Kudlata nauka. Madrosc w swieci - Matin Durrani
Szczegóły |
Tytuł |
Kudlata nauka. Madrosc w swieci - Matin Durrani |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Kudlata nauka. Madrosc w swieci - Matin Durrani PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Kudlata nauka. Madrosc w swieci - Matin Durrani PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Kudlata nauka. Madrosc w swieci - Matin Durrani - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Dla moich rodziców, Saeeda i Inge
oraz dla Katii, Chiary i Alex
Matin
Dla Sue, Patricka, Mags, Catherine,
Justina, Daniela, Toma i Josha
Liz
Strona 4
WPROWADZENIE
Kudłata fizyka
Trudno być zwierzęciem. Nie dla ciebie centralne ogrzewanie czy
klimatyzacja, pomagające utrzymać właściwą temperaturę ciała, ani
supermarket, gdzie mogłobyś się pożywić, kiedy poczujesz ochotę na małe
co nieco, czy wreszcie bezpieczne ściany własnego domu. Jeśli wskoczysz do
rzeki złapać rybkę, na brzegu nie czeka na ciebie suchy ręcznik, którym
mogłobyś się wytrzeć, gdy wychodzisz przemoczone i zaczynasz trząść się
z zimna. Aby przeżyć, zwierzęta muszą liczyć na swoje zmysły, spryt,
partnerów, krewnych i członków stada (z wyjątkiem samotników takich jak
lamparty), a także na swoje ciało, które w trakcie ewolucji ukształtowało się
w sposób dostosowany do warunków życia danego gatunku. I właśnie w tym
punkcie pojawia się fizyka. Biologowie i fizycy dopiero niedawno
uświadomili sobie, że zwierzęta potrafią w niezwykły sposób wykorzystywać
prawa fizyki w życiu codziennym, kiedy szukają jedzenia, picia oraz
partnerów w okresie godowym i ogólnie starają się, aby nie dać się zabić.
Nawet domowy pies, kiedy zmoknie, korzysta z praw fizyki, żeby się szybko
osuszyć, a przy okazji ochlapać każdego, kto nie ma dość refleksu i nie zdąży
się w porę odsunąć.
Oczywiście nie chodzi o to, że zwierzęta poznały wcześniej zasady fizyki
Strona 5
i odpowiednio do nich dostosowały swoje ciało. To ewolucja, w powolnym
procesie kolejnych prób i błędów, stworzyła organizmy, które skutecznie
funkcjonują w realnym świecie, wykorzystując prawidłowości istniejące
w przyrodzie, prawa i zasady nazwane przez ludzi fizyką.
Zwierzęta sięgnęły po nie pierwsze. Węgorz elektryczny zabijał kraby za
pomocą wyładowań elektrycznych o wysokim napięciu (por. rozdział 5),
wykorzystując prawidłowości związane z elektrycznością o wiele wcześniej,
nim naukowcy poznali to zjawisko. Węgorz nie wie, na czym polega prąd
elektryczny, ale i my nie musimy nic wiedzieć o tranzystorach czy obwodach
scalonych, żeby posługiwać się smartfonem. Dopóki nasz telefon jest
inteligentny (smart), sami nie musimy się o nic martwić.
Robaki bez tuneli
(czasoprzestrzennych)
Zanim zaczniemy, słowo pocieszenia. Nasza książka opowiada o tym, jak
wybrane gatunki zwierząt posługują się zasadami fizyki, aby przeżyć
w warunkach naturalnych. Jeśli fizyka budzi w was lęk, nie martwcie się.
Postaraliśmy się, aby wszystko było proste. Nie trzeba mieć umysłu
Einsteina, żeby zrozumieć, o co tu chodzi. Nie obawiajcie się, że będziemy
mówić o jakichś dziwnych rzeczach, takich jak ciemna energia, bozony
Higgsa czy tunele czasoprzestrzenne (wormholes) – choć w pewnym
momencie rzeczywiście wspominamy o robakach, a w każdym razie
o wężach. Z drugiej strony, jeśli interesujecie się fizyką, będziecie zdumieni
tym, jak często i jak sprytnie wasza ulubiona dziedzina wiedzy daje o sobie
znać w życiu zwierząt. Od gęsto porośniętych sierścią kotów i psów po
Strona 6
bezwłose homary, komary i ogromne kałamarnice – fizyka jest wszędzie.
Miłośnikom fizyki pragniemy przypomnieć, że niemal wszystko, co się
dzieje w biologii, kręci się wokół pożywienia i seksu. Fizyka, mimo swojej
obsesji na punkcie Wielkiego Wybuchu, podąża jednak inną drogą.
Zwierzęta, aby gatunek, do którego należą, mógł przetrwać, muszą
przekazywać dalej swoje geny i dlatego wydają na świat potomstwo. Niemal
we wszystkich przypadkach potrzebują pożywienia, jeśli chcą dożyć do
chwili rozpłodu, a potem jeszcze mieć siłę do opiekowania się młodymi do
czasu, gdy i one osiągną dorosłość. Godnym uwagi wyjątkiem jest samiec
osy figowej. Ten niewielki owad w stadium larwalnym żyje wewnątrz owocu
figi, ale z chwilą gdy przekształci się w postać dorosłą, nie może już dłużej
się odżywiać, ponieważ jego aparat gębowy zanika. Jedynym celem jego
dalszej egzystencji jest akt rozmnażania się, po czym traci resztki energii
i umiera.
Jeśli jesteś fanem / fanką biologii, przede wszystkim pamiętaj, że fizyka
jest znacznie łatwiejsza niż biologia. Mówimy serio. Kiedy pracuje się
w laboratorium, można o wiele skuteczniej kontrolować swój eksperyment.
Jeśli chcemy zmienić w nim tylko jeden element (czyli jedną zmienną, jak
mówią uczeni), aby sprawdzić, jaką rolę odgrywa, o wiele łatwiej będzie to
zrobić w osłoniętym przed działaniem zewnętrznych warunków
atmosferycznych pomieszczeniu laboratorium, w którym panuje
kontrolowana temperatura i wilgotność powietrza, niż w dżungli. A nawet na
kwitnącej łące czy, jak się przekonamy w rozdziale 4, w ogrodzie
zoologicznym. Jeśli wyjmiemy zwierzę, które pragniemy zbadać, z jego
naturalnego otoczenia, nie będziemy wiedzieli, czy ta zmiana wpłynie na jego
zachowanie. Ale jeżeli pozostawimy zwierzę w jego środowisku naturalnym,
nie będziemy pewni, czy modyfikacja wybranej przez nas zmiennej nie
pociągnęła za sobą zmian – dotyczących życia innych zwierząt albo wartości
Strona 7
innego parametru – których istnienia nawet sobie nie uświadamiamy.
W rezultacie modyfikacja mogłaby wpłynąć na wyniki naszych badań
i nawet nie będziemy o tym wiedzieli. A zatem: biologia jest trudna, fizyka
łatwa.
A teraz zastrzeżenie. W Kudłatej nauce czasami posługujemy się
antropomorfizacją, czyli wypowiadamy się w taki sposób, jakbyśmy
w pewnym sensie umieścili się w głowie zwierzęcia i przypisywali mu myśli,
jak gdyby było człowiekiem. Biolodzy nie lubią takich chwytów, ale w ten
sposób łatwiej opowiadać różne historie, więc nie będziemy się z tego
tłumaczyć, a w każdym razie tylko trochę. No i czasami, ale o tym cicho sza,
odrobinę upraszczamy opisywane zjawiska fizyczne, żeby nie hamować toku
narracji.
Niektórzy ludzie sięgają po literaturę popularnonaukową, szukając w niej
odrobiny ładu i logiki w naszym zagmatwanym świecie. Ale życie jest
skomplikowane. Czasami, im bardziej przyglądamy się jakiejś rzeczy, tym
bardziej okazuje się złożona. Cieszymy się na przykład piękną barwą
i delikatnym zapachem róży, a następnie zaczynamy oglądać w powiększeniu
aksamitną powierzchnię jej płatków, delikatne żyłki u ich bladej nasady,
złożony las mikroskopijnych pręcików z pyłkiem w jej centrum i drobne
włoski na spodniej powierzchni liści okalających kwiatostan. Jeśli sięgniemy
po silny mikroskop, zobaczymy struktury biologiczne zapewniające róży
funkcjonowanie – jej hydraulikę i pojedyncze komórki. I tak, o ile nie
jesteśmy poważnie zainteresowani botaniką, w miejsce naszej wcześniejszej
radości i zachwytu niepostrzeżenie pojawi się zdumiewający świat
dziwacznie brzmiących nazw, a sam kwiat gdzieś po drodze straci swój urok.
To samo można powiedzieć o wyjaśnieniach proponowanych przez fizykę –
otrzymujemy opis kolejnych warstw zjawisk, z których część budzi niemal
powszechne zainteresowanie, ale inne lepiej pozostawić zapaleńcom
Strona 8
i geniuszom. W naszej książce staraliśmy się ograniczać do poziomu zjawisk,
które wydają się przystępne i zrozumiałe, co oznacza, że czasami –
w interesie piękna i prostoty – pomijaliśmy pewne nazbyt specjalistyczne
szczegóły, mamy jednak nadzieję, że czytelnicy nam wybaczą. A jeśli nie,
przypuszczalnie większą frajdę przyniesie wam samodzielne poszukanie
odpowiednich równań i zgłębianie subtelności.
Nasza książka nie przynosi wyczerpującego omówienia zachowań
i charakterystyki wszystkich gatunków zwierząt, które w swoim życiu
wykorzystują zasady fizyki. W tym celu musielibyśmy napisać opasłe
tomiszcze. W kolejnych rozdziałach staramy się raczej omawiać zjawiska
związane z jakimś jednym ważnym aspektem wybranej przez nas dziedziny
wiedzy – takim jak ciepło, siła, płyny, dźwięk, elektryczność i magnetyzm
oraz światło – i pokazywać jej podstawowe zasady na przykładzie zachowań
starannie wybranych gatunków zwierząt. Ponieważ skupiamy się na tym, jak
zwierzęta wykorzystują fizykę w życiu codziennym, wybraliśmy różne
stworzenia – od pawi po ośmiornice i od słoni po pszczoły – które aktywnie
wykorzystują zasady fizyki, kiedy chcą się napić, schwytać pożywienie,
regulować temperaturę ciała, bronić się przed zagrożeniami itp. Skupiamy się
bardziej na tym, co się stało, niż kto to zrobił, choć wydaje się mało
prawdopodobne, żebyście sami wpadli na niektóre odpowiedzi.
Natomiast w ogóle nie zajmujemy się tym, jak ludzie spożytkowują dla
własnej korzyści wiedzę na temat świata zwierząt – po prostu dlatego że opis
tych zjawisk wystarczyłby na osobną książkę. Nie będziemy więc opowiadali
o tym, jak fizycy, zainspirowani strukturą skrzydeł motyla, opracowali
czujniki ciepła, ani o tym, jak stworzyli materiał velcro (potocznie rzep),
przyglądając się, w jaki sposób rzep (łopianu) trzyma się psiego ogona. Ta
dziedzina badań, znana jako biomimetyka albo bioinspiracja, jest
interesująca, ale wystarczająco dobrze opisana. Choć w pewnym momencie –
Strona 9
krótko – wspominamy o pomysłach na urządzenia wspomagające słuch, które
odwołują się do sposobu porozumiewania się słoni. Innym tematem, który
pozostawiliśmy na uboczu – ponownie dlatego że inni się już nim
zajmowali – są zbiorowe zachowania zwierząt, takie jak lot stada ptaków
poruszających się w zgodnym rytmie, ruchy pingwinów w obrębie stada
tulących się do siebie osobników albo budowanie przez mrówki tratwy
z własnych ciał.
W naszej książce gwiazdami przedstawienia są pojedyncze osobniki.
Strona 10
ROZDZIAŁ 1
CIEPŁO
ROZDZIAŁ NA ROZGRZEWKĘ
Węże zmieniające płeć – Psy o luźno ruszającej się skórze –
Komary sikające krwią – Mordercze pszczoły – Wiewiórki
o gorących ogonach – Żmije, które „widzą” ciepło – Żuki, które
„słyszą” promieniowanie podczerwone
Strona 11
Robi się gorąco
W filmie Poszukiwacze zaginionej Arki dziarski archeolog Henry Indiana
Jones, grany przez Harrisona Forda, przeżywa nagle swój najgorszy koszmar.
Chociaż panicznie boi się węży, aby zapobiec przechwyceniu Arki
Przymierza przez wrogów, musi wedrzeć się do sekretnej komory egipskiego
grobowca, w której wręcz roi się od tych gadów. Podobnie jak w wielu
innych filmach, autorzy Poszukiwaczy… odwołują się w tej scenie do
klasycznego obrazu węża jako stworzenia zarazem złowrogiego
i obdarzonego potężną mocą.
Jednak Steven Spielberg miał na głowie nie tylko symbolikę.
Przetrząsnąwszy w poszukiwaniu węży wszystkie londyńskie sklepy
zoologiczne, członkowie jego ekipy musieli w końcu pociąć na kawałki kilka
gumowych szlauchów, aby uzupełnić brakujące sztuki. Choć, prawdę
mówiąc, nawet część żywych „węży” grających w tej scenie to nie były
węże, ale beznogie jaszczurki – różnica istotna dla biologów, ale bez
znaczenia dla zrozpaczonej ekipy filmowej. Podobnie jak padalce
z ogrodowego kompostu, beznogie jaszczurki są – jak wskazuje ich nazwa –
jaszczurkami, których odnóża skurczyły się albo zaniknęły.
Znana aktorska maksyma: „Nigdy nie pracuj z dziećmi ani ze
zwierzętami”, powstała przypuszczalnie z myślą o wężach. Te gady mogą
ukąsić. Wiją się. Budzą lęk. Ale nie tylko twórcy filmowi mają z nimi
problemy. Biolodzy badający węże w warunkach naturalnych także nie mają
łatwego życia. Węża trudno wytropić, a kiedy się zorientuje, że go znalazłeś,
szybko odpełznie albo, co gorsza, strzyknie w twoją stronę jadem, który
może cię zabić, jeśli dostanie się pod skórę albo do oka.
Strona 12
Na szczęście dla bohatera naszej opowieści, Ricka Shine’a
z Uniwersytetu w Sydney w Australii, istnieje gatunek węży stanowiący
wyjątek od zasady mówiącej, że to typy, z którymi trudno się pracuje. Jeśli
złapiesz takiego osobnika w odpowiednim momencie, nie zwraca większej
uwagi na to, co z nim zrobisz. Shine mógł na przykład spokojnie wkładać te
węże do samochodu i zabierać na przejażdżkę. I jak się wkrótce dowiemy,
tak właśnie robił. Jesienią, zimą i wiosną pewna odmiana ogrodowca
zwyczajnego, inaczej pończosznika (ang. red-sided garter snake,
Thamnophis sirtalis parietalis), żyje, podobnie jak węże, które stanęły na
drodze Indy’ego w Poszukiwaczach zaginionej Arki, w ogromnych
skupiskach liczących czasami dziesiątki tysięcy egzemplarzy (ta liczba musi
budzić zawiść każdego reżysera filmowego). Nie spotkamy ich jednak
w sekretnej komorze egipskiego grobowca, ale w szczelinach wapiennych
skał, pod zamarzniętą warstwą gleby kanadyjskiej prerii w stanie Manitoba.
Ten gatunek węży dzierży bowiem pewien rekord: to najdalej na północ
żyjący gad na półkuli zachodniej.
Życie w miejscu, gdzie temperatura spada do – 40 stopni C, a śnieg
pokrywa ziemię przez 8 do 9 miesięcy w roku, wydaje się pomysłem
szalonym. Gady są zwierzętami zmiennocieplnymi (ektotermicznymi, od
greckiego: ciepło pochodzące z zewnątrz) i nie mogą wytworzyć energii
niezbędnej do ogrzania swojego ciała, spalając pożywienie. Polegają więc na
zewnętrznych źródłach ciepła takich jak słońce. Wylegują się w jego
promieniach, dopóki nie ogrzeją się na tyle, aby móc szybko poruszać się
i reprodukować. Natomiast na okres mrozów pończosznik o czerwonych
bokach w poszukiwaniu ciepła zbija się w swoich podziemnych kryjówkach
w ogromne stada i zimuje, co stanowi u węży odpowiednik hibernacji.
Niemniej życie węży ogrodowców w Manitobie ma także swoje dobre
strony, i to samo dotyczy badających je uczonych. Przede wszystkim latem,
Strona 13
kiedy już się zacznie, jest ciepło, temperatura sięga + 30 stopni C.
W kwietniu albo maju węże wyłażą więc na powierzchnię i wijąc się, pełzają
po jałowej ziemi w grupach liczących setki albo tysiące osobników. Ten
widok, przypominający stertę wijącego się na wszystkie strony spaghetti, od
dawna intrygował uczonych. O co chodzi tym wężom?
W intrydze z udziałem czerwonobokich pończoszników, której nie
powstydziłby się sam Spielberg, splata się czysta fizyka, mnóstwo seksu
i odrobina zmiany płci. Choć w tym ostatnim przypadku, spieszymy dodać,
nie chodzi jednak o Shine’a i jego kolegów, ale o same węże.
Wielkie podwiązki
(pończosznika)
Ale gdzie nasze maniery? Powinniśmy odrobinę poznać tego węża, zanim
zaczniemy wścibiać nos w jego życie seksualne. Zacznijmy więc od rodziny.
Pończoszniki występują w całej Ameryce Północnej, choć tylko gatunki
zamieszkujące tereny, gdzie panują ostre mrozy, zimują. Można spotkać te
gady w lasach, zagajnikach, na łąkach – wszędzie tam, gdzie w pobliżu jest
jakaś woda. Wąż, długości około pół metra, potrafi swoim jadem zabijać
niewielkie stworzenia, ale nie jest groźny dla człowieka. Jego ulubione
przekąski to żaby i ryby, choć nie pogardzi także dżdżownicami, gryzoniami
i małymi ptakami.
Wąż ogrodowiec o czerwonych bokach na pierwszy rzut oka nie budzi
skojarzeń ze swoją nazwą. Jest czarny z kremowym paskami biegnącymi
wzdłuż ciała. Jego czerwone boki kryją się pod zachodzącą na siebie łuską
i można je zobaczyć tylko wtedy, gdy zaniepokojony gad nastroszy swoje
Strona 14
ciało. Podczas lata, trwającego w Manitobie 3 albo 4 miesiące, pończosznik
stara się maksymalnie wykorzystać ciepło promieni słonecznych i wyprawia
się ze swojego siedliska na ponadpiętnastokilometrowe wędrówki
w poszukiwaniu żywności.
Kiedy w powietrzu pojawiają się pierwsze fale chłodu – już w sierpniu! –
węże wyruszają w stronę zimowych kryjówek. Początkowo spędzają w nich
tylko noce albo pochmurne dni. Kiedy jednak temperatura w ciągu dnia
spada poniżej zera, gady nakładają na siebie areszt domowy i na czas
trwającego przez następnych 9 miesięcy chłodu zbijają się w duże grupy. Ich
zimowe siedziby znajdują się jakieś 6 metrów pod ziemią, poniżej poziomu
zamarzania gleby. Panująca tam „domowa” temperatura, około + 10 C,
z pewnością nie przywodzi na myśl letniego dnia, ale jest o wiele
przyjemniejsza niż panujące na zewnątrz – 40 stopni C. Podczas zimowania
węże prawie nie wydatkują energii, trwając w stanie bliskim zawieszenia
wszystkich funkcji życiowych. Nie jedzą nic, oddychają z rzadka i jedynie od
czasu do czasu poruszają się, aby napić się wody.
Ni stąd, ni zowąd
(wąż)
Kiedy późną wiosną, czując na twarzy upragnione promienie słońca,
staniemy przy którejś z wężowych jam w okolicy wioski Narcisse, możemy
podziwiać jeden z najbardziej niezwykłych widoków w naturze. Przed nami
jak okiem sięgnąć rozpościera się wijący się na wszystkie strony dywan
z pokrytych błotem gadów, które właśnie wyłoniły się ze swojej podziemnej
kryjówki i ponownie zbijają się w ogromne stada. Ale kiedy przyjrzeć im się
Strona 15
bliżej, możemy dostrzec coś jeszcze bardziej zdumiewającego. Niemal
wszystkie węże to samce. Mają około 45 centymetrów długości i są o jakieś
15 centymetrów krótsze niż samice.
Nie speszone z powodu swoich mniejszych rozmiarów, wypełzają na
zewnątrz kilka tygodni przed samicami. I każdy ma nadzieję, że pierwszy
zdoła spleść się z jedną z nich w miłosnym uścisku. Kiedy tak wiją się jeden
obok drugiego, ocierając się o siebie, śmiało wyciągają języki
w poszukiwaniu substancji chemicznych zwanych feromonami,
wydzielanych przez skórę przez samice. Wydaje się, że po długich 9
miesiącach zimowania każdy samiec ma w głowie tylko jedno: seks.
Ale tu pojawia się problem. Gdy tylko samice wyłaniają się ze swoich
kryjówek, większość z nich stara się czmychnąć co sił w nogach (o ile to
możliwe w przypadku węży). Każda samica, która okaże się nie dość żwawa,
staje się obiektem zainteresowania kuli złożonej z dziesiątek, a nawet setek
podekscytowanych, pełnych miłosnych zapałów samców, z których każdy
stara się owinąć wokół jej ciała, tak aby znaleźć się w odpowiedniej pozycji
do zapłodnienia. Samice uważają, że te zaloty są dość stresujące, i starają się
uciec, jak tylko się da. A skoro samców jest co najmniej 10 razy więcej niż
samic, szanse pojedynczego osobnika na reprodukcję rysują się marnie.
Już same ogromne skupiska splątanych ze sobą samców i mniejsze kule
złożone z osobników w akcie płciowym wydają się dość dziwaczne, ale
dzieje się tu coś jeszcze bardziej osobliwego. Jeśli przyjrzeć się uważnie, od
czasu do czasu można zauważyć samce, które zwracają uwagę nie na samice,
lecz na innego osobnika tej samej płci. Jesteśmy jak najdalsi od seksizmu,
jednak zachowanie niektórych z nich wydaje się wyjątkowo
niedżentelmeńskie. Dosłownie. Wąż samiec udaje, że jest samicą, czy raczej,
w naukowym żargonie, samico-samcem, wydzielając feromony. Samico-
samce łatwo odróżnić od innych osobników: są tej samej długości co
Strona 16
pozostałe samce, ale ponieważ wypełzły spod ziemi później, są nadal pokryte
błotem. Te transgenderowe węże rzadko zwracają uwagę na inne samice
i zamiast tego pełzną powoli jak ślimaki. Wkrótce rzucają się na nie
„prawdziwe” samce.
O wiele trudniej niż rozpoznać samico-samca, jest odpowiedzieć na
pytanie, o co im właściwie chodzi. Jeśli taki osobnik pragnie sparzyć się
z samicą, czemu udaje, że jest tej samej płci co ona? Ta zagadka od dawna
intrygowała biologów. Niewykluczone, że przekształcenie się w samico-
samca daje samcowi jakąś przewagę reprodukcyjną, ponieważ może dzięki
temu skraść spermę innym samcom albo uniknąć ataku ze strony silniejszych
rywali. Jednak Rick Shine zaczął się zastanawiać, czy w tym zbijaniu się
w wielkie wężowe kłębowiska chodzi wyłącznie o reprodukcję. Czy
przypadkiem nie chodzi także o ciepło?
Gady w worku
Na szczęście biologia była po stronie badaczy. Można by pomyśleć, że wąż
ogrodowiec, który za wszelką cenę dąży do aktu reprodukcji, nie będzie
życzliwie traktował wtrącania się w swoje sprawy. Jednak późną wiosną
Shine i jego koledzy mogą robić z tymi gadami wszystko, na co mają
ochotę – samcami, samico-samcami czy samicami. Mogą je podnosić
z ziemi, mierzyć, wrzucać do worka. Węże mają za mało energii, żeby się
tym przejmować, dzięki czemu stają się niemal niedorzecznie idealnym
przedmiotem badań. Właśnie dlatego Shine w latach 1997–2004 niemal co
roku pielgrzymował z Australii do wężowych jam w okolicach Narcisse.
„Kiedy masz 10 tysięcy zakochanych węży na powierzchni domowego
salonu, to jest prawdziwy raj dla biologa badającego życie tych gadów” –
Strona 17
mówi.
Aby poznać sekrety samico-samców, Shine i jego koledzy po prostu
siadali w trawie obok czerwonobokich pończoszników, które właśnie
wypełzły na powierzchnię ze swoich zimowych kryjówek. Trzymając
pojedyncze samico-samce za ogon, badacze pokazywali je „prawdziwym”
samcom, żeby zobaczyć, jak te zareagują. Samce niemal zawsze uważały, że
samico-samce są atrakcyjne, i starały się przycisnąć do któregoś / którejś
z nich swoją głowę i całe ciało. A zatem samce zdecydowanie ulegały
feromonowemu urokowi samico-samców. Ale co z tego mają samico-samce?
Czas na bardziej wyrafinowany eksperyment. Shine przetrzymywał grupę
samico-samców w temperaturze +10 stopni C, czyli takiej, jaka panuje
w podziemnej kryjówce pończoszników. Jednocześnie ogrzewał inną grupę
samico-samców do temperatury 28 stopni C, wrzucając je do płóciennych
worków i umieszczając na elektrycznie podgrzewanych przednich
siedzeniach terenowego samochodu marki Yukon, wynajętego przez
badaczy. Następnie uczeni sprowadzali obie grupy węży do tej samej
temperatury + 25 stopni C, ogrzewając chłodne węże na siedzeniu
samochodu i pozwalając wcześniej podgrzanym wężom, aby w sposób
naturalny się ochłodziły.
Trzymając za ogon każdego samico-samca o temperaturze +25 stopni C,
Shine pokazywał go / ją pięciu różnym samcom. Jak się spodziewano, samce
zaczynały szybciej wywijać językiem i usiłowały się przytulić do samico-
samca. Ale ich zainteresowanie nie trwało wiecznie. Po upływie trzech
godzin przestawały rozglądać się za wężem z ciepłej grupy. Węże z grupy
chłodnej budziły ich zainteresowanie przez 5 godzin. Utrata zainteresowania
samico-samcami przez samce wskazywała, że samico-samce wracały do
swojej normalnej postaci zwykłych samców, przy czym ciepłe samico-samce
wracały do niej szybciej niż te chłodne. Wniosek był jasny: samce z gatunku
Strona 18
pończosznika o czerwonych bokach zmieniały się w samico-samce po to, aby
się jak najszybciej ogrzać. Udając, że jest samicą, samico-samiec zachęca
inne samce do tego, aby się do niego przytulały w przekonaniu, że jest
potencjalną partnerką seksualną. Ocierając się o swoich cieplejszych rywali,
chłodny samico-samiec przechwytuje ciepło wytwarzane przez ich mięśnie
i ogrzewa własne ciało. Ciepło, jak dowiemy się później, zawsze przepływa
od obiektu cieplejszego do chłodniejszego.
Węże i drabiny[1]
Takie podkradanie ciepła od innego zwierzęcia można nazwać kleptotermią
(nie należy mylić go z nieodpartym pragnieniem, aby natychmiast wybiec
z supermarketu, chowając pod kurtką kilka słoików z kawą – to
kleptomania). Węże, jako zwierzęta długie i cienkie, mają relatywnie dużą
powierzchnię w stosunku do objętości i dlatego tracą ciepło szybciej, niżby
traciły, gdyby były stworzeniami okrągłymi i milutkimi. A ciepło to cenne
dobro chłodną wiosną w stanie Manitoba. Jeśli masz szczęście, temperatura
sięga +10 stopni C, czyli jest taka sama jak pod ziemią. Przywierające do
siebie w wielkim kłębowisku pończoszniki mogą ograniczyć swoje straty
ciepła. To zupełnie tak samo jak na kempingu w chłodną noc: kiedy
przytulasz się do kogoś w namiocie, wszystkim jest cieplej.
Wchodząc w rolę samico-samca, osobnik, który dopiero co wypełzł spod
ziemi, może się szybciej ogrzać i wyjść z zimowego otępienia. A szybkość
działania ma tutaj decydujące znaczenie. Wychłodzony wąż po miesiącach
spędzonych pod ziemią jest powolny jak ślimak i staje się łatwym łupem dla
wron, które z wielkim smakiem zjedzą ospałego pończosznika. Ogrzawszy
się, wąż może się szybciej poruszać i dzięki temu uniknąć ptasich szponów.
Strona 19
Ze zmiany płci samico-samiec czerpie także dodatkowe korzyści: odciąga
uwagę innych samców od prawdziwych samic, dzięki czemu jego rywale
tracą cenną energię na bezproduktywne zaloty. W tym czasie samico-samiec
zachowuje swoją energię, nie kłopocząc się uprawianiem seksu. Jak mówi
porzekadło: trzymaj swoich przyjaciół blisko siebie, ale wrogów jeszcze
bliżej.
Początkowo biolodzy sądzili, że tylko niektóre samce z gatunku
pończosznika o czerwonych bokach przechodzą po zimowaniu fazę samico-
samca. Okazuje się jednak, że robią tak wszystkie, choć zmiana płci nie trwa
w nieskończoność. Ogrzewając się w ten sposób przez dzień albo dwa,
większość samico-samców wraca do postaci samca i wyrusza na letnią
wędrówkę. Większość zalotów i kopulacji prawdziwych samców i samic
odbywa się w małych grupach, z dala od zimowych kryjówek.
Pończoszniki o czerwonych bokach są wiosną tak absurdalnie łatwym
przedmiotem badań, że Shine zdołał wyprodukować ponad 40 naukowych
artykułów na podstawie swoich 7 wypraw w kanadyjskie pustkowia.
„Człowiek może jednego wieczoru wpaść na nowy pomysł, nazajutrz poddać
go weryfikacji, a następnego dnia przy kolacji wymyślić kolejny
eksperyment” – mówi Shine. Zażywszy na taką masę potulnych węży, gdyby
Spielberg miał okazję zajrzeć do książki Shine’a, mógłby swoją sławną scenę
z wężami z Poszukiwaczy zaginionej Arki nakręcić w Kanadzie.
Robi się gorąco
Opowiadając tę pełną namiętności historię wężowych machlojek,
niefrasobliwie używaliśmy co jakiś czas takich słów jak „ciepło” czy
„temperatura” i niewykluczone, że nawet nie zwróciliście na to uwagi.
Strona 20
„Ciepło” to słowo, którym posługujemy się na co dzień. Mówimy o cieple
słońca albo o tym, że wdaliśmy się w gorący spór, i wszyscy wiemy, co to
znaczy, że jest nam zimno albo gorąco. Jednak nawet największe umysły
w dziedzinie fizyki nie potrafiły niegdyś zrozumieć, czym tak naprawdę jest
ciepło. W XVIII wieku większość uczonych sądziła, że ciepło to
niewidoczny, nieważki fluid zwany cieplikiem, który przenika jakoś
z gorącego przedmiotu do chłodniejszego. Chociaż dziś idea cieplika może
wydawać się zabawna, aby ją ostatecznie obalić, potrzeba było eksperymentu
przeprowadzonego w 1798 roku z udziałem zwierząt – dwu koni – oraz
pewnego człowieka, który studiował w Monachium sztukę wytwarzania
armat. Urodzony w Ameryce Brytyjczyk Benjamin Thompson (1753–1814)
wywiercił, posługując się kieratem poruszanym przez konie, otwór
w ważącym 2,7 kilograma mosiężnym walcu zanurzonym w naczyniu
z wodą. Kiedy po upływie dwu i pół godzin, zanudziwszy zapewne konie na
śmierć, przewiercił w końcu żelaznym wiertłem mosiężny walec na wylot,
zarówno mosiądz, jak i woda były niezwykle gorące. „Trudno wręcz byłoby
opisać zdumienie i zaskoczenie, jakie malowało się na twarzach
zgromadzonych widzów, kiedy uświadomili sobie, że tak ogromna ilość
zimnej wody została ogrzana niemal do stanu wrzenia bez użycia ognia” –
pisał Thompson.
Skąd pochodziło to ciepło? Potrzyjcie dłonie, a poczujecie wskazówkę.
Kiedy dwie powierzchnie, takie jak wnętrza dłoni albo żelazne wiertło
i powierzchnia walca z litego mosiądzu, ocierają się o siebie, wytwarzają siłę
znaną jako tarcie. Ta siła stawia opór wobec ruchu i przekształca część jego
energii kinetycznej – energii ruchu – w energię wewnętrzną, w tym
przypadku w energię kinetyczną cząsteczek obu ciał. Tarcie pojawi się
w następnym rozdziale razem ze starożytnymi Grekami i hokejowym
krążkiem. Pokazując, że materialne własności użytych wierteł, mosiądzu