Lennox Marion - Bosonoga milionerka
Szczegóły |
Tytuł |
Lennox Marion - Bosonoga milionerka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Lennox Marion - Bosonoga milionerka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Lennox Marion - Bosonoga milionerka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Lennox Marion - Bosonoga milionerka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Marion Lennox
Bosonoga milionerka
Strona 2
PROLOG
Prawnik chrza˛kna˛ł, po czym popatrzył sme˛tnie na
klientke˛. To czysty szantaz˙, pomys´lał.
Robert Fleming postawił na swoim. Przez całe z˙ycie
manipulował ludz´mi, a jedyna˛ osoba˛, kto´rej udawało sie˛
wymkna˛c´ spod jego władzy, była jego pasierbica. Teraz
okazało sie˛, z˙e zamierza kierowac´ jej z˙yciem zza grobu.
Testament był nie do obalenia. Fleming wygra, bo
w tej sytuacji prawo jest bezwzgle˛dne.
– Niech pan czyta – rzekła Amy z kamienna˛ twarza˛.
Adwokat zebrał sie˛ w sobie i sie˛gna˛ł po dokument.
Mojej pasierbicy, Amy Freye, zapisuje˛ rezydencje˛
,,Na Cyplu’’, grunty na Shipwreck Bluff oraz s´rodki na
wybudowanie domu opieki na czterdzies´ci ło´˙zek. Os´-
rodek ten ma byc´ w stylu uzdrowiskowym. Na jego
utrzymanie przeznaczam...
Powyz˙szy zapis jest wia˛z˙a˛cy, pod warunkiem ˙ze Amy
be˛dzie mieszkac´ w Iluce przez dziesie˛c´ lat od mojej
s´mierci. Jes´li go nie dotrzyma, rezydencja oraz dom
opieki maja˛ byc´ sprzedane, a cały mo´j maja˛tek w ro´w-
nych cze˛s´ciach rozdzielony mie˛dzy dzieci mojego ro-
dzen´stwa. Dom opieki ma słuz˙yc´ tym, kto´rzy docenia˛
uroki Iluki, poniewaz˙ moja pasierbica nigdy tej miejs-
cowos´ci nie lubiła.
Strona 3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Chyba kogos´ zamorduje˛, jes´ li nie przestanie padac´
– je˛kne˛ła Amy. Przez s´ ciane˛ deszczu za szyba˛ nie było
widac´ nawet brzegu morza pie˛c´ dziesia˛t metro´ w dalej.
– Zacznij od pani Craddock. – Kitty, rejestratorka,
była pełna zrozumienia dla Amy. – Jes´ li jeszcze raz
usłysze˛ ,,Srebro we włosach’’, to sama ja˛ udusze˛.
Za po´ z´ no. W s´ wietlicy nieopodal znowu zabrze˛cza-
ło rozstrojone pianino oraz drz˙ a˛cy głos pani Craddock,
kto´ ra z zapałem przekrzykiwała telewizor: ,,Kochany,
lat ła˛czy nas niemało, srebrem nam włosy przysypa-
ło...’’
– Czy kakao zabija smak arszeniku? – Amy zniz˙ yła
głos. – Czy istnieje cos´ takiego jak uzasadnione mor-
derstwo?
– Uwaz˙ am, z˙ e dzisiaj byłoby na pewno uzasadnione.
Leje od tygodnia, a do tego oni...
Beznadziejna sytuacja. W Iluce nic sie˛ nie dzieje.
Miejscowi z˙ artobliwie nazywali to miasteczko Pocze-
kalnia˛ Pana Boga. Tak, to jest poczekalnia, pomys´ lała
Amy.
Iluka miała pewne zalety. Na przykład pie˛kne poło-
z˙ enie i klimat, pomijaja˛c oczywis´ cie ten tydzien´ , kiedy
to niebiosa postanowiły zgotowac´ ziemi drugi Potop.
Były tam tez˙ dwa pola golfowe, trzy kre˛gielnie na
s´ wiez˙ ym powietrzu, pie˛kne plaz˙ e i malownicze szlaki
turystyczne.
Strona 4
Na skałach powyz˙ ej miasteczka znajdowała sie˛ aleja
Milionero´ w, pas potwornie drogich posiadłos´ ci. W se-
zonie miasteczko te˛tniło wytwornym z˙ yciem. Przez
reszte˛ roku nie te˛tniło w ogo´ le. Iluka była rajem emery-
´ rednia wieku wynosiła około dziewie˛c´ dziesie˛ciu
to´ w. S
lat, a gdy padało, nie było tam nic do roboty. Nic.
Absolutnie nic.
Karty. Scrabble. Ro´ z˙ ne domowe hobby.
Lionel Waveny skonstruował w tym miesia˛cu pie˛c´
latawco´ w, ale nie miał okazji ich wypro´ bowac´ . S ´ wiet-
lica przez wie˛kszos´ c´ dnia była pełna ludzi i gdyby
Lionel zrobił jeszcze jeden latawiec, na pewno ktos´ by
na nim usiadł.
– Amy! Bert wygrał! – poinformował je radosny
szczebiot.
Fantastycznie. Ale wydarzenie! Amy przybrała sło-
dki us´ miech i ruszyła złoz˙ yc´ gratulacje zwycie˛zcy partii
madz˙ onga. Wielkimi krokami przechodziła ponad lata-
wcami Lionela. Nie miała serca zabronic´ staruszkowi
dalszej produkcji, poniewaz˙ sprawiało mu to ogromna˛
rados´ c´ . Westchne˛ła. Ktos´ przeciez˙ musi byc´ szcze˛s´ liwy.
– Ładny latawiec – pochwaliła go. – Gratuluje˛! –
zawołała pod adresem mistrza madz˙ onga. – Jes´ li wyg-
ra pan jeszcze pare˛ zapałek, be˛dziemy mogli rozpalic´
ognisko!
Mimo z˙ e sie˛ us´ miechała, nic nie było w stanie jej
rozweselic´ . O co jej chodzi? To tylko deszcz. Z ˙ yje jej sie˛
całkiem niez´ le. Dom opieki, kto´ ry załoz˙ yła, niez´ le
prosperuje. Jej se˛dziwi podopieczni sa˛ zadowoleni.
Mogłaby nawet stworzyc´ firme˛ produkuja˛ca˛wło´ czkowa˛
odziez˙ i latawce. Ma pie˛kny dom. Oraz Malcolma.
Czego wie˛cej jej trzeba?
Sklepy! I przydałaby sie˛ porza˛dna pensja, by mogła
Strona 5
6 MARION LENNOX
sie˛ nimi cieszyc´ . Z nieche˛cia˛ popatrzyła na niemodna˛
sukienke˛. Co jeszcze? Restauracje. Kina. I koniecznie
kwiaciarnia, w kto´ rej kupowałaby kwiaty, by poprawic´
sobie nastro´ j.
Marzenie s´ cie˛tej głowy. Nigdy nie be˛dzie mogła
sobie na to pozwolic´ . Popatrzyła na strugi deszczu na
szybie.
Co jeszcze? Cokolwiek.
Kilka kilometro´ w dalej Joss Braden mkna˛ł w strone˛
autostrady. Oby jak najdalej od Iluki!
– Tu jest fantastycznie – przekonywał go ojciec
przez telefon. – No powiedz, gdzie widziałes´ trzy
kre˛gielnie naraz?
– Dobrze, ale...
– Wiem, z˙ e nie interesuja˛ cie˛ kre˛gle. Ale mamy tu
najpie˛kniejsza˛ plaz˙ e˛ pod słon´ cem. Popływasz sobie,
pozbierasz kraby i wypro´ bujesz te˛ swoja˛ nowa˛ deske˛
z z˙ aglem. Rusz sie˛, Joss. Pos´ wie˛c´ nam chociaz˙ kilka dni.
Poznasz swoja˛nowa˛macoche˛, a na dodatek odetchniesz
od medycyny.
Zasłuz˙ ył na odpoczynek, to prawda. Ale pie˛c´ dni
w nieustaja˛cym deszczu wystarczyło, by jak na skrzyd-
łach gnał z powrotem do Sydney. Przez cały tydzien´ nie
zdja˛ł deski z bagaz˙ nika. Fale były tak wysokie, z˙ e tylko
samobo´ jca odwaz˙ yłby sie˛ stawic´ im czoło. Ojciec i Dai-
sy domagali sie˛, by spe˛dzał z nimi cały czas. Byli do
nieprzytomnos´ ci i do obrzydzenia w sobie zakochani.
W tej sytuacji Joss uznał, z˙ e z dwojga złego woli
wielkomiejski szpital.
Gdy w porannych wiadomos´ ciach usłyszał ostrzez˙ e-
nie o moz˙ liwos´ ci podtopienia dro´ g i blokadach, w nie-
mal panicznym pos´ piechu poz˙ egnał sie˛ z ojcem i jego
Strona 6
BOSONOGA MILIONERKA 7
nowa˛ małz˙ onka˛. Jechał teraz ostroz˙ nie w zacinaja˛cym
deszczu i modlił sie˛ w duchu, by z˙ ywioł nie wdarł sie˛ na
autostrade˛.
– Za dziesie˛c´ minut wjedziemy na porza˛dna˛ droge˛
– poinformował Bertrama Wspaniałego, wiekowego
setera, kto´ ry przypie˛ty pasami siedział na przednim
fotelu. Pies wpatrywał sie˛ w zamazana˛ szybe˛ z mina˛ tak
samo zatroskana˛ jak jego pan. Gdyby tu utkne˛li...
– Be˛dzie dobrze.
Niestety.
– Amy, skarbie, szukamy czwartego do brydz˙ a.
– Strasznie mi przykro, ale jestem zaje˛ta.
– Bzdura. Wszyscy wiemy, z˙e normalnie wychodzisz
o tej porze na spacer. Dzis´ plaz˙a jest zalana. Zagraj z nami.
– Nie umiem.
– Be˛dziemy ci podpowiadac´ . Nauczysz sie˛ błys-
kawicznie.
Wrr...
Droga z Iluki do zjazdu na autostrade˛ wiła sie˛
meandrami ws´ ro´ d nadmorskich skał. Rozcia˛gał sie˛
z niej niesamowity widok, lecz jazda w deszczu była
wyja˛tkowo niebezpieczna. Joss z całych sił trzymał
kierownice˛. Wychylił sie˛ do przodu, by lepiej widziec´
droge˛. Pies zrobił to samo, lecz Joss go odepchna˛ł,
poniewaz˙ od jego oddechu na szybie osiadła para.
– Wystarczy, z˙ e ja sie˛ wysilam.
Byle dotrzec´ do autostrady. Jeszcze tylko zakre˛t,
potem most i... Z całej siły docisna˛ł pedał hamulca. Całe
szcze˛s´ cie, z˙ e wlo´ kł sie˛ w s´ limaczym tempie, poniewaz˙
zatrzymał sie˛ kilkanas´ cie centymetro´ w przed... Przed
czym?
Strona 7
8 MARION LENNOX
To nie złudzenie. Zatrzymał sie˛ przed mostem. Sze-
roko otworzył oczy i patrzył, jak woda przelewa sie˛
przez deski, a s´ rodkowa podpora kołysze swobodnie,
jakby straciła kontakt z ziemia˛. Przez szum deszczu
usłyszał trzask drewna, potem zgrzyt metalu, a naste˛pnie
ujrzał, jak most składa sie˛, przechyla i znika w roz-
szalałej kipieli.
– Nie umiem grac´ w brydz˙ a. Obiecałam w kuchni, z˙ e
pomoge˛ piec babeczki.
– Alez˙ Amy, bardzo cie˛ prosimy.
Niech ktos´ mnie sta˛d zabierze!
Ostroz˙ nie otworzył drzwi. Grunt pod nogami spra-
wiał wraz˙ enie twardego. W miejscu, gdzie jeszcze
niedawno stał most, nie było nic. Ani s´ ladu z˙ elaznej
konstrukcji. Bertram zapiszczał jak pies, kto´ ry znalazł
sie˛ na obcym terytorium. Joss uwolnił go z paso´ w.
Nie musimy sie˛ spieszyc´ , mys´ lał ponuro. Bertram jest
wodołazem, wie˛c jes´ li jemu, Jossowi, przyjdzie utona˛c´ ,
przynajmniej be˛dzie miał zacnego towarzysza.
– Nie lubisz takiej pogody – mrukna˛ł.
Lecz ku jego rozbawieniu pies unio´ sł łeb, otworzył
pysk i zacza˛ł pic´ deszcz. Joss rozes´ miał sie˛, lecz ro´ wnie
szybko spowaz˙ niał. Jak sie˛ dostanie do Sydney?
Chwileczke˛. Zanim zacznie rozpaczliwie szukac´ in-
nych dro´ g, musi ostrzec kierowco´ w. Lepiej z˙ eby nikt nie
wpadł do rzeki.
Wła˛czył długie s´ wiatła. Rzeka była na tyle wa˛ska, z˙ e
jada˛cy z naprzeciwka na pewno je zobacza˛. Potem
wła˛czył s´ wiatła awaryjne. Sekunde˛ za po´ z´ no, poniewaz˙
zza zakre˛tu wytoczyła sie˛ cie˛z˙ aro´ wka. Nie było słychac´ ,
jak nadjez˙ dz˙ a, bo zagłuszał ja˛ łoskot rwa˛cej rzeki. Joss
Strona 8
BOSONOGA MILIONERKA 9
w ostatniej chwili uskoczył w bok, pocia˛gaja˛c ze soba˛
psa. Potem rozległ sie˛ brze˛k tłuczonego szkła, zgrzyt
rozdzieranej blachy i syk pary. To niemoz˙ liwe! Jego
auto zostało skasowane.
Wzia˛ł kilka głe˛bokich oddecho´ w, połoz˙ ył dłon´ na
psim łbie i podzie˛kował mocom, kto´ re czuwaja˛ nad
głupimi lekarzami w małych sportowych samochodach
w s´ wiecie pełnym cie˛z˙ aro´ wek.
Uwaz˙ nie przyjrzał sie˛ scenie, kto´ ra˛ miał przed ocza-
mi. Cie˛z˙ aro´ wka wygla˛dała na wyja˛tkowo zabytkowa˛.
Gdyby jego auto było nieco wie˛ksze, miałoby szanse˛
wyjs´ c´ z tego cało. Ale tak nie było. Tylne koła znalazły
sie˛ niemal pod kierownica˛, a przednie siedzenia, na
kto´ rych siedzieli jeszcze kilka minut wczes´ niej, były
dokładnie rozpłaszczone.
Cholera.
– Siad! – Bogu niech be˛da˛ dzie˛ki za tak posłuszne
zwierze˛. Lepiej z˙ eby Bertram nie podchodził do wraku,
bo w powietrzu zacza˛ł unosic´ sie˛ zapach benzyny.
Co jest z kierowca˛ cie˛z˙ aro´ wki?
Mimo wszystko dobrze sie˛ stało, z˙ e samocho´ d Jossa
stał akurat w tym miejscu. Gdyby nie blokował drogi,
rozpe˛dzona cie˛z˙ aro´ wka na pewno wpadłaby do rzeki.
Na przeciwnym brzegu pojawiło sie˛ jakies´ auto,
ro´ wniez˙ na długich s´ wiatłach. Jakims´ cudem reflektory
Jossa nadal s´ wieciły. Ktos´ wymachiwał do niego re˛ka-
mi. Udało sie˛ nam, pomys´ lał Joss. Opro´ cz, byc´ moz˙ e,
kierowcy cie˛z˙ aro´ wki.
Smro´ d benzyny stawał sie˛ coraz bardziej dojmuja˛cy,
a kierowca nie wysiada. Silnik pracuje! Wystarczy iskra...
Drzwi cie˛z˙ aro´ wki stawiały opo´ r. Po chwili wahania
Joss sie˛gna˛ł po kamien´ i rzucił nim w szybe˛. Wsuna˛ł
ramie˛ i przekre˛cił kluczyk w stacyjce. Silnik umilkł.
Strona 9
10 MARION LENNOX
Czy ten człowiek jest ranny? Nie dawał znaku z˙ ycia.
Joss sie˛gna˛ł do klamki wewna˛trz i szarpna˛ł pogie˛te
drzwi. Druga˛ wystukał w komo´ rce numer alarmowy.
– Most na drodze z Iluki został zerwany – relac-
jonował, jednoczes´ nie szarpia˛c sie˛ z drzwiami. – Wypa-
dek od strony Iluki. Potrzebuje˛ pomocy. Policja, laweta
i karetka. Pro´ buje˛ dostac´ sie˛ do kierowcy. Ba˛dz´ cie
w gotowos´ ci.
– Jes´ li nie chcesz brydz˙ a, to moz˙ e wolisz kre˛gle?
– Tak. – Ła˛czy sie˛ z tym przynajmniej jakis´ ruch.
Amy czuła, z˙ e rozsadza ja˛ energia. – Ustawmy je.
– Ale jutro zagrasz z nami w brydz˙ a, prawda? Jes´ li
nie przestanie padac´ .
Boz˙ e, spraw, z˙ eby przestało.
– Amy, telefon! – To Kitty z biura. – Chris mo´ wi, z˙ e
ma do ciebie cos´ bardzo pilnego!
Hura! Wszystko, byle nie kre˛gle.
– Co sie˛ stało?
– Nie wiem. – Telefonistka z centrali sprawiała wra-
z˙ enie przeraz˙ onej. – Zrozumiałam tylko, z˙ e most jest ze-
rwany. I z˙ e był wypadek. Amy, karetka jest w Bowrze,
po drugiej stronie! Jez˙ eli nie ma mostu, jez˙ eli tam jest
potrzebny lekarz...
O nie! Iluka nie jest przygotowana na nagłe wypadki.
Najbliz˙ szy szpital z prawdziwego zdarzenia jest w Bow-
rze. Najbliz˙ szy lekarz tez˙ mieszka w Bowrze. To tylko
trzydzies´ ci kilometro´ w, ale jes´ li nie ma mostu...
– Nic wie˛cej nie wiem – mo´ wiła Chris. – Tylko tyle
powiedział mi ten człowiek i sie˛ rozła˛czył. Zawiadomi-
łam sierz˙ anta Packera, ale pomys´ lałam... No wiesz, tylko
u ciebie moz˙ na kogos´ połoz˙ yc´ . Chciałam cie˛ uprzedzic´ .
Strona 10
BOSONOGA MILIONERKA 11
To kobieta. I jest z nia˛ niedobrze.
Joss w kon´ cu otworzył drzwi. Głowe˛ miała na kiero-
wnicy, ale szopa włoso´ w wszystko zasłaniała. Młoda,
pomys´ lał. Gdy połoz˙ ył jej dłon´ na ramieniu, nie zareago-
wała.
– Słyszy mnie pani?
Cisza. Jest nieprzytomna. Dlaczego?
Sprawdzic´ oddychanie! Bał sie˛ unies´ c´ jej głowe˛.
Powinien miec´ kołnierz ortopedyczny. Jes´ li jest złama-
nie z kompresja˛... Nie miał kołnierza, wie˛c nie miał
wyboru. Ostroz˙ nie odsuna˛ł loki, uja˛ł w dłonie jej głowe˛
i bardzo powoli unio´ sł znad kierownicy. Podtrzymuja˛c
brode˛ szeroko rozstawionymi palcami, druga˛ re˛ka˛ od-
garna˛ł włosy z ust rannej. Wyczuł rane˛ nad uchem.
Sprawdził droz˙ nos´ c´ gardła oraz jamy nosa. O co chodzi?
Chyba przycisne˛ły ja˛drzwi, pomys´ lał, ogla˛daja˛c rane˛
nad uchem. To pewnie od tego uderzenia straciła przyto-
mnos´ c´ . I to miałoby ja˛ zabic´ ? Kto wie? Mogło dojs´ c´ do
krwotoku wewna˛trz czaszki. Siedziała niemal tyłem do
niego, wie˛c badał ja˛ po omacku. Bardzo ostroz˙ nie
przesuwał dłonie coraz niz˙ ej, szukaja˛c przyczyny utraty
s´ wiadomos´ ci. Szyja w porza˛dku. Puls przyspieszony,
ale w normie. Re˛ce w porza˛dku. Tuło´ w...
Dosie˛gna˛ł brzucha i az˙ zesztywniał z wraz˙ enia. To
nie pomyłka. Ostatnie tygodnie cia˛z˙ y! A to, co poczuł
pod palcami, rozwiało jego wa˛tpliwos´ ci. Skurcz! Ta
kobieta rodzi!
– Mo´ wi Jeff... – Jedyny policjant w Iluce. Dobrze
zbudowany i godny zaufania, ale po szes´ c´ dziesia˛tce.
W kaz˙ dym innym mies´ cie od dawna byłby na emerytu-
rze, ale w Iluce wydawał sie˛ młodzien´ cem. – Amy,
wypadek. – Jeff Packer nie był człowiekiem le˛kliwym,
Strona 11
12 MARION LENNOX
lecz powiedział to tak grobowym głosem, jakby zacza˛ł
sie˛ koniec s´ wiata. Amy przygotowała sie˛ na najgorsze.
– Wieziemy do ciebie młoda˛ kobiete˛.
– Do mnie?
– Amy, nie moz˙ emy zawiez´ c´ jej nigdzie indziej.
Most jest zerwany, a s´ migłowiec w tych warunkach
nigdzie nie wyla˛duje. Doktor powiada, z˙ e trzeba sie˛ nia˛
zaja˛c´ .
– Jaki doktor?
– Facet, kto´ remu skasowała auto. Podobno jest leka-
rzem.
Lekarz. Chociaz˙ tyle. Amy odetchne˛ła.
– Ma powaz˙ ne obraz˙ enia?
– Nie wiem. Jest nieprzytomna i ma rane˛ głowy.
Włas´ nie wkładamy ja˛ do mojego vana.
– Czy na pewno dobrze zrobilis´ cie, ruszaja˛c ja˛?
– Ten lekarz mo´ wi, z˙ e nie ma wyboru. Dziecko
w drodze.
Dziecko?! Osłupiała Amy odłoz˙ yła słuchawke˛. To
jest dom starco´ w! Tutaj nie ma personelu, kto´ ry umie
przyja˛c´ poro´ d. Nikt nie ma takich kwalifikacji. Brakuje
sprze˛tu.
Nie marnuj czasu na takie rozwaz˙ ania. Pozbieraj sie˛.
Zaraz tu przyjedzie nieprzytomna, rodza˛ca pacjentka.
Co be˛dzie jej potrzebne? Personel. Wykwalifikowany.
Kto w Iluce mo´ głby sie˛ do tego nadac´ ? Mieszkaja˛ tu
dwie piele˛gniarki. Lecz Mary jest u matki i ma wyła˛czo-
ny telefon, a Sue-Ellen miała nocny dyz˙ ur i pewnie
dopiero co połoz˙ yła sie˛ spac´ .
Zastanawiaja˛c sie˛ nad sytuacja˛, wro´ ciła do s´ wietlicy.
Z tego przestronnego pomieszczenia roztaczał sie˛ widok
na morze. Z powodu deszczu teraz znajdowali sie˛ tam
niemal wszyscy pensjonariusze. Ich oczy spocze˛ły na
Strona 12
BOSONOGA MILIONERKA 13
Amy. Słyszeli, jak Kitty wołała, z˙ e sprawa jest bardzo
pilna, a w Iluce pilne sprawy budza˛ wielka˛ ciekawos´ c´
oraz emocje.
Tego brakuje temu miasteczku. Silnych emocji. Ci
staruszkowie nie graja˛ w kre˛gle na dywanie, poniewaz˙
ich to pasjonuje. Powiodła po nich wzrokiem.
– Obawiam sie˛ – zacze˛ła – z˙ e be˛de˛ zmuszona prze-
rwac´ wam te˛ partie˛. Potrzebuje˛ waszej pomocy.
Gdy kwadrans po´ z´ niej przed dom spokojnej staros´ ci
zajechał policyjny samocho´ d, wszyscy byli gotowi na
jego przyje˛cie.
Jeff Packer tra˛bił jak ope˛tany, by dac´ wszystkim do
zrozumienia, z˙ e sytuacja jest wyja˛tkowa, lecz oni byli
juz˙ na to przygotowani. Wie˛c gdy Joss otworzył tylne
drzwi, zobaczył cała˛ asyste˛, taka˛ sama˛, jaka by go
powitała przed izba˛ przyje˛c´ jego macierzystego szpitala
w Sydney.
Ujrzał nosze na ko´ łkach, z materacem i ls´ nia˛co
białym przes´ cieradłem. Przy nich trzech me˛z˙ czyzn:
dwo´ ch po bokach, jeden z tyłu, oraz trzy kobiety.
Wszyscy mieli na sobie s´ niez˙ nobiałe fartuchy i wy-
gla˛dali bardzo profesjonalnie. Lecz wszyscy byli po
osiemdziesia˛tce!
Nim sie˛ zorientował, co zamierzaja˛ zrobic´ , starusz-
kowie przysta˛pili do akcji.
– Charles, zsun´ nosze z ko´ łek. O tak. To samo sie˛
podniesie. Ian, s´ wietnie. Wsun´ nosze do samochodu.
Obok niej, tak z˙ eby moz˙ na było ja˛na nie przełoz˙ yc´ . Ted,
zablokuj ko´ łka.
Joss podnio´ sł wzrok znad pacjentki. Głos, kto´ ry
wydawał polecenia, na pewno nie nalez˙ ał do staruszki.
Ta jedna osoba wyraz´ nie odstawała od reszty ekipy.
Strona 13
14 MARION LENNOX
Młoda kobieta. Nawet nie trzydziestoletnia, lecz
w poro´ wnaniu z jej towarzyszami wygla˛dała jak dziew-
czynka. Niesamowita. Wysoka i smukła. Miała wyrazis-
ta˛ opalona˛ buzie˛, szare, inteligentne i rozes´ miane oczy
oraz kruczoczarne włosy splecione w długi warkocz.
Spod białego fartucha wystawała jej sukienka w kwia-
tki. Sprawiała wraz˙ enie osoby energicznej i kompetent-
nej. Jakiej jeszcze?
Opro´ cz urody było w niej cos´ wie˛cej...
– Amy Freye – przedstawiła sie˛. – Jestem tu szefo-
wa˛. Moz˙ emy ja˛ przenies´ c´ ?
– Eee, tak, oczywis´ cie. – Udało mu sie˛ skoncent-
rowac´ na pacjentce. Lez˙ ała na kocu rozs´ cielonym na
podłodze auta. Nic wie˛cej nie mieli, a nie mogli czekac´
na specjalistyczny s´ rodek transportu. Joss nie dopusz-
czał do siebie mys´ li, z˙ e be˛dzie musiał odebrac´ poro´ d
w strugach deszczu.
– Zaczekaj. – Amy lekko wskoczyła do s´ rodka,
błyskawicznie oceniła sytuacje˛ i wkroczyła do akcji.
Wprawnym ruchem wsune˛ła re˛ce pod le˛dz´ wie lez˙ a˛cej,
po czym spojrzała na Jossa, daja˛c mu do zrozumienia, z˙ e
oczekuje jego wspo´ łpracy. – Podnosimy razem. Raz,
dwa, trzy.
Przełoz˙ yli bezwładne ciało na nosze.
– Wsun´ cie ko´ łka noszy na miejsce – rozkazała – a te-
raz cia˛gnijcie.
Nosze, bez z˙ adnych komplikacji, znalazły sie˛ na
wo´ zku.
– Lionel, zajmij sie˛ psem – poleciła, a Joss az˙
zamrugał ze zdumienia. Trzy najlepsze piele˛gniarki
w Sydney nie zrobiłyby tego tak fachowo. Ta dziew-
czyna nawet zauwaz˙ yła psa! Nim zda˛z˙ ył zapewnic´
Bertrama, z˙ e nie ma czego sie˛ bac´ , ktos´ juz˙ podawał
Strona 14
BOSONOGA MILIONERKA 15
Lionelowi re˛czniki, a ktos´ inny podtykał psu chrupki
pod nos. Skoro jego ulubieniec znalazł sie˛ w psim raju,
on spokojnie skoncentruje sie˛ na rodza˛cej.
– Za mna˛ – rzekła Amy.
Nosze ruszyły z miejsca. Drzwi otwierały sie˛ przed
nimi jak za dotknie˛ciem czarodziejskiej ro´ z˙ dz˙ ki. Staru-
szkowie pchali wo´ zek z taka˛ lekkos´ cia˛, jakby byli dwa
razy młodsi. Joss nie miał wyjs´ cia, jak tylko poda˛z˙ ac´ za
nimi.
Doka˛d przywio´ zł go ten policjant? Dopiero w s´ rodku
zorientował sie˛, z˙ e nie trafił do szpitala. Znalazł sie˛
w sali z niezwykłym widokiem na morze. Wsze˛dzie
stały sko´ rzane kanapy i fotele, a na s´ cianach cia˛gne˛ły sie˛
po´ łki z ksia˛z˙ kami. Na podłodze lez˙ ał wielki perski
dywan. Ktos´ kleił tu latawca wielkos´ ci małego pokoju.
W sali było kilka oso´ b w podeszłym wieku.
– Wiadomo, kto to jest? – zapytała Amy.
– Nie. Nie miała z˙ adnych dokumento´ w. Sierz˙ ant
Packer skontaktował sie˛ z drogo´ wka˛. Podał numery
rejestracyjne. Nie otrzymał jeszcze odpowiedzi.
Pokiwała głowa˛. Otwierała kolejne drzwi, prowadza˛c
nosze szerokim korytarzem az˙ do ostatniego wejs´ cia.
– To jest nasz gabinet zabiegowy – oznajmiła, wpu-
szczaja˛c Jossa do s´ rodka. – To wszystko, czym dys-
ponujemy.
Gdy policjant oznajmił, z˙ e jedynym miejscem, do
kto´ rego moga˛ zawiez´ c´ nieznajoma˛, jest dom starco´ w,
nogi sie˛ pod nim ugie˛ły. Przeraziła go mys´ l o porodzie
w takich warunkach. Teraz miał przed soba˛ niewielka˛
sale˛ operacyjna˛. Idealnie czysta˛, ls´ nia˛ca˛ chromem
i szkłem. Z odpowiednim os´ wietleniem. Odetchna˛ł
z ulga˛. Poczuł, z˙ e be˛dzie w stanie sprostac´ zadaniu, kto´ re
go czeka.
Strona 15
16 MARION LENNOX
– Czy rzeczywis´ cie jest pan lekarzem?
Przytakna˛ł, nie moga˛c otrza˛sna˛c´ sie˛ z wraz˙ enia.
– Tak. Chirurgiem w szpitalu miejskim w Sydney
– odparł, ogla˛daja˛c z´ renice rodza˛cej.
´ cia˛gna˛ł brwi. Jaka moz˙e byc´ przyczyna tak długo-
S
trwałej utraty przytomnos´ ci? Przydałoby sie˛ ja˛ prze-
s´ wietlic´ . Najpierw dziecko. Ma dwoje pacjento´ w, nie
jednego.
– Tutaj moz˙ e sie˛ pan umyc´ . – Amy była tez˙ zaniepo-
kojona. Oboje widzieli skurcz, kto´ ry przebiegł przez
nabrzmiały brzuch. – A moz˙ e... przes´ wietlenie?
– Musze˛ sprawdzic´ stan dziecka. – I sie˛ umyc´ .
– Posłucham te˛tna. Umywalka jest tam. Marie po-
kaz˙ e.
Chyba stuletnia dziarska staruszka wzrostu krasnala
zmaterializowała sie˛ u jego boku.
– Te˛dy, doktorze.
Ruszył za leciwa˛ pomocnica˛, kto´ ra wcale nie spra-
wiała wraz˙ enia pensjonariuszki domu starco´ w.
Nie było czasu na zadawanie pytan´ . Unio´ sł umyte
re˛ce, by Marie nacia˛gne˛ła mu re˛kawiczki, gdy zawołała
go Amy.
– Mamy problem – os´ wiadczyła. Juz˙ wczes´ niej roz-
cieła sukienke˛ kobiety. – Marie, przytrzymaj stetoskop.
˛
W tym miejscu. – Podała słuchawki Jossowi.
Słuchał w napie˛ciu.
– Cholera. – Te˛tno płodu słabło. Pospiesznie zbadał
kobiete˛. Gło´ wka juz˙ przesune˛ła sie˛ do dro´ g rodnych, ale
nie było rozwarcia. Poro´ d kleszczowy nie wchodzi
w rachube˛. Co oznacza... cesarskie cie˛cie. Tutaj?
– Nie wiemy, jak ona sie˛ nazywa – zauwaz˙ yła Amy.
– Podejmie sie˛ pan?
Dane personalne to najmniejszy kłopot. Operowanie
Strona 16
BOSONOGA MILIONERKA 17
bez zgody pacjenta zawsze ła˛czy sie˛ z duz˙ ym ryzykiem,
ale w sytuacji zagroz˙ enia lekarz nie ma wyboru.
– Oczywis´ cie. Ale czy...?
– Mamy s´ rodki i sprze˛t do znieczulenia ogo´ lnego
– poinformowała go. – Lekarz z Bowry wykonuje tu
mniejsze zabiegi, ale obawiam sie˛, z˙ e znieczulenie
nadoponowe nie wchodzi w rachube˛. – Zawahała sie˛.
– Nie umiem tego.
Spojrzała mu prosto w oczy, a on wyczytał w nich
koja˛cy spoko´ j. Po raz kolejny pomys´ lał, z˙ e niecze˛sto
spotyka sie˛ osoby tak opanowane w sytuacjach kryzyso-
wych.
– Jaka˛ ma pani specjalizacje˛? – zapytał, obawiaja˛c
sie˛, z˙ e be˛dzie musiał jednoczes´ nie podja˛c´ sie˛ dwo´ ch ro´ l:
anestezjologa i chirurga. Lecz ma ja˛ do pomocy.
– Pan mnie z´ le zrozumiał – oznajmiła chłodno. – Nie
jestem lekarzem. Jestem piele˛gniarka˛. Pracowałam na
traumatologii oraz kilka lat w sali operacyjnej. Mamy tu
tylko jednego lekarza, wie˛c czasem w nagłych przypad-
kach podawałam znieczulenie ogo´ lne. Dlatego mamy tu
te leki. Jes´ li mi pan pomoz˙ e, mogłabym wzia˛c´ na siebie
to zadanie.
Zdumiała go jej gotowos´ c´ do podje˛cia takiego wy-
zwania. Piele˛gniarka w roli specjalisty?! Czy moz˙ na jej
zaufac´ ?
Nie miał wyboru. Zbadał kobiete˛. Stwierdził, z˙ e
dziecko jest jeszcze całkiem daleko, lecz jego te˛tno
zaczyna słabna˛c´ . Wszelka zwłoka moz˙ e okazac´ sie˛
tragiczna w skutkach.
Nie wykona cesarskiego cie˛cia bez znieczulenia.
Kobieta wprawdzie jest nieprzytomna, ale wstrza˛s wy-
wołany nacie˛ciem mo´ głby ja˛ obudzic´ . Do tego po-
trzebny jest specjalista anestezjolog; sam przeciez˙ nie
Strona 17
18 MARION LENNOX
wysta˛pi w podwo´ jnej roli chirurga i anestezjologa. Ta
dziewczyna wyraziła gotowos´ c´ podje˛cia sie˛ tego, co
wymaga lat praktyki.
– Zrobie˛ to – powto´ rzyła.
Spojrzał jej w oczy.
– Jest pani tego pewna?
– Tak.
– Czy zdaje sobie pani sprawe˛ z tego, z˙ e jes´ li ona jest
ubezpieczona...
– Ryzykujemy oboje. Ale musimy, bo w przeciwnym
razie dziecko umrze.
Taka postawa przeczyła wszystkiemu, co wpajano
mu przez całe lata. Piele˛gniarka w roli anestezjologa?
Ona ma racje˛. Nie ma wyboru.
– Bierzmy sie˛ do roboty.
Była to najbardziej niezwykła operacja w jego z˙ yciu.
Otrzymał liczna˛ asyste˛, lecz w całym zespole tylko on
i Amy mieli mniej niz˙ osiemdziesia˛t lat. Najcze˛s´ ciej
wspo´ łpracował z Marie, kto´ ra podawała mu instrumen-
ty. Nie miał poje˛cia, jakie miała wykształcenie, lecz
jako instrumentariuszka była bezbłe˛dna. Ona tez˙ miała
pomocnika w osobie innej staruszki, kto´ ra segregowała
instrumenty i obsługiwała sterylizatory. Tuz˙ obok stał
me˛z˙ czyzna z ogrzanym kocykiem. Co kilka minut drzwi
uchylały sie˛ i ktos´ podawał nowy ciepły kocyk, tak aby
w chwili narodzin był pod re˛ka˛. Na korytarzu pracował
drugi zespo´ ł, odpowiedzialny za przenoszenie kocyko´ w
i dostawe˛ gora˛cej wody.
Joss pilnie obserwował ich poczynania. Sprawdził
instrumenty, sterylizatory, zestaw do znieczulenia.
– Gotowa? – zwro´ cił sie˛ do Amy.
– Gotowa – odparła, nie traca˛c zimnej krwi.
Gdy przyjrzał sie˛ jej dokładniej, zauwaz˙ ył, z˙ e jednak
Strona 18
BOSONOGA MILIONERKA 19
kosztuje ja˛to duz˙ o wysiłku: w jej oczach czaił sie˛ strach.
Uznał, z˙ e nie ma juz˙ czasu na dociekanie jego przy-
czyny. Dziewczyna podje˛ła decyzje˛ i nie ma od niej
odwrotu.
– Bierzmy sie˛ do roboty.
Przytakne˛ła. W milczeniu uniosła strzykawke˛, by
sprawdził dawke˛ s´ rodka. Teraz on skina˛ł głowa˛, po
czym przygla˛dał sie˛, jak wprawnym ruchem wbiła ja˛ do
pojemnika kroplo´ wki. Czekał. Amy tymczasem spoj-
rzała na monitor, po czym z wprawa˛ zaintubowała
nieprzytomna˛. Zauwaz˙ ył, jak miejsce strachu w jej
oczach stopniowo zaste˛puje skupienie.
Poczuł, z˙ e mie˛s´ nie pacjentki wiotczeja˛.
Ta Amy jest s´ wietna, pomys´ lał z rados´ cia˛. Zna
sie˛ na swoim fachu. Nie pozostało mu nic innego,
jak zaja˛c´ sie˛ tym, co nalez˙ y do niego. Zdezynfekował
brzuch kobiety, unio´ sł skalpel i rozpocza˛ł zabieg uwal-
niania noworodka.
Strona 19
ROZDZIAŁ DRUGI
Operacja przebiegała jak w zegarku.
Jego asysta była dos´ c´ niezwykła, lecz spisywała sie˛
bez zarzutu. Gdy przecinał powłoki brzuszne, leciwa
Marie nie proszona podawała mu instrumenty, a gdy
czasami musiał ja˛ o cos´ poprosic´ , reagowała bezbłe˛dnie.
Znieczulenie Amy tez˙ było wzorowe. Na razie wiedział,
z˙ e ma wszystko, czego potrzebuje oraz z˙ e serce rodza˛cej
pracuje prawidłowo.
Oby tylko wytrzymało serce płodu. Gdy zamierzał
zwro´ cic´ sie˛ z kolejna˛ pros´ ba˛, druga staruszka natych-
miast odczytała jego z˙ yczenie: nacisne˛ła macice˛, by
mo´ gł wsuna˛c´ dłon´ w nacie˛cie.
– Oto ono. – Unio´ sł gło´ wke˛ dziecka, odwracaja˛c ja˛
na bok, by nie zachłysne˛ło sie˛ płynem.
Ich oczom ukazała sie˛ malen´ ka dziewczynka. Joss
ogla˛dał ja˛ tylko przez chwile˛, bo nim zda˛z˙ ył przecia˛c´
pe˛powine˛, wycia˛gne˛ła sie˛ po nia˛ kolejna para ra˛k. Ktos´
oczys´ cił jej usta, by mogła zaczerpna˛c´ powietrza, a star-
szy pan podsuna˛ł ogrzany kocyk. S ´ wietnie im to idzie!
– Zajmiemy sie˛ nia˛ – zapewniła go Amy, daja˛c mu
do zrozumienia, z˙ e powinien skoncentrowac´ sie˛ na do-
rosłej pacjentce. – Wygla˛da zdrowo.
Jeszcze urodzenie łoz˙ yska, załoz˙ enie klamer oraz
szwo´ w. Miał nadzieje˛, z˙ e staruszkowie na czas udroz˙ nia˛
drogi oddechowe dziecka. Amy ich przypilnuje. Zda˛z˙ ył
juz˙ sie˛ zorientowac´ , z˙ e jest wyja˛tkowo kompetentna˛
Strona 20
BOSONOGA MILIONERKA 21
piele˛gniarka˛, na dodatek zdolna˛ zasta˛pic´ anestezjologa.
Tylko kilka razy potrzebowała jego opinii w sprawie
dawek, o reszcie umiała sama zadecydowac´ .
Gdy pochylał sie˛ nad swoim zadaniem, usłyszał
długo oczekiwany odgłos. Płacz zdrowego noworodka.
To znaczy, z˙ e przyczyna˛ nieprawidłowego te˛tna był
stres, pomys´ lał z ulga˛. Długi poro´ d oraz wstrza˛s spowo-
dowany wypadkiem.
Amy nadal czuwała nad rurka˛ intubacyjna˛. Młoda
matka była blada jak pło´ tno, a z rany nad uchem leniwie
sa˛czyła sie˛ krew. Zszyje ja˛, zanim dziewczyna sie˛
obudzi. Przydałyby sie˛ nowoczesne technologie. Mo´ gł-
by sie˛ wtedy dowiedziec´ , czy doszło do krwotoku
wewna˛trz czaszki.
– Moz˙ emy zrobic´ jej przes´ wietlenie. – Amy znowu
czytała w jego mys´ lach. – Jest tu aparat rentgenowski.
Nie wykaz˙ e cis´ nienia, ale dowiemy sie˛, czy jest pe˛k-
nie˛cie czaszki.
– Nie mamy szansy na pomoc z zewna˛trz? – Przydał-
by mu sie˛ tomograf. A najlepiej porza˛dny wielkomiejski
szpital.
– Ani cienia, dopo´ ki pada. Przy normalnej pogodzie
s´ migłowiec la˛duje na polu golfowym, ale nie teraz. Za
duz˙ o tu wzgo´ rz. – To znaczy, z˙ e zdani sa˛ na własne siły.
– Be˛dzie dobrze – rzekła po´ łgłosem.
Ich spojrzenia sie˛ spotkały. Oboje poczuli, z˙ e ta
niezwykła sytuacja ich poła˛czyła. Joss zaniepokoił sie˛.
Takie elektryzuja˛ce spojrzenia nie zdarzały mu sie˛
w sali operacyjnej. Ani poza nia˛. Lecz ta kobieta...
Miał wraz˙ enie, z˙ e ja˛ zna. Wcale jej nie zna.
– Jeszcze nie skon´ czylis´ my – mrukna˛ł bardziej szor-
stko, niz˙ zamierzał. – Trzeba oczys´ cic´ jame˛ brzuszna˛
i pozszywac´ .