Koniec i poczatek - Chuck Wending
Szczegóły |
Tytuł |
Koniec i poczatek - Chuck Wending |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Koniec i poczatek - Chuck Wending PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Koniec i poczatek - Chuck Wending PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Koniec i poczatek - Chuck Wending - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
waldi0055 Strona 1
Strona 2
DRUGA GWIAZDA ŚMIERCI ZOSTAŁA ZNISZCZONA,
A IMPERATOR I DARTH VADER STRĄCENI W NIEBYT.
TO DRUZGOCZĄCE WIEŚCI DLA IMPERIUM I WIELKI
TRIUMF SOJUSZU REBELIANTÓW... ALE BITWA O WOL-
NOŚĆ GALAKTYKI JESZCZE SIĘ NIE SKOŃCZYŁA.
Spektakularny triumf rebelii okazuje się gorzkim zwycięstwem.
Po wygranej w bitwie o Endor powstaje Nowa Republika, a galak-
tyczne ludy świętują na różnych planetach. Także na Coruscant,
dawnej stolicy Imperium. Kiedy znienacka pojawiają się siły wro-
ga, miażdżąc tłum, staje się jasne, że doniesienia o końcu Impe-
rium są przedwczesne.
Na peryferyjnej planecie Akiva rozpoczyna się tajny zjazd nie-
dobitków Imperium służący przegrupowaniu sił i wyłonieniu no-
wych przywódców. Przypadkiem dowiaduje się o tym kosmiczny
zwiadowca, kapitan Wedge Antilles, lecz zostaje pojmany, zanim
zdąży zawiadomić dowództwo Sojuszu. Na ratunek rusza mu dawna
towarzyszka broni, weteranka Norra Wexley, która powróciła
na rodzinną planetę, aby wyrwać stamtąd syna. Nieoczekiwanie
pod samym nosem Imperium zawiązuje się barwny sojusz dziw-
nych postaci - Norry, jej syna Temmina, technicznego geniusza,
łowczyni nagród, snajperki Jas Emari oraz Sinjira Ratha Velusa,
nawróconego imperialnego tajnego agenta. Wszystkich łączy jeden
cel - raz na zawsze wyzwolić się spod władzy Imperium.
Mon Mothma, kanclerz Nowej Republiki, marzy o demilitaryza-
cji i radykalnej redukcji stanu wojska. Niestety, okazuje się, że ko-
niec wojny jest tylko początkiem nowej i walka musi trwać...
waldi0055 Strona 2
Strona 3
waldi0055 Strona 3
Strona 4
waldi0055 Strona 4
Strona 5
Dla Tracy, która zabrała mnie na mój pierwszy film z se-
rii Star Wars.
(Imperium kontratakuje w kinie samochodowym!)
Dla mamy, która kupowała mi te wszystkie cudowne figurki
Kennera.
Dla Michelle i Bena, którzy towarzyszyli mi w szalonym lo-
cie śmigaczem, czyniąc tę wyprawę dziesięć razy wspanialszą, niż
mogła się wydawać.
waldi0055 Strona 5
Strona 6
PODZIĘKOWANIA
Pisarz jest jak Han Solo - kapitan, który dumnie trzyma stery swojego
statku, ale nie poleci bez załogi. Dlatego pragnę serde cznie podziękować
wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej książki. Moja załoga to:
Shelly Shapiro, Jen Heddle, Gary Whitta, Jason Fry, David Keck, Pablo Hidal-
go oraz agentka Stacia Decker. Dziękuję również kolegom i koleżankom po
piórze, którzy pomogli mi przeżyć ten twórczy maraton: Kevinowi Hearne'owi,
Delilah S. Dawson, Stephenowi Blackmooreowi, Tyowi Franckowi, Adamowi
Christopherowi, Julie Hutchings, Mur Lafferty, J.C. Hutchinsowi i Samowi Sy-
kesowi. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się fanom Star Wars, którzy
zabawiali mnie na Twitterze (GeekGirlDiva, o tobie mowa). W sumie dziękuję
całemu Twitterowi, gdyż bez mediów społecznościowych nie dałbym rady
stworzyć tej książki. Wznoszę za was toast szklanką niebieskiego mleka!
waldi0055 Strona 6
Strona 7
waldi0055 Strona 7
Strona 8
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..
waldi0055 Strona 8
Strona 9
Druga Gwiazda Śmierci została zniszczona. Krążą pogłoski,
że Imperator i jego potężny oręż Darth Vader nie żyją. Imperium
pogrąża się w chaosie.
Jedne planety świętują, a na innych imperialne frakcje dokrę-
cają śrubę. Optymizm i strach rządzą ręka w rękę.
Siły Sojuszu Rebeliantów atakują zdziesiątkowane, pozbawione
przywództwa oddziały Imperium, a samotny zwiadowca buntowników
trafia na tajną naradę wroga...
waldi0055 Strona 9
Strona 10
PRELUDIUM
Dzisiaj jest wielki dzień. Zatriumfowaliśmy nad terrorem i
złem, dając naszemu Sojuszowi - i całej galaktyce - szan-
sę odetchnięcia pełną piersią i cieszenia się postępami w odzy-
skiwaniu wolności zabranej przez Imperium. Komandor Skywal-
ker doniósł nam, że Imperator Palpatine zginął wraz ze swoim
poplecznikiem Darthem Vaderem.
Jednak świętując, musimy pamiętać, że jeszcze nie czas na
odpoczynek. Zadaliśmy Imperium potężny cios, a teraz musimy
wykorzystać wyłom, który uczyniliśmy. Główna broń wroga zo-
stała zniszczona, lecz samo Imperium istnieje nadal. Jego stalo-
wa dłoń zaciska się na gardłach porządnych, miłujących wol-
ność mieszkańców galaktyki, od Coruscant do najdalszych świa-
tów Zewnętrznych Rubieży. Musimy pamiętać, że nasza walka
ciągle trwa. Nasza rebelia się skończyła. Ale wojna... wojna do-
piero się zaczyna.
- ADMIRAŁ ACKBAR
waldi0055 Strona 10
Strona 11
CORUSCANT
Potem:
Plac Monumentu.
Łańcuchy ze szczękiem opadają na szyję Imperatora Palpati-
ne'a. Lassa zapętlają się wokół tułowia pomnika. Tłum wyje
triumfalnie i ciągnie, ciągnie, ciągnie z całych sił. Aplauz zmienia
się w jęk zawodu, gdyż niewzruszona masa kamienia ani drgnie.
Wtedy ktoś podczepia łańcuchy do dwóch śmigaczy o dużej mo-
cy. Silniki ożywają, z rykiem wchodzą na obroty, maszyny zaczy-
nają ciągnąć, tłum szarpie liny i...
Rozlega się dźwięk, jakby pękała wielka kamienna kość.
U podstawy statuy pojawia się rysa.
Wiwaty. Wycie.
Głowa pomnika odrywa się, spada i toczy się do fontanny.
Tryska czarna woda. Tłum wybucha śmiechem.
Wtem: wycie syren. Rozbłyski czerwonych świateł. Trzy ae-
rośmigacze zlatują z powietrznej arterii - to policja imperialna!
Czerwono-czarne hełmy odbijają stroboskopowe refleksy.
Żadnego ostrzeżenia. Ani rozkazu, żeby stanąć bez ruchu.
Działa na dziobach obu maszyn zaczynają pluć laserowymi
seriami. Czerwone błyskawice przecinają powietrze, robiąc wy
łom w tłumie. Padają ciała przeszyte wiązkami płynnego ognia.
Tłum jednak nie tchórzy. I nie jest to już tłum, tylko rozżarta
tłuszcza. Chwytają odłamki roztrzaskanego posągu Palpatine'a i
bombardują nimi aerośmigacze. Jeden z nich robi gwałtowny unik
przed nadlatującym kamieniem i wpada na drugą maszynę, prze-
waldi0055 Strona 11
Strona 12
rywając jej ogień. Mieszkańcy Coruscant błyskawicznie wdrapują
się na kamienny obelisk wznoszący się za śmigaczami - obelisk,
na którym uwieczniono spis imperialnych zasad porządku, kontro-
li i prawa aby stamtąd skoczyć na pokłady maszyn, jeden z poli-
cjantów zostaje wyrzucony z kabiny, ale drugi wyczołguje się na
maskę pojazdu. Pruje do tłumu z dwóch blasterów, kiedy kamień
trafia go w hełm i strąca na ziemię.
Pozostałe dwa aerośmigacze wznoszą się wyżej, nie przery-
wając ostrzału.
Więcej krzyków, dymu i ognia.
Dwie osoby z tłumu - ojciec i syn, Rorak i Jak - jednym sko-
kiem umknęły za powalony posąg. Odgłosy walki na placu Mo-
numentu nie milkły. Przeciwnie, nasilały się. Raz po raz buchały
płomienie, oślepiały błyski salw z blasterów. Obraz na podnieb-
nym bilboardzie nagle zmienił się w mżenie.
Chłopiec był młody, miał tylko dwanaście standardowych
lat, więc nie nadawał się do walki. Jeszcze nie. Popatrzył na oj-
ca zdesperowanym wzrokiem i zawołał, przekrzykując wrzawę:
- Tato, przecież stacja bojowa została zniszczona! Bi-
twa się skończyła!
Istotnie, widzieli to na własne oczy godzinę temu. Ten triumf
miał być końcem Imperium i początkiem lepszych czasów.
Niepewność w oczach chłopca mówiła sama za siebie -
biedny dzieciak nie rozumiał, co się dzieje.
Rorak jednak rozumiał. Znał opowieści o wojnach klonów
przekazane mu przez ojca. I znał naturę wojny. Nie ma wielu wo-
jen; jest tylko jedna - podsycana wciąż na nowo i serwowana por-
cjami, żeby była bardziej strawna.
Przez lata nie mówił synowi prawdy, tylko wpajał mu wyi-
dealizowaną nadzieję: „Przyjdzie dzień, w którym Imperium
upadnie, i kiedy ty doczekasz się dzieci, wszystko będzie już wy-
waldi0055 Strona 12
Strona 13
glądało zupełnie inaczej”. Nadal mogło tak być, ale na razie mu-
siał sięgnąć po bardziej dosadną i brutalną prawdę:
- Jak, bitwa się nie skończyła. Ona się właśnie zaczęła.
Mocniej przytulił syna, a potem włożył mu do ręki odłamek
posągu i wybrał dla siebie drugi.
waldi0055 Strona 13
Strona 14
CZĘŚĆ PIERWSZA
waldi0055 Strona 14
Strona 15
Gwiazdy rozmyły się w smugi na czarnym niebie.
Jakiś statek wychynął z nadprzestrzeni - mały jednoosobowy
starhopper. Bardzo popularny wśród mocno nieciekawych typów
grasujących po Zewnętrznych Rubieżach -piratów, hazardzistów,
łowców nagród i tych, za których te nagrody wyznaczono. Statek
musiał oberwać w walce. Smugi plazmy zastygły na skrzydłach i
statecznikach; wyszczerbiony pancerz z przodu wyglądał, jakby
przykopała mu maszyna krocząca. Słowem, ten gość powinien jak
najszybciej zejść wszystkim z oczu.
Leciał w stronę planety Akiva. Planeta była mała i z tej odle-
głości widać było jedynie pasma zieleni i brązu, a nad nimi zwoje
białych gęstych chmur.
Pilot Wedge Antilles służył dawniej w Eskadrze Czerwo-
nych, a obecnie... powiedzmy, że pełnił własną służbę. Na razie
waldi0055 Strona 15
Strona 16
unikał formalnego przydziału, bo wszystko zrobiło się teraz inne,
nowe, niepewne, toteż lepiej było się przyczaić i czekać.
Tak tu ładnie. Spokojnie.
Żadnych myśliwców TIE. Żadnych serii smagających jego
X-winga. Rzeczywiście nie miał już X-winga i choć uwielbiał te
statki, na razie musiał obniżyć loty. I żadnej Gwiazdy Śmierci.
Wedge wzdrygnął się mimo woli, gdyż przyczynił się do unice-
stwienia obu. Z tamtych chwil mógł być dumny. Później to już
było coś innego. Gorszego. Jakby go wciągało. Wokół ciągle
trwały walki. Na szczęście nie tu. Nie dzisiaj.
Dzisiaj było spokojnie.
Wedge lubił spokój.
Sięgnął do datapada i wciskając klawisz z boku, zaczął
przewijać listę. (Na początek musiał parę razy mocno w niego
walnąć, żeby urządzenie zaskoczyło. Poprzysiągł sobie, że kiedy
będzie po wszystkim, pomyśli o nowocześniejszym wyposażeniu.
Ten gadżet akurat się zapiaszczył i przyciski działały opornie).
Lista planet rozwijała się przed oczami Wedge'a.
Na razie sprawdził... policzmy... pięć. Florrum, Ryloth, Hina
ri, Abafar, Raydonia. Ta - Akiva - jest szósta liście. Stanowczo
zbyt długiej liście.
Ten rajd był jego pomysłem. Ocalałym po pogromie odła-
mom Imperium jakimś cudem ciągle udawało się podsycać wojnę
pomimo straty drugiej stacji bojowej. Wedge domniemywał, że
musieli się przegrupować i przyczaić gdzieś na Zewnętrznych Ru-
bieżach. Wystarczy dokładniej przestudiować historię, aby zoba-
czyć, że nasiona Imperium wzeszły właśnie tam, z dala od świa-
tów Jądra i od uważnych oczu Starej Republiki.
Tak też Wedge powiedział Ackbarowi i Mon Mothmie: „Oni
muszą tam być. Znów się tam ukryli”. I Ackbar przyznał, że jego
podejrzenia mają sens. W końcu planeta Mustafar długo była
waldi0055 Strona 16
Strona 17
ważna dla przywódców Imperium, czyż nie? Krążyły plotki, że
dawno temu Vader pojmał tam paru Jedi i zanim z nimi skończył,
wyciągnął z nich pewne informacje.
A teraz Vadera już nie było. Palpatinea też.
„Już prawie kończę” - pomyślał Wedge. Kiedy odkryje
wszystkie trasy dostaw zasilających Imperium, od razu poczuje
się lepiej.
Włączył komunikator, żeby wyszukać kanał, i...
Nic. Cisza.
Może się zepsuł. To stary statek.
Wedge pogmerał przy boku i włączył przyczepiony do paska
komunikator osobisty, usiłując na nim wyłapać sygnał.
Znów nic.
Serce podeszło mu do gardła. Przez moment miał wrażenie,
że spada. Wszystko nagle ułożyło się w logiczną całość.
„Sygnał jest blokowany”. Różne zbrodnicze syndykaty nadal
działające w tych okolicach dysponują technologiami zdolnymi
zablokować łączność - jednak mogą to robić lokalnie i w żadnym
razie nie w przestrzeni okołoplanetar-nej! Tylko jedna grupa ma
takie możliwości.
Mięsień zadrgał w szczęce Wedge'a. W pilocie lęgły się naj-
gorsze przeczucia i chwilę później się potwierdziły. Gwiezdny
niszczyciel wysunął się z przestrzeni niczym czubek noża i zmate-
rializował się na kursie starhoppera. Wedge podkręcił obroty.
„Muszę stąd wiać!”
Drugi niszczyciel dołączył do pierwszego.
Wskaźniki na konsoli statku zaczęły ostrzegawczo pulsować
czerwienią.
Zobaczyli go. Co robić?
Co Han zawsze powtarzał? „Po prostu leć dalej, jak gdyby
nigdy nic”. Statek Wedgea nie bez powodu wyglądał tak, jak wy-
waldi0055 Strona 17
Strona 18
glądał. Miał sprawiać wrażenie, jakby należał do któregoś z tysię-
cy drobnych przemytników kręcących się po tej zakazanej okoli-
cy. Akiva była szemraną planetą, rządzoną przez pokolenia sko-
rumpowanych satrapów, na której rozliczne syndykaty walczyły o
wpływy i surowce. Działał też prężny czarny rynek. Niegdyś,
przed dziesiątkami lat, Federacja Handlowa założyła tu fabrykę
droidów, co oznaczało, że jeśli potrzebowałeś nierejestrowanego
droida, mogłeś walić na Akivę jak w dym. A skoro już o tym mo-
wa, to Sojusz Rebeliantów pozyskał stąd wiele swoich droidów.
Dobra, ale co teraz?
Lecieć dalej na planetę, żeby dokonać powietrznego rekone-
sansu, jak pierwotnie planowano, czy kombinować i wziąć kurs z
powrotem na Chandrilę? Coś tu śmierdziało. Dwa gwiezdne nisz-
czyciele, które pojawiły się nagle jak znikąd? Zablokowany sy-
gnał radiowy? To nie może być przypadek. „Najwyraźniej znala-
złem to, czego szukałem” - pomyślał Wedge.
A może nawet coś o wiele lepszego.
Wniosek? Musi grać na czas, żeby się jakoś stąd wymikso-
wać.
To może zabrać dobre parę minut - skok w nadprzestrzeń
wynoszący go poza Zewnętrzne Rubieże jest o wiele dłuższy i
bardziej niebezpieczny niż zwykłe przeskoki od planety do plane-
ty. Po drodze czyha wiele potencjalnych niebezpieczeństw - cienie
mgławic, pola asteroid oraz gromady kosmicznych śmieci i złomu
z różnych kraks czy bitew. Ostatnią rzeczą, o której marzył Wed-
ge, było nawigowanie wokół krawędzi czarnej dziury albo przelot
przez jądro gwiazdy przechodzącej w supernową.
Zatrzeszczał komunikator.
Zaczęło się.
Rzeczowy imperialny głos popłynął z głośnika:
waldi0055 Strona 18
Strona 19
- Tu gwiezdny niszczyciel „Vigilance”. Naruszyłeś prze-
strzeń Imperium - oznajmił.
„To nie jest żadna przestrzeń Imperium. Co tu jest grane?” -
pomyślał nerwowo Wedge.
- Wykonaj procedurę identyfikacji - polecił głos.
Wedgea ogarnął strach, intensywny i przenikliwy niczym
szok elektryczny. Mydlenie oczu i wykręty nigdy nie były jego
specjalnością. Taki cwaniak jak Solo potrafiłby sprzedać Jawowi
worek piachu. Ale nie on. On był pilotem. Nie znaczy to jednak,
że nie przygotowano go na taką ewentualność. Calrissian opraco-
wał dla niego przykrywkę. Wedge odchrząknął i wcisnął klawisz.
- Tu Gev Hessan. Pilotuję starhoppera HH-87; na-
zwa: „Rover”.
Chwila ciszy.
- Sprecyzuj charakter swojej wizyty.
- Lekki ładunek.
- Jaki ładunek?
Planowana odpowiedź miała brzmieć: „komponenty do droi-
dów”, ale Wedge wiedział, że to nie przejdzie. Zaczął myśleć go-
rączkowo. Akiva. Tropik. Parno. Głównie dżungla...
- Części do osuszaczy powietrza.
Znów pauza, nieznośnie długa.
Komputer nawigacyjny przetwarzał dane, wykonując obli-
czenia do skoku w nadprzestrzeń.
„Zaraz skończy.
Tym razem inny głos popłynął z niewielkiego głośnika. Ko-
biecy. Ze stalową nutą. Mniej służbisty. Wcale nie łagodniejszy.
Jakby należał do kogoś, kto ma władzę - albo przynajmniej sądzi,
że ją ma.
- Gev Hessan? - upewniła się. - Pilot numer 452326. Deva
ronianin. Zgadza się?
waldi0055 Strona 19
Strona 20
Powinno. Calrissian znał Hessana. Przemytnik, czy raczej
„licencjonowany pilot i biznesmen”. Szmuglował różne materiały,
pomagając Landowi zbudować Miasto w Chmurach. I naprawdę
pochodził z Devarona.
- Tak - potwierdził.
Kolejna pauza.
Komputer już prawie skończył obliczenia. Zostało najwyżej
dziesięć sekund. Cyfry przeskakiwały na ekranie.
- Zabawne - powiedziała kobieta. - Z naszych informa-
cji wynika, że Gev Hessan zmarł w więzieniu Imperium. Ustalmy
właściwe dane.
Komputer skończył. Statek był gotów do skoku w nadprze-
strzeń.
Wedge pchnął dźwignię.
Ale starhopper tylko zadrżał. Po chwili zadrżał jeszcze silniej
i zaczął powoli sunąć przed siebie. Ku statkom Imperium. To
oznaczało, że włączyli emiter promienia ściągającego.
Wedge sięgnął do sterowników broni.
Jeśli ma się im wymknąć, to teraz albo nigdy.
Admirał Rae Sloane spoglądała to na konsolę, to w prze-
strzeń za szybą. Atramentowa noc próżni. Białe gwiazdy ni-
czym łebki szpilek wpięte w aksamit. A jeszcze dalej, jak dziecię-
ca zabawka porzucona na kocu, mały myśliwiec dalekie-
go zasięgu.
- Przeskanuj go - poleciła.
Porucznik Nils Tothwin uniósł głowę i posłał jej służalczy
uśmiech.
- Już się robi - powiedział, chytrze marszcząc żółtawe rysy.
Tothwin był chodzącym przykładem kiepskiego stanu sił im-
perialnych w ostatnich czasach. Wielu najlepszych zginęło, a ci,
którzy zostali, byli znacznie gorszego sortu. Jak fusy na dnie kub-
waldi0055 Strona 20