Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013]
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013] |
Rozszerzenie: |
Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013] PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013] pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013] Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Kres Feliks W. - Księga Całości (1) - Północna granica [bookrage.org, 2013] Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Feliks W. Kres
Północna granica
Strona 3
Północna granica
Strona 4
Jego Godność L. N. Miven Nadtysięcznik-Komendant
Wojskowych Okręgów Wschodnich honor-setnik
Gwardii Armektańskiej w Torze
Wasza Godn ość,
zau f an ie , jakie żywisz do me j wie dzy, mam za powód do
du my. Mu szę je dn ak, Pan ie , powie dzie ć, że jeste m mocn o
zdu miony — a i pr ze rażony! — n ie wie dzą człowieka, któr y
od lat , jak rozu mie m, stoi n a gran ic y dwóch potę g. Powie m
t ylko, że w pie r wszym odr u chu wziąłe m Twój list , Pan ie , za
jakiś żar t n iesmaczny i dziwny, bo w głowie n ie chciało mi
się pomieścić, iż sprawy tak dla mn ie oczywiste , mogą być
dla kogoś n ie poję te i taje mn icze . Nie zrozu m mn ie źle , Wasza
Godn ość, wcale Cię n ie obwin iam. Obwin iam racze j siebie , a
zaraze m t ych wszystkich, któr ych wraz ze mn ą zwykło się
określać wspólnym mian e m mę drców-Pr zyję t ych. Oto list
Wasze j Godn ości pozwolił mi pr ze jr ze ć n a oczy. J est wst yde m
i hań bą, Kome n dan cie , iż pozwala się , by żoł n ie r ze Wasze j
Godn ości walczyli i u mie rali w imię cze goś, cze go wcale n ie
pojmu ją. Ale jakże lu dzie , któr ych r ze miosłe m jest wojn a,
mają pojąć cokolwiek, skoro gł u pc y, zwan i pr zez n ich
mę drcami, sie dzą t ysiąc mil dale j i n ie kwapią się z
u dziele n ie m choć okr u chów swe j wie dzy? Rozpoczyn am wię c
to pismo szcze rą prośbą o wybacze n ie . Otóż, Pan ie , masz
prawo żądać wiadomości ode mn ie tak samo, jak ja mogę
żądać od Ciebie obrony. Spieszę n aprawić moje zan ie dban ie .
U wzglę dn ij je dn ak, Wasza Godn ość, że list , choćby n awe t
n iezwykle obsze r ny, w żade n sposób n ie pomieści
wszystkie go, co możn a by powie dzie ć n a in te resu jące Cię
te mat y. Z kon ie czn ości wię c wyjaśn ie n ia bę dą n iebywale
ogóln e , choć może pr zez to bardzie j pr ze jr zyste .
Tak wię c, Pan ie , tr zeba n ajpie r w, byś wie dział, że Ale r
Strona 5
wcale n ie jest jakąś „złą potę gą”, jak mn ie masz. Rozu mie m,
że tr u dn o pojąć to żoł n ie r zowi, któr y pr zywykł za wrogie
uważać wszystko, co pr zychodzi z tamte j strony gran ic y.
Zauważ je dn ak, Pan ie , że „wrogie ” wcale n iekon ie czn ie
zn aczy „złe ”. . . B ył Ale r potę gą bardzo podobn ą do te j, która
st wor zyła n asz świat , wię c n ijaką, bo zrówn oważon ą.
Pr ze cież Złote i Srebr n e je go Wstę gi są czymś n iezmie r n ie w
swe j n atu r ze podobnym do J asnych i Cie mnych Pasm Sze r n i.
Le cz w n aszym świe cie zaistn iał Ale r jako siła obca — i
dlate go wroga. Światów takich jak Sze re r możn a zn aleźć
zape wn e n a B ezmiarach se tki, a n a pe wn o dziesiątki. B yć
może świat , pon ad któr ym rozpoście rał y się Wstę gi Ale r u ,
został mu odebrany pr zez in n ą siłę — n ikt te go n ie wie ,
Wasza Godn ość. D ość, że Ale r pr zebył n iezmie r zon e
odle głości n ad pie r wotnym pr zest wore m B ezmiarów, n im
dotar ł tu taj i wszczął wojn ę z Sze r n ią, próbu jąc wypr ze ć ją
zn ad zie m Sze re r u . Wodn a pu st yn ia, jaką są B ezmiar y, jest
wyraźn ie zabójcza dla potę g takich jak Sze r ń albo Ale r ;
popatr z t ylko, jak bardzo słabn ą (a n a kon ie c zu pe ł n ie
zn ikają!) sił y Sze r n i, w miarę oddalan ia się od lądu ! Spójr z
wię c Pan ie n a Ale r jak n a wycie ń czon e go rozbitka, któr y
walcząc z topielą u jr zał n araz małą łódkę , zaję tą pr zez
je dn ą osobę i n iezdoln ą do pomieszcze n ia dr u gie j. Ó w
wycie ń czony rozbitek, n iekon ie czn ie pr ze cież bę dąc y
n ę dzn ikie m, w despe rackie j próbie ocale n ia życia r zu cił się
n a wypoczę te go wioślar za — i walkę o mie jsce w łodzi
n ie u chron n ie pr ze grał. Tak właśn ie , Kome n dan cie , większość
Pr zyję t ych wyobraża sobie pr zyczyny, dla któr ych doszło do
wojny mię dzy Ale re m a Sze r n ią — choć oczywiście
posł u żyłe m się zale dwie n ie doskon ał ym pr zykłade m. Od
zakoń cze n ia zmagań potę g min ę ł y t ysiącle cia, a sku tki
oglądać możesz, Pan ie , w Grombelardzie , które go popękan e
n iebo n a zawsze zostało osłon ię te chmu rami, zaś
zdr u zgotan e , ociekające wie cznym deszcze m gór y n ie
pr zywodzą n a myśl n ic, co mógłbyś zn ać skądin ąd. Pokon any
Ale r ze pchn ię t y został n ad pół n ocn e , pu st yn n e r u bieże
Strona 6
kon t yn e n tu — i tr wa tam do dziś, o czym wiesz, Pan ie ,
równ ie dobr ze , jak ja. . . Nie wiadomo, dlacze go Sze r ń n ie
zn iszczyła wrogie j potę gi całkowicie , an i n ie wypchn ę ła je j z
powrote m n ad B ezmiar y. B yć może wymagałoby to dalsze j
dł u gotr wałe j wojny, w wyn iku które j zagładzie u le gł yby
n astę pn e krainy Sze re r u . W istocie je dn ak powody, dla
któr ych Sze r ń odstąpiła skrawek swe go świata obce j,
pokon an e j potę dze , n ie są zn an e n ikomu . Pr zestr ze gam,
Pan ie , pr ze d próbami pr zypisan ia Sze r n i jakichkolwiek
in te n cji, bądź u czu ć, takich weźmy, jak litość dla
pokon an e go wroga. Cie mn e i J asn e Pasma są pr ze cież t ylko
pr ze potężn ą, ale śle pą siłą — i wszystko, co za sprawą owe j
sił y się dzie je , wyn ika z same j je j n atu r y, n ie zaś
świadome go zamiar u . B ył y wię c jakieś powody, zapisan e w
treści Pasm Sze r n i, ale jakie to powody — n ie dojdzie my.
Oszczę dzę Wasze j Godn ości zbę dnych rozważań n a te n te mat;
pr ze cież bardzie j, n iż pr zyczyny, obchodzą Cię sku tki?
Pomówmy wię c o t ym, co n ajbardzie j zajmu je str ze gące go
gran ic y żoł n ie r za.
Otóż, Pan ie , jak się pr zypu szcza, te gatu n ki Sze re r u , które
został y obdar zon e rozu me m, mają stać n a straży
współ istn ie n ia Sze r n i i świata. Rozu m to zjawisko łączące
ce chy pr zyn ależn e dwóm różnym bytom — bo bę dąc
pr zypisany do życia, a wię c cze goś, co zostało st wor zon e ,
pr zyn ależy zaraze m do sił sprawczych, mając pr ze cież
własn ą siłę t wor ze n ia. Ta ostatn ia ce cha sprawia, że rozu m
n iezwykle u podabn ia się do Pasm i powiela zawar te w n ich
treści; zauważ pr ze cież, Pan ie , że mając możn ość czyn ie n ia
zarówn o dobra jak i zła, jest rozu m zjawiskie m „n ijakim —
tak jak istota Sze r n i, składająca się z Pasm Cie mnych i
J asnych. Le cz Sze r ń jest siłą śle pą i dlate go równ owaga, w
jakie j tr wają Pasma, prawie n igdy n ie u le ga zachwian iu , a
jeśli n awe t tak się dzie je , to n at ychmiast zostaje samoistn ie
pr zywrócon a — i dociekan ie , dlacze go tak jest , ma t yleż
samo se n su , co pytan ie o to, cze mu poziom wody w dwóch
połączonych n aczyn iach zawsze jest taki sam. Tymczase m w
Strona 7
pr zypadku rozu mu u tr zyman ie właściwych proporcji zła i
dobra w du że j mie r ze zależy od świadomości — i n ic tu się
n ie dzie je „samo pr zez się ”, zaś in str u me n t y, pr zy pomoc y
któr ych te proporcje mie r zymy, są bardzo n ie doskon ałe .
Te raz wyjaśn ię Ci, Pan ie , cze mu sł u żą owe wiadomości: otóż
Ale r, posiadłszy swój skrawek pu st yn i, st wor zył tam własn e
istn ie n ia — kalekie i u łomn e , bo t ylko takie mogł y być
dzie łe m wstr ząśn ię te j, częściowo zn iszczon e j potę gi, w
które j zawodzi zn any n am ju ż me chan izm samoistn e go
wyrówn an ia poziomu cie czy w n aczyn iach — jeśli zostać
pr zy t ym pr zykładzie — zaraze m zaś n ie ma świadomości,
która mogłaby jakoś ową samoistn ość zastąpić. Wydaje się ,
że Srebr n e , to zn ów Złote Wstę gi zysku ją domin ację w sposób
n ajzu pe ł n ie j pr zypadkowy, je dynym zaś stan e m, któr y n ie
zdar za się prawie n igdy — jest stan choćby wzglę dn e j
równ owagi. . Powstał y wię c roślin n e i zwie r zę ce gatu n ki albo
wrę cz n iezdoln e do istn ie n ia (bo n iezdoln e do obrony i walki
o pr ze tr wan ie ), albo zn owu n iesł ychan ie drapieżn e , które
wytę piwszy n ajpie r w to wszystko, co n ie zdołało się obron ić,
te raz wyn iszczają się n awzaje m. Spośród owych gatu n ków
dwa został y wybran e do n osze n ia rozu mu — tak jak n a
n aszych zie miach Sze r ń wybrała lu dzi, kot y i sę py. Ale r skie
gatu n ki rozu mn e n azwan o Złot ymi i Srebr nymi Ple mion ami
— choć oba dostał y rozu m pr zy wyraźn e j domin acji Złot ych
Wstę g. Wygląda je dn ak n a to, że w pr zypadku gatu n ku , któr y
zwie my Srebr nym Ple mie n ie m, domin acja ta n ie była aż tak
wielka. Czym kon kre tn ie różn ią się te gatu n ki wiesz, Wasza
Godn ość, le pie j ode mn ie , jak sądzę .
Te raz pragn ę rozwiać, Pan ie , t woje wątpliwości dot yczące
pr ze n iesie n ia wojny n a te r ytor iu m Ale r u . Pr zyzn am, że ju ż
sam te n pomysł wzbu dza tr wogę . Mu sisz pr ze cież wie dzie ć,
Wasza Godn ość, że to n ie możliwe , a ja dodatkowo t wie rdzę ,
że n igdy możliwe n ie bę dzie . Najpie r w zrozu m, że pod
n iebe m Ale r u pr ze tr wało to t ylko, co miało w sobie dość
n iszczące j sił y, by pr ze tr wać, wzglę dn ie zyskało rozmiar y
tak mon u me n taln e (dr ze wa, pn ącza!), że ju ż dla same j
Strona 8
wielkości zn iszczyć te go zwyczajn ie n ie podobn a. Mu siałeś
pr ze cież widzie ć zwie r zę ta, jakie czase m pr zychodzą z
tamte j strony gran ic y. Pr ze d n ie powstr zyman ą inwazją
ratu je Ar mekt to t ylko, że ale r skie gatu n ki są wyraźn ie o
wiele bardzie j zależn e od życiodajn e j — dla n ich — sił y
Wstę g, n iż sze re r skie gatu n ki od Pasm Sze r n i. Pod n aszym
n iebe m n ie mogą się rozmn ażać, zaś ich sił y życiowe
u ciekają n iezwykle szybko, czyli in acze j mówiąc — n astę pu je
pr ze dwczesn e star ze n ie i śmie rć. Nie in acze j dzie je się w
pr zypadku Złot ych i Srebr nych Ple mion , ale pr ze cież owe
gatu n ki wcale n ie chcą osie dlać się n a zie miach
ar mektań skich, czyn ią t ylko krótkotr wałe wyprawy dla
ł u pów. Sze re r ski rozu m wydaje się być n ie roze r waln ie
związany z dość zn aczn ą dł u gością życia. U dało się to także
w pr zypadku rozu mu powołan e go pr zez Ale r — i t ym samym
dwu , czy n awe t tr zykrotn ie szybsza u cie czka sił życiowych,
podczas pobytu n a zie miach Ar mektu , n ie jest dla Ale rczyka
zbyt wielką of iarą, gdy w grę wchodzi, powie dzmy, wyprawa
tr wająca t ydzie ń . Możn a by zate m sądzić, że u czyn ie n ie
pół n ocn e go Ar mektu „zie mią n iczyją” zlikwidowałoby
proble m wie czn e j wojny raz n a zawsze . Kłopot w t ym, że po
pie r wsze są to n ajżyźn ie jsze zie mie Twe go Kraju , Pan ie , a po
wtóre n ie wie my, do jakich of iar i wyr ze cze ń n aprawdę
zdolny jest ale r ski wojown ik, czyli — in acze j mówiąc — jak
dalekie i dł u gotr wałe wyprawy gotów jest pr ze dsię wziąć.
Pójdźmy dale j, Pan ie . Otóż zawieszon e pon ad świate m
Sze r ń i Ale r rozdzielon e są sze rokim pase m „n ieba n iczyje go”
— ale czase m się gają tam ich wpł ywy. To tł u maczy, dlacze go
bojowa sprawn ość Twych żoł n ie r zy n ie zawsze jest taka
sama. Pobyt pod obc ym n iebe m n ie pociąga u n as takich
n astę pst w, jak u gatu n ków ale r skich; pr ze cież je dn ak
żoł n ie r ze n ie mogą czu ć się dobr ze , gdy n ad głowami mają
Wstę gi zamiast Pasm. Oto zresztą kole jny i n ajważn ie jszy
powód, dla które go wtargn ię cie n a te r ytor iu m Ale r u n igdy
n ie bę dzie możliwe . D la kota, które go rozu m jest chyba
n ie u danym dzie łe m Sze r n i — być może . Ale n ie dla
Strona 9
człowieka. Zauważ Pan ie , że kot y wyraźn ie n ie są zdoln e do
zagłębian ia się w sprawy takie , jak n atu ra Pasm Sze r n i (czy,
się gając bliże j, choćby wyższa mate mat yka). Sze r ń jest dla
n ich zjawiskie m jak powie tr ze lu b ogie ń , wię c oczywist ym —
i n ic wię ce j. Sił y sprawcze Sze r n i są dla kota n ie mal
ide n t yczn e w swe j n atu r ze z n iszcząc ymi siłami ogn ia, n a
pr zykład. Nic z owych sił n ie wyn ika, oprócz gołe go f aktu .
Wyjaśn iam to dlate go, że wielka ar mia złożon a z samych
kotów mogłaby pe wn ie podjąć próbę wyn iszcze n ia wroga n a
je go własnym te re n ie ; dziwn a skaza u mysł u , jaką jest u kota
n iezdoln ość do poję cia spraw n iekon kre tnych, zdaje się go
ochran iać pr ze d wraże n ie m „obcości”, tak doku czliwym dla
lu dzi, gdy dostan ą się pod wpł yw Ale r u . Nie zn am je dn ak
sił y, która mogłaby skłon ić kot y do wydan ia świę te j wojny
cze mu ś, co wcale ich n ie obchodzi. Poje dyn czy kot , a może
dziesię ć lu b sto kotów, może czyn ić to albo tamto; pr ze cież
masz kocich żoł n ie r zy, Wasza Godn ość? Ale pojmij różn icę :
otóż Ar mektań czyc y są n arode m bron iąc ym własn e go kraju ,
podczas gdy kot — to t ylko n aje mn ik. Pr ze cież n ie ma kocich
n arodów, an i n awe t kocich języków, n ie ma też n ic, co kot
u zn ałby za swój kraj — jest mieszkań ce m świata po prostu ,
co zresztą n awe t n ie dziwi zważywszy, iż koci rozu m pojawił
się wówczas, gdy Sze re r ju ż od dawn a u r ządzony był n a
lu dzką modłę . Mu sisz wię c zrezygn ować, Wasza Godn ość, z
myśli o pr ze n iesie n iu wojny n a ale r skie zie mie , z powodów
zarówn o militar nych, jak i n atu ralnych. Ar mektań ska ar mia
lu dzi n ie dokon a podboju Ale r u . J u ż sam cie ń Wstę g, kładąc y
się czase m w pr zestr ze n i „n iczyje go n ieba” sprawia, że Twoi
żoł n ie r ze , Kome n dan cie , stają się apat yczn i i mn ie j wale czn i
— pomyśl wię c, jakim byliby wojskie m pod samymi
Wstę gami?
Wróćmy jeszcze do pogran icza. Rze czywiście , Pan ie , n ie
mylisz się sądząc, że gran ica jest r u choma. J e j
pr ze mieszczan ie się to proces n iezwykle powolny, ale czase m
zdar zają się por u sze n ia dość wyraźn e , a n awe t gwał town e .
To właśn ie Czas Pr zesu n ię cia, o któr y, Pan ie , pytasz. Ale r
Strona 10
bądź Ar mekt mogą w ciągu miesiąca lu b dwóch tracić wte dy
(albo zyskiwać) całe mile te re n u . S ą to je dn ak
pr ze mieszcze n ia krótkotr wałe , a ściśle j: im dale j i
gwał town ie j pr zesu n ie się gran ica, t ym prę dze j powróci do
wcześn ie jsze go położe n ia. Żał u ję , Wasza Godn ość, ale n ie
sł yszałe m, by ktokolwiek u miał pr ze widzie ć n adchodzące
Pr zesu n ię cie . Mógłbym oczywiście podzielić się z Tobą
pr zypu szcze n iami własnymi, a także in nych Pr zyję t ych — ale
są to właśn ie t ylko pr zypu szcze n ia, pozbawion e
jakie jkolwiek war tości dla dowódc y, pragn ące go zwiększyć
szan sę swych żoł n ie r zy.
Na sam kon ie c zachowałe m, Wasza Godn ość, sprawę ,
która mn ie prawdziwie in tr ygu je : mam n a myśli owe dziwn e
wieści, rozpowsze chn ian e pr zez żoł n ie r zy, któr zy, jak mi
piszesz: „odkr ywali pr ze dziwn ie wymown e r ysu n ki n a
tarczach zabit ych wrogów i wysn uwali z n ich całe histor ie ”.
To szcze góln e , Pan ie . Otóż być może sł yszałeś, że st wórcza
rola Sze r n i jako takie j zakoń czyła się w mome n cie
powołan ia świata oraz gatu n ków roślin nych i zwie -r zę c ych.
Rozu m, n adany kole jn o lu dziom, kotom i sę pom, jest ju ż
dzie łe m n ie cał ych Pasm, le cz wydzielon e j z n ich żywe j
części. O wa żywa część Sze r n i, symbolizu jąca wszystkie je j
treści, jest zarówn o istotą, jak i czystą sprawczą potę gą. W
języku starogrombelardzkim zachowało się je j imię
br zmiące : Ron golo Ron goloa Kraf , czyli W ielki i Największy
U śpiony. Otóż mu sisz wie dzie ć, Wasza Godn ość, że dotąd
pr zyjmowan o, iż Ale r dając rozu m swoim gatu n kom, u czyn ił
to bezpośre dn io, mocą całe j swe j treści, wię c in acze j, n iż
Sze r ń . Niezwykle zajmu jące są zate m opowieści Twoich
żoł n ie r zy, t ym bardzie j że , jak zape wn iasz, są wśród n ich
tac y co zn ają kilka słów z języka Ale rów. Nie potraf ię
powie dzie ć, czy ale r skie r ysu n ki-le ge n dy o B ogu -D awc y
Mądrości mogą mie ć oparcie w r ze czywist ych wydar ze n iach.
J est to, Pan ie , możliwe . Nie widzę żadnych powodów, dla
któr ych Ale r n ie mógłby wydzielić ze swe j treści istot-potę g
sprawczych, podobnych do Ron gola Kraf a. Le cz zazn aczę , iż
Strona 11
jakkolwiek jest to możliwe , to je dn ak wysoce
n ie prawdopodobn e . Na pr zestr ze n i wieków n igdy o czymś
takim n ie sł yszan o.
B ądź zdrów, Wasza Godn ość. W ie r zę , iż zapisawszy owe
kar t y, odrobiłe m chociaż część zan ie dbań , bę dąc ych
u działe m moim i t ych wszystkich, któr zy stale pogrąże n i w
swoich rozważan iach, n iele dwie zapomn ieli o świe cie , któr y
ich wydał i któr y — wciąż idąc n apr zód — n ie czeka, aż za
n im n adążą.
— z Grombelardu
Kre eb-lah’ agar (Pr zyję t y pr zez Pasma)
Strona 12
Część pierwsza. Kręgi Arilory
1.
— Zabiegałem o stałą załogę dla tej wioski, tam powinna kwaterować
dziesiątka piechoty. Ano, stało się. Pewnie spotkasz patrole z Alkawy.
Możliwe, że natkniesz się nawet na jakiś większy oddział, oni też nie są
głusi ani ślepi. Działaj wtedy podług uznania... ale nie życzę sobie, by
doszło do awantur. Zrozumiałeś? Podsetnicy z Alkawy bez słowa przejdą
pod twoją komendę, natomiast setnicy będą się z tobą wykłócać. Jesteś
moim zastępcą, i na swoim terenie, ale znów oni należą do Alkawy, której
podlegamy. Nie ustalicie starszeństwa. Ustąp zatem. Nie zamierzam
znowu tłumaczyć się za ciebie. Jeśli dojdzie do wspólnych działań z
alkawczykami, powściągnij ambicję. Śpisz, Rawat? Słyszysz co mówię?
Niezbyt duża, nawet trochę ciasna izba, bez żadnych wątpliwości
należała do samotnego mężczyzny (lub samotnych mężczyzn) —
panował w niej bowiem swoisty ład, jakiego nie ścierpi żadna kobieta.
Każda rzecz znajdowała się nie tam, gdzie „wypadało”, ale tam, gdzie
najbardziej była pod ręką. Cynowy kubek stał obok zarzuconej jakimiś
futrami ławy. Wojskowy płaszcz i krótki kożuszek (ten ostatni nie
używany od zimy) wisiały na kołku wbitym tuż przy futrynie drzwi;
oczywiście były tam zawadą, ale znały swoje miejsce, wisiały tam zawsze
i koniec. Na zbitym z prostych desek stole leżało, obok jakichś zapisanych
inkaustem stronic, pół bochna czerstwego, czarnego chleba i gomółka
sera, dalej zaś skórzany pas, do którego przypięta była pochwa.
Obnażony miecz najwyraźniej służył do krajania sera, bo okruchy
przylgnęły do ostrza. Pod stołem stały wysokie, skórzane buty jeźdźca,
zupełnie nowe. Świece znajdowały się w prawym, zaś krzesiwo i hubka
w lewym bucie. Uchylone drzwi pokazywały wnętrze drugiej izby,
będącej chyba sypialnią dwóch ludzi. Ściśle, dwóch mężczyzn. Z pledów,
które miały okrywać posłania, uczyniono coś w rodzaju kobierców na
Strona 13
podłodze. A jednak, pomimo pozorów bałaganu, dość było odwiedzić te
izby trzykrotnie, by poczuć się jak u siebie; wszystkie należące do
gospodarzy przedmioty zawsze byty stawiane, wieszane i kładzione
dokładnie w tych samych miejscach. Taki bałagan — to ład...
Izby należały do setnika-komendanta Erwy, jednej z armektańskich
stanic na północy, oraz jego zastępcy.
— Śpisz, Rawat? — powtórzył komendant, wysoki i potężny,
jasnowłosy mężczyzna, liczący lat mniej więcej czterdzieści. — Czasem
myślę, że naprawdę powinieneś wreszcie objąć własną stanicę, zamiast
siedzieć tu i marnować się na stanowisku zastępcy.
Trzydziestoletni lub trochę starszy oficer, średniego wzrostu, dobrze
zbudowany, odwrócił spojrzenie od okna. Miał na sobie prostą kolczugę,
wyłożoną na szeroką, czarną spódnicę do kolan, na nogach zaś mocne
buty — takie same jak te pod stołem. Kolczugę okrywała niebieska
narzuta z oznaczeniami setnika legii; biało zakończone, wycinane w
trójkątne zęby rękawy, a także dolny skraj tuniki, dodatkowo
odgrodzone były od niebieskiej całości ciemnoszarym paskiem honor-
gwardzisty. Istotnie, dziwiło, że oficer tej rangi, zamiast ubiegać się o
samodzielne stanowisko dowódcze, woli brać w Erwie niższy żołd.
— Nie śpię, Ambegen. Słyszę — powiedział, przesuwając dłonią po
krótkich, czarnych włosach. — Ambicję powściągnę. A lepszego zastępcy
nie znajdziesz, bo poza tą ambicją niewiele mam wad...
— Z tą ambicją to nie taka prosta sprawa — przerwał tamten. — Ja
wiem, Rawat, czego ty się boisz: tego, że objąwszy komendanturę,
będziesz musiał siedzieć w obrębie palisady, zamiast hasać po stepie. To
rozumiem. Ale z drugiej strony męczysz się przecież, słuchając moich
rozkazów. Nie bardzo wiesz, czego byś chciał, i to jest cały twój problem.
Rawat przygryzł czarnego wąsa.
— Ilu dasz mi ludzi? Zaległo krótkie milczenie.
— Trzydziestu, nie więcej — rzekł wreszcie Ambegen, doskonale
wiedząc, że to dwa razy za mało. — Wybierz najlepszych. Wystarczy ci
ośmiu konnych? Rawat potarł podbródek.
— Wolałbym więcej.
— Dobrze, weź dwunastu. Czterech muszę mieć tutaj... to nawet
mniej, niż trzeba do patroli. No i zabierz kota, rzecz jasna. Nic mi po nim
w obronie palisady, a ty będziesz miał świetnego zwiadowcę.
Strona 14
Rawat znowu odwrócił się ku oknu. Rozpięte w ramach błony dawno
popękały i mógł widzieć żołnierzy na majdanie.
— Gostar z czterema szkoli nowych toporników w Alkawie i chyba
już zostanie tam na dobre, bo na setkę ciężkozbrojnych mają tam
zaledwie czterech dziesiętników. Podpisałeś jego przeniesienie? Ano
właśnie. Ośmiu poszło z wozami po odzienie i żywność... Czterdziestu
pięciu na wyprawie... Gdy odejdę, zostanie ci dwudziestu kilku. Jeśli jakaś
zgraja przejdzie rzekę, to po tobie. Nie obronisz się.
— Ano, chyba nie.
Znów zamilkli.
Zwiadowcy Alerów obserwowali stanice prawdopodobnie bez
przerwy. Niemal zawsze, gdy znaczniejszy oddział wojska wychodził w
pole, osłabione załogi zmuszone były odpierać nocne szturmy na wały i
palisady. Niedawno omal nie padła Alkawa, trzy razy większa od Erwy,
po sąsiedzku położona główna stanica okręgu. Przypadek sprawił, że
wysłani przeciw dużej zgrai jeźdźcy wrócili wcześniej i — niespodzianie
uderzywszy na oblegających — rozbili ich w drobny mak. Ale z broniącej
częstokołu piechoty mało kto został przy życiu, odsiecz przybyła
dosłownie w ostatniej chwili. Gdy przysłano uzupełnienia — nowych
żołnierzy nawet nie miał kto podszkolić... To dlatego Erwa posłała tam
swojego dziesiętnika i paru doświadczonych legionistów. Rawat dopiero
co wrócił z Alkawy. I wciąż jeszcze był pod wrażeniem zniszczeń, jakich
doznała ta naprawdę silna placówka.
— No to jak? — zapytał. — Wezmę trzydziestu ludzi, a potem,
myślisz, że gdzie z nimi wrócę? Na pogorzelisko, grzebać trupy? Żeby
jeszcze było co grzebać! Jak dostanie was Srebrne Plemię, to pewno coś
tam pozdejmuję z pali i krzyży. Ale jak przyjdą złoci...
— Złoci nie potrafią zdobywać palisad, to już prędzej zjedzą ciebie w
polu... Co mi tu wygadujesz? O co chodzi? Nie chcesz iść? Puścili już z
dymem wioskę, jutro pewnie...
— Chcę iść! Ale chcę także mieć dokąd wracać. Daj mi wszystkich
konnych, całą szesnastkę, i kota. Piechurów zatrzymaj, tylko
przeszkadzają mi w stepie.
Ambegen uśmiechnął się lekko.
— Zaczynamy od początku, tak? Posłuchaj, Rawat, jesteś znakomitym
dowódcą jazdy...
Strona 15
Zastępca żachnął się.
— Nie przerywaj mi. Jesteś aż zbyt dobry do tej wojny. Marzą ci się
wielkie szarże, zajmowanie tyłów wrogim wojskom, przejmowanie
taborów. I gdyby o to chodziło, nie znalazłbym lepszego od ciebie. Ale
chodzi o upilnowanie paru wiosek. Nie zależy mi na tym, żebyś wygrał
wojnę, bo to niemożliwe. Zależy mi na tym, żeby nie spłonęło więcej
domów. Przestań! Nie zamierzam słuchać tych bzdur! — zawołał z
nagłym gniewem. — Nie jestem dowódcą jazdy, ale mam pojęcie, do
czego jest zdolna, a do czego nie! Co z tego, że łatwiej ich odnajdziesz? Co
z tego, że łatwiej odskoczysz? Nie uderzysz otwarcie na zgraję, bo cię
wdepczą w ziemię razem z tymi szesnastoma ludźmi! Będziesz krążył
wokół, tu urwiesz pięciu, tam dziesięciu, w końcu ich zniechęcisz do
wyprawy, ale zanim to nastąpi, pójdą z dymem następne dwie wioski.
Albo trzy lub cztery, jak nie będziesz miał szczęścia. Nie! Weźmiesz
trzydziestu ludzi, w tym przynajmniej dziesięciu ciężkozbrojnych. To i
tak za mało, ale masz przynajmniej jakieś szansę. Twoja głowa w tym,
żeby znaleźć tę zgraję i zmusić do walnej bitwy. Jednej bitwy, po której
to, co z nich zostanie, na łeb na szyję pogna byle dalej od wiosek, których
bronisz. Jak wszyscy przy tym położycie głowy, to trudno, za to wam
płacą. Koniec! Powiedziałem.
— Topornicy są po to, żeby bronić stanic. Od biegania za Alerami jest
jazda.
— Ale jazda poszła w pole dwa dni temu i słuch po niej zaginął.
Weźmiesz więc to, co jest.
— Słuch zaginął po jeździe, bo dałeś ją...
— Wiem, komu ją dałem, Rawat.
— Stanice...
— Stanice wzniesiono tu po to, żeby bronić wiosek, nie stanic. Koniec,
powiedziałem!
Rawat zamilkł. Od dwóch lat był ze swoim dowódcą szczerze
zaprzyjaźniony, niemniej wiedział, kiedy może pozwolić sobie na spory, a
kiedy musi posłuchać rozkazu — czy mu się to podoba, czy nie.
— Zrobię co do mnie należy — powiedział. — Pchnij gońca do
Alkawy, może przynajmniej przytelepią się te ich szkuty z paroma
łucznikami. Bo jazdy to mają akurat tyle, co my.
— Zrobię tak.
Strona 16
Rawat pokręcił głową i wyszedł.
Stanąwszy na majdanie, skinął na przechodzącego nieopodal
żołnierza.
— Wołaj mi podsetnika.
Żołnierz pobiegł spełnić rozkaz.
Rawat czekał, zastanawiając się nad składem oddziału. W Erwie
sprawy miały się tak, jak w większości przygranicznych stanic: podział
na półsetki bądź trzydziesiętne kliny, a tym bardziej — w przypadku
większych garnizonów — na złożone z klinów lub półsetek kolumny, był
najzupełniej formalny. Uzupełnienia z głębi kraju przybywały dość
regularnie, ale składały się z żołnierzy różnych formacji, nie dających się
wpasować w sztywne ramy organizacyjne. Regulaminy przewidywały, że
połowę żołnierzy garnizonu winni stanowić jeźdźcy, resztę zaś, w
równych proporcjach, piesi łucznicy i ciężkozbrojni tarczownicy-
topornicy, choć były oczywiście odstępstwa od tych norm. Uzupełnienia
przysyłano na podstawie raportów sporządzanych przez komendantów
stanic (właśnie taki raport Rawat zawiózł, dopiero co, do Alkawy, by po
zatwierdzeniu przesłano go dalej). Ale gdy nowi żołnierze docierali na
miejsce, dane o stratach zawarte w raportach były już zwykle mocno
przedawnione. Przede wszystkim jednak podjazdowa wojna,
sprowadzająca się do gonitw po stepach i lasach, rządziła się innymi
prawami, niż regularne bitwy w polu, gdzie tysiące ludzi koniecznie
należało ująć w jednolite pod względem liczebności i uzbrojenia
oddziały. Pod Północną Granicą lepiej sprawdzały się doraźnie
formowane grupy, w których liczba żołnierzy poszczególnych formacji
dobierana była w zależności od potrzeb. Zwykle też pozostawiano
wychodzącym w pole oficerom wolną rękę w zakresie doboru ludzi.
Zwykle — ale oczywiście nie wtedy, gdy było to zwyczajnie niemożliwe.
Rawat mógł co najwyżej zżymać się na los, który sprawił, że pod jego
nieobecność w stanicy komendę nad wychodzącą w pole jazdą objął kto
inny (ech — i kto?!), jemu zaś przypadło w udziale dowodzenie
oddziałem złożonym w większości z piechoty. I to piechoty ciężkiej,
świetnej do miażdżących uderzeń i przydatnej w obronie stanic, lecz
zupełnie niezdolnej do długotrwałego biegania po wertepach. Dla lekkiej
jazdy, a nawet pieszych łuczników, wielkie chłopy w kirysach, z
nabiodrkami, w półzamkniętych hełmach, w kolczych rajtuzach
Strona 17
wzmocnionych nakolankami z potężnymi tarczami i tęgimi toporami...
słowem całe to chodzące żelastwo — było niczym kula u nogi.
Ale cóż? Rację miał Ambegen: na czele szesnastu jezdnych dało się
najwyżej prowadzić małą wojnę szarpaną, obliczoną raczej na znużenie,
niźli wyniszczenie przeciwnika. Mogło to oznaczać wydanie
mieszkańców paru wiosek na rzeź...
Zamyśliwszy się, Rawat nie od razu zauważył zbliżającego się
podsetnika. Uniósł głowę, gdy tamten był tuż.
— Zbierz mi ludzi, wszystkich — powiedział, nim oficer otworzył
usta. — Wychodzimy.
Wkrótce stał przed równym, zwartym szykiem. Na początku jazda,
potem kilka kroków przerwy — i piechota.
— Wychodzimy — rzekł krótko; wszyscy wiedzieli, co to znaczy. —
Potrzebuję trzydziestu ludzi. Najpierw ochotnicy.
Jezdni, dla których monotonne patrole wokół stanicy były tyleż
męczące, co nudne, bez wyjątku postąpili do przodu. Z piechoty zgłosiło
się czterech. Zawsze tak było. Piechurom nie chciało się wyciągać nóg w
forsownych marszach, woleli siedzieć w obrębie palisady, grać w kości,
czasem dłubać przy naprawie umocnień... Rawat starannie wybrał
dwunastu jeźdźców i czternastu pieszych, do których zaraz dołączyli
ochotnicy. Skoro tak czy owak nie mógł mieć szybkiego oddziału,
postawił na siłę: pośród wyznaczonych było aż dwunastu toporników.
— Osiemdziesiąt do stu głów, ale może być i więcej — rzekł zwięźle.
— Wieści są jak zwykle przesadzone, trudno na nich polegać. Spalona
została umocniona wioska, mężczyzn wybito, kobiety pokaleczono, ale
zginęły tylko nieliczne. Oszczędzono dzieci. Mówię o tym bo chcę,
żebyście wiedzieli, że tym razem idziemy do bitwy, nie na polowanie.
Żołnierze wymienili spojrzenia. Z tego, co powiedział setnik,
wynikało, że czeka ich przeprawa ze Srebrnym Plemieniem, nie Złotym.
Srebrni wojownicy wydawali się mieć coś w rodzaju sumienia: rabowali i
palili, ale rzadko mordowali bez potrzeby. Byli jednak — właśnie
wojownikami, podczas gdy Złote Plemiona składały się z dzikich bestii, u
których trudno było odnaleźć bodaj ślad rozumu. Walka ze złotymi była
znacznie łatwiejsza, bo nie chodziło o nic więcej, jak tylko o
wymordowanie hordy krwiożerczych, ale głupich pół-zwierząt, nie
wiedzących co to taktyka, plan, czy współdziałanie.
Strona 18
— Jeśli są jakieś pytania — rzekł Rawat — to teraz. Odezwała się
Bireneta, wysoka, tęga dziewczyna o sile konia:
— Czy nadal nie wolno obcinać tych wspaniałych jaj, panie?
Gruchnął śmiech. Srebrni Alerowie rzeczywiście mieli męskie
narządy nadzwyczaj dobrze rozwinięte; swego czasu Bireneta poucinała
zabitym te „trofea” i cały ich pęk zawiesiła na palisadzie stanicy. Mięso
zgniło i zaczęło śmierdzieć, wówczas Rawat zabronił podobnych praktyk
w przyszłości.
— Nadal — odparł, starając się zachować powagę. Uciszył żołnierzy.
— Inne pytania? Nie było.
— Dobrze. Pójdzie osiem koni jucznych. Oprócz tego każdy ma mieć
żywność dla siebie na trzy dni. Przygotować się. Wymarsz zaraz po
posiłku. Wszystko.
Zaczęli się rozchodzić. Zatrzymał jeszcze dwóch mężczyzn i skinął na
kota, który ze zwykłą dla dyscypliny pogardą wylegiwał się pod palisadą,
zamiast stanąć w szyku razem ze wszystkimi. Nie było na to rady. Kocur
przylazł leniwie. Oczywiście, pomimo oddalenia, świetnie słyszał, co i o
czym mówiono.
— Dorlot, twoje zadanie jak zwykle — rzekł setnik. — Wyrusz
wcześniej, choćby zaraz, jeśli nie jesteś głodny. Idź na południowy
wschód, do tej spalonej wioski, to była ta grombelardzka, wiesz, której
nazwy nie sposób wymówić — miał na myśli wieś założoną przez
osadników z Drugiej Prowincji; rzadko, ale zdarzały się i takie. — Ruszę
w tym samym kierunku. Wróć po własnych śladach, a znajdziemy się.
Kot stał nieruchomo, uniósłszy ku dowódcy żółte ślepia. Potem ruszył
dalej, tak jak przyszedł, leniwie, nawet słowem nie potwierdzając, że
odebrał rozkaz. Płynnym kocim truchtem dotarł do palisady po
przeciwnej stronie, niż znajdowała się brama, bez wysiłku wlazł na
częstokół i zniknął. Rawat znał koty wystarczająco długo i dobrze, by
wiedzieć, że cała ta nonszalancja żadną miarą nie wynika z lekceważenia
osoby dowódcy... Czworonożni kosmaci zwiadowcy byli znakomitymi
żołnierzami i świetnymi towarzyszami broni. Jeśli zaszła taka potrzeba,
potrafili działać w zespole — ale najlepiej sprawdzali się wykonując
samodzielne zadania. Nie miało jednak sensu — i było rzeczą zupełnie
beznadziejną — wdrażanie ich do zwykłej wojskowej dyscypliny...
Jeszcze zanim Dorlot znalazł się na szczycie palisady, Rawat przeniósł
Strona 19
spojrzenie na niewysokiego, szczupłego mężczyznę z krzywymi nogami
jeźdźca. Żołnierz obracał w dłoniach, to znów wtykał między zęby
krótką, niezgrabną fajkę. Pomimo, iż wygasła, rozsiewała wokół zapach
wręcz porażający.
— Masz dwóch ludzi więcej, niż przewiduje regulamin, Rest —
powiedział setnik. — Poradzisz sobie?
Dziesiętnik zamrugał oczami i znowu wyjął z ust fajkę, wyciągając
rękę tak, jakby chciał ją podać dowódcy. Rawat cofnął się odruchowo, ale
żołnierz uśmiechnął się zrozumiawszy, że pytanie było żartem. Setnik
rzadko żartował.
— Podziel jakoś ludzi na trójki, wyznacz trójkowych. Ty, Drwalu, to
samo z piechotą — nazwane Drwalem chłopisko z niedźwiedzimi barami
i szerokim pasem topornika, wyprostowało się służbiście... co sprawiło,
że Rawat musiał jeszcze wyżej zadrzeć głowę. — Masz ludzi z dwóch
różnych formacji, ale lepiej ich nie mieszaj. Niech trójki będą lekkie i
ciężkie, nie mieszane, to się nie sprawdza. Też wyznacz funkcyjnych...
Aha, tylko żadnej kobiety, jak poprzednio. To był głupi pomysł i nie
powtarzaj go więcej. Najlepiej obie łuczniczki wsadź do jednej trójki, pod
komendę Astata. Łatwiej będzie mieć je na oku... Wszystko.
— Tak, panie.
Żołnierze odeszli niespiesznie. Rawat przez długą chwilę patrzył, jak
flegmatycznie zdążają w kierunku budynków mieszkalnych. Drobny
dowódca jazdy wyglądał u boku topornika jak mysz przy borsuku. Setnik
zastanawiał się przez chwilę, skąd bierze się ta powolność, nowi
żołnierze jej nie mieli, ale z czasem „stygli” prawie wszyscy. Chodzili
niespiesznie, mówili powoli, żuli tak, jakby kęsy rozrastały im się w
ustach, wszystko robili dokładnie, bez pośpiechu. Ale tylko w obrębie
palisady, potem ta powolność znikała. Mogło się wydawać, że podczas
pobytu w stanicy odkładają siły „na później”. Na wyjście.
Zresztą — on sam także nie był wyjątkiem...
Stojąc na majdanie, zobaczył niosącą juki Birenetę. Chód miała trochę
niezgrabny, stopy stawiała palcami do środka. Gdyby nie wzrost i tusza,
byłaby wcale niebrzydka. Miała regularne rysy twarzy, a kędzierzawe,
długie włosy, choć ujęte w niedbałe węzły, rozburzoną falą spływały do
połowy pleców.
Nie lubił kobiet w legii. Chociaż były z reguły znakomitymi
Strona 20
łuczniczkami — bo przyjmowano do wojska tylko takie. Przecież nikomu
nie zależało na słabym i marudnym żołnierzu, który przeciętnie strzelał.
Przymykano więc oko na niedostatki tężyzny i krzepy, lecz w zamian
żądano chociaż strzeleckich umiejętności na naprawdę wysokim
poziomie. Rawat umiał docenić te umiejętności... ale jednak niechętnie
widział kobiety w bitwie. W stanicy to co innego. Pewna ilość żołnierek,
nie broniących zbyt gorliwie niewinności, była niewątpliwie potrzebna.
Chociaż Bireneta była dobrym żołnierzem nie tylko, hm, w stanicy...
Musiał to przyznać. Dziwna kobieta, nie bojąca się nikogo i niczego.
Odebrano jej stopień dziesiętnika i przeniesiono do Erwy z Alkawy, po
tym, jak wyrżnęła swojego dowódcę w łeb tarczą, nazwawszy go
najpierw tchórzem. Bezpodstawnie zresztą. Widać miała „zły dzień”.
Bolesne krwawienie. Żołnierz.
Pogodził się jednak z obecnością kobiet w pieszych formacjach
lekkich. Ktoś taki, jak Bireneta, mógł służyć i w topornikach. Ale kobieta
w jeździe — nie, tego nie rozumiał. I tym bardziej gniewał go fakt, że gdy
tkwił w Alkawie, jego konni łucznicy dostali się pod komendę — właśnie
kobiety! Pełen niechęci i najgorszych przeczuć szczerze bał się o swoich
ludzi.
Chociaż, tak naprawdę, bardziej byli to jej ludzie...
Zniecierpliwiony i rozdrażniony napływającymi myślami, poszedł do
siebie. Wyjął ze skrzyni pas z mieczem, zabrał łuk i strzały, a po krótkim
namyśle także lekką włócznię. Jako oficer, bardzo rzadko używał tej
broni. Teraz jednak miał tak mało jazdy, że każdy dodatkowy grot mógł
przydać się podczas szarży. Dorzucił jeszcze rękawice i sakwę z paroma
drobiazgami. Drugą, pustą, przeznaczył na żywność. Na wierzchu położył
hełm — otwartą łebkę lekkiej jazdy. Dorzucił pelerynę. Potem poszedł do
stajni wybrać konie.
*
Zanim wyruszyli, podzielili się, jak kazała tradycja, swoimi kłopotami,
każdy też wyłożył swoje zastrzeżenia i żale do innych, jeśli miał takie w
sercu. Przed wymarszem winny ustać wzajemne niechęci; nie wolno brać
utajonej złości bądź urazy na niebezpieczną wyprawę. Armektańczycy
byli przekonani, że Niepojęta Arilora — Los Wojenny — odwraca się od
tych, którzy stając w zbrojnym szeregu, żywią skrywany żal do
towarzyszy broni. Czasu było mało, ale znaleźli parę chwil, by usiąść