Knaak Richard A., Odom Mel - Diablo _ Archiwum (Ksiega 1)
Szczegóły |
Tytuł |
Knaak Richard A., Odom Mel - Diablo _ Archiwum (Ksiega 1) |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Knaak Richard A., Odom Mel - Diablo _ Archiwum (Ksiega 1) PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Knaak Richard A., Odom Mel - Diablo _ Archiwum (Ksiega 1) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Knaak Richard A., Odom Mel - Diablo _ Archiwum (Ksiega 1) - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Dziedzictwo krwi
MEL ODOM
Czarna Droga
Diablo Archiwum - Księga I
Wydawnictwo: Fabryka Słów 2013
Strona 3
Strona 4
SPIS TREŚCI
SPIS TREŚCI
Richard Knaak DZIEDZICTWO KRWI
JEDEN
DWA
TRZY
CZTERY
PIĘĆ
SZEŚĆ
SIEDEM
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ
JEDENAŚCIE
DWANAŚCIE
TRZYNAŚCIE
CZTERNAŚCIE
PIĘTNAŚCIE
SZESNAŚCIE
SIEDEMNAŚCIE
OSIEMNAŚCIE
DZIEWIĘTNAŚCIE
DWADZIEŚCIA
Strona 5
EPILOG
Mel Odom CZARNA DROGA
JEDEN
DWA
TRZY
CZTERY
PIĘĆ
SZEŚĆ
SIEDEM
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ
JEDENAŚCIE
DWANAŚCIE
TRZYNAŚCIE
CZTERNAŚCIE
PIĘTNAŚCIE
SZESNAŚCIE
SIEDEMNAŚCIE
OSIEMNAŚCIE
DZIEWIĘTNAŚCIE
DWADZIEŚCIA
DWADZIEŚCIA JEDEN
DWADZIEŚCIA DWA
DWADZIEŚCIA TRZY
DWADZIEŚCIA CZTERY
DWADZIEŚCIA PIĘĆ
EPILOG
Strona 6
Strona 7
Richard Knaak
DZIEDZICTWO KRWI
Strona 8
JEDEN
Czaszka uśmiechała się do nich krzywo, jakby chciała radośnie zaprosić,
by dołączyli do niej we trzech, na wieczność.
– Wygląda na to, że nie jesteśmy tu pierwsi - mruknął Sadun Tryst.
Stuknął lekko czaszkę ostrzem noża, od czego bezcielesny czerep się
zachybotał. Dopiero teraz można było dostrzec, że głowę ich poprzednika
przebił kolec, który utrzymywał ciało, aż odpadło i zmieniło się w bezładny
stos kości na podłodze.
– A myślałeś, że będziemy? - szepnęła zakapturzona postać.
Podczas gdy Sadun był umięśniony i żylasty, a przy tym smukły jak nie
przymierzając akrobata, to Fauztin sylwetką przypominał szkielet. Mag
Vizjerei poruszał się niczym zjawa. Dotknął czaszki świecącym palcem.
– Żadnej magii. Tylko prostacka, aczkolwiek efektywna mechanika. Nie
ma się czego obawiać.
– No chyba że to twoja głowa znajdzie się na następnym kołku.
Vizjerei pociągnął za rzadką kozią bródkę i przymknął skośne oczy,
jakby chciał w ten sposób potwierdzić, że przyjął do wiadomości
stwierdzenie towarzysza. Sadun z wyglądu, a bywało, że i z charakteru,
przypominał niegodną zaufania łasicę, Fauztin zaś był jak zasuszony kocur.
A to, że bez ustanku drgał mu czubek nosa, pod którym zwisały wąsy, tylko
wzmacniało podobieństwo.
Strona 9
Żaden z tych dwóch nie cieszył się kryształową reputacją, ale Norrek
Vizharan powierzyłby im swoje życie i po prawdzie kilkakrotnie to uczynił.
Był wojownikiem zaprawionym w bojach, lekko posiwiałym. Podszedł do
towarzyszy i popatrzył przed siebie, gdzie rozległe ciemności sugerowały
istnienie znaczniejszej komnaty. Jak do tej pory przeszukali już siedem
różnych poziomów i ku swemu zaskoczeniu nie znaleźli niczego poza
najbardziej prymitywnymi z pułapek.
Wszystkie te poziomy okazały się też pozbawione jakichkolwiek
skarbów, co dla niewielkiej grupy poszukiwaczy stanowiło głębokie
rozczarowanie.
– Jesteś pewien, że nie ma tu śladów magii, Fauztin? Nic a nic?
Kocia twarz czarodzieja, do połowy ukryta pod obszernym kapturem,
pomarszczyła się jeszcze bardziej w wyrazie łagodnej urazy. Szerokie
ramiona sutego płaszcza sprawiały, że Fauztin wyglądał niesamowicie,
niemal jak istota nadprzyrodzona, szczególnie że górował wzrostem nad
potężnie umięśnionym Norrekiem, który do niskich nie należał.
– Czy naprawdę musiałeś pytać, przyjacielu?
– No bo sensu w tym nie ma! Tych kilka żałosnych pułapek, na które
natrafiliśmy, nie mogło nas powstrzymać przed dotarciem do głównej
krypty. Po co zadawać sobie tyle trudu, by to wszystko wydrążyć w ziemi,
żeby potem zostawić tak otwarte?!
– Nie powiedziałbym, że pająk wielki jak moja głowa jest żałosny -
wtrącił kwaśno Sadun, odruchowo przeczesując dłonią długie, choć
rzednące już czarne włosy. - Szczególnie że akurat na mojej głowie
siedział...
Norrek zignorował uwagę kompana.
– Jest tak, jak myślę? Przybyliśmy za późno? Znowu będzie jak w
Tristram?
Strona 10
Kiedyś, pomiędzy jednym zaciągiem a drugim, poszukiwali skarbów w
małej wsi zwanej Tristram. Legenda głosiła, iż w podziemiach strzeżonych
przez demony spoczywa skarb tak cenny, że ci, którzy go odnajdą, staną się
bogaci niczym królowie. Norrek wraz z przyjaciółmi udali się do Tristram,
weszli do labiryntu pod osłoną nocy, niezauważeni przez tamtejszych
mieszkańców...
Po wielu trudach, gdy stawili już czoła najdziwniejszym potworom i o
włos uniknęli śmiertelnych pułapek, odkryli, że ktoś przed nimi wyczyścił
podziemny labirynt ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Dopiero
gdy wrócili do wioski, poznali gorzką prawdę. Nie dalej jak kilka tygodni
wcześniej do podziemi zszedł potężny bohater i pokonał, jak wieść niosła,
straszliwego demona Diablo. Nie tknął wprawdzie ni złota, ni klejnotów,
ale poszukiwacze przygód, którzy zjawili się wkrótce potem, nie wahali się
korzystać z owoców jego zwycięstwa i wynieśli wszystko, co tylko
znaleźli. Norrek z kompanami przybyli kilka dni za późno, co pozbawiło
ich wszelakiej nagrody za poczynione wysiłki.
Norrek nie znalazł też pocieszenia w słowach jednego z wieśniaków,
który niekoniecznie zachował zdrowe zmysły. Ostrzegł on trójkę
najemników, że bohater, nazywany Wędrowcem, nie pokonał Diablo, ale
przez przypadek uwolnił potężne zło z podziemnego więzienia. Norrek
rzucił Fauztinowi pytające spojrzenie, które tamten skwitował wzruszeniem
ramion.
– Ludzie zawsze gadają o uwolnionych demonach i przerażających
klątwach - powiedział czarodziej, lekceważąc przerażenie w słowach i
głosie wieśniaka. - Diablo występuje w większości pogłosek krążących
wśród prostaczków.
– I myślisz, że nie ma w tym ziarna prawdy? - Dzieciństwo Norreka
pełne było przerażających opowieści o Diablo czy Baalu, którymi starsi
Strona 11
straszyli dzieci, żeby się grzecznie zachowywały.
– A widziałeś kiedy demona na własne oczy? - prychnął Sadun Tryst. -
Znasz kogoś, kto widział?
Norrek ani nie widział, ani nie znał takiego, co widział.
– A ty, Fauztin? - spytał przyjaciela. - Powiadają, że Vizjerei może
przyzwać demona na swoje rozkazy.
– Gdybym mógł to zrobić, to myślisz, że męczyłbym się, łażąc po tych
labiryntach i grobowcach?
Te słowa, bardziej niż cokolwiek innego, przekonały Norreka, by włożyć
opowieść wieśniaka między bajki. Po prawdzie nie sprawiło to
wojownikowi jakiejś szczególnej trudności. Ostatecznie wtedy dla całej
trójki liczyło się to samo, co teraz - bogactwo.
Niestety, wszystko wskazywało na to, że po raz kolejny skarby okażą się
jedynie iluzją.
Fauztin zajrzał w głąb korytarza, a jego osłonięta rękawiczką dłoń
zacisnęła się mocniej na czarodziejskiej lasce. Kryształ na wierzchołku,
służący za źródło światła, rozbłysnął mocniej.
– Miałem nadzieję, że się myliłem, ale teraz obawiam się, że masz rację.
Nie, z pewnością nie jesteśmy pierwszymi, którzy się tu zapuścili.
Wojownik zaklął pod nosem. W swoim życiu służył pod wieloma
dowódcami, głównie podczas krucjat z Zachodniej Marchii, i z licznych
kampanii, z których, bywało, ledwie uchodził cały, wyniósł jedno. Nie
sposób dojść do niczego na tym świecie bez pieniędzy. Awansował do
stopnia kapitana, trzykrotnie był degradowany i przeszedł w stan spoczynku
dogłębnie zniesmaczony ostatnią klęską.
Wojna była rzemiosłem Norreka, odkąd dorósł na tyle, by unieść miecz.
Kiedyś miał nawet coś w rodzaju rodziny, ale teraz była ona równie martwa
jak jego ideały. Wciąż uważał się za przyzwoitego człowieka, lecz
Strona 12
przyzwoitością nie da się napełnić żołądka. Musiał być jakiś inny sposób,
doszedł do wniosku Norrek...
I tak, ze swymi dwoma towarzyszami, wyruszył na poszukiwanie
skarbów.
Choć tak jak Sadun, Norrek miał skórę poznaczoną bliznami, to pod
każdym innym względem przypominał bardziej chłopa niż wojownika.
Miał szeroko osadzone brązowe oczy, otwartą, również szeroką twarz o
silnej szczęce. Pasował bardziej do motyki niż do miecza. Ale choć czasem
widział się z motyką, to doskonale wiedział, że trzeba było pieniędzy, by
kupić jakikolwiek skrawek ziemi. Ta wyprawa miała przynieść mu więcej
bogactw, niż potrzebował, więcej nawet, niż marzył.
A teraz wyglądało na to, że tylko marnował czas... znowu.
Obok Sadun Tryst podrzucił swój nóż w powietrze, a potem złapał go
pewnie. Powtórzył czynność dwa razy, najwyraźniej dumając nad czymś
głęboko. Norrek bez trudu mógł sobie wyobrazić, o czym tamten rozmyślał.
Ta wyprawa ciągnęła się już od kilku miesięcy. Podróżowali przez morze
do północnego Kedżystanu, spali na deszczu i w zimnie, błądzili po
niewłaściwych szlakach i przeszukiwali puste jaskinie, jedli jakieś
paskudztwa i robactwo, gdy nie zdołali niczego upolować, a wszystko to
przez Norreka, który przekonał ich do tej żałosnej wyprawy.
Gorzej nawet, wyruszyli z powodu snu, snu, w którym pojawiał się
poszarpany górski szczyt, przypominający łeb smoka. Gdyby Norrek śnił o
tym szczycie raz czy dwa, pewnie by o wszystkim zapomniał, ale sen
powtarzał się aż nazbyt często. Wszędzie, gdzie zagnała go wojna, Norrek
wypatrywał tego szczytu - daremnie. Aż nieoczekiwanie jeden z towarzyszy
broni, teraz już poległy, wspomniał o takim miejscu. Podobno było ono
nawiedzone przez duchy i ci, którzy zbliżyli się doń za bardzo, przepadali
bez śladu albo po latach znajdowano kości odarte z ciała.
Strona 13
Zarówno wtedy, jak i teraz Norrek Vizharan był przekonany, że
przeznaczenie starało się sprowadzić go tutaj.
Ale skoro to przeznaczenie, dlaczego wzywało go do grobowca, który
został już splądrowany?
Wejście było dobrze ukryte w skalnej ścianie, niemniej otwarte. I już to
powinno stanowić dla Norreka podpowiedź, tyle że nie chciał jej zauważyć.
Nadzieje, obietnice składane kompanom...
– Niech to. - Kopnął najbliższą ścianę i tylko dzięki wzmocnionemu
butowi nie połamał sobie palców. Cisnął miecz na ziemię i nie przestawał
przeklinać własnej naiwności.
– W Zachodniej Marchii jakiś nowy generał zaciąga najemników -
podsunął Sadun. - Mówi, że ma wielkie ambicje...
– Dość już wojen - mruknął Norrek, próbując zignorować ból, który
przepływał mu przez stopę. - Dość umierania dla cudzej chwały.
– Myślałem tylko...
Tyczkowaty czarodziej postukał laską o ziemię, aby zwrócić na siebie
uwagę towarzyszy.
– Skoro już tutaj dotarliśmy, głupotą byłoby nie zajrzeć do głównej
komnaty. Może ci, którzy byli tu przed nami, zostawili trochę błyskotek lub
monet. Przecież w Tristram znaleźliśmy kilka złotych monet. Nie zaszkodzi
przecież się tu rozejrzeć, czyż nie, Norreku?
Norrek wiedział doskonale, że tak naprawdę czarodziej próbuje jedynie
złagodzić gorycz ich porażki, ale dał się przekonać. Kilka złotych monet to
tak naprawdę wszystko, czego potrzebował. Wciąż był dość młody, aby się
ożenić, zacząć nowe życie, może nawet doczekać się rodziny.
Norrek podniósł miecz, ważąc w dłoni broń, która tak dobrze mu służyła
przez wiele lat. Czyścił ją i ostrzył, był z niej dumny, ponieważ stanowiła
Strona 14
jedną z niewielu rzeczy, które należały do niego tak naprawdę. Na jego
twarzy odmalowało się zdecydowanie.
– Chodźmy.
– Jak na kogoś, kto rzadko używa słów, zawsze wiesz, co powiedzieć.
– A ty stanowczo używasz ich zbyt wiele, jak na kogoś, kto nie ma nic do
powiedzenia.
Przyjacielska sprzeczka pomogła Norrekowi uspokoić skołatane myśli.
Przypomniała mu czasy, gdy ich trójka przetrwała znacznie cięższe chwile.
Rozmowa urwała się, gdy zbliżyli się do pomieszczenia, które musiało
być ostatnią, najważniejszą komnatą podziemi. Fauztin nakazał im się
zatrzymać, popatrując przy tym na kryształ na końcu laski.
– Zanim pójdziemy dalej, lepiej zapalcie pochodnie.
Oszczędzali pochodnie na wypadek trudności, dotąd doskonale
oświetlała im drogę laska Fauztina. Czarodziej nie powiedział nic więcej,
ale krzesząc ogień, Norrek zastanawiał się, czy Vizjerei wykrył ślad magii
albo zaklęć, bo jeśli tak, to może pozostały tam jeszcze jakieś skarby...
Norrek zapalił swoją pochodnią żagiew Saduna. A gdy już mieli
pewniejsze źródło światła, podjęli marsz.
– Przysięgam - mruknął Sadun chwilę później - przysięgam, że włosy na
karku stanęły mi dęba!
Norrek też to czuł. Żaden z wojowników nie zaprotestował, gdy mag
przejął prowadzenie. Klany z Dalekiego Wschodu od dawien dawna
zgłębiały tajniki magii, a lud Fauztina zajmował się tym najdłużej ze
wszystkich. Jeśli pojawią się okoliczności wymagające użycia magii, chudy
czarodziej przyda się tam najbardziej. Norrek i Sadun będą strzegli go
przed innymi niebezpieczeństwami.
Ten układ zawsze się sprawdzał, jak dotąd.
Strona 15
W przeciwieństwie do ciężkich butów wojowników sandały Fauztina nie
czyniły żadnego dźwięku. Vizjerei wysunął laskę i Norrek zauważył, że
kryształ mimo swej mocy nie dawał rady oświetlić zbyt wiele. Tylko
pochodnie sprawowały się jak należy.
– To jest stare i potężne. Nasi poprzednicy mogli nie mieć tyle szczęścia,
jak początkowo się wydawało. Wciąż jeszcze możemy odnaleźć skarb.
I nie tylko. Norrek zacisnął palce na rękojeści miecza, aż mu kostki
pobielały. Pragnął złota, ale pragnął też żyć, aby je wydawać.
Gdy światło laski przestało wystarczać, wojownicy wysunęli się do
przodu. Nie oznaczało to bynajmniej, że Fauztin nie będzie im służył
wsparciem. Nawet teraz, Norrek był tego pewny, czarodziej obmyślał
najszybsze i najbardziej skuteczne zaklęcia przeciwko temu, co mogli
napotkać po drodze.
– Ciemno jak w grobie - narzekał Sadun pod nosem.
Norrek nie odpowiedział. Idąc kilka kroków przed swymi towarzyszami,
miał być pierwszym, który przekroczy próg komnaty. Mimo
niebezpieczeństw, które mogły czaić się w ciemnościach, czuł, że
pomieszczenie go przyciąga, jakby ze środka niósł się zew...
Oślepiająca jasność pozbawiła wzroku wszystkich trzech poszukiwaczy
skarbów.
– Bogowie! - warknął Sadun. - Nic nie widzę!
– Poczekaj - przestrzegł go czarodziej. - To przejdzie.
I tak też się stało, a gdy ich oczy przywykły do światła, roztoczył się
przed nimi widok niezwykły. Aż zamrugali, by się upewnić, że to nie
wytwór wyobraźni.
Ściany pokryte były skomplikowanymi, zdobionymi klejnotami
wzorami, w których nawet Norrek Vizharan wyczuwał magię. Ułożone
zostały z ogromnej ilości kamieni szlachetnych wszelkiego rodzaju i
Strona 16
rozświetlały komnatę zdumiewającą feerią barw. A poniżej tych symboli
przyciągało oczy to, po co przybyli trzej poszukiwacze. Sterty złota. Góry
srebra. Stosy drogocennych kamieni. Ich blask łączył się z refleksami
słanymi przez magiczne wzory, dzięki czemu w komnacie było jaśniej niż
w dzień. Gdy tylko któryś z wojowników poruszał pochodnią, światło
nadawało pomieszczeniu nowy, niesamowity wymiar i jeszcze bardziej
zaskakujący wygląd. Lecz choć widok zapierał dech w piersiach, było coś,
co skutecznie ostudziło entuzjazm Norreka.
Na podłodze, jak okiem sięgnąć, walały się poszarpane, rozkładające się
szczątki tych, którzy przed Norrekiem i jego przyjaciółmi odnaleźli to
przeklęte miejsce.
Sadun zbliżył pochodnie do najbliższych zwłok, odartych już z ciała,
wciąż jednak odzianych w resztki gnijącej skórzanej zbroi.
– Musieli tu stoczyć jakąś bitwę.
– Ci ludzie nie umarli w tym samym czasie.
Wojownicy popatrzyli na Fauztina, na twarzy maga zaś, zwykle
pozbawionej wyrazu, teraz malował się frasunek.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– To, Sadunie, że niektórzy z tych nieszczęśników nie żyją od dawna,
może nawet od stuleci. A ten obok ciebie należy do najświeższych.
Niektórzy z tamtych są już tylko stosem kości.
Szczuplejszy z weteranów wzruszył ramionami.
– W każdym razie na oko widać, że nie pomarli lekką śmiercią.
– Zatem... co ich zabiło?
– Spójrzcie tu - odezwał się Norrek. - Wygląda na to, że pozabijali się
nawzajem.
Dwa trupy, na które wskazywał, trzymały broń zatopioną w swoich
brzuchach. Jeden, ze szczękami wciąż rozwartymi jakby w ostatnim krzyku
Strona 17
przerażenia, nosił zbroję podobną do tej na zmumifikowanych szczątkach u
stóp Saduna. Drugi miał już tylko zetlałe skrawki ubrania i kilka pasemek
włosów na czaszce, pozbawionej skóry i ciała.
– Chyba jednak jesteś w błędzie. - Vizjerei lekko pokręcił głową. - Jeden
z tych wojowników jest znacznie starszy od drugiego.
Norrek byłby gotów się zgodzić, gdyby nie ostrze, tkwiące w tym, co
zostało z drugiego trupa. Zresztą śmierć tych dwóch przed wielu laty miała
się nijak do obecnej sytuacji.
– Fauztin, wyczuwasz coś? Czy są tu jakieś pułapki?
Chudzielec skierował laskę w stronę komnaty, trzymał tak przez chwilę,
po czym opuścił. Nie można było nie zauważyć niesmaku, jaki odmalował
mu się na twarzy.
– Zbyt wiele tu przeciwstawnych sił, Norreku. Nie wiem, czego
dokładnie szukać. Nie wyczuwam bezpośredniego zagrożenia... na razie.
Obok Sadun niemal podskakiwał ze zniecierpliwienia.
– Zatem zostawiamy to wszystko i porzucamy marzenia czy też
zaryzykujemy i zabierzemy odrobinę tego wartego kilku imperiów skarbu?
Norrek i czarodziej wymienili spojrzenia. Żaden nie widział powodów,
żeby się wycofać, zwłaszcza że przed nimi piętrzyło się tyle bogactw.
Weteran ostatecznie rozstrzygnął problem, robiąc kilka kroków w głąb
głównej komnaty. Gdy nie poraziła go błyskawica ani nie powalił demon,
Sadun i Vizjerei szybko dołączyli do towarzysza.
– Musi ich tu leżeć przynajmniej kilka tuzinów. - Sadun przeskoczył nad
dwoma szkieletami zastygłymi w śmiertelnej walce. - I to nie licząc tych,
co się porozpadali na małe kawałeczki...
– Sadun, zamknij gębę albo ja cię uciszę...
Teraz, kiedy stał wśród martwych poszukiwaczy skarbów, Norrek nie
życzył sobie dalszych rozmów na ich temat. Niepokoiło go, że tylu aż
Strona 18
poległo tu gwałtowną śmiercią. Ktoś z pewnością przeżył. Ale skoro tak, to
dlaczego monety i inne skarby leżą nietknięte?
Zapomniał jednak o tych pytaniach, gdy dostrzegł, że za górami skarbów,
w najdalszej części komnaty, na końcu naturalnie uformowanych schodów
znajduje się postument. Co więcej, na tym postumencie spoczywały
szczątki, wciąż odziane w zbroję.
– Fauztin... - Gdy mag zbliżył się do niego, Norrek wskazał
podwyższenie. - Co o tym sądzisz? - mruknął.
W odpowiedzi Fauztin jedynie ściągnął usta i ostrożnie zbliżył się do
postumentu. Norrek szedł tuż za nim.
– To by tyle wyjaśniało... - usłyszał szept Vizjerei. - Wyjaśniało, dlaczego
jest tu tyle sprzecznych sił, mocy o odmiennej charakterystyce, tyle
znaków...
– O czym ty mówisz?
Czarodziej wreszcie spojrzał na Norreka.
– Chodź i zobacz sam.
Norrek posłuchał. Uczucie niepokoju, które już wcześniej go
przepełniało, przybrało na sile, gdy weteran zbliżył się do postumentu.
Spoczywały na nim bez wątpienia szczątki znacznego wojownika, choć z
ubrania nieboszczyka zostały tylko zetlałe resztki. Z cholewek
przewróconych mocnych skórzanych butów sterczały resztki spodni. Jakieś
szczątki, prawdopodobnie jedwabnej koszuli, były ledwie widoczne pod
potężnym napierśnikiem opierającym się na żebrach. Poczerniałe strzępy
zdobnej królewskiej szaty zaścielały górną część katafalku. Płytowe
rękawice i półokrągłe karwasze sprawiały wrażenie, że ramiona
nieboszczyka wciąż są okryte mięśniami i skórą. Podobne złudzenie
wywoływały naramienniki. Gorzej rzecz się miała z osłonami nóg, te
fragmenty pancerza leżały obok piszczeli, jakby ktoś je poruszył.
Strona 19
– Widzisz? - spytał Fauztin przyjaciela.
Norrek zmrużył oczy, niepewny, o co chodziło magowi. Poza tym, że
zbroja pomalowana była na niepokojący, acz przy tym znajomy odcień
czerwieni, nie zauważył niczego...
Nie było głowy. Ciało na postumencie nie miało głowy. Norrek zajrzał za
podwyższenie, ale i tam nie było żadnych śladów. Powiedział o tym
czarodziejowi.
– Tak, dokładnie jak opisano... - Chudy mag przysunął się do
podwyższenia aż nazbyt chętnie, w opinii wojownika. Fauztin wyciągnął
dłoń, ale w ostatniej chwili wstrzymał się przed dotknięciem szczątków.
– Ciało ułożone jest tak, by szyja wskazywała północ. Głowa i hełm,
pierwej oddzielone od ciała w bitwie, zostały rozłączone w czasie i
przestrzeni, aby położyć ostateczny kres. Znaki mocy na ścianach miały
być przeciwwagą i utrzymać mrok wewnątrz ciała... ale... - Głos Fauztina
zamarł, a Vizjerei wpatrywał się w szczątki na postumencie.
– Ale co?
Czarodziej potrząsnął głową.
– Nic, jak sądzę. Zapewne przebywanie tak blisko tego trupa rozstroiło
moje nerwy bardziej, niż chciałbym przyznać.
Norreka zdążyły już zirytować niejasne słowa przyjaciela, zgrzytnął
zębami.
– Więc... kto to jest? Jakiś książę?
– Na Niebiosa, nie! Nie widzisz? - Palec w rękawiczce wskazał
czerwony napierśnik. - To zaginiony grobowiec Bartuka, pana demonów,
mistrza najmroczniejszej magii...
– Bartuk Krwawy. - Te słowa wymknęły się z ust Norreka z
westchnieniem zdumienia, niewiele głośniejsze od szeptu. Bardzo dobrze
znał opowieści o Bartuku, który wybił się ponad innych magów, a potem
Strona 20
zwrócił ku ciemności, ku demonom. Teraz szkarłat napierśnika stał się
zrozumiały, a zarazem bardziej przerażający. Był to kolor ludzkiej krwi.
W swym szaleństwie Bartuk, budzący strach nawet wśród demonów,
które go kiedyś kusiły, zwykł po każdej bitwie kąpać się we krwi
pokonanych wrogów. Jego zbroja, kiedyś złota, na zawsze została
splamiona grzesznymi czynami swego właściciela. Bartuk równał z ziemią
miasta, dopuszczał się niewyobrażalnych potworności i nigdy by nie
przestał - jak mówiły opowieści - gdyby nie desperacki zryw jego brata
Horazona i innych magów Vizjerei, którzy wykorzystali wiedzę o
starożytnej, bardziej naturalnej magii do pokonania okrutnika. Bartuk i jego
demon zostali zgładzeni, gdy niewiele już brakowało im do ostatecznego
zwycięstwa. Krwawemu magowi odrąbano głowę, gdy rzucał potężne
kontrzaklęcie.
Horazon nie wierzył, iż śmierć ostatecznie złamie potęgę brata, nakazał
więc, by ciało Bartuka na zawsze znikło z ludzkich oczu. Norrek nie
wiedział, czemu po prostu nie spalono szczątków - on z pewnością by
spróbował. Wkrótce potem zaczęły mnożyć się plotki opisujące miejsca,
gdzie miały niby spoczywać zwłoki Bartuka Krwawego. Wielu szukało
jego grobowca - zwłaszcza ci parający się czarną magią, którzy liczyli na
pozostałości mocy - lecz jak dotąd nikomu się to nie udało.
Vizjerei na pewno znał więcej szczegółów niż Norrek, ale weteran aż za
dobrze rozumiał, kogo właściwie znaleźli. Zgodnie z legendą Bartuk
mieszkał przez jakiś czas wśród ludu Norreka. Być może wśród tych,
którzy wychowywali się z Norrekiem, był potomek kogoś należącego do
świty potwora. O tak, Norrek niejedno wiedział o spuściźnie tyrana.
Zadrżał i bez namysłu zaczął się cofać od postumentu.
– Fauztin... wychodzimy stąd.
– Ale, przyjacielu...