
uchroni� go przed gorycz��ycia, kt�rej sam zazna�.
Z pocz�tku nic si� nie zmieni�o. Matka zgodnie z �yczeniem ojca czu�a si�
zobowi�zana nadal kierowa� moim wychowaniem i kszta�ci� mnie na urz�dnika. la jednak,
jak nigdy przedtem, by�em zdecydowany, �e pod �adnym warunkiem nim nie zostan�.
Dlatego ju� w szkole �redniej unika�em niekt�rych przedmiot�w i w og�le nauki. Z
pomoc� przysz�a mi choroba i w ci�gu kilku tygodni zdecydowa�y si� losy mojej przysz�o�ci.
Ci�ka choroba p�uc spowodowa�a, �e lekarz stanowczo odradza� podj�cie pracy w biurze.
Musia�em przerwa� nauk� na jeden rok. To, o czym tak d�ugo marzy�em, sta�o si�
rzeczywisto�ci�. Pod wp�ywem mojej choroby matka w ko�cu uzna�a, �e po przerwie wr�c�
do szko�y realnej, a p�niej b�d� m�g� ucz�szcza� do akademii.
By�y to najszcz�liwsze dni, jak przepi�kny sen. I naprawd� mia� to by� tylko sen.
Dwa lata p�niej �mier� matki po�o�y�a kres tym wszystkim planom. Jej choroba od pocz�tku
nie dawa�a wielkich nadziei na uleczenie, jednak jej �mier� by�a dla mnie wielkim ciosem.
Swojego ojca czci�em, a matk� kocha�em.
Ub�stwo i twarda rzeczywisto�� zmusza�y mnie do podj�cia szybkiej decyzji.
Skromne �rodki finansowe mojej rodziny prawie zupe�nie si� wyczerpa�y wskutek ci�kiej
choroby matki. Przyznana mi sieroca renta nie wystarcza�a nawet na prze�ycie, tak wi�c
by�em zmuszony zarabia� jako� na swoje utrzymanie.
Z walizk� pe�n� ubra� i bielizny oraz determinacj� w sercu pojecha�em do Wiednia.
Mia�em nadziej� odmieni� los, tak jak m�j ojciec pi��dziesi�t lat wcze�niej. Chcia�em zosta�
"kim�", ale w �adnym wypadku nie urz�dnikiem.
ROZDZIA� II
Wiede�skie lata nauki i walki
�mier� matki, niczym przeznaczenie, zadecydowa�a w pewnym sensie o mojej
przysz�o�ci.
W ostatnich miesi�cach jej choroby pojecha�em do Wiednia w celu z�o�enia
egzamin�w wst�pnych do akademii. By�em przekonany, �e z dziecinn��atwo�ci� zdam. W
szkole realnej rysowa�em najlepiej w mojej klasie, a od tego czasu moje zdolno�ci rozwin�y
si� jeszcze bardziej. Liczy�em wi�c na powodzenie.
Nad moim talentem malarskim wzi�y jednak g�r� zainteresowania architektur�.
jeszcze w wieku szesnastu lat, gdy po raz pierwszy pojecha�em do Wiednia, by studiowa�
malarstwo w dworskim muzeum, moje oczy widzia�y tylko samo muzeum. Biega�em za tymi
drzwiami od rana do wieczora, a nawet do p�nej nocy, od jednego obiektu do drugiego.
Godzinami mog�em tak sta� przed oper� i podziwia� parlament. Ca�a ulica Ringstrasse robi�a
na mnie wra�enie cudu z tysi�ca i jednej nocy.
Teraz po raz drugi by�em w tym pi�knym mie�cie i czeka�em na rezultat egzaminu
wst�pnego. By�em tak przekonany o powodzeniu, �e zawiadomienie o nie przyj�ciu spad�o
na mnie jak grom z jasnego nieba.
Jednak rektor wyja�ni� mi, �e z rysunk�w, kt�re ze sob� przynios�em, jednoznacznie wynika,
i� nie mam predyspozycji malarskich, natomiast mam zdolno�ci w dziedzinie architektury.
Po raz pierwszy w moim m�odym �yciu by�em niezadowolony z samego siebie. To,
czego dowiedzia�em si� o moich zdolno�ciach, sprawi�o, �e postanowi�em zosta�
architektem. Droga do tego by�a jednak bardzo trudna. Zem�ci�a si� teraz moja niech�� do
nauki w szkole realnej. Przyj�cie do akademii by�o uwarunkowane posiadaniem matury. Nie
by�o mo�liwe spe�nienie mojego marzenia, aby zosta� artyst�.
Zadziwiaj�ce bogactwo i odra�aj�ca n�dza przeplata�y si� w Wiedniu ze sob� w
ogromnym kontra�cie. W centralnych cz�ciach miasta mo�na by�o czu� t�tno
dwudziestopi�ciomilionowego imperium, z wszelkimi niebezpiecznymi powabami tego
wielonarodowo�ciowego pa�stwa. Ol�niewaj�cy blask dworu przyci�ga� jak magnes
bogactwo i inteligencj� pozosta�ych cz�ci imperium. Do tego dochodzi�a jeszcze silna
centralistyczna polityka habsburskiej monarchii.
Ona umo�liwia�a utrzymanie razem tej mieszaniny narod�w. jej rezultatem by�a
nadzwyczajna koncentracja ca�ej w�adzy w stolicy.
Ponadto Wiede� nie tylko by� politycznym i intelektualnym centrum naddunajskiej
monarchii, ale tak�e centrum administracyjnym. Opr�cz rzeszy wysokich rang� urz�dnik�w
pa�stwowych, oficer�w, artyst�w i uczonych znajdowa�a si� w nim jeszcze wi�ksza armia
robotnik�w, a przyt�aczaj�ce ub�stwo wyst�powa�o tu� obok bogactwa arystokracji i kupc�w.
Tysi�ce bezrobotnych przewala�o si� wok� pa�ac�w przy Ringstrasse, a poni�ej, via
Triumphalis bytowali w brudzie i bagnie bezdomni.
Wiede�, jak �adne inne niemieckie miasto, najlepiej si� nadawa� do studiowania
problem�w socjalnych. Ale, aby nie zrobi� b��du, trzeba si� znale�� w samym �rodku tych
problem�w, inaczej nic z tego nie pozostanie poza czczym gadaniem i zak�aman�
sentymentalno�ci�. Jedno i drugie jest szkodliwe. Pierwsze, bo nie bada sedna zagadnienia,
drugie, poniewa� pomija je. Nie wiem, co jest gro�niejsze: ignorowanie socjalnych potrzeb,
jak czyni wi�kszo�� tych, kt�rym si� poszcz�ci�o, i tych, kt�rzy podnie�li si� dzi�ki w�asnym
wysi�kom w codziennej pracy, czy lekcewa�enie ludzi przez pozbawion� taktu, chocia�
zawsze uprzejm�, �askaw� i modn� cz�� bab w sp�dnicach lub spodniach, udaj�c�
sympati� dla ludu. Ci ludzie oczywi�cie grzesz� bardziej z powodu braku instynktu ni� pr�by
zrozumienia. Dziwi ich p�niej brak rezultat�w mimo gotowo�ci do pracy spo�ecznej i reakcje
sprzeciwu. Stawiaj� to za dow�d niewdzi�czno�ci ludu.
Te umys�y nie rozumiej�, �e za prac� spo�eczn� nie wolno domaga� si�
wdzi�czno�ci, poniewa� nie rozdzielaj� ja�mu�ny, ale przywracaj� w ten spos�b prawo. Ju�
wtedy u�wiadomi�em sobie, �e tylko podw�jna metoda mo�e przyczyni� si� do polepszenia
warunk�w bytu, mianowicie: g��bokie poczucie socjalnej odpowiedzialno�ci, w celu
stworzenia lepszych podstaw naszego rozwoju, po��czone z bezlitosn� determinacj�
zniszczenia naro�li, kt�rym nie mo�na zaradzi�.
Tak jak natura nie koncentruje si� na utrzymaniu tego, co jest, lecz aby podtrzyma�
gatunek doskonali go poprzez rozw�j, tak i w �yciu nie mo�na ulepsza� istniej�cego z�a,
kt�re posiadaj�c natur� cz�owieka w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu przypadkach na sto nie
da si� zmieni�. Nale�y wi�c zapewni� lepsze metody rozwoju od samego pocz�tku.
W trakcie walki o egzystencj� w Wiedniu zauwa�y�em, �e zadania socjalne wcale nie
musz� sk�ada� si� z pracy charytatywnej, kt�ra jest �mieszna i bezu�yteczna, ale ich
sensem powinno by� usuni�cie g��boko tkwi�cych b��d�w w organizacji naszego �ycia
gospodarczego i kulturalnego, kt�re s� powi�zane ze sob�, i doprowadzenie do usuni�cia
pojedynczych przeszk�d, b�d� przynajmniej ograniczenie ich znaczenia.
Poniewa� austriackie pa�stwo w praktyce ignorowa�o ca�kowicie socjalne prawa, jego
niezdolno�� do usuni�cia z�ych naro�li budzi�a m�j niepok�j .
Nie wiem, co najbardziej mnie w tym czasie przera�a�o: ekonomiczna n�dza towarzyszy
pracy, ich moralne ub�stwo, czy te� niski poziom ich duchowego rozwoju.
Jak�e cz�sto nasza bur�uazja unosi si� w moralnym oburzeniu, gdy s�yszy z ust
jakiego� nieszcz�snego w��cz�gi, �e jest mu oboj�tne, czy jest Niemcem, czy nie, byle mia�
zapewniony byt. Natychmiast g�o�no protestuj� i s� przera�eni takimi pogl�dami.
Ale ilu naprawd� zada�o sobie pytanie, dlaczego ich pogl�dy s� lepsze. Ilu jest takich,
co pami�taj� o wielko�ci ojczyzny, o swoim narodzie we wszystkich dziedzinach kulturalnego
i artystycznego �ycia, kt�re daje im prawo do dumy wynikaj�cej z przynale�no�ci do tego
b�ogos�awionego narodu? Jak wielu z nich ma �wiadomo��, �e poczucie dumy z w�asnej
ojczyzny zale�y od zrozumienia jego wielko�ci we wszystkich tych dziedzinach?
Szybko i gruntownie nauczy�em si� rozumie� co�, czego poprzednio by�em
nie�wiadomy.
Problem nacjonalizmu ludzi jest pierwszym i g��wnym warunkiem stworzenia
zdrowych socjalnych warunk�w jako podstawy wychowania jednostki. Poniewa� tylko ten,
kto poprzez wychowanie i szko�� pozna� kulturaln�, ekonomiczn�, a nade wszystko
polityczn� wielko�� swojej ojczyzny, mo�e uzyska� poczucie dumy, �e jest cz�onkiem takiego
narodu. Walczy� mog� tylko o co�, co mi�uj�, mi�uj� tylko to, co szanuj�, a szanuj� jedynie
to, co rozumiem.
Teraz, gdy obudzi�o si� we mnie zainteresowanie zagadnieniami socjalnymi,
zacz��em studiowa� je gruntownie. Przede mn� otworzy� si� nowy i nieznany �wiat.
W latach 1909-19IO moje po�o�enie ekonomiczne zmieni�o si� w takim stopniu, �e nie
musia�em pracowa� na chleb jako robotnik pomocniczy. Pracowa�em samodzielnie jako
malarz i akwarelista.
Psychika szerokich mas nie jest wra�liwa ha p�. �rodki i s�abo�ci. Podobnie jak
kobieta, na kt�rej delikatno�� uczu� mniejszy wp�yw ma abstrakcyjna m�dro�� ni� bli�ej
nieokre�lona t�sknota poddania si� uczuciom, �atwiej ulegnie mocnemu m�czy�nie ni�
s�abemu, tak i ludzie bardziej kochaj� mocnego w�adc� ni� s�abego i czuj� wi�ksz�
satysfakcj� z doktryny, kt�ra nie toleruje rywali, ni� z takiej, kt�ra uznaje liberaln� wolno�� -
nar�d na og� nie wie, jak si� ni� pos�ugiwa� i wnet czuje si� opuszczony.
Je�eli doktryna s�uszniejsza, ale w praktyce bardziej bezlitosna, przeciwstawi si�
socjaldemokracji, to ta doktryna, by� mo�e w ci�kiej walce, ale zwyci�y.
Jeszcze przed dwoma laty nie by�y znane ani zasady socjaldemokracji, ani instrumenty,
kt�rymi si� w dzia�aniu pos�ugiwa�a.
Poniewa� socjaldemokracja najlepiej zna warto�� si�y z w�asnego do�wiadczenia,
zwykle atakuje tych, u kt�rych wyczuwa instynktownie brak tego elementu.
Z drugiej strony chwali s�abo�� przeciwnika, pocz�tkowo ostro�nie, p�niej �mielej,
stosownie do poznanej lub przewidywanej jego warto�ci.
Mniej obawia si� ona bezsilnego geniuszu ni� kogo� mocnego, ale miernego pod
wzgl�dem umys�owym. Najbardziej popiera s�abych zar�wno na ciele, jak i na duchu. Wie,
jak wywo�a� wra�enie, i� potrafi zachowa� spok�j, podczas gdy zdobywa jedn� pozycj� po
drugiej. Stosuje tak�e ciche represje lub jawny rozb�j w momentach, gdy uwaga opinii
publicznej jest skierowana ku innym sprawom. Niekiedy nie porusza pewnych spraw
uwa�aj�c je za nieistotne, aby celowo pobudza� na nowo niebezpiecznego przeciwnika.
Jest to taktyka ca�kowicie obliczona na ludzk� s�abo��, a jej rezultat jest
matematycznie pewny, chyba �e i druga strona nauczy si�, jak walczy�.
S�absze natury musz� wiedzie�, �e chodzi tutaj o ich "by� albo nie by�". Zastraszenie
W warsztatach i fabrykach, na spotkaniach i masowych demonstracjach b�dzie skuteczne,
dop�ki nie natrafi na r�wn� sobie si��.
N�dza, kt�ra dopada robotnik�w, wcze�niej czy p�niej kieruje ich do obozu
socjaldemokracji.
Poniewa� mieszcza�stwo niezliczon� ilo�� razy, nie tylko w najg�upszy, ale tak�e i
najbardziej niemoralny spos�b wyst�powa�o przeciwko uzasadnionym ��daniom ludu -
cz�sto bez �adnych korzy�ci dla siebie - dlatego robotnicy, nawet ci najbardziej zdyscyplinowani,
byli zmuszani do porzucania dzia�alno�ci w organizacjach zwi�zkowych i do
zajmowania si� polityk�.
W wieku dwudziestu lat nauczy�em si� odr�nia� zwi�zki zawodowe b�d�ce
instrumentem obrony socjalnych praw pracuj�cych i walki o lepsze warunki �ycia dla nich od
zwi�zk�w pe�ni�cych funkcj� instrumentu partyjnego w politycznej walce klasowej .
Fakt, �e socjaldemokracja zrozumia�a ogromne znaczenie ruchu zwi�zkowego,
umo�liwi� jej pos�ugiwanie si� nim jako instrumentem walki i zapewni� jej sukces.
Mieszcza�stwo nie zrozumia�o tego, wskutek czego straci�o swoj� polityczn� pozycj�.
Wierzy�o ono, �e pogardliwe odrzucenie tego logicznego przecie� post�powania, zada mu
�mier� i zmusi socjaldemokracj� do wej�cia na drog� pozbawion� logiki. Poniewa� absurdem
jest twierdzenie, �e ruch zwi�zkowy jest g��wnym, wrogiem ojczyzny, prawdziwy musi
by� pogl�d przeciwny. Je�eli akcje zwi�zk�w s� wymierzone przeciwko klasie stanowi�cej
jeden z filar�w narodu i odnosz� sukces, to nie s� one skierowane przeciwko ojczy�nie czy
pa�stwu, ale w najlepszym tego s�owa znaczeniu narodowo. W ten spos�b mo�na uku�
socjalne podstawy, bez kt�rych og�lne narodowe u�wiadomienie jest nie do pomy�lenia.
Zyskuj� one najwi�ksze zas�ugi dzi�ki wykorzenianiu socjalnych naro�li rakowatych,
zwalczaj� choroby zar�wno umys�owe, jak i fizyczne i doprowadzaj� nar�d do og�lnego
dobrobytu.
Zb�dne jest wi�c pytanie, czy s� one potrzebne.
Tak d�ugo, jak mi�dzy pracodawcami istniej� ludzie o niewielkim stopniu zrozumienia
zagadnie� socjalnych lub - przekonani do fa�szywych idei sprawiedliwo�ci i uczciwo�ci, jest
nie tylko prawem, ale i obowi�zkiem ludzi przez nich zatrudnionych, kt�rzy mimo wszystko
tworz� cz�� naszej narodowo�ci, zabezpieczy� interesy og�u przeciwko wyzyskowi i
g�upocie poszczeg�lnych pracodawc�w, poniewa� utrzymanie lojalno�ci i zaufania ludzi jest
dla narodu tak samo konieczne, jak utrzymanie go w zdrowiu.
Je�eli niegodne traktowanie ludzi wywo�uje ich op�r, wtedy o tej walce zadecyduje
strona, kt�ra jest silniejsza, chyba �e oficjalny wymiar sprawiedliwo�ci jest przygotowany do
odparcia z�a. Ponadto jest zrozumia�e, �e poszczeg�lny pracodawca popierany przez po��czone
si�y wszystkich przedsi�biorc�w mo�e zwr�ci� si� przeciwko zatrudnionym. Je�eli
oczywi�cie nie b�dzie zmuszony odda� zwyci�stwa na samym pocz�tku.
W ci�gu kilkudziesi�ciu lat pod fachowym okiem socjaldemokracji ruch zwi�zkowy
przekszta�ci� si� z instrumentu broni�cego socjalnych praw ludzi w instrument rujnuj�cy
narodow� gospodark�. Interesy robotnik�w wcale si� nie liczy�y, poniewa� w polityce zastosowanie
ekonomicznych nacisk�w zawsze ma miejsce tam, gdzie jedna strona jest w
wystarczaj�cym stopniu pozbawiona skrupu��w, a druga wystarczaj�co g�upia. Od pocz�tku
tego wieku ruch zwi�zkowy zaprzesta� s�u�y� swoim pierwotnym celom. Z roku na rok coraz
bardziej znajdowa� si� pod wp�ywem polityki socjaldemokracji i sko�czy� si�, u�yty jako tama
dla walki klas.
" Wolne zwi�zki zawodowe" zawis�y nad politycznym horyzontem i nad �yciem
ka�dego cz�owieka, jak chmury burzowe.
To by� jeden z najokropniejszych instrument�w terroru przeciwko bezpiecze�stwu,
narodowej niezale�no�ci i trwa�o�ci pa�stwa oraz wolno�ci ludzi.
Przede wszystkim to one przekszta�ci�y idee demokracji w odra�aj�ce, ironiczne
frazesy przynosz�ce wstyd wolno�ci i kpi�ce z braterstwa nast�puj�cymi s�owami "je�eli nie
przy��czysz si� do nas, dla twojego dobra rozwalimy ci czaszk�".
Pozna�em w�wczas tych "przyjaci� ludu". Z biegiem lat moje pogl�dy stawa�y si�
szersze i g��bsze, ale nie znajdowa�em przyczyny, aby je zmieni�.
Gdy coraz bardziej wnika�em w r�ne aspekty socjaldemokracji, wzros�o moje
pragnienie zrozumienia istoty jej doktryny.
Oficjalna literatura partii by�a prawie zupe�nie bezu�yteczna dla moich cel�w. Twierdzenia i
argumenty dotycz�ce zagadnie� ekonomicznych, kt�re tam znalaz�em, okaza�y si� b��dne, a
kierunki politycznych cel�w - fa�szywe. Poczu�em si� dodatkowo odtr�cony kr�tackimi
sposobami przedstawiania fakt�w.
W ko�cu znalaz�em powi�zanie pomi�dzy t� destrukcyjn� doktryn�, a
charakterystycznymi cechami rasy do tej pory mi nie znanej .
Zrozumienie �yd�w jest jedynym kluczem do w�a�ciwego poznania wewn�trznych, a
wi�c rzeczywistych f cel�w socjaldemokracji.
Zrozumienie tej rasy pozwala na odrzucenie b��dnych koncepcji dotycz�cych
przedmiotu i znaczenia tej partii.
Dzisiaj jest mi trudno powiedzie�, je�eli to w og�le mo�liwe, kiedy s�owo "�yd" nabra�o
dla mnie socjalnego znaczenia. Nie pami�tam, abym kiedykolwiek us�ysza� to s�owo w domu
za �ycia mego ojca. My�l�, �e ten starszy pan traktowa� je jak s�owo z innej epoki, je�eli w
og�le u�ywa� tego terminu. Mia� mocne poczucie w�asnej narodowo�ci, kt�re r�wnie� na
mnie wywar�o swe pi�tno.
Tak�e w szkole nie znalaz�em podstaw do zmiany wyniesionego z domu obrazu
rzeczywisto�ci.
W szkole realnej pozna�em �ydowskiego ch�opca, kt�rego wszyscy traktowali�my z
du�� nieufno�ci�. Ta ostro�no�� spowodowana by�a jego pow�ci�gliwo�ci�.
W wieku czternastu, pi�tnastu lat zacz��em coraz cz�ciej spotyka� si� ze s�owem
"�yd", szczeg�lnie przy okazji politycznych dyskusji.
Odczuwa�em lekk� niech�� do tego s�owa i nie mog�em powstrzyma� si� przed
nieprzyjemnym uczuciem wywo�anym przez ujawniane w mojej obecno�ci r�nice religijne.
W�wczas zagadnienie to widzia�em wy��cznie w tym aspekcie.
W Li n z u mieszka�o bardzo ma�o �yd�w. W ci�gu stuleci upodobnili si� do
Europejczyk�w i nie r�nili si� wygl�dem od innych ludzi: w�wczas rzeczywi�cie patrzy�em
na nich jak na Niemc�w. Nie by�a dla mnie jasna b��dno�� tej koncepcji, poniewa� jedynym
wyr�niaj�cym ich szczeg�em, kt�ry dostrzega�em, by�a odr�bno�� religijna. W�wczas
my�la�em, �e to by�a przyczyn a ich prze�ladowania, a niech��, jak� do nich czu�em,
przeradza�a si� w odraz� do siebie. O istnieniu �ydowskiej wrogo�ci nie mia�em w�wczas
poj�cia.
Nast�pnie pojecha�em do Wiednia.
Pocz�tkowo znajdowa�em si� pod wra�eniem architektonicznych dozna� i by�em zbyt
przybity trudn� sytuacj�, by u�wiadomi� sobie rozwarstwienie ludzi w tym ogromnym
h1ie�cle.
Chocia� Wiede� liczy� w�wczas oko�o dw�ch tysi�cy �yd�w j nie widzia�em ich w�r�d
dwu milion�w mieszka�c�w. W czasie pierwszych tygodni moje oczy i umys� nie by�y zdolne
zauwa�y� tylu warto�ci i idei. Stopniowo uspokaja�em si� i r�ne wra�enia zacz�y si�
stawa� wyra�ne i oczywiste, przez co zyskiwa�em wi�cej do�wiadczenia w tym nowym
�wiecie. Powraca�em tak�e do kwestii �ydowskiej .
Nie twierdz�, �e spos�b, w jaki mia�em ich pozna�, by� dla mnie szczeg�lnie mi�y.
Ci�gle jeszcze traktowa�em �yd�w jako przedstawicieli innej religii i nie zgadza�em si� na
atakowanie ich z powodu zwyk�ej tolerancji religijnej. Uwa�a�em, �e ton, u�ywany szczeg�lnie
przez wiede�sk� antysemick� pras�, niegodny by� kulturalnych tradycji wielkiego narodu.
Dr�czy�o mnie wspomnienie pewnych zdarze� ze �redniowiecza, kt�rych wol� nie
wspomina�. Poniewa� prasa nie cieszy�a si� dobr� reputacj� - nigdy nie wiedzia�em
dok�adnie, sk�d to si� wzi�o - uwa�a�em to bardziej za efekt zazdro�ci ni� rezultat
przewrotno�ci pogl�d�w.
Moje przekonania umocni�o to - wydawa�o mi si� to bardziej godne w formie -gdy
naprawd� wielka prasa odpowiada�a na ataki albo reagowa�a milczeniem. Pilnie czyta�em tak
zwan��wiatow� pras� ("Neue Freie Presse",. " Wiener Tageblatt", etc.). Stale jednak budzi�
we mnie odraz� spos�b, w jaki ta prasa nadskakiwa�a dworowi. Zaledwie jakie� wydarzenie
mia�o miejsce w Hofburgu, a ju� uderzano w tony pe�ne; zachwytu b�d� krzykliwej reklamy,
stosuj�c idiotyczn�' praktyk� zwracania si� do "najm�drzejszego monarchy" wszystkich
czas�w. Uwa�a�em to za skaz� na liberalnej demokracji.
Mieszkaj�c w Wiedniu z wielkim zainteresowaniem �ledzi�em, podobnie jak
wcze�niej, wszelkie wypadki w Niemczech, zwi�zane z politycznymi lub kulturalnymi
zagadnieniami. Z dum� i podziwem por�wnywa�em wzrost znaczenia Rzeszy z upadkiem
pa�stwa austriackiego. Gdy polityka zagraniczna w ca�o�ci mnie satysfakcjonowa�a, martwi�a
mnie cz�sto polityka wewn�trzna. Kampania przeciwko Wilhelmowi II nie wzbudzi�a mojej
aprobaty. Uwa�a�em go nie tylko za cesarza niemieckiego, . ale przede wszystkim za tw�rc�
niemieckiej floty. Fakt, �e Reichstag zakaza� cesarzowi przem�wie�, rozgniewa� mnie,
poniewa� zakaz nie mia� mocy prawnej.
By�em w�ciek�y, �e w tym pa�stwie ka�demu g�upcowi wolno krytykowa� i
wyst�powa� w Reichstagu jako prawodawcy, �e osoba nosz�ca koron� imperium mo�e by�
strofowana przez najg�upsz� i najbardziej absurdaln� instytucj� w ka�dym czasie .Jeszcze
bardziej by�em oburzony tym, �e wiede�ska prasa, kt�ra k�ania�a si� z szacunkiem
najni�szemu z niskich, je�eli zalicza� si� do dworu, teraz z udawanym niepokojem, ale tak�e
-jak zauwa�y�em - z ukryt� wrogo�ci� dawa�a wyraz swym zastrze�eniom do cesarza
Niemiec. Musz� przyzna�, �e jedna z antysemickich gazet, " Wentsche Volksblatt",
zachowywa�a wi�ksz� przyzwoito�� pisz�c na ten temat.
Dzia�a� mi te� na nerwy spos�b, w jaki prasa odnosi�a si� do Francji. Wstyd by�o si�
przyzna�, �e jest si� Niemcem, s�ysz�c s�odki hymn na cze�� tego " wielkiego, kulturalnego
narodu". To powodowa�o, �e cz�ciej odrzuca�em t� "�wiatow� pras�". Si�ga�em wtedy po
"Volksblatt", kt�ry by� mniejszy, ale uczciwiej przedstawia� pogl�dy na te sprawy. Nie
zgadza�em si� z ich napastliwym antysemickim tonem, ale znalaz�em w nim argumenty,
kt�re wywo�a�y u mnie refleksje.
W ka�dym razie dowiedzia�em si� z niego o cz�owieku i ruchu, kt�rzy p�niej
zadecydowali o losie Wiednia: doktorze Karlu Luegerze i Partii Chrze�cija�sko-
Socjalistycznej .
Po przybyciu do Wiednia by�em ich wrogiem .W moich oczach ten cz�owiek i ta
organizacja by�y w�wczas "reakcyjne".
Kiedy pewnego razu spacerowa�em po mie�cie, napotka�em jak�� istot� z czarnymi
pejsami, w d�ugim kaftanie. Moj� pierwsz� my�l� by�o, czy jest to �yd. W Li n z u wygl�dali
oni zupe�nie inaczej. Ostro�nie obserwowa�em tego m�czyzn�, ale im d�u�ej wpatrywa�em
si� w niego i bada�em jego rysy, tym bardziej nasuwa�o mi si� pytanie: czy to jest Niemiec?
Jak zwyk�e przy takich okazjach pr�bowa�em rozwia� moje w�tpliwo�ci przy pomocy
ksi��ek. Pierwszy raz w �yciu kupi�em za kilka halerzy antysemickie broszury. Niestety
wszystkie one zdawa�y si� by� napisane dla czytelnika, kt�ry ma przynajmniej cz�ciow�
wiedz� na temat zagadnie�ydowskich. W ko�cu ton wi�kszo�ci z nich by� taki, �e znowu
ogarn�y mnie w�tpliwo�ci, ponadto twierdzenia w nich zawarte nie by�y poparte naukowymi
argumentami.
Sprawa ta wydawa�a si� tak bardzo rozleg�a, a jej badanie zbyt d�ugotrwa�e, �e
n�ka�a mnie obawa, abym nie wyrz�dzi� komu� krzywdy. Znowu ogarn�a mnie niepewno�� i
niepok�j .
Nie mog�em d�u�ej w�tpi�, ten problem nie dotyczy� ludzi innej wiary, ale odr�bnego
narodu. Jak tylko zacz��em studiowa� to zagadnienie i zwr�ci�em uwag� na �yd�w, ujrza�em
Wiede� w innym �wietle. Teraz gdziekolwiek nie poszed�em widzia�em �yd�w, a im cz�ciej
ich spotyka�em, tym wyra�niej zauwa�a�em, �e, r�nili si� od innych ludzi. Szczeg�lnie
�r�dmie�cie i rejony znajduj�ce si� na p�noc od kana�u Dunaju; roi�y si� od ludzi
niepodobnych do Niemc�w.
Mimo to wci�� mia�em w�tpliwo�ci, a moje wahania rozwiali sami �ydzi.
Wielki ruch, kt�ry rozszerza� si� w�r�d nich, by� szeroko reprezentowany zw�aszcza w
Wiedniu. By� to syjonizm.
Oczywi�cie wygl�da�o to tak, jakby tylko cz�� �yd�w zajmowa�a tak� postaw�,
wi�kszo�� natomiast rzeczywi�cie szczerze odrzuca�a takie zasady. Jednak przy
baczniejszej obserwacji, zjawisko to rozwia�o si� we mgle teorii, faktycznie ze wzgl�d�w
praktycznych, poniewa� tak zwani liberalni �ydzi nie uznawali syjonist�w, ale nie jako nie�ydzi,
ale po prostu jako �ydzi, kt�rzy uwa�ali syjonizm za niepraktyczny, ma�o tego, mo�e
nawet za niebezpieczny dla judaizmu.
Ale ich wewn�trzna solidarno�� jest trwa�a.
Pozorny rozd�wi�k pomi�dzy syjonistami i liberalnymi �ydami w kr�tkim czasie
przyprawi� mnie o md�o�ci. Wydawa� si� by� nieszczery od pocz�tku do ko�ca, ca�y by�
k�amstwem, a co wi�cej, niegodny by� stale wychwalanej wznios�o�ci i czysto�ci moralnej
tego narodu.
Judaizm wiele straci� w moich oczach, kiedy pozna�em przejawy jego dzia�alno�ci w
prasie, literaturze i dramatopisarstwie. Na nic nie zdadz� si� ju� ob�udne zapewnienia.
Wystarczy tylko popatrze� na ich plakaty i przestudiowa� nazwiska tych natchnionych
tw�rc�w obrzydliwych wymys��w na potrzeby kina czy teatru, kt�re s� im przypisywane, �eby
si� na nie na zawsze uodporni�. Ta zaraza, kt�ra zosta�a wszczepiona naszemu narodowi,
by�a gorsza ni� czarna �mier�.
Zacz��em uwa�nie studiowa� nazwiska wszystkich tw�rc�w tych plugawych
produkt�w �ycia artystycznego. Efektem by�a coraz bardziej nieprzychylna postawa, jak�
kiedykolwiek zajmowa�em w stosunku do �yd�w. Chocia� moje uczucia mog�y si�
sprzeciwia� temu tysi�c razy, rozum musia� jednak wyci�ga� w�a�ciwe wnioski.
Pod tym samym k�tem zacz��em bada� moj� ulubion� "pras�wiatow�".
Liberalne tendencje w tej prasie postrzega�em teraz w innym �wietle: jej
uszlachetniony ton w odpowiedzi na ataki lub zupe�ne ich ignorowanie by� dla mnie chytrym,
n�dznym trikiem. Ich genialnie napisane recenzje teatralne zawsze faworyzowa�y
�ydowskich autor�w, a krytyka dotyczy�a wy��cznie Niemc�w. Ich uszczypliwe docinki
przeciwko Wilhelmowi II, podobnie jak ich podziw dla francuskiej kultury i cywilizacji
wykazywa�y zgodno�� ich metod. To nie m�g� by� przypadek.
Teraz, kiedy pozna�em �yd�w jako przyw�dc�w socjaldemokracji, otworzy�y mi si�
oczy. Moja d�ugotrwa�a walka wewn�trzna do biega�a ko�ca.
Stopniowo zdawa�em sobie spraw�, �e socjaldemokratyczna prasa by�a w wi�kszo�ci
kontrolowana przez �yd�w. Nie przywi�zywa�em do tego wi�kszej wagi, ale dok�adnie taka
sama sytuacja by�a w innych gazetach. Nale�y jednak zauwa�y�, �e nie istnia�o ani jedno
czasopismo kierowane przez �yd�w, kt�re mia�oby charakter narodowy.
Pr�bowa�em odrzuci� niech�� i czyta� t� pras�, ale moja odraza ros�a w miar�
lektury. Dlatego by�em ciekawy autor�w tego narodowego dra�stwa; poczynaj�c od
wydawc�w wszyscy byli �ydami.
Zauwa�y�em, �e autorami wszelkich ukazuj�cych si� socjaldemokratycznych broszur byli,
bez wyj�tku, �ydzi. Stwierdzi�em, �e nazwiska prawie wszystkich przyw�dc�w, a na pewno
ogromnej wi�kszo�ci, nale�a�y do "narodu wybranego", oboj�tnie czy byli to cz�onkowie
parlamentu austriackiego, czy sekretarze zwi�zk�w zawodowych, przewodnicz�cy
organizacji lub uliczni agitatorzy. Wsz�dzie widoczny by l ten sam ponury obraz. Na zawsze
pozosta�y w mej pami�ci nazwiska: Austerlik, Dariel, Adler, Ellenbogen itd.
Jedna rzecz sta�a si� teraz dla mnie zupe�nie jasna, przyw�dztwo partii, z kt�rym od
miesi�cy prowadzi�em za�art� walk�, by�o prawie zupe�nie w r�kach obcego narodu.
Dowiedzia�em si� w ko�cu, ku mojej wewn�trznej satysfakcji, �e �yd nie by� Niemcem.
Dopiero teraz nabra�em ca�kowitej pewno�ci, �e dzia�ali oni na szkod� naszego
narodu.
Im d�u�ej walczy�em z nimi, tym lepiej poznawa�em ich dialektyczne metody. Bazowali
na g�upocie swoich przeciwnik�w, a gdy to nie przynosi�o rezultat�w, udawali, �e nie wiedz�,
o co chodzi. Je�eli sytuacja nie by�a dla nich korzystna, szybko zmieniali temat i te same
bana�y stosowali do zupe�nie innego zagadnienia. Dopasowywali je w spos�b dowolny i
og�lnikowy, chc�c sprawi� wra�enie, �e posiadaj� rzeteln� wiedz�. Gdy jednak przystawia�o
si� takiego osobnika do muru, tak �e nie mia� innego wyj�cia i musia� przytakn��, wydawa�o
nam si�, �e posun�li�my si� do przodu. Jakie� ogromne by�o nasze zdziwienie, gdy
nazajutrz �yd nic nie pami�ta� i dalej opowiada� swoje skandaliczne bzdury, jakby nic si� nie
sta�o. Nie m�g� sobie nic przypomnie�, opr�cz udowodnionych ju� raz prawd swoich
twierdze�.
Ze zdumienia stawa�em jak wryty. Nikt nie wiedzia� czemu bardziej si� dziwi� -
b�yskotliwo�ci ich odpowiedzi czy umiej�tno�ci k�amania. Stopniowo zaczyna�em to
nienawidzi�.
Wszystko to mia�o jednak dobr� stron�. Moja mi�o�� do narodu niemieckiego
wzrasta�a wsz�dzie tam, gdzie mia�em do czynienia z propagatorami socjaldemokracji.
Na podstawie codziennych do�wiadcze� zaczyna�em szuka�r�de� marksistowskiej
doktryny. Jej przejawy by�y jeszcze dla mnie widoczne w indywidualnych przypadkach. Bez
odpowiedzi pozostawa�o ci�gle pytanie, czy tw�rcom znany by� rezultat osi�gni�ty w praktyce,
czy te� stali si� ofiarami b��du.
Zacz��em zapoznawa� si� z tw�rcami doktryny, aby pozna� zasady tego ruchu.
Dzi�ki znajomo�ci, chocia� niezbyt rozleg�ej, problemu �ydowskiego, osi�gn��em
sw�j cel szybciej, ni� si� tego spodziewa�em. Umo�liwi�o mi to w praktyce por�wnanie
rzeczywisto�ci z teoretycznymi twierdzeniami or�downik�w socjaldemokracji. Nauczy�em si�
rozumie� metody �yd�w.
Dokonywa�y si� we mnie w�wczas najwi�ksze zmiany, jakich kiedykolwiek
do�wiadczy�em. Z szarego obywatela sta�em si� fanatycznym antysemit�.
�ydowska doktryna marksistowska odrzuca arystokratyczne prawo natury i w miejsce
odwiecznego przywileju si�y k�adzie masy i znaczenie ilo�ci. W ten spos�b zaprzecza
indywidualnej warto�ci cz�owieka, nie uznaje, aby narodowo�� i rasa by�y warto�ci�,
pozbawia znaczenia ludzk� egzystencj� i kultur�.
Je�eli �yd z pomoc� swego marksistowskiego credo podbije narody �wiata, jego panowanie
b�dzie ko�cem ludzko�ci, a nasza planeta, bezludna jak przed milionami lat, b�dzie p�dzi� w
eterze.
Odwieczna natura bezwzgl�dnie karze tych, kt�rzy; �ami� jej prawa.
To daje mi przekonanie, �e dzia�am w imieniu Wszechmog�cego Stw�rcy.
ROZDZIA� III
Pogl�dy polityczne z okresu wiede�skiego
Generalnie rzecz bior�c my�l polityczna w starej naddunajskiej monarchii by�a
bogatsza i mia�a szerszy zakres ni� w Niemczech w tam samym czasie, z wyj�tkiem Prus,
Hamburga i wybrze�a Morza P�nocnego.
Niemiecki Austriak, �yj�c w granicach wielkiego imperium, nigdy nie straci� poczucia
obowi�zk�w z tego wynikaj�cych. Tylko on w tym pa�stwie poza granicami cesarstwa widzia�
jeszcze granice imperium. Chocia� przeznaczenie oderwa�o go od wsp�lnej ojczyzny, do
ko�ca jednak pr�bowa� dokona� wielkiego zadania, polegaj�cego na utrzymaniu tego
imperium dla Niemiec, bo zdobyli je jego przodkowie w trwaj�cych wiele wiek�w walkach na
wschodzie. W sercach i w pami�ci najlepszych Niemc�w nigdy nie wygas�a sympatia dla
wsp�lnej ojczyzny-matki.
Kr�g widzenia Niemca austriackiego by� szerszy ni� mieszka�c�w reszty imperium.
jego stosunki ekonomiczne cz�sto obejmowa�y ca�e imperium. Prawie wszystkie wielkie
zak�ady znajdowa�y si� w jego r�kach, podobnie jak stanowiska urz�dnicze i techniczne.
Poza tym zajmowa� si� handlem zagranicznym, o ile �ydostwo nie zd��y�o po�o�y� r�ki na
tej dziedzinie. Niemiecki Austriak - rekrut - powo�ywany by� do niemieckiego regimentu, z tym
�e �w regiment m�g� tak�e stacjonowa� w Herzegowinie, jak w Wiedniu czy Galicji. Korpus
oficerski pozostawa� niemiecki, w tymi zw�aszcza wy�si oficerowie. Sztuka i nauka by�y
niemieckie. W muzyce, architekturze, rze�biarstwie i malarstwie Wiede� by� niewyczerpanym
�r�d�em nowych pr�d�w.
Tak�e polityka zagraniczna by�a kierowana przez Niemc�w, chocia� mo�na si� by�o
r�wnie� doliczy� kilku W�gr�w .
Mimo to mo�liwo�ci utrzymania imperium by�y niewielkie, poniewa� brakowa�o
najwa�niejszych za�o�e�. W austriackim imperium wielonarodowo�ciowym jedyn�
mo�liwo�ci� przezwyci�enia tendencji od�rodkowych poszczeg�lnych nacji mog�o by�
zarz�dzanie centralne i zorganizowanie wewn�trzne. W innym wypadku nie mog�o ono
przetrwa�.
Rzesz� niemieck�, w przeciwie�stwie do Austrii, gdzie warunki by�y odmienne,
zamieszkiwa� jeden nar�d.
W r�nych krajach Austrii, z wyj�tkiem W�gier, przesz�o�� nie odgrywa�a wi�kszej
roli, by� mo�e zniszczy� j� czas. Za to rozwija�y si� w nich ruchy narodowo�ciowe, kt�rych
zwalczanie by�o trudne. Na obrze�ach monarchii zacz�y si� tworzy� pa�stwa narodowo�ciowe.
Sam Wiede� nie m�g� przez d�u�szy czas tej walki wytrzyma�.
Kiedy Budapeszt sta� si� wielkim miastem, okaza� si� rywalem Wiednia. Od tej pory
ju� nie wzmacnia� ca�ej monarchii, lecz tylko jej cz��. Wkr�tce Praga posz�a za jego
przyk�adem, nast�pnie Lw�w i inne centra.
Od �mierci J�zefa II w 1790 roku ten proces by� coraz bardziej widoczny. Jego
szybko�� zale�a�a od r�nych czynnik�w, kt�re cz�ciowo znajdowa�y si� w samej
monarchii, a cz�ciowo by�y rezultatem posuni�� Austrii w polityce zagranicznej .
Je�eli walka o utrzymanie pa�stwa mia�a by� powa�na i skuteczna, to osi�gn�� ten
cel mo�na by�o jedynie poprzez bezwzgl�dn� i konsekwentn� centralizacj�. Ale to
wymaga�oby wprowadzenia zasady jednolitego j�zyka pa�stwowego, a wi�c tak�e
przygotowania technicznych instrument�w wprowadzenia go drog� administracyjn�,
poniewa� bez tego pa�stwo nie mo�e przetrwa�. Jedynym sposobem osi�gni�cia tej
jednolito�ci jest wyrobienie �wiadomo�ci ju� w szkole i w og�le w czasie pobierania nauki.
Nie mo�na tego osi�gn�� w dziesi�� czy dwadzie�cia lat, a dopiero w ci�gu wiek�w,
poniewa� tak jak w przypadku wszelkich problem�w kolonizacyjnych konsekwentne d��enie
do celu jest znacznie wa�niejsze ni� spazmatyczne wysi�ki.
Austriackie imperium nie sk�ada�o si� z podobnych narod�w - nie ��czy�a ich wsp�lna
krew, ale raczej wsp�lna pi��. S�abo�� kierownictwa niekoniecznie musi prowadzi� do
odr�twienia w pa�stwie, ale mo�e obudzi� indywidualne instynkty.
Niezrozumienie tego jest by� mo�e najwi�ksz� win� Habsburg�w.
J�zef II, cesarz rzymski narodu niemieckiego, rozumia�, �e jego "Dom" stanie nad
przepa�ci� i dostanie si� w wir babilonu ras, chyba �e w ostatniej chwili uda mu si� naprawi�
s�abe strony dokona� jego poprzednik�w. Ten "przyjaciel ludu" zacz�� z nadludzk� energi�
naprawia� zaniedbania poprzednich w�adc�w i pr�bowa� w okresie dziesi�ciu lat odzyska�
to, co zosta�o wypuszczone z r�k w ci�gu stuleci. Jego nast�pcy nie stan�li na wysoko�ci
zadania ani duchem, ani si�� woli.
Rewolucja 1848 roku by�a, by� mo�e wsz�dzie, walk� klas, lecz w Austrii by�a ona
pocz�tkiem walki narod�w. Ale Niemiec, zapominaj�c o swoim pochodzeniu i nie zdaj�c
sobie sprawy z jego znaczenia stan�� w s�u�bie ruchu rewolucyjnego i przypiecz�towa� w ten
spos�b sw�j los.
Odegra� znaczn� rol� w budzeniu ducha �wiatowej demokracji, kt�ra w kr�tkim czasie
obrabowa�a gol z podstaw jego egzystencji.
Utworzenie reprezentacyjnego cia�a parlamentu, bez[ uprzedniego ustanowienia
j�zyka pa�stwowego, stanowi�o pocz�tek ko�ca panowania niemieckiej rasy; od tej chwili
samo pa�stwo wyda�o na siebie wyrok. To, co nast�pnie si� sta�o, by�o ju� tylko ewolucj�
imperium.
Nie chc� wchodzi� w szczeg�y, poniewa� nie jest to celem tej ksi��ki, chc� jedynie
rozwa�y� te wypadki, kt�re b�d�c zawsze przyczynami upadku narod�w i pa�stw, maj�
znaczenie dla naszej epoki, a i mnie pomog� ustali� zasady w�asnej my�li polityczne).
W�r�d instytucji wskazywanych zwyk�ym obywatelom -chocia� nietrudno by�o
zauwa�y�, �e monarchia jest rozbita - najwa�niejsz�, stanowi�c� podstawow� jako�� by�
parlament, czy jak go zwano w Austrii Reichsrat.
Jest oczywiste, �e parlament w Anglii, kraju "klasycznej" demokracji, by� ojcem tego
cia�a. Ta b�ogos�awiona instytucja zosta�a przeniesiona stamt�d w ca�o�ci i osadzona w
Wiedniu bez istotnych zmian.
Angielski dwuizbowy system rozpocz�� sw�j byt w "Abgeordnetenhaus und
Herrenhaus". Jednak "domy" si� nieco r�ni�y. Gdy Barry pozwoli� na wy�onienie si� pa�acu z
fal Tamizy, zaczerpn�� z historii brytyjskiego imperium natchnienie udekorowania tysi�ca
dwustu nisz, konsoli i kolumn tego wspania�ego gmachu. W ten spos�b w rze�biarstwie i
malarstwie Izba Lord�w i Wsp�lna Izba Reprezentant�w sta�y si�wi�tyni� narodowej
chwa�y.
To by� pierwszy problem Wiednia. Gdy Du�czyk Hansen uko�czy� ostatni� wie�yczk�
marmurowego pa�acu dla przedstawicieli narod�w, nie pozostawa�o mu nic innego jak
zapo�yczy� ornamenty z antyku. Greccy i rzymscy m�owie stanu i filozofowie upi�kszyli ten
teatralny gmach "zachodniej demokracji", a na szczycie z symboliczn� ironi� umieszczono
kwadryg� obracaj�c� si� na cztery strony �wiata i obrazuj�c� rozbie�ne tendencje wewn�trz
pa�stwa.
Inne narodowo�ci uzna�y za zniewag� i prowokacj� fakt, �e t� prac� gloryfikowano
austriack� histori�, podobnie jak i to, �e w imperium niemieckim o�mielono si� po�wi�ci�
budynek Reichstagu w Berlinie "narodowi niemieckiemu".
Los Niemc�w w pa�stwie austriackim zale�a� od ich si�y w Reichsracie. Do czasu
wprowadzenia powszechnego i tajnego g�osowania Niemcy posiadali wi�kszo�� w
parlamencie. Nawet wtedy, gdy socjaldemokracja nie by�a jeszcze uwa�ana za niemieck�
parti�. Od wprowadzenia powszechnego g�osowania Niemcy stracili liczebn� przewag�.
Teraz nie by�o ju��adnych przeszk�d w dalszej degeneracji pa�stwa.
Obecna demokracja zachodnia jest zwiastunem marksizmu, kt�ry nie powsta�by bez
demokracji. Jest ona po�ywk� zarazy rozwijaj�cej si� na �wiecie. W swojej zewn�trznej
formie wyrazu - w systemie parlamentarnym - pojawia si� ona jako "potworno�� g�wna i ognia"
(ein Spottgebust aus Dreck und Feuer), ku memu ubolewaniu jej ogie� wypali� si� zbyt
szybko.
Jestem bardzo wdzi�czny losowi, �e ten problem stan�� przede mn� jeszcze w
Wiedniu. Obawiam si�, �e w Niemczech znalaz�bym zbyt �atwo odpowied� na to pytanie.
Gdybym za pierwszym pobytem w Berlinie pozna� absurdalno�� zwi�zan� z
funkcjonowaniem parlamentu, m�g�bym popa�� w przeciwn� skrajno��, to znaczy popiera�
idee imperialne i bez zastanowienia stan�� w opozycji do ludzko�ci.
W Austrii to by�o niemo�liwe. Nie tak �atwo by�o pope�ni� tak prosty b��d. Je�eli parlament nic
nie by� wart, Habsburgowie jeszcze mniej znaczyli, w ka�dym razie nie wi�cej.
Parlament podejmuje decyzj�, jej konsekwencje s� fatalne - nikt nie ponosi
odpowiedzialno�ci, nikt nie ma obowi�zku wyt�umaczy� si� z tego. Czy parlament bierze
odpowiedzialno�� za rz�d, kt�ry wyrz�dzi� ! wszelkie szkody i po prostu ust�puje z urz�du?
Albo czy parlament si� rozwi�zuje, kiedy zmienia si� koalicja? Czy w og�le wi�kszo�� mo�e
by� za cokolwiek odpowiedzialna? Czy� ka�da koncepcja odpowiedzialno�ci nie jest
zwi�zana z jednostk�? A czy w praktyce jest mo�liwe oskar�enie jakiej� osobisto�ci z rz�du
o machinacje?
Czy s�dzimy, �e rozw�j tego �wiata bierze si� z po��czonej inteligencji wi�kszej
grupy, a nie z umys�u poszczeg�lnych jednostek? Albo czy wyobra�amy sobie, �e w
przysz�o�ci b�dziemy mogli pomija� ten aspekt ludzkiej kultury?
Czy przeciwnie, nie jest teraz nawet bardziej potrzebny ni� dawniej?
Czytelnikowi �ydowskich gazet trudno sobie wyobrazi� z�o spowodowane przez
nowoczesne instytucje demokracji, kontrolowane przez parlament, chyba �e nauczy� si�
samodzielnie my�le� i bada�. J es t to podstawowa przyczyna zalania naszego politycznego
�ycia najbardziej bezwarto�ciowymi zjawiskami naszych czas�w.
Jednej rzeczy nie wolno nigdy zapomnie�. Wi�kszo�� nie mo�e nigdy zast�pi�
jednostki. Wi�kszo�� jest nie tylko obro�c� g�upoty, ale tak�e tch�rzliwej polityki i tak jak stu
g�upc�w nie mo�e sta� si� jednym m�drym, tak i bohaterskiej decyzji nie mo�e wyda� stu
tch�rzy.
Daleko bardziej skutecznym podzia�em w politycznej edukacji, kt�r� w tym przypadku
jest w�a�ciwiej nazywa� propagand�, jest ten, kt�ry przypisuje si� prasie zajmuj�cej si�
"prac� u�wiadamiaj�c�" i w ten spos�b b�d�cej w pewnym sensie rodzajem szko�y dla
doros�ych. Ta nauka nie le�y jednak w gestii pa�stwa, bo jest przej�ta przez si�y w
przewa�aj�cej cz�ci po�ledniego charakteru. Gdy jeszcze jako m�ody cz�owiek by�em w
Wiedniu, mia�em najlepsz� sposobno�� pozna� w�a�cicieli i m�drych rzemie�lnik�w tej
maszyny do masowej edukacji. Z pocz�tku dziwi�em si�, jak w kr�tkim czasie te z�e si�y w
pa�stwie zdo�a�y tak bardzo wp�yn�� na opini� publiczn�. W ci�gu kilku dni ten absurd sta�
si� spraw� pa�stwow� w wielkich konsekwencjach, podczas gdy w tym samym czasie podstawowe
problemy posz�y w zapomnienie albo mo�e nale�a�oby raczej powiedzie�, �e
zosta�y skradzione z pami�ci i pola widzenia.
Tym samym w ci�gu kilku tygodni wylansowano nazwiska i zwi�zano z nimi
nieprawdopodobne nadzieje. Zyska�y one tak� popularno��, kt�rej nie m�g�by osi�gn��
przez ca�e �ycie naprawd� wielki cz�owiek, i to nazwiska, o kt�rych jeszcze miesi�c
wcze�niej nikt nie s�ysza�, podczas gdy stare zaufane postacie �ycia publicznego i
pa�stwowego posz�y w zapomnienie albo zosta�y obrzucone takimi pom�wieniami, �e
mog�yby sta� si� symbolem ha�by. Trzeba by�o koniecznie bada� te niegodziwe, �ydowskie
metody r�wnocze�nie w setkach miejsc, aby m�c oceni� w pe�ni niebezpiecze�stwo gro��ce
ze strony tych �ajdak�w.
Najszybciej, naj�atwiej uchwycimy bezsens i niebezpiecze�stwo tej niemoralno�ci,
je�eli por�wnamy system demokracji parlamentarnej z prawdziw� niemieck� demokracj�.
Najpierw nale�y zwr�ci� uwag� na to, �e liczba po. wiedzmy pi�ciuset os�b, kt�re
zosta�y wybrane, jest powo�ana do decydowania w ka�dej sprawie. W praktyce oni sami s�
rz�dem, poniewa� gabinet wybrany z tej liczby os�b tylko pozornie kieruje sprawami
pa�stwowymi. Ten tak zwany rz�d faktycznie nie mo�e podj�� �adnego dzia�ania bez
uprzednio otrzymanej zgody zgromadzenia og�lnego. W tej sytuacji nie mo�e za cokolwiek
odpowiada�, poniewa� ostateczna decyzja nigdy do niego nie nale�y,