Karen Blixen - Pozegnanie z Afryka

Szczegóły
Tytuł Karen Blixen - Pozegnanie z Afryka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Karen Blixen - Pozegnanie z Afryka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Karen Blixen - Pozegnanie z Afryka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Karen Blixen - Pozegnanie z Afryka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PO�EGNANIE Z AFRYK� Przek�ad Jerzy Giebu�towicz KAREN BLIXEN KAMANTE I LULU Farma Ngong Mia�am w Afryce farm� u st�p g�r Ngong. Sto sze��dziesi�t kilometr�w bardziej na p�noc wy�yn� przecina�a linia r�wnika, farma za� le�a�a prawie dwa tysi�ce metr�w nad poziomem morza. W po�udnie odczuwa�o si� t� wysoko�� tak, jak gdyby cz�owiek znalaz� si� blisko s�o�ca. Ranki i wieczory by�y jednak przejrzyste i orze�wiaj�ce, a noce ch�odne. Po�o�enie wysoko�ci z po�o�eniem geograficznym sprawia�o, i� krajobraz nie mia� sobie r�wnego na ca�ym �wiecie. By� surowy, pozbawiony bujnej ro�linno�ci - Afryka przedestylowana przez dwa tysi�ce metr�w atmosfery, mocno skoncentrowana tre�� kontynentu. Md�e, przypalone kolory przypomina�y barw� ceramiki. Listowie drzew, lekkie i delikatne, ros�o zupe�nie inaczej ni� na europejskich drzewach. Nie tworzy�o okr�g�awych kopu�, lecz uk�ada�o si� w poziome i r�wnoleg�e do siebie warstwy, dzi�ki czemu pojedyncze drzewa przypomina�y palmy albo sylwetki romantycznych okr�t�w bohatersko p�yn�cych pod pe�nymi �aglami. Z tego te� powodu kraj lasu sprawia� takie wra�enie, jakby si� nieustannie lekko ko�ysa�. Na rozleg�ych r�wninach tu i tam stercza�y stare, powykr�cane kikuty cierniowc�w, trawa wygl�da�a jak posypana tymiankiem i mirtem; miejscami zapach by� tak silny, �e a� kr�ci�o w nosie. Kwiaty spotykane na stepie lub na pn�czach i lianach w dziewiczych lasach by�y drobniutkie; tylko na pocz�tku pory deszczowej stepy pokrywa�y si� du�ymi, ci�kimi i mocno pachn�cymi liliami. Widoki roztacza�y si� niezmiernie daleko. Wszystko przed oczyma �wiadczy�o o wielko�ci, wolno�ci i niezr�wnanej szlachetno�ci. Najwa�niejsze by�o powietrze - i dla krajobrazu, i dla cz�owieka. W moich wspomnieniach z pobytu na afryka�skim p�askowy�u dominuje zawsze wra�enie, i� przez jaki� czas �ycie toczy�o si� jak gdyby wysoko w powietrzu. Niebo by�o zwykle jasnoniebieskie lub bladoliliowe, bardzo rzadko nieco ciemniejsze, pe�ne pot�nych i niewa�kich chmur, zmieniaj�cych si� ci�gle i �egluj�cych, we wszystkich kierunkach. Posiada�o jednak ukryt� moc b��kitu, kt�rego g��boki, �wie�y odcie� nak�ada�o na pasma wzg�rz i na lasy. W po�udnie powietrze nad ziemi� o�ywa�o jak p�on�cy ogie�: iskrzy�o si�, falowa�o i b�yszcza�o jak wodne kaskady, na kszta�t zwierciad�a odbija�o i podwaja�o wszystkie przedmioty, tworzy�o przer�ne fatamorgana. Na tej wysoko�ci oddycha�o si� �atwo, p�uca wci�ga�y o�ywcz� lekko��, tchnienie optymizmu. Na tej wysoko�ci cz�owiek budzi� si� rankiem i my�la�: �Jestem tu, gdzie powinienem by�. D�ugie pasmo g�r Ngong ci�gnie si� z p�nocy na po�udnie ukoronowane czterema szlachetnymi szczytami, kt�re jak znieruchomia�e fale odcinaj� si� g��bszym b��kitem od t�a nieba. G�ry wznosz� si� blisko dwa tysi�ce siedemset metr�w ponad poziom morza, po wschodniej stronie ich kraw�d� pi�trzy si� sze��set metr�w nad okolic�. Zachodnia kraw�d� jest wy�sza i bardziej stroma - opada pionowo do rozleg�ej doliny zwanej Wielkim Rowem, Great Rift Valley. Na wy�ynie wiatr wieje zawsze i niezmiennie z kierunku p�nocno - wschodniego. Jest to ten sam wiatr, kt�ry na wybrze�u Afryki i Arabii nazywaj� monsunem, Wschodnim Wiatrem, tak jak zwa� si� ulubiony ko� kr�la Salomona. Tutaj odczuwa si� go tak, jakby by� tylko oporem powietrza przy ruchu Ziemi w przestrzeni. Wiatr uderza wprost na zbocze g�r Ngong, dzi�ki czemu by�by tam prawdziwy raj dla szybowc�w, kt�re pr�d powietrza lekko przenosi�by ponad szczytem. Chmury w�druj�ce z tym wiatrem przylepia�y si� do zboczy albo zaczepia�y o szczyty i opada�y deszczem. Te za�, kt�re �eglowa�y wy�ej i omija�y grzbiet, znika�y za g�rami Ngong nad spalon� pustyni� Wielkiego Rowu. Z mego domu cz�sto obserwowa�am pot�ne procesje nadci�gaj�cych chmur i widzia�am, jak ich g��bokie i gro�ne pok�ady, zaledwie przemkn�y ponad g�rami, zaraz gwa�townie rzednia�y i rozp�ywa�y si� bez �ladu w b��kitnym powietrzu. G�ry widziane z farmy zmienia�y charakter kilkakrotnie w ci�gu jednego dnia, czasem wydawa�y si� bardzo bliskie, czasem bardzo odleg�e. Wieczorem, gdy patrzy�o si� na nie o zmierzchu, widzia�o si� srebrn� lini� obramiaj�c� sylwetk� ca�ego ciemnego pasma; potem, po zapadni�ciu nocy, cztery szczyty wydawa�y si� sp�aszczone i wyg�adzone, jakby pasmo g�rskie rozci�gn�o si� i u�o�y�o wygodnie. Niezr�wnany jest widok z g�r Ngong. Na po�udniu rozleg�e r�wniny, kr�lestwo zwierzyny, si�gaj�ce a� po Kilimand�aro; na wschodzie i na p�nocy podg�rski krajobraz podobny do olbrzymiego parku, za nim lasy, a jeszcze dalej falisty teren rezerwatu Kikujus�w ci�gn�cy si� a� do g�ry Kenii, odleg�ej o prawie sto pi��dziesi�t kilometr�w. Ten teren stanowi prawdziw� mozaik� poletek kukurydzy, gaj�w bananowych i ��k; gdzieniegdzie wida� niebiesk� smu�k� dymu nad tubylcz� wiosk�, skupieniem sto�kowatych kretowisk. Na zachodzie, g��boko w dole, le�y wysuszona, ksi�ycowa kraina - afryka�ski ni�. Br�zowa pustynia jest nieregularnie nakrapiana p�kami kolczastych krzak�w, kr�te koryta rzek pod��aj� za nier�wnymi pasami ciemnej zieleni. To lasy mimozowe, z�o�one z pot�nych drzew o rozleg�ych konarach i kolcach jak gwo�dzie. Tutaj rosn� kaktusy, tutaj mieszkaj� �yrafy i nosoro�ce. G�ry Ngong, gdy dotrze si� do ich serca, s� ogromne, malownicze i tajemnicze, urozmaicone d�ugimi dolinami, g�stymi chaszczami, zielonymi zboczami i skalistymi urwiskami. Wysoko pod jednym ze szczyt�w ro�nie nawet bambusowy gaj. �r�de� i strumieni nie brakuje, nieraz przy nich obozowa�am. Za moich czas�w �y�y w g�rach Ngong bawo�y, elandy i nosoro�ce - bardzo starzy tubylcy pami�tali tam nawet s�onie. Zawsze �a�owa�am, �e tego ca�ego obszaru nie w��czono do rezerwatu zwierz�cego. Tylko niewielka cz�� Ngong nale�a�a do rezerwatu, jego granic� znaczy� wierzcho�ek Po�udniowego Szczytu. Dla rozwijaj�cej si� kolonii i dla jej stolicy Nairobi, rozrastaj�cej si� do rozmiar�w du�ego miasta, g�ry Ngong mog�yby stanowi� wspania�y park zoologiczny. Zamiast tego w ostatnich latach mego pobytu w Afryce wielu m�odych mieszczuch�w, kupc�w, przedsi�biorc�w i urz�dnik�w przyje�d�ano w niedziele na motocyklach w g�ry i strzela�o do wszystkiego, co znalaz�o si� na muszce. Jestem pewna, �e zwierzyna opu�ci�a g�ry i przez kolczaste g�szcze i pustynie pow�drowa�a na po�udnie. �atwo by�o chodzi� grzbietem ca�ego �a�cucha g�rskiego, nawet po czterech szczytach. Trawa ros�a tak nisko jak na strzy�onych trawnikach, a gdzieniegdzie spod murawy przeziera� szary kamie�. Wzd�u� ca�ego grzbietu bieg�a w�ska �cie�ka wydeptana przez zwierzyn�; gdy wiod�a w g�r� po zboczach szczyt�w albo prowadzi�a w d�, wi�a si� �agodn� serpentyn�. Pewnego ranka, w czasie obozowania w g�rach, sz�am po tej �cie�ce i znalaz�am na niej �wie�e tropy stada eland�w i �wie�e �ajno. Pot�ne, spokojne zwierz�ta musia�y odwiedzi� szczyt o samym �wicie, a sz�y d�ugim rz�dem. Trudno oprze� si� wra�eniu, i� w�druj� jedynie po to, aby popatrzy� na krain� rozci�gaj�c� si� po obu stronach u st�p g�r. Na farmie uprawiali�my kaw�. M�wi�c prawd�, teren le�a� zbyt wysoko dla drzew kawowych, wobec czego uprawa wymaga�a ci�kiej pracy. Nigdy�my si� na tym nie wzbogacili. Plantacja kawy ma jednak to do siebie, �e cz�owiek mocno si� do niej przywi�zuje i nie potrafi z ni� zerwa�. Zawsze za� trzeba si� ko�o niej krz�ta�, a przewa�nie nie nad��a si� nigdy z robot�. Taki kawa� pola, rozplanowany i zagospodarowany wed�ug wszelkich regu�, sprawia� wra�enie na tle dzikiego otoczenia, ukszta�towanego tylko przez natur�. P�niej, gdy lata�am nad Afryk� samolotem i pozna�am swoj� farm� z powietrza, by�am pe�na podziwu i zachwytu nad moj� plantacj� kawy. Odcina�a si� jasn� zieleni� od szarozielonego krajobrazu, a jej kontury pozwoli�y mi zrozumie�, jak bardzo umys� ludzki lubuje si� w figurach geometrycznych. Ca�a okolica Nairobi, szczeg�lnie na p�noc od miasta, jest podobnie zagospodarowana i ludzie tam mieszkaj�cy nieustannie my�l� i m�wi� o uprawie, o przycinaniu drzewek i o zbiorze kawy, nocami za� le�� i medytuj� nad ulepszeniami w tych swoich fabrykach kawowych ziaren. Uprawa kawy wymaga mozolnej pracy. Nie wszystko uk�ada si� tak, jak to sobie wyobra�a m�ody zapaleniec, gdy pe�en nadziei d�wiga w ulewnym deszczu skrzynki m�odych, b�yszcz�cych sadzonek z inspekt�w i potem patrzy, jak robotnicy - a w takim dniu wszyscy wychodz� na pola - sadz� nik�e ro�linki w do�kach wykopanych r�wnymi rz�dami w wilgotnej ziemi, w kt�rej maj� rosn��, i os�aniaj� je dok�adnie przed s�o�cem ga��ziami wy�amanymi z buszu, bo przywilejem m�odo�ci jest prawo do cienia. Cztery lub pi�� lat up�ywa, zanim drzewka zaczn� owocowa�, tymczasem za� plantacj� mo�e nawiedzi� posucha albo choroba, a uparte afryka�skie chwasty wytrwale atakuj� pole: szczeg�lnie oset z d�ugimi, drapi�cymi owocniami, kt�re przyczepiaj� si� do odzie�y i po�czoch. Niekt�re drzewka posadzono �le, z zagi�tymi korzeniami; te zgin�, gdy tylko zaczn� kwitn��. Na jednym hektarze sadzi si� ponad tysi�c pi��set drzewek, moja za� plantacja kawy obejmowa�a dwie�cie czterdzie�ci hektar�w. Wo�y ci�gn�y kultywatory mi�dzy drzewkami tam i z powrotem po ca�ym polu, robi�y tysi�ce kilometr�w, zawsze cierpliwie, tak jak my cierpliwie czekali�my na poka�ne zbiory. Czasami plantacja kawy przedstawia�a przepi�kny widok. Gdy okry�a si� kwieciem na pocz�tku pory deszczowej, zdawa�o si�, �e to kredowa chmura osiad�a w�r�d mg�y i deszczu na dwustu czterdziestu hektarach ziemi. Kwiat drzewa kawowego ma delikatny, gorzkawy zapach, przypominaj�cy tarnin�. Skoro pole zaczerwieni�o si� od dojrza�ych owoc�w, wszystkie kobiety i dzieci zwane toto stawa�y obok m�czyzn do zbioru; mniejsze i wi�ksze wozy zwozi�y zbiory do �uszczarni nad rzek�. Maszyny i inne urz�dzenia tej �uszczarni nigdy nie sta�y na poziomie, lecz wszystko zaplanowali�my i zbudowali�my sami, bardzo wi�c byli�my z niej dumni. Raz nasza �fabryka� sp�on�a i trzeba j� by�o budowa� na nowo. Wielki b�ben do suszenia owoc�w obraca� si� bez przerwy, ziarna wydawa�y w jego brzuchu taki chrz�st jak kamyczki podrzucane fal� na brzegu morza. Czasami ziarno by�o suche i gotowe do wyj�cia z b�bna w �rodku nocy, musieli�my si� wtedy bez zw�oki zabiera� do roboty. Wygl�da�o to bardzo malowniczo. Mn�stwo latarni pali�o si� w ciemnym pomieszczeniu suszarni, paj�czyna obsypana �uskami ziaren kawowych tworzy�a na �cianach tajemnicze ornamenty, wok� b�bna skupia�y si� podniecone, czarne twarze, b�yszcz�ce w �wietle latarni. Nasza �fabryka�, takie mia�o si� uczucie, tkwi�a w wielkiej afryka�skiej nocy jak b�yszcz�cy klejnot w uchu mieszka�ca Czarnego L�du. P�niej wy�uszczon� kaw� sortowa�o si� wed�ug jako�ci i pakowa�o w worki zaszywane rymarsk� ig��. Wreszcie wczesnym rankiem, gdy jeszcze panowa� mrok, le��c w ��ku s�ysza�am, jak wozy wy�adowane worami kawy rusza�y na stacj� kolejow� w Nairobi. Ka�dy w�z zaprz�ony by� w szesna�cie wo��w i zabiera� pi�� ton �adunku. Pierwszy odcinek drogi, tu� obok �uszczarni, wi�d� pod g�r�; rozleg�y si� wi�c g�o�ne pokrzykiwania wo�nic�w biegn�cych przy zaprz�gach. Z przyjemno�ci� my�la�am, �e to jest jedyne wzniesienie na ca�ej drodze, bo farma le�a�a tysi�c metr�w wy�ej ni� miasto. Wieczorem wychodzi�am na spotkanie wracaj�cej procesji. Zm�czone wo�y, prowadzone przez r�wnie zm�czonych ma�ych toto, kroczy�y z opuszczonymi �bami, a znu�eni wo�nice wlekli biczyska tak, �e ��obili �lady w kurzu drogi. Zrobili�my wszystko, co�my mogli. Za dwa lub trzy dni kawa mia�a si� znale�� na morzu, nam pozostawa�o tylko cieszy� si� nadziej�, �e szcz�cie dopisze i uzyskamy dobre ceny na gie�dzie towarowej w Londynie. Mia�am dwa tysi�ce czterysta hektar�w ziemi, znacznie wi�cej, ni� pokrywa�a plantacja kawy. Na cz�ci posiad�o�ci r�s� dziewiczy las, a czterysta hektar�w zajmowali skwaterzy, miejscowi osadnicy, kt�rzy swoje poletka nazywali szamba. Zwykle tacy osadnicy, tubylcy pochodz�cy z okolicy, siedz� z rodzinami na niewielkich dzia�kach w obr�bie farmy bia�ego w�a�ciciela i za to odrabiaj� okre�lon� liczb� dni w roku. Osadnicy na mojej farmie, jak mi si� zdaje, zapatrywali si� na ten wzajemny stosunek zupe�nie odwrotnie. Wielu z nich urodzi�o si� na farmie, a przedtem ich ojcowie tu si� urodzili, wskutek czego sk�onni byli do uwa�ania mnie za co� w rodzaju osadnika wy�szego rz�du na ich w�asnych w�o�ciach. Na dzia�kach widzia�o si� znacznie wi�cej �ycia ni� na reszcie farmy, ich wygl�d zmienia� si� te� wraz z porami roku. Kukurydza przewy�sza�a wzrostem cz�owieka, a id�c w�skimi �cie�kami wydeptanymi mi�dzy jej �anami mia�o si� takie uczucie, jak gdyby z obu stron sta�y na baczno�� zielone szeregi wojska. Potem zbierano kukurydz�. Dojrza�� fasol� kobiety m��ci�y na polach, a stosy �odyg i str�k�w palono na miejscu, tak �e w pewnej porze roku wsz�dzie unosi�y si� cienkie smu�ki dymu. Kikujusi uprawiali te� s�odkie ziemniaki, kt�re mia�y li�cie podobne do li�ci winnej latoro�li i pokrywa�y ziemi� jak g�sto pleciona mata, oraz przer�ne odmiany ��to i zielono nakrapianej dyni. Gdy chodzi si� po szambach Kikujus�w, co krok widzi si� tyln� cz�� cia�a jakiej� staruszki, kt�ra kopie motyk� ziemi� i sprawia wra�enie strusia z g�ow� zagrzeban� w piasku. Ka�da kikujuska rodzina posiada�a kilka ma�ych, okr�g�ych i sto�kowatych chat mieszkalnych oraz szop przeznaczonych na sk�ady rozmaitych rzeczy. Przestrze� mi�dzy chatami, gdzie twardo ubita ziemia przypomina�a beton, by�a zawsze pe�na ruchu. Tu mielono kukurydz�, tu dojono kozy, tu roi�o si� te� od dzieci i kur. Przedwieczorn� por�, przy sinawym zmierzchu, mia�am zwyczaj polowa� na ostro�aste przepi�rki na zagonach s�odkich ziemniak�w wok� chat osadnik�w. Dzikie go��bie grucha�y wtedy gdzie� pod niebem na wysokich, jakby obwieszonych fr�dzlami drzewach, kt�re tu i �wdzie samotnie sta�y na szambach jako pozosta�o�� dziewiczego lasu pokrywaj�cego niegdy� teren ca�ej farmy. Do mojej farmy nale�a�o te� ponad tysi�c hektar�w ��k. Wysoka trawa na�ladowa�a ruch fal morskich p�dzonych silnym wiatrem, w�r�d niej mali kikujuscy pastuszkowie pilnowali kr�w. W ch�odnej porze roku przynosili ze sob� wiklinowe koszyczki z roz�arzonymi w�glami, co nieraz stawa�o si� �r�d�em po�aru niszcz�cego pastwiska. W latach posuchy tak�e zebry i elandy odwiedza�y ��ki przy farmie. Nasz� stolic� by�o Nairobi, odleg�e o niespe�na dwadzie�cia kilometr�w i po�o�one na r�wninie wci�ni�tej mi�dzy kilka wzg�rz. Tam mie�ci�a si� siedziba rz�du kolonii i r�ne centralne urz�dy. Nigdy nie jest tak, aby s�siednie miasto nie odgrywa�o roli w �yciu cz�owieka. Niezale�nie od tego, czy si� je lubi, czy nie, si�� jakiego� w�asnego prawa ci��enia miasto przyci�ga do siebie my�li. �wietlna �una nad Nairobi, widziana nocami z niekt�rych miejsc na farmie, pobudza�a moj� wyobra�ni� i narzuca�a mi wspomnienia wielkich miast w Europie. Gdy pierwszy raz przyby�am do Afryki, w Kenii nie by�o jeszcze samochod�w. Do Nairobi je�dzili�my albo konno, albo wozami zaprz�onymi w sze�� mu��w, kt�re zostawia�o si� w stajniach nale��cych do przedsi�biorstwa The Highland Transport. Przez ca�y czas mego kontaktu z miastem Nairobi cechowa�a pstrokacizna. Wspania�e, nowe, kamienne budynki, ca�e dzielnice sklep�w i warsztat�w z falistej blachy, urz�dy i bungalowy - wszystko to ci�gn�o si� wzd�u� ulic pokrytych kurzem i obsadzonych rz�dami drzew eukaliptusowych. Biura S�du Najwy�szego, Departamentu do Spraw Tubylc�w i Departamentu Weterynarii mie�ci�y si� w tak pod�ych warunkach, i� by�am pe�na podziwu dla urz�dnik�w, kt�rzy mogli pracowa� w gor�cych klitkach. Mimo wszystko Nairobi by�o miastem. Tu mo�na by�o kupi� r�ne rzeczy, pos�ucha� wiadomo�ci, zje�� �niadanie lub obiad i zata�czy� w klubie. �ycie bieg�o wartkim strumieniem, Nairobi mia�o m�odzie�cz� pr�no�� i zmienia�o si� z roku na rok. Gdy kto� wyjecha� na safari, to po powrocie z my�liwskiej w��cz�gi dostrzega� zmiany, kt�re tymczasem zasz�y. Wzniesiono gmach rz�du kolonii dostojny, ch�odny budynek z wytworn� sal� balow� i pi�knym ogrodem. Jak grzyby po deszczu ros�y du�e hotele, urz�dzano imponuj�ce wystawy rolnicze i ogrodnicze, a �sfery towarzyskie� od czasu do czasu urozmaica�y �ycie miasta szeregiem melodramat�w. Nairobi m�wi�o: �Korzystaj ze mnie i z czasu. Nie spotkamy si� ju� nigdy tak rozbrykani i zaborczy�. �y�am w najlepszej zgodzie z miastem, a raz nawet, jad�c jego ulicami, pomy�la�am, �e chyba nie wyobra�am sobie �wiata bez Nairobi. Dzielnice zamieszka�e przez miejscow� ludno�� i przybysz�w z innych stron Afryki by�y znacznie rozleglejsze od cz�ci miasta zaj�tej przez Europejczyk�w. Dzielnica Suahili, le��ca przy drodze do klubu Muthaiga, nie cieszy�a si� dobr� opini�, lecz chocia� brudna, zawsze t�tni�a weso�ym �yciem i zawsze co� si� tam dzia�o. Sta�y tam przewa�nie chaty sklecone ze starych puszek na naft�, wyklepanych na p�ask i prze�artych rdz�. Przypomina�o to raf� koralow�, jak�� zaskorupia�� formacj�, z kt�rej bezustannie ulatnia� si� duch post�puj�cej cywilizacji. Dzielnica Somali le�a�a nieco poza Nairobi; z tego powodu, jak mi si� zdaje, �e Somalijczycy przestrzegali zasady odosobnienia kobiet. W moich czasach kilka pi�knych somalijskich dziewcz�t, znanych po imieniu ca�emu miastu, usamodzielni�o si� i mieszka�o na bazarze, wodz�c za nos miejsk� policj�; by�y to inteligentne i urzekaj�ce stworzenia. W mie�cie jednak nie spotka�e� szanuj�cych si� kobiet tej narodowo�ci. Dzielnica Somali, niczym nie chroniona przed wiatrem, niczym nie ocieniona i niemi�osiernie zakurzona, musia�a przypomina� mieszka�com ich ojczyste, pustynne strony. �yj�c przez d�ugi czas, a nawet przez kilka pokole�, na jednym miejscu, Europejczycy nie potrafi� si� przyzwyczai� do zupe�nej oboj�tno�ci, z jak� ludy koczownicze traktuj� otoczenie swych domostw. Chaty w dzielnicy Somali by�y porozrzucane bez �adu i sk�adu na nagiej ziemi i sprawia�y takie wra�enie, jakby �a�owano na nie nawet gwo�dzi i obliczano ich trwanie najwy�ej na tydzie�. Ale po wej�ciu do takiej chaty oczekiwa�a go�cia niespodzianka w postaci schludnego wn�trza, urz�dzonego z rozmys�em i smakiem. Czu�o si� zapach arabskich wonno�ci, wsz�dzie widzia�o si� dywany i zas�ony, srebrne i miedziane naczynia, miecze o szlachetnych klingach i r�koje�ciach z ko�ci s�oniowej. Somalijskie kobiety odznacza�y si� godnym i uprzejmym sposobem bycia, go�cinno�ci� i weso�o�ci�, kt�r� wyra�a�y �miechem przypominaj�cym g�os srebrnych dzwonk�w. Ja czu�am si� w dzielnicy Somali prawie jak u siebie w domu, bo Farah Aden, m�j s�u��cy w okresie ca�ego mego pobytu w Afryce, by� Somalijczykiem; dlatego te� cz�sto uczestniczy�am w r�nych uroczysto�ciach w tej dzielnicy. U Somalijczyk�w obrz�dek weselny odbywa si� wed�ug wspania�ego, tradycyjnego ceremonia�u. Raz jako honorowego go�cia zaprowadzono mnie do komnaty ma��e�skiej, gdzie �ciany i �o�nic� pokrywa�y stare, mieni�ce si� delikatnie tkaniny i hafty. Ciemnooka panna m�oda przypomina�a sztywn� laleczk� w stroju z ci�kiego jedwabiu, z�ota i bursztynu. Somalijczycy zajmowali si� handlem byd�a i handlem r�nymi towarami na terenie ca�ego kraju. Do transportu towar�w trzymali mas� szarych osio�k�w, ale nieraz widywa�am te� u nich wielb��da - wynios�y, zahartowany produkt pustyni, tak wytrzyma�y na ziemskie trudy jak kaktus lub Somalijczyk. Zaci�te wa�nie rodowe przynosz� Somalijczykom wiele k�opot�w i nieszcz��. W tych jednak sprawach czuj� oni i rozumuj� inaczej ni� pozostali ludzie. Farah nale�a� do rodu Habr Yunis, ja wi�c sta�am po stronie tego rodu. Pewnego razu w dzielnicy Somali dosz�o do prawdziwej wojny mi�dzy dwoma rodami, Dulba Hantis i Habr Chaolo. Strzelano g�sto i podpalano sobie chaty, zgin�o dziesi�ciu lub dwunastu ludzi, dopiero interwencja w�adz po�o�y�a kres krwawej rozprawie. W tych czasach Farah mia� przyjaciela z w�asnego rodu, m�odego cz�owieka imieniem Sayid, kt�ry bywa� cz�stym go�ciem na farmie. By� to mi�y ch�opiec, tote� zmartwi�am si� wiadomo�ci� przyniesion� raz przez moich boy�w, �e gdy Sayid bawi� z wizyt� w chacie pewnej rodziny Habr Chaolo, przechodz�cy obok wojowniczy cz�onek rodu Dulba Hantis wystrzeli� dwa razy w stron� tej chaty i kul� zmia�d�y� biedakowi nog�. Wyrazi�am Farahowi wsp�czucie wobec nieszcz�cia jego przyjaciela. - Co? Sayid? - krzykn�� Farah z gniewem. - Dobrze mu tak! Po co �azi� pi� herbat� w domu Habr Chaolo! W wielkiej dzielnicy handlowej Nairobi zwanej bazarem prym wiedli Hindusi. Bogaci hinduscy przedsi�biorcy, tacy jak Jevanjee, Suleiman Virjee i Allidina Visram, mieszkali w willach tu� za miastem. Mieli zami�owanie do kamiennych schod�w, balustrad i waz do�� niezgrabnie wykutych z mi�kkiego miejscowego kamienia. Wszystko razem wygl�da�o na dziecinne budowle z r�nokolorowych klock�w. Ci bogaci Hindusi byli lud�mi zdolnymi, obytymi i bardzo uprzejmymi. W swoich ogrodach urz�dzali przyj�cia, na kt�rych podawano hinduskie ciasteczka - stylem zupe�nie odpowiadaj�ce willom. Tak g��boko tkwili w interesach, �e w rozmowie trudno by�o rozr�ni�, czy ma si� do czynienia ze znajomym, czy tylko z g�ow� firmy. Bywa�am w domu Suleimana Virjee, gdy wi�c pewnego dnia zobaczy�am nad budynkami jego przedsi�biorstwa flag� opuszczon� do po�owy masztu, spyta�am Faraha: - Czy Suleiman Virjee umar�? - W po�owie umar� - odpowiedzia� Farah. - Czy flag� opuszczaj� do p� masztu, gdy on jest w po�owie umar�y? - indagowa�am dalej. - Suleiman umar�, ale Virjee �yje - brzmia�a odpowied�. Przed obj�ciem zarz�du farmy polowa�am z wielkim zapa�em i odby�am wiele safari. Odk�d jednak zaj�am si� gospodarstwem, od�o�y�am bro� my�liwsk� na bok. S�siadami farmy byli �yj�cy po drugiej stronie rzeki Masaje, koczownicze plemi� pasterskie. Czasami niekt�rzy z nich przychodzili do mnie ze skargami na lwa, kt�ry porywa� im krowy. Prosili, �ebym go zastrzeli�a. Je�eli mog�am, spe�nia�am te pro�by. W niekt�re soboty chodzi�am na r�wnin� Orungi upolowa� jedn� albo dwie zebry na mi�so dla robotnik�w zatrudnionych na farmie; zwykle towarzyszy� mi d�ugi ogon optymistycznie nastrojonej m�odzie�y kikujuskiej. Na terenie samej farmy polowa�am na ptaki, ostro�aste przepi�rki i perliczki o bardzo smacznym mi�sie. Przez wiele lat nie podejmowa�am jednak �adnej wyprawy my�liwskiej, prawdziwej safari. Cz�sto za� rozmawiali�my o tych safari, w kt�rych bra�am udzia�. Miejsca r�nych obozowisk tak potrafi� cz�owiekowi utkwi� w pami�ci, jakby sp�dzi� w nich kawa� �ycia. Ostry zakr�t �ladu wyci�ni�tego na trawie przez ko�o wozu pami�ta si� tak jak rysy twarzy przyjaci�. W czasie jednej safari widzia�am stado bawo��w licz�ce dwadzie�cia dziewi�� sztuk. Niebo mia�o wtedy miedziany kolor, pod nim za� wszystko okrywa�a poranna mg�a. Masywne zwierz�ta, z pot�nymi rogami zagi�tymi poziomo do ty�u, wynurza�y si� z tej mg�y jedno po drugim tak, jakby nie nadchodzi�y, lecz tu na miejscu, przed mymi oczyma kto� je tworzy� i wypuszcza� w miar� uko�czenia kolejnej sztuki. Widzia�am stado s�oni przedzieraj�ce si� przez g�st� d�ungl�, gdzie s�o�ce prze�wieca tylko ma�ymi plamkami poprzez spl�tane ga��zie - kroczy�y tak, jakby sz�y na um�wione spotkanie, gdzie� na ko�cu �wiata. Zdawa�o mi si�, �e patrz� na kraj starego, przepi�knego perskiego dywanu nadnaturalnej wielko�ci, nasyconego zielonymi, ��tymi i czarnobr�zowymi barwnikami. Bardzo cz�sto obserwowa�am na r�wninie �yrafy o przedziwnej, nie daj�cej si� na�ladowa� gracji. Sprawia�y wra�enie nie stada zwierz�t, lecz k�py rzadkich, olbrzymich kwiat�w na d�ugich �odygach, powoli zbli�aj�cej si� do widza. Towarzyszy�am dwu nosoro�com w ich porannym spacerze, gdy kicha�y i prycha�y wdychaj�c powietrze, kt�re o �wicie jest tak zimne, �e a� wywo�uje b�l w nosie. Olbrzymy wygl�da�y na dwa kanciaste kamienie tocz�ce si� po d�ugiej dolinie i zachwycone w�asnym towarzystwem. Kr�lewskiego lwa ogl�da�am tu� przed wschodem s�o�ca, gdy wracaj�c do domu z polowania, jeszcze z pyskiem czerwonym - po same uszy, przy nikn�cej po�wiacie ksi�yca zostawia� za sob� szeroki �lad w srebrzystej trawie. Widzia�am go te� w czasie po�udniowej sjesty, wygodnie spoczywaj�cego w�r�d rodziny na niskiej trawie w delikatnym cieniu roz�o�ystych akacji, kt�re upi�kszaj� park kr�la zwierz�t w Afryce. Gdy na farmie rozpoczyna� si� nudny okres, przyjemnie by�o wraca� my�lami do tych wspomnie�. Zwierz�ta przebywa�y jeszcze tam, w swoich w�asnych stronach; gdybym chcia�a, mog�abym zn�w tam p�j�� i zobaczy� je wszystkie. Ich blisko�� o�ywia�a atmosfer� farmy. Farah - cho� z czasem nabra� zainteresowania do gospodarki - cho� moi dawni boye z wypraw my�liwskich wci�� �yli nadziej� nowej safari. Przebywanie z natur� nauczy�o mnie wystrzega� si� gwa�townych ruch�w. Wszystkie dzikie stworzenia, z kt�rymi ma si� do czynienia, s� p�ochliwe i czujne, potrafi� wymkn�� si� cz�owiekowi w momencie, kiedy si� najmniej tego spodziewa. �adne zwierz� domowe nie umie zachowa� si� tak cicho jak dzikie. Ludzie cywilizowani te� utracili zdolno�� zachowywania ciszy, musz� si� tego uczy� od natury, zanim zostan� dopuszczeni do obcowania z ni�. Pierwsz� rzecz�, do kt�rej my�liwy musi si� dostosowa� jest sztuka cichego posuwania si�, bez nag�ych ruch�w - a dotyczy to tym bardziej my�liwego z aparatem fotograficznym. My�liwi nie mog� chodzi� wed�ug w�asnego widzimisi�, musz� si� stosowa� do wiatru, do barw i woni terenu, musz� te� przybra� tempo takie samo jak ca�e otoczenie. Je�li otoczenie, jak orkiestra, powtarza jaki� takt, my�liwy musi robi� to samo. Gdy cz�owiek raz uchwyci rytm Afryki, stwierdza potem, �e powtarza si� on w ca�ej muzyce kontynentu. To, czego si� nauczy�am od zwierzyny, przyda�o mi si� tak�e wtedy, gdy mia�am do czynienia z miejscowymi lud�mi. Mi�o�� do kobiety i uwielbienie kobieco�ci jest rysem m�skiego charakteru, mi�o�� do m�czyzny i adoracja m�sko�ci jest czym� naturalnym dla kobiety; cech� za� wyr�niaj�c� mieszka�c�w kraj�w p�nocnych jest uczucie, kt�re �ywi� dla kraj�w po�udniowych i po�udniowych lud�w. Owi starzy lordowie, znani z historii i powie�ci osiemnastowiecznych jako niestrudzeni podr�nicy po W�oszech, Grecji i Hiszpanii, nie mieli w swej naturze ani jednego rysu po�udniowego, lecz pozostawali pod urokiem rzeczy zupe�nie r�nych od tego, co stanowi�o ich w�a�ciwe �rodowisko. Starzy malarze niemieccy i skandynawscy, filozofowie i poeci z tych kraj�w po przybyciu do Rzymu lub Florencji padali na kolana i adorowali Po�udnie. Dziwna, nielogiczna cierpliwo�� wobec obcego �wiata rodzi�a si� w tych niecierpliwych ludziach. Tak jak jest czym� w�a�ciwie niemo�liwym, aby prawdziwy m�czyzna rozgniewa� si� na kobiet�, a kobieta nigdy nie potrafi naprawd� lekcewa�y� m�czyzny i wyrzec si� go, jak d�ugo pozostaje on m�czyzn�, podobnie twardzi i porywczy jasnow�osi ludzie z P�nocy wykazywali bezgraniczn� wyrozumia�o�� wobec kraj�w tropikalnych i lud�w je zamieszkuj�cych. We w�asnych stronach i we w�asnym �rodowisku nie znie�liby przeciwno�ci i opor�w, ale ze stoickim spokojem i pokorn� rezygnacj� godzili si� z afryka�sk� susz�, z pora�eniem s�onecznym, z zaraz� bydl�c� i z niedo��stwem miejscowej s�u�by. Ich w�asne poczucie indywidualno�ci znika�o w obliczu wielkich mo�liwo�ci, jakie otwiera wsp�dzia�anie tych, kt�rzy s� zdolni tworzy� jedn� si�� w�a�nie ze wzgl�du na, dziel�ce ich r�nice. Mieszka�cy po�udniowej Europy i ludzie mieszanej krwi nie posiadaj� tej charakterystycznej cechy; nie doceniaj� jej zreszt� i traktuj� pogardliwie, podobnie jak pewni siebie m�czy�ni gardz� wzdychaj�cym kochankiem, a trze�we kobiety, nie maj�ce dosy� cierpliwo�ci dla swoich m�czyzn, obruszaj� si� na cierpliw� Gryzeld�. Co do mnie, ju� od pierwszych tygodni pobytu w Afryce poczu�am wielk� przyja�� i sentyment dla miejscowej ludno�ci. By�o to silne uczucie obejmuj�ce wszystkich - bez wzgl�du na wiek i p�e�. Odkrycie ludzi o ciemnej sk�rze wspaniale powi�kszy�o ca�y m�j �wiat. Je�eli kto� urodzi� si� mi�o�nikiem zwierz�t, lecz wyr�s� w �rodowisku pozbawionym czworonogich przyjaci� i nawi�za� z nimi kontakt dopiero w p�niejszym �yciu; je�eli jaka� osoba instynktownie lubi�ca drzewa i lasy pierwszy raz znajdzie si� w zielonym borze w wieku dwudziestu lat; albo je�eli kto� z muzykalnym uchem ju� jako doros�y cz�owiek po raz pierwszy s�yszy muzyk� - wszystkie te przyk�ady przypominaj� moje w�asne prze�ycie. Po zetkni�ciu si� z rodowitymi mieszka�cami Afryki dostosowa�am rytm swego codziennego �ycia do taktu afryka�skiej orkiestry. M�j ojciec, kt�ry s�u�y� w du�skiej i francuskiej armii, jako m�ody porucznik tak pisa� z Dybbol do domu: �W drodze do Dybbol pe�ni�em s�u�b� oficersk� na ko�cu d�ugiej kolumny wojska. Trudne zadanie, ale wspania�e. Zami�owanie do wojaczki jest nami�tno�ci�, �o�nierzy mo�na kocha� tak jak m�ode kobiety - do szale�stwa, a jak wiedz� dziewczyny, jedna mi�o�� nie wyklucza drugiej. R�nica polega tylko na tym, �e mi�o�� do kobiet mo�e dotyczy� r�wnocze�nie tylko jednej osoby, podczas gdy mi�o�ci� do �o�nierzy da si� obj�� ca�y pu�k, i to tak, �e chcia�oby si� ten pu�k jeszcze powi�kszy�, gdyby to by�o mo�liwe�. Podobnie by�o ze mn� i krajowcami. Nie�atwo przychodzi�o pozna� krajowc�w. Byli p�ochliwi i mieli wyostrzony s�uch; przestraszeni, potrafili w mgnieniu oka ukry� si� w swym w�asnym �wiecie jak dzikie zwierz�ta, kt�re uciekaj� widz�c lub s�ysz�c nag�y ruch cz�owieka, po prostu znikaj�. Dop�ki nie pozna�o si� dobrze krajowca, �adnym sposobem nie udawa�o si� uzyska� od niego jakiejkolwiek jasnej odpowiedzi. Na bezpo�rednio zadane pytanie: �ile masz kr�w?�, odpowiada� wymijaj�co: �tyle samo, ile wczoraj�. Europejczyka dra�ni taka odpowied�, lecz prawdopodobnie samo pytanie tym bardziej dra�ni krajowc�w. Gdy starali�my si� przyciskaniem do muru uzyska� wyja�nienie jakiego� post�powania, wykr�cali si� tak d�ugo, jak mogli, potem za� uciekali si� do swej groteskowo - �artobliwej fantazji, aby nas naprowadzi� na fa�szywy �lad. Nawet ma�e dzieci wykazywa�y w podobnych sytuacjach chytro�� starego gracza w pokera, kt�remu jest oboj�tne, czy nie doceniasz, czy przeceniasz jego karty, byleby� tylko nie zna� ich prawdziwego sk�adu. Je�eli kiedy� uda�o si� nam wedrze� w �ycie krajowc�w, ci zachowywali si� jak mr�wki, gdy kto� wetknie kij w mrowisko; z niestrudzon� energi� naprawiali szkody, czynili to szybko i w milczeniu - jakby zacierali �lady po czym�, co wywo�uje zgorszenie. Nie mogli�my wiedzie� ani wyobra�a� sobie, jakiego niebezpiecze�stwa obawiali si� z naszej strony. Mnie osobi�cie zdaje si�, i� obawiali si� nas tak, jak kto� obawia si� nag�ego, piekielnego ha�asu, a nie tak, jak kto� obawia si� cierpienia i �mierci. Trudno by�o jednak rozr�ni� te rzeczy, bo krajowcy s� mistrzami w sztuce udawania i mimikry. W czasie porannych przeja�d�ek po polach trafia�am niekiedy na przepi�rk�, kt�ra bieg�a przed koniem, tak jakby mia�a z�amane skrzyd�o, i umiera�a ze strachu przed psami. Nie mia�a jednak z�amanego skrzyd�a, nie ba�a si� r�wnie� ps�w - w ka�dej chwili potrafi�a frun�� im sprzed nosa - tylko gdzie� w pobli�u znajdowa�a si� gromada jej piskl�t i matka chcia�a odwr�ci� uwag� od tego miejsca. Podobnie jak przepi�rka krajowcy tylko udawali strach przed nami, aby nim pokry� jak�� znacznie g��bsz� obaw�, kt�rej natury nie mogli�my si� domy�li�. A mo�e wreszcie ich zachowanie si� wobec nas by�o nie znanym rodzajem �artu, mo�e ci zamkni�ci w sobie ludzie w og�le nie obawiali si� nas. Mieszka�cy Afryki znacznie mniej ni� biali ludzie zdaj� sobie spraw� z ryzyka w codziennym �yciu. Czasami na safari albo na farmie, w chwili szczeg�lnego napi�cia, moje oczy spotyka�y si� z oczyma otaczaj�cych mnie krajowc�w i wtedy odczuwa�am, �e dzieli nas jaka� ogromna odleg�o�� i �e oni dziwi� si� memu niepokojowi i obawie ryzyka. Przychodzi�o mi wtedy na my�l, �e mo�e oni czuj� si� w �yciu jak we w�a�ciwym �ywiole - czego my nigdy nie potrafimy osi�gn�� - jak ryby w g��bokiej wodzie, kt�re nie potrafi� zrozumie� naszej obawy przed utoni�ciem. T� pewno�� siebie, t� sztuk� p�ywania posiadaj� - tak my�la�am - dlatego, �e przechowali wiedz�, kt�r� my utracili�my jeszcze za pierwszych rodzic�w; ze wszystkich cz�ci �wiata szczeg�lnie Afryka uczy nas tego, �e B�g i Szatan s� jednym� majestat obu jest r�wnie odwieczny, nie ma dwu nie maj�cych pocz�tku, lecz jest jeden tylko - mieszka�cy Afryki nie mieszali os�b ani nie dzielili substancji. W czasie safari i na farmie moja znajomo�� z krajowcami przerodzi�a si� w trwa�y osobisty kontakt. Zostali�my dobrymi przyjaci�mi. Pogodzi�am si� z faktem, �e chocia� sama nigdy nie pozna�am ich i nie potrafi�am w pe�ni zrozumie�, oni przejrzeli mnie na wskro� i zawsze wiedzieli, jak� podejm� decyzj�; wiedzieli ju� wtedy, kiedy ja sama nie by�am jeszcze pewna, co postanowi�. Przez pewien czas mia�am ma�� farm�: w Gil - Gil, mieszka�am tam w namiocie i je�dzi�am kolej� mi�dzy Gil - Gil a Ngong. Gdy w Gil - Gil rozpada� si� deszcz, cz�sto decydowa�am si� nagle na powr�t do domu. Po przybyciu do Kikuju, stacji kolejowej le��cej pi�tna�cie kilometr�w od Ngong, zastawa�am tam kt�rego� z moich ludzi czekaj�cego na mnie z osiod�anym mu�em. Na moje pytanie sk�d wiedzieli o moim powrocie, ludzie odwracali wzrok i wygl�dali na zak�opotanych, a mo�e przestraszonych albo znudzonych. Ka�dy z nas czu�by si� tak samo wtedy, gdyby kto� g�uchy jak pie� ��da� wyja�nienia mu muzyki symfonicznej. Gdy krajowcy czuli si� bezpieczni, nie obawiaj�c si� z naszej strony �adnych nag�ych ruch�w lub ha�as�w, rozmawiali z nami szczerzej ni� Europejczycy mi�dzy sob�. Mimo tej wspania�omy�lnej szczero�ci nie mo�na by�o jednak polega� na ich s�owach. Dobre imi� - to, co si� nazywa presti�em - znaczy wiele w �wiecie krajowc�w. Odnosi�o si� wra�enie, �e po pewnym czasie formowali sobie zbiorow� opini� o cz�owieku, a tej opinii nikt z nich ju� potem nie zmienia�. Chwilami odczuwa�am na farmie wielk� samotno��. Gdy w ciszy wieczora tykanie zegara przep�dza�o minut� za minut�, cz�owiek mia� wra�enie, jakby z niego kroplami ucieka�o �ycie - ze zwyk�ej t�sknoty za rozmow� z bia�ymi lud�mi. Zawsze jednak wyczuwa�am milcz�c�, ukryt� w cieniu obecno�� krajowc�w, r�wnoleg�� do mego w�asnego �ycia, tylko na innej p�aszczy�nie. Echo odbija�o si� mi�dzy obu p�aszczyznami. Razem tworzyli�my farm�. Krajowcy byli Afryk� z krwi i ko�ci. Wynios�y sto�ek wulkanu Lungonot, kt�ry wznosi si� nad Rift Valley, roz�o�yste drzewa mimozy wzd�u� brzeg�w rzek, s�onie, �yrafy - to nie by�o bardziej Afryk� ni� krajowcy, ma�e figurki na olbrzymiej scenie. Wszystko razem stanowi�o r�ne wyrazy tej samej idei, r�ne wariacje na ten sam temat. To nie by�o ujednostajnionym zestawem r�norodnych atom�w, lecz r�norodnym zestawem jednorodnych atom�w, tak jak w wypadku d�bowego li�cia, d�bowego �o��dzia i jakiego� przedmiotu z d�bowego drzewa. My biali, w butach i z naszym wiecznym po�piechem, kontrastowali�my z krajobrazem. Krajowcy zgadzali si� z nim, a gdy wysocy, szczupli� ciemni ludzie z ciemnymi oczyma podr�uj� - zawsze jeden za drugim, tak �e nawet najwa�niejsze arterie komunikacyjne w Afryce stanowi� w�skie �cie�ki - albo pracuj� na roli, albo pas� byd�o, albo tworz� wielki kr�g taneczny, albo opowiadaj� historie, wtedy sama Afryka podr�uje, ta�czy lub zabawia przybysza. Na p�askowy�u wspomina�am s�owa poety: Krajowiec zawsze wydawa� mi si� szlachetnym, przybysz zawsze biednym1 W Kenii wszystko si� zmienia i wiele zmieni�o si� od tego czasu, kiedy tam mieszka�am. Spisuj�c teraz mo�liwie dok�adnie swe wspomnienia z �ycia na farmie, notuj�c z pami�ci obraz kraju i mieszka�c�w tamtejszych p�l i las�w, czyni� to z my�l�, �e mog� one pos�u�y� jako przyczynek do historii minionych czas�w. Kamante Kamante by� ma�ym kikujuskim ch�opcem, synem jednego z osadnik�w. Dobrze zna�am wszystkie dzieci skwater�w, bo po pierwsze pracowa�y na farmie, a poza tym stale kr�ci�y si� wok� mojego domu; zwykle pas�y kozy na otaczaj�cych dom trawnikach i czeka�y na jakie� interesuj�ce wydarzenie. Kamante stanowi� jednak pod tym wzgl�dem wyj�tek; musia� ju� kilka lat mieszka� na farmie, zanim go pozna�am. Przypuszczam, �e �y� w odosobnieniu jak chore zwierz�. Pierwszy raz zobaczy�am go na r�wninie niedaleko farmy. Odbywa�am wtedy konn� przeja�d�k�, on za� pas� tam kozy. Przedstawia� bardzo smutny widok - mia� du�� g�ow� nad ma�ym i chudym cia�em, �okcie i kolana stercza�y mu jak s�ki u kija, a obie nogi od ud a� do pi�t pokrywa�y g��bokie, ropiej�ce rany. Na tle rozleg�ej r�wniny ch�opiec sprawia� wra�enie jeszcze drobniejszego, nie chcia�o si� wprost wierzy�, i� tyle cierpienia mog�o si� skoncentrowa� w tak 1 Johannes V. Jensen (1873 - 1950), du�ski poeta i powie�ciopisarz.. Laureat Nobla w r. 1944. ma�ej istotce, na tak nik�ym ciele. Gdy zatrzyma�am konia i zagadn�am ch�opca, nie odpowiedzia�, jakby mnie nie widzia�. Z p�askiej, kanciastej twarzy, bardzo zn�kanej, lecz r�wnocze�nie zdradzaj�cej bezgraniczn� cierpliwo��, patrzy�y oczy pozbawione blasku i przygaszone jak oczy nieboszczyka. Ch�opiec wygl�da� tak, jakby mu nie zosta�o wi�cej ni� kilka tygodni �ycia, jakby w rozpalonym powietrzu nad jego g�ow� kr��y�y ju� s�py, zawsze czujnie wypatruj�ce na stepie ka�dego znaku �mierci. Kaza�am mu przyj�� do siebie nazajutrz, �eby spr�bowa� go leczy�. Niemal codziennie od dziewi�tej do dziesi�tej rano pe�ni�am funkcje lekarza. Jak wszyscy wielcy znachorzy, mia�am szeroki kr�g pacjent�w. W godzinach przyj�� zbiera�o si� przed domem do tuzina os�b. Kikujusi s� z g�ry przygotowani na rzeczy nieprzewidziane i przyzwyczajeni do niespodzianek. Tym r�ni� si� od bia�ych ludzi, kt�rzy w wi�kszo�ci staraj� si� zabezpieczy� przed nieznanym i przed ciosami losu. Afrykanin �yje na dobrej stopie z przeznaczeniem b�d�c przez ca�e �ycie na jego �asce: przeznaczenie jest, mo�na powiedzie�, jego domem, dobrze mu znanym mrokiem chaty, gleb� dla jego korzeni. Ka�d� zmian� w �yciu przyjmuje z wielkim spokojem. W�r�d cech, kt�re chcia�by widzie� u pracodawcy, lekarza albo Boga, jedno z pierwszych miejsc, jak mi si� zdaje, zajmuje wyobra�nia. Prawdopodobnie dlatego kalif Harun al Raszyd jeszcze ci�gle jest uwa�any w sercu Afryki i Arabii za wz�r idealnego w�adcy; nikt nie wiedzia�, czego mo�na si� po nim nast�pnym razem spodziewa� ani jak do niego podej��. Gdy mieszka�cy Afryki m�wi� o przymiotach Boga, brzmi to jak bajki z tysi�ca i jednej nocy albo ostatnie rozdzia�y Ksi�gi Joba; s� zawsze pod wra�eniem tej samej cechy: bezgranicznej si�y wyobra�ni. Sw� popularno�� i s�aw� jako lekarz zawdzi�cza�am temu w�a�nie charakterystycznemu rysowi u ludzi, kt�rzy stanowili moje otoczenie. W czasie mojej pierwszej podr�y do Afryki p�yn�am na statku razem z pewnym Niemcem, wielkim uczonym, kt�ry po raz dwudziesty dziewi�ty wybiera� si� prowadzi� do�wiadczenia z lekiem przeciw �pi�czce i mia� ze sob� ponad sto szczur�w i �winek morskich. Opowiada� mi on, �e k�opoty z afryka�skimi pacjentami nigdy nie polega�y na ich braku odwagi - bardzo rzadko odczuwali strach przed b�lem albo wi�ksz� operacj� - lecz na ich niech�ci do regularnego i systematycznego powtarzania zabieg�w, do systematyczno�ci w og�le, czego wielki niemiecki lekarz nie m�g� zrozumie�. Kiedy za� sama pozna�am krajowc�w, ten w�a�nie rys ich charakteru najbardziej przypad� mi do gustu. Wykazywali rzeczywist� odwag�: nie fa�szowane zami�owanie do niebezpiecze�stwa - prawdziw� odpowied� stworzenia na decyzj� losu, echo z ziemi po tym, gdy przem�wi�y niebiosa. Czasami przychodzi�o mi na my�l, �e oni w g��bi serc najbardziej obawiali si� z naszej strony pedanterii. Znalaz�szy si� w r�ku pedanta, umierali ze zgryzoty. Moi pacjenci czekali na brukowanym tarasie przed domem. Siedzieli tam w kucki - szkielety starych m�czyzn, rozdzierane suchym kaszlem, z kaprawymi oczyma: m�odzi, szczupli i zgrabni awanturnicy z czarnymi oczyma i pokiereszowanymi g�bami; wreszcie kobiety trzymaj�ce na r�kach gor�czkuj�ce dzieci, kt�re wisia�y na matczynych szyjach jak ma�e zasuszone kwiaty. Cz�sto musia�am opatrywa� oparzenia, bo Kikujusi �pi� w nocy wok� ognia pal�cego si� na �rodku chaty i padaj� ofiar� pryskaj�cych z ognia kawa�k�w w�gla, gdy zawala si� stos wypalonego drzewa. Po wyczerpaniu si� mego zapasu lekarstw stwierdzi�am, �e mi�d wcale nie najgorzej zast�puje ma�� na oparzenia. Na tarasie panowa�a o�ywiona atmosfera na�adowana elektryczno�ci� jak w europejskich kasynach gry. Z chwil� mego ukazania si� cich�y o�ywione szepty i nast�powa�o milczenie brzemienne w mo�liwo�ci, bo od tego momentu nale�a�o si� spodziewa� r�nych wydarze�. Zawsze czekali, abym sama wybra�a pierwszego pacjenta. Niewiele wiedzia�am o leczeniu, tylko tyle, ile si� cz�owiek uczy na kursie pierwszej pomocy. Moja s�awa lekarska opiera�a si� na tym, �e uda�o mi si� szcz�liwie wyleczy� kilka wypadk�w. Nie potrafi�y jej os�abi� nawet katastrofalne omy�ki, kt�re mi si� zdarza�y. Gdybym mog�a zagwarantowa� ka�demu pacjentowi pomy�lny wynik leczenia, to kto wie, czy ich szeregi nie zrzed�yby znacznie. Osi�gn�abym wprawdzie wtedy pe�ni� zawodowego presti�u - oto niezwykle uczony doktor z Volaia - lecz czy moi pacjenci mieliby nadal pewno��, �e Pan B�g stoi po mojej stronie? Pana Boga znali bowiem po latach suszy, po nocach, kiedy lwy buszowa�y na r�wninie, po �ladach lampart�w kr���cych wok� chat wtedy, gdy dzieci by�y same, po chmurach szara�czy opadaj�cej nie wiadomo sk�d na pola i nie zostawiaj�cej po sobie ani jednego �d�b�a trawy. Znali Go te� z tych chwil niewiarygodnego szcz�cia, kiedy chmura szara�czy przelecia�a nad polem kukurydzy, ale nie siad�a na nim, albo kiedy na wiosn� nadesz�y wczesne i obfite deszcze powoduj�ce rozkwit p�l i ��k, zapowiadaj�ce bogate zbiory. Dlatego wi�c ten wielce uczony doktor z Volaia mo�e okaza� si� ostatecznie, gdy idzie o sprawy w �yciu istotnie najwa�niejsze, cz�owiekiem zupe�nie nie wtajemniczonym. Ku memu zdziwieniu Kamante zjawi� si� przed domem nazajutrz po naszym spotkaniu na pastwisku. Sta� nieco na uboczu, z dala od innych trzech lub czterech chorych, wyprostowany, z takim wyrazem na p�martwej twarzy, jakby chcia� powiedzie�, �e w ko�cu jest troch� przywi�zany do �ycia i zdecydowa� si� spr�bowa� jeszcze tej ostatniej szansy utrzymania si� przy nim. Z biegiem czasu okaza� si� bardzo dobrym pacjentem. Przychodzi� wtedy, kiedy mu kaza�am przyj��, nigdy nie robi� zawodu, umia� nawet zachowa� rachub� czasu i zgodnie z poleceniem zjawia� si� co drugi lub co trzeci dzie� - rzecz niezwyk�a u krajowc�w. Bolesne zabiegi znosi� z takim stoicyzmem, jakiego poza tym nigdy nie spotka�am. Bior�c to wszystko pod uwag�, mog�abym stawia� go za wz�r innym, nie czyni�am jednak tego, gdy� ch�opiec budzi� we mnie jaki� niepok�j. Rzadko, niezwykle rzadko mia�am do czynienia z tak dzikim stworzeniem, z jednostk� zupe�nie odizolowan� od reszty �wiata i odci�t� od otaczaj�cego j� �ycia przez co� w rodzaju �miertelnej rezygnacji. Potrafi�am wydusi� z niego odpowied� na moje pytania, nigdy jednak z w�asnej inicjatywy nie wypowiedzia� ani s�owa, nigdy te� nie spojrza� na mnie. Nie mia� w sobie ani �ladu uczucia lito�ci; na �zy innych chorych dzieci, kt�re p�aka�y podczas opatrunk�w, reagowa� pogardliwym �miechem pe�nym wy�szo�ci, nigdy jednak nie patrzy� i na tych ma�ych pacjent�w. Nie zdradza� ochoty na �adne kontakty z otaczaj�cym go �wiatem, gdy� te kontakty, kt�re mia�, pozostawi�y zbyt okrutne wspomnienia. Jego hart ducha w obliczu zadawanego b�lu by� hartem starego wiarusa. Nie istnia�o nic tak z�ego, co by go potrafi�o zaskoczy�, dzi�ki swemu do�wiadczeniu i filozofii by� zawsze przygotowany na najgorsze. To wszystko by�o w wielkim stylu i przypomina�o wyznanie wiary Prometeusza: �M�ka - to �ywio� m�j, jak tw�j - nienawi��. Ju� teraz wy mi� szarpiecie, a jednak si� nie skar�� i �Brnij w z�em. Podda�em ci pod d�o� wszechw�adn� wszystko�.2 U dziecka w jego wieku sprawia�o to jednak nienaturalne wra�enie i jako� ci�ko mi le�a�o na sercu. I c� sobie B�g pomy�li - zastanawia�am si� - widz�c tego rodzaju postaw� u tej ma�ej istotki? Doskonale pami�tam chwil�, kiedy Kamante pierwszy raz spojrza� na mnie i przem�wi� z w�asnej inicjatywy. Musia�o si� to zdarzy� po d�u�szej znajomo�ci, bo zmieni�am ju� wtedy pierwotny spos�b leczenia na inny - gor�ce ok�ady, kt�re doradzano w ksi��ce. Chc�c jak najlepiej, przygotowa�am raz ok�ad zbyt gor�cy, a gdy go po�o�y�am mu na nodze i obwi�za�am banda�em, Kamante powiedzia�: �Msabu� i spojrza� na mnie bardzo wymownie. Mieszka�cy Afryki u�ywaj� tego hinduskiego s�owa wobec bia�ych kobiet, wymawiaj� je jednak nieco inaczej i tworz� z niego afryka�ski wyraz o swoistym brzmieniu. W ustach mego ma�ego pacjenta by�o to wo�aniem o pomoc, a r�wnocze�nie ostrze�eniem; takim ostrze�eniem, jakie daje ci wierny przyjaciel, aby ci� powstrzyma� od jakiego� niegodnego post�powania. Wiele my�la�am o tym pierwszym s�owie. Mia�am du�e ambicje co do swego sposobu leczenia, przykro mi wi�c by�o z powodu tego zbyt gor�cego ok�adu, ale z drugiej strony cieszy�am si�, gdy� w ten spos�b dosz�o do pierwszego przeb�ysku porozumienia mi�dzy mn� i dzikim dzieckiem. Pos�pny ch�opiec, kt�ry w �yciu nie oczekiwa� niczego poza cierpieniem, nie spodziewa� si� jednak dozna� cierpienia z mojej r�ki. Co do samego leczenia, sprawa nie wygl�da�a, niestety, obiecuj�co. Przez d�ugi czas przemywa�am i banda�owa�am nogi ch�opca, nie mog�am jednak zwalczy� choroby. Okresami wida� by�o popraw�, potem jednak otwiera�y si� nowe rany w innych miejscach. W ko�cu zdecydowa�am si� zawie�� go do szpitala szkockiej misji. By�a to decyzja na tyle dramatyczna i otwieraj�ca tak wiele nowych mo�liwo�ci, �e zrobi�a wra�enie nawet na ch�opcu - Kamante nie chcia� i�� do szpitala. Jego do�wiadczenie �yciowe i filozofia nie pozwala�y mu protestowa� przeciw czemukolwiek, gdy go jednak zawioz�am do misji i zostawi�am w d�ugim budynku szpitalnym, w otoczeniu zupe�nie dla niego obcym i tajemniczym, 2 P. B. Shelley. Prometeusz rozp�tany. T�um. F. Jezierskiego. biedak dr�a� ze strachu. Misja ko�cio�a szkockiego le�a�a w s�siedztwie mojej farmy, oko�o dwudziestu kilometr�w na p�nocny zach�d i jeszcze pi��set metr�w wy�ej nad poziomem morza. A pi�tna�cie kilometr�w na wsch�d, na odmian� pi��set metr�w ni�ej ni� farma, na bardziej p�askim terenie, znajdowa�a si� katolicka misja francuska. Nie sympatyzowa�am z misjami, lecz osobi�cie �y�am w przyjaznych stosunkach z obu i �a�owa�am, �e mi�dzy sob� by�y na wrogiej stopie. Moimi najlepszymi przyjaci�mi byli francuscy misjonarze. W niedziele je�dzi�am do nich z Farahem na rann� msz�, po cz�ci dlatego, �eby mie� okazj� porozmawiania po francusku, a po cz�ci ze wzgl�du na pi�kn� drog� do misji. D�ugo jecha�o si� przez star� plantacj� drzew garbnikowej akacji nale��c� do zarz�du las�w. Balsamiczny zapach przyjemnie dra�ni� nozdrza. Warto by�o popatrze� na to, jak ko�ci� rzymski, gdziekolwiek dzia�a�, zawsze wnosi� swoj� w�asn� atmosfer�. Misjonarze zaplanowali ko�ci� sami i zbudowali go w�asnymi r�koma przy pomocy miejscowych wiernych, mieli za� prawo do dumy ze swego dzie�a. �adny, du�y, szary ko�ci� z g�ruj�c� nad nim dzwonnic� sta� na obszernym dziedzi�cu, do M�rego prowadzi�y tarasy i schody. Wszystko mie�ci�o si� w samym �rodku nale��cej do misji plantacji kawy, najstarszej w ca�ej Kenii i bardzo umiej�tnie prowadzonej. Z ty�u za ko�cio�em sta�y dwa budynki: refektarz z arkadami i w�a�ciwy klasztor. Szko�a i suszarnia kawy mie�ci�y si� poni�ej przy rzece, nad kt�r� rozpi�ty by� �uk mostu na drodze prowadz�cej do ko�cio�a. Wszystkie budynki wzniesiono z szarego kamienia, na tle miejscowego krajobrazu ca�o�� wygl�da�a schludnie i imponuj�co. Mog�a r�wnie dobrze le�e� w jednym, z po�udniowych kanton�w szwajcarskich lub w p�nocnych W�oszech. Po mszy uprzejmi ojcowie czekali przy drzwiach ko�cio�a, aby mnie zaprosi� na un petit verre du vin - szklaneczk� wina w obszernym i ch�odnym refektarzu po drugiej stronie dziedzi�ca. Z podziwem stwierdza�am, jak doskonale wiedzieli o wszystkim, co si� dzia�o w ca�ej kolonii, nawet w najodleglejszych zak�tkach. Zreszt� pod pozorem uprzejmej i dobrodusznej rozmowy potrafili wyci�gn�� z go�cia ka�d� wiadomo��, jak� posiada�, a wygl�dali przy tym jak r�j br�zowych, kosmatych pszcz� obsiadaj�cych kwiat w poszukiwaniu miodu - bo wszyscy nosili d�ugie, g�ste brody. Chocia� zdradzali tak wielkie zainteresowanie �yciem Kenii, byli jednak na sw�j w�asny, typowo francuski spos�b wygna�cami, cierpliwymi i radosnymi wykonawcami jakich� wy�szych rozkaz�w tajemniczej natury. Odczuwa�o si�, �e gdyby nie trzyma�a ich tu na miejscu jaka� nieznana w�adza, loby ich tu nie by�o, ani nie by�oby ko�cio�a z wynios�� dzwonnic�, ani arkad, ani szko�y, ani �adnego innego elementu misji i porz�dnej plantacji. Gdyby tylko pad�o s�owo zwalniaj�ce ich z obowi�zk�w, wszyscy zostawiliby sprawy kolonii w�asnemu losowi i lotem ptaka pomkn�liby z powrotem do Pary�a. Farah, kt�ry w czasie mego pobytu w ko�ciele i w refektarzu trzyma� obydwa konie, w drodze powrotnej dostrzega�, �e by�am w bardzo dobrym humorze. Jako pobo�ny mahometanin, Farah sam nie tyka� wina, natomiast uwa�a� je, ��cznie z msz�, za dwa wsp�rz�dne obrz�dki mojej religii. Francuscy misjonarze przyje�d�ali czasami na motocyklach do mnie na farm�. Podejmowa�am ich obiadem, w czasie kt�rego dek