Hoffman Nina Kiriki - Bogowie życzeń

Szczegóły
Tytuł Hoffman Nina Kiriki - Bogowie życzeń
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Hoffman Nina Kiriki - Bogowie życzeń PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Hoffman Nina Kiriki - Bogowie życzeń PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Hoffman Nina Kiriki - Bogowie życzeń - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NINA KIRIKI HOFFMAN bogowie życzeń - NIE, PRUDENCE - powiedziała Maggie do sześcioletniej dziewczynki. - Nie wchodź do fontanny. Wczesne poranne słońce rozgrzewało piaskowego koloru płyty na zócalo i odbijało się błyskami w wodzie starej fontanny. Krótkie włosy Prudence lśniły złotem, a jej ubranko - żółta koszulka, różowe szorty, odblaskowozielone plastikowe, przezroczyste sandałki - było tak jaskrawe, że aż raziło wzrok. Maggie zmrużyła oczy w szparki. - Ale, Maggie... - zaprotestowała Prudence. Pokazała palcem monety, które połyskiwały srebrnymi iskierkami na ciemnym mozaikowym dnie dolnego basenu fontanny. Z górnej misy kapała woda. Krople tworzyły zachodzące na siebie kręgi, które marszczyły powierzchnię wody. Maggie poczuła przypływ zaprawionej zniecierpliwieniem miłości do prawie siostry, prawie córki. - Nie możesz wziąć tych monet. Ludzie zostawili je dla bogów życzeń. - Gorąco - rzekła Prudence. Nic dodać, nic ująć. Maggie otarła czoło krótkim rękawem koszulki i zapragnęła, żeby gdzieś blisko mogły kupić coś zimnego do picia. Placyk był opustoszały. W jasnych kamiennych murach kościoła naprzeciw motelu wszystkie drzwi i małe okienka były zamknięte. Obejrzała się na hotelową werandę, krytą strzechą z palmowych liści. Pod ścianą stały wyplatane fotele i niewielkie kanapy, pomiędzy nimi stoliki ze szklanymi blatami. Gęsty cień kusił. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby tam posiedzieć, ale Prudence chciała rozejrzeć się po okolicy. Dziewczynka zawsze budziła się razem ze słońcem, a ponieważ na tej wycieczce mieszkały w jednym pokoju, Maggie także wstawała wcześnie. Wyślizgnęły się z hotelu, nawet nie zapukawszy do drzwi łączących ich pokój z pokojem rodziców małej. Niech Tom i Laura jeszcze sobie śpią, pomyślała Maggie, czy też robią to, na co mają ochotę w taki poranek. Przyda im się trochę czasu spędzonego sam na sam, a o wakacjach w Baja mówili już od siedmiu lat. Maggie jako nastolatka została poniekąd adoptowana przez Toma i Laurę. Kiedy urodziła się Prudence, Maggie została jej opiekunką. Praca ta cieszyła ją i nie sprawiała trudności. W wieku dwudziestu trzech lat dziewczyna podjęła już postanowienie, że wyspecjalizuje się w opiece nad dziećmi. Być może nad szczególnymi dziećmi - każdy dorosły członek rodziny Prudence, którego poznała Maggie, władał szczególnego rodzaju umiejętnościami. Dziewczyna spodziewała się, że Prudence w wieku dojrzewania również rozwinie w sobie jeden lub więcej talentów. Maggie nie była pewna, co się stanie, gdy przebudzą się zdolności Prudence. Ona sama nie miała żadnych, poza miłością, umiejętnością perswazji i nawiązywania ścisłego kontaktu właśnie teraz, kiedy dziewczynka była jeszcze zbyt mała, żeby się sprzeciwiać. - Usiądźmy w cieniu - zaproponowała Maggie. Miała w torebce talię kart. Ostatnio uczyła Prudence grać w kasyno. Przed wyjściem z pokoju wysmarowała grubo siebie i małą kremem z filtrem numer piętnaście, ale nie była pewna efektu. - Muszę wejść do wody - oznajmiła dziewczynka i przechyliła się przez krawędź. - Nie. Woda prawdopodobnie krążyła w fontannie latami. Kto wie, co w niej pływa? Maggie skierowała się ku werandzie. Spodziewała się, że Prudence pójdzie za nią. Mała wskoczyła do fontanny. Woda wzbiła się i plusnęła na płyty koloru lwiej skóry. Maggie zawróciła pędem. Co wstąpiło w Prudence? Nigdy nic nie robiła na przekór. Zwykle była idealnym dzieckiem, posłusznym i dobrze wychowanym. Opiekunka zaniepokoiła się. - Prudence! Dziewczynka zanurzyła się całkowicie pod wodę. Przecież może się utopić. Maggie wskoczyła za nią i chwyciła ją za ramię. A wtedy wszystko wokół się zmieniło. Czy było mokro? Zimno? Gorąco? Nie umiała tego stwierdzić. Wszystko pociemniało. Czuła ciarki na skórze. Nie miała uczucia, że jest pod wodą ani w jakimś innym określonym miejscu. Grunt usunął jej się spod nóg i zaczęła spadać, nie puszczając Prudence. Pasma barwnego światła i cienia wirowały jakby w łagodnym cyklonie, a one tkwiły w samym oku. Runęła lawina szeptów, po hiszpańsku, angielsku, w innych językach. Maggie skupiła się na tych, które była w stanie zrozumieć. "Życzę sobie wygrać na loterii". "Niech on mnie zawsze kocha". "Chcę awansu". "Ten srebrny; życzę sobie, żeby tatuś mi go kupił". "Życzę sobie, żeby rak mamy zniknął". "Rany, gdybym mógł mieć wszystko na świecie, jakiś naprawdę fajny samochód - może ferrari? Albo alfa romeo! To by było moje życzenie. No!" "Życzę sobie, żeby ona tak na niego nie patrzyła". "Proszę, czy mógłbym mieć kucyka?" "Nowy rower terenowy". "Chcę, żeby te wakacje nigdy się nie skończyły". "Tę Barbie w skafandrze kosmicznym!" "Chociaż jedną randkę z facetem, który nie jest głupkiem. Proszę, proszę!" "Życzę sobie, żeby ona dała mi cały dzień". "Jednego całusa". "Chcę się pieprzyć!" "Chcę odzyskać moją córeczkę". Wirujące światła i przemieszane, czasem płaczliwe, rozmaicie brzmiące głosy rozpłynęły się. Ostatnie życzenie powtarzało się. Głos był kobiecy, cichy i smutny. Świat przemieścił się na nowo, a powietrze zajaśniało. Maggie mocniej przytrzymała ramię Prudence. Pod ich stopami pojawiła się podłoga z czerwonawych terakotowych płytek. Popołudniowe słońce przesiewało się przez koronkowe firanki. Z prawej stały szafki i wyłożony kafelkami kuchenny blat, miodowego koloru kuchenka i lodówka. Pachniało kawą i przypaloną grzanką. Cicho grała muzyka. Coś klasycznego, uznała Maggie. Nie bardzo znała się na muzyce poważnej, poznawała ją po dużej liczbie instrumentów i braku perkusji, a śpiewanie irytowało ją. To czyjaś elegancka kuchnia, pomyślała dziewczyna. Nie wiedziała, jak obie z Prudence znalazły się tam i dlaczego. Rozejrzała się i zobaczyła ciemnowłosą kobietę, która siedziała przy stole z jasnego drewna. Stół ustawiono pod oknem wychodzącym na ogród pełen kwiatów. Kobieta opierała policzki na dłoniach, palcami zakrywała oczy. Przed nią stał duży kubek do kawy w kolorze brzoskwini. Pociągnęła nosem i otarła łzę. Prudence stała nieruchomo. Maggie spojrzała na nią i głośno wciągnęła powietrze. Zniknął jasnowłosy skrzacik w koszulce, różowych szortach i zielonych sandałkach. Pojawiła się ciemnowłosa dziewczynka w niebieskiej sukience do kolan, z białą falbanką u dołu. Obca twarzyczka spoglądała poważnie spod starannej fryzurki. Maggie mocniej ścisnęła ją za ramię. - Prudence! Co się stało? Co robisz? Dziecko spojrzało w górę. Oczy piaskowego koloru zmieniły się w ciemnoniebieskie, opalona buzia nabrała odcienia kości słoniowej. Co to za magia? Prudence nie powinna przejawiać żadnych talentów aż do wieku dojrzewania. Czy sama się odmieniła? Jak? Coś było nie w porządku! - Mamo - odezwała się Prudence. Kto to powiedział? Głos był niższy niż u Prudence. Kobieta przy stole spojrzała przez palce i otworzyła usta. - Jennifer! Jennifer... Och, coś mi się zwiduje! Otarła oczy. Prudence postąpiła ku niej trzy kroki. Wysunęła się spod dłoni Maggie. Dziewczyna poczuła przypływ dezorientacji. Poszybowała w stronę sufitu. Sięgnęła w dół i chwyciła pasmo ciemnych teraz, długich i wijących się włosów Prudence. Zakotwiczyła się na tyle, by opaść stopami na podłogę. - Jennifer... - wyszeptała kobieta przy stole. - Mamo. Dziewczynka - czy to była Prudence? jeśli nie, kim w takim razie jest i jak to w ogóle możliwe? - postąpiła jeszcze dwa kroki do przodu. Kobieta zerwała się z krzesła i uklękła przed Prudence. Przed Jennifer. Dziewczynka wyciągnęła ramiona. Kobieta uniosła rękę i dotknęła jej policzka, potem wybuchnęła płaczem i ukryła twarz w dłoniach. - Ale... takie rzeczy... myślałam, że nie zdarzają się naprawdę - wyszeptała, kiedy trochę się uspokoiła. Dziecko podeszło bliżej i uściskało ją. Maggie poczuła się zagubiona w smutku tej kobiety, w jej pełnej niewiary radości. Zagubiona w tajemnicy przemiany Prudence. To musiało być życzenie z fontanny. To ono przekształciło dziecko. Ale co będzie dalej? Kobieta życzyła sobie odzyskać córeczkę. Teraz córka Toma i Laury, Prudence, zniknęła, a Maggie zgubiła się gdzieś pomiędzy fontanną a życzeniem. Nie znajdowała się w domu tej obcej kobiety w dostatecznym stopniu, żeby tamta mogła ją zobaczyć lub usłyszeć, a nawet niewystarczająco w środku samej siebie, żeby podlegać prawom grawitacji. Gdzie jest jej reszta? Czy kiedykolwiek będzie znowu miała masę? Co stanie się, myślała, jeśli puszczę małą; pofrunę do sufitu? A może polecę do skraju nicości? Czy stanę się znowu sobą w fontannie? A może po prostu rozpadnę się na milion kawałków i już nigdy się nie pozbieram? Po co o tym myśleć? Za nic nie mogła zostawić Prudence, bez względu na to, w kogo się przemieniła. Powierzono jej przecież opiekę nad małą od samego początku. Zacisnęła palce na pasemku włosów dziewczynki i usiłowała stać w miarę pewnie na podłodze. - Mamo! - Dziecko zarzuciło ręce na szyję kobiety. - Jenny... Och, Jenny! Tak za tobą tęskniłam! Nigdy już mnie nie opuszczaj! Dziecko przycisnęło buzię do ramienia matki. - Prudence - szepnęła Maggie. - Czy musimy tu zostać aż do końca twojego życia? Mała pokręciła przecząco głową. Nie odrywała buzi od ramienia kobiety. Dziewczyna odetchnęła i postanowiła poczekać, co będzie dalej. Maggie? Gdzie jesteś?- zapytał głos w jej głowie. Tom! Uff. Poczuła się bezpieczniejsza. Niezbyt często odzywał się do niej w ten sposób, ale teraz znakomicie wybrał moment. Dobrze, że mógł jej w ten sposób dosięgnąć. I tylko on był w stanie wydobyć ją i małą z tej dziwnej sytuacji, tylko on. Nie wiem, pomyślała. Jestem z Prudence. Coś dziwnego się tu dzieje. Co? Nic wam nie jest? Chyba nie. Trudno powiedzieć. Nie wydaje mi się, żeby nam coś bezpośrednio groziło. Zabiorę was stamtąd. Nie! Nie. Jeszcze nie. Nie wiem, co by się stało, gdybyś to zrobił. Kobieta ucałowała buzię Prudence, uściskała ją mocno i pocałowała jeszcze raz, z wyrazem niebiańskiej błogości na twarzy. - Moja maleńka - mruczała i ściskała dziewczynkę jeszcze mocniej. - Mamo... - powiedziała Prudence drżącym głosikiem. Co się dzieje? - żądał odpowiedzi Tom. Poczekaj. Proszę cię, poczekaj jeszcze chwilę. - O co chodzi, kochanie? - zapytała kobieta. Ujęła małą za ramiona i odsunęła się trochę tak, żeby móc jej zajrzeć w twarz. - Mamo, nie przyszłam tu, żeby zostać. - Co?! - Zabrzmiało to tak, jakby podłoga usunęła jej się nagle spod nóg. - Życzyłaś sobie, żebym wróciła, no i wróciłam. Ale nie mogę długo zostać. - Nie odchodź - poprosiła matka. - Nie mogę cię znowu stracić. - Nie mogę długo zostać - powtórzyło dziecko. - Przyszłam tylko po to, żeby się pożegnać. - Nie. Nie! - Przycisnęła znów małą do siebie. - Nie pozwolę ci odejść! Cichy głosik powiedział: - Czy tak chcesz mnie zapamiętać? Chcesz, żebym ja ciebie zapamiętała w ten sposób, mamo? Czy takie są ostatnie słowa, które chcesz mi powiedzieć? Aż dreszcz przechodzi, pomyślała Maggie. Prudence zwykle tak nie mówiła. Kiedy w ogóle się odzywała. No tak, ale to nawet nie był głos Prudence. - Nie, maleńka. Och, nie. Dlaczego musisz odejść? - Bo ja umarłam, mamo. Maggie zadrżała. Patrzyła, jak tamta kobieta siada i patrzy na dziecko szeroko rozwartymi oczami. Buzia Prudence/Jennifer sprawiała wrażenie spokojnej i smutnej. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko i dotykając piersi powiedziała: - To jest córeczka kogoś innego, ona musi wrócić do swojej mamy i tatusia. Martwią się o nią teraz. - Co? - Kobieta wyglądała na zagubioną i smutną. - Mamo, muszę zaraz iść. Ja tylko chciałam tym razem naprawdę się pożegnać. - Och, kochanie! Czy powiesz mi jedną rzecz? - Po to tu jestem. - Czy on cię bardzo skrzywdził, ten człowiek, który cię porwał? Dziecko zesztywniało. - Zapytaj o coś innego, mamo. Łzy płynęły po twarzy kobiety. - Czy teraz już nic ci nie jest, maleńka? - Nie. Jestem szczęśliwa i nie jestem sama. Dobrze było w końcu umrzeć. Wszystko w porządku, mamo. - Tak mi przykro. Tak mi okropnie przykro. - To nie twoja wina. - Moja. - Ukryła oczy w zgięciu łokcia. - Gdybyśmy tylko nie poszły do tego parku... gdybym patrzyła na ciebie przez cały czas... gdybym zabrała psa... - To nie twoja wina, mamo. Stało się to, czego nie możemy zmienić, a teraz już wszystko w porządku. Naprawdę, mamo. Matka uściskała ją i znowu pocałowała w policzek. - Och, Jenny. Kocham cię. Zawsze cię będę kochać. - Ja też cię kocham, mamo. - Dziecko pogłaskało matkę po policzku. - Pamiętaj, już nic mi nie jest. Już nie musisz się o mnie martwić. - Dobrze, Jenny. - Pociągnęła nosem i siedziała cichutko, przyglądając się małej. Maggie pochyliła się do przodu i zajrzała w twarz Jennifer. Dziewczynka uśmiechnęła się i uniosła rękę. - Cześć, mamo. Zobaczymy się kiedyś. - Do zobaczenia, Jenny. Pokój wokół nich zniknął. Maggie i Prudence znalazły się w mrocznym miejscu bez ścian. Jennifer rozpłynęła się, pozostawiając Prudence - jasnowłosego, piaskowookiego skrzata w jaskrawym ubranku. Objęła Maggie za kolana i płakała, dopóki dziewczyna nie nachyliła się i nie wzięła jej na ręce. Tom, zabierz nas teraz, poprosiła Maggie. Wokół nich zmaterializował się pokój hotelowy. Okna były szeroko otwarte, białe koronkowe firanki falowały na wietrze, pachniało egzotycznymi kwiatami i zielenią. Podłogę zaściełały rattanowe maty, a tapety były jasnozielone. Tom, w białym płaszczu kąpielowym, jakie przydzielano gościom razem z ręcznikami, siedział na brzegu wielkiego rozścielonego łóżka. Laura, przykryta kołdrą i jeszcze rozczochrana po nocy, odgarnęła z czoła jasne włosy i usiadła. Prudence szlochała w ramionach Maggie. Dziewczyna postąpiła w stronę łóżka i usiadła zwrócona w stronę Toma, który położył rękę na plecach córeczki. Laura wsunęła się między nich i też dotknęła małej. - Co się stało? - zapytał Tom. - Coś ci jest? - próbowała dowiedzieć się Laura. - Jest przestraszona - powiedziała Maggie. - Och, mamo! - zawołała Prudence. Nie puszczając Maggie, objęła matkę za szyję. - To, co stało się z tamtą dziewczynką, było takie okropne! - Widziałaś to, Pru? - spytała Maggie. - Ona nie chciała o tym myśleć, ale kiedy jej mama o to zapytała, to musiała pomyśleć. To było straszliwe! Zupełnie okropne! Ludzie nie mogą... - Popatrzyła w twarz Maggie, a jej płowe oczy rozszerzyły się. - Ludzie robią takie rzeczy innym ludziom? Dziewczyna poczuła, że serce jej się ściska. Prudence była za mała, żeby dowiadywać się o takich sprawach. Maggie, sama nie będąc o wiele starsza, widziała straszne rzeczy, jakie zdarzyły się z jej matką, lecz wolałaby tego nie widzieć i nie wiedzieć. Mocniej przytuliła dziewczynkę. - Co się stało? - powtórzył Tom. Jego głos brzmiał lodowato. Maggie ogarnął lęk, zimny jak warstwa śniegu. Miała pod opieką to dziecko, które kochała jak nikogo na świecie, i pozwoliła mu znaleźć się w niebezpieczeństwie. Gdyby Tom zabrał je obie od razu, kiedy tylko chciał to zrobić, może Prudence nie zobaczyłaby tych okropnych obrazów. Dlaczego mu nie pozwoliłam? - pomyślała. - Wskoczyłam do wody - oznajmiła Prudence, patrząc na ojca. Powoli puściła Laurę i oburącz objęła Maggie. Przytuliła buzię do jej szyi, wciąż patrząc na rodziców. - Maggie mówiła mi, żebym tego nie robiła, ale ja i tak wskoczyłam. Laura dotknęła ramienia Toma. Patrzył na nią przez chwilę, aż opuściło go napięcie. - Co się stało? - zapytał po raz trzeci, tym razem już zwyczajnie. - W wodzie były pieniążki i wołały do mnie - powiedziała Prudence. - Co? - spytał Tom. - Pieniążki miały na sobie uczucia. Niektóre były bardzo mocne. - To była studnia życzeń - rzekła Maggie. - To znaczy, właściwie fontanna życzeń. Tam, na placu. Prudence potarła oczy. - Tam było mnóstwo kolorów. I trochę smaków. Mnóstwo melodyjek wołało do mnie. Chciałam wejść do tej fontanny tak, jak czasem chce mi się lodów. - Widzisz, Prudence... - włączyła się Laura. - Nie powinnaś... nie powinnaś umieć odczuwać, jak rzeczy myślą. Jesteś jeszcze za mała. - Ja też tak myślałam - powiedziała Maggie. Mała popatrzyła na Toma. - Maggie mówiła mi, żebym tam nie wchodziła, tatusiu. Trzy razy mówiła. Ale te uczucia przyciągały mnie, więc wskoczyłam. - A ja wskoczyłam za nią - dodała Maggie. - Nie natrafiłyśmy na dno. - Wpadłyśmy w takie miejsce z głosami. - To były życzenia. Te wszystkie życzenia, które ludzie wypowiadają, kiedy wrzucają monety do wody - wyjaśniła Maggie. Tom zaintrygowany zmarszczył brwi. Zerknął na równie zdziwioną Laurę. - Ludzie mówili, czego chcą. Samochodów. Pieniędzy. Całusa. Wszystkiego. A potem jedna pani powiedziała... - Prudence pociągnęła nosem. - Chciała mieć z powrotem swoją córeczkę, a potem my... ja... - Mała spojrzała wyczekująco na Maggie. - Życzenie ją zabrało - uzupełniła dziewczyna. - Porwało Prudence, zmieniło ją w inną małą dziewczynkę i wysłało nas do jej matki. Właściwie wysłało ją. Ja tylko zabrałam się z nią. - Nigdy nie słyszałam o czymś takim - odezwała się Laura. Tom pokręcił głową. - Ani ja. Nie wydawał się już rozgniewany, tylko zdumiony i zaniepokojony. Maggie głaskała plecy Prudence. Dziecko odprężyło się wyraźnie, a dziewczyna zdała sobie sprawę, jak sztywno siedziało do tej pory. Może też się martwiła, myślała Maggie. Nigdy dotąd nie widziała, żeby Tom gniewał się na mnie. Próbowała mi pomóc. Bronić mnie. Pocałowała małą w czubek głowy. - Prudence zmieniła się w kogoś innego... - powiedziała powoli Laura. - A co tobie się zdarzyło? - Stałam się duchem - odparła Maggie. - Matka nie widziała mnie. Kiedy puściłam Prudence, zaczęło mnie znosić nie wiadomo gdzie. - Obie przemieniłyście się, bo wskoczyłyście do fontanny? Nie podoba mi się to. - Tom zmarszczył brwi. - A co było potem? - Laura odgarnęła włosy z czoła małej i spojrzała jej uważnie w oczy. - Tamta dziewczynka była we mnie. Miałam na sobie jej sukienkę. Miałam jej włosy. Byłam nawet wyższa! Jej mamusia siedziała przy stole i płakała, a dziewczynka we mnie mówiła do niej. Jej mama ściskała mnie tak mocno, że aż bolało. - Pewnie się bałaś, co? - Tom dotknął głowy córki. - Można się przestraszyć, kiedy ktoś mówi za ciebie. - Nie wiem... - Prudence zawahała się, uniosła brwi. - Nie bałam się jej. Była całkiem miła. I powiedziała, że wróciła tylko na chwilę, żeby pożegnać się ze swoją mamusią, bo ona sama umarła. Ale potem było to okropne. Maggie głaskała ją po plecach. Prudence pociągała nosem. Tom obserwował wyraz twarzy Maggie. - Matka zapytała małą - mruknęła dziewczyna - czy... czy ten człowiek, który ją porwał i zabił, bardzo ją skrzywdził. - Jenny nie chciała powiedzieć - szepnęła Prudence - ale pomyślała o tym i zobaczyła to znowu. Robił jej okropne rzeczy, mamo. Jak człowiek może coś takiego zrobić? Jenny nigdy nie zrobiła mu nic złego! - Och, moja malutka... - Laura wyciągnęła ramiona. Prudence drżąc odchyliła się trochę od Maggie, żeby matka mogła ją objąć. - Nie wiedziałam, że to się stanie. - Maggie cały czas trzymała małą za ramię. - Bo inaczej od razu poprosiłabym, żebyś nas wyciągnął. Nie wiedziałam! - Skąd miałaś wiedzieć? - Wydawał się wstrząśnięty, ale już przynajmniej nie przeszywał jej wzrokiem. - Nie zna się pytania, dopóki nie zostanie zadane. Maggie pokręciła głową. - Jennifer rozmawiała z mamą. Żegnała się z nią. Myślałam, że możemy poczekać, aż to zrobi, zanim poprosimy cię o pomoc. Jennifer zniknęła z parku, gdzie była z mamą. Matka nie widziała jej więcej aż do chwili, kiedy Prudence wskoczyła do fontanny. - Życzenie pocieszyło rozpaczającą kobietę - rzekł Tom. - Tak. - Rozumiem to, Mag. - Ale teraz Prudence ma te okropne obrazy w głowie. Tom pogłaskał jasną główkę córki. - Powiedziała, że już teraz nic jej nie jest - szepnęła mała, kołysana i głaskana. - Po prostu nie żyje. Tom westchnął, przyjrzał się jej z przechyloną głową, a potem zerknął na Maggie. - Dziękuję, że byłaś z nią - rzekł cicho. - Kocham ją z całego serca. Westchnął znowu. Dzieci są porywane, myślała Maggie. Nie można nic na to poradzić. Porywają je życzenia albo mężczyźni, kobiety albo inne dzieci. Nie mogłam jej powstrzymać. Nawet żebym najbardziej w świecie chciała, nie mogłam. Matka Jennifer też nie mogła jej upilnować. - Nigdy nie puścić - wyszeptała. Tom położył ciepłą rękę na jej kolanie. - Wcześniej czy później trzeba. - Lepiej później. - Później - powtórzył jak echo. Laura przestała tulić Prudence i mała spojrzała jej w twarz. - Widziałaś wszystko, co się zdarzyło? - spytała matka. Prudence zarumieniła się gwałtownie. - Widziałaś, jak ten człowiek podszedł do Jennifer i słyszałaś, jak namówił ją, żeby z nim poszła? - Lody - szepnęła dziewczynka. - Powiedział jej, że zabierze ją na lody. - Nieważne, jak przyjemnie coś brzmi i jak miły jest ten ktoś, kto ci to proponuje; jeśli to ktoś obcy, nie bierz - powiedziała Laura. - Zawołaj mnie, tatusia, Maggie albo panią wychowawczynię. Nie idź z nikim innym. - Nie będę. Nie będę! Laura pocałowała jasną główkę. - Jesteś głodna? Mała przestała wyglądać na zapatrzoną w coś straszliwego w środku własnego umysłu. - Okropnie głodna! - zawołała. - No to dobrze. Oboje z tatusiem zaraz się ubierzemy i wszyscy będziemy mogli zejść na dół na śniadanie. MAGGIE I PRUDENCE przeszły do swojego pokoju, żeby poczekać. - Powinno się wiedzieć - oznajmiła dziewczynka. Siedziała na łóżku, a Maggie szczotkowała jej włosy. - Co wiedzieć? - Kiedy ktoś chce cię skrzywdzić. Powinno się wiedzieć. Tacy muszą mieć w sobie coś, po czym można poznać. Wzięła od Maggie szczotkę. Dziewczyna usiadła i mała zaczęła ją z kolei szczotkować. - Może mają. Ale większość z nas nie umie tego zauważyć. Pomyślała o ludziach w jej życiu, którzy niezbyt dobrze jej życzyli. Obce ręce wyciągały się do niej, żeby pomóc. Wiele ją krzywdziło. Za każdym razem myślała, że zostanie uratowana. W końcu wybrała Toma, a on naprawdę ją uratował. Miała nadzieję, ale nie wiedziała na pewno, że on tak postąpi. - Gdybym miała sobie czegoś życzyć, to właśnie tego - mówiła Prudence. - Żebym zawsze mogła wiedzieć, kiedy ktoś obcy chce mnie skrzywdzić. Maggie wyprostowała się. Fontanna życzeń znajdowała się na placu i była coś winna Prudence. Choć czy dla fontanny miało to znaczenie, Maggie nie wiedziała. Czy jest jakieś poczucie sprawiedliwości u fontanny życzeń? Ale co szkodzi spróbować? - Poczekaj chwilę. - Sięgnęła po torebkę i wyszukała ćwierćdolarówkę. - Zróbmy to. - Postukała w drzwi pomiędzy pokojami. - Schodzimy na zócalo! - krzyknęła do Toma i Laury, po czym chwyciła Prudence za rękę. Znów stały przy fontannie i patrzyły, jak krople spadające z górnej misy marszczą powierzchnię wody w dolnej. Monety połyskiwały na mrocznym dnie. Dziewczyna trzymała mocno Prudence. - Czy życzenia dalej wołają do ciebie? - zapytała. Mała przełknęła ślinę. Kiwnęła głową. Pochyliła się do przodu i zapatrzyła na srebrzyste błyski. Maggie wręczyła jej ciepłą i wilgotną monetę. - Powiedz życzenie. Prudence wzięła pieniążek. - Chciałabym móc poznać, kiedy ludzie chcą mnie skrzywdzić, żebym mogła trzymać się od nich z daleka - wyrecytowała i upuściła monetę do wody. Ćwierćdolarówka kołysała się z boku na bok, opadając na dno, a potem zniknęła. - O! - Dziewczynka przycisnęła rękę do piersi. Popatrzyła na Maggie wielkimi oczami. - Czy to bolało? - spytała z uśmiechem tamta. - Nie. To było, jakby dotknął mnie tu ciepły palec. Tom i Laura podeszli do nich. Laura nachyliła się i zanurzyła palec w wodzie. - Coś tu jest - powiedziała. Tom zmarszczył brwi i pochylił się również, aż prawie dotknął twarzą wody. - Coś dziwnego - oznajmił. - Dziękuję za spełnienie życzenia - Prudence zanurzyła rękę. Po wodzie pobiegły kręgi, aż napotkały inne i rozbiły się o nie. - Ja też dziękuję - szepnęła Maggie. Jeśli życzenie miało się sprawdzić, byłaby to najlepsza rzecz, jakiej mogła sobie życzyć dla Prudence. Mała przez dłuższą chwilę wpatrywała się w srebrzyste iskierki na dnie fontanny. - Żadne z nich nie chciało mnie skrzywdzić - oznajmiła. - Te życzenia. Nie chciały zrobić nic złego. - Teraz to już nie ma znaczenia. - Maggie mocniej zacisnęła palce na jej ramieniu. - Jenny też nie chciała dla ciebie nic złego. Chodźmy na śniadanie. Dziewczynka wolną ręką sięgnęła w stronę wody. Laura ujęła jej palce. Wszyscy troje odwrócili się od fontanny i poszli w kierunku hotelowej kawiarni. Przełożyła Izabela Miksza Od autorki Kiedy pracowałam nad tym opowiadaniem, przeczytałam cztery czy pięć książek o przesądach, a potem nagle przypomniałam sobie, że przecież całkiem niedawno napisałam już opowiadanie, w którym pojawiła się studnia życzeń. Na nowo sprawdziłam materiały źródłowe. W żadnej książce nie pisze się dużo o studniach życzeń, ale widuję je wszędzie, i tak się zastanawiam: czyje to łaski usiłujemy kupić? Moja historia akurat nie odpowiada na to pytanie... Nina Kiriki Hoffman NINA KIRIKI HOFFMAN Pisarka amerykańska (ur. 1955). Uprawia wszystkie główne odmiany fantastyki, ze szczególnym uwzględnieniem low fantasy (czyli "nasz świat plus fantazja"). Debiutowała w 1983 r. niefantastycznym opowiadaniem "Drawing on the Kitchen Table" (weszło w skład jej pierwszego zbioru "Legacy of Fire", 1990). W sumie napisała ponad 200 opowiadań i cztery powieści: dwie z luźnego cyklu "Renfield Family" ("The Thread that Binds the Bones", 1993 i "The Silent Strength of Stones", 1995) oraz dwie powieści trylogii, składającej się wraz z kilkunastoma opowiadaniami na cykl "Matt Black", którego bohaterką jest wędrowna dobra czarownica ("A Red Heart of Memories", 1999, uznana przez miesięcznik "Locus" za jedną z najlepszych powieści fantasy roku i "Past the Size of Dreaming", 2001). Wymyślane przez siebie postacie autorka obdarza niezwykłymi, magicznymi zdolnościami. Nastrój jest przeważnie sielsko-słodko-gorzki, z elementami niesamowitości i makabry, ale podawanymi dyskretnie i mądrze. Nasi czytelnicy znają już opowiadanie "Drzewa wiecznie senne" ("NF" 6/98). Utwór "Bogowie życzeń" pochodzi z antologii "Black Cats and Broken Mirrors" (1998). (MSN) 20