Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Jonasson Jonas - Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Tytuł oryginału
HUNDRAÅRINGEN SOM KLEV UT
GENOM FÖNSTRET OCH FÖRSVANN
Redaktor prowadzący
Monika Koch
Redakcja
Monika Paulińska
Redakcja techniczna
Agnieszka Gąsior
Korekta
Maciej Korbasiński
Jadwiga Piller
Copyright © 2009 Jonas Jonasson
First published by Piratförlaget, Sweden.
By Agreement with Pontas Literary & Film Agency,
Spain
Copyright © for the Polish translation
by Joanna Myszkowska-Mangold, 2011
Copyright © for the e-book edition
by Weltbild Polska Sp. z o.o., Warszawa 2011
Świat Książki
Warszawa 2012
Weltbild Polska Sp. z o.o.
02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2
Księgarnia internetowa: Weltbild.pl
Niniejszy produkt nie jest objęty ochroną prawa
autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia do
dowolnego użytku. Wydawca informuje, że wszelkie
udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym
adresatom lub w jakikolwiek inny sposób
upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz
przetwarzanie w technikach cyfrowych lub
Strona 5
podobnych - jest zupełnie legalne i nie podlega
żadnym sankcjom :-)) Poważnie!
ISBN 978-83-7799-701-7
Nr 90451865
Plik ePub przygotowa a firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail:
[email protected]
Więcej ebooków i audiobooków na chomiku JamaNiamy
Strona 6
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Dedykacja
* * *
ROZDZIAŁ 1 Poniedziałek, 2 maja 2005
ROZDZIAŁ 2 Poniedziałek, 2 maja 2005
ROZDZIAŁ 3 Poniedziałek, 2 maja 2005
ROZDZIAŁ 4 1905–1929
ROZDZIAŁ 5 Poniedziałek, 2 maja 2005
ROZDZIAŁ 6 Poniedziałek, 2 maja – wtorek, 3 maja 2005
ROZDZIAŁ 7 1929–1939
ROZDZIAŁ 8 Wtorek, 3 maja – środa, 4 maja 2005
ROZDZIAŁ 9 1939–1945
ROZDZIAŁ 10 Poniedziałek, 9 maja 2005
ROZDZIAŁ 11 1945–1947
ROZDZIAŁ 12 Poniedziałek, 9 maja 2005
ROZDZIAŁ 13 1947–1948
ROZDZIAŁ 14 Poniedziałek, 9 maja 2005
ROZDZIAŁ 15 Poniedziałek, 9 maja 2005
ROZDZIAŁ 16 1948–1953
ROZDZIAŁ 17 Wtorek, 10 maja 2005
ROZDZIAŁ 18 1953
ROZDZIAŁ 19 Środa, 11 maja – środa, 25 maja 2005
ROZDZIAŁ 20 1958–1968
ROZDZIAŁ 21 Czwartek, 26 maja 2005
Strona 7
ROZDZIAŁ 22 Środa, 25 maja – czwartek, 26 maja 2005
ROZDZIAŁ 23 1968
ROZDZIAŁ 24 Czwartek, 26 maja 2005
ROZDZIAŁ 25 Piątek, 27 maja 2005
ROZDZIAŁ 26 1968–1982
ROZDZIAŁ 27 Piątek, 27 maja – czwartek, 16 czerwca 2005
ROZDZIAŁ 28 1982–2005
ROZDZIAŁ 29 Poniedziałek, 2 maja 2005
EPILOG
Strona 8
Specjalne podziękowania dla Mickego, Lizy, Rixona, Maud
i wujka Hansa
Jonas
Strona 9
Nikt tak nie potrafił zaczarować słuchaczy jak dziadek, gdy
zmyślał niestworzone historie, lekko pochylony nad swoją laską i z
ustami pełnymi snusu.
– Nie no... naprawdę, dziadku? – pytaliśmy ze zdziwieniem.
– Tacy, co to ino prawdę godoją, toż to ni warto ich słuchać –
odpowiadał dziadek.
Ta książka jest dla niego.
Jonas Jonasson
Strona 10
ROZDZIAŁ 1
Poniedziałek, 2 maja 2005
Można by pomyśleć, że mógł się zdecydować wcześniej albo
przynajmniej mieć na tyle przyzwoitości, żeby poinformować
otoczenie o swojej decyzji. Ale Allan Karlsson nigdy zbyt długo nie
rozważał swoich decyzji.
Tak więc myśl nie zdążyła jeszcze zagnieździć się w głowie
staruszka, a już otwierał okno swojego pokoju na parterze domu
spokojnej starości w sörmlandzkim Malmköping i wskakiwał na
rabatę.
Manewr dał się we znaki i nie było w tym nic dziwnego, bo
właśnie tego dnia Allan kończył sto lat. Do przyjęcia
urodzinowego w świetlicy domu spokojnej starości zostało mniej
niż godzina. Sam radny gminy miał tam być. I lokalna prasa. I
wszyscy pozostali staruszkowie. I cały personel, ze srogą siostrą
Alice na czele.
Tylko główny bohater nie miał zamiaru się pojawić.
Strona 11
ROZDZIAŁ 2
Poniedziałek, 2 maja 2005
Allan Karlsson stał wśród bratków na rabacie wzdłuż jednej ze
ścian domu spokojnej starości i się wahał. Miał na sobie brązową
marynarkę, brązowe spodnie i parę brązowych kapci. Nie był z
niego żaden modniś, ale rzadko się nim bywa w tym wieku.
Aktualnie uciekał z własnego przyjęcia urodzinowego, i to także
zdarza się rzadko w tym wieku, głównie dlatego, że w ogóle
rzadko bywa się w tym wieku.
Allan zastanawiał się, czy warto zadać sobie trud i wdrapać się
z powrotem przez okno, żeby wziąć kapelusz i buty, ale gdy
poczuł, że przynajmniej portfel jest na swoim miejscu w
wewnętrznej kieszeni marynarki, zadowolił się stanem rzeczy.
Poza tym siostra Alice w wielu przypadkach wykazywała się
szóstym zmysłem (gdziekolwiek by ukrył wódkę, i tak ją znalazła),
więc może i teraz chodziła tam w środku i czuła, że szykuje się
jakaś draka?
Lepiej udać się w drogę, póki czas, pomyślał Allan i z chrzęstem
w kolanach wyszedł z rabaty. W portfelu, o ile pamiętał, miał
kilkaset koron. To dobrze, bo trzymanie się z dala od ludzi raczej
nie będzie za darmo.
Allan odwrócił głowę, spojrzał na dom spokojnej starości, który
do całkiem niedawna uważał za swój ostatni przystanek na ziemi,
i powiedział do siebie, że przyjdzie mu umrzeć chyba innym
razem, gdzie indziej.
Strona 12
Stulatek udał się w drogę w swoich obszczykapciach (tak się je
nazywa, ponieważ panowie w podeszłym wieku rzadko kiedy
sięgają dalej niż do butów, kiedy sikają). Najpierw przez park,
potem wzdłuż placu, gdzie od czasu do czasu odbywał się targ w
tym zwykle spokojnym miasteczku. Po kilkuset metrach wszedł
na teren za średniowiecznym kościołem – lokalną dumą – i usiadł
na ławce przy kilku grobach, aby dać odpocząć kolanom.
Religijność w okolicy nie była aż taka, żeby Allan nie mógł liczyć
na chwilę spokoju w miejscu, gdzie siedział. Zauważył, że jak na
ironię urodził się w tym samym roku co Henning Algotsson,
leżący w grobie naprzeciwko. Różnica między nimi była jednak
taka, że Henning wyzionął ducha sześćdziesiąt jeden lat temu.
Gdyby Allan był z tych zainteresowanych, może by się
zastanowił, na co zmarł Henning w wieku zaledwie trzydziestu
dziewięciu lat. Ale Allan nie wtrącał się w cudze sprawy, o ile dało
się tego uniknąć, a zwykle się dawało.
Pomyślał natomiast, że chyba nie miał racji, sądząc, że może
umrzeć od tego wszystkiego. Bo jakkolwiek by byl obolały, to
jednak ucieczka przed siostrą Alice była o wiele bardziej
interesująca i pouczająca niż leżenie bez ruchu dwa metry pod
ziemią.
Następnie jubilat podniósł się, na przekór swoim chorym
kolanom, pożegnał się z Henningiem Algotssonem i kontynuował
swą kiepsko zaplanowaną ucieczkę.
Kierował się na południe, przemierzając cmentarz, aż kamienny
murek stanął mu na drodze. Nie miał więcej niż metr wysokości,
ale Allan był stulatkiem, a nie skoczkiem wzwyż. Po drugiej
stronie stał dworzec w Malmköping i staruszek zrozumiał, że to
Strona 13
właśnie tam miały go zaprowadzić sfatygowane nogi. Pewnego
razu, przed wielu laty, Allan przeszedł Himalaje. Teraz byłoby to
kłopotliwe, pomyślał, stojąc przed ostatnią przeszkodą
oddzielającą go od dworca. Myślał tak intensywnie, że murek
przed jego oczami skurczył się niemalże całkowicie. A gdy stał się
już całkiem malutki, Allan wgramolił się i przeszedł na drugą
stronę, nie bacząc na wiek i kolana.
W Malmköping rzadko jest tłoczno, i ten słoneczny, wiosenny
dzień nie był wyjątkiem. Allan nie natknął się jeszcze na żadnego
człowieka, odkąd w pośpiechu postanowił nie pojawić się na
własnym przyjęciu z okazji setnych urodzin. Poczekalnia dworca
była prawie pusta, gdy Allan wkroczył w swoich kapciach. Ale
tylko prawie. Na środku sali stały dwa rzędy ławek, odwróconych
oparciami ku sobie. Wszystkie miejsca były wolne. Na prawo
znajdowały się dwa okienka. Pierwsze było zamknięte, a w
drugim siedział niepozorny, chudy mężczyzna w małych,
okrągłych okularach, z rzadkimi włosami zaczesanymi na bok i w
służbowej kamizelce. Mężczyzna rzucił zakłopotane spojrzenie
znad ekranu komputera, gdy Allan pojawił się na dworcu. Być
może pomyślał, że tego popołudnia panuje tu niesłychany ruch;
Allan odkrył właśnie, że nie jest jedynym podróżnym w sali. W
rogu stał mianowicie szczupły młodzieniec z długimi, tłustymi
blond włosami i sterczącą bródką, w dżinsowej kurtce z napisem
Never Again na plecach.
Być może młodzieniec nie potrafił czytać, bo szarpał drzwi
toalety dla niepełnosprawnych, jak gdyby tabliczka „Nieczynne”, z
czarnymi literami na pomarańczowym tle, nic nie znaczyła.
Strona 14
Zaraz jednak podszedł do toalety obok, ale tam miał inny
problem. Najwyraźniej młodzieniec nie chciał się rozstawać ze
swoją dużą, szarą walizką na kółkach, a toaleta była za mała dla
niego i walizki. Allan zrozumiał, że albo młodzieniec zostawi
walizkę na zewnątrz, gdy będzie załatwiał swoje potrzeby, albo
wepchnie ją i sam zostanie na zewnątrz.
Mimo to z trudem angażował się w problemy młodzieńca.
Zamiast tego wysilił się, żeby podnosić nogi najlepiej, jak potrafił i
drobnymi kroczkami podszedł do niepozornego mężczyzny w
otwartym okienku, aby zapytać, czy cokolwiek odjeżdża ze stacji w
jakąkolwiek stronę w ciągu najbliższych minut i ile będzie
kosztował bilet.
Niepozorny wyglądał na zmęczonego. I pogubił się chyba gdzieś
w połowie wywodu Allana, bo po kilku sekundach zastanowienia
zapytał:
– A dokąd zamierza się pan wybrać?
Allan zaczął od początku i przypomniał niepozornemu, że cel
podróży, a także środek lokomocji są podporządkowane: a)
godzinie odjazdu oraz b) kosztom.
Niepozorny znowu zamilkł na kilka sekund i patrzył w rozkłady
jazdy, przetrawiając słowa staruszka.
– Autobus dwieście dwa do Strängnäs odjeżdża za trzy minuty.
Może być?
Owszem, tak Allan sądził, został więc poinformowany, że
autobus odjeżdża z przystanku tuż przy wyjściu z dworca oraz że
bilet najlepiej kupić u kierowcy.
Allan zastanawiał się, co też ten niepozorny mężczyzna robi w
okienku, skoro nie sprzedaje biletów, ale nic nie powiedział.
Strona 15
Niepozorny być może zastanawiał się nad tym samym. Allan
podziękował za pomoc i spróbował uchylić kapelusza, którego w
pośpiechu zapomniał.
Stulatek przysiadł w jednym z dwóch pustych rzędów ławek,
sam ze swoimi myślami. Te cholerne obchody w domu starców
miały się rozpocząć o piętnastej, czyli zostało dwanaście minut.
Lada chwila zaczną pewnie walić w drzwi do pokoju Allana, a
potem to już będzie cyrk.
Jubilat uśmiechnął się do siebie, a kątem oka zauważył, że ktoś
się zbliża. To ten szczupły młodzieniec z długimi, tłustymi blond
włosami, sterczącą bródką i w dżinsowej kurtce z napisem Never
Again na plecach. Kierował się prosto na niego, ciągnąc dużą,
szarą walizkę na czterech małych kółkach. Allan zorientował się,
że istnieje spore ryzyko rozmowy z długowłosym. To nawet nie
musiało być takie złe, miałby przynajmniej pojęcie, jak rozumuje
współczesna młodzież.
Można to było nazwać rozmową, aczkolwiek niezbyt
zaawansowaną. Młodzieniec stanął kilka metrów od Allana,
zdawał się przyglądać staremu mężczyźnie przez chwilę, aż w
końcu powiedział:
– Słuchaj no pan.
Allan odwzajemnił pozdrowienie i zapytał, czy może służyć
pomocą. Mógł. Młodzieniec chciał, żeby Allan rzucił okiem na
walizkę, podczas gdy jej właściciel będzie załatwiał swoje potrzeby
w toalecie. Albo, jak to wyraził młodzieniec:
– Wysrać się muszę.
Allan odpowiedział, że jest wprawdzie stary i zniedołężniały, ale
wzrok ma dobry i spoglądanie na walizkę młodego człowieka nie
Strona 16
wydaje mu się zbyt dużym obciążeniem. Polecił natomiast, żeby
załatwiał swoje potrzeby z pewną dozą pośpiechu, gdyż Allan nie
chce się spóźnić na autobus.
Tego ostatniego młodzieniec już nie dosłyszał, bo popędził do
toalety, jeszcze zanim Allan zdążył dokończyć.
Stulatek nie był z tych, co to dają się zirytować, bez względu na
to, czy mają powody, czy też nie. Nie poruszyło go więc także
niestosowne zachowanie młodzieńca. Nie poczuł jednak do niego
specjalnej sympatii, co prawdopodobnie miało znaczenie dla tego,
co za chwilę miało nastąpić.
A to, co nastąpiło, to przyjazd autobusu 202 pod wejście na
dworzec, już na kilka sekund po tym, jak młodzieniec zamknął za
sobą drzwi toalety. Allan spojrzał na autobus, potem na walizkę,
znów na autobus i znów na walizkę.
– Przecież ma kółka – powiedział do siebie. – Jest też taśma, za
którą można ciągnąć.
I tym sposobem Allan zaskoczył samego siebie, podejmując –
jak można chyba powiedzieć – życiową decyzję.
Kierowca autobusu był usłużny i życzliwy. Pomógł starszemu
mężczyźnie z jego dużą walizką.
Allan podziękował za pomoc i wyciągnął portfel z kieszeni
marynarki. Kierowca zapytał, czy zamierza jechać do samego
Strängnäs, a Allan liczył dostępne środki. Sześćset pięćdziesiąt
koron w banknotach plus kilka monet. Allan pomyślał, że
najlepiej byłoby nie szastać groszem, więc położył banknot
pięćdziesięciokoronowy i zapytał:
– Jak pan myśli, dokąd za tyle dojadę?
Strona 17
Kierowca odpowiedział z rozbawieniem, że jest przyzwyczajony
do pasażerów, którzy wiedzą, dokąd chcą jechać, ale nie wiedzą,
ile to kosztuje, a tym razem jest odwrotnie. Następnie spojrzał na
rozkład jazdy i poinformował, że za czterdzieści osiem koron
można dojechać do stacji Byringe.
Allanowi to odpowiadało. Dostał bilet i dwie korony reszty.
Kierowca położył na półce na bagaże za swoim siedzeniem
skradzioną walizkę, Allan zaś usadowił się w pierwszym rzędzie
po prawej stronie. Stamtąd mógł zajrzeć przez okno do dworcowej
poczekalni. Drzwi toalety były nadal zamknięte, gdy kierowca
wrzucił bieg i odjechał. Allan miał nadzieję, że młodzieniec
przeżywał tam w środku miłe chwile, biorąc pod uwagę, jaki
zawód miał go czekać za moment.
Autobus do Strängnäs nie był ani trochę przepełniony tego
popołudnia. Prawie na samym końcu siedziała kobieta w średnim
wieku, która wsiadła we Flenie, w środku usadowiła się młoda
matka, która w Solberdze z trudem wgramoliła się z dwojgiem
dzieci, a miejsce na przodzie autobusu zajmował stary mężczyzna,
który dosiadł się w Malmköping.
Ten ostatni właśnie się zastanawiał, dlaczego ukradł tę dużą,
szarą walizkę na kółkach. Może dlatego, że się dało? Albo dlatego,
że właściciel był półgłówkiem? A może zawierała parę butów, a
nawet kapelusz? Albo dlatego, że stary człowiek nie miał nic do
stracenia? Nie, Allan nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Gdy
dostało się od życia nadgodziny, można sobie pozwolić na pewną
swobodę, pomyślał i usadowił się wygodniej.
Wybiła piętnasta, gdy autobus minął Björndammen. Allan
stwierdził, że jak na razie jest zadowolony z przebiegu dnia.
Strona 18
Przymknął oczy, żeby uciąć sobie popołudniową drzemkę.
W tym samym momencie siostra Alice zapukała do drzwi
pokoju numer 1 w domu spokojnej starości w Malmköping.
Zapukała jeszcze raz i jeszcze raz.
– Koniec wygłupów. Radny gminy i wszyscy inni już są. Słyszy
Allan? Chyba Allan nie zagląda znów do butelki? Wychodzimy
natychmiast! Allan! Allan?
Mniej więcej w tym samym czasie otworzyły się drzwi chwilowo
jedynej dostępnej toalety na dworcu w Malmköping. Wyszedł z
niej młodzieniec z poczuciem lekkości – w podwójnym tego słowa
znaczeniu. Zrobił kilka kroków w stronę środka poczekalni, jedną
ręką poprawiając pasek, a drugą przeczesując włosy. Nagle
przystanął, zagapił się na dwa puste rzędy ławek, potem szybko
spojrzał w prawo, w lewo i powiedział głośno:
– Co do pierdolonej kurwy nędzy... – Nagle zaciął się, lecz po
chwili kontynuował:
– Zabiję cię, staruchu. Niech no tylko cię znajdę.
Strona 19
ROZDZIAŁ 3
Poniedziałek, 2 maja 2005
Tuż po piętnastej dnia 2 maja Malmköping straciło swój spokój na
wiele najbliższych dni. Siostra Alice w domu spokojnej starości
zaniepokoiła się, zamiast zezłościć, i wyciągnęła centralny klucz.
Jako że Allan nie starał się zatrzeć drogi swojej ucieczki, od razu
można było stwierdzić, że jubilat wyszedł przez okno. Tam, jak
wskazywały ślady, stał i przytupywał przez chwilę wśród bratków,
a następnie zniknął.
Radny gminy poczuł, że z racji swojego urzędu powinien przejąć
dowodzenie. Oddelegował personel w grupach dwuosobowych na
poszukiwania. Allan nie mógł być przecież daleko, więc grupy
miały się skupić wyłącznie na najbliższym otoczeniu. Jedna
została wysłana do parku, druga do sklepu monopolowego (dokąd,
według siostry Alice, Allan miał w zwyczaju się udawać), trzecia
do pozostałych sklepów przy Storgatan, a czwarta do skansenu na
wzgórzu. Sam radny został w domu spokojnej starości i miał oko
na pozostałych staruszków, którzy jeszcze nie zdążyli się ulotnić,
oraz obmyślał następny krok. Powiedział też do poszukujących,
aby byli dyskretni; nie warto przecież rozdmuchiwać sprawy bez
potrzeby.
W zamieszaniu nie pomyślał jednak, że jedna z grup, które
właśnie wysłał na poszukiwanie, składała się z reporterki lokalnej
gazety i jej fotografa.
***
Strona 20
Dworzec nie należał do najważniejszych obszarów poszukiwań
według radnego gminy. Zresztą każdy zakamarek został już
przeszukany przez młodzieńca z długimi, tłustymi blond włosami,
sterczącą bródką i w dżinsowej kurtce z napisem Never Again na
plecach. Ponieważ ani starca, ani walizki nie można było znaleźć,
młodzieniec podszedł zdecydowanym krokiem do niepozornego
mężczyzny w jedynym czynnym okienku, z zamiarem zasięgnięcia
informacji o ewentualnych planach podróży poszukiwanego.
Niepozorny był wprawdzie znudzony swoją pracą, ale zachował
zawodową dumę. Dlatego też wyjaśnił hałaśliwemu młodzieńcowi,
że konfidencjonalnością podróżnych dworca autobusowego nie
można szafować, dodał także butnie, że w żadnym wypadku nie
zamierza udzielić młodzieńcowi takiej informacji.
Młodzieniec stał przez chwilę spokojnie i zdawał się tłumaczyć
na szwedzki to, co niepozorny właśnie powiedział. Następnie
przemieścił się pięć metrów w lewo, do niezbyt solidnych drzwi
informacji dworcowej. Zamierzył się i kopnął drzwi prawym
buciorem, tak że wióry poszły. Niepozorny nie zdążył podnieść
słuchawki, aby wezwać pomoc, gdy znalazł się w powietrzu,
wierzgając przed młodzieńcem trzymającym go w silnym chwycie
za uszy.
– Może i nie wiem, co to konficjadonalność, ale jestem cholernie
dobry w zmuszaniu ludzi do mówienia – powiedział młodzieniec
do niepozornego, a potem puścił go z łomotem na krzesło
obrotowe.
Następnie objaśnił niepozornemu, co zamierza zrobić z jego
narządami rozrodczymi za pomocą młotka i gwoździ, jeśli ten nie
będzie robił, co się mu każe. Opis był na tyle przekonujący, że