Kate Hardy - Na całe życie
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Kate Hardy - Na całe życie |
Rozszerzenie: |
Kate Hardy - Na całe życie PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Kate Hardy - Na całe życie pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Kate Hardy - Na całe życie Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Kate Hardy - Na całe życie Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Kate Hardy
Na całe życie
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Gdybym włas´ nie nie wro´ ciła z miodowego miesia˛-
ca, sama bym sie˛ wzie˛ła za Eliota Slatera – oznajmiła Tilly
Mortimer. – Jest na czym oko zawiesic´ , co? Ciemnowło-
sy, oczy zielone jak perydot... Istny celtycki boz˙ ek.
– Alez˙ ty wymys´ lasz! – Claire przewro´ ciła oczami.
– Owszem, doktor Slater jest milutki i ma dobry kontakt
z pacjentami. Ale jak kaz˙ dy lekarz kontraktowy, zaraz
po pracy zmiata do domu, az˙ sie˛ kurzy.
– Czyli tak jak kaz˙ dy pracownik słuz˙ by medycznej,
kto´ ry ma choc´ troche˛ oleju w głowie. Nie oceniaj ludzi
przez pryzmat własnej nadgorliwos´ ci, Claire, bo kaz˙ dy
wie, z˙ e jestes´ beznadziejna˛ pracoholiczka˛, kto´ ra naj-
che˛tniej w ogo´ le nie opuszczałaby szpitala.
– Wcale nie jestem pracoholiczka˛, po prostu lubie˛
swoje zaje˛cie. Poza tym, jak tylko jest okazja, wło´ cze˛ sie˛
z reszta˛ personelu po knajpach.
– Bo wiesz, z˙e inaczej bys´ miała ze mna˛do czynienia!
– Tilly pogroziła kolez˙ ance palcem. – A wracaja˛c do
tematu. Slater jest wprawdzie troche˛ od ciebie młodszy,
ale moz˙ e taki smarkaty kochas´ dobrze by ci zrobił?
– Droga Tilly! – Claire rozes´ miała sie˛. – To, z˙ e
małz˙ en´ stwo ci słuz˙ y, wcale jeszcze nie oznacza, z˙ e masz
wszystkich uszcze˛s´ liwiac´ na siłe˛ i bawic´ sie˛ w swatke˛.
Tym bardziej z˙ e raz juz˙ strasznie pokpiłas´ sprawe˛.
Strona 3
4 KATE HARDY
– Ja?
– Owszem, ty. Pamie˛tasz, jak mnie kiedys´ błagałas´ ,
z˙ eby is´ c´ z toba˛ do teatru, bo two´ j Matt nie przepada za
Szekspirem? A potem sie˛ okazało, z˙ e na twoim miejscu
siedzi Robin.
– Przeciez˙ on jest taki sympatyczny...
– Moz˙ e. Tyle z˙ e od razu chciał sie˛ z˙ enic´ i zrobic´ mi
dwo´ jke˛ dzieci. Jakbys´ nie wiedziała, z˙ e mnie daleko do
takich plano´ w – skłamała gładko Claire.
– Niby czemu? – Tilly nie dawała za wygrana˛. – Kto
jak kto, ale taka pełna pos´ wie˛cenia neonatoloz˙ ka powin-
na uwielbiac´ dzieci!
– A kto powiedział, z˙ e jest inaczej? Co wcale nie
znaczy, z˙ e chce˛ miec´ własne.
Claire wydusiła z siebie kolejne kłamstwo. Robiła to
ze wstre˛tem, ale uznała, z˙ e nie ma wyboru.
Na skutek wre˛cz diabolicznego talentu do łgarstwa,
jakim odznaczał sie˛ jej były ma˛z˙ , Claire nie mogła miec´
dzieci, chyba z˙ e po zapłodnieniu in vitro, do czego nie
przyznawała sie˛ nawet najbliz˙ szym. Wszyscy uwaz˙ ali,
z˙ e rozwiodła sie˛ z Padraigiem O’Neillem ze wzgle˛du na
jego zamiłowanie do spo´ dniczek, ale była to jedynie
cze˛s´ c´ prawdy, i to nie ta najwaz˙ niejsza.
Te˛ najbardziej istotna˛, z˙ e to włas´ nie z powodu zdrad
Paddy’ego nie moz˙ e miec´ dzieci, skrywała głe˛boko
w sercu, bo sprawiała jej zbyt wiele bo´ lu. Kto´ ry, nie-
stety, czasami sam sie˛ odzywał. Na przykład dzis´ , gdy
dostała jak zwykle pełen ciepła i troski list od swojej
byłej tes´ ciowej, z kto´ rego sie˛ dowiedziała, z˙ e Padraigo-
wi urodził sie˛ włas´ nie syn, wykapany tatus´ . Claire nie
potrafiła sie˛ bronic´ przed mys´ la˛, z˙ e to ona powinna byc´
Strona 4
˙ YCIE
NA CAŁE Z 5
matka˛ tego dziecka; a takz˙ e przed fala˛ rozpaczy, z˙ e ona
przypuszczalnie matka˛ nigdy nie zostanie.
Natychmiast jednak odsune˛ła te ponure mys´ li na bok.
Nie pora rozczulac´ sie˛ nad tym, co mogło sie˛ zdarzyc´ .
Musi koncentrowac´ sie˛ na przyszłos´ ci i karierze star-
szego konsultanta. Profesor neonatologii – jak to ładnie
brzmi. Teraz tylko to sie˛ liczy.
– No wie˛c? – spytała Tilly, zniecierpliwiona jej mil-
czeniem.
– Co wie˛c? – Claire zupełnie straciła wa˛tek rozmo-
wy. – A tak, doktor Slater. Pewnie i tak juz˙ zaje˛ty.
– To nawet tego nie wiesz? – Tilly nie kryła zdziwie-
nia. – Nie sprawdzałas´ w jego aktach?
– Bardziej mnie interesowało jego fachowe przygo-
towanie niz˙ z˙ ycie rodzinne. I jeszcze raz powtarzam: nie
interesuje mnie z˙ aden zwia˛zek do czasu uzyskania stop-
nia konsultanta.
– Po pierwsze, Slater nie wygla˛da na z˙ onatego. Po
drugie, stopien´ konsultanta włas´ ciwie juz˙ masz, a przynaj-
mniej wykonujesz wszystkie zwia˛zane z nim obowia˛zki.
A wie˛c czas spotkac´ swojego wymarzonego faceta.
– Dzie˛ki za troske˛, Tills – Claire us´ miechne˛ła sie˛
– ale dobrze mi samej i nie zamierzam tego zmieniac´ .
Eliot juz˙ miał wchodzic´ do dyz˙ urki, gdy nagle usły-
szał swoje nazwisko. Doszedł do wniosku, z˙ e to chyba
nie najlepsza chwila, by sie˛ ujawniac´ ze swoja˛ obec-
nos´ cia˛.
Jednakz˙ e, chca˛c nie chca˛c, wiedział, kogo dotyczyła
rozmowa, i słysza˛c ka˛s´ liwy przytyk Claire Thurman,
miał ochote˛ zazgrzytac´ ze˛bami. ,,Ale jak kaz˙ dy lekarz
Strona 5
6 KATE HARDY
kontraktowy zaraz po pracy zmiata do domu az˙ sie˛
kurzy’’. No prosze˛!
Uwaga młodej pani ordynator mocno go ubodła, u-
znał ja˛ bowiem za całkowicie niezasłuz˙ona˛. Choc´ w Lud-
bury Memorial Hospital pracował dopiero od tygodnia
i ledwie miał czas ze wszystkim sie˛ zapoznac´ , dawał
z siebie maksimum. Uwaz˙ ał, z˙ e bardzo dobrze wypełnia
swoje obowia˛zki, ale nie mo´ gł zostawac´ ani chwili dłu-
z˙ ej po godzinach.
Nie z powodu lenistwa, jak wydawała sie˛ sugerowac´
pani ordynator, lecz s´ wiadomos´ ci, z˙ e gdyby choc´ troche˛
sie˛ spo´ z´ nił, Fran by na niego nie poczekała i w domu
wszystko zacze˛łoby sie˛ walic´ .
Włas´ nie z uwagi na napie˛ty harmonogram dnia zde-
cydował sie˛ przed pie˛ciu laty na funkcje˛ lekarza kon-
traktowego, bo tylko wtedy mo´ gł w kaz˙ dej chwili odejs´ c´
ze szpitala, bez uszczerbku dla całego personelu. I za-
wsze doskonale wywia˛zywał sie˛ ze swych obowia˛zko´ w,
takz˙ e tutaj.
Mimo to doktor Thurman z jakichs´ powodo´ w uwaz˙ a,
z˙ e sie˛ wałkoni. Nawet nie za bardzo mo´ gł ja˛ przekony-
wac´ , z˙ e jest inaczej, bo to by sprawiało wraz˙ enie, z˙ e do-
maga sie˛ litos´ ci. No i z˙ e podsłuchuje.
Odczekał, az˙ ucichnie rozmowa, wzia˛ł głe˛boki od-
dech i wszedł do dyz˙ urki.
– O, doktor Slater! – Claire przywitała go jak gdyby
nigdy nic. – Moge˛ w czyms´ pomo´ c?
– Skon´ czyłem uzupełniac´ historie˛ choroby Becky
Poole. Zostawiam do przejrzenia, pani doktor.
– Dzie˛kuje˛. – Claire wzie˛ła od niego notatki. – Zdaje
sie˛, z˙ e ma pan teraz przerwe˛?
Strona 6
˙ YCIE
NA CAŁE Z 7
– Owszem, ale to bez znaczenia – odparł chłodno.
Uwaga doktor Thurman o jego rzekomym lekkim
traktowaniu obowia˛zko´ w nadal dz´ wie˛ czała mu w uszach.
– Przeciwnie – odparła ku jego zdumieniu Claire
i obdarzyła go miłym us´ miechem, od kto´ rego niespo-
dzianie szybciej zabiło mu serce. – Ratunkowy oddział
noworodko´ w to prawdziwy poligon, wie˛c personel musi
dbac´ o regularny odpoczynek, z˙ eby sie˛ nie wypalic´ . Nie
jestem dla podwładnych az˙ tak sroga.
– Prosze˛ w to nie wierzyc´ – powiedziała scenicznym
szeptem Tilly. – Nasza Claire to prawdziwy tyran.
– No włas´ nie. Warto o tym pamie˛tac´ – potwierdziła
Claire z udawana˛ powaga˛ i kieruja˛c sie˛ do wyjs´ cia, do-
rzuciła: – A teraz przepraszam, musze˛ pe˛dzic´ , bo pac-
jentka czeka.
– Mam nadzieje˛, z˙ e przyja˛ł to pan jako z˙ art – zagad-
ne˛ła po jej wyjs´ ciu Tilly. – Claire czasami lubi po-
zrze˛dzic´ , ale to s´ wietna szefowa, i w ogo´ le wspaniały
człowiek. Doskonale dba o personel, ale o jednym nie
pozwala zapomniec´ : pacjent zawsze jest na pierwszym
miejscu. No to tyle wyma˛drzania sie˛. A teraz prosze˛
powiedziec´ , jak długo zamierza pan u nas zostac´ ?
– Przypuszczalnie az˙ do powrotu doktor Kelly z ma-
cierzyn´ skiego, bo to za nia˛ wzia˛łem zaste˛pstwo – odparł
ostroz˙ nie, staraja˛c sie˛ nie precyzowac´ daty, by nie kusic´
licha. Bo jedynie mo´ gł miec´ nadzieje˛, z˙ e Fran nadal
be˛dzie mu pomagała i z˙ e Ryan sie˛ nie rozchoruje.
– Oby jak najdłuz˙ ej, bo po oddziale juz˙ chodzi wies´ c´ ,
jaki to pan doktor jest s´ wietny.
Dalsze wywody Tilly przerwało brze˛czenie pagera.
Eliota wezwano na oddział noworodko´ w.
Strona 7
8 KATE HARDY
– Nie podoba mi sie˛ jeden z wczes´ niako´ w – rzekła
na powitanie zaniepokojona siostra Shannon, gdy dotarł
na miejsce. – Ma zaledwie dwadzies´ cia godzin i przy-
szedł na s´ wiat w trzydziestym sio´ dmym miesia˛cu cia˛z˙ y.
Waga niecałe trzy kilogramy. Pierworodny. Matka nie
zgłaszała z˙ adnych problemo´ w podczas cia˛z˙ y, choc´ kon´ -
co´ wke˛ porodu miała cie˛z˙ ka˛ i w kon´ cu zdecydowano sie˛
na pro´ z˙ niocia˛g.
– Ile punkto´ w w skali Apgar?
– Szes´ c´ , pomiar po pie˛ciu minutach.
– Jakie objawy? – pytał dalej Eliot.
Szo´ stka nie jest najgorsza, lecz wolałby choc´ by ze
dwa punkty wie˛cej.
– Włas´ nie z tym mam najwie˛kszy problem. Nie mo-
ge˛ niczego dokładnie okres´ lic´ , a z drugiej strony wiem,
z˙ e cos´ jest nie tak – odparła Shannon nieco bezradnie.
– Mały jest troche˛ senny, ale u wczes´ niako´ w to normal-
ka. Natomiast zacze˛ły sie˛ problemy z karmieniem, kto´ -
rych pocza˛tkowo nie było. Niby nic wielkiego, ale tro-
che˛ mnie to wszystko niepokoi.
Eliot zerkna˛ł na plakietke˛ Shannon, kto´ ra informo-
wała, z˙ e jest starsza˛ połoz˙ na˛. Uznał, z˙ e nie moz˙ na lekce-
waz˙ yc´ jej instynktu.
– A jak matka? – spytał.
– Ma lekko podwyz˙ szona˛ temperature˛.
Eliot poczuł, z˙ e trafił na trop. Przypuszczalnie zaka-
z˙ enie bakteryjne.
– Czy w czasie cia˛z˙ y robiono jej test na obecnos´ c´
paciorkowco´ w z grupy B?
Shannon przejrzała szybko notatki.
– Z naszych danych wynika, z˙ e nie.
Strona 8
˙ YCIE
NA CAŁE Z 9
– To by sie˛ zgadzało... – mrukna˛ł pod nosem. –
Chciałbym zobaczyc´ naszego małego pacjenta.
Przeszli za parawan, gdzie Shannon przedstawiła mu
pacjentke˛, Leone˛ Peters. Eliot wzia˛ł od niej synka.
– Chłopak jak malowanie! – stwierdził i przytulił
malca.
– Ma˛z˙ mo´ wi, z˙ e z ta˛ spiczasta˛ gło´ wka˛ wygla˛da jak
Marsjanin – poskarz˙ yła sie˛ pacjentka.
– Prosze˛ sie˛ tym nie martwic´ – rozes´ miał sie˛ Eliot. –
Wszystkie dzieci po pro´ z˙ niocia˛gu tak wygla˛daja˛. Ale
gło´ wka szybko nabiera normalnych kształto´ w. No, ma-
luszku! Co z toba˛? Chcesz nam nape˛dzic´ strachu?
Eliot zacza˛ł badac´ małego Ricky’ego. Rytm serca był
nieco za wysoki, dziecko miało tez˙ przyspieszony, lekko
s´ wiszcza˛cy oddech, a podczas badania było dos´ c´ nie-
spokojne. Eliot coraz bardziej sie˛ upewniał co do słusz-
nos´ ci swoich podejrzen´ .
– Musze˛ przeprowadzic´ kilka badan´ , pani Peters –
oznajmił na koniec. – Chciałbym wzia˛c´ małego do sie-
bie na oddział.
– To znaczy na intensywny? Na jak długo? – Pani
Peters zaniepokoiła sie˛ nie na z˙ arty.
– Prosze˛ sie˛ nie obawiac´ , badania nie powinny po-
trwac´ długo – uspokajał Eliot. – Poza tym wolno pani
oczywis´ cie po´ js´ c´ z nami.
– Moz˙ e to tylko jakies´ lekkie przezie˛bienie? – dopy-
tywała z nadzieja˛. – Ostatnio nie najlepiej sie˛ czułam.
Moz˙ e cos´ przeszło na małego ode mnie?
– Niewykluczone – odparł wymijaja˛co Eliot. Wolał
nie niepokoic´ pacjentki swoimi podejrzeniami. – Ale
na wszelki wypadek trzeba zrobic´ wszystkie moz˙ liwe
Strona 9
10 KATE HARDY
badania, takz˙ e u pani. Potrzebny mi be˛dzie tez˙ wymaz
z pochwy. Poprosimy Shannon, z˙ eby sie˛ tym zaje˛ła, a ja
tymczasem wezme˛ małego na oddział.
– Doła˛czymy do was zaraz po badaniach – oznajmiła
Shannon.
– Dzie˛kuje˛. – Eliot us´ miechna˛ł sie˛ i trzymaja˛c tro-
skliwie niemowlaka, ruszył w strone˛ oddziału nowo-
rodko´ w.
Po drodze przekazał kilka polecen´ piele˛gniarkom,
a w kon´ cu umies´ cił chłopczyka w inkubatorze. Niemal
w tej samej chwili zjawiła sie˛ koło niego Claire.
– Tilly powiedziała mi, z˙ e podejrzewa pan zakaz˙ enie
paciorkowcem – zwro´ ciła sie˛ do Eliota.
– Wszystko na to wskazuje. – Pokiwał z troska˛ gło-
wa˛. – Mały jest senny, wykazuje brak łaknienia, ma
przyspieszony rytm serca i oddechu oraz podwyz˙ szona˛
temperature˛. Moz˙ e to zespo´ ł błon szklistych, ale na tym
etapie trudno to jednoznacznie stwierdzic´ . Poza tym
matka tez˙ ma temperature˛.
– Jes´ li to zakaz˙ enie, to dziecko musiało sie˛ zarazic´
podczas porodu. Poro´ d był normalny?
– Nie, konieczne było zastosowanie pro´ z˙ niocia˛gu.
Dlatego chce˛ wszystko jak najszybciej posprawdzac´ .
Jes´ li to paciorkowce, to musimy sie˛ pospieszyc´ . Nie
moz˙ emy czekac´ , az˙ hodowla potwierdzi moje podej-
rzenie. Uwaz˙ am, z˙ e trzeba dmuchac´ na zimne i podac´
penicyline˛ oraz gentamycyne˛.
Claire pokiwała w zamys´ leniu głowa˛. Posocznica jest
ogromnie groz´ na dla noworodko´ w i jes´ li w pore˛ nie
podejmie sie˛ odpowiednich działan´ , szansa, z˙ e dziecko
przez˙ yje, wynosi zaledwie pie˛c´ dziesia˛t procent.
Strona 10
˙ YCIE
NA CAŁE Z 11
Jes´ li punkcja wykaz˙ e brak zakaz˙ enia, moz˙ na prze-
rwac´ podawanie antybiotyko´ w juz˙ po dwo´ ch dobach,
a wie˛c dziecko nie otrzyma zbyt duz˙ ej dawki lekarstwa.
– Zgoda – powiedziała w kon´ cu. – I oczywis´ cie
przez dwie doby mały musi byc´ pod s´ cisła˛ obserwacja˛,
bo w kaz˙ dej chwili grozi mu zapalenie płuc. Chce pan,
z˙ ebym porozmawiała z matka˛ o wste˛pnej diagnozie?
– Dzie˛kuje˛, sam z nia˛ pomo´ wie˛.
– Moz˙ e w takim razie zrobie˛ małemu punkcje˛?
– Byłbym ogromnie wdzie˛czny, bo tego nienawidze˛.
Claire pogłaskała czubkami palco´ w policzek malca.
– Postaram sie˛, z˙ eby cie˛ nawet troszke˛ nie zabolało,
kruszynko – wyszeptała pieszczotliwie i dodała, zwra-
caja˛c sie˛ do Eliota: – Skocze˛ po sprze˛t do zabiegu i zaraz
wracam.
Kiwna˛ł głowa˛, a odprowadzaja˛c Claire wzrokiem, za-
dumał sie˛. Pracuja˛ ze soba˛ dopiero przez tydzien´ , a juz˙
miał wraz˙ enie, z˙ e mine˛ły lata. Porozumiewali sie˛ niemal
bez sło´ w, jak gdyby Claire czytała w jego mys´ lach.
Choc´ bardziej prawdopodobne wytłumaczenie pod-
sune˛ła Tilly: Claire jest po prostu s´ wietnym lekarzem.
A skoro tak, rozumuje˛ podobnie jak Eliot.
Po chwili Claire wro´ ciła i zanim Eliot sie˛ obejrzał,
wykonała zabieg.
– I po bo´ lu, mały! – rzekła z zadowoleniem, rozcie-
raja˛c miejsce ukłucia. – Zaraz wpadnie po ciebie mamu-
sia, a Eliot sprawdzi, jaka˛ masz temperature˛ i postara
sie˛, z˙ eby ci sie˛ lepiej oddychało.
Po raz pierwszy nazwała Eliota po imieniu, a zrobiła
to tak naturalnie, jak gdyby juz˙ od dawna zwracali sie˛ do
siebie po imieniu. Eliot ze zdziwieniem odkrył, z˙ e spra-
Strona 11
12 KATE HARDY
wiło mu to ogromna˛ przyjemnos´ c´ . Zaraz jednak przy-
wołał sie˛ do porza˛dku.
Nie moz˙ e sobie pozwolic´ na z˙ adne osobiste odczucia,
nawet gdyby Claire była samotna, co przy jej urodzie
jest raczej niemoz˙ liwe. Poza tym Claire jest kolez˙ anka˛
z pracy, w dodatku szefowa˛. Ale najwaz˙ niejsze, z˙ e musi
przede wszystkim mys´ lec´ o Ryanie. A skoro, jak słyszał
z jej ust, Claire nie mys´ li o małz˙ en´ stwie i nie chce miec´
własnych dzieci, tym bardziej nie be˛dzie chciała cudze-
go syna.
No co´ z˙ , trzeba zadbac´ o to, by ich znajomos´ c´ ograni-
czyła sie˛ do kontakto´ w w pracy.
Tylko dlaczego wyobraz´ nia bez przerwy podsuwała
mu takie na przykład pytania, jak wygla˛dałyby jej
pie˛kne kasztanowe włosy, gdyby s´ cia˛gne˛ła opaske˛ i je
rozpus´ ciła? Jaki odcien´ przybrałyby jej ciemne oczy,
gdyby zacza˛ł ja˛ całowac´ ? Jej cudownie skrojone, pełne
usta...
– To co? Podejmie sie˛ pan wytłumaczenia mamie
Ricky’ego, z˙ e przez jakis´ czas musimy trzymac´ go pod
kroplo´ wka˛?
Eliot z trudem wro´ cił do rzeczywistos´ ci.
– Prosze˛...? – wymamrotał. – A tak, jak najbardziej.
– To s´ wietne, bo włas´ nie Shannon wwozi ja˛ na od-
dział. A ja musze˛ leciec´ .
Na widok synka podła˛czonego do kroplo´ wki pani
Peters przytkne˛ła dłon´ do ust. Widac´ było, z˙ e z trudem
powstrzymuje atak paniki.
– Czy to konieczne? Co sie˛ dzieje?
– Prosze˛ sie˛ nie martwic´ – rzekł Eliot uspokajaja˛cym
tonem i pokro´ tce wyjas´ nił pacjentce, jaka˛ postawił diag-
Strona 12
˙ YCIE
NA CAŁE Z 13
noze˛, i co małego czeka. Na koniec zas´ dodał: – Przy tak
wczesnym rozpoznaniu jest niemal w stu procentach
pewne, z˙ e pani synkowi nic nie be˛dzie. Prosze˛ sie˛ nie
martwic´ , bo takz˙ e pani musi wro´ cic´ do siebie po poro-
dzie, a troski pani w tym nie pomoga˛. Wszystko be˛dzie
dobrze. Zobaczy pani, z˙ e za tydzien´ o tej porze juz˙ nie
be˛dzie pani pamie˛tała o całej sprawie i be˛dzie barasz-
kowała z synkiem.
Claire przeklinała w duchu swawolne z˙ arty Tilly.
,,Jest na czym oko zawiesic´ ... moz˙ e taki smarkaty ko-
chas´ dobrze by ci zrobił...’’
Siła˛rzeczy zacze˛ła patrzec´ na Eliota nie jak na kolege˛
z pracy, ale jak na me˛z˙ czyzne˛. A na to sobie nie mogła
pozwolic´ , bo z˙ aden zwia˛zek, czy to z nim, czy kimkol-
wiek innym, nie wchodzi w gre˛, po´ ki nie otrzyma stop-
nia naukowego.
A potem sie˛ zobaczy. W kaz˙ dym razie me˛z˙ czyzna,
kto´ ry by mys´ lał o małz˙ en´ stwie z nia˛, musiałby zaakcep-
towac´ fakt, z˙ e na pierwszym miejscu w jej z˙ yciu jest
kariera i z˙ e posiadanie dzieci nie wchodzi w gre˛.
Tylko dlaczego bez przerwy staje jej w mys´ lach
postac´ Eliota Slatera? Oczami wyobraz´ ni widziała, z ja-
ka˛ troska˛ mo´ wił o stanie ich małego pacjenta, a potem
z jaka˛ serdecznos´ cia˛ sie˛ nim zajmował. I to jest zro-
zumiałe, bo takie zachowanie musi budzic´ sympatie˛.
Dlaczego jednak wyobraz´ nia podsuwała jej takz˙ e ob-
raz jego rozszerzonych z´ renic, jego pie˛knych zielonych
oczu ciemnieja˛cych z poz˙ a˛dania, jego rozchylaja˛cych
sie˛ ust, gdy...
No nie! To nie w porza˛dku. Dlaczego na zaste˛pstwo
Strona 13
14 KATE HARDY
nie przysłano jej lekarki? Albo lekarza w s´ rednim wie-
ku, z siwieja˛cymi skroniami, w typie ukochanego po-
czciwego wujaszka?
Dlaczego musiał jej sie˛ trafic´ lekarz zaledwie o dwa
lata od niej młodszy, i to o powierzchownos´ ci filmo-
wego gwiazdora? O ciemnych kre˛conych włosach, jas-
nej cerze i zabo´ jczo zielonych oczach, o ustach znamio-
nuja˛cych namie˛tnos´ c´ i wraz˙ liwos´ c´ ?
Rzeczywis´ cie, akta Eliota sprawdziła jedynie pod
ka˛tem zawodowego dos´ wiadczenia, nie szukaja˛c sen-
sacji osobistych. Intuicja jej jednak mo´ wiła, z˙ e Eliota
cos´ trapi. Poza tym, mimo z˙ e miał trzydzies´ ci lat i spore
kwalifikacje, z kto´ rych che˛tnie skorzystałby niejeden
renomowany szpital, nadal ograniczał sie˛ do funkcji le-
karza kontraktowego, biora˛c zaste˛pstwa za innych leka-
rzy, kto´ rzy z ro´ z˙ nych wzgle˛do´ w musieli is´ c´ na urlop. No
i brał tylko dzienne zmiany. Moz˙ e opiekuje sie˛ jakims´
starszym krewnym, czy kto´ ryms´ z rodzico´ w?
Tak czy owak, nie jest to jej sprawa. Ani jej w głowie
mys´ lec´ o nim jak o potencjalnym partnerze. Eliot pracu-
je tu jako jej podwładny i jedynie w takiej roli musi go
postrzegac´ .
Gdy Eliot w kon´ cu uspokoił roztrze˛siona˛ matke˛ Ric-
ky’ego, ruszył szybkim krokiem do dyz˙ urki, by sie˛
przebrac´ i czym pre˛dzej wro´ cic´ do domu.
Nagle zatrzymał go głos Claire:
– Przepraszam, doktorze Slater. Czy moz˙ emy za-
mienic´ dwa słowa?
– Oczywis´ cie, pani doktor – odparł, choc´ z trudem
zwalczył che˛c´ zerknie˛cia na zegarek.
– Chciałam tylko podzie˛kowac´ za tak profesjonalne
Strona 14
˙ YCIE
NA CAŁE Z 15
i pełne ciepła podejs´ cie do naszych pacjento´ w, matki
i syna.
Eliot omal nie poczerwieniał z zadowolenia. Słowa
uznania od samej pani ordynator, no, no. Ale nie mo´ gł
sobie odmo´ wic´ wetknie˛cia małej szpileczki...
– I nawet zostałem troche˛ po czasie!
– Nie rozumiem...
– Przypadkiem podsłuchałem pani rozmowe˛ z Tilly.
– Och! – Claire z trudem opanowała zmieszanie. –
Faktem jest, z˙ e znika pan zaraz po pracy, jakby sie˛ pa-
liło, jakby pan nie chciał miec´ z nami nic wspo´ lnego.
– Owszem, wychodze˛ zaraz po pracy, ale w trakcie
zmiany daje˛ z siebie wszystko. Sprawa jest prosta, ze
wzgle˛do´ w osobistych nie moge˛ zostawac´ w szpitalu ani
chwili dłuz˙ ej. Przykro mi.
Claire milczała, jak gdyby czekała na bardziej precy-
zyjne wyjas´ nienia. Ale Eliot nie zamierzał tego robic´ , bo
musiałby opowiadac´ historie˛ swojego z˙ ycia, a nie po-
trzebował niczyjej litos´ ci, zwłaszcza ze strony Claire.
W kon´ cu ba˛kna˛ł:
– W takim razie dobranoc. Do jutra.
Strona 15
ROZDZIAŁ DRUGI
No, pie˛knie! Oczywis´ cie, musiał trafic´ na korek. Za-
dzwonił do domu, ale odezwała sie˛ tylko automatyczna
sekretarka.
– To ja – rzekł po ostatnim sygnale. – Chciałem po-
wiedziec´ , z˙ e juz˙ jestem w drodze, ale wpakowałem sie˛
w paskudny korek.
Posuwaja˛c sie˛ w z˙o´ łwim tempie, starał sie˛ zapanowac´
nad panika˛, usiłuja˛c siebie przekonac´ , z˙e Fran, opiekun-
ka Ryana, nie zostawiłaby go samego. Pewnie nie słysza-
ła telefonu, przygotowuja˛c dla chłopca podwieczorek.
Gdy w kon´ cu wszedł do mieszkania, serce mu waliło
młotem, ale ze wzgle˛du na syna starał sie˛ nie okazywac´
niepokoju.
Ryan siedział przed telewizorem, jedynie od czasu do
czasu popatruja˛c na ekran, gdyz˙ cała˛ uwage˛ pos´ wie˛cał
złoz˙ eniu skomplikowanego robota. Widac´ było, z˙ e skła-
daja˛c model, bardziej polega na własnej intuicji niz˙
rysunkach w instrukcji.
– Czes´ c´ , synku.
– Czes´ c´ , tato – odparł Ryan, nie podnosza˛c głowy.
Jak zwykle. I takz˙ e jak zwykle Eliot zdusił w sobie
pragnienie, by jego synek podbiegł do niego rados´ nie
i rzucił mu sie˛ w obje˛cia. Z˙ eby usłyszec´ : ,,Czes´ c´ tatusiu,
strasznie za toba˛ te˛skniłem, bardzo cie˛ kocham’’. Z ˙ eby
Strona 16
˙ YCIE
NA CAŁE Z 17
zacza˛ł go zasypywac´ potokiem sło´ w o tym, co sie˛
wydarzyło w szkole, co na boisku. Co ciekawego robiła
Fran w cia˛gu dnia, a co on sam.
Inni rodzice bronili sie˛ przed takim codziennym jaz-
gotem swoich pociech, on dałby wszystko, by go usły-
szec´ . Wiedział jednak, z˙ e nigdy sie˛ tego nie doczeka,
i z˙ e nie jest to wina ani Ryana, ani jego. Po prostu musza˛
z tym z˙ yc´ , i juz˙ .
– Fran? Juz˙ wro´ ciłem! – zawołał.
Opiekunka wyszła z kuchni.
– Przygotowuje˛ małemu podwieczorek. Robie˛ palu-
szki drobiowe i frytki – oznajmiła.
Nie trzeba byc´ lekarzem, by wiedziec´ , z˙ e nie jest to
najzdrowsze menu dla siedmioletniego chłopca, ale
Eliot wolał unikac´ starc´ w kontaktach z Fran.
Jednakz˙ e, staraja˛c sie˛ urozmaicic´ diete˛ syna, pod-
suwał mu przy kaz˙ dej okazji warzywa i owoce.
– Dzie˛kuje˛, Fran... Jestem ci winien za dodatkowa˛
godzine˛ i cos´ ekstra za czekanie.
– No mys´ le˛! – odparła dziewczyna, wcale nie udob-
ruchana. – Mo´ wił pan, z˙ e be˛dzie w domu o wpo´ ł.
– Wierz mi, staram sie˛, jak moge˛. – Eliot czuł sie˛ jak
uczniak złapany na gora˛cym uczynku. – Ale utkna˛łem
w korku, a tego nie jestem w stanie przewidziec´ .
– Kaz˙ dy orze, jak moz˙ e. Ja tez˙ mam swoje z˙ ycie
i nikt mi nie napisze usprawiedliwienia, jak sie˛ spo´ z´ nie˛
na randke˛.
– Rozumiem i naprawde˛ przepraszam.
– Za przepraszam nic nie kupie˛.
Eliot miał ochote˛ przemo´ wic´ smarkuli do słuchu, ale
w pore˛ sie˛ powstrzymał. Znalezienie kogos´ , kto by sie˛
Strona 17
18 KATE HARDY
zaopiekował Ryanem, zaje˛ło mu cztery miesia˛ce, pod-
czas kto´ rych nie mo´ gł pracowac´ , i z˙ ywił sie˛ zupami
z puszki, bo to wychodziło najtaniej.
– Masz, postaw narzeczonemu cos´ na przeprosiny.
– Eliot wycia˛gna˛ł portfel i podał opiekunce banknot.
– Dzie˛ki. – Dziewczyna w okamgnieniu schowała
pienia˛dze do kieszeni. – Frytki i kurczak sa˛ w piekar-
niku. Za dziesie˛c´ minut be˛da˛gotowe. Do widzenia panu.
Trzym sie˛, Ryan.
– Mm – mrukna˛ł w odpowiedzi chłopiec całkowicie
pochłonie˛ty praca˛.
Dziesie˛c´ minut po´ z´ niej Eliot podał kolacje˛. Starał sie˛,
by wszystkie potrawy znajdowały sie˛ na tych co zwykle
talerzach, i z˙ eby naczynia nie stykały sie˛.
Naste˛pnie nalał soku do kubeczka Ryana, uwaz˙ aja˛c,
by pomie˛dzy brzegiem naczynia a płynem zachowac´ do-
kładnie centymetr. Psycholog namawiał go, aby – o ile
to moz˙ liwe – zmieniac´ na siłe˛ przyzwyczajenia dziec-
ka, ale Eliot nie chciał walczyc´ z synem. Chciał tylko
go kochac´ .
– Co tam dzis´ ciekawego w szkole? – spytał lekkim
tonem.
– Matma. – Ryan jak zwykle odpowiadał kro´ tko, ani
troche˛ nie rozwijaja˛c odpowiedzi.
– A poza tym? Co najmilej wspominasz?
– Truskawki na drugie s´ niadanie.
Eliot westchna˛ł w duchu. Wiedział, z˙ e oboje˛tnie jaka˛
wykaz˙ e inwencje˛ w swych pytaniach, Ryan ograniczy
sie˛ do najprostszych odpowiedzi.
Marzył, by choc´ raz chłopczyk opowiedział mu z za-
pałem o tym, jak grał w piłke˛, jak do klasy wpadł motyl
Strona 18
˙ YCIE
NA CAŁE Z 19
i wszyscy starali sie˛ pomo´ c mu wyleciec´ , jak sie˛ uczyli
nowej piosenki. Lecz tego rodzaju informacje zdobywał
jedynie na wywiado´ wkach od nauczycieli.
Dokon´ czyli posiłek w milczeniu.
– Moge˛ juz˙ is´ c´ do komputera? – spytał Ryan.
– Oczywis´ cie. Jes´ li odrobiłes´ lekcje.
– Zostało mi tylko czytanie.
– Dobrze, niech be˛dzie komputer, ale nie dłuz˙ ej niz˙
po´ ł godziny. A moz˙ e potem, przed spaniem, bys´ mi tro-
che˛ poczytał? – Zmiana codziennego harmonogramu
była ryzykowna, ale tym razem obeszło sie˛ bez sensacji.
– Dobrze, tato.
Po chwili po chłopcu nie było s´ ladu, a z jego pokoju
rozległo sie˛ brze˛czenie komputera.
Po´ ł godziny po´ z´ niej Eliot wyka˛pał syna, a potem
nadszedł czas na lekture˛. Ryan przeczytał opowiadanie
szybko i sprawnie i jak zwykle w nagrode˛ otrzymał od
ojca złota˛ gwiazde˛.
– To były bardzo interesuja˛co przeczytane dialogi.
– Eliot wiedział, z˙ e szkolny terapeuta Ryana koncent-
ruje sie˛ teraz na jego umieje˛tnos´ ci wczuwania sie˛ w po-
stacie literackie i chciał chłopca zdopingowac´ .
– Dzie˛kuje˛, tato.
– No, to dobranoc, syneczku. – Eliot przytulił go do
siebie mocno. – Bardzo cie˛ kocham.
Jak zwykle w takich sytuacjach, na twarzy Ryana po-
jawiał sie˛ nieco spłoszony, zaniepokojony wyraz. Chło-
piec uciekł oczami w bok, unikaja˛c wzroku ojca.
Eliot zacisna˛ł ze˛by. Wiedział, z˙ e mały go kocha, ale
wyznanie tego czy pokazanie jest dla niego niemoz˙ liwe.
Fakty – tak, emocje – nie.
Strona 19
20 KATE HARDY
– Dobranoc, tato – odparł Ryan i zanim jeszcze Eliot
wyszedł z pokoju, chłopczyk zagłe˛bił sie˛ w czytaniu
jakiejs´ popularnonaukowej ksia˛z˙ ki.
Cie˛z˙ kim, zme˛czonym krokiem Eliot zszedł na do´ ł.
Nagle, zupełnie niespodzianie, stane˛ły mu w pamie˛ci
ciemne, pełne ekspresji oczy Claire, i mimo podłego
nastroju us´ miechna˛ł sie˛ rados´ nie. Moz˙ e jest jakas´ szan-
sa, z˙ eby on i pie˛kna pani ordynator...?
Zaraz jednak wro´ cił pamie˛cia˛ do podsłuchanej roz-
mowy, do zapewnien´ Claire, z˙ e nie chce miec´ dzieci,
i us´ miech zastygł mu na ustach. Jes´ li ona nie chce wła-
snych dzieci, to jak mo´ gł nawet marzyc´ , z˙ e chciałaby sie˛
zajmowac´ cudzym dzieckiem, zwłaszcza jes´ li jest ono
troche˛ inne od wszystkich?
Eliot westchna˛ł cie˛z˙ ko. Potrafił zrozumiec´ , z˙ e nie
kaz˙ dy jest herosem, z˙ e ludzie staraja˛ sie˛ szukac´ dla
siebie jak najmniej ciernistej drogi z˙ ycia, co wcale nie
poprawiało mu nastroju. Wiedział, z˙ e cie˛z˙ ko be˛dzie
znalez´ c´ kobiete˛, kto´ ra pokochałaby nie tylko jego, ale
takz˙ e Ryana.
Dlatego, skoro nie ma szans, nie powinien nawet
mys´ lec´ o Claire Thurman. Tylko jak to zrobic´ ?
Bess czekała juz˙ pod drzwiami. Na widok Claire roz-
pocze˛ła szalony taniec.
– Oho! – mrukne˛ła Claire, targaja˛c delikatnie ucho
golden retrievera. – Teraz pewnie masz ochote˛ zmyc´ mi
głowe˛ za to, z˙ e bez przerwy siedze˛ w pracy, tylko nie
wiesz, jak to jest po psiemu. No, zbieramy sie˛!
Pie˛c´ minut ostrego biegu z Bess u boku przywro´ ciło
Claire do z˙ ycia. Po raz pierwszy tego dnia miała ochote˛
Strona 20
˙ YCIE
NA CAŁE Z 21
na us´ miech, ale nagle przypomniała sobie rozmowe˛
z Eliotem.
Była na siebie zła, z˙ e mo´ wiła o nim z Tilly za jego
plecami. Tym bardziej z˙ e to, kiedy wychodzi z pracy,
jest tylko i wyła˛cznie jego sprawa˛ i nikt nie ma prawa
z˙ a˛dac´ od niego wie˛cej.
Claire nie miała wa˛tpliwos´ ci, z˙ e te˛ złos´ liwostke˛ po-
wiedziała pod jego adresem jedynie pod wpływem chan-
dry po lis´ cie od byłej tes´ ciowej. Co najgorsze, Eliot to
usłyszał, wie˛c teraz było jej po prostu wstyd.
Nagle stane˛ła jak wryta, bo us´ wiadomiła sobie, z˙ e
Eliot mo´ gł słyszec´ takz˙ e dalsza˛ cze˛s´ c´ rozmowy, te˛,
w kto´ rej Tilly mo´ wiła o nim w roli smarkatego kochasia,
i spurpurowiała. Musi jak najszybciej z nim pogadac´ ,
wytłumaczyc´ , z˙ e to wszystko z˙ arty i przekomarzanie
z Tilly, kto´ ra jako s´ wiez˙ o upieczona z˙ ona stara sie˛
wszystkich woko´ ł ła˛czyc´ w pary.
W pary...
Na mys´ l o tym, z˙ e ona i Eliot w ogo´ le mogliby stwo-
rzyc´ pare˛, zrobiło jej sie˛ gora˛co. Ale natychmiast przy-
wołała sie˛ do porza˛dku.
– Dziewczyno, opanuj sie˛ – strofowała sie˛ pod no-
sem. – Pewnie taki facet jak Eliot i tak jest zaje˛ty. A poza
tym jestes´ jego szefowa˛, i w dodatku starsza˛ od niego
o dwa lata. No i ostatecznie zdecydowałas´ , z˙ e do czasu
zrobienia stopnia naukowego z˙ adne zwia˛zki nie wcho-
dza˛ w gre˛. Dos´ c´ mrzonek i pe˛dem do domu.
Naste˛pnego dnia rano Claire nie miała moz˙ liwos´ ci
porozmawiania z Eliotem, bo mogła zrobic´ sobie prze-
rwe˛ dopiero w porze lunchu. W bufecie kupiła sałatke˛