Martyn Leah - Recepta na szczęście(1)
Szczegóły |
Tytuł |
Martyn Leah - Recepta na szczęście(1) |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Martyn Leah - Recepta na szczęście(1) PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Martyn Leah - Recepta na szczęście(1) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Martyn Leah - Recepta na szczęście(1) - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Leah Martyn
Recepta na szczęście
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Dzie˛kuje˛. To było wspaniałe.
Gdy wyła˛czono kamery, producent telewizyjny us´mie-
chna˛ł sie˛ z zadowoleniem do swoich gos´ci, zatrzymuja˛c
na dłuz˙ej wzrok na doktor Abbey Jones.
Abbey odpowiedziała mu ironicznym us´miechem.
– Zawsze che˛tnie wypowiadam sie˛ na tematy zwia˛za-
ne z opieka˛ zdrowotna˛ na wsi, Rob. Doskonale o tym
wiesz. Ale naste˛pnym razem uprzedz´ mnie, z˙e zaprosiłes´
do swojego programu jeszcze kogos´, dobrze?
Podniosła głowe˛ i popatrzyła chłodnym wzrokiem na
swojego rozmo´wce˛, doktora Nicholasa Tonnellego.
Us´miechał sie˛ do niej z odrobina˛ wyz˙szos´ci. Z trudem
zmusiła sie˛ do podania mu re˛ki na zakon´czenie debaty.
– Nie spodziewałem sie˛ tak uroczej rozmo´wczyni
– powiedział. Gdy ich dłonie sie˛ spotkały, Abbey wes-
tchne˛ła. Jego re˛ka była ciepła i sucha, a w zielonych
oczach pojawił sie˛ błysk. – To była dla mnie prawdziwa
przyjemnos´c´ – dodał łagodnie.
Zakłopotana cofne˛ła re˛ke˛, zupełnie jakby bała sie˛
oparzenia, i odwro´ciła sie˛, by zabrac´ notatki. Odetchne˛ła
i zacze˛ła niezre˛cznie wkładac´ kartki do akto´wki.
Przyznała z nieche˛cia˛, z˙e Tonnelli okazał sie˛ godnym
przeciwnikiem. Jego pełne swady wypowiedzi sprawiły, z˙e
musiała niez´le sie˛ napocic´, by mu choc´ w połowie doro´wnac´.
Miała pretensje do Roba, z˙e dał jej, lekarce z prowincji, za
przeciwnika jednego z najlepiej zapowiadaja˛cych sie˛
Strona 3
chirurgo´ w w Sydney. Wygla˛dał inaczej, niz˙ sie˛ spodziewała.
Ale włas´ ciwie czego sie˛ spodziewała? Czasami, kiedy
przegla˛dała gazety wychodza˛ce w Sydney, widziała jego
zdje˛cia w rubrykach towarzyskich. Teraz, spotkawszy sie˛
z nim oko w oko, musiała przyznac´ , z˙ e czarno-białe
fotografie z pewnos´ cia˛ nie oddawały całego uroku tego
me˛z˙ czyzny.
Prychne˛ła ze złos´ ci. Moz˙ e wygrał debate˛, moz˙ e nie.
Ale niezalez˙ nie od tego, co pokaz˙ a˛ rankingi telewizyjne,
była pewna, z˙ e jego zmysłowy us´ miech znalazł droge˛ do
serc kobiet zgromadzonych przed telewizorami. Ale nie
do jej serca. Z nia˛ nie po´ jdzie mu tak łatwo!
Rzut oka na zegarek uzmysłowił jej, z˙ e be˛dzie musiała
zrezygnowac´ z kawy i ciastka, kto´ rymi Rob zwykle
cze˛stował po programie, i wyjs´ c´ szybko ze studia.
– Czas na mnie. – Przywołała na usta sztuczny
us´ miech. Me˛z˙ czyz´ ni stali obok ciemnego juz˙ teraz planu
telewizyjnego i byli pochłonie˛ci prywatna˛ rozmowa˛.
– Juz˙ idziesz? – Rob Stanton podszedł do niej. – Jeszcze
raz dzie˛kuje˛, z˙ e przyje˛łas´ moje zaproszenie. Uratowałas´ mi
z˙ ycie.
Us´ miechne˛ła sie˛ drwia˛co.
– Spodziewam sie˛ w takim razie szczodrej darowizny
na rzecz naszego szpitala.
– Masz to jak w banku! – odrzekł z takim entuzjaz-
mem, jakby sam wpadł na ten pomysł. – Zaraz to załatwie˛.
– Dzie˛kuje˛ – mrukne˛ła i spojrzała z ukosa na Nichola-
sa Tonnellego. – Z˙ egnam, panie doktorze.
Odwro´ ciła sie˛, by odejs´ c´ . Zagrodził jej jednak droge˛.
Wcia˛gne˛ła gwałtownie powietrze, a jej serce zacze˛ło
szybciej bic´ .
– Czy naprawde˛ musi pani juz˙ is´ c´ ?
Strona 4
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 5
Spiorunowała go wzrokiem, us´ wiadamiaja˛c sobie do-
piero teraz, z˙ e jest wyz˙ szy od niej o dobrych kilkanas´ cie
centymetro´ w.
– Tak, musze˛.
– Moz˙ e zje pani ze mna˛ lunch?
– Nie, dzie˛kuje˛.
– Co ja takiego zrobiłem? – spytał z lekkim us´ miechem.
Był teraz tak blisko, z˙ e nie mogła złapac´ tchu. Czuła
ciepło jego oddechu i mydło o zapachu drzewa san-
dałowego. Odsun´ sie˛, chciała mu powiedziec´ . Ale to ona
sie˛ cofne˛ła, chwieja˛c sie˛ troche˛ na wysokich obcasach.
– Tak sie˛ składa, doktorze Tonnelli, z˙ e mam dzisiaj
napie˛ty harmonogram. Chciałabym sie˛ zaja˛c´ swoimi
sprawami.
– Alez˙ pani doktor... Kamery sa˛ juz˙ wyła˛czone. Moz˙ e
zakopiemy topo´ r wojenny? – spytał z rozbawieniem
w głosie.
Spro´ bowała zgasic´ go jednym spojrzeniem, ale ponio-
sła sromotna˛ kle˛ske˛.
– Nie mam czasu na długie posiłki, panie doktorze.
– Ten lunch wcale nie musi byc´ długi. – Wzruszył
ramionami. – Znam lokal, w kto´ rym obsługa jest szybka,
a jedzenie całkiem smaczne.
– McDonald’s? – spytała niewinnie.
Us´ miechna˛ł sie˛ nieznacznie.
– Cos´ bardziej wyrafinowanego. Słyszała pani o re-
stauracji Margo?
– Nie.
Poniewaz˙ wcia˛z˙ sie˛ wahała, dodał z łagodna˛perswazja˛
w głosie:
– Jestem pewien, z˙ e nigdy nie wyrusza pani w długa˛
podro´ z˙ do Wingary z pustym z˙ oła˛dkiem.
Strona 5
6 LEAH MARTYN
– Zwykle po prostu jem kanapke˛ albo jakis´ owoc
w samochodzie. – Czuła sie˛ zape˛dzona w kozi ro´ g, prawie
zahipnotyzowana jego wzrokiem. Poza tym nie moga˛
tkwic´ tutaj w nieskon´ czonos´ c´ . Członkowie ekipy telewi-
zyjnej, kto´ rzy zwijali kable i pakowali sprze˛t, mogliby
nabrac´ jakichs´ podejrzen´ , a te z łatwos´ cia˛ przerodziłyby
sie˛ w plotki.
– No dobrze, niech be˛dzie – westchne˛ła z rezygnacja˛
i, poniewaz˙ doszła do wniosku, z˙ e zabrzmiało to niezbyt
uprzejmie, dodała: – Przed wyjazdem mam jeszcze kilka
spraw do załatwienia i wizyte˛ u pacjenta w centrum
rehabilitacyjnym, wie˛c ten lunch musi byc´ naprawde˛
kro´ tki.
– Dobrze. – Sprawiał wraz˙ enie zadowolonego. Naj-
wyraz´ niej zaspokoił swoja˛ pro´ z˙ nos´ c´ , pomys´ lała złos´ -
liwie. – Przyjechała pani takso´ wka˛?
Och, na miłos´ c´ boska˛. Kto moz˙ e sobie pozwolic´ w tych
czasach na takso´ wke˛?
– Przyjechałam samochodem. Zostawiłam go na par-
kingu.
– To tak jak ja. – Odsuna˛ł sie˛ od niej i otworzył
szklane drzwi do foyer.
To szalen´ stwo, mys´ lała Abbey, gdy szli ukwiecona˛
alejka˛ na parking. Dlaczego to włas´ nie z nim musiała
skrzyz˙ owac´ szpady i w konsekwencji zmarnowac´ sobie
dzien´ ? Z pewnos´ cia˛ w szpitalu okre˛gowym nie brakuje
lekarzy, kto´ rzy z rados´ cia˛ przyje˛liby zaproszenie od
Roba, chca˛cego jakos´ wypełnic´ dziure˛ w programie. Tyle
z˙ e z˙ aden z nich nie jest obdarzony charyzma˛ Nicka
Tonnellego.
Westchne˛ła i podniosła głowe˛. Wiatr rozwiał jej jasne,
jedwabiste włosy. Mys´ li wcia˛z˙ miała zaprza˛tnie˛te ida˛cym
Strona 6
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 7
obok niej chirurgiem. W s´ wiatku lekarskim mo´ wiło sie˛
o nim, z˙ e jest genialny we wszystkim, czego sie˛ dotknie.
Ten me˛z˙ czyzna jest klasa˛ sam w sobie.
Nie wspominaja˛c juz˙ o jego przygodach z kobietami...
Zacisne˛ła ze˛by, dochodza˛c do wniosku, z˙ e nie chce, by
składał jej jakiekolwiek propozycje, po czym zatrzymała
sie˛ przy drzwiach swojego bordowego range-rovera.
– To włas´ nie mo´ j samocho´ d – oznajmiła. Otarła sie˛
niechca˛cy o ramie˛ Nicka i nagle przyłapała sie˛ na tym, z˙ e
patrzy mu prosto w oczy. I z trudem łapie powietrze. Jego
oczy sa˛ ciemnozielone niczym ocean nad ranem, pomys´ -
lała poetycko.
– Ja zaparkowałem tam – mrukna˛ł, pokazuja˛c za
siebie.
Zamrugała, patrza˛c na metalicznego szarego jaguara.
Pomys´ lała, z˙ e ten samocho´ d idealnie pasuje do Nicka
Tonnellego. Jest ro´ wnie elegancki i ro´ wnie mocny jak
jego włas´ ciciel.
– Najlepiej be˛dzie, jes´ li pojedzie pani za mna˛. – Spo-
jrzał na nia˛ spod po´ łprzymknie˛tych powiek. – Trudno tam
trafic´ , to po prostu stary dom przerobiony na restauracje˛.
Niestety, nie ma parkingu. Trzeba po prostu zaparkowac´
przy chodniku, na jakimkolwiek wolnym miejscu. – Ob-
darzył ja˛ przelotnym us´ miechem. – Do zobaczenia za
kilka minut.
Skine˛ła głowa˛ i wsiadła do swojego auta. Zabe˛bniła
niecierpliwie palcami po kierownicy, poda˛z˙ aja˛c wzro-
kiem za wysoka˛, wysportowana˛ sylwetka˛ Nicka.
Wyde˛ła w zamys´ leniu usta. Co takiego robi Nicholas
Tonnelli w Hopeton? Z tego, co wiedziała, przeprowadzał
operacje tylko w Szpitalu S ´ wie˛tego Tomasza w Sydney,
na opływaja˛cym w dostatki po´ łnocnym wybrzez˙ u
Strona 7
8 LEAH MARTYN
Australii. Co go przywiodło w s´ rodku tygodnia do tej
prowincjonalnej mies´ ciny w Nowej Południowej Walii?
Omal wszystkiego nie schrzanił. Zastanawiał sie˛,
czemu potraktował ja˛ tak ostro.
– To wszystko przez to cholerne me˛skie ego – mruk-
na˛ł do siebie, krzywia˛c sie˛ z drwina˛ i szukaja˛c po omacku
okularo´ w przeciwsłonecznych. Ale przeciez˙ przyje˛ła za-
proszenie, prawda? – zapytał sam siebie w mys´ lach.
I natychmiast udzielił sobie odpowiedzi: tak, ale niezbyt
che˛tnie.
Na jego twarzy pojawił sie˛ nieznaczny us´ miech.
Przyjechał do swojego rodzinnego miasta, z˙ eby spe˛dzic´
w nim kilka dni urlopu, i z ochota˛ przyja˛ł zaproszenie od
swojego starego kumpla Roba Stantona. Kto mo´ gł jednak
przypuszczac´ , z˙ e spotka w jego programie kogos´ takiego
jak waleczna i niewa˛tpliwie powabna doktor Abbey
Jones?
Ta kobieta była niczym powiew s´ wiez˙ ego powietrza.
Zwłaszcza dla kogos´ , kto był juz˙ znudzony całym tym
towarzystwem z Sydney.
Abbey raz jeszcze popatrzyła w gła˛b parkingu. Samo-
cho´ d Nicka wreszcie ruszył. Bezwiednie opus´ ciła re˛ke˛, by
zapalic´ silnik. Cały czas zadre˛czała sie˛ mys´ la˛, z˙ e podczas
tego lunchu z pewnos´ cia˛ nie zdołaja˛ znalez´ c´ wspo´ lnego
tematu do rozmowy. Poza tym zastanawiała sie˛, czy by
nie zgubic´ go w drodze do restauracji... Ten pomysł wydał
jej sie˛ całkiem zabawny.
Droga mine˛ła jej szybko. Nie odrywaja˛c wzroku od
samochodu Nicka, jechała za nim bocznymi uliczkami, az˙
w kon´ cu zasygnalizował, z˙ e zaraz sie˛ zatrzyma. I wtedy
Strona 8
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 9
zobaczyła szyld restauracji. Miejsce do zaparkowania
znalazła dopiero kilkanas´ cie metro´ w dalej.
Nick us´ miechna˛ł sie˛ do niej przepraszaja˛co, gdy
doła˛czyła do niego przed restauracja˛.
– Zapewniam, z˙ e jedzenie wynagrodzi pani kłopoty
z parkowaniem – oznajmił, prowadza˛c ja˛ do drzwi.
Mimo z˙ e był s´ rodek dnia, z restauracji dobiegał szmer
rozmo´ w i cichy szcze˛k sztuc´ co´ w, a z kuchni – smakowite
zapachy.
– Och, tu jest cudownie! – Abbey patrzyła oczarowana
na s´ ciany wyłoz˙one tapeta˛w kwiaty i na ryciny w ramkach,
kto´ re zwia˛zane były z z˙ yciem australijskich buszmeno´ w
i przedstawiały poganiaczy bydła, oszusto´ w i pasterzy
woło´ w.
Nick Tonnelli spojrzał na nia˛ z satysfakcja˛, jakby
chciał powiedziec´ : ,,A nie mo´ wiłem?’’.
– Menu jest na tablicy. Najpierw zamo´ wimy, a potem
moz˙ e uda nam sie˛ znalez´ c´ wolny stolik. – Spojrzał w gła˛b
sali. – Ale tłoczno! Najwyraz´ niej to dzien´ targowy.
– Zerkna˛ł na menu. – Dzisiaj serwuja˛kuchnie˛ włoska˛. Ma
pani ochote˛ na spaghetti?
– Dzie˛kuje˛, ale chyba poprzestane˛ na sałatce.
– Dobrze. – Zabe˛bnił palcami o wypolerowana˛ lade˛,
zastanawiaja˛c sie˛, co wybrac´ . – Ale musi pani koniecznie
spro´ bowac´ faszerowanych ziemniako´ w i chleba domowej
roboty.
Rozłoz˙ yła z rezygnacja˛ re˛ce.
– Najwyraz´ niej chce mnie pan utuczyc´ .
– Alez˙ ska˛d. – Jego wzrok złagodniał. – Powiedział-
bym nawet, z˙ e nic bym w pani nie zmienił.
Us´ miechna˛ł sie˛ tak słodko, z˙ e odniosła wraz˙ enie,
jakby jego palce pies´ ciły jej sko´ re˛ . Przez chwile˛
Strona 9
10 LEAH MARTYN
wydawało jej sie˛, z˙ e cos´ mie˛dzy nimi zaiskrzyło. To było
kro´ tkotrwałe, lecz intensywne uczucie. Przywołała sie˛
szybko do porza˛dku.
– Przepraszam, ale musze˛ sie˛ ods´ wiez˙ yc´ .
– Zamo´ wic´ pani cos´ do picia? Na przykład białe
wino?
– Poprosze˛ wode˛ mineralna˛. Mam przed soba˛ długa˛
droge˛.
– W takim razie spotkamy sie˛ przy barze. – Zmarsz-
czył brwi. – Mam nadzieje˛, z˙ e mi pani nie ucieknie.
Poczuła, z˙ e sie˛ czerwieni. Jakim cudem zgadł,
z˙ e o tym mys´ lała? Czyz˙ by ws´ ro´ d jego rozlicznych
talento´ w była ro´ wniez˙ umieje˛tnos´ c´ czytania w cudzych
mys´ lach?
W toalecie szybko poprawiła makijaz˙ . Wyja˛wszy
kosmetyczke˛, pocia˛gne˛ła usta szminka˛, uczesała sie˛
i spryskała swoimi ulubionymi perfumami. Na s´ cianie
wisiało lustro w pie˛knej starodawnej złotej ramie. Przy-
jrzała sie˛ krytycznie swojemu odbiciu, wytra˛cona z ro´ w-
nowagi rumien´ cem na policzkach, kto´ rego nie widziała
tam juz˙ od wieko´ w. Musiała byc´ szalona, z˙ e dała sie˛
zaprosic´ na ten lunch, pomys´ lała kolejny raz. Ona
i Tonnelli nie maja˛ ze soba˛ nic wspo´ lnego.
Chirurg z supernowoczesnego szpitala nie moz˙ e miec´
poje˛cia o jej s´ wiecie. Niewielki szpital w Wingarze,
w kto´ rym pracowała, był dosyc´ dobrze wyposaz˙ ony,
gło´ wnie dzie˛ki hojnos´ ci miejscowych. Mimo to jednak
daleko mu było do kliniki, w kto´ rej zatrudniony był Nick
Tonnelli.
Przewiesiła torebke˛ przez ramie˛ i zno´ w pomys´ lała, z˙ e
chyba nie be˛da˛ mieli o czym rozmawiac´ . Z bija˛cym
sercem opus´ ciła toalete˛ i ruszyła do baru. Juz˙ z daleka
Strona 10
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 11
dostrzegła jego głowe˛. Odwro´ cił sie˛, zupełnie jakby
wyczuł, z˙ e sie˛ zbliz˙ a.
– Dzie˛kuje˛ – powiedziała, gdy podał jej szklanke˛
z woda˛.
– Chodz´ my do sali ogrodowej. Stolik juz˙ czeka.
Zaprowadził ja˛ na tył restauracji, do pomysłowej
dobudo´ wki, kto´ ra przypominała oranz˙ erie˛, poniewaz˙ jej
s´ ciany i sufit były przeszklone. Poczekał, az˙ usia˛dzie.
Abbey wykorzystała te˛ chwile˛, by sie˛ rozejrzec´ . Ich stolik
był przykryty s´ wiez˙ o wyprasowanym jasnokremowym
obrusem. Błyszczały na nim srebrne sztuc´ ce i szklane
naczynia, a s´ rodek ozdabiała wielobarwna kompozycja
kwiatowa. Poczuła, z˙ e nastro´ j jej sie˛ poprawił, i po-
stanowiła zdobyc´ sie˛ na pewien wysiłek.
– Musze˛ przyznac´ , z˙ e z niecierpliwos´ cia˛ czekam na
jedzenie.
– To cos´ lepszego niz˙ kanapka z supermarketu – zape-
wnił ja˛. – Na zdrowie. – Podnio´ sł szklanke˛ z piwem do
ust. – Na przystawke˛ zamo´ wiłem wiejski chleb. Nie
wiem, jak pani, ale ja umieram z głodu.
Ledwo skon´ czył mo´ wic´ , a juz˙ us´ miechnie˛ta kelnerka
przyniosła ciepły bochen chleba oraz kra˛z˙ ki masła.
Abbey wpatrzyła sie˛ łakomie w chrupia˛cy, posypany
ma˛ka˛, wyros´ nie˛ty okra˛gły bochen i poczuła, z˙ e s´ linka
jej cieknie do ust.
– Wygla˛da smakowicie, prawda? – Nick Tonnelli
z is´ cie chirurgiczna˛ precyzja˛ zacza˛ł kroic´ chleb.
– Musi pan niez´ le sobie radzic´ z niedzielna˛ pieczenia˛
– rzekła cicho Abbey, obserwuja˛c jego poczynania.
– Kaz˙ dy ma jakis´ talent, Abbey – odparł ironicznie.
– I, na litos´ c´ boska˛, mo´ w do mnie Nick.
Strona 11
12 LEAH MARTYN
– Opowiedz mi o swoim pacjencie z centrum rehabili-
tacyjnego. – Ton głosu Nicka nagle stał sie˛ oficjalny.
Zaskoczona oderwała wzrok od talerza. Czyz˙ by po
prostu starał sie˛ byc´ uprzejmy? Udawał zainteresowanie?
– Nazywa sie˛ Todd Jensen. Ma dwadzies´ cia pie˛c´ lat.
Wyste˛puje na rodeo. – Przez chwile˛ patrzyła ponuro
przed siebie. – Chociaz˙ włas´ ciwie powinnam uz˙ yc´ czasu
przeszłego. Jest prawie pewne, z˙ e juz˙ nie zobaczymy go
w siodle.
– Co mu sie˛ stało? Miał wypadek?
– Zrzucił go kon´ . A potem o mało nie stratował.
Kopna˛ł Todda w plecy tylnymi kopytami.
Nick skrzywił sie˛.
– To było straszne popołudnie – rzekła cicho Abbey.
– Wszyscy przez˙ yli szok. Na szcze˛s´ cie na miejscu był
s´ migłowiec słuz˙ b medycznych. Todd poleciał prosto do
Hopeton.
– Co wykazał rezonans magnetyczny? Zakładam, z˙ e
go wykonano?
– Tak, oczywis´ cie. – Abbey poczuła sie˛ uraz˙ ona jego
podejrzeniem, z˙ e Toddem nie zaje˛to sie˛ jak nalez˙ y.
– Skaner do wykonywania rezonansu magnetycznego
jest bardzo drogi – wyjas´ nił. – Po prostu nie miałem
pewnos´ ci, czy tutejszy szpital było na niego stac´ .
– Było – potwierdziła Abbey. – Gło´ wnie dzie˛ki
Jackowi O’Nealowi i jego komitetowi.
Nick potarł dłonia˛ brode˛.
– O’Neal jest ordynatorem na pediatrii, prawda?
Abbey skine˛ła głowa˛.
– Jack i jego z˙ ona Geena od lat zbieraja˛ fundusze na
szpital.
– Godne pochwały.
Strona 12
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 13
– Istotnie, zwłaszcza jes´ li sie˛ wez´ mie pod uwage˛ fakt,
jak mało pienie˛dzy przeznacza sie˛ na prowincjonalne
szpitale.
Zgodził sie˛ z nia˛ uprzejmie.
– Wracaja˛c do twojego pacjenta: co wykazał rezonans
magnetyczny?
– Nieodwracalne uszkodzenie nerwo´ w.
– Jakie sa˛ rokowania?
Abbey przygryzła usta i po chwili wahania – bo nie
wiedziała do czego ta rozmowa zmierza – powiedziała:
– Z ˙ ycie na wo´ zku. Jego wypadek zasmucił cała˛ nasza˛
społecznos´ c´ . Wszyscy go lubili, był idolem młodych.
I prawdziwym mistrzem w tym, co robił. Najgorsze jest
to, z˙ e otrzymał zaproszenie do udziału w rodeo w Sta-
nach. Był tak blisko, z˙ eby wyrwac´ sie˛ sta˛d i rozpocza˛c´
naprawde˛ wielka˛ kariere˛... – Przesune˛ła palcem po wzor-
ku na szklance. – Dalej jest w nim wiele złos´ ci. Ostatnio
powiedział z˙ onie, z˙ eby ułoz˙ yła sobie z˙ ycie na nowo, bo
on juz˙ nie jest w pełni me˛z˙ czyzna˛...
– Załamał sie˛. Całkowicie zrozumiałe w tej sytuacji
– zauwaz˙ ył Nick. – W tej chwili jest przewraz˙ liwiony na
punkcie swojej me˛skos´ ci, dlatego kazał z˙ onie odejs´ c´ .
Jednak o wiele istotniejsze jest to, co obecnie sie˛ dla niego
robi. Czy dostaje włas´ ciwe leki? Jak intensywny jest
program fizjoterapii? Czy otrzymał pomoc psychologa?
Psychologa pracy?
Abbey popatrzyła na niego ukradkiem. Najwyraz´ niej
jest w swoim z˙ ywiole, podczas gdy ona czuła sie˛, jakby
umieszczono ja˛ pod mikroskopem, jakby zno´ w była
lekarzem staz˙ ysta˛ maglowanym przez starszego kolege˛.
Przez pełna˛ napie˛cia chwile˛ panowało milczenie.
W kon´ cu Abbey powiedziała:
Strona 13
14 LEAH MARTYN
– Todd ma najlepsza˛ opieke˛, jaka˛ szpital Sunningdale
był w stanie mu zapewnic´ . A wzgle˛dnie niewielka
odległos´ c´ pozwala rodzinie odwiedzac´ go przynajmniej
raz w tygodniu. Jada˛ tu trzy godziny, z˙ eby sie˛ z nim
zobaczyc´ . Ale ba˛dz´ my realistami, szpital niedługo be˛dzie
chciał sie˛ go pozbyc´ .
– I co wtedy?
– Co´ z˙ , jego rodzice chca˛, z˙ eby wro´ cił do domu.
– Do buszu?
Skrzywiła sie˛.
– Tam mieszkaja˛.
Nick z˙ achna˛ł sie˛.
– Co go tam czeka? Be˛dzie ra˛bał drewno na opał,
siedza˛c na wo´ zku inwalidzkim? – Potrza˛sna˛ł głowa˛.
– Z pewnos´ cia˛ jest jakies´ inne wyjs´ cie. Słyszałas´ o os´ rod-
ku rehabilitacyjnym Fundacji Dennisona w Sydney?
– To jakis´ nowy os´ rodek, prawda?
– Najnowoczes´ niejszy pod kaz˙ dym wzgle˛dem. Został
stworzony specjalnie z mys´ la˛ o pacjentach z urazami
kre˛gosłupa, kto´ rzy ucza˛ sie˛ z˙ ycia w s´ wiecie ludzi zdro-
wych. Jestem pewien, z˙ e Todd poczyni w nim wielkie
poste˛py. Na twoim miejscu niezwłocznie bym go tam
skierował.
Abbey zaczerwieniła sie˛ ze zdenerwowania.
– Czy słyszał pan o lis´ cie oczekuja˛cych, panie dok-
torze? – spytała. – Poza tym nie stac´ na to jego rodziny.
I jakos´ nie moge˛ sobie wyobrazic´ , z˙ eby przyje˛to go dzie˛ki
skierowaniu prowincjonalnego lekarza.
– A jes´ li ja go tam skieruje˛?
Poczuła sie˛ uraz˙ ona.
– Dlaczego zawracasz sobie tym głowe˛? Todd nic dla
ciebie nie znaczy.
Strona 14
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 15
Wyraz twarzy Nicka stał sie˛ nagle nieprzyjemny.
– Czy jako lekarze nie jestes´ my zobowia˛zani nies´ c´
pomoc wszystkim, kto´ rzy jej potrzebuja˛? Proponuje˛, pani
doktor, z˙ eby schowała pani fałszywa˛ dume˛ do kieszeni
i zacze˛ła dostrzegac´ fakty. Zamierzam przeprowadzic´
ponowne badania tego pacjenta. Moz˙ e be˛de˛ w stanie mu
pomo´ c. Moz˙ e nie. Ale zrobie˛ wszystko, co w mojej mocy.
I jes´ li sie˛ uda, umieszcze˛ go w os´ rodku Fundacji Denni-
sona. To zalez˙ y tylko od ciebie.
Abbey połoz˙ yła dłonie na kolanach i spojrzała na
niego ze złos´ cia˛. Czuła sie˛, jakby ja˛ zwymys´ lał, mimo z˙ e
nawet nie podnio´ sł głosu. Mo´ j Boz˙ e! Jakie to szcze˛s´ cie, z˙ e
nie pracuje z tym człowiekiem! Jej głowe˛ wypełniały
dziesia˛tki mys´ li, a z˙ adna z nich nie była miła. Nie
powinna sie˛ była zgodzic´ na ten lunch.
Postanowiła odsuna˛c´ sprawy osobiste na bok. Przed jej
oczami pojawiła sie˛ młoda twarz Todda, w jednej chwili
pełna nadziei, a w naste˛pnej zrozpaczona. Musiała z nie-
che˛cia˛ przyznac´ , z˙ e Nick ma racje˛. Nie czas teraz na
obraz˙ anie sie˛. Musi przełkna˛c´ te˛ gorzka˛pigułke˛ i poprosic´
go o pomoc.
– Kiedy mo´ głbys´ zbadac´ Todda? – spytała niepewnie.
– To znaczy, nie znam twoich plano´ w...
Ugryzł kawałek chleba. Jego ro´ wne, białe ze˛by pozo-
stawiły po´ łkolisty znak na kromce.
– Moz˙ emy zacza˛c´ zaraz po lunchu, jes´ li nie masz nic
przeciwko temu.
– Dobrze. – Powinna była sie˛ domys´ lic´ , z˙ e jest szybki.
– Wolałbym na pocza˛tku wyste˛powac´ nieoficjalnie,
jes´ li nie masz nic przeciwko temu. Musze˛ miec´ troche˛
czasu na zapoznanie sie˛ z historia˛ choroby Todda
i rozmowy z lekarzami, fizjoterapeuta˛, a szczego´ lnie
Strona 15
16 LEAH MARTYN
z psychologiem pracy. Jes´ li okaz˙ e sie˛, z˙ e Fundacja
Dennisona moz˙ e pomo´ c Toddowi, porozmawiam osobis´ -
cie z jej dyrektorka˛ Anna˛ Charles. – Nagle rozchmurzył
sie˛. – Studiowalis´ my razem. Zrobiła doktorat na Harvar-
dzie. Wspaniała lekarka. Todd znajdzie sie˛ w najlepszych
re˛kach.
– I przyjmie go ot tak, po prostu?
– Jes´ li ja˛ poprosze˛? Tak, przyjmie.
Abbey zaczerwieniła sie˛, gdy dotarło do niej, co moz˙ e
oznaczac´ ta uwaga. Wstrzymała oddech. Zapomnij
o Tonnellim i jego kobietach, a mys´ l o Toddzie, powie-
działa w duchu.
– A ska˛d wez´ miemy na to pienia˛dze?
Nick wzruszył ramionami.
– Spro´ buje˛ cos´ załatwic´ . Nie ma rzeczy niemoz˙ -
liwych, Abbey. Naprawde˛.
Strona 16
ROZDZIAŁ DRUGI
Gło´ wne danie podano zaraz po tym, gdy Abbey
zgodziła sie˛ na propozycje˛ Nicka. Spojrzała na smakowi-
cie wygla˛daja˛ce kawałki pieczonego kurczaka, s´ wiez˙ a˛
suro´ wke˛ i faszerowanego ziemniaka, po czym westchne˛ła
z z˙ alem.
Rozmowa z Nickiem tak ja˛ zdenerwowała, z˙ e straciła
apetyt. Czego nie moz˙ na powiedziec´ o nim, zauwaz˙ yła
z przeka˛sem. Starał sie˛ byc´ czaruja˛cy i po chwili napie˛cie
zmalało.
– Co robisz w Wingarze w wolnym czasie? – spytał,
gdy podano juz˙ kawe˛. – Nie ma szans na uprawianie
sporto´ w zimowych, co? – dodał z˙ artobliwie.
– Raczej nie. – Zas´ miała sie˛. – Gram w tenisa, kiedy
mam troche˛ czasu. W Wingarze jest os´ rodek sportowy
z basenem i teatr amatorski. Poza tym mam tam przyja-
cio´ ł. Zwłaszcza Stuart i Andrea Fraserowie sa˛ mi bliscy.
Maja˛ duz˙ a˛ farme˛ i od czasu do czasu spe˛dzam u nich
weekend.
– Wie˛c nie z˙ ałujesz, z˙ e wybrałas´ praktyke˛ na prowin-
cji? – spytał zaczepnie.
– Bywa, z˙ e tak – odrzekła.
– Dlaczego? – Zamrugał powiekami, troche˛ zasko-
czony jej odpowiedzia˛.
– Z wielu przyczyn. – Wzruszyła ramionami. – Gło´ w-
nie dlatego, z˙ e wszystko, co moge˛ zrobic´ w cie˛z˙ kich
przypadkach, to ustabilizowac´ stan pacjenta, a potem
Strona 17
18 LEAH MARTYN
wysłac´ go droga˛ powietrzna˛ do najbliz˙ szego szpitala.
I miec´ nadzieje˛, z˙ e przez˙ yje podro´ z˙ .
– Co chcesz przez to powiedziec´ ?
– To, co juz˙ mo´ wiłam podczas debaty – odparła.
– Gdyby chirurg mo´ gł do nas przyleciec´ , zmniejszyłoby
to cierpienie zaro´ wno pacjenta, jak i jego rodziny. A poza
tym byłoby o wiele mniej kosztowne.
– Bzdura! – Nick machna˛ł z lekcewaz˙ eniem re˛ka˛.
– Niemoz˙ liwe do wykonania. Nasza wiejska ludnos´ c´ jest
zbyt rozproszona, lekarze mieliby zbyt duz˙ e odległos´ ci do
pokonania. Uwaz˙ am, z˙ e obecne rozwia˛zania sa˛najlepsze.
Abbey odrzuciła głowe˛ do tyłu i zamrugała powiekami.
– Dobrze, powiedz mi w takim razie, kiedy ostatni raz
leczyłes´ poza Szpitalem S ´ wie˛tego Tomasza?
Nick przeszył ja˛ ws´ ciekłym wzrokiem.
– Mys´ lałem o tym, ale o wiele trafniejsze wydawało
mi sie˛, z˙ eby to pacjenci przyjez˙ dz˙ ali do mnie, a nie
odwrotnie. – Pochylił sie˛ i poprawił re˛kaw swojej błe˛kit-
nej koszuli. – Jes´ li dopiłas´ kawe˛, moz˙ emy is´ c´ .
Koniec dyskusji. Abbey us´ miechne˛ła sie˛ kpia˛co, pochy-
laja˛c sie˛, by wzia˛c´ torebke˛ lez˙ a˛ca˛ przy jej krzes´ le. Czy
naprawde˛ spodziewała sie˛, z˙ e ta rozmowa przybierze inny
obro´ t?
Podczas gdy Nick regulował rachunek, wyszła z re-
stauracji, pro´ buja˛c sie˛ uspokoic´ . Nie powinna go wy-
prowadzac´ z ro´ wnowagi. Nie teraz, gdy wygla˛da na to, z˙ e
be˛da˛ wspo´ łpracowac´ .
Tuz˙ przy niej przeleciał motyl, po czym skrył sie˛
w niebieskich płatkach chabro´ w. Wcia˛gne˛ła powietrze
głe˛boko w płuca, dopiero teraz zauwaz˙ aja˛c, jak pie˛kne
jest to popołudnie: lis´ cie opadaja˛ce z drzew, błe˛kitne
niebo...
Strona 18
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 19
– Cudowny dzien´ – usłyszała za soba˛ głos Nicka.
Zamarła. Od jak dawna tu stoi?
– Uwielbiam jesien´ – zacze˛ła sie˛ tłumaczyc´ , zawsty-
dzona, z˙ e rozmarzyła sie˛ niczym nastolatka. – Zwłaszcza
tutaj.
– Bo ja wiem... – wyba˛kał bez przekonania Nick.
– Chyba jednak wole˛ wybrzez˙ e. Z łatwos´ cia˛ mo´ głbym sie˛
obejs´ c´ bez tego. – Kopna˛ł kupke˛ lis´ ci.
– Ale na pewno jako dziecko lubiłes´ sie˛ w nich bawic´ ,
co?
– A wiesz, z˙ e zapomniałem juz˙ o tym... – Zas´ miał sie˛.
Nie chciała kon´ czyc´ tej miłej pogawe˛dki, musiała
jednak cos´ wyjas´ nic´ .
– Panie doktorze... Nick... – zacze˛ła niezre˛cznie
– mam nadzieje˛, z˙ e nie czujesz sie˛ zobowia˛zany do
pomocy mojemu pacjentowi...
Nicka ogarne˛ło wzruszenie. Wygla˛dała tak niepewnie,
tak bezbronnie, z˙ e zapragna˛ł ja˛ obja˛c´ , uspokoic´ .
– Ale ja naprawde˛ chce˛ to zrobic´ – os´ wiadczył.
– Na pewno?
– Tak. – Pozwolił sobie na lekko kpia˛cy us´ miech.
– Włas´ nie dotarło do mnie, z˙ e moz˙ e troche˛ zanadto
krytycznie oceniłem to, jak zajmujesz sie˛ Toddem. Jes´ li
tak, to przepraszam.
Miała me˛tlik w głowie.
– Naprawde˛ nie musisz mnie przepraszac´ – zaprotes-
towała.
– Chyba jednak musze˛. – Us´ miechna˛ł sie˛ nerwowo.
– Nie byłem dla ciebie zbyt miły, dlatego prosze˛ o wyba-
czenie. Nie chciałbym, z˙ ebys´ z˙ ywiła do mnie uraze˛.
– Wybaczam ci! – rozes´ miała sie˛ Abbey.
Domys´ lała sie˛, z˙ e te przeprosiny musiały go duz˙ o
Strona 19
20 LEAH MARTYN
kosztowac´ . Pewnie jest przyzwyczajony do prowadzenia
rozmo´ w z pozycji osoby, kto´ ra ma zawsze racje˛. Wszyst-
ko w tym człowieku wskazuje na to, z˙ e jest przy-
zwyczajony do wydawania rozkazo´ w i oczekuje, z˙ e
zostana˛ wykonane bez słowa sprzeciwu. Bez wa˛tpienia
Nick Tonnelli jest człowiekiem władczym i silnym.
Powstrzymała westchnienie, us´ wiadamiaja˛c sobie po
raz kolejny, jak wiele ich ro´ z˙ ni.
– Jes´ li o mnie chodzi, to nie mam nic do roboty.
Ale czy ty na pewno moz˙ esz teraz jechac´ do Sunning-
dale? – zapytał.
Skine˛ła głowa˛, wdzie˛czna za ten przejaw troski.
– Przedstawie˛ cie˛ i wpadne˛ na chwile˛ do Todda.
Potem jednak be˛de˛ musiała jechac´ . Musze˛ jeszcze ode-
brac´ wyniki badan´ i lekarstwa z apteki... Co to za hałas?
– Odwro´ ciła raptownie głowe˛, nasłuchuja˛c.
Nick zmarszczył brwi.
– To chyba motocykl. – Odruchowo zasłonił Abbey
swoim ciałem. – W mies´ cie nie moz˙ na jez´ dzic´ tak
szybko... A niech to! – krzykna˛ł, gdy przenikliwy ryk
przeszył powietrze i wielka czarna maszyna pojawiła sie˛
przy kon´ cu ulicy.
– O Boz˙ e! – Abbey patrzyła z niedowierzaniem.
– Skrzyz˙ owanie jest za wa˛skie. Nie wyrobi sie˛ na
zakre˛cie! – Przeraz˙ ona chwyciła Nicka za ramie˛, gdy
motocyklista stracił panowanie nad swym pojazdem.
– Wez´ z mojego samochodu torbe˛! – krzykna˛ł Nick,
podaja˛c Abbey kluczyki. – Jest w bagaz˙ niku!
I pobiegł w strone˛ wypadku.
Abbey z trudem powstrzymała szloch. Serce biło jej
jak oszalałe, gdy biegła do samochodu Nicka. Drz˙ a˛cymi
re˛kami otworzyła bagaz˙ nik. Wyje˛ła jego torbe˛ lekarska˛
Strona 20
RECEPTA NA SZCZE˛S´ CIE 21
i pobiegła na miejsce wypadku tak szybko, jak tylko
mogła.
Z pobliskich domo´ w wybiegło dwo´ ch me˛z˙ czyzn.
– Pomo´ z˙ cie, panowie! – krzykna˛ł Nick.
Wspo´ lnie zacze˛li podnosic´ motocykl.
– Przydałaby sie˛ tu sygnalizacja s´ wietlna. – Jeden
z me˛z˙ czyzn sapał cie˛z˙ ko z wysiłku.
– To by nic nie dało. I tak by nie zwolnił – z˙ achna˛ł sie˛
jego towarzysz.
– To prawda – wydyszał pierwszy. – Jeszcze troche˛...
Pie˛kna maszyna – wyszeptał z podziwem, gdy udało im
sie˛ w kon´ cu podnies´ c´ motocykl.
– Czy ktos´ wezwał karetke˛? – spytał Nick, kucaja˛c
przy lez˙ a˛cym twarza˛ do ziemi rannym motocyklis´ cie.
– Z ˙ ona miała to zrobic´ . – Pierwszy z me˛z˙ czyzn wskazał
re˛ka˛ swo´ j dom. – Przeszedł pan kurs pierwszej pomocy?
– dodał, widza˛c, z jaka˛ wprawa˛ Nick pomaga ofierze
wypadku.
– Jestem lekarzem.
– Co z nim? – Zdyszana Abbey dobiegła do Nicka.
– Przecie˛ta te˛tnica udowa. Poszukaj opaski ucisko-
wej. Pospiesz sie˛! Mamy powaz˙ ny problem!
Zacze˛ła przeszukiwac´ torbe˛. Jest!
– Puls? – spytał Nick, zaciskaja˛c opaske˛ powyz˙ ej uda.
– Szybki. Brak reakcji na bodz´ ce. Podła˛cze˛ kroplo´ w-
ke˛. – Kilka chwil po´ z´ niej dodała: – To koszmar, nie moge˛
znalez´ c´ z˙ yły.
– Pro´ buj dalej.
– Dobra, mam ja˛ – odetchne˛ła z ulga˛. – Kroplo´ wka
podła˛czona.
Nick zakla˛ł, marszcza˛c czoło.
– Cis´ nienie spada. No, dalej! – krzykna˛ł do nie-