Juraj Cervenak - Bohatyr 1 - Żelazny kostur

Szczegóły
Tytuł Juraj Cervenak - Bohatyr 1 - Żelazny kostur
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Juraj Cervenak - Bohatyr 1 - Żelazny kostur PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Juraj Cervenak - Bohatyr 1 - Żelazny kostur PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Juraj Cervenak - Bohatyr 1 - Żelazny kostur - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Spis treści Karta redakcyjna Od Autora Księga pierwsza. Uzdrowienie Ilji Muromca Rozdział pierwszy. Trzech wędrowców Rozdział drugi . Pierwszy bój Rozdział trzeci . Książe Światosław Księga druga. Trzy drogi Ilji Muromca Rozdział czwarty Droga, przy której czyha śmierć Rozdział piąty . Droga do miłości Rozdział szósty . Droga do skarbu Księga trzecia. Ilja Muromiec i Jegor Światogor Rozdział siódmy. Synowie czarnego smoka Rozdział ósmy. Jezioro krwi i kropla miodu Rozdział dziewiąty. Bułgar Księga czwarta. Ilja Muromiec i Tugarin Drakowicz Rozdział dziesiąty . Zmierzch nad Szuwarem Rozdział jedenasty. Noc smoka Rozdział dwunasty. Skradziona imię Strona 4 Dodatki. Dawne nazwy geograficzne Dawne plemiona i ludy Postacie historyczne Dawni bogowie, mityczne zwierzęta i miejsca Przedmioty codziennego użytku, tytuły honorowe, jednostki miar Strona 5 Tytuł oryginału: VLÁDCA VLKOV Tłumaczenie: AGATA MICKIEWICZ-JANISZEWSKA Redakcja serii i opracowanie historyczne: ARTUR SZREJTER Korekta i skład: kaziki.pl Opracowanie graficzne: PIOTR CIEŚLIŃSKI Ilustracja na okładce: © Michal Ivan Copyright © Juraj Červenák, 2009 All rights reserved Copyright © by Instytut Wydawniczy Erica, 2013 ISBN 978-83-64185-48-9 Instytut Wydawniczy ERICA e-mail: [email protected] www.WydawnictwoErica.pl Oficjalny sklep www.tetraErica.pl Konwersja: eLitera s.c. Strona 6 siążkę dedykuję przede wszystkim Zorce, która towarzyszyła mi przez cały czas, kiedy powstawała ta opowieść o bohatyrach – nie tylko tekst, ale też sam pomysł – a czas ten można już liczyć w latach. Czułe wsparcie, którego mi udzielała – zwłaszcza w chwilach kryzysów twórczych – jest nieocenione. Szczególne podziękowania za wiele cennych uwag, które pomogły mi wychwycić pewne błędy merytoryczne, należą się Robertowi i Jiříemu Pilchom. Za wsparcie i promocję dziękuję przyjaciołom, zwłaszcza Kate, obu Palim, Huncútowi, Jessemu i wszystkim pozostałym. Dziękuję też życzliwym duszom, jak Marcus czy Sirius Black alias Martin, oraz upartym „dopingującym”: Miłoszowi Ferkowi i Martinowi Fajkusowi. Oczywiście również wszystkim ludziom z „Twierdzy” i „Fantazji”. Ostatnie w kolejności, ale niezwykle ważne, podziękowania należą się całej mojej rodzinie. Zwłaszcza zaś Alence – z całą miłością, której nie zdążyłem jej wystarczająco okazać. Strona 7 Strona 8 Strona 9 Strona 10 wego wieczoru, kiedy Karaczarowo dotknęła klęska, Ilja, syn Jahji, był pijany jak bela. Samo w sobie nie było to nic wyjątkowego, przecież od czasu, gdy przed trzema laty zmarła jego matka – jedna z niewielu dusz w osadzie, które się z niego nie naśmiewały ani na jego widok nie pluły z pogardą – upijał się niemal codziennie. Już prawie sikał miodem pitnym i nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w jego głowie gościła trzeźwa myśl. Tego wieczoru jednak niewiele brakowało, by napitek go zabił. Nie, nie przesadził z miodem aż tak, by niedomagające ciało do reszty wypowiedziało mu posłuszeństwo. O nic się nie potknął i nie wywrócił, nie rozbił sobie czaszki. Nie zaczął też zwracać przez sen i nie udusił się wymiocinami. Wszakże to właśnie miód podszepnął mu, by przezwyciężył rozgoryczenie i przestał użalać się nad sobą w samotności, wylazł z odległej ziemianki pod lasem i wybrał się niepewnym krokiem do Karaczarowa. Właśnie dziś przypadała noc przesilenia letniego. A podpity Ilja zapragnął posłuchać śpiewów i popatrzeć na tańczące dziewczęta. Strzelające wysoko płomienie watr tak rozjaśniły noc nad Karaczarowem, że gwiazdy stały się niemal niewidoczne. Chłopi nie potrafili się wyrzec starych zwyczajów, mimo że już jakiś czas temu przyjęli nową wiarę. Kiedy Strona 11 miejscowi starcy byli jeszcze junakami, a staruszki – dziewczynami, bułgarski chan Almas, najpotężniejszy władca nad całą rzeką Itil, wyprawił poselstwo do Arabów, by przysłali nauczycieli wiary mahometańskiej. Kalif Bagdadu wysłał Ahmeda ibn Fadlana, słynnego uczonego i podróżnika. Ten przyniósł nad Itil świętą księgę Koran i nauki proroka Mahometa. Almas przybrał muzułmańskie imię Dżafar i tytuł emira, a w stolicy Bułgarii kazał postawić wielki meczet z białego kamienia. Posłał też krzewicieli islamu do wszystkich podbitych plemion, żyjących nad Itilem, Kamą i Oką. W niektórych miejscach nowa wiara zapuściła głębokie korzenie, ale gdzie indziej ludzie wciąż składali ofiary słonecznemu Tangrze, Kwarowi gromowładcy lub złemu Erlikowi, który wlókł dusze zmarłych w zaświaty. Na ziemi Muromców wiara w Allaha przyjęła się zaskakująco dobrze – głównie dzięki Alwarowi, księciu mającemu siedzibę w Muromiu, który posłusznie wykonywał wszystkie rozkazy bułgarskiego emira. Kiedy jednak przyszedł czas przesilenia, Muromcy przypomnieli sobie o starych bogach płodności i hulaszczych zabawach. Złożyli ofiary przodkom, leśnym duchom, tańczyli, śpiewali i oddawali się miłości. Nie zaprzątali sobie głowy skutkami odstępstwa – rano przecież znów rozłożą kobierce, skłonią się pokornie w kierunku Mekki i Bułgaru, a wtedy wszystko zostanie im odpuszczone. Kiedy Ilja dowlókł się do oświetlonej ogniem łąki nad wznoszącym się lekko brzegiem Niepry, święto trwało już w najlepsze. Młodzieńcy przeskakiwali watry, aby uwolnić się od chorób oraz złych duchów, wyłażących z ziemi i leśnych ostępów. Dziewczęta utworzyły chorowod i, trzymając się za ramiona, przemykały między ogniskami, śpiewały i rzucały młodzieńcom niecierpliwe spojrzenia oraz uśmiechy pełne obietnic. Starsi i zupełnie starzy siedzieli przy prostych stołach, popijali, ucztowali, wspominali czasy, kiedy w podobne noce im samym krew burzyła się w żyłach. Ilja przez chwilę stał w cieniu, zaskoczony obecnością aż tylu ludzi. Zeszła się cała osada, a on nie przywykł do gwaru – większość czasu leżał skulony Strona 12 w ziemiance albo tułał się samotnie po lesie. Stronił od innych karaczarowian, wielu z nich wręcz się obawiał. A teraz taka wrzawa... Wziął głęboki wdech, odetkał tykwę, którą niósł ze sobą i zaczerpnął kilka sporych łyków dla dodania sobie pewności. Miód był mocny, Ilja od razu poczuł, jak wlewa mu w serce odwagę. Ośmielony, wszedł w okrąg świateł. Od razu go zauważyli, głównie starsi, którzy bawili się uważnym obserwowaniem wszystkiego, co się wokoło działo, po czym rozważali szeptem, czy odpowiedni młodzieniec zaciągnął w mrok lasu właściwe rozchichotane dziewczę. Teraz rzucili przygarbionemu, ciężko kroczącemu mężczyźnie zaskoczone spojrzenia, a z zakrytych dłońmi ust popłynęły pomruki i szmer oburzenia. To, że Ilja był kaleką, że już z łona matki wyszedł ledwie żywy i z krzywymi kośćmi, jeszcze by jakoś znieśli i może nawet w głębi serca żałowali chłopaka. Jego rodzicielką była jednak niewolnica z plemienia Wiatyczów, pogańska czarownica, kłaniająca się złowrogiemu Perunowi, rogatemu Welesowi i nieznośnemu Diwowi. Władyka Jahja, ojciec Ilji, postąpił bardzo słusznie, kiedy krótko po narodzinach paskudy wygnał niewolnicę z domu. Ba, w ogóle nie powinien był się nad nią litować, powinien był ją zgodnie ze zwyczajem spalić. W ten sposób uchroniłby wieś, na którą potem z zemsty rzucała uroki i złośliwe czary. Każdą chorobę i nieszczęście, które zawitały do Karaczarowa, od razu przypisywano działaniu jej złej woli. Nie ma się co dziwić, że kiedy przed trzema laty zamknęła oczy, wszyscy odetchnęli z ulgą. Mimo lamentów Ilji i jego oporu, w końcu złamanego biciem, zwłoki kobiety przebito dębowym kołkiem, odcięto głowę, a leżące już w grobie ciało dla pewności przygnieciono głazem. Na świecie pozostał jej syn. Dziecko czarownicy, odmieniec, niewydarzony i przeklęty. Wielu myślało, że odziedziczył magiczną moc, że podczas obrzydliwych rytuałów przywołuje na pomoc te same biesy i pogańskie bóstwa, co ona, że mści się na sąsiadach i im szkodzi. A jakby tego jeszcze było mało, dzisiaj był tak bezczelny, że przyczłapał na Strona 13 uroczystość. Przyszedł – on, obrzydliwy, brudny, śliniący się – znieważać święto młodości, siły i płodności! Ilja nie zwracał uwagi na nieprzychylne spojrzenia. Docierał do niego tylko śpiew. Może i był kaleką, ale oczy i uszy służyły mu dobrze, lepiej niż komukolwiek w osadzie. Nawet w tym wielogłosowym zborze dosłyszał jej uroczy śpiew. W splocie niewyraźnych postaci, widocznych na tle bijących iskrami watr, nieomylnie rozpoznał jej szczupłą sylwetkę. Przyspieszył kroku, a krzywe nogi były mu wyjątkowo posłuszne. – Dinaro! – zawołał. Śpiew urwał się nagle, a chorowod rozerwał. Bębny straciły rytm, kościane piszczałki zakwiczały fałszywie i umilkły. Obejrzała się zaskoczona. Gęste, krucze włosy pod wiankiem z kwiatów miała rozczochrane, policzki rozpalone, przyspieszony z podniecenia oddech unosił jej pierś. Kiedy jednak zauważyła Ilję, uśmiech zniknął z jej twarzy, a wyszczerzone wcześniej ząbki skryły się za skrzywionymi z niezadowolenia wargami. – Ilja? Co ty tu robisz? Uśmiechnął się, ale ponieważ mięśnie prawego policzka miał sparaliżowane, wyszedł z tego brzydki grymas, raczej odstręczający, niż dodający wdzięku. – Przyszedłem dla ciebie, Dinaro... – Jesteś pijany, Iljo. – Skrzywiła nos, kiedy poczuła od niego nieprzetrawiony miód. – Jak zwykle. Wracaj do domu. Musisz się położyć i porządnie wyspać... – Chciałem popatrzeć, jak tańczysz – wymamrotał. – I usłyszeć twój śpiew... – Jak chciałeś słuchać śpiewu, skoro z uszami masz coś nie w porządku?! W barczystym i wysokim młodzieńcu, który wszedł nagle między nich, Strona 14 Ilja natychmiast rozpoznał Tarika, bardziej udanego syna władyki. Już wcześniej zauważył, że jego przyrodni brat ogląda się za Dinarą, a teraz zyskał tego wyraźny dowód. – Przecież powiedziała, żebyś wracał do domu – ostro ciągnął Tarik ibn Jahja. – No to teraz się odwróć i zmiataj tak szybko, jak tylko ci pozwolą krzywe gnaty. Pozostali młodzieńcy zarechotali, wyrażając uznanie dla Tarika. – Nie złość się, braciszku... – Nie jestem twoim braciszkiem – szczeknął Tarik i tak popchnął kalekę, że ten o mało nie upadł. – Jesteś synem przeklętej wiatyckiej czarownicy. Kto wie, z kim cię tak naprawdę spłodziła. Pewnie z leśnym biesem! Z nasienia władyki na pewno by nie wzrosło takie obrzydlistwo! – Zostaw go, Tarik. – Dinara uczepiła się jego ręki. – Nie widzisz, że ledwie trzyma się na nogach? Nie krzywdź biedaka jeszcze bardziej. Wracaj do domu, Iljo, zanim narobisz sobie jeszcze większego wstydu. Współczucie w głosie Dinary wzbudziło złość Tarika. Jego oczy zabłysły złowrogo. – Patrzcie no, Dinara ma do ciebie słabość, garbusie. – Skrzywił się złośliwie. – No dobrze. Chciałbyś ją? Najpierw musiałbyś zasłużyć... – Tarik, nie rób tego. – Czarnowłosa spojrzała prosząco, ale młodzik nie zwracał na nią uwagi. Liczni gapie dobrze się bawili, więc nie mógł się już wycofać. – Musisz skoczyć przez ogień, jak wszyscy młodzieńcy. – Tarik odszedł nieco w bok i wskazał Ilji częściowo wypaloną, ale nadal wysoko strzelającą ogniem watrę. – Tylko tak możesz sprawić, że serce dziewczyny zabije żywiej. No już, skacz! Ilja spoglądał na płomienie szeroko wytrzeszczonymi oczyma. Polana już się przepaliły, od żarzącego się ogniska biło gorąco jak z dobrze rozdmuchanego kowalskiego pieca. Strona 15 – No co, boisz się? Mam ci to pokazać? – Skrzywił się Tarik. – No to przypatrz się dobrze! – Tarik, proszę... – zakwiliła Dinara, ale syn władyki strząsnął jej rękę ze swojego ramienia, odwrócił się, wziął rozbieg i dziarskim skokiem przeleciał nad watrą. Płomienie nawet nie liznęły jego pięt. Dziewczęta westchnęły i zaśmiały się z uciechy, a junacy huknęli z uznaniem. – No już – Tarik spojrzał przez ogień na Ilję – spróbuj i ty! Skacz! Pokaż swojej wybrance, że z ciebie kawał chłopa! Kaleka ciągle spoglądał na watrę. Nie był głupcem, a resztki rozsądku wołały, żeby splunął z pogardą, odwrócił się na pięcie i odszedł z podniesioną głową. Niestety, miód krzyknął głośniej i zagnał rozsądek do kąta. Ilja oblizał wyschnięte wargi, po czym poprosił w duchu wszystkich bogów, których matka nauczyła go wzywać, by dali jego nogom choć odrobinę sił i zręczności. Dinara pokręciła głową i wyciągnęła ku niemu rękę, ale Ilja w tej samej chwili zaczął biec. Choć biegiem nie można było tego nazwać. Podskakując niezręcznie i ciągnąc za sobą ze wszystkich sił nieposłuszną lewą nogę, wyglądał jak kaleki, uciekający z chlewika prosiak. Zgromadzeni na moment zamarli i wstrzymali dech. Żar ogniska uderzył Ilję w twarz. Młodzieniec chrapliwie, niezrozumiale krzyknął i odbił się ze wszystkich sił. To nie wystarczyło. Z mocno zaciśniętymi powiekami i odwróconą głową przeleciał prosto przez języki ognia. Wzbijając chmury iskier i dymu, padł głową u nóg Tarika. Jego stopy zawadziły o płonące polana i pociągnęły je za sobą. Nogi uwięzły w ognisku. Ilja wrzasnął. Płócienne spodnie natychmiast zaczęły się palić, jakby były nasiąknięte olejem. Tarik zarechotał, ale złapał kalekę za rubaszkę pod szyją i mocnym szarpnięciem odciągnął w bezpieczne miejsce. Dinara obiegła Strona 16 watrę, zerwała z ramion ozdobną chustę i zaczęła nią dusić płomienie na nogach Ilji. Kaleka czołgał się i skomlał jak zbity pies. Wszyscy wokół zanosili się od śmiechu. – Co tu się wyprawia? Słowa zabrzmiały niczym trzask bicza. W jednej chwili wrzawa przycichła, tylko gdzieniegdzie rozlegały się pojedyncze odgłosy, przypominające kaszel albo śmiech. Gromada gapiów rozstąpiła się. Na zdeptanej trawie przed swoją twarzą Ilja dostrzegł dwie pary nóg – jedną w męskim, drugą w kobiecym obuwiu. – Co ten tu robi? – Znowu rozległ się czyjś szczekający głos. – Skacze przez ogień – zaśmiał się trochę wymuszenie Tarik. – Nikt cię o nic nie pytał! Ilja podniósł głowę, policzki miał zalane łzami, twarz skrzywioną z bólu. Spoglądał w okolone siwiejącymi włosami oblicze Jahji, władyki Karaczarowa. – Ojcze... – wychrypiał. – Jak śmiesz się tak do niego zwracać? – zabrzmiał kobiecy krzyk. Zza pleców Jahji wysunęła się mająca około czterdziestu lat, ale ciągle jeszcze dumnie nosząca się kobieta, Jukka, druga żona władyki, matka Tarika. To głównie przez nią Jahja wygnał matkę Ilji. – Jesteś śmierdzącym bękartem i wyrzutkiem! Nie masz tu czego szukać! Ilja starał się podnieść. Dinara złapała go pod pachy i pomogła wstać, za co Tarik i Jahja poczęstowali ją chmurnym spojrzeniem. Ból w poparzonych nogach rozwiał pijacką mgłę w głowie Ilji. Głos wewnętrzny, ten przytomny, znów się odezwał. Jak zwykle, zachęcał młodzieńca do oporu i hardości. A on usłuchał. – Jesteś moim ojcem – spojrzał Jahji prosto w oczy – czy ci się to podoba czy nie. I powinieneś się wstydzić, że wygnałeś żonę i pierworodnego syna... Strona 17 Z twarzy Jahji odpłynęła wszystka krew. – Ty... Że ci język kołkiem nie stanie! Dobrze się obchodziłem z twoją matką! Niewolnicę, cudzoziemkę na przekór rodowi wziąłem sobie za żonę! A jak mi się odwdzięczyła? Za moimi plecami wciąż czciła ohydne pogańskie bałwany, czarowała po nocach, warzyła magiczne odwary i usiłowała mnie zabić... – To nieprawda! – Prawda! – wrzasnął Jahja i zacisnął pięści. – I Allah ją za to pokarał. Zamiast mocnego syna, zdatnego dziedzica, urodziła tego... – władyka spojrzał na Ilję z najwyższą pogardą – ...tego potwora! – To nie była kara boska i dobrze o tym wiesz! – Ilja z każdym słowem podnosił głos coraz wyżej, aż wszyscy obecni wytrzeszczali oczy ze zdumienia. – Matka urodziłaby zdrowe dziecko, gdyby ta strzyga – wskazał palcem Jukkę – jej nie przeklęła! Tylko dlatego, że chciała zostać twoją pierwszą żoną i urodzić prawowitego dziedzica! To ona naprawdę jest wiedźmą, co czaruje w ukryciu, piekielną... Cios pięści Tarika powstrzymał gniewny potok słów płynący z ust Ilji. Kaleka z zakrwawionymi wargami padł u nóg Jahji. – Nie mów tak o mojej matce, gnido, bo cię zabiję! – warknął rosły młodzieniec. – Może to by było najlepsze wyjście – w grobowej ciszy zabrzmiał przepojony jadem głos Jukki. – Najwyraźniej nie wystarczyło wygnać go z matką z osady... – Nikogo nie będziemy zabijać – burknął Jahja w obronie Ilji, chociaż na jego twarzy ciągle jeszcze malował się gniew. – No to trzeba go wygnać raz na zawsze i ten jego śmierdzący barłóg oczyścić ogniem ze złych mocy. Niech sobie biegnie do lasu albo na zachód, do tych wiatyckich pogan, których wilcza krew płynie w jego żyłach. Zachmurzony Jahja pokiwał głową. Strona 18 – Chyba tak będzie lepiej. Dla nas i dla niego. Słyszałeś, łotrze niewdzięczny? Do domu, już. Jutro zabierz stamtąd wszystko, czego potrzebujesz, i wynoś się precz. Wieczorem przyjdziemy spalić twoją chatę. Jeśli będziesz jeszcze w środku, zgorzejesz razem z nią. – Nie możecie mu tego zrobić – nagle odezwała się Dinara. – Jest poparzony i potłuczony, musi najpierw nabrać sił. Jeśli jutro wypędzicie go do lasu, pójdzie na pewną śmierć. Wilki rozerwą go za pierwszym drzewem... – Miarkuj się, dziewczyno! – Oczy Jahji zwęziły się. – Spodobałaś się mojemu synowi, ale jeśli nie będziesz trzymać języka za zębami, jak przystało porządnej kobiecie, rozkażę Tarikowi, żeby się obejrzał za inną. Na tego skurwysyna – wskazał Ilję – już nigdy nawet nie spojrzysz, rozumiesz? Jego matka umiała leczyć czarami ból i rany, a on odziedziczył po niej diabelskie zdolności, niech więc sam się o siebie zatroszczy. Po tych słowach władyka odwrócił się i przeszedł przez rozstępujący się tłum w stronę prostego stołu zastawionego misami i dzbankami. Jukka przeszyła jęczącego Ilję jeszcze jednym nienawistnym spojrzeniem, parsknęła pogardliwie i podążyła za mężem. Dinara pochyliła się nad leżącym nieborakiem, ale Tarik złapał ją mocno za rękę i pociągnął ku sobie. W odpowiedzi na jej pytające, pełne wyrzutu spojrzenie, prędko pokręcił głową. – Zostaw go – syknął – inaczej posłucham ojca i przemyślę to, czy powinnaś zostać moją pierwszą żoną. Ilja starał się podnieść. Zgromadzenie, do tej pory milczące, znów zaszumiało z ulgą, zamarły tłum zaczął falować. Tarik rozkazał muzykantom dmuchać w piszczały i uderzać w bębny. Noc była jeszcze młoda i trzeba było znów przyspieszyć bieg zastygłej w żyłach krwi. Właśnie w tej chwili Ilja, który podniósł się na czworaki i spluwał lepką, czerwonawą śliną, podniósł prędko głowę. Strona 19 – Słuchajcie! – zawołał. Skierowali ku niemu rozgniewane spojrzenia. – Zamknij dziób, garbusie! – Ofuknął go Tarik. – Dość się już dziś nagadałeś. Nikt nie jest ciekaw, kogo chcesz jeszcze obrazić! – Mówię, że macie być cicho! – Upierał się przy swoim Ilja, podnosząc się do klęku, a potem stając na nogach. Miód już niemal całkowicie z niego wywietrzał. – Mało ci, że raz dostałeś w zęby? – Tarik złapał go za koszulę. – Chcesz jeszcze? – Cicho! – krzyknął Ilja. Wzbierająca wrzawa ucichła wreszcie. Spoglądali na niego zaskoczeni. Nie rozumieli, skąd u niego nagle ten gromowy głos. – Co? – wykrztusiła Dinara, która jako jedyna dostrzegła strach na wykrzywionej przez chorobę twarzy Ilji. – Co usłyszałeś? Tarik zamarł z podniesioną pięścią, zamrugał niepewnie, obejrzał się i wytężył słuch jak ryś. Teraz wreszcie i do niego dotarło. Dudnienie. Dalekie, ale szybko przybierające na sile. Jak gdyby wiatr z dalekich południowo-wschodnich stepów gnał ku nim szalejącą burzę. Tylko że na niebie ciągle jeszcze mrugały gwiazdy. Karaczarowianie, młodzi i starzy, z lękiem odwracali głowy. Dźwięk dochodził zza Niepry, od strony rzadko zalesionych pagórków, leżących między wsią a wielką rzeką Oką. Ale nawet kiedy mrużyli oczy, wokół było zbyt jasno od ognisk, dlatego przez dłuższą chwilę widzieli na drugim brzegu rzeki tylko nieprzenikniony mrok... Nagle w ciemności błysnął rozchybotany płomień. A potem drugi, trzeci, czwarty – migotały jak rój świetlików w gorącą, letnią noc. Po chwili na kamienistej plaży na drugim brzegu zaroiło się od szybko migających cieni. Nad Karaczarowem i usianą ogniskami łąką wzniosło się dzikie wycie. Mieszkańcy wioski zaczęli krzyczeć ze strachu. Strona 20 Światła, których tańczące odblaski pokryły po chwili zmarszczoną powierzchnię Niepry, okazały się pochodniami w rękach atakujących jeźdźców. – Broń! Potrzebujemy broni! – krzyknął Tarik i wyrwał z szykowanego na ognisko pniaka solidny topór. – Łapcie wszystko, co wam wpadnie w ręce! – Na Allaha, nie! – Jahja wskoczył między chłopców i machał rękami, by ich powstrzymać. – Pozabijają nas! Uciekajmy do lasu, skryjmy się w gęstwinie! Młodzieńcy mieli jednak głowy zamroczone miodem, dlatego odsunęli go na bok i odważnie rzucili się do stołów po noże, do ognisk po żelazne rożny, a do kup przygotowanego drewna po dłuższe gałęzie, które mogły posłużyć jako włócznie lub pałki. – Jest ich tylko nieco ponad tuzin, ojcze! – krzyknął Tarik do władyki. – Zatrzymamy ich przynajmniej tak długo, by kobiety i dzieci zdążyły się schować! Słyszeliście? – Popchnął Jukkę w kierunku czarnej plamy lasu nad łąką. – Odprowadź ich tam, matko! Ukryjcie się w mroku! Prędko, prędko, przebierać nogami! Żona władyki i zachowująca zimną krew Dinara odwróciły się i jak pasterze pędzą owce, by je ocalić przed zbliżającą się watahą wilków, tak one pognały stadko wieśniaczek, dzieci i starców w górę łagodnego stoku, w stronę lasu. Chłopi na rozkaz Tarika przewrócili stoły i przyczaili się za prowizoryczną zaporą. Wśród zamętu, okrzyków strachu i wzmagającego się płaczu Ilja niezgrabnie starał się wstać. – Prędko, Iljo! – krzyknęła do niego Dinara i pomogła mu stanąć na nogach. – Musisz się schować! – Uciekaj, nie martw się o mnie – odtrącił ją niemal brutalnie i przez garbate ramię spojrzał raźno ku rzece. Na zakręcie koło Karaczarowa Niepra