John Fowles - Mag
Szczegóły |
Tytuł |
John Fowles - Mag |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
John Fowles - Mag PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie John Fowles - Mag PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
John Fowles - Mag - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John Fowles
Mag
(Prze�o�y�a: Ewa Fiszer) PRZEDMOWA
Nie jest to wprawdzie w sensie tematycznym czy narracyjnym nowa wersja Maga, stanowi jednak co�
wi�cej ni� tylko przer�bk� stylistyczn�. Wiele scen napisa�em prawie w ca�o�ci od nowa, jedn� czy dwie
doda�em. Obra�em tak� do�� niezwyk�� drog� wcale nie dlatego - je�eli listy mog� by� jakimkolwiek
sprawdzianem - �e ksi��ka ta wzbudzi�a wi�ksze zainteresowanie od poprzednich. Dawno ju� nauczy�em si�
godzi� z faktem, �e powie��, kt�ra mnie jako pisarzowi podoba�a si� najmniej (niezadowolenie takie wyra�a�o
r�wnie� wielu pierwszych recenzent�w), nadal podoba si� najbardziej wi�kszo�ci moich czytelnik�w.
Mag ukaza� si� w 1965 roku jako trzecia moja ksi��ka, ale pomin�wszy dat� publikacji jest w�a�ciwie
pierwsz� moj� powie�ci�. Zacz��em j� pisa� w pocz�tku lat pi��dziesi�tych i zar�wno narracja, jak i nastr�j
uleg�y licznym przemianom. W pierwotnej wersji maszynopisu wyst�powa� czynnik zdecydowanie
ponadnaturalny - pr�bowa�em stworzy� co� w rodzaju arcydzie�a Henry Jamesa W kleszczach l�ku. Nie mia�em
jednak w�wczas �adnego sp�jnego pogl�du na to, do czego zmierzam zar�wno w �yciu, jak i w tej ksi��ce.
Bardziej obiektywna strona mojej natury nie pozwala�a mi wierzy�, �e kiedykolwiek b�d� mnie wydawa�,
subiektywizm nie pozwala� porzuci� mitu, kt�ry tak niezr�cznie i pracowicie pr�bowa�em stworzy�; z owego
okresu najlepiej zapami�ta�em to, �e stale musia�em rezygnowa� z kolejnych wersji z powodu nieumiej�tno�ci
wyra�enia tego, co chcia�em napisa�. Zar�wno niedostatki techniki, jak i ta dziwna cecha wyobra�ni, kt�ra
wydaje si� raczej niezdolno�ci� zapami�tania tego, co istnieje, a nie tym, czym jest w rzeczywisto�ci, czyli
niemo�liwo�ci� wywo�ania nie istniej�cego - w przykry spos�b hamowa�y post�py pracy. Sukces Kolekcjonera
w 1963 roku doda� mi jednak troch� wiary we w�asne si�y i naturalnie prac� nad tym tekstem, bez ko�ca
torturowanym i przerabianym, uzna�em za znacznie pilniejsz� ni� doko�czenie wielu innych powie�ci zacz�tych
w latach pi��dziesi�tych, cho� podejrzewam, �e przynajmniej dwie z nich bardziej nadawa�y si� do publikacji i
mog�yby znacznie lepiej przys�u�y� si� mojej reputacji literackiej, w ka�dym razie w Anglii.
W 1964 roku zabra�em si� do pracy, zestawi�em i poprawi�em wszystkie wcze�niejsze szkice. Mimo to
Mag pozostawa� ci�gle powie�ci� nowicjusza, spod warstwy fabularnej wyziera� notatnik z wyprawy na
nieznany l�d, cz�sto zab��kanej i �le zaplanowanej. Nawet w ostatecznej, opublikowanej formie ksi��ka ta by�a
dzie�em przypadku i naiwnej intuicji w stopniu znacznie wi�kszym, ni� mog� to sobie wyobrazi� bardziej
wyrafinowani czytelnicy; najci�szym zarzutem, jaki spotka� mnie ze strony krytyki, by�o pot�pienie powie�ci
jako wykalkulowanego na zimno �wiczenia, jako gry intelektualnej. A przecie� jedn� z (nieuleczalnych) wad
tekstu by�a pr�ba ukrycia nieustannych zmian, jakim ulega� w trakcie pisania.
Poza oczywistym wp�ywem Junga, kt�rego teorie bardzo mnie w tym okresie interesowa�y, du�� rol� w
procesie pisania odegra�y trzy inne ksi��ki. By�em do tego stopnia �wiadom zapo�ycze� z Mojego przyjaciela
Meaulnes Alaina Fourniera, �e w czasie przygotowywania nowej wersji tekstu usun��em kilka zbyt wyra�nych
odniesie�. Mo�e badaczowi podchodz�cemu formalnie do sprawy nie narzucaj� si� te paralele, ale Mag by�by
zupe�nie im ksi��k�, gdyby nie istnia�a jego francuska poprzedniczka. Moc� oddzia�ywania Mojego przyjaciela
Meaulnes na sfere� pozaliterackich do�wiadcze� (przynajmniej niekt�rych z nas) chcia�em nasyci� tak�e w�asn�
ksi��k�. Inny b��d Maga, na kt�ry r�wnie� nie mog� ju� nic poradzi�, p�ynie z mojej niezdolno�ci zauwa�enia,
�e wyra�a on charakterystyczn� t�sknot� wieku dojrzewania. Przynajmniej dojrzewanie bohatera Alaina
Fourniera jest wyra�ne i okre�lone. Mo�e si� wyda� dziwne, �e kolejn� ksi��k�, kt�ra wywar�a na mnie wp�yw, by� niew�tpliwie Bevis
Richarda Jefferiesa, silnie oddzia�uj�cy na m� dzieci�c� wyobra�ni�. Jestem przekonany, �e powie�ciopisarz,
�wiadomie b�d� nie�wiadomie, zostaje ukszta�towany w bardzo m�odym wieku, a Bevis ma jedn� cech� wsp�ln�
z Moim przyjacielem Meaulnes - jest projekcj� �wiata zupe�nie odmiennego ni� ten, jaki widzi dziecko
zamo�nych rodzic�w, za kt�re musia�em w�wczas uchodzi�. Przytaczam to jako przypomnienie, �e wp�ywy
tego rodzaju lektur dzia�aj� na nas jeszcze d�ugo po tym, kiedy wyra�nie ju� z nich wyro�li�my.
Pocz�tkowo nie zdawa�em sobie sprawy, �e u podstaw Maga le�y jeszcze jedna ksi��ka; u�wiadomi�a
mi to pewna spostrzegawcza studentka z Uniwersytetu w Reading, kt�ra w wiele lat po jego wydaniu napisa�a do
mnie, wskazuj�c na liczne podobie�stwa z Wielkimi nadziejami. Moja korespondentka nie mog�a wiedzie� o
tym, �e jest to jedyna powie�� Dickensa, kt�r� zawsze bezkrytycznie podziwia�em i lubi�em (i dzi�ki kt�rej
wybaczam mu tak wiele innych niedoci�gni��); �e kiedy zacz��em pisa� w�asn� powie��, Wielkie nadzieje by�y
tematem wyk�ad�w, w kt�rych z ogromn� przyjemno�ci� przedstawia�em je jako ksi��k� wzorcow�; �e przez
d�ugi czas nosi�em si� z zamiarem uczynienia Conchisa kobiet� i �e pomys� ten przetrwa� w postaci pani de
Seitas. W obecnej nowej wersji ksi��ki doda�em jeden niewielki ust�p, sk�adaj�c ho�d temu nie dostrze�onemu
wcze�niej wp�ywowi.
Kr�tkiego wyja�nienia wymagaj� dwie nieco wi�ksze zmiany. W dwu scenach motyw erotyczny zosta�
znacznie wzmocniony. Traktuj� to po prostu jako skorygowanie wcze�niejszego braku odwagi. Inna zmiana
dotyczy zako�czenia. Cho� jego og�lny zamys� nigdy nie wydawa� mi si� tak niejasny jak niekt�rym
czytelnikom (mo�e dlatego, �e nie przywi�zywali nale�ytej wagi do dwuwiersza z Pervigilium Veneris, kt�ry
zamyka ksi��k�), przyznaj�, �e mog�em mniej dwuznacznie oznajmi� po��dane nast�pstwa... wi�c zrobi�em to
teraz.
�aden pisarz nie wyjawia ch�tnie g��bszych biograficznych uwarunkowa� swojego dzie�a, kt�rymi
rzadko s� konkretne fakty i zaj�cia; ja r�wnie� nie stanowi� pod tym wzgl�dem wyj�tku. Ale moj� wysp�
Phraxos (�ogrodzon�� wysp�) by�a prawdziwa grecka wyspa Spetsai, gdzie w latach 1951-1952 uczy�em w
prywatnej szkole z internatem, kt�ra jednak nie bardzo przypomina�a wtedy, szko�� opisan� w ksi��ce. Gdybym
pr�bowa� odmalowa� prawdziwy obraz tej szko�y, musia�bym napisa� powie�� komiczn�.*
Dobrze znany milioner grecki, kt�ry teraz obj�� w posiadanie cz�� wyspy Spetsai, nie
jest w �aden spos�b powi�zany z moim fikcyjnym milionerem; zreszt� pan Niarchos przyby�
na wysp� znacznie p�niej. R�wnie� �wczesny w�a�ciciel willi na �Bourani�, kt�rej wygl�d
zewn�trzny i cudowne po�o�enie opisa�em w ksi��ce, nie by� bynajmniej pierwowzorem dla
mojej postaci, chocia� podobno staje si� to teraz jeszcze jedn� miejscow� legend�. Widzia�em
tego pana, kt�ry jest przyjacielem starszego Venizelosa, jedynie dwa razy, i to przelotnie.
Zapami�ta�em natomiast jego dom.
Nigdy ju� nie wr�ci�em na wysp� Spetsai, ale z tego, co s�ysz�, dzi� trudno by�oby j� sobie wyobrazi�
tak�, jaka by�a wtedy. W�wczas �y�o si� tam w skrajnym osamotnieniu, chocia� w szkole by�o zawsze dw�ch
nauczycieli Anglik�w, nie jeden jak w ksi��ce. Mia�em szcz�cie, �e moim przypadkowym koleg�, dzi� ju� starym przyjacielem, okaza� si� Denys Sharrocks. By� wyj�tkowo oczytany i znacznie wi�cej ode mnie wiedzia�
o Grekach. On pierwszy zaprowadzi� mnie do willi. Nied�ugo przedtem postanowi� zrezygnowa� z w�asnych
ambicji literackich. O�wiadczy� z wymuszonym u�miechem, �e podczas poprzedniej wizyty w �Bourani� napisa�
ostatni wiersz w swoim �yciu. W jaki� szczeg�lny spos�b rozpali�o to moj� imaginacj�, ta dziwnie odosobniona
willa, jej wspania�e otoczenie, kres z�udze� przyjaciela. Kiedy po raz pierwszy zbli�ali�my si� do owej willi
usytuowanej na przyl�dku, us�yszeli�my d�wi�ki naprawd� niezwyk�e w tym klasycznym pejza�u... nie dostojny
klawesyn z mojej ksi��ki, ale d�wi�ki absurdalnie przywo�uj�ce na pami�� walijsk� kaplic�. Mam nadziej�, �e ta
fisharmonia jeszcze tam jest. Ona r�wnie� da�a czemu� pocz�tek.
Obce twarze na wyspie - nawet twarze greckie - nale�a�y w�wczas do rzadko�ci. Pami�tam, jak
pewnego dnia do Denysa i do mnie podbieg� ch�opiec, by oznajmi�, �e z parowca p�yn�cego z Aten wysiad�
Anglik, i jak pu�cili�my si� obaj na podobie�stwo dw�ch Livingstone'�w, aby powita� tego nies�ychanego
przybysza na naszej opuszczonej wyspie. Innym razem spieszyli�my pok�oni� si� kolosowi z Maroussi Henry
Millera, Katsimbalisowi. By�o wtedy w Grecji co� z wzruszaj�cej atmosfery jednej wioski.
Spetsai, poza granicami jej zamieszkanej cz�ci, by�a naprawd�, nawiedzona, tyle �e przez duchy
subtelniejsze i pi�kniejsze od tych, kt�re ja stworzy�em. Cisza las�w piniowych mia�a charakter niezwyk�y,
podobna wiecznie bia�ej stronicy czekaj�cej na nut� czy s�owo; nie do�wiadczy�em podobnej ciszy w �adnym
miejscu. Dawa�a dziwne poczucie nieistnienia czasu i uczestnictwa w narodzinach mitu. Wydawa�o si�
nieprawdopodobne, by w takim miejscu mog�o si� co� wydarzy�, a jednak przez ca�y czas zapowied� wydarze�
zdawa�a si� unosi� w powietrzu. Genius loci bardzo przypomina� najwspanialsze wiersze Mallarm�go o
niewidzialnym wzlocie, o s�owach bezradnych wobec tego, co nie da si� wyrazi�. Trudno mi oceni� znaczenie
tego do�wiadczenia dla mnie jako pisarza. Przepoi�o i naznaczy�o mnie ono o wiele g��biej ni� jakiekolwiek
towarzyskie czy fizyczne prze�ycia i doznania z wyspy. Wiedzia�em ju� wtedy, �e jestem pod wieloma
wzgl�dami permanentnym wygna�cem z angielskiego spo�ecze�stwa, ale powie�ciopisarz musi osi�gn�� jeszcze
g��bsze stadia wygnania.
Zewn�trznie by�o to na poz�r do�wiadczenie przygn�biaj�ce, o czym przekona�o si�
wielu m�odych kandydat�w na pisarzy i malarzy, kt�rzy udali si� do Grecji w poszukiwaniu
natchnienia. P�yn�ce st�d poczucie nieudolno�ci i duchowego ot�pienia zwykli�my nazywa�
�egejsk� chandr��. Trzeba by� bardzo dojrza�ym artyst�, by stworzy� warto�ciowe dzie�a w
otoczeniu najczystszych i najbardziej harmonijnych pejza�y tej planety, zw�aszcza je�li si�
wie, �e ich jedyny ludzki odpowiednik przypada na czasy, do kt�rych nie ma powrotu. Grecja
wysp to ci�gle jeszcze Circe i je�li artysta-podr�nik troszczy si� o swoj� dusz�, nie powinien
tam przebywa� za d�ugo.
Jednak poza tym podczas mojego pobytu na Spetsai nie wydarzy�o si� nic, co mia�oby zwi�zek z
powie�ci�. Wszelkie powi�zania wydarze� fikcyjnych z rzeczywisto�ci� ujawni�y si� po moim powrocie do
Anglii. Wymkn��em si� Circe, ale nast�pstwa tej ucieczki by�y powa�ne. W�wczas nie zdawa�em sobie sprawy,
�e utrata jest dla powie�ciopisarza spraw� zasadniczej wagi, niezwykle owocn� dla jego tw�rczo�ci, cho�by by�a
nie wiem jak bolesna dla niego samego. To nieokre�lone poczucie braku, utraconej okazji pozwoli�o mi
* Istnieje inna, niezwyk�a powie�� o tej szkole: Kennetha Matthewsa Aleko (Peter Davies, 1934). Francuski
pisarz Michel Deon opublikowa� autobiograficzny La balcon de Spetsai. (Gallimard, 1961). przeszczepi� pewne dylematy mojej sytuacji w Anglii na grunt wspomnie� o wyspie i panuj�cej tam samotno�ci.
Wyspa stawa�a si� dla mnie coraz wyra�niej utraconym Edenem, domaine sans nom Alaina Fourniera, a nawet
by� mo�e farm� Bevisa. Stopniowo m�j bohater Nicholas przybra�, je�li nie prawdziwie reprezentatywn� twarz
wsp�czesnego szarego cz�owieka, to przynajmniej szarego cz�owieka mojej klasy i �rodowiska. Z nazwiskiem,
jakie mu nada�em, wi��e si� rodzinny kalambur. Jako dziecko wymawia�em th jak f, tote� Urfe w istocie
zast�puje Ziemi� (Earth), a pomys� ten znacznie poprzedza wygodne powi�zania z Honor� d�Urf� i Astre�.
Mam nadziej�, �e to, co napisa�em powy�ej, uwolni mnie od konieczno�ci wyja�niania, co ta fabu�a
�znaczy�. Powie�ci, nawet skonstruowane znacznie klarowniej ni� ta, nie maj� nic wsp�lnego z krzy��wkami,
gdzie has�om odpowiada jeden tylko zestaw poprawnych odpowiedzi. Czasami pow�tpiewam, czy uda mi si�
kiedykolwiek wykorzeni� t� analogi� (�Szanowny Panie Fowles, prosz� wyt�umaczy� prawdziwe znaczenie...�)
z umys��w wsp�czesnych student�w. Je�eli Mag w og�le ma jakie� �prawdziwe znaczenie�, nie jest ono
wi�ksze od znaczenia testu Rorschacha w psychologii. To znaczenie polega na reakcji, jak� wywo�uje u
czytelnika, a moim zdaniem nie mo�e tu by� mowy o okre�lonej �poprawnej� reakcji.
Powinienem doda�, �e przerabiaj�c tekst nie pr�bowa�em odeprze� wielu uzasadnionych zarzut�w
przesady, zbytniego skomplikowania, sztuczno�ci i temu podobnych, jakie postawili ksi��ce bardziej surowi
doro�li krytycy po ukazaniu si� pierwotnej wersji. Teraz wiem, dla jakiego pokolenia ta ksi��ka jest najbardziej
poci�gaj�ca; wiem r�wnie�, �e musi na zawsze pozosta� powie�ci� o dojrzewaniu napisan� przez kogo�, u kogo
proces dojrzewania przebiega� z op�nieniem. Usprawiedliwia mnie jedynie to, �e wszyscy arty�ci musz�
swobodnie obejmowa� pe�ny zasi�g w�asnych �yciowych do�wiadcze�. Reszta �wiata mo�e cenzurowa� i
pogrzeba� prywatn� przesz�o�� artyst�w. My tego zrobi� nie mo�emy i dlatego a� do dnia �mierci musimy
pozosta� niedojrzali... t� niedojrza�o�ci� �wie�ej zieleni, w nadziei, �e stanie si� ona zieleni� urodzajn�. Nie
milkn�cy �al w tej najbardziej odkrywczej ze wsp�czesnych powie�ci o powie�ciopisarzach, w ostatnim
bolesnym utworze Thomasa Hardy'ego The Well-Beloved, wyp�ywa st�d, �e m�odsi ci�gle rz�dz� rzekomo
�dojrza�ymi� i zaawansowanymi w latach artystami. Mo�na odrzuci� t� tyrani�, jak zrobi� to sam Hardy, ale
przyp�aca si� to utrat� zdolno�ci pisania. Mag by� tak�e (cho� ca�kiem nie�wiadomie) spontaniczn� celebracj�
oddania si� w to jarzmo.
Je�eli pod t� (bardziej irlandzk� ni� greck�) mieszanin� domys��w na temat istoty natury ludzkiego
bytu i fikcji kry� si� jaki� centralny zamys�, wyra�a� si� on mo�e w alternatywnym tytule Godgame; jeszcze dzi�
�a�uj� czasami, �e z niego zrezygnowa�em. Zgodnie z moim zamiarem Conchis mia� zaprezentowa� szereg
masek przedstawiaj�cych ludzkie wyobra�enia o Bogu, od nadnaturalnego do �argonowo-naukowego, to znaczy
szereg ludzkich z�udze� na temat czego�, co naprawd� nie istnieje - absolutnej wiedzy i absolutnej w�adzy.
Rozwianie takich iluzji wydaje mi si� nadal najbardziej humanistycznym celem: chcia�bym, by jaki� super-
Conchis przepu�ci� Arab�w i �yd�w, ulsterskich katolik�w i protestant�w przez taki sam heurystyczny m�yn,
przez jaki przeszed� Nicholas.
Nie broni� decyzji Conchisa w chwili egzekucji, broni� realno�ci dylematu. B�g i wolno�� to poj�cia
ca�kowicie niezgodne, a ludzie najcz�ciej wierz� w swoich wyimaginowanych bog�w, poniewa� boj� si�
wierzy� w wolno��. Jestem na tyle doros�y, by ju� zdawa� sobie spraw�, �e robi� to czasami ze s�usznych
pobudek. Ale trzymam si� generalnej zasady, i to w�a�nie chcia�em umie�ci� w centrum mojej historii, �e
prawdziwa wolno�� le�y zawsze pomi�dzy ka�d� par�, nigdy w samej jednostce, tote� nigdy nie mo�e by� wolno�ci� absolutn�. Wszelka wolno��, nawet najbardziej wzgl�dna, mo�e by� fikcj�, jednak po dzie� dzisiejszy
wol� opowiada� si� za t� drug� hipotez�.
1976
John Fowles Un debauch� de profession est rarement un homme pitoyable
De Sade, Les infortunes de la vertu
Cz�� I
Zawodowy rozpustnik rzadko zas�uguje na lito��
De Sade, Niedole cnoty 1
Urodzi�em si� w 1927 roku, jako jedyne dziecko mieszcza�skich rodzic�w; oboje byli Anglikami
wychowanymi w groteskowo wyd�u�onym cieniu tego potwornego kar�a, kr�lowej Wiktorii, i nigdy nie uda�o
im si� na tyle wznie�� ponad histori�, by si� z tego cienia wydosta�. Pos�ano mnie do internatu ekskluzywnej
prywatnej szko�y, zmarnowa�em dwa lata s�u��c w wojsku, wst�pi�em na uniwersytet w Oksfordzie i tam
zacz��em rozumie�, �e wcale nie jestem taki, jakim chcia�bym by�.
Ju� du�o wcze�niej doszed�em do wniosku, �e przydaliby mi si� zupe�nie inni rodzice
i przodkowie. Ojciec m�j zosta� genera�em, nie tyle z powodu jakich� specjalnych talent�w,
lecz po prostu dlatego, �e w odpowiednim czasie by� w odpowiednim wieku, a matka
stanowi�a �ywy wz�r tego, jaka powinna by� ma��onka genera�a. Nigdy, w �adnej sprawie nie
mia�a odmiennego zdania ni� m�� i zawsze, nawet w�wczas, gdy znajdowa� si� on o tysi�ce
mil od domu, zachowywa�a si� tak, jakby z s�siedniego pokoju przys�uchiwa� si� jej s�owom.
W czasie wojny rzadko widywa�em ojca i w trakcie tych jego d�ugotrwa�ych nieobecno�ci
idealizowa�em go sobie, a on zazwyczaj w ci�gu pierwszych czterdziestu o�miu godzin
urlopu burzy� ca�kowicie to moje o nim wyobra�enie.
Tak jak wszyscy ludzie, kt�rzy nie ca�kiem dorastaj� do swego stanowiska, czepia� si�
pozor�w i drobiazg�w i zamiast pos�ugiwa� si� intelektem sprawi� sobie pancerz z wielkich
s��w, a wymawia� je tak, jakby zaczyna�y si� wielk� liter�: Dyscyplina, Tradycja, Poczucie
Odpowiedzialno�ci. Je�li czasem - z rzadka - o�mieli�em si� mu sprzeciwi�, zaraz si�ga� po
jedno z tych magicznych s��w i wali� mnie nim po g�owie; niew�tpliwie tak samo traktowa� w
podobnych okoliczno�ciach swych podw�adnych. Je�eli cz�owiek zaraz nie zamilk� i nie
podda� si�, wpada� w gniew czy te� raczej pozwala� sobie wpa�� w gniew. A gniew mia�
zawsze pod r�k�.
W naszej rodzinie przechowywa�a si� tradycja - a w�a�ciwie by�y to pobo�ne �yczenia - �e pochodzimy
z Francji, z kt�rej nasi przodkowie uciekli po odwo�aniu edyktu nantejskiego, i �e byli oni hugonotami ze
szlacheckiej rodziny spowinowaconej z Honore d'Urf�, autorem siedemnastowiecznego bestsellera Astreo. Co
prawda - je�li wykluczy� r�wnie niepewne pokrewie�stwo z Tomem Durfeyem, przyjacielem Karola II, kt�ry
niew�tpliwie pos�ugiwa� si� pi�rem - to nikt z moich przodk�w nie wykaza� nigdy najmniejszych sk�onno�ci
artystycznych: z pokolenia na pokolenie byli to wojskowi, marynarze, drobni posiadacze ziemscy i kap�ani, a
odznaczali si� jedynie brakiem indywidualno�ci oraz zami�owaniem do hazardu, przyprawiaj�cym ich o
nieustanne straty. Dziadek m�j mia� czterech syn�w, dw�ch zgin�o podczas pierwszej wojny, trzeci wybra� do��
niesmaczny spos�b pozbycia si� obci��e� atawistycznych i nie sp�aciwszy d�ug�w karcianych uciek� do
Ameryki. M�j ojciec, syn najm�odszy, kt�ry posiada� te wszystkie cechy charakteru, jakich oczekuje si� od syna
najstarszego, nigdy o bracie nie wspomina� i nie mam najmniejszego poj�cia, czy on jeszcze �yje, ani czy mamy
w Ameryce jakich� nieznanych kuzyn�w. W ci�gu ostatnich lat w szkole zrozumia�em, �e mog� oczekiwa� od rodzic�w tylko pogardy dla tego
rodzaju �ycia, jakie pragn��bym prowadzi�; i �e to jest w�a�nie w nich najgorsze. By�em �mocny� w angielskim,
w szkolnym pisemku drukowa�em pod pseudonimem wiersze i uwa�a�em D. H. Lawrence'a za najwi�kszego
cz�owieka stulecia; moi rodzice nigdy Lawrence'a nie czytali, a je�li w og�le o nim s�yszeli to tylko w zwi�zku z
Kochankiem lady Chatterley. Pewne cechy moich rodzic�w, �agodna uczuciowo�� matki i sporadyczne wybuchy
weso�o�ci ojca, mog�yby mi ich przybli�y�, ale zawsze lubi�em ich w�a�nie za to, do czego oni nie przyk�adali
�adnej wagi. Kiedy sko�czy�em osiemna�cie lat, a zbieg�o si� to ze �mierci� Hitlera, rodzice stali si� ju� dla
mnie tylko lud�mi, kt�rzy dostarczaj� mi �rodk�w utrzymania, wi�c zas�uguj� wprawdzie na moj� wdzi�czno��,
ale nie s� w stanie wzbudzi� we mnie innych uczu�.
Prowadzi�em podw�jne �ycie. W szkole zdobywa�em sobie reputacj� cynika i estety czasu wojny. Ale
musia�em wst�pi� do wojska - ��da�y tego Tradycja i Ofiarno��. Tyle �e ub�aga�em, i na szcz�cie popar� mnie w
tym dyrektor mojej szko�y, aby potem wolno mi by�o wst�pi� na uniwersytet. W armii nadal prowadzi�em
podw�jne �ycie, publicznie odgrywaj�c rol� syna genera�a Urfe, czyli �Blezera�, a prywatnie po�eraj�c setki
tomik�w wierszy i New Writing w seriach Pingwina. I gdy tylko sta�o si� to mo�liwe, wyst�pi�em z wojska.
Do Oksfordu przyjecha�em w 1948 roku. Na drugim roku studi�w, wkr�tce po wakacjach, podczas
kt�rych nader rzadko widywa�em mych rodzic�w, ojciec musia� polecie� do Indii. Zabra� ze sob� matk�. Ich
samolot rozbi� si� podczas burzy jakie� czterdzie�ci mil od Karaczi, wysoki oktanowy stos pogrzebowy. Kiedy
ju� min�� pierwszy szok, ogarn�o mnie uczucie ulgi. Pozosta� mi tylko jeden bliski krewny, brat matki, kt�ry
mia� farm� w Rodezji, zatem nie grozi�o mi ju� st�amszenie przez rodzin� tego, co uwa�a�em za moje prawdziwe
ja. Uczucia rodzinne nie by�y wida� moj� mocn� stron�, ale za to by�em obkuty w modnych pr�dach
intelektualnych.
A przynajmniej wraz z ca�� grup� bratnich dziwak�w z college'u Magdalen za takiego si� uwa�a�em.
Za�o�yli�my male�ki klub, kt�ry nazwali�my Les Hommes Revolt�s*, pili�my bardzo wytrawne sherry i w
prote�cie przeciwko rozche�staniu ko�ca lat czterdziestych wk�adali�my na zebrania ciemne garnitury i czarne
krawaty. Podczas zebra� dyskutowali�my o bycie i nico�ci, a pewien rodzaj niekonsekwentnego zachowania
nazywali�my egzystencjalistycznym. Ludzie mniej wtajemniczeni uznaliby je za kapry�ne lub wr�cz samolubne,
ale my nie rozumieli�my, �e bohaterowie, a raczej antybohaterowie czytanych przez nas francuskich powie�ci
egzystencjalistycznych nie maj� nic wsp�lnego z realizmem. Starali�my si� ich na�ladowa�, mylnie uwa�aj�c, �e
metaforyczny opis z�o�onych stan�w duchowych stanowi gotow� recept� post�powania. I oddawali�my si�
kolejno wszelkim modnym niepokojom. Wi�kszo�� z nas, zgodnie z tradycyjnym oksfordzkim dandyzmem,
chcia�a si� po prostu r�ni� od innych ludzi. Naszemu klubowi to si� uda�o.
Nabra�em kosztownych przyzwyczaje� i afektowanych manier. Z trudem uzyska�em marny dyplom i
bez trudu uleg�em mi�ym z�udzeniom: zacz��em si� uwa�a� za poet�. Cho� trudno by by�o znale�� co� mniej
poetycznego ni� moje nic-mnie-ju�-nie-jest-w-stanie-zadziwi� znudzenie �yciem w og�le, a w szczeg�lno�ci
tym, �e na to �ycie trzeba jednak jako� zarobi�. Wch�on��em jednak pewn� dawk� Sokratesowej rzetelno�ci - na
tym w�a�nie polega wk�ad Oksfordu do cywilizacji. I dzi�ki temu od czasu do czasu w przeb�ysku zdrowego
rozs�dku zdawa�em sobie spraw�, �e nie wystarczy buntowa� si� przeciwko w�asnej przesz�o�ci. Kiedy� w
gronie przyjaci� wyg�osi�em gwa�town� filipik� przeciwko armii; gdy wr�ci�em do domu, zrozumia�em nagle,
�e cho� bezkarnie wypowiedzia�em g�o�no wiele rzeczy, od kt�rych m�j zmar�y ojciec przewraca si� chyba w
grobie, to i tak jestem nadal, pod jego wp�ywem. Nie by�em cynikiem z natury, sta�em si� nim z potrzeby buntu. Uda�o mi si� uciec od tego, czego nienawidzi�em, ale nie odnalaz�em jeszcze tego, co m�g�bym kocha�,
udawa�em wi�c przed samym sob�, �e nic nie jest godne mi�o�ci.
Wkroczy�em w �ycie szczodrze wyposa�ony we wszystko, co powinno skaza� mnie na niepowodzenia.
Ojciec w swoim arsenale wielkich s��w nie przechowywa� Przezorno�ci Finansowej; p�aci� zawsze �miesznie
wysokie rachunki u Ladbroke'a, a tak�e w kasynie oficerskim, dba� bowiem o popularno��, a z braku osobistego
wdzi�ku musia� si� ucieka� do alkoholu. Po zap�aceniu podatku spadkowego i adwokat�w pozosta�o mi z jego
pieni�dzy o wiele za ma�o, by mog�o wystarczy� ma utrzymanie. Zacz��em rozgl�da� si� za prac�, ale ani
dyplomacja i s�u�ba pa�stwowa, ani te� banki, handel i agencje reklamowe nie poci�ga�y mnie zbytnio.
Odby�em wprawdzie wiele wst�pnych rozm�w, poniewa� jednak nie uwa�a�em za stosowne okazywa�
entuzjazmu, kt�rego oczekuje si� od m�odego urz�dnika, wszystkie te rozmowy spe�z�y na niczym.
W ko�cu post�pi�em tak samo, jak wielu, wielu absolwent�w Oksfordu: odpowiedzia�em na og�oszenie
umieszczone w �Dodatku O�wiatowym Timesa�. Pojecha�em do drugorz�dnej szko�y prywatnej we Wschodniej
Anglii, zosta�em pobie�nie przes�uchany, po czym ofiarowano mi prac�. Dowiedzia�em si� p�niej, �e pr�cz
mnie zg�osi�o si� tylko dw�ch kandydat�w, obaj z niezbyt szacownych uczelni, a nast�pny semestr zaczyna� si�
za trzy tygodnie.
Ch�opcy, kt�rych musia�em uczy�, masowy produkt �rednich klas spo�ecznych, nie mieli w sobie nic,
co mog�oby wzbudzi� moje zainteresowanie; koszmarne miasteczko mog�o przyprawi� o klaustrofobi�, ale
naprawd� nie do zniesienia by� pok�j nauczycielski. Ulg� stawa� si� powr�t do klasy. Nuda i monotonia zawis�y
nad gronem nauczycielskim jak czarna chmura. Prawdziwa nuda, nie moja modna ennui. To z niej rodzi�y si�
frazesy, hipokryzja i bezsilny gniew starszych nauczycieli, kt�rzy zdawali sobie spraw� ze swego bankructwa, i
m�odszych, kt�rzy czuli, �e s� na nie skazani. Starsi nauczyciele przywodzili na my�l kazania pod szubienic�;
patrz�c na nich odczuwa�o si� co� w rodzaju zawrotu g�owy, zupe�nie jakby cz�owiek zajrza� do bezdennej
studni ja�owo�ci ludzkich wysi�k�w - ja przynajmniej tak to zacz��em odbiera� w ci�gu drugiego semestru w
szkole.
Nie widzia�em powodu, by sp�dzi� �ycie na tej Saharze i im lepiej zdawa�em sobie z tego spraw�, tym
bardziej czu�em, �e ta skostnia�a, zadowolona z siebie szko�a jest miniaturowym modelem ca�ego kraju i �e nie
da si� uciec od niej nie uciekaj�c tak�e i od niego. A poza tym mia�em ju� do�� dziewczyny, z kt�r� ostatnio
by�em.
Moje wym�wienie - oczywi�cie po zako�czeniu roku szkolnego - zosta�o przyj�te z rezygnacj�.
Wspomnia�em co� niewyra�nie o gnaj�cym mnie niepokoju i dyrektor chy�o wyci�gn�� z tego wniosek, �e
wybieram si� do Ameryki lub do domini�w.
- Nie, panie dyrektorze, nie mam jeszcze konkretnych plan�w.
- C�, Urfe, osobi�cie uwa�am, �e m�g�by by� z pana zupe�nie niez�y nauczyciel. I �e pan tak�e
odkry�by z czasem nasze dobre strony. Ale teraz ju� za p�no.
- Chyba tak.
- Nie jestem pewien, czy pochwalam to wa��sanie si� po zagranicach. Osobi�cie radzi�bym panu nie
*
wyje�d�a�. C�... vous l'avez voulu, Georges Danton*. Vous l'avez voulu.
Bardzo typowe by�o to b��dne przytoczenie cytatu.
Ludzie zbuntowani, od tytu�u ksi��ki Camusa L�Homme revolt�.
* Cytat powinien brzmie�: vous l'avez voulu, Georges Dandin W dniu mego wyjazdu la� deszcz. Mnie jednak przepe�nia�o uczucie podniecenia, dziwne, wspania�e
uczucie, �e zrywam si� do lotu. Nie wiedzia�em, dok�d trafi�, ale wiedzia�em, czego mi trzeba. Trzeba mi by�o
innego kraju, innego �ycia, innego j�zyka i, cho� wtedy nie potrafi�bym tak tego sformu�owa�, potrzebna mi
by�a nowa tajemnica.
Uwa�a�em.
2
Dowiedzia�em si�, �e British Council szuka pracownik�w, zatem w pocz�tku sierpnia wybra�em si� na
Davies Street, gdzie wzi�a mnie na spytki ochocza, op�tana �kultur�� dama o g�osie i s�ownictwie z Roedean.
Strasznie jest wa�ne, oznajmi�a takim tonem, jakby si� zwierza�a, �eby reprezentowali �nas� za granic� w�a�ciwi
ludzie, ale, g�upia sprawa, og�oszono ju� wszystkie wakaty i po przeprowadzeniu rozm�w wybrano
odpowiednich kandydat�w, zreszt� i tak aktualnie zmniejsza si� ilo�� personelu za granic�. Wreszcie dosz�a do
sedna sprawy: mo�e mi zaoferowa� tylko nauczanie angielskiego w zagranicznych szko�ach - pewnie uwa�am to
za straszne?
Pod koniec sierpnia da�em p� �artem og�oszenie. Na moj� zwi�z�� ofert�, �e jestem got�w wyjecha�
dok�dkolwiek i robi� cokolwiek, otrzyma�em par� odpowiedzi. Opr�cz broszurek, kt�re mia�y mi przypomnie�,
�e znajduj� si� w r�ku Boga, nadesz�y trzy czaruj�ce listy od zawsze czujnych, a za to go�ych hochsztapler�w. I
list, kt�ry proponowa� niecodzienn� i zyskown� posad� w Tangerze - czy aby m�wi� po w�osku? - ale moja
odpowied� pozosta�a bez echa.
Na horyzoncie zacz�� majaczy� wrzesie�: poczu�em si� bliski rozpaczy. Widzia�em ju�, jak przyparty
do muru si�gam do �Dodatku O�wiatowego� i studiuj� nie ko�cz�c� si� szar� list� szarych propozycji. Zatem
kt�rego� poranku zdecydowa�em si� powr�ci� na Davies Street.
Zapyta�em, czy nie ma przypadkiem wolnych miejsc nauczycielskich w okolicach Morza
�r�dziemnego, i ta nadu�ywaj�ca s��w straszna kobieta posz�a po akta. Usiad�em w poczekalni pod
brunatnopomidorowym Mathew Smithem i zacz��em wyobra�a� sobie samego siebie w Madrycie, Rzymie,
Marsylii, Barcelonie... nawet w Lizbonie. Za granic� wszystko b�dzie inaczej, nie grozi mi pok�j nauczycielski i
b�d� pisa� wiersze. Kobieta wr�ci�a. Strasznie jej przykro, ale wszystkie lepsze miejsca zosta�y ju� zaj�te. Oto
czym dysponuje. I wr�czy�a mi arkusik zawieraj�cy dane o szkole w Mediolanie. Pokr�ci�em przecz�co g�ow�.
Zgodzi�a si� ze mn�.
- Wi�c pozostaje ju� tylko to. W�a�nie dali�my og�oszenie. - I poda�a mi wycinek z gazety.
Szko�a im. lorda Byrona, Phraxos
Szko�a im. lorda Byrona, Phraxos, Grecja poszukuje nauczyciela j�zyka angielskiego. Rok szkolny
rozpoczyna si� w pa�dzierniku. Kandydaci winni by� kawalerami i mie� dyplom z j�zyka angielskiego.
Znajomo�� wsp�czesnej greki niekonieczna. Pensja wynosi r�wnowarto�� 600 funt�w rocznie w walucie
wymienialnej. Kontrakt dwuletni z mo�liwo�ci� przed�u�enia. Zwrot koszt�w podr�y.
Kobieta wr�czy�a mi prospekt uzupe�niaj�cy og�oszenie. Phraxos by�a to wyspa na Morzu Egejskim,
oko�o stu trzydziestu kilometr�w od Aten. Szko�a im. lorda Byrona jest �jedn� z najs�ynniejszych greckich szk�
z internatem, prowadzon� na wz�r ekskluzywnych szk� angielskich� - st�d nazwa. Wyposa�ona by�a pono� we
wszystko, co taka szko�a mie� powinna. Nauczyciela obowi�zywa�o maksimum pi�� lekcji dziennie.
- T� szko�� strasznie wychwalaj�. A wyspa jest wr�cz czarowna.
- By�a tam pani?
Kobieta mia�a ko�o trzydziestki, urodzona stara panna, do tego stopnia pozbawiona seksu, �e szykowny
ubi�r i zbyt staranny makija� nadawa�y jej �a�osny wygl�d; przypomina�a pozbawion� powodzenia gejsz�. Nie,
nie by�a tam, ale wszyscy tak m�wi�. Jeszcze raz przeczyta�em og�oszenie.
- Dlaczego tak z tym zwlekali?
- O ile nam wiadomo, mieli jakiego� kandydata. Ale nie od nas. I w ostatniej chwili
co� nie wysz�o. -- Zajrza�em do prospektu. - Nigdy dot�d nie szukali�my im kandydat�w.
Teraz te� robimy to tylko przez uprzejmo��. - Obdarzy�a mnie wyrozumia�ym u�miechem, jej
przednie z�by by�y o wiele za du�e. Moim najbardziej oksfordzkim g�osem zapyta�em, czy
mog� j� zaprosi� na lunch.
Wr�ciwszy do domu wype�ni�em kwestionariusz, kt�ry mi przynios�a do restauracji i zaraz zn�w
wyszed�em, by go wys�a�. Tego samego wieczoru dziwnym zrz�dzeniem losu pozna�em Alison.
3
Wed�ug norm tamtych czas�w, kt�re nie by�y jeszcze czasami �atwego seksu, mia�em chyba jak na m�j
wiek do�� du�e do�wiadczenie. Dziewczyny - a w ka�dym razie pewien rodzaj dziewczyn - lubi�y mnie, mia�em
auto, w�wczas nie by�o to w�r�d student�w takie cz�ste, i mia�em tak�e sporo pieni�dzy. Nie by�em brzydki, i co
wa�niejsze mia�em moj� samotno��, a jak ka�dy podrywacz wie, jest to bro� niezawodna. Moja �technika� polega�a
na zachowywaniu si� cynicznie, oboj�tnie i w spos�b niemo�liwy do przewidzenia. I nagle, jak prestidigitator
wyci�ga bia�ego kr�lika, ja wyci�ga�em z zanadrza samotne serce.
Nie kolekcjonowa�em podboj�w, ale gdy opuszcza�em Oksford tuzin dziewcz�t dzieli� mnie od utraty
dziewictwa. W r�wnym stopniu sprawia�y mi przyjemno�� seksualne sukcesy, co wyra�nie efemeryczny
charakter mi�o�ci. Tak jakbym gardz�c golfem, uprawia� go i to z powodzeniem. W ten spos�b cz�owiek jest
zawsze zabezpieczony, czy wygrywa, czy nie. Wi�kszo�� moich mi�ostek przypada�a na okres wakacji, z dala od
Oksfordu, w ten spos�b na pocz�tku semestru opuszcza�em bezkonfliktowo miejsce zbrodni. Czasem
nast�powa�o par� nudnych tygodni wymiany list�w, ale wkr�tce odk�ada�em na bok samotne serce, gdy� z kolei
�nie wolno mi by�o zaniedbywa� kszta�cenia swej osobowo�ci� i przybiera�em poz� lorda Chesterfielda. Sta�em
si� ekspertem nie tylko od nawi�zywania, ale i od zrywania mi�ostek.
Brzmi to jak zimna kalkulacja, bo tak zreszt� pewnie by�o, ale wynika�o to nie tyle z prawdziwej
ozi�b�o�ci serca, ile z narcystycznej wiary w znaczenie stylu �ycia. Uczucie ulgi, jakie sprawia�o mi porzucenie
dziewczyny, uwa�a�em mylnie za umi�owanie wolno�ci. Jedno tylko mog� chyba powiedzie� na swoj� korzy��: rzadko k�ama�em i zawsze stara�em si�, aby aktualna ofiara wiedzia�a, zanim zdejmie sukienk�, jaka jest r�nica
mi�dzy p�j�ciem do ��ka a ma��e�stwem.
Ale wtedy, we Wschodniej Anglii, sprawy si� skomplikowa�y. Zacz��em chodzi� z c�rk� jednego ze
starszych nauczycieli. By�a �adna w konwencjonalny angielski spos�b, tak samo jak ja nienawidzi�a prowincji i
robi�a wra�enie nami�tnej; wkr�tce jednak zrozumia�em, �e nami�tno�� ta nie jest bezinteresowna: dziewczyna
chce si� za mnie wyda�. Robi�o mi si� niedobrze na my�l, �e to, co by�o tylko zaspokojeniem czysto fizycznej
potrzeby, mo�e mi zwichn�� �ycie. By� nawet taki wiecz�r, a mo�e dwa, kiedy o ma�o nie uleg�em Janet, cho�
wiedzia�em, �e jest idiotk�, �e jej nie kocham i nigdy nie b�d� w stanie pokocha�. D�ugo n�ka�o mnie
wspomnienie po�egnalnej sceny w aucie nad brzegiem morza, ca�onocne gorzkie wym�wki i szlochy. Na
szcz�cie wiedzia�em, i ona wiedzia�a, �e wiem, i� nie jest w ci��y. Pojecha�em do Londynu z mocnym
postanowieniem trzymania si� przez jaki� czas z dala od kobiet.
Mieszkanie pod moim, wynaj�tym przy Russell Square,, przez niemal ca�y sierpie� sta�o puste, ale
kt�rej� niedzieli us�ysza�em ruch, trzaskanie drzwiami, muzyk�. W poniedzia�ek min��em na schodach dwie
nieciekawie wygl�daj�ce dziewczyny i us�ysza�em, jak rozmawiaj� sp�aszczaj�c samog�oski. Australijki.
Nadszed� wiecz�r owego dnia, kiedy jad�em lunch z pann� Spencer-Haig, a by� to pi�tek.
Oko�o sz�stej us�ysza�em stukanie do drzwi, w progu sta�a t�sza ze spotkanych przeze mnie
dziewczyn.
- Hej! Jestem Margaret. Z do�u. - U�cisn��em wyci�gni�t� d�o�. - Mi�o mi pana pozna�. Urz�dzamy
sk�adkowy bankiecik. Zajrzy pan?
- Hm. Nie wiem, akurat...
- B�dzie g�o�no.
Zwyk�a sprawa: zapraszaj� s�siad�w, �eby unikn�� skarg. Zawaha�em si�, potem wzruszy�em
ramionami:
- Dobra. Dzi�kuj�.
- Fajnie. Ko�o �smej, tak? - Ju� zacz�a schodzi�, ale jeszcze zawo�a�a ze schod�w: - Ma pan
dziewczyn�, kt�r� chcia�by pan przyprowadzi�?
- Nie, akurat nie.
- Zajmiemy si� tym. Hej!
I ju� jej nie by�o. A ja zacz��em �a�owa�, �e przyj��em zaproszenie.
Zszed�em na d�, gdy us�ysza�em, �e przysz�o ju� wiele os�b. Mia�em nadziej�, �e brzydkie dziewczyny
- brzydkie dziewczyny zawsze przychodz� pierwsze - znalaz�y ju� partner�w. Drzwi sta�y otworem. Przeszed�em
przez male�ki przedpok�j i stan��em na progu trzymaj�c w r�ku butelk� algierskiego burgunda. Rozejrza�em si�
po zat�oczonym pokoju, pr�buj�c odszuka� wzrokiem kt�r�� ze znanych mi dziewczyn. G�o�ne australijskie
g�osy, m�czyzna w szkockiej sp�dniczce i paru przedstawicieli Zachodnich Indii. Nie, to nie dla mnie,
pomy�la�em, i ju� mia�em zamiar si� wycofa�. Tymczasem kto� wszed� i stan�� w przedpokoju, tu� za mn�.
By�a to dziewczyna mniej wi�cej w moim wieku, w r�ku mia�a ci�k� walizk�, na ramionach ma�y
plecak. By�a ubrana w bia�awy p�aszcz nieprzemakalny, pomi�ty, nosz�cy �lady podr�y, a jej opalenizna by�a
opalenizn� kogo�, kto sp�dzi� wiele tygodni na prawdziwym s�o�cu. D�ugie w�osy dziewczyny tak poja�nia�y od tego s�o�ca, �e mog�a uchodzi� za blondynk�. W�osy te wygl�da�y dziwacznie, �wczesna moda bowiem
nakazywa�a obcina� w�osy kr�tko na sierotk� i upodobnia�a dziewczyny do ch�opc�w. Dziewczyna mia�a w
sobie co� germa�skiego, mo�e Dunka? wygl�da�a dziecinnie, ale i zarazem perwersyjnie. Cofn�a si� i
przywo�a�a mnie skinieniem g�owy. U�miechn�a si� przelotnie, blado i nieszczerze.
- Czy m�g�by pan odszuka� Maggie i poprosi� j�, �eby tu przysz�a?
- Margaret?
Skin�a g�ow�. Przecisn��em si� przez zat�oczony pok�j do kuchni, gdzie dojrza�em Margaret.
- Hej! Przyszed� pan!
- Kto� pani szuka. Jaka� dziewczyna z walizk�.
- Ach nie! - Odwr�ci�a si� do stoj�cej za ni� kobiety. Poczu�em, �e co� jest nie w porz�dku. Waha�a si�
przez chwil�, ale odstawi�a butelk� piwa, kt�r� w�a�nie otwiera�a. Poszed�em za ni�.
- Alison! Mia�a� przyjecha� w przysz�ym tygodniu.
- Wyda�am ca�� fors�. - Nowo przyby�a zrobi�a min� zab��kanego dziecka i obrzuci�a starsz� kole�ank�
wzrokiem, w kt�rym kry�y si� i przeprosiny, i wyzwanie: - Czy Pete wr�ci�?
- Nie. - Margaret zni�y�a g�os, kt�ry zabrzmia� ostrzegawczo: - Ale Charlie i Bill ju� s�.
- Merde! - Nieznajoma oburzy�a si�. - Musz� si� wyk�pa�.
- Charlie wstawi� do wanny piwo, �eby si� ostudzi�o.
Pod opalon� dziewczyn� ugi�y si� kolana. Wtr�ci�em si� do rozmowy.
- Prosz� skorzysta� z mojej �azienki. Mieszkam pi�tro wy�ej.
- Pozwoli pan? Alison, to jest...
- Nicholas.
- Naprawd�? Przed chwil� przyjecha�am z Pary�a.
Zauwa�y�em, �e m�wi dwoma r�nymi g�osami, jeden brzmia� niemal po australijsku, drugi niemal po
angielsku.
- Jasne. Zaraz pani� zaprowadz�.
- Musz� zabra� ekwipunek.
Wesz�a do pokoju i rozleg� si� wrzask:
- Hej, Allie! Gdzie� ty si�, dziewczyno, podziewa�a?
Otoczy�o j� kilku Australijczyk�w. Kolejno ich uca�owa�a. Po chwili Margaret, jedna z tych t�ustych
dziewczyn, kt�re lubi� matkowa� dziewczynom chudym, odepchn�a ich. Alison podesz�a do mnie, nios�c w
r�ku jakie� szmatki, i poszli�my na g�r�.
- Chryste Panie! - powiedzia�a. - Ci Australijczycy!
- Gdzie pani by�a?
- Wsz�dzie. We Francji. W Hiszpanii.
Weszli�my do mojego mieszkanka.
- Oczyszcz� tylko wann� z paj�k�w. Mo�e si� pani czego� napije? Tu jest barek.
Kiedy wr�ci�em, sta�a ze szklank� whisky w r�ku. Zn�w si� u�miechn�a, ale by�o wida�, �e przysz�o
jej to z trudem, u�miech natychmiast zgas�. Pomog�em jej zdj�� p�aszcz. By�a tak mocno uperfumowana, �e
narzuca�o to my�l o jakim� odka�aj�cym �rodku, a jej ��ta sp�dniczka by�a okropnie brudna.
- Mieszka pani na dole? - Aha. Mieszkamy wszystkie razem.
Podnios�a w milcz�cym toa�cie szklank�. Mia�a niewinne szare oczy, jedyny niewinny szczeg� twarzy,
na kt�rej malowa�o si� zepsucie: jak gdyby tylko okoliczno�ci zmusi�y j� do przybrania maski twardo�ci. Wida�
by�o, �e potrafi sobie dawa� rad�, a mimo to odnosi�o si� wra�enie, �e potrzeba jej obrony. A jej g�os z lekkim,
bardzo lekkim australijskim akcentem, jednak nie ca�kiem angielski, brzmia� raz nosowo i szorstko, to zn�w
sprawia� wra�enie pikantnej bezpo�rednio�ci. Dziwaczna dziewczyna, wcielenie sprzeczno�ci.
- Jest pan sam? To znaczy na tym bankiecie?
- Tak.
- Sp�dzi pan ze mn� wiecz�r?
- Jasne.
- Niech pan wr�ci po mnie za dwadzie�cia minut.
- Zaczekam na pani�.
- Wola�abym, �eby pan wyszed�.
Wymienili�my ostro�ne u�miechy. Zszed�em na d�. Podesz�a do mnie Margaret. Odnios�em wra�enie,
�e na mnie czeka.
- Nicholas, jedna z moich angielskich przyjaci�ek marzy, �eby pana pozna�.
- Bardzo mi przykro, ale ju� si� sp�ni�a.
Margaret spojrza�a na mnie bacznie, rozejrza�a si� doko�a, potem skin�a, �ebym wyszed� za ni� do
przedpokoju.
- Widzi pan, troch� mi niezr�cznie powiedzie�, ale...
Alison jest zar�czona z moim bratem. A dzi� wiecz�r jest tu paru jego przyjaci�.
- No to co?
- Z ni� s� zawsze jakie� k�opoty.
- Dalej nie rozumiem.
- Nie chc� tu �adnej awantury. Ju� raz do tego dosz�o. - Patrzy�em na ni� z g�upi� min�. - Niekt�rzy
ludzie robi� sceny zazdro�ci w czyim� imieniu.
- B�d� uwa�a�.
Kto� zawo�a� j� do �rodka. Zawaha�a si�, ale wida� zdecydowa�a, �e niczego wi�cej nie mo�e si� po
mnie spodziewa�: - W porz�dku. Ale czy mnie pan dobrze zrozumia�?
- Jeszcze jak!
Spojrza�a na mnie wzrokiem starego weterana, niezbyt zadowolona skin�a g�ow� i znik�a. Sp�dzi�em
dwadzie�cia minut w pobli�u drzwi, dyskretnie wyszed�em, wr�ci�em do w�asnego mieszkania. Zadzwoni�em.
D�uga cisza, wreszcie za drzwiami rozleg� si� g�os.
- Kto tam?
- Dwadzie�cia minut up�yn�o.
Drzwi otworzy�y si�. Alison upi�a w�osy i owi�za�a si� r�cznikiem, bardzo br�zowe ramiona, bardzo
br�zowe nogi. Szybko wycofa�a si� do �azienki. Zabulgota�a wypuszczana z wanny woda. Zawo�a�em przez
drzwi.
- Ostrze�ono mnie przed pani�.
- Maggie? - Powiedzia�a, �e nie �yczy sobie awantur.
- G�upia krowa. Moja przysz�a szwagierka.
- Wiem.
- Studiuje socjologi�. Na londy�skim uniwersytecie. - Nast�pi�a pauza. - Czy to nie g�upie? Cz�owiek
wyje�d�a i my�li wracaj�c, �e ludzie si� zmienili, a tymczasem s� zupe�nie tacy sami.
- Co pani chce przez to powiedzie�?
- Sekund�.
Czeka�em dobrych par� minut. Wreszcie drzwi si� otworzy�y i wesz�a do pokoju. Mia�a na sobie
pro�ciutk� bia�� sukienk� i zn�w rozpu�ci�a w�osy. Nie by�a wcale umalowana i wygl�da�a o wiele �adniej.
Wykrzywi�a usta w u�miechu: - No co, ujd� w t�umie?
- B�dzie pani kr�low� balu. - Patrzy�a tak bezpo�rednim wzrokiem, �e to zbija�o z tropu. - Schodzimy
na d�?
- Jeszcze kropelk�.
Nala�em jej wi�cej ni� kropelk�. Patrz�c jak whisky leje si� do szklanki, zauwa�y�a: - Nie wiem, czemu
jestem taka wystraszona. Czemu jestem wystraszona?
- Czego si� pani boi?
- Sama nie wiem. Maggie. Ch�opc�w. Tych moich kochanych starych ziomk�w!
- Awantury?
- Bo�e! By�a to zupe�nie krety�ska historia. Te� podczas bankietu. Bo ca�owa�am si� z takim mi�ym
m�odym Izraelczykiem. I to wszystko. Ale Charlie doni�s� Pete'owi i razem rzucili si� na tamtego ch�opaka i...
Bo�e! Sam pan wie, jak to jest z tymi �prawdziwymi m�czyznami�.
Na dole znik�a mi na chwil� z oczu. Otoczono j�. Poszed�em po co� do picia i poda�em jej nad czyim�
ramieniem. Rozmawiali o Cannes, o Collioure, o Walencji. W drugim pokoju zacz�� si� jazz i stan��em w
drzwiach, by pos�ucha�. Za ciemnosk�rymi tancerzami widzia�em przez okno bladobursztynowe niebo, mroczne
drzewa. Poczu�em si� nag�e obcy. Z drugiej strony pokoju u�miechn�a si� do mnie dziewczyna w okularach,
kr�tkowzroczne oczy w mi�kkiej banalnej buzi, najwyra�niej jedna z tych posiadaj�cych dusz� intelektualistek,
kt�re rodz� si� po to, by wykorzystywali je i eksploatowali naci�gacze. Sta�a samotnie i domy�li�em si�, �e to
ona jest zaprzyja�nion� �mi�� Angielk��, kt�r� zaprosi�a dla mnie Margaret. U�ywa�a zbyt czerwonej szminki do
ust i mia�em wra�enie, �e znam j� na wylot. Odwr�ci�em si� od niej, jakbym ucieka� znad brzegu przepa�ci, i
usiad�em na pod�odze ko�o p�ki z ksi��kami. Zacz��em udawa�, �e czytam.
Ukl�kn�a ko�o mnie Alison. - Wstawi�am si�. To ta whisky. Hej, chce pan si� tego napi�? - Poda�a mi
gin. Przysiad�a bokiem. Pokr�ci�em przecz�co g�ow�. Pomy�la�em o tamtej Angieleczce z bia�� buzi�, z
rozmazanymi czerwonymi ustami. Ta dziewczyna by�a przynajmniej �ywa, nieucywilizowana, ale �ywa.
- Ciesz� si�, �e pani dzi� wr�ci�a.
Wypi�a �yczek ginu i spojrza�a na mnie badawczo. Spr�bowa�em jeszcze raz:
- Czyta�a to pani?
- Dajmy sobie spok�j z konwersacj�. Do diab�a z literatur�. Pan jest m�dry, a ja jestem pi�kna. I
porozmawiajmy o tym, jacy naprawd� jeste�my.
W jej szarych oczach kry�a si� kpina, a mo�e wyzwanie.
- A Pete? - Jest pilotem. - Wymieni�a s�ynn� lotnicz� Uni�. - �pimy z sob�. Od czasu do czasu. I tyle.
- Aha.
- Obecnie si� przekwalifikowuje. Jest w Stanach. - Wpatrzy�a si� w pod�og�, przez chwil� wygl�da�a
zupe�nie inaczej, powa�niej. - Zar�czyny wymy�li�a Maggie. My nie jeste�my tacy - spojrza�a na mnie spod oka.
- Wolni ludzie.
Nie by�o jasne, czy m�wi o narzeczonym, czy te� o mnie i o sobie, czy ta gadka o wolno�ci to poza, czy
te� naprawd� tak my�li.
- Co pani robi?
- To i owo. Najcz�ciej pracuj� jako recepcjonistka.
- W hotelach?
- Gdzie si� da. - Zmarszczy�a nosek. - Staram si� o inn� prac�. Chc� by� stewardes�. Dlatego
pojecha�am na par� tygodni po�wiczy� si� we francuskim i hiszpa�skim.
- Czy mog� pani� jutro gdzie� zaprosi�?
Pojawi� si� masywny Australijczyk i stan�� opieraj�c si� o framug� drzwi. - Charlie - zawo�a�a przez
pok�j - on tylko pozwoli� mi si� wyk�pa� w swojej wannie. To wszystko.
Charlie wolno pokiwa� g�ow�, po czym pe�nym przestrogi gestem wyci�gn�� gruby paluch.
Wyprostowa� si� i odszed� niezbyt pewnym krokiem.
- Czaruj�cy.
Odwr�ci�a g�ow� i zacz�a si� przygl�da� w�asnej r�ce.
- Czy sp�dzi� pan dwa i p� roku w japo�skiej niewoli?
- Nie. Dlaczego?
- Bo Charlie sp�dzi�.
- Biedny Charlie.
Nast�pi�o milczenie.
- Australijczycy s� prostakami, ale za to Anglicy to t�pi zarozumialcy.
- Je�li pani...
- Ja sobie z niego pokpiwam, bo jest we mnie zakochany, a on te moje kpinki lubi. Ale nikt inny nie
b�dzie kpi� z niego w mojej obecno�ci.
Nast�pi�o zn�w milczenie.
- Przepraszam.
- W porz�dku.
- W sprawie jutra?
- Nie. W sprawie Charliego.
Cho� czu�em si� ura�ony lekcj�, kt�r� mi da�a, abym si� nie puszy� i nie zni�a� �askawie do czyjego�
rzekomo ni�szego poziomu, Alison uda�o si� mnie zmusi� bym jej o sobie opowiedzia�. Zadawa�a mi
bezceremonialne pytania i nie przyjmowa�a do wiadomo�ci wymijaj�cych odpowiedzi. Opowiedzia�em jej, �e
jestem synem genera�a, opowiedzia�em o swym osamotnieniu, tym razem jednak nie chcia�em przyda� sobie
blasku, ale wyt�umaczy�, jaki jestem. Zauwa�y�em w Alison dwie rzeczy: za jej szorstko�ci� kry� si� wielki
talent wprowadzania m�czyzn w dobry humor, umia�a z nimi post�powa�, by�a wielk� dyplomatk� w sprawach
seksu, a jej atrakcyjno�� polega�a zar�wno na jej bezpo�rednio�ci, jak i na tym, �e dobrze wiedzia�a, i� ma pi�kne cia�o i interesuj�c� twarz. Zupe�nie nie po angielsku potrafi�a nagle zab�ysn�� wypowiedzeniem jakiej�
prostej prawdy, umia�a by� powa�na, umia�a okaza� zainteresowanie. Zamilk�em. Widzia�em, �e mnie
obserwuje. Po chwili spojrza�em na ni�. Mia�a zamy�lony, nie�mia�y wyraz twarzy - zupe�nie nowa osobowo��.
- Alison, bardzo pani� lubi�.
- Ja chyba te� pana lubi�. Ma pan sympatyczne usta. Jak na t�pego zarozumialca.
- Jest pani pierwsz� Australijk� w moim �yciu.
- Biedny Angielczyk.
Dawno ju� zgaszono wszystkie �wiat�a, opr�cz jednej przy�mionej lampki, i wsz�dzie, na wszystkich
meblach, na ka�dym skrawku pod�ogi pe�no by�o czu�ych par. Bankiecik rozpad� si� na parki. Maggie gdzie�
znik�a, a Charlie spa� na pod�odze w sypialni. Ta�czy�em z Alison, na pocz�tku trzymali�my si� blisko siebie,
potem jeszcze bli�ej. Ca�owa�em jej w�osy, szyj�, ona �cisn�a moj� r�k� i jeszcze bardziej przysun�a si� do
mnie.
- Idziemy na g�r�?
- Id�. Przyjd� za chwil�. - Znikn�a, a ja poszed�em do siebie. Min�o dziesi�� minut i stan�a w
drzwiach u�miechaj�c si� l�kliwie. Sta�a tak w tej swojej bia�ej sukience, malutka, niewinna i zepsuta, szorstka i
wra�liwa, do�wiadczona nowicjuszka.
Wesz�a. Zamkn��em drzwi i od razu zacz�li�my si� ca�owa�, oparci w ciemno�ciach o drzwi, trwa�o to
minut�, dwie, trzy. Nagle us�yszeli�my kroki i kto� zapuka�. Alison zas�oni�a mi r�k� usta. Zn�w kto�
dwukrotnie zastuka�, po chwili znowu. Wahali�my si�, bi�y nam serca. Kroki oddali�y si�.
- Chod� - powiedzia�a. - Chod�, chod�.
4
Obudzi�em si� dopiero p�nym rankiem. Ona jeszcze spa�a odwr�ciwszy si� do mnie brunatnymi
plecami. Poszed�em zaparzy� kaw� i przynios�em j� do sypialni. Alison ju� si� obudzi�a i wpatrywa�a si� we
mnie z po�cieli. By�o to d�ugie, pozbawione wyrazu spojrzenie, nie przyjmuj�ce do wiadomo�ci mego u�miechu.
Odwr�ci�a si� nagle i naci�gn�a na g�ow� prze�cierad�o. Usiad�em obok niej i niezr�cznie pr�bowa�em
dowiedzie� si�, co si� sta�o, ale ona dalej chowa�a g�ow� pod prze�cierad�o, wi�c po chwili przesta�em j� g�aska�
i zagadywa�, i zabra�em si� do kawy. Po jakim� czasie usiad�a i poprosi�a o papierosa. Spyta�a, czy nie m�g�bym
po�yczy� jej koszuli. Nie chcia�a mi spojrze� w oczy. Naci�gn�a koszul�, posz�a do �azienki, a wr�ciwszy
potrz�sn�a ostrzegawczo g�ow� i wlaz�a z powrotem do ��ka. Usiad�em w nogach i patrzy�em, jak pije kaw�.
- Co si� sta�o?
- Czy wiesz, z iloma m�czyznami spa�am w ci�gu dw�ch miesi�cy?
- Z pi��dziesi�cioma?
Nie u�miechn�a si�.
- Gdybym spa�a z pi��dziesi�cioma, by�abym uczciw� profesjonalistk�. - Napij si� jeszcze kawy.
- Wczoraj, w p� godziny potem, jak ci� pozna�am, pomy�la�am, �e gdybym by�a naprawd� zepsuta,
tobym posz�a z tob� do ��ka.
- Dzi�kuj� ci.
- Pozna�am si� na tobie. Po twoim sposobie m�wienia.
- To znaczy?
- �e jeste� facetem typu affaire de peau.
- Nie b�d� �mieszna.
- By�am wyko�czona - oznajmi�a. - Strasznie by�am zm�czona. - Obrzuci�a mnie d�ugim spojrzeniem,
potem pokr�ci�a g�ow� i zamkn�a oczy. - Przepraszam. Jeste� mi�y. Jeste� bardzo mi�y w ��ku. Tylko co teraz?
- Sk�d ja mam wiedzie�?
- A ja musz�.
- Przecie� to nie zbrodnia. Po prostu udowodni�a� samej sobie, �e nie mo�esz wyj�� za m�� za tamtego
faceta.
- Mam dwadzie�cia trzy lata. A ty?
- Dwadzie�cia pi��.
- Czy nie zaczynasz si� domy�la�, jaki w�a�ciwie jeste�? I jakim zostaniesz? Bo ja tak. Na zawsze
pozostan� g�upi� australijsk� pind�.
- Daj spok�j!
- Powiem ci, co teraz robi Pete. Wiesz, �e pisze do mnie tak: W zesz�y wtorek przygada�em babk� i
urz�dzili�my sobie male�kie wuzzamaru.
- Co to znaczy?
- To znaczy �ty te� mo�esz si� przespa�, z kim chcesz�. - Wyjrza�a przez okno. - Ca�� wiosn�
przemieszkali�my razem. Wiesz, �atwo nam si� z sob� dogada�, a kiedy wychodzimy z ��ka czujemy si� jak
rodze�stwo. - Spojrza�a na mnie z ukosa, przez dym. - Nie wiesz, co to znaczy, kiedy dziewczyna budzi si� w
��ku faceta, kt�rego poprzedniego dnia o tej porze nie widzia�a nigdy na oczy. Co� si� traci. Nie tylko to, co
wszystkie dziewczyny musz� straci�.
- Albo zyskuje.
- Co my, na Boga, mo�emy zyska�? Powiedz!
- Do�wiadczenie. Rozkosz.
- Czy m�wi�am ci ju�, �e uwielbiam twoje usta.
- Wiele razy.
Zgasi�a papierosa i zn�w usiad�a.
- Czy wiesz, dlaczego przed chwil� by�am bliska p�aczu? Bo wyjd� za niego za m��. Jak tylko wr�ci.
Wyjd� za niego za m��. Na nic innego nie zas�uguj�.
Opar�a si� o �cian�, siedzia�a w zbyt obszernej koszuli, jak podobny do kobiety ch�opaczek ze smutn�
min�. Wpatrywa�a si� we mnie, wpatrywa�a w narzut� na ��ku, wpatrywa�a w nasze milczenie.
- Przejdzie ci to. Ka�dy czasem czuje si� nieszcz�liwy.
- Kiedy tylko zaczyna