Keyes Marian - Czarujący mężczyzna
Szczegóły |
Tytuł |
Keyes Marian - Czarujący mężczyzna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Keyes Marian - Czarujący mężczyzna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Keyes Marian - Czarujący mężczyzna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Keyes Marian - Czarujący mężczyzna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Marian Keyes
Czarujący
mężczyzna
Tytuł oryginału: This Charming Man
0
Strona 2
Dla Caitriony Keyes, najzabawniejszej osoby, jaką znam
R
L
PODZIĘKOWANIA
Książkę tę pisałam żenująco długo, poza tym z pamięcią krótkotrwałą nie
T
jest u mnie tak dobrze jak kiedyś – podobno tak się dzieje, kiedy przechodzi się
perimenopauzę (nie menopauzę, podkreślam; do niej mam jeszcze daleko, a
kiedy już nadejdzie, znowu będę wygrywać w „Mastermind") – istnieje więc
całkiem spore prawdopodobieństwo, że na początkowym etapie jej pisania ktoś
udzielił mi bezcennej pomocy, a ja o tym już nie pamiętam. Jeśli to ty jesteś tą
osobą, szczerze cię przepraszam.
Dziękuję mojemu wyjątkowemu, wizjonerskiemu wydawcy, Louise
Moore, i wszystkim z wydawnictwa Michael Joseph za ich przyjaźń, entuzjazm
i fenomenalną pracę przy moich książkach. Błogosławionam ja między
pisarzami.
1
Strona 3
Podobnie dziękuję legendarnemu Jonathanowi Lloydowi i ekipie Curtisa
Browna za ich bezgraniczne wsparcie. My – Louise, Jonathan i ja – pracujemy
razem już ponad jedenaście lat i jest fantastycznie.
Dziękuję Bobowi Holtowi, który wraz z synami, Bobbym, Billym i
Jamiem, przekazał znaczną kwotę na rzecz Fundacji Bobby'ego Moore'a
zajmującej się w Zjednoczonym Królestwie badaniami nad nowotworem, a w
zamian jego żona, Marilyn Holt, pojawiła się w tej książce.
Dziękuję także Angusowi Sprottowi, który przekazał równie znaczącą
kwotę na Kampanię Raka Piersi, aby jego nazwisko mogło pojawić w mojej
R
powieści.
Podobnie jak w przypadku moich pozostałych książek wielu ludzi
odegrało rolę królików doświadczalnych, czytając to, co napisałam, sugerując
L
zmiany i poprawki. Tak, wiele poprawek. Choć wtedy może i zdarzyło mi się
płakać, chciałabym podkreślić, że jestem im bardzo za to wdzięczna.
T
Podziękowania niech zechcą przyjąć: Chris Baines, Suzanne Benson, Jenny
Boland, Ailish Connolly, Debbie Deegan, Susan Dillon, Caron Freeborn, Gai
Griffin, Gwen Hollingsworth, Cathy Kelly, mama Keyes, Ljiljana Keyes, Rita–
Anne Keyes, Eileen Prendergast, Kate Thompson i Louise Voss.
Specjalne podziękowania dla AnneMarie Scanlon, która pomogła mi
podczas zbierania informacji i bez ogródek domagała się odpowiedzi na
pytania, które ja wstydziłam się zadać. A jeszcze bardziej szczególne
podziękowania dla mojej siostry Caitriony Keyes, za to, że na przestrzeni lat
uraczyła mnie tyloma zabawnymi historyjkami i powiedzeniami, które ja
bezwstydnie podprowadziłam. W dowód uznania za cały jej wkład to właśnie
jej dedykuję tę książkę.
2
Strona 4
Jak zawsze dziękuję mojemu ukochanemu Tony'emu, bez którego nic nie
byłoby możliwe.
Kilka słów wyjaśnienia: akcja części tej powieści rozgrywa się w
nieatrakcyjnym, paskudnym świecie irlandzkiej polityki i pozwoliłam sobie
zmienić nazwy dwóch głównych partii politycznych z Fianna Fail i Fine Gael
na Nacjonalistyczną Partię Irlandii i Postępowych Chrześcijan. Nie była to
próba uniknięcia pozwu o zniesławienie – naprawdę uważam, że irlandzcy
politycy są równie okropni jak ci, którzy pojawiają się na stronach mojej
powieści, o ile nie gorsi – ale chciałam w tej sposób ułatwić wymowę
R
czytelnikom spoza Irlandii. Poza tym akronim TD (skrót od Teachta Dala)
oznacza członka irlandzkiego parlamentu (zwanego Dail). (Który ma swoją
siedzibę w Leinster House.) (Jeszcze jedno: większość irlandzkich rządów to
L
koalicje.) (Więcej wyjaśnień prawdopodobnie nie jest potrzebnych.)
Podczas pisania tej książki musiałam zebrać naprawdę mnóstwo
T
informacji, czego szczerze nie cierpię, ale ludzie okazali się niezwykle hojni,
jeśli chodzi o ich czas i cierpliwość. Wszelkie błędy i pomyłki biorę na siebie.
Dziękuję Martinie Devlin, Mary O'Sullivan, Madeleine Keane, Barry'emu
Andrewsowi TD (widzicie, TD, teraz już wiecie, co to znaczy!); wszystkim z
LHW Property Finance (zwłaszcza Niallowi Coughlanowi); Benowi
Powerowi, .Amandzie", „Chloe", Natalie i wszystkim dziewczętom.
Dziękuję Andrew Fitzsimonsowi za słowo „bajdurzyć".
Dziękuję wszystkim z Women's Aid, zarówno w oddziałach irlandzkich,
jak i brytyjskich. I na koniec dziękuję wszystkim osobom, które przeżyły
przemoc w rodzinie, a które – anonimowo – opowiedziały mi o tym, co im się
przytrafiło. Podczas pisania tej książki moim skromnym zamiarem było
uhonorowanie ich historii.
3
Strona 5
R
TL
Co? A więc ty też?
Myślałem, że jestem jedyny.
C. S. LEWIS
4
Strona 6
„Każdy pamięta, gdzie się znajdował w dniu, w którym usłyszał o tym, że
R
Paddy de Courcy się żeni. Pracując w gazecie, dowiedziałam się o tym jako
jedna z pierwszych, kiedy David Thornberry, korespondent polityczny (i
jednocześnie najwyższy człowiek w Dublinie) ogłosił, że de Courcy zawiesza
L
kawalerską działalność. Byłam zdziwiona. Znaczy się wszyscy byliśmy. Ale ja
T
byłam wyjątkowo zdziwiona, i to jeszcze zanim się dowiedziałam, kim jest ta
szczęściara. Ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Co nie znaczy, by
ktokolwiek zwrócił na to uwagę. Mogłam paść na ulicy nieżywa, a ludzie i tak
by mnie prosili o podwiezienie na dworzec. Tak wyglądało życie, kiedy się
było tą zdrową częścią pary bliźniąt. Poza tym Jacinta Kinsella (szefowa)
chciała, by na jej biurku jak najszybciej znalazł się krótki tekst na temat
zaręczyn, musiałam więc odłożyć na bok własne uczucia i zachowywać się jak
profesjonalistka".
Grace Gildee
„Miło by było, gdybyś mnie najpierw o to zapytał".
Alicia Thornton
5
Strona 7
„Siedziałam akurat w necie, sprawdzając na aukcji cenę torebki–sowy
(Stelli McCartney, nie jakiejś tam zwyczajnej „sowy") dla klientki, która
miałaby ją zabrać na przyrodniczą imprezę charytatywną, kiedy dostrzegłam
tytuł. De Courcy się żeni. Pomyślałam, że to jakaś ścierna. Media bez przerwy
coś wymyślają i dokładają cellulit dziewczynom, które go nie mają, a
wymazują tym, które mają. Kiedy się przekonałam, że to prawda, byłam w
szoku. Prawdę mówiąc, wydawało mi się, że mam zawał. Zadzwoniłabym po
karetkę, ale nie pamiętałam numeru 999. Wciąż miałam przed oczami 666.
R
Diabelska liczba".
Fionnola „Lola" Daly
„Nie waż mi się być szczęśliwy, ty draniu. Tak właśnie pomyślałam,
L
kiedy się dowiedziałam. Nie waż mi się być szczęśliwy".
Marnie Hunter
T
6
Strona 8
DE COURCY SIĘ ŻENI
Kobiety w całym kraju pogrążą się w żałobie na wieść o tym, że
stanowiący najlepszą partię irlandzki polityk, Paddy „Quicksilver"de Courcy,
ma zamiar odwiesić swe rękawice na kołek i się ustatkować. W ciągu minionej
dekady de Courcy, częsty gość sal dla vipów modnych nocnych klubów w
Dublinie, i o którym często się mówi, że z wyglądu przypomina Johna
Kennedy'ego, związany był z niemałą liczbą słynnych kobiet, m.in. z byłą
modelką, a obecnie aktorką Zarą Kaletsky i zdobywczynią Everestu Selmą
Teeley, ale aż do teraz nie wykazywał żadnych oznak tego, że ma chęć się
R
ustatkować.
Niewiele wiadomo na temat kobiety, która zawładnęła jego znanym z
L
niestałości sercem, niejakiej Alicii Thornton, ale z całą pewnością nie jest to
modelka ani himalaistka – jedynym wspinaniem, jakie wydaje się ją
T
interesować, jest to po szczeblach drabiny społecznej. Pani Thornton (351.),
podobno wdowa, pracuje w znanej agencji nieruchomości, ale po ślubie
planuje zrezygnować z pracy, by „poświęcić się" doskonale się rozwijającej
karierze politycznej męża. Jako żona niezwykle ambitnego „Quicksilvera" z
całą pewnością nie będzie narzekać na brak pracy.
De Courcy (37 1.) jest wiceprzewodniczącym Nowej Irlandii, partii
założonej przed trzema laty przez Dee Rossini i innych posłów, zniechęconych
korupcją i kumoterstwem wszechobecnymi w największych irlandzkich
partiach politycznych. Wbrew powszechnej opinii de Courcy nie jest jednym z
członków–założycieli Nowej Irlandii, lecz dołączył do partii osiem miesięcy po
jej powstaniu, kiedy stało się jasne, że rysują się przed nią dobre perspektywy.
7
Strona 9
LOLA
Dzień zero. Poniedziałek, 25 sierpnia, 14.25
Najgorszy dzień w moim życiu. Kiedy pierwsza fala szoku wypuściła
mnie ze swego szatańskiego uścisku, dotarło do mnie, że Paddy nie dzwonił.
Zły znak. Byłam jego dziewczyną, media szalały, że żeni się z inną, a on do
mnie nie zadzwonił. Bardzo zły znak.
Zadzwoniłam na jego prywatną komórkę. Nie tę zwykłą prywatną, ale
R
prywatną prywatną, której numer znałam tylko ja i jego osobisty trener. Po
czterech sygnałach włączyła się poczta głosowa i wtedy wiedziałam już, że to
prawda.
L
Koniec świata.
Zadzwoniłam do jego biura, do domu, wydzwaniałam na komórkę,
T
zostawiłam pięćdziesiąt jeden wiadomości – liczyłam.
18.01
Zadzwonił telefon – to on!
–Widziałaś gazety?
– W necie – odparłam. – Nie czytam papierowych wydań. (To nieistotne,
ale w szoku mówi się różne dziwne rzeczy.)
– Przykro mi, że musiałaś się dowiedzieć w taki brutalny sposób.
Chciałem ci to powiedzieć osobiście, ale jakiś
–Co? A więc to prawda? – zakrzyknęłam. – Przykro mi Lola. Nie
sądziłem, że traktujesz naszą znajomość tak poważnie. Łączyła nas tylko dobra
zabawa.
– Zabawa? Zabawa?
8
Strona 10
– Tak, tylko kilka miesięcy.
– Kilka? Szesnaście. Szesnaście miesięcy, Paddy. To dużo. Naprawdę
żenisz się z tą kobietą?
–Tak.
– Dlaczego? Kochasz ją?
– Oczywiście. Nie żeniłbym się, gdyby było inaczej.
– Ale ja myślałam, że to mnie kochasz. Smutnym głosem odparł:
– Nigdy niczego ci nie obiecywałem, Lola. Ale jesteś naprawdę świetną
dziewczyną. Jedną na milion. Dbaj o siebie.
R
– Czekaj, nie rozłączaj się! Muszę się z tobą spotkać, Paddy, proszę,
tylko na pięć minut.
(Zero godności, ale nie mogłam się powstrzymać. Byłam zrozpaczona.)
– Postaraj się nie myśleć o mnie źle – powiedział. – Ja zawsze będę z
L
czułością myśleć o tobie i naszych wspólnych chwilach. I pamiętaj...
T
– Tak? – zapytałam bez tchu, desperacko pragnąc usłyszeć coś, co choć
odrobinę złagodziłoby ten straszny, nieznośny ból.
– Nie rozmawiaj z prasą.
18.05 do północy
Obdzwoniłam wszystkich. Łącznie z nim. Straciłam rachubę ile razy, ale
wiele. Tego mogę być pewna. Liczba dwucyfrowa, a może nawet i trzy.
Telefon rozgrzały do czerwoności także połączenia przychodzące. Bridie,
Treese i Jem – prawdziwi przyjaciele – mocno mnie pocieszali, choć wcale nie
przepadali za Paddym. (Nigdy nie przyznali mi się do tego, ale ja wiedziałam
swoje.) Zadzwoniło także wielu fałszywych przyjaciół – ciekawscy! – by
triumfować. Z grubsza wyglądało to tak: „Czy to prawda, że Paddy de Courcy
9
Strona 11
się żeni, ale nie z tobą? Biedactwo. To straszne. To dla ciebie naprawdę
straszne. To takie upOKArzające. Takie ŻENUjące. Takie ZAWSTYdzające!
Takie..."
Udało mi się zachować godność. Odpowiadałam: „Dziękuję ci za szczere
życzenia. Muszę lecieć".
Bridie pofatygowała się do mnie osobiście.
– Nigdy się nie nadawałaś na żonę polityka – stwierdziła. – Twoje ciuchy
są zbyt odjazdowe, no i masz fioletowe pasemka.
– Molichino, błagam! – zawołałam. – Fioletowe brzmią tak, jakbym
R
była... nastolatką.
– Strasznie cię kontrolował – rzekła. – W ogóle cię nie widywaliśmy.
Zwłaszcza przez ostatnie miesiące.
L
– Byliśmy zakochani! Wiesz przecież, jak to jest być zakochanym.
Bridie rok temu wyszła za mąż, ale była mało uczuciowa.
T
– Miłość, zgoda, piękna sprawa, ale nie trzeba przy tym być jak papużki
nierozłączki. Bez przerwy odwoływałaś nasze spotkania.
– Czas Paddy'ego jest cenny! To zajęty człowiek! Musiałam brać to, co
mi się udawało!
– Poza tym – kontynuowała Bridie – w ogóle nie czytasz gazet, nic nie
wiesz na temat bieżących wydarzeń.
– Mogłabym się dowiedzieć – odparowałam. – Mogłabym się zmienić!
Wtorek, 26 sierpnia
Mam wrażenie, jakby patrzył na mnie cały kraj, wytykając palcami i
śmiejąc się. Wszystkim znajomym i wielu klientkom chwaliłam się Paddym, a
teraz oni wiedzą, że żeni się z inną.
10
Strona 12
Moje opanowanie pękło jak bańka mydlana. Podczas sesji zdjęciowej w
Wicklow Hills do bożonarodzeniowego katalogu Harveya Nicholsa
prasowałam ciętą po skosie suknię wieczorową Chloe z perłowego jedwabiu
(wiecie, o jaką mi chodzi?) zbyt gorącym żelazkiem i spaliłam ją! Dziura w
kształcie żelazka na przedzie kultowej sukni wartej 2035 euro (w detalu).
Katastrofa. Ta suknia miała być gwoździem całej sesji. Dobrze, że mnie nie
obciążyli (tzn. nie chcieli ode mnie za nią kasy ani nie kazali mnie aresztować,
ale kiedy teraz o tym myślę, to uważam, że tak naprawdę mogli zrobić jedno i
drugie).
Nkechi przejęła kontrolę – to świetna asystentka, taka świetna, że
R
wszyscy uważają, iż jest moją szefową – ponieważ trzęsły mi się ręce,
koncentracja była cała w strzępach i ciągle musiałam biegać do tojtojki, by
L
wymiotować.
I nie tylko wymiotować. Jelita zupełnie rozstrojone. Oszczędzę wam
T
szczegółów.
20.30–0.34
Bridie i Treese zjawiły się u mnie w domu i siłą powstrzymały przed
udaniem się do mieszkania Paddy'ego i domagania się audiencji.
3.00
Obudziłam się i pomyślałam: „Teraz pojadę!". Wtedy zobaczyłam, że w
łóżku jest ze mną Treese. Co gorsza, nie spała i była gotowa na walkę.
Środa, 27 sierpnia 11.05
Nieustanna gonitwa myśli w głowie: Żeni się z inną, żeni się z inną, żeni
się z inną. A co kilka godzin myślę: „Co takiego? Co to znaczy, że żeni się z
inną?". Jakbym dopiero się o tym dowiedziała i PO PROSTU NIE MOGŁA W
11
Strona 13
TO UWIERZYĆ. Wtedy czuję, że muszę do niego zadzwonić, nakłonić do
zmiany planów, ale on nigdy nie odbiera.
Potem gonitwa zaczyna się od nowa, potem zaskoczenie, potem muszę
do niego zadzwonić, potem on nie odbiera – i tak raz za razem.
Widziałam zdjęcie tej całej Alicii Thornton. (W kiosku kupowałam
batona, kiedy je zobaczyłam na pierwszej stronie „Independenta".) Fotograf
przyłapał ją, jak wychodzi ze swego biura w Ballsbridge. Nie jestem
stuprocentowo pewna, ale chyba miała na sobie coś od Louise Kennedy. Co
mówi samo za siebie. Bezpiecznie. Elegancko, ale bezpiecznie.
R
Rozpoznałam Alicię Thornton – w minionych miesiącach jej zdjęcia w
towarzystwie Paddy'ego cztery razy zamieszczano w kronikach towarzyskich.
Podpis zawsze głosił: „Paddy de Courcy i osoba towarzysząca". Kiedy
pojawiło się zdjęcie numer trzy, miałam wystarczająco śmiałości, by go o nią
L
zapytać. Oskarżył mnie o to, że mu nie ufam i wyjaśnił, że jest przyjaciółką
T
rodziny. Uwierzyłam mu. Ale jakiej rodziny? On nie miał żadnej rodziny!
12.11
Zadzwoniła Bridie.
– Wieczorem ruszamy w miasto.
– Nie! – zawołałam. – Nie dam rady stanąć twarzą w twarz ze światem!
– Ależ dasz! Będziesz trzymać głowę wysoko!
Bridie jest bardzo apodyktyczna. W gronie najbliższych nosi ksywkę
„Sierżant Major".
– Bridie, jestem cała rozstrojona. Roztrzęsiona i w ogóle. Nie mogę
nigdzie iść. Błagam cię.
– To dla twojego dobra – odparła. – Zaopiekujemy się tobą.
– Nie możecie przyjść po prostu do mnie?
12
Strona 14
– Nie.
Długa chwila milczenia. Nie miało sensu wszczynać kłótni. Bridie to
największy uparciuch, jakiego znam. Westchnęłam.
– Kto idzie?
– Nasza czwórka. Ty, ja, Treese, Jem...
– Nawet Jem? Claudia mu dała wychodne?
Claudia to narzeczona Jema. Bardzo o niego zazdrosna, choć sama jest
ładna i chuda.
– Tak, Claudia mu dała wychodne – odparła Bridie. – Ja to załatwiłam.
Bridie i Claudię łączyła wzajemna antypatia.
R
Jem był świetnym kumplem dla mnie, Bridie i Treese, ale co dziwne, nie
był gejem. Nie był nawet metroseksualny. (Raz rzeczywiście kupił dżinsy w
L
Marksie & Spencerze. Nie widział w tym nic złego, dopóki mu tego delikatnie
nie wytknęłam. ) Kiedy on i ja byliśmy nastolatkami, mieszkaliśmy na tej
T
samej ulicy. Połączyło nas wspólne wystawanie w deszczowe poranki na
zimnych przystankach autobusowych, gdzie w budrysówkach czekaliśmy na
autobus, który miał nas zawieźć na uczelnię. On był bystrym inżynierem, ja zaś
studiowałam modę. (Tak na marginesie: moja budrysówka była z
jaskrawoniebieskiego winylu. )
20. 35
Cafe Albatros
Nogi jak galareta. Prawie spadłam ze schodów. Potknęłam się na trzech
ostatnich stopniach i mało brakowało, a wjechałabym do środka na kolanach
jak Chuck Berry. Co gorsza, w ogóle się tym nie przejęłam. Większym
pośmiewiskiem już być przecież nie mogę. Bridie i Treese czekały na mnie.
13
Strona 15
Bridie – jak zawsze – wyglądała dziwacznie. Proste włosy w odcieniu
czerwonawego blondu ściągnięte miała w niski, babciny koczek i paradowała
w zadziwiającym zielonym swetrze – skurczonym, asymetrycznym i z
naszytymi maleńkimi dżokejami. Dziwny gust prezentowała od zawsze – od
pierwszego dnia w szkole, kiedy to w wieku lat czterech uparła się, by jej
rajstopy miały barwę zaschniętej krwi. Ale miała to totalnie gdzieś.
Treese, zajmująca się pozyskiwaniem sponsorów dla wielkiej organizacji
dobroczynnej, ubrana była znacznie szykowniej. Jej włosy w kolorze lnu
ułożone były w fale w stylu filmowej bogini z lat czterdziestych, robiąca
wrażenie sukienka i żakiet do kompletu. (Z Whistles, ale na Treese można je
R
było wziąć za Pradę. ) Można by sądzić, że skoro ktoś pracuje w organizacji
dobroczynnej, to wolno mu przychodzić do pracy w beżowych sztruksach i
L
bluzie z kapturem, jednak wcale tak nie jest. Organizacja Treese zajmuje się
krajami rozwijającymi się (nie „Trzeciego Świata", nie można już tak mówić,
T
byłoby to niepoprawne politycznie). Czasami musi spotykać się z ministrami i
prosić o pieniądze, czasami musi nawet jechać do Hagi i o to samo prosić UE.
– Gdzie Jem? – zapytałam.
Pewna byłam, że odwołał swoje przybycie, no bo naprawdę rzadko całej
naszej czwórce udawało się zebrać razem, nawet jeśli termin ustalany był kilka
tygodni wcześniej, a co dopiero kilka godzin wcześniej, jak to miało miejsce w
tym przypadku. (Trzeba przyznać, że ostatnimi czasy to ja najbardziej
nawalałam na tym polu. )
– Oto i on! – zawołała Bridie.
Jem – pośpiech, teczka, płaszcz przeciwdeszczowy, sympatyczna okrągła
twarz.
14
Strona 16
Zamówiono wino. Drinki popłynęły strumieniem. Języki się rozwiązały.
Jak już mówiłam, zawsze podejrzewałam, że moi przyjaciele nie lubią
Paddy'ego. Ale teraz, kiedy publicznie mnie ośmieszył, mogli swobodnie o tym
mówić.
– Nigdy mu nie ufałem – oświadczył Jem. – Był zbyt czarujący.
– Zbyt czarujący? – zapytałam. – Jak możesz mówić, że był zbyt
czarujący? Bycie czarującym to coś wspaniałego. Jak lody. Nie da się tym
przejeść!
– Ależ da – odparł Jem. – Możesz zjeść litrowe pudełko Chunky
R
Monkey, potem litrowe pudełko Cherry Garcia, a potem zwymiotować.
– Nie ja – stwierdziłam. – A poza tym pamiętam, że tamtego wieczoru
wymiotowałeś nie po lodach, a po joincie.
L
– Był zbyt przystojny – orzekła Bridie. Ponownie dałam wyraz swemu
niedowierzaniu.
T
– Zbyt przystojny? To przecież niemożliwe. Wbrew wszelkim prawom
fizyki. Albo czegoś tam. Może prawom ziemskim. – Czy mnie przypadkiem
właśnie nie obrażono?
– Chcesz powiedzieć, że był zbyt przystojny dla mnie?
– Nie! – wykrzyknęli jednogłośnie. – Ależ skąd!
– Jesteś śliczna jak kwiatuszek – oświadczył Jem.
– Kwiatuszek! Jak nic równie przystojna jak on!
– Przystojniejsza! – wtrąciła Treese.
– Tak, przystojniejsza! – dołączyła się Bridie. – Tyle że inna. On jest zbyt
oczywisty. Patrzysz na niego i myślisz: „Oto wysoki, ciemnowłosy, przystojny
mężczyzna. Zbyt idealny!". Ale jeśli chodzi o ciebie, myślisz: „Oto bardzo
15
Strona 17
ładna, średniego wzrostu, dziewczęca kobieta z włosami świetnie obciętymi na
pazia, w ślicznym brązowym odcieniu przetykanym fioletem...
– Molichino, błagam!
– ... i całkiem smukłą jak na kogoś, kto nie pali. Błysk w oku – właściwie
to w obu – i niewielki, symetryczny nos".
– (Bridie była przekonana, że jej nos jest zakrzywiony w lewo.
Zazdrościła wszystkim, których nosy kierowały się prosto przed siebie. ) – Im
dłużej się na ciebie patrzy, Lola, tym bardziej się wydajesz atrakcyjna. Im
dłużej się patrzy na Paddy'ego de Courcy, tym mniej wydaje się atrakcyjny.
R
Coś pominęłam? – zapytała Treese i Jema.
– Uśmiech Loli rozświetla jej twarz – odparł Jem.
– Tak – zgodziła się Bridie. – Twój uśmiech rozświetla ci twarz. Nie tak
L
jak u niego.
– Uśmiechy Paddy'ego de Courcy są nieszczere. Jak Jokera w Batmanie –
T
stwierdził Jem.
– Tak! Jak Jokera w Batmanie!
– Tak, no bo on JEST jak Joker w Batmanie. – Głos Bridie brzmiał
stanowczo.
21. 55
Zadzwoniła komórka Bridie. Zerknęła na numer i rzekła:
– Muszę odebrać ten telefon.
Wstała, by wyjść, ale my pokazaliśmy jej na migi, żeby została.
Chcieliśmy tego posłuchać. To jej szef (ważny bankowiec). Wyglądało na to,
że chce lecieć do Mediolanu, a Bridie miałaby mu zorganizować przelot i
hotel. Wyjęła z torby ogromny organizer. (Bardzo ładnej torby. Mulberry.
Dlaczego ładna torba, ale przedziwne ciuchy? To bez sensu. )
16
Strona 18
– Nie – rzekła do szefa. – Nie może pan lecieć do Mediolanu. Jutro są
urodziny pańskiej żony. Nie, nie zarezerwuję panu lotu. Tak, odmawiam.
Podziękuje mi pan za to. Trzymam pana z dala od spraw rozwodowych. –
Przez chwilę słuchała, po czym roześmiała się pogardliwie. – Zwolnić mnie?
Niech pan nie będzie niemądry! – Po czym się rozłączyła. – No dobra – rzekła.
– Na czym stanęliśmy?
– Bridie... – W głosie Treese słychać było niepokój. – Nie możesz
odmawiać swojemu szefowi zarezerwowania lotu do Mediolanu. To może być
coś ważnego.
R
– Wcale nie! – Machnęła lekceważąco ręką. – Wiem o wszystkim, co tam
się dzieje. Sytuacja w Mediolanie nie wymaga jego obecności. Podejrzewam,
że ma na oku jakąś Włoszkę. Nie będę mu ułatwiać podbojów.
L
22. 43
Desery. Ja zamówiłam tartę banoffi. Banany wydawały się oślizgłe, jak
T
mokre liście w listopadzie. Odłożyłam głośno łyżeczkę i wyplułam banany do
serwetki. Bridie spróbowała mojej tarty. Powiedziała, że nie jest oślizgła.
Żadne tam mokre liście w listopadzie. Treese spróbowała. Powiedziała, że nie
jest oślizgła. Jem spróbował. Powiedział, że nie jest oślizgła. Zjadł ją do końca.
W ramach rekompensaty zaoferował mi swój kawałek bloku czekoladowego.
Ale smakował jak czekoladowy smalec. Bridie spróbowała. Powiedziała, że
nie smakuje jak czekoladowy smalec. Czekolada owszem, ale smalec nie.
Treese się z tym zgodziła. Jem także.
Bridie zaoferowała mi swoją tartę jabłkową, ale ciasto smakowało jak
wilgotna tektura, a kawałki jabłka jak coś nieżywego. Pozostali nie zgodzili się
ze mną.
17
Strona 19
Treese nie zaproponowała mi swojego deseru, ponieważ w ogóle go nie
zamówiła – dawno, dawno temu była pulchna i teraz starała się trzymać z dala
od cukru. Jedzenie deserów innych ludzi było akceptowalne, ale zamawianie
porcji dla siebie już nie.
Obecnie najczęściej potrafiła się kontrolować, ale zdarzały jej się gorsze
dni. Przykład: jeśli w pracy miała dużo stresu, ponieważ UE odrzuciła jej
wniosek o dotację na latryny w Addis Abebie, potrafiła zjeść nawet
dwadzieścia batoników mars na raz. (Pewnie zjadłaby i więcej, ale
sprzedawczyni w sklepie niedaleko jej biura nie pozwoliłaby na to. Powie-
działaby do Treese: „Wystarczy, kochana". Jak życzliwy właściciel pubu.
R
Powiedziałaby: „Treese, ciężko pracowałaś, by zgubić te wszystkie kilogramy,
skarbie, nie chcesz być znowu tłuściochem. Pomyśl o tym swoim miłym mężu.
L
Nie znał cię, kiedy byłaś korpulentna, prawda?". )
Postanowiłam dać sobie spokój z deserami, zamiast tego zamówiłam
T
kieliszek porto.
– Jak smakuje? – zapytała Bridie. – Gnijące botki? Oczy robali?
– Alkohol – odparłam. – Smakuje jak alkohol.
Po porto zamówiłam amaretto. A po amaretto cointreau.
23: 30
Przygotowałam się na to, że zostanę zmuszona do pójścia do jakiegoś
klubu nocnego, bym tam też „chodziła z podniesioną głową".
Ale nie! Ani słowa na temat klubu. Za to sporo na temat taksówek i
pójścia rano do pracy. Wszyscy wracali do swoich ukochanych – Bridie wyszła
za mąż w zeszłym roku, Treese w tym, Jem mieszkał z zaborczą Claudią. Po co
chodzić na stek, skoro w domu ma się hamburgera?
18
Strona 20
Jem podrzucił mnie do domu taksówką i przekonywał, że kiedy tylko
będę miała ochotę wyskoczyć gdzieś z nim i Claudią, to jestem mile widziana.
Słodki ten Jem. Miły i życzliwy człowiek.
Ale oczywiście kłamał. Claudia mnie nie lubiła. Może nie aż tak jak
Bridie, ale jednak nie lubiła.
(Mała uwaga. Powiedzieli, że Paddy był dla mnie zdecydowanie za
przystojny, no nie? Cóż, to samo można powiedzieć o Claudii i Jemie. Claudia
jest „długonoga" – fantastyczne słowo, tak bardzo w stylu lat sześćdziesiątych
– opalona, jasnowłosa i powiększyła sobie piersi. To jedyna moja znajoma,
R
która rzeczywiście ma implanty. Jeśli mam być szczera, to nie są one jakieś
groteskowo wielkie, niemniej jednak jest na czym zawiesić oko. Mam także
podejrzenie, że przedłużyła sobie włosy – jednego tygodnia spotkałam ją i
L
miała włosy do ramion, a następnego były dłuższe o prawie pół metra. No ale
może zażywa po prostu dużo selenu.
T
Wygląda jak modelka. Właściwie to kiedyś pracowała jako modelka. Tak
jakby. Siedziała w bikini na maskach samochodów. Próbowała także swoich sił
jako piosenkarka – brała udział w przesłuchaniu do You're A Star (programu
telewizyjnego odkrywającego talenty). Próbowała także być aktorką. (Wydała
kupę kasy na zdjęcia próbne, ale kazano jej spadać, bo była beznadziejna. )
Krążyły także plotki, że widziano ją w kolejce na casting do Big Brothera, ale
tego akurat się wypiera.
Ale ja wcale jej nie oceniam. Boże mój, przecież ja też do tego, czym się
zajmuję zawodowo, doszłam metodą prób i błędów, przegrywając na
wszystkich innych polach itd. Należy chwalić Claudię za to, że ma odwagę
wszystkiego spróbować.
19