McCullough C. - Władcy Rzymu 02 - Wieniec z trawy
Szczegóły |
Tytuł |
McCullough C. - Władcy Rzymu 02 - Wieniec z trawy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
McCullough C. - Władcy Rzymu 02 - Wieniec z trawy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie McCullough C. - Władcy Rzymu 02 - Wieniec z trawy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
McCullough C. - Władcy Rzymu 02 - Wieniec z trawy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Colleen McCullough
Cykl WŁADCY RZYMU
2
WIENIEC Z TRAWY
Księgozbiór DiGG
2012
Strona 3
Strona 4
Strona 5
GŁÓWNE POSTACIE
NOTA: Nawiasy zawierają informacje biograficzne, w klamrach podano używane w tej
książce imiona albo zdrobnienia imion postaci. Wszystkie daty są sprzed naszej ery.
● Cepion
Kwintus Serwiliusz Cepion [Cepion]
Liwia Druza, jego żona (siostra Marka Liwiusza Druzusa)
Kwintus Serwiliusz Cepion Młodszy [Cepion Młodszy], jego syn
Serwilia Starsza [Serwilia], jego starsza córka
Serwilia Młodsza [Lilia], jego młodsza córka
Kwintus Serwiliusz Cepion (konsul 106), jego ojciec, wsławiony sprawą Tolosańskiego Złota
Serwilia Cepionia, jego siostra
● Cezar
Gajusz Juliusz Cezar
Aurelia, jego żona (córka Rutylii, siostrzenica Publiusza Rutyliusza Rufusa)
Gajusz Juliusz Cezar Młodszy [Cezar Młodszy], jego syn
Julia Starsza [Lia], jego starsza córka
Julia Młodsza [Ju-ju], jego młodsza córka
Gajusz Juliusz Cezar [Dziadek Cezar], jego ojciec
Julia, jego siostra
Julilla, jego siostra
Sekstus Juliusz Cezar, jego starszy brat Klaudia, żona Sekstusa
● Druzus
Marek Liwiusz Druzus
Serwilia Cepionia, jego żona (siostra Cepiona)
Marek Liwiusz Druzus Neron Klaudianus, jego adoptowany syn
Kornelia Scypionia, jego matka
Liwia Druza, jego siostra (żona Cepiona)
Mamerkus Emiliusz Lepidus Liwianus, jego rodzony brat, oddany w adopcję
● Mariusz
Gajusz Mariusz
Julia, jego żona (siostra Gajusza Juliusza Cezara)
Gajusz Mariusz Młodszy [Mariusz Młodszy], jego syn
Strona 6
● Metellus
Kwintus Cecyliusz Metellus Pius [Prosiak]
Kwintus Cecyliusz Metellus Numidyjski [Świnka-Szczecinka], (konsul 109, cenzor 102), jego
ojciec
● Pompejusz
Gnejusz Pompejusz Strabon [Pompejusz Strabon]
Gnejusz Pompejusz [Pompejusz Młodszy], jego syn
Kwintus Pompejusz Rufus, jego daleki kuzyn
● Rutyliusz Rufus
Publiusz Rutyliusz Rufus (konsul 105)
● Skaurus
Marek Emiliusz Skaurus, princeps senatu (konsul 115, cenzor 109)
Cecylia Metella Dalmatyńska [Dalmatyka], jego druga żona
● Sulla
Lucjusz Korneliusz Sulla
Julilla, jego pierwsza żona (siostra Gajusza Juliusza Cezara)
Elia, jego druga żona
Lucjusz Korneliusz Sulla Młodszy [Sulla Młodszy], jego syn (z Julilli)
Kornelia Sulla, jego córka (z Julilli)
● Bitynia
Nikomedes II, król Bitynii
Nikomedes III, jego starszy syn, król Bitynii
Sokrates, jego młodszy syn
● Pont
Mitrydates VI Eupator, król Pontu
Laodike, jego siostra i żona, pierwsza królowa Pontu (zm. 99)
Nysa, jego żona, druga królowa Pontu (córka Gordiosa z Kapadocji)
Ariarates VII Filometor, jego siostrzeniec, król Kapadocji
Ariarates VIII Euzebes Filopator, jego syn, król Kapadocji
Ariarates X, jego syn, król Kapadocji
Strona 7
I
-N
ajbardziej poruszającą rzeczą od ponad roku - powiedział Gajusz
Mariusz - był ten słoń, którego Gajusz Klaudiusz pokazał na ludi
Romani.
- Prawda, że był cudowny? - ożywiła się Elia, sięgając do misy wielkich
zielonych oliwek sprowadzanych z Hiszpanii Dalszej. - Chodził na tylnych
nogach! A tańczył na wszystkich czterech! Siadał na biesiadnym łożu i chwytał
trąbą jedzenie!
Lucjusz Korneliusz Sulla zwrócił się do żony z pogardliwym wyrazem
twarzy:
- Czemu wszystkich tak urzekają zwierzęta udające ludzi? Słonie to
najszlachetniejsze w świecie stworzenia, ale zwierzę Gajusza Klaudiusza
Pulchera jest parodią zarówno słoni, jak i ludzi!
Chwila ciszy, która nastąpiła po tych słowach, była prawie niezauważalna,
ale wszyscy biesiadnicy odczuli ją z przykrością. Potem Julia odwróciła ich
uwagę od oszołomionej Elii, roześmiawszy się wesoło.
- Daj spokój, Lucjuszu Korneliuszu! Ten słoń był absolutnym faworytem
całego tłumu! I ja go podziwiałam, taki był sprytny i pracowity, a kiedy zadarł
Strona 8
trąbę i zatrąbił do wtóru bębnów, był wprost zdumiewający! Poza tym - dodała
- nikt nie miał mu niczego za złe.
- Mnie się szczególnie podobał jego kolor. - Aurelia poczuła, że powinna
wesprzeć Julię. - Był różowy!
Lucjusz Korneliusz Sulla zignorował ich wysiłki, obracając się do Publiusza
Rutyliusza Rufusa i o coś go zagadując. Julia westchnęła ze smutkiem.
- Chyba już pora nam odejść, Gajuszu Mariuszu, i dać wam cieszyć się winem.
Czy pozwolisz?
Mariusz wyciągnął do niej dłoń nad wąskim stołem dzielącym łoże od
krzesła Julii. Uniosła swoją, by uścisnąć dłoń męża, i postarała się nie okazać
smutku na widok jego skrzywionego uśmiechu. To już tak dawno, a ta twarz
wciąż nosi ślady zdradzieckiego udaru! Lojalna i kochająca żona nie
przyznawała jednak nawet przed sobą że ten udar zmienił trochę charakter
Gajusza Mariusza. Nad wyraz łatwo zapalał się teraz gniewem i był zbyt
sztywny w kontaktach z nieprzyjaciółmi.
Wstała, z uśmiechem przeznaczonym tylko dla niego uwolniła dłoń z uścisku
Mariusza i położyła ją na ramieniu Elii.
- Chodź, moja droga. Pójdziemy do dzieci.
Elia wstała, Aurelia również. Trzej mężczyźni nie podnieśli się, chociaż
przerwali rozmowę na czas odejścia kobiet. Mariusz skinął na służących, by
wynieśli krzesła z jadalni, a potem zniknęli i oni. Pozostały tylko trzy biesiadne
łoża ustawione w kształt litery C. Dla wygody w rozmowie Sulla przeniósł się z
miejsca przy Mariuszu na puste łoże naprzeciw Rutyliusza Rufusa. Obaj
widzieli teraz Mariusza i siebie nawzajem.
- Tak więc Świnka-Szczecinka wraca w końcu do kraju - powiedział Sulla,
kiedy upewnił się, że jego nie lubiana druga żona nie może już tego usłyszeć.
Mariusz poruszył się niecierpliwie na środkowym łożu, marszcząc brwi,
mniej groźnie jednak niż dawniej, bo długotrwały paraliż nadawał lewej
połowie tego grymasu nieco żałobny wyraz.
- Jakiej spodziewasz się po mnie odpowiedzi, Lucjuszu Korneliuszu? - spytał
w końcu.
Sulla zaśmiał się krótko.
- Czemu miałbym spodziewać się innej niż uczciwa? To, co powiedziałem, nie
było jednak pytaniem, Gajuszu Mariuszu.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Wymaga to jednak odpowiedzi.
- To prawda - rzekł Sulla. - Zgoda, ujmę to inaczej. Jak się czujesz, gdy
Świnkę-Szczecinkę odwołują z wygnania?
- Cóż, nie śpiewam radosnych peanów. - Mariusz przeszył Sullę spojrzeniem.
- A ty?
„Oddalają się z wolna od siebie”, pomyślał Publiusz Rutyliusz Rufus. Trzy
lata temu - nawet dwa lata temu - nie prowadziliby tak napiętej i ostrożnej
Strona 9
rozmowy. Co się stało? I z czyjej winy?
- Tak i nie, Gajuszu Mariuszu. - Sulla spoglądał w głąb swego pucharu. -
Nudzę się - powiedział przez zaciśnięte zęby - a sprawy mogą przybrać
interesujący obrót, kiedy Świnka-Szczecinka wróci do senatu. Nie miałem
okazji oglądać przedtem tych starć tytanów, jakie toczyliście ze sobą.
- Co do tego, Lucjuszu Korneliuszu, czeka cię rozczarowanie. Kiedy Świnka-
Szczecinka przybędzie do Rzymu, mnie tu nie będzie.
Sulla i Rutyliusz Rufus naraz usiedli.
- Nie będzie cię w Rzymie? - pisnął Rutyliusz Rufus.
- Nie będzie mnie w Rzymie - powiedział Mariusz i wyszczerzył zęby z
ponurą satysfakcją. - Przypomniałem sobie właśnie ślub złożony Wielkiej
Bogini przed pokonaniem Germanów, że jeśli zwyciężę, odbędę pielgrzymkę
do jej sanktuarium w Pesynuncie.
- Gajuszu Mariuszu, nie możesz tego zrobić! - wykrzyknął Rutyliusz Rufus.
- Mogę, Publiuszu Rutyliuszu, i zrobię!
Sulla opadł na plecy, śmiejąc się.
- Lucjusz Gawiusz Stychus! - powiedział.
- Kto? - Rutyliusz Rufus zawsze był gotów odbiec od tematu, jeśli była okazja
do plotek.
- Nieboszczyk siostrzeniec mojej nieboszczki macochy. - Sulla wciąż
uśmiechał się szeroko. - Przed laty wprowadził się do mojego domu, który
wtedy należał do macochy. Miał zamiar pozbyć się mnie, niszcząc tę czułość,
jaką miała dla mnie Klitumna. Myślał, że gdy obaj będziemy przebywać w jej
domu, uda mu się przedstawić mnie w złym świetle. Wyjechałem więc z
Rzymu. Osiągnął tyle, że przedstawił w złym świetle wyłącznie siebie, i to
bardzo skutecznie. Klitumna miała go dość prawie natychmiast. - Sulla obrócił
się na brzuch. - Wkrótce potem zmarł - powiedział z zadumą i westchnął,
wciąż się uśmiechając. - Zniweczyłem wszystkie jego plany.
- Jest więc nadzieja, że i Kwintus Cecyliusz Metellus uzna swój powrót za
wątpliwe zwycięstwo - powiedział Mariusz.
- Piję za to - rzekł Sulla i wychylił kielich.
Zapadła cisza, którą niełatwo było rozproszyć. Zabrakło dawnej zgody,
której nie przywróciły słowa Sulli. Publiusz Rutyliusz Rufus pomyślał, że może
owa dawna zgoda wynikała z jej użyteczności na polu bitwy, nie zaś ze szczerej
i głębokiej przyjaźni. Czy jednak mogli zapomnieć o tych wszystkich latach,
kiedy walczyli z zewnętrznymi wrogami Rzymu? Jak mogli pozwolić
zrodzonemu w Rzymie rozgoryczeniu zatrzeć wszystko, co się działo
przedtem? To trybunat Saturnina położył kres dawnemu życiu, to Saturnin,
który chciał być królem Rzymu - i ten nieszczęsny udar Mariusza. Potem
powiedział sobie: „Nonsens, Publiuszu Rutyliuszu! Obydwaj oni są ludźmi
stworzonymi do wielkich rzeczy. Nie należą do tych, co lubią siedzieć w domu,
Strona 10
nie sprawując wtedy żadnego urzędu. Dajcie im następną wojnę, w której będą
razem walczyć, albo jakiegoś Saturnina wszczynającego rewolucję, a zaczną
mruczeć niczym para kotów myjących sobie nawzajem pyszczki”.
Czas oczywiście uciekał. On sam i Gajusz Mariusz byli już po sześćdziesiątce,
a Lucjusz Korneliusz Sulla miał czterdzieści dwa lata. Nie mając zwyczaju
zaglądać w zwodnicze głębie zwierciadła, Publiusz Rutyliusz Rufus nie był
pewien, jak on sam znosi niedogodności swego wieku, ale wzrok go jeszcze nie
zawodził na tę odległość, z której patrzył na Gajusza Mariusza i Lucjusza
Korneliusza Sullę.
Gajusz Mariusz przytył na tyle, że przydałaby mu się nowa toga. Jak zawsze
był z niego wielki chłop, utrzymujący dobrą formę i proporcjonalnie
zbudowany. Przyrost wagi rozłożył się na ramiona, kark, biodra i uda, a także
na muskularny z wyglądu brzuch. Dodatkowa masa ciała wygładziła mu do
pewnego stopnia twarz, która stała się większa, krąglejsza i z wyższym czołem,
dzięki przerzedzeniu się włosów. Rutyliusz Rufus z rozmysłem nie dostrzegał
paraliżu lewej strony twarzy, skupił się zamiast tego na tych zdumiewających
brwiach, tak samo wielkich, gęstych i nieposłusznych jak zawsze. W iluż to
rzeźbiarzach brwi Mariusza budziły burze artystycznych oszołomień!
Przyjmując zamówienie na pomnik Mariusza dla jakiegoś miasta albo placu
proszącego się o monument, rzeźbiarze Rzymu czy Italii wiedzieli, z czym
przyjdzie im się zmierzyć. Ale ten wyraz zgrozy na widok brwi Mariusza
pojawiał się zawsze na twarzach sławnych Greków wysyłanych przez Ateny
czy Aleksandrię, by wykonali podobiznę owego męża, najczęściej chyba
rzeźbionego z ludzi od czasów Scypiona Afrykańskiego! Każdy starał się, jak
mógł, ale nawet malowana na desce czy na płótnie twarz Gajusza Mariusza
stawała się zawsze tylko tłem dla jego brwi.
Tymczasem zaś najlepszy portret starego druha, jaki Rutyliusz Rufus widział
w życiu, został narysowany węglem czy sadzą na ścianie jego własnego domu.
Było to tylko kilkanaście kresek; pojedyncza zmysłowa krzywa sugerująca
pełną dolną wargę, swego rodzaju błysk w oku - jak się komuś udało zmusić
czerń do błyskania? - i nie więcej niż dziesięć kresek na każdą z brwi. A jednak
był to Gajusz Mariusz jak żywy, z całą swą dumą i inteligencją jego prawdziwy,
nieposkromiony charakter. Jak jednak opisać tę formę sztuki? Vultum in peius
fingere... Złośliwa karykatura, ale tak dobrze narysowana, że złośliwość
przemieniła się w prawdę. Niestety, zanim Rutyliusz Rufus obmyślił sposób
zdjęcia tynku ze ściany bez pokruszenia go na tysiąc kawałków, spadł ulewny
deszcz i najlepszy z portretów Gajusza Mariusza przestał istnieć.
Żaden jednak malarz bazgrzący po murach bocznych uliczek nie zdołałby
zrobić niczego takiego z Sullą. Pozbawiony magii barw Sulla byłby tylko
jednym z tysiąca przystojnych mężczyzn o regularnej twarzy, regularnych
rysach i tej wrodzonej rzymskości, której Gajusz Mariusz nigdy w sobie nie
Strona 11
miał. Oglądany jednak w kolorze był niepowtarzalny. W wieku lat czterdziestu
dwóch nie zdradzał żadnych oznak rzednięcia włosów - i to jakich włosów! Ani
rudych, ani złotych, gęstych, wijących się, być może nieco za długich. I te oczy
niczym lód z lodowca, koloru najbledszego błękitu, z obwódkami
ciemnoniebieskimi niczym burzowa chmura. Dziś wieczorem jego cienkie,
uniesione w górę brwi były brunatne, tak jak i długie gęste rzęsy. Publiusz
Rutyliusz Rufus widywał go jednak wcześniej w warunkach polowych,
wiedział więc, że dziś wieczór użył on swoim zwyczajem stibium. W
rzeczywistości brwi i rzęsy Sulli były tak jasne, że widać je było tylko dzięki
niezwykłej białości jego skóry, prawie pozbawionej pigmentu.
Kobiety traciły dla Sulli rozsądek, cnotę, rozum. Porzucały ostrożność,
doprowadzały do szału swych mężów, ojców i braci, paplały i chichotały, kiedy
przechodząc, rzucił na nie okiem. Jakiż to zdolny i inteligentny człowiek!
Znakomity żołnierz, któremu wszyscy mogli pozazdrościć dzielności, sprawny
administrator i niemalże doskonały organizator. A jednak kobiety były jego
zgubą. Tak przynajmniej myślał Publiusz Rutyliusz Rufus, którego miła, lecz
pospolita twarz i mysi kolor włosów nie pozwalały odróżnić od miliardów
innych mężczyzn. Sulla nie był kobieciarzem ani pożeraczem serc niewieścich.
O ile Rutyliuszowi Rufusowi było wiadomo, zachowywał się zawsze z godną
podziwu powściągliwością. Bez wątpienia jednak każdy, kto chce wspiąć się na
szczyt rzymskiej drabiny politycznej, nie powinien mieć twarzy jak Apollo.
Ludzie przystojni i pociągający kobiety budzili nieufność i byli traktowani jak
lekkoduchy, zniewieścialcy albo potencjalni przyprawiacze innym rogów.
W zeszłym roku Sulla starał się o wybór na pretora. Wszystko zdawało się
przemawiać na jego korzyść. Miał ogromne zasługi wojenne, które wszem
wobec rozgłoszono, bo Gajusz Mariusz dopilnował, by wyborcy dowiedzieli
się, ile wart był dla niego Sulla jako kwestor, trybun i w końcu legat. Nawet
Katulus Cezar, który nie miał powodu, by kochać Sullę po owym zamieszaniu
w Galii italskiej, kiedy to Sulla wzniecił bunt, by uratować armię Katulusa
przed zniszczeniem, wystąpił i chwalił jego służbę w Galii italskiej w roku, w
którym ponieśli klęskę germańscy Cymbrowie. Potem, podczas tych niewielu
dni, gdy Lucjusz Apulejusz Saturninus zagrażał państwu, to właśnie Sulla,
niestrudzony i skuteczny, nakłonił Gajusza Mariusza, by położył temu kres.
Kiedy zaś Mariusz wydał rozkaz, Sulla go wykonał. Kwintus Cecyliusz Metellus
Numidyjski - którego Mariusz, Sulla i Rutyliusz Rufus nazywali Świnką-Szcze-
cinką - zanim udał się na wygnanie, powtarzał wszystkim znajomym, że
pomyślny koniec wojny z królem Jugurtą zawdzięczamy wyłącznie Sulli, a
Mariusz bezprawnie przypisuje sobie tę zasługę. Tylko bowiem dzięki
samotnym działaniom Sulli został pojmany Jugurta, a każdy wie, że wojna w
Afryce trwałaby nadal, gdyby uszedł wolno. Kiedy Katulus Cezar i kilku innych
konserwatywnych przywódców senatu zgodziło się ze Świnką-Szczecinką, że
Strona 12
zasługę zakończenia wojny z Jugurtą należy przypisać Sulli, gwiazda Sulli
zdawała się wznosić, a jego wybór na jednego z sześciu pretorów wydawał się
pewny. Do tego należało dodać godne podziwu zachowanie Sulli - skromność,
odmawianie sobie zasług, rzetelność. Do samego końca kampanii wyborczej
utrzymywał, że pojmanie Jugurty należy przypisać Mariuszowi, on sam działał
zaś pod komendą Mariusza. Takie zachowanie pochwalają zwykle wyborcy, a
lojalność wobec dowódcy jest wysoko ceniona na Forum.
A jednak, gdy wyborcy centuriami zgromadzili się w saepcie na Polu
Marsowym i centurie, jedna po drugiej, ogłaszały swój wybór, nazwisko
Lucjusza Korneliusza Sulli - tak bardzo arystokratyczne i tak bardzo
odpowiednie - nie znalazło się wśród sześciu wymienionych. By zaś do
niesprawiedliwości dodać obrazę, niektórzy z wybranych mieli tak samo
mierne osiągnięcia, jak mierne było pochodzenie ich przodków.
Dlaczego? Zaraz po głosowaniu wszyscy związani z Sullą zadawali mu to
pytanie, on jednak nic nie odpowiadał. Wiedział jednak, dlaczego. Nieco
później Rutyliusz Rufus i Mariusz także poznali tajemnicę Sulli.
Przyczyna jego klęski miała nazwisko: Cecylia Metella Dalmatyńska,
zaledwie dziewiętnastoletnia. I żona Marka Emiliusza Skaurusa, princepsa
senatu, który był konsulem w roku pierwszego pojawienia się Germanów,
cenzorem w roku, w którym Metellus Numidyjski Świnka-Szczecinka wyruszył
do Afryki na wojnę z Jugurtą, i przywódcą kurii od czasów swego konsulatu,
czyli od siedemnastu lat. To syn Skaurusa miał poślubić Dalmatykę, ale
popełnił samobójstwo po odwrocie Katulusa Cezara spod Trydentu,
przyznając, że okazał się tchórzem. A Metellus Numidyjski Świnka-Szczecinka,
opiekun swej siedemnastoletniej bratanicy, wydał ją pośpiesznie za Skaurusa,
choć między mężem a żoną było czterdzieści lat różnicy.
Nikt oczywiście nie pytał Dalmatyki, co myśli o tym związku, a i ona sama na
początku nie była tego pewna. Wydawała się nieco oszołomiona ogromem
auctoritas i dignitas swego męża i rada z opuszczenia burzliwego domu
Metellusa Numidyjskiego, gdzie rezydowała wówczas i jego siostra, której
seksualne inklinacje i histeryczne zachowanie były prawdziwą udręką dla
współmieszkańców. Dalmatyka z miejsca zaszła w ciążę (w wyniku czego
auctoritas i dignitas jej męża wzrosły jeszcze bardziej) i urodziła Skaurusowi
córkę. Wtedy właśnie na jakimś przyjęciu wydanym przez jej męża poznała
Sullę i ich wzajemne oczarowanie okazało się głębokie, trwałe i
unieszczęśliwiające.
Świadom niebezpieczeństwa, jakie sobą przedstawiała, Sulla nie zrobił
niczego, by pogłębić znajomość z młodą żoną Skaurusa. Ona jednak uważała
inaczej. Kiedy pogruchotane ciała Saturnina i jego przyjaciół spalone zostały z
wszystkimi honorami należnymi obywatelom rzymskim, a Sulla zaczął krążyć
po Forum i po mieście, dając się poznać i rozpoczynając starania o zdobycie
Strona 13
pretury, Dalmatyka również zaczęła krążyć po Forum i po mieście.
Dokądkolwiek poszedł Sulla, tam pojawiała się i Dalmatyka, zawoalowana i
kryjąca się za jakimś cokołem czy kolumną, pewna, że nikt jej nie spostrzega.
Sulla bardzo szybko nauczył się unikać miejsc w rodzaju Portyku
Margaritaria, gdzie istotnie można było spotkać kobiety z dobrego domu
najniewinniej w świecie nawiedzające sklepy jubilerskie. To ograniczyło
szanse Dalmatyki na rozmowę z nim, ale jej postępowanie było dla Sulli
wskrzeszeniem dawnego i straszliwego koszmaru - tych dni, gdy Julilla
pogrzebała go pod lawiną miłosnych listów, które wsuwała ze swą dziewczyną
przy każdej okazji w zanadrze jego togi, w sytuacjach, w których nie śmiał
zwracać uwagi widzów na ich poczynania. Cóż, tamto zakończyło się
małżeństwem, całkowicie nierozwiązywalnym związkiem confarreatio, który
przetrwał - gorzki, natarczywy, upokarzający - aż do jej samobójczej śmierci, a
był jednym z wielu epizodów w nie kończącej się procesji kobiet pragnących
go poskromić.
Sulla zapuścił się więc w wąskie, cuchnące i zatłoczone uliczki Subury, by
zwierzyć się, czego bardzo w tej chwili potrzebował, swej jedynej prawdziwej
przyjaciółce - Aurelii, szwagierce jego zmarłej żony Julilli.
- Co mam robić? Jestem w pułapce, Aurelio; to znowu Julilla! Nie mogę się od
niej uwolnić!
- Cały kłopot w tym, że one nie mają nic do roboty - powiedziała z ponurą
miną Aurelia. - Mają niańki do swoich dzieci, spotkania z przyjaciółkami,
dobieranymi głównie dla ich talentów do plotkowania, mają krosna, z których
nie zamierzają korzystać, i mają zbyt puste głowy, by znaleźć pocieszenie w
książkach. Większość z nich nie kocha mężów, bo małżeństwa zawarto z
wyrachowania - albo ich ojcowie szukali politycznego poparcia, albo ich
mężowie potrzebowali posagów czy też dobrze urodzonych żon. Po roku
takiego życia dojrzewają do jakiejś miłosnej intrygi - westchnęła. - Mimo
wszystko, Lucjuszu Korneliuszu, w miłości mają swobodę wyboru, a czy ją
mają w innych dziedzinach? Mądrzejsze spośród nich zadowalają się
niewolnikami. Najgłupsze to te, które się zakochują. I tak jest, niestety, w tym
przypadku. Ta biedna głupia mała Dalmatyka postradała rozum! A ty jesteś
tego przyczyną.
Zagryzł wargę i ukrył swe myśli, wpatrując się we własne dłonie.
- Nie chciałem tego.
- Ja to wiem! Czy jednak podobnie sądzi Marek Emiliusz Skaurus?
- Bogowie, on przecież chyba nic nie wie!
- Powiedziałabym, że wie aż za wiele - parsknęła Aurelia.
- Czemu więc do mnie nie przyszedł? Czy to ja mam iść do niego?
- Właśnie o tym myślę - powiedziała właścicielka czynszowej insuli,
powiernica wielu ludzi, matka trojga dzieci, żona nieobecnego męża, stale
Strona 14
zajęta, nigdy nie wścibska.
Siedziała zwrócona bokiem do swego roboczego stołu, rozległej przestrzeni
pokrytej całkowicie zwojami papieru, kartkami i pudłami na książki, nie był to
jednak bałagan tylko świadectwo rozlicznych zajęć i ogromu pracy.
Sulla pomyślał, że jeśli ona mu nie pomoże, to na nikogo nie może już liczyć,
bo jedyna inna osoba, do której mógłby się udać, nie była w tej sytuacji godna
zaufania. Aurelia to tylko przyjaciółka, Metrobiusz zaś był także kochankiem z
wszystkimi uczuciowymi problemami, jakie wiązały się z tą rolą, i
dodatkowymi komplikacjami wynikającymi z jego płci. Kiedy poprzedniego
dnia widział się z Metrobiuszem, młody Grek zrobił jakąś złośliwą uwagę o
Dalmatyce. Sulla był wstrząśnięty i dopiero wtedy zrozumiał, że o nim i o
Dalmatyce musi mówić cały Rzym, bo świat Metrobiusza był bardzo oddalony
od świata, w którym on sam się teraz obracał.
- Czy mam się spotkać z Markiem Emiliuszem Skaurusem? - spytał znowu.
- Wolałabym, żebyś spotkał się z Dalmatyką, ale nie widzę sposobu. - Aurelia
zacisnęła usta.
Sulla ożywił się.
- Czy nie mogłabyś jej tu zaprosić?
- Oczywiście, że nie! - oburzyła się Aurelia. - Lucjuszu Korneliuszu, jak na
człowieka o trzeźwym umyśle, nie popisujesz się rozsądkiem! Czy nie
rozumiesz? Marek Emiliusz Skaurus z pewnością kazał śledzić żonę. Twoją
białą skórę ratuje dotąd jedynie brak dowodów na poparcie jego podejrzeń.
Wyszczerzył zęby, ale nie w uśmiechu. Opuścił na chwilę maskę i Aurelia
ujrzała kogoś, kogo nie znała. Ale - czy naprawdę tak było? Może raczej
chodziło o kogoś, kogo wyczuwała już dawniej, ale nigdy przedtem nie
widziała. Kogoś pozbawionego cech ludzkich, potwora o długich szponach
wyjącego do księżyca. Po raz pierwszy w życiu ogarnęło ją przerażenie.
Jej widoczne drżenie spłoszyło potwora. Sulla znów przywdział maskę.
- Więc co mam robić, Aurelio? Co mogę zrobić?
- Kiedy ostatnio o niej mówiłeś - trzeba przyznać, że to było przed dwoma
laty - powiedziałeś, że ją kochasz, chociaż spotkaliście się tylko raz. Całkiem jak
Julillę, nieprawdaż? I dlatego tym trudniej to znieść. Ona oczywiście nie wie nic
o Julilli, poza tym że miałeś kiedyś żonę, która się zabiła - a to zwiększa jeszcze
twoją atrakcyjność. To sugeruje, że jesteś niebezpieczny dla kobiety, która cię
pozna i pokocha. Cóż za wyzwanie! Nie, obawiam się, że biedna mała
Dalmatyka wpadła beznadziejnie w twoje sieci, choćby i zarzucone
mimowolnie. - Przez chwilę zastanawiała się w milczeniu, potem zaś podniosła
wzrok. - Nic nie mów i nic nie rób, Lucjuszu Korneliuszu. Zaczekaj, aż Marek
Emiliusz Skaurus przyjdzie do ciebie. Dzięki temu wydasz się zupełnie
niewinny. Dopilnuj jednak, żeby nie znalazł żadnych dowodów niewierności,
choćby i pośrednich. Zakaż swej żonie wychodzić z domu, kiedy w nim przeby-
Strona 15
wasz, na wypadek gdyby Dalmatyka przekupiła kogoś z twych sług, by ją
wpuścił. Kłopot w tym, że ty nie rozumiesz kobiet ani ich zbytnio nie lubisz.
Nie wiesz zatem, jak sobie radzić z ich najgorszymi wybrykami - one zaś budzą
w tobie to, co najgorsze. Jej mąż musi przyjść do ciebie. Bądź dla niego
uprzejmy, błagam! Będzie rozdrażniony, jak to starszy człowiek, który ma
młodą żonę. Nie rogacz, ale tylko dzięki twej obojętności. Musisz więc zrobić
wszystko, co w twej mocy, żeby nie urazić jego dumy. Mimo wszystko jego
wpływy dorównują wpływom Gajusza Mariusza - uśmiechnęła się. - Wiem, że
on nie zgodziłby się na to porównanie, ale taka jest prawda. Jeśli chcesz zostać
pretorem, nie możesz go obrazić.
Sulla przyjął jej radę, ale niestety nie w pełni, i zyskał sobie wroga, bo nie był
uprzejmy ani pomocny, ani nie starał się nie urazić dumy Skaurusa.
Przez szesnaście dni po jego rozmowie z Aurelią nic się nie działo, poza tym
że wypatrywał szpiegów Skaurusa i zadbał o to, by mu nie dać żadnych
dowodów niewierności. Wśród przyjaciół Skaurusa i jego własnych
uśmiechano się skrycie i wymieniano znaczące spojrzenia. Zapewne zawsze
tak było, tylko przedtem tego nie dostrzegał.
Najgorsze było to, że nadal pragnął Dalmatyki - albo ją kochał, albo był przez
nią opętany, albo wszystko to naraz. Jeszcze raz Julilla; ten ból, ta nienawiść, to
pragnienie zadawania ciosów każdemu, kto stanął mu na drodze. Od marzeń o
kochaniu się z Dalmatyką przechodził w mgnieniu oka do marzeń o skręceniu
jej karku i przyglądaniu się, jak kona w plamie księżycowego światła w
Cyrcejach... nie, nie, tamto zdarzyło się, kiedy zabił swą macochę! Zaczął
otwierać ukrytą szufladę w szafce mieszczącej maskę jego przodka, Publiusza
Korneliusza Sulli Rufinusa, flamena Dialis. Wyjmował buteleczki z truciznami i
pudełko z białym proszkiem... tak zabił Lucjusza Gawiusza Stychusa i siłacza
Herkulesa Atlasa. Grzyby? Tak zabił swą kochankę - skosztuj tego, Cecylio
Dalmatyńska!
Upłynęło już jednak sporo czasu od śmierci Julilli, przybyło mu do-
świadczenia i lepiej poznał samego siebie. Nie mógłby zabić Dalmatyki, tak
samo jak nie był zdolny zabić Julilli. Z kobietami ze szlachetnych starych
rodów nie było innej możliwości, niż doczekać gorzkiego końca. Pewnego dnia
doprowadzą z Dalmatyką do końca to, czego w tej chwili nie śmiał rozpocząć.
Potem zjawił się Marek Emiliusz Skaurus i zastukał do jego drzwi, tych
samych drzwi, których dotykały kiedyś dłonie tak wielu umarłych i które
wciąż ociekały jadem nienawiści. To dotknięcie zatruło duszę Skaurusa i odtąd
myślał już tylko o tym, że rozmowa będzie trudniejsza, niż przewidywał.
Usadzony na krześle dla klientów ów dzielny starszy pan przyglądał się
spokojnej twarzy swego gospodarza jasnymi zielonymi oczami, które
zadawały kłam pobrużdżonej twarzy i pozbawionej włosów czaszce. Jakżeby
pragnął nie przybywać tu i nie musieć zniżać swej dumy do tej sytuacji rodem
Strona 16
ze złej farsy.
- Sądzę, że wiesz, dlaczego tu jestem, Lucjuszu Korneliuszu - powiedział,
zadzierając podbródek i patrząc wprost przed siebie.
- Myślę, że wiem - odrzekł Sulla i zamilkł.
- Przychodzę przeprosić cię za zachowanie mojej żony i zapewnić cię, że
dopilnuję, by więcej nie sprawiała kłopotu.
A więc zrobił to! I przeżył, nie umarł ze wstydu. Wydawało mu się jednak, że
w chłodnym i beznamiętnym spojrzeniu Sulli dostrzega cień wzgardy, być
może wyimaginowanej, a jednak to właśnie uczyniło Skaurusa wrogiem Sulli.
- Bardzo mi przykro, Marku Emiliuszu. - Powiedzże coś, Sullo! Ułatw to
staremu głupcowi! Nie pozwól mu siedzieć tu z poszarpaną na strzępy dumą!
Pamiętaj, co mówiła Aurelia! jednak właściwe słowa nie chciały się nasunąć.
Ich zaczątki mieszały się w jego umyśle, a odrętwiały język milczał.
- Lepiej będzie dla wszystkich w to wmieszanych, jeśli opuścisz Rzym - rzekł
w końcu Skaurus. - Jedź do Hiszpanii. Słyszę, że Lucjusz Korneliusz Dolabella
potrzebuje wsparcia.
Sulla zamrugał z przesadnym zdziwieniem.
- Czy tak? Nie sądziłem, że sprawy aż tak źle stoją. Nie mogę jednak, Marku
Emiliuszu, wyrwać się stąd i jechać do Hiszpanii Dalszej. Mam za sobą dziewięć
lat w senacie, czas więc starać się o wybór na pretora.
Skaurus zdławił gniew, starając się nadal być miłym.
- Nie w tym roku, Lucjuszu Korneliuszu - powiedział. - W następnym albo za
dwa lata. W tym roku powinieneś wyjechać z Rzymu.
- Marku Emiliuszu, ja nie zrobiłem nic złego! - Zrobiłeś, Sullo! Robisz to
właśnie teraz, pragnąc pognębić tamtego! - Mój termin minął trzy lata temu,
mój czas ucieka. Powinienem stawać do wyborów, muszę więc zostać w
Rzymie.
- Przemyśl to sobie, proszę - rzekł Skaurus, wstając.
- Nie mogę, Marku Emiliuszu.
- Jeśli staniesz do wyborów, nie przejdziesz, zapewniam cię, Lucjuszu
Korneliuszu. Nie przejdziesz też w następnym roku ani za dwa lata, ani za trzy
- powiedział spokojnym tonem Skaurus. - Tyle ci mogę obiecać, wierz mi!
Wyjedź z Rzymu.
- Bardzo żałuję, Marku Emiliuszu. Muszę jednak zostać w Rzymie i stanąć do
wyborów - odrzekł Sulla.
I na tym stanęło. Choć auctoritas i dignitas princepsa senatu Marka
Emiliusza Skaurusa doznały uszczerbku, zachował aż za wiele wpływów, by
uniemożliwić wybór Sulli na pretora. Inni, pośledniejsi od niego, miernoty i
głupcy, a mimo to pretorzy, zobaczyli swe nazwiska wpisane w fasti.
To od swojej siostrzenicy Aurelii dowiedział się o tym Publiusz Rutyliusz
Strona 17
Rufus, który z kolei przekazał opowieść Gajuszowi Mariuszowi. Było rzeczą
oczywistą że princeps senatu Skaurus przeciwstawiał się wyborowi Sulli na
pretora, mniej oczywiste było jednak, dlaczego tak się stało. Niektórzy
utrzymywali, że przyczyną była namiętność, jaką zapłonęła do Sulli Dalmatyka,
ale po długich dyskusjach uznano powszechnie to wyjaśnienie za
niedostateczne. Skaurus dał dziewczynie dość czasu (jak mówił), by sama
zrozumiała swój błąd, a potem załatwił z nią tę sprawę (grzecznie, lecz
stanowczo, jak mówił), i nie robił z tego sekretu wobec przyjaciół ani na
Forum.
- Że też musiało się to biedactwu przytrafić! - zwierzał się kilku senatorom,
upewniwszy się, że mnóstwo innych kręci się w pobliżu. - Wolałbym, żeby
wybrała kogoś innego niż zwykłego sługusa Gajusza Mariusza, ale to podobno
przystojny chłop.
Było to dobrze wyreżyserowane, tak dobrze, że eksperci z Forum i
członkowie senatu uznali związki Sulli z Gajuszem Mariuszem za prawdziwy
powód przeciwstawienia się Skaurusa kandydaturze Sulli. Po bez-
precedensowych sześciu konsulatach gwiazda Mariusza przygasła. Najlepsze
dni miał już za sobą i nie zdołał nawet uzyskać wystarczającego poparcia, by
ubiegać sic o wybór na cenzora. Oznaczało to, że Gajusz Mariusz, tak zwany
Trzeci Założyciel Rzymu, nigdy nie stanie w szeregu najdostojniejszych mężów
konsularnych, z których wszyscy byli cenzorami. Gajusz Mariusz był według
rzymskiego schematu skończony, stał się raczej osobliwością niż zagrożeniem
i nikt powyżej klasy trzeciej nie wznosił już okrzyków na jego cześć. Rutyliusz
Rufus dolał sobie wina.
- Naprawdę wybierasz się do Pesynuntu?
- Dlaczego nie?
- Po co? Mogę zrozumieć Delfy albo Olimpię, albo Dodonę. Ale Pesynunt? To
gdzieś w środku Anatolii - we Frygii! To dziura zabita deskami, najbardziej
zacofana w świecie! Nie ma tam kropli dobrego wina ani porządnej drogi przez
setki mil. Na lewo i na prawo same pastuchy, a dzikusy z Galacji kłębią się na
granicy. Słowo daję, Gajuszu Mariuszu! Czy tak ci pilno zobaczyć Battakesa w
złotej szacie i z klejnotami wplecionymi w brodę? Wezwij go znów do Rzymu!
Jestem pewien, że będzie zachwycony, mogąc odnowić znajomość z naszymi
matronami, które nie przestały jeszcze opłakiwać jego wyjazdu.
Zanim Rutyliusz doszedł do końca tej pełnej żaru wypowiedzi, Mariusz i
Sulla śmiali się w najlepsze i znikło nagle napięcie towarzyszące im tego
wieczoru. Znów czuli się ze sobą swobodnie i znów się zgadzali.
- Chcesz się przyjrzeć królowi Mitrydatesowi - powiedział Sulla tonem
bynajmniej nie pytającym.
Mariusz uśmiechnął się, unosząc brwi.
- Dość niezwykłe stwierdzenie! Czemu tak sądzisz, Lucjuszu Korneliuszu?
Strona 18
- Bo cię dobrze znam, Gajuszu Mariuszu. Stary z ciebie niedowiarek!
Ślubowałeś chyba tylko to, że skopiesz tyłki legionistom i ich trybunom
wojskowym. Jest tylko jeden powód, dla którego ciągnąłbyś swe tłuste cielsko
w głąb dzikiej Anatolii. Chcesz na własne oczy zobaczyć, co się dzieje w
Kapadocji i co król Mitrydates ma z tym wspólnego. - Sulla uśmiechał się
rozradowany jak rzadko.
Mariusz zwrócił się z niepokojem do Rutyliusza Rufusa:
- Mam nadzieję, że nie wszyscy tak mnie znają na wylot jak Lucjusz
Korneliusz!
Teraz z kolei uśmiechnął się Rutyliusz Rufus.
- Bardzo wątpię, żeby ktoś się czegoś domyślił. Ja pierwszy ci uwierzyłem,
stary niedowiarku!
Mariusz zwrócił się mimowolnie (albo tak się wydawało Rutyliuszowi
Rufusowi) do Sulli i na powrót zaczęli omawiać jakąś nową wielką strategię.
- Kłopot w tym, że wcale nie możemy polegać na naszych źródłach informacji
- mówił z ożywieniem Mariusz. - Chodzi o to, że nikt godny zaufania nie był
tam od lat - nikt, na kim mógłbym polegać. Co my właściwie wiemy?
- Bardzo niewiele. - Sulla był całkowicie pochłonięty rozmową.
Zorganizowano kilka wypadów w głąb Galacji, króla Bitynii Nikomedesa od
zachodu i Mitrydatesa od wschodu. Potem przed kilku laty Nikomedes poślubił
matkę małego króla Kapadocji, chyba sprawowała wtedy regencję, i zaczął
używać tytułu króla Kapadocji.
- Tak było - potwierdził Mariusz. - Chyba uznał to za niefortunny pomysł,
kiedy Mitrydates doprowadził do jej zamordowania i znów osadził chłopca na
tronie. Nie ma już króla Kapadocji Nikomedesa! - Zaśmiał się cicho. - Jak też on
mógł przypuszczać, że wyjdzie z tego cało, skoro zamordowana królowa była
siostrą Mitrydatesa!
- A jej syn nadal tam panuje jako - ach, te ich dziwaczne imiona! Jakiś
Ariarates?
- Ariarates VII, dla ścisłości - potwierdził Mariusz.
- Jak myślisz, co się tam dzieje? - spytał Sulla, którego ciekawość została
pobudzona wykazaną przez Mariusza znajomością zawiłych wschodnich
stosunków.
- Nie jestem pewien. Zapewne nic, poza zwykłymi kłótniami Nikomedesa z
Bitynii z Mitrydatesem z Pontu. Bardzo mnie jednak intryguje ten młody król
Pontu, Mitrydates. Chciałbym się z nim spotkać. Ma dopiero trzydzieści lat,
Lucjuszu Korneliuszu, a już opanował najpiękniejsze kraje wokół Morza
Euksyńskiego, mając na początku sam tylko Pont. Dreszcz mnie przenika, bo
czuję, że przysporzy on Rzymowi kłopotów.
Czując, że najwyższy czas włączyć się do rozmowy, Publiusz Rutyliusz Rufus
z hałasem postawił pusty puchar na stoliku i wykorzystał okazję.
Strona 19
- Chodzi ci o to, że Mitrydates ma na oku naszą rzymską prowincję Azję -
rzekł, kiwając głową z mądrą miną. - Czemu nie miałby jej pragnąć? To bardzo
bogaty kraj i najbardziej cywilizowane miejsce w świecie. Ten kraj był grecki,
odkąd Grecy są Grekami! W prowincji Azji żył i tworzył Homer, wyobrażacie
sobie?
- Łatwiej bym to sobie wyobraził, gdybyś zaczął przygrywać na lirze -
zaśmiał się Sulla.
- Bądźże poważny, Lucjuszu Korneliuszu! Król Mitrydates chyba nie na żarty
myśli o naszej rzymskiej prowincji Azji i my też nie dworujmy z tego.
Nie na żarty, dworować; Rutyliusz Rufus przerwał, podziwiając swój kunszt
słowa, i stracił szansę zapanowania nad rozmową.
- Nie ma chyba wątpliwości, że Mitrydates jest owładnięty myślą o
zapanowaniu nad naszą prowincją Azją - powiedział Mariusz.
- To jednak człowiek Wschodu - rzekł Sulla. - Wszyscy ci wschodni królowie
boją się Rzymu. Nawet Jugurta, o wiele bardziej otwarty na Rzym niż jakiś
wschodni król, nawet on bał się Rzymu. Przypomnijcie sobie tylko, ile zniewag
zniósł Jugurta, zanim zdecydował się na walkę z nami. Zmusiliśmy go do tej
wojny.
- Ach, myślę, że Jugurta zawsze planował tę wojnę - oświadczył Rutyliusz
Rufus.
- Nie zgadzam się z tym - odparł Sulla, marszcząc brwi. - On chyba marzył o
wojnie z nami, ale tylko marzył. To my zmusiliśmy go do wojny, kiedy Aulus
Albinus wtargnął do Numidii w poszukiwaniu łupu. Tak właśnie zaczynają się
zwykle wszystkie nasze wojny. Jakiś żądny złota dowódca, który nie powinien
kierować nawet pochodem przedszkolaków, otrzymuje władzę nad rzymskimi
legionami i wyrusza szukać zdobyczy - nie dla Rzymu, ale dla siebie. Karbon i
Germanie, Cepion i Germanie, Sylan i Germanie - ta lista nie ma końca.
- Odchodzisz od tematu, Lucjuszu Korneliuszu - zauważył uprzejmie
Mariusz.
- Rzeczywiście, przepraszam! - Bynajmniej nie speszony Sulla uśmiechnął się
z oddaniem do swego dawnego dowódcy. - Tak czy inaczej, sytuacja na
wschodzie jest chyba bardzo podobna do sytuacji w Afryce, zanim Jugurta
zdecydował się na wojnę z nami. Wiemy wszyscy, że Bitynia i Pont to
odwieczni wrogowie, wiemy też, że zarówno król Nikomedes, jak i król
Mitrydates marzą o ekspansji, co najmniej w głąb Anatolii. W Anatolii leżą dwa
bogate kraje, na które obaj królowie mają ochotę - Kapadocja i nasza rzymska
prowincja Azja. Kto posiada Kapadocję, ten ma łatwy dostęp do Cylicji i
bogactwo ziem uprawnych. Posiadanie rzymskiej prowincji Azji zapewnia
nieograniczony dostęp do Morza Środkowego, pół setki znakomitych portów i
na dodatek bajecznie bogate zaplecze. Któryż król nie chciałby sprawować
władzy w obu tych krajach!
Strona 20
- Nikomedes nie martwi mnie wcale - przerwał mu Mariusz. - Musi trzymać
się Rzymu rękami i nogami, i wie o tym. Nie sądzę też, żeby - na razie - coś
groziło naszej rzymskiej prowincji Azji. Chodzi o Kapadocję.
Sulla skinął głową.
- Zgadzam się. Prowincja Azja jest rzymska. A król Mitrydates nie różni się
chyba od reszty swoich wschodnich kolegów i nie wyzbył się strachu przed
Rzymem na tyle, by napaść na naszą prowincję, choćby i była fatalnie
rządzona. Kapadocja nie jest jednak rzymska. Leży w naszej sferze wpływów,
ale Nikomedes i młody Mitrydates przyjmują chyba, że jest zbyt odległa i mało
ważna dla Rzymu, by o nią toczyć wojny. Z drugiej strony, zachowują się jak
złodzieje, kryjąc się za jakimiś marionetkami i krewniakami.
- Nie nazwałbym ukradkowym postępkiem małżeństwa starego króla
Nikomedesa z królową regentką Kapadocji - mruknął Mariusz.
- Zgoda, ale to nie trwało długo, nieprawdaż? Król Mitrydates był tak
oburzony, że zamordował własną siostrę! Osadził jej syna na tronie Kapadocji
szybciej, niż zdołałbyś powiedzieć: „Lucjusz Utracjusz”.
- Niestety, to Nikomedes jest naszym oficjalnym przyjacielem i sprzy-
mierzeńcem, a nie Mitrydates - powiedział Mariusz. - Szkoda, że nie było mnie
w Rzymie, kiedy się to wszystko działo.
- Ach, daj spokój! - oburzył się Rutyliusz Rufus. - Królowie Bitynii noszą
oficjalnie tytuł „przyjaciela i sprzymierzeńca” od ponad pół wieku! Podczas
naszej ostatniej wojny z Kartaginą także i król Pontu był oficjalnym
przyjacielem i sprzymierzeńcem. Ojciec tego Mitrydatesa stracił jednak szanse
na przyjaźń z Rzymem, kupując Frygię od ojca Maniusza Akwiliusza. Rzym nie
utrzymuje odtąd stosunków z Pontem. Nie można zresztą czynić „przyjaciółmi
i sprzymierzeńcami” dwóch poróżnionych ze sobą królów, chyba że taki status
zapobiega wojnie między nimi. W przypadku Bitynii i Pontu senat uznał, że
nadanie tytułów obu królom pogorszy tylko ich stosunki. Wyróżniono
Nikomedesa, bo Bitynia ma lepsze notowania niż Pont.
- Nikomedes to stary głupiec! - oświadczył zniecierpliwiony Mariusz. -
Rządzi od ponad pół wieku, a nie był już dzieckiem, kiedy odsunął od tronu
swego tatę. Ma chyba ponad osiemdziesiąt lat i tylko pogarsza sytuację w
Anatolii.
- Zachowując się jak stary głupiec, bo chyba to masz na myśli. - Tej uwadze
towarzyszyło spojrzenie niemalże fioletowych oczu Rutyliusza Rufusa, bardzo
podobne do spojrzeń jego siostrzenicy Aurelii i równie bezpośrednie, choć nie
tak twarde. - Nie uważasz, Gajuszu Mariuszu, że ty i ja jesteśmy bardzo bliscy
wieku, w którym zostaje się starym głupcem?
- Spokój, spokój, przestańcie stroszyć pióra! - Sulla wyszczerzył zęby w
uśmiechu. - Wiem, o co ci chodzi, Gajuszu Mariuszu. Nikomedes jest sędziwy
niezależnie od tego, czy jest zdolny rządzić czy nie - a trzeba przyjąć, że nadal