Hermes Patricia - Moja dziewczyna
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Hermes Patricia - Moja dziewczyna |
Rozszerzenie: |
Hermes Patricia - Moja dziewczyna PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Hermes Patricia - Moja dziewczyna pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Hermes Patricia - Moja dziewczyna Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Hermes Patricia - Moja dziewczyna Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Dan Jamie
Lee JAykroyd
Curtis
Macaulay
Anna Culkin
Chlumsky
w nowym przeboju filmowym
wytwórni Columbia Pictures
MOJA
PATRICIA HERMES la
podstawie scenariusza
LAURICE ELEHWANY DZIEWCZYNA
Strona 2
MOJA
DZIEWCZYNA
Strona 3
PATRICIA HERMES na
ptistawie scenariusza
LAURICE ELEHWANY
MOJ
A
DZIEWCZY
NA przełożył Wojciech Małej
Wydawnictwo ©PUS
Strona 4
Tytuł oryginału angielskiego: My Girl
First published by Simon & Schuster Inc. 1991
Ali rights reserved.
Copyright © 1991 Columbia Pictures, Inc.
Cover art copyright © 1991 Columbia Pictures Industries, Inc. Dla moich chłopców: Paula, Marka, Tima
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo i Matthew
OPUS, Łódź 1992 oraz dla mojej dziewczyny Jennifer
ISBN 83-7089-000-8 P.H.
Strona 5
Rozdział I
Urodziłam się z żółtaczką. A kiedyś byłam w ubikacji
na postoju dla ciężarówek i dostałam hemoroidów. I nau-
czyłam się żyć z kostką kurczaka, która tkwiła mi w gardle
od czasu, jak zachorowała babcia — tak, wiele się na-
uczyłam. Chociaż później martwiłam się, bo czułam, że
to rośnie.
Nauczyłam się też żyć w towarzystwie nieboszczyków,
których stale mamy w piwnicy i w dużym pokoju. To
prawda — tam rzeczywiście są nieżywi ludzie. Przywozi się
ich do piwnicy, a potem, kiedy są już przygotowani, ubiera
się ich i zanosi do dużego pokoju. „Harry J. Sultenfuss.
Salon" — głosi mosiężna tabliczka na drzwiach naszego
domu. To znaczy salon pogrzebowy. To jest właśnie mój
dom.
To straszne tak żyć przez cały czas w otoczeniu
nieżywych ludzi — martwych i tych, którzy ich opłakują.
Zastanawiałam się, czy tata bardzo płakał, kiedy zmarła
moja mama. Nie pamiętam tego oczywiście, bo ona umarła
zaraz potem, jak mnie urodziła. Staram się jednak nie
myśleć o tym.
A zatem mieszkamy razem, ja i mój tata. Tata mnie
chyba lubi, ale nie bardzo umie o tym mówić. Myślę, że
Strona 6
wielu ojców nie całkiem potrafi rozmawiać ze swoimi Mówiłam mu właściwie o wszystkim. Powiedziałam mu
córkami. Tak przynajmniej mówi babcia — to znaczy nawet, że jestem zakochana w panu Bixlerze, naszym
mówiła, zanim stała się dziwna i całkiem przestała się nauczycielu.
odzywać. Żałowałam, że nie mogę o tym porozmawiać z babcią.
Tak czy owak, pomyślałam, że nawet przy tym wszyst- Kiedyś mogłam, ale od paru miesięcy zachowywała się tak,
kim, co mnie spotkało, tata zmartwi się tą kostką kurczaka jakbym nie tylko ja, ale wszyscy byli niewidzialni. Widzi
tkwiącą w moim gardle i guzem, który narastał wokół niej. tylko jakichś ludzi w swojej głowie i śpiewa im piosenki —
Musiałam mu powiedzieć. To była poważna sprawa. czasami na całe gardło.
Byliśmy razem w kuchni, a tata robił kanapki przy Usiadłam na ganku i spojrzałam na zegarek. Thomas J.
oknie. Przyglądał im się marszcząc brwi, jakby miał ułożyć
się spóźniał.
jakiegoś puzzle'a.
— Tato — odezwałam się. Kiedy już byłam pewna, że nie przyjdzie, pojawił się.
Nic nie odrzekł. Zbliżał się do mojego domu na rowerze, a w pewnej
— Tato? — powtórzyłam głośniej. odległości za nim jechali na rowerach jacyś chłopcy
Wciąż bez odpowiedzi. wrzeszcząc zapamiętale. Nie mogłam dosłyszeć, o co im
— Hej, tato! chodzi, ale zorientowałam się, że dokuczają mu. Bardzo
łatwo jest dokuczać Thomasowi J. — na wszystko jest
— Hm? — chrząknął, ale nawet nie podniósł wzroku
znad kanapek. uczulony i wszystkiego się boi — i właściwie każdy
w naszej klasie mu dokucza, nawet ja. Ale nie tak złośliwie.
— Nie chcę cię martwić — powiedziałam — ale wiesz,
Lubię Thomasa J. Jest moim najlepszym przyjacielem i tak
chodzi o to w moim gardle... wydaje mi się, że to rośnie.
Nie mogę dobrze przełykać. Czuję, że to może być rak. Czy jest od czasu, kiedy babcia i mama Thomasa J., pani
myślisz, że umrę? Sennett, spotkały się na placu zabaw, a my mieliśmy wtedy
po dwa lata.
— Możesz mi podać majonez z lodówki, Vada? —
odezwał się. Thomas J. zahamował tuż przede mną. Stuknął palcem
Najwyraźniej nie usłyszał, co do niego mówiłam. Tak w okulary, które zjechały mu na czubek nosa. Były całe
jakbym nie wydała żadnego dźwięku. A może jestem też polepione taśmą.
niewidzialna? Jeszcze tego brakowało, obok raka i hemo- — Jeśli będziesz w nie tak stukał, to
roidów. rozlecą się
Wyjęłam majonez i podałam mu. Mruknął: „Dzięku- w drobny mak — powiedziałam.
ję", ale nawet nie spojrzał na mnie. — Vada! — zawołał. — Czy to prawda, że pokażesz im
A może człowiek staje się niewidzialny, kiedy żyje je? To znaczy zwłoki?
wśród nieboszczyków? — Komu?
Westchnęłam i wyszłam przed dom. Niedługo miał — Howiemu i Billy'emu.
przyjść Thomas J. Jemu mogłam o tym — O, rany.
powiedzieć. Zupełnie zapomniałam. Jakiś tydzień temu, ostatniego
dnia szkoły, dokuczali mi, że przyjaźnię się z Thomasem J.
Strona 7
i mówili, że to straszny dzieciuch i tak dalej. Powiedziałam — Skąd mamy wiedzieć, że naprawdę go nam poka
im wtedy, iż nie byliby tak odważni jak on i nie przyszliby żesz? — zapytał.
zobaczyć nieboszczyka. A kiedy oni na to, że przyjdą, — Nie bądź dziecinny — odparłam. — Chcesz to na
odpowiedziałam, iż muszą zapłacić za taki pokaz. piśmie, żeby twoja mamusia mogła podpisać?
Oczywiście, nie musieli wiedzieć, że Thomas J. też nigdy Spojrzał na mnie, ale po chwili powiedział:
go nie widział i że ani razu u mnie nie był, choć od tak — No dobra, już dobra.
dawna się przyjaźniliśmy. Podał mi ćwierć dolara. Wzięłam, ale nie cofnęłam ręki.
— I pokażesz im? — zapytał Thomas J. Westchnął i dał mi drugą ćwierćdolarówkę.
Kiwnęłam głową. — Nareszcie! — stwierdziłam. — A teraz idźcie za
— Jeśli zapłacą. mną. I ani słowa.
— Ale dlaczego? Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak Thomas J.
— Co, dlaczego? pedałuje ulicą. Wiedziałam, że po obiedzie zjawi się
— Dlaczego chcesz im pokazać? znowu.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mu mówić, że Podeszłam do ganku, a za mną tamtych dwóch.
nabijali się z niego. Powiedziałam więc tylko: Starałam się ze wszystkich sił coś wymyślić, bo wiedziałam,
— A dlaczego nie? że akurat teraz nie mieliśmy w domu żadnych niebosz-
Howie i Billy podjechali do nas i położyli rowery na czyków — chyba że jakiś nowy w piwnicy, gdzie tata ich
trawie. zawsze przygotowuje, ale tam nie miałam zamiaru scho-
dzić.
— No i co? Pokażesz nam? — zapytał Howie.
I wtedy nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł,
— No właśnie — zawtórował mu Billy.
plan tak wspaniały, że mało nie roześmiałam się w głos.
— Macie pieniądze? — zapytałam. — Kto chętny?
Po cichutku weszliśmy do domu i zaprowadziłam ich
Podnieśli ręce, tylko Thomas J. się cofnął. Howie i Billy
do dużej sali we frontowej części domu. Sami mieszkaliśmy
zaczęli grzebać w swoich kieszeniach. W końcu Howie dał od podwórza, a z przodu były pokoje dla nieboszczyków,
mi pięćdziesiąt centów. biura i tak dalej. Uchyliłam drzwi i wprowadziłam ich do
— Idziesz, czy nie, Thomas J.? — zapytał Howie. sali, gdzie stoją puste trumny do wyboru. Ale oni oczywi-
— Nie — powiedziałam. — On już widział ście nie wiedzieli, co to był za pokój.
całe Kiedy weszli za mną, zamknęłam drzwi. W środku było
mnóstwo nieboszczyków. Już mu się znudzili, prawda, mnóstwo trumien, niektóre zamknięte, inne otwarte. Pode-
Thomas J.? szłam na palcach do jednej z tych zamkniętych, a oni za
— Nie mogę — powiedział Thomas. — Muszę wracać mną. Położyłam ręce na wieku i stałam tak przez dłuższą
do domu. chwilę bez słowa.
— Bawić się lalkami!? — zakpił Billy. — Na co czekamy? — szepnął Howie.
— Zostaw go w spokoju! — krzyknęłam. — A gdzie Głos zaczął mu wyraźnie drżeć.
twoje pieniądze? Nie zapłaciłeś.
Strona 8
— Daję wam jeszcze szansę odejść, jeśli chcecie — — To była staruszka — ciągnęłam. — Była
odpowiedziałam. tak
Żaden się nie poruszył. stara, że pewnego dnia po prostu przestała oddychać.
— Nikt nie tchórzy? — zapytałam. Ale może znowu zaczęła. Założę się, że teraz krąży tu
— Na pewno nie ja — powiedział Billy. gdzieś po domu. Chodźmy, może ją znajdziemy. Idźcie za
mną.
Ale słyszałam, że i jemu głos zaczął drżeć.
Podeszłam na palcach do drzwi i wyjrzałam ukradkiem
Z uroczystą miną odwróciłam się do nich.
na korytarz. Nikogo tam nie było. Ostrożnie otworzyłam
— Na pewno? Obaj jesteście na to gotowi?
drzwi i kiedy wszyscy wyszliśmy na korytarz, po cichu
Przez chwilę nikt się nie odzywał. I wreszcie Billy zamknęłam je za nami.
przynaglił: Ruszyłam przodem przez korytarz do naszej części
— Otwieraj! domu. Starając się zachowywać najciszej, jak potrafię
— No dobrze — odpowiedziałam. — Sami tego chcie i modląc się w duchu, żeby ją tam znaleźć, otworzyłam
liście. drzwi do naszej kuchni i zajrzałam do środka.
Odwróciłam się do trumny, położyłam na niej obie ręce Babcia była tam, tak jak się spodziewałam. Siedziała
i szepnęłam cicho: bez ruchu w swoim bujanym fotelu, zupełnie zesztywniała,
— Dobra, nachylcie się. a jej żylaste ręce spoczywały na oparciach. Była tak
— Gotowi? — zapytałam. nieruchoma, iż przez chwilę nawet ja pomyślałam, że nie
Skinęli głowami. żyje.
Szybkim ruchem zdjęłam pokrywę trumny. Nic! W środ- Obejrzałam się na Howiego i Billy'ego.
ku było zupełnie pusto. Jęknęli i odskoczyli. Wlepili oczy w babcię z trudem łapiąc oddech. W gar-
Miałam ochotę roześmiać się w głos, ale się powstrzy- dle Billy'ego coś podskakiwało w górę i w dół i tak zbladł,
małam. Zasępiłam się, przybierając swoją najpoważniejszą że byłam pewna, iż zaraz zemdleje.
minę. — To ona — szepnęłam do nich. — Wiedziałam, że
— Ojej! — opuściłam wieko i zasłoniłam dłonią usta. tak będzie.
— Właśnie tego się obawiałam. Odwróciłam się do babci. Siedziała sztywno jak mar-
— Czego? — zapytał Billy. twa, tak jak to robi teraz niemal cały czas.
— Czego? — powtórzył Howie. I nagle, kiedy tak patrzyliśmy na nią, zaczęła się bujać.
— Chodzi o to — szepnęłam — że czasami ci ludzie nie Za moimi plecami rozległ się stłumiony krzyk. Gdy się
są tak zupełnie nieżywi. Wiecie, to tak jak z obróciłam, tamci wybiegli już przez korytarz do fron-
kurami, towych drzwi.
którym utnie się głowę, a one wciąż biegają w kółko jak Przyglądałam im się z uśmiechem. „Ha, zające". Zoba-
czymy, czy jeszcze będą się śmiać z Thomasa J., że jest
szalone.
tchórzem!
— Bajki — powiedział Billy, ale głos drżał mu już na
Potem podeszłam do babci. Założę się, że
całego. bardzo
Strona 9
chciałaby wiedzieć, jak ich nastraszyła. Parę
miesięcy wcześniej uśmiałaby się do łez.
— Cześć, babuniu! — powiedziałam. — Napędziłaś im
niezłego stracha.
Nie odpowiedziała.
— Babuniu?
Uklękłam przed nią i spojrzałam w jej twarz. Nie
widziała mnie. A w każdym razie nie okazywała tego.
Bardzo mi jej brakuje. Była dla mnie jak mama. Kiedy
byłam mała, długo myślałam nawet, że jest moją mamą. Rozdział II
Co jej się stało? Jak ona może tu być i jednocześnie nie
być? Żeby choć spróbowała. Zawsze obejmowała mnie
i głaskała, a kiedy czegoś się bałam, śpiewała mi i kołysała Babcia nie odpowiadała, ale wołał mnie tato. I to
mnie na kolanach, właśnie w tym fotelu. głośno. O, rany! Zorientował się, że byliśmy w pokoju
Nagle przyszła mi do głowy dziwaczna myśl. Ro- z trumnami.
zejrzałam się wokół, żeby się upewnić, iż nikt nie patrzy. Powoli zeszłam z kolan babci, jeszcze raz pogładziłam
I wtedy jak malutkie dziecko wdrapałam się na jej kolana ją po głowie.
i zwinęłam w kłębek. Tak jak wtedy, kiedy byłam mała. — Zaraz wrócę — szepnęłam. — Zostań tu, a
— Babuniu? — szepnęłam. ja
Nawet mnie nie zauważyła. Jej twarz była pusta jak niedługo przyjdę.
u śpiącego niemowlęcia. — Vada? — rozległo się znów wołanie taty.
— Babuniu — powtórzyłam szeptem. — Czy mnie — Już idę — wrzasnęłam.
widzisz? Czy wiesz, że to ja tu siedzę? — Vada! — krzyczał ojciec. — Czy możesz mi przy
Ale ona tylko się kołysała. nieść tu na dół papierosy?
— Proszę — szepnęłam. Na dół. Tam, gdzie oporządzał nieboszczyków. Ale
Położyłam jej dłoń na włosach i zaczęłam je gładzić. przynajmniej nie chodziło o to, co robiłam w pokoju
— Postaraj się — błagałam. — Spróbuj, proszę cię. Jak z trumnami.
się postarasz coś powiedzieć, na pewno ci się uda. Wzięłam papierosy ze stołu i podeszłam do drzwi
prowadzących do piwnicy. Jak zwykle były zatrzaśnięte.
Szarpnęłam raz i drugi, pchnęłam je i w końcu się
otworzyły. Powoli zeszłam po schodach, ale na ostatnim
stopniu zatrzymałam się. Nigdy nie przekraczałam ostat-
niego schodka.
Tata stał odwrócony do mnie tyłem i pochylał się nad
jakimś ciałem umieszczonym w maszynie do balsamowa-
Strona 10
nia. Starałam się nie patrzeć, ale chociaż było to straszne, — Wygrałam wczoraj z Thomasem J. w monopol.
zerknęłam ukradkiem. Zawsze coś zmuszało mnie, żeby — Świetnie się spisałaś, dziecino — powiedział wuj
tam spojrzeć, kiedy schodziłam na dół. Phil.
Okropność. — Jak postawi się hotele na Boardwalk i Park Place, to
Ojcu asystował wuj Phil, który pracuje dorywczo dla ma się już wygraną w ręku — stwierdziłam.
mojego taty, pomagając mu przy najgorszej robocie jak — Ja lubię wykupywać linie kolejowe — odparł wuj
balsamowanie i przywożenie zwłok ze szpitali i z kostnic. Phil.
Poza tym wuj jest barmanem. Byli tak pochłonięci swoim — Vada, my tu pracujemy — rzucił tato.
zajęciem, że żaden z nich nie usłyszał, jak schodziłam. — Tato — powiedziałam. — Mama Thomasa J. wzięła
Nie chciałam nic mówić, żeby ich nie przestraszyć. nas na 101 Dalmatyńczyków. Cruella porwała wszystkie
Przecież pracowali przy nieboszczyku. Dlatego kaszlnęłam, szczeniaki i chciała zrobić sobie z nich futro.
cicho i delikatnie. — Phil, sprawdź mu tętnicę szyjną — odezwał się tato.
Phil — odezwał się tato — przesuń go Usiadłam na schodku i czekałam. Może zaraz skończą.
trochę w lewo, dobrze? Wystukałam palcami rytm na stopniu i zaśpiewałam sobie
Wuj Phil przesunął ciało i tato wyłączył maszynę. po cichu. Babcia zawsze mówiła, że mam piękny głos.
— Mówiłem ci, że on był moim nauczycielem? — Vada! — zawołał tato.
— — Słucham, tatusiu?
zapytał tato. — Prowadził zajęcia praktyczno-techniczne. — Vada, ja tu balsamuję swojego nauczyciela. Nie
— Ty chodziłeś na warsztaty? — zdziwił się wuj. śpiewaj.
— Jasne. Zrobiłem wieszak na krawaty. Wstałam. Pod ścianą przy schodach leżała tabliczka.
— Chyba żartujesz! — powiedział wuj. — Podniosłam ją i obejrzałam.
To ja — Layton Charles, wiek 60, rak krtani.
zrobiłem wieszak na krawaty. I podpórki do książek. Krtań. To znaczy gardło, tak?
Znów zakaszlałam. On był nieżywy. I miał to samo, co ja — guz w gardle.
— Połóż na stole, Vada — poprosił tato, wciąż nie Może to nie jest kostka kurczęcia. Może to naprawdę rak!
podnosząc wzroku. Postanowiłam wracać. Zaraz, jak tylko przyjdzie
I zejść ze schodów? Nie ma mowy. Tho-mas J.. idziemy do doktora Welty.
Rzuciłam je szybkim ruchem nadgarstka — hop! Dwa Kiedy byłam w połowie schodów, rozległ się dzwonek
punkty. Jak zawodowiec. Kiedyś zostanę gwiazdą koszy- do drzwi.
kówki. Wylądowały tuż obok taty na stole. — Thomas J.!
— Tatusiu? — odezwałam się. — Wiesz co? Wygrałam Ale kiedy otworzyłam drzwi, okazało się, że to wcale
wczoraj z Thomasem J. w monopol. nie Thomas J., ale jakaś pani bardzo wymyślnie ubrana.
Przez chwilą tata nic nie mówił. A wreszcie powiedział: Od razu zorientowałam się, że nie była „prawdziwą
— Na sześć krawatów. Wciąż go mam. damą", o jakich mówiła babcia, kiedy jeszcze się odzywała.
— Wujku! — zawołałam.
— Va-da! — odpowiedział.
Strona 11
Ta pani miała na sobie całe kilogramy makijażu, a jej — Nazywam się Shelly De Voto —
powieki były tak zapaćkane czymś ciemnym, że wyglądała, powiedziała.
jakby ją ktoś pobił. Kolczyki zwieszały się jej z uszu do Dzwoniłam kilka dni temu w sprawie pracy dla makija-
samych ramion. żystki. Mam nadzieję, że to wciąż aktualne?
Włosy miała kręcone we wszystkie strony, a sukienkę — Tak, tak — potwierdził tata.
tak krótką, jakby jej wcale nie było. I zobaczyłam, jak ją lustruje — od długich, dyn-
No, no! dających kolczyków aż po wysokie obcasy.
— Czy jest pan Harry Sultenfuss? — zapytała. — Myślę, że tak — dodał.
— To mój ojciec. Od razu zauważyłam, że ona się zorientowała, o czym
— Czy mogłabym z nim porozmawiać? ojciec pomyślał, tak samo jak ja. Wyciągnęła z torebki
— Oczywiście — powiedziałam. jakiś papier.
— A zatem — odezwałam się uprzejmie, kiedy weszła — Proszę spojrzeć! Widzi pan? Jestem dyplomowaną
już do hallu — spotkało panią nieszczęście w postaci utraty kosmetyczką. Chodziłam do szkoły sztuk kosmetycznych
kogoś drogiego? i ukończyłam ją jako najlepsza spośród
Spojrzała na mnie. dwudziestki
— Co takiego? uczniów. Przez dwa lata pracowałam w salonie
— Czy spotkało panią nieszczęście w postaci... Dino
— Czy mogłabym choć na chwilę zobaczyć się z twoim Raphaela, a moi klienci płakali, kiedy powiedziałam im, że
tatą? odchodzę. I mam...
Zeszłam na dół i zawołałam: — Pani De Voto — przerwał jej tata.
— Tato! Ktoś przyszedł do ciebie! — ...bardzo dobry kontakt z ludźmi — ciągnęła dalej,
— Już idę! — odkrzyknął. nie zauważając, że on chce coś powiedzieć. — Potrafię
Wróciłam do niej. ludzi uspokoić i rozluźnić i...
— Jest na dole — powiedziałam. Pracuje przy panu — Pani De Voto! — powiedział tata na tyle głośno, że
Laytonie. Rak gardła. Jak człowieka chwyci coś takiego, jej w końcu przerwał. — Ci ludzie są już
to koniec. Nie można jeść ani pić. Umiera się spokojni
wtedy i rozluźnieni — zamilkł na chwilę. — To nie jest salon
z głodu. piękności, ale zakład pogrzebowy.
— Och, tak? — rozglądała się nerwowo dokoła. Shelly spojrzała na tatę, potem na mnie i jeszcze raz na
Drzwi od piwnicy otworzyły się i ukazał się w nich tata, niego.
dopinając jeszcze marynarkę. Kiedy zobaczył tę panią, — Są nieżywi? — wyjąkała w końcu.
zrobił swoją poważną, współczującą minę, którą tak często Tata i ja skinęliśmy głowami.
pokazuje. Obcym. — Tak.
— W czym mogę pani pomóc? — zapytał. — To chyba jakieś żarty! — niedowierzała. — Truposze?
Roześmiałam się na głos.
Tata obrzucił mnie groźnym spojrzeniem.
— Zmarli!
Strona 12
— O, rany! — Shelly potrząsnęła głową. — A pomy Po chwili tata i tamci dwaj wyszli na korytarz. Po-
śleć... W ogłoszeniu było tylko, że potrzebny specjalista od żegnali się i wrócili do mikrobusu.
makijażu. — Tatusiu? — zapytałam, kiedy już odjechali.
Nagle zaczęła się śmiać. —
— To znaczy, że jechałam całą noc, żeby wylądować Dlaczego te trumny są takie małe? Czy to trumny dla
w zakładzie pogrzebowym? dzieci?
Tata i ja zgodnie kiwnęliśmy głowami. Przez dłuższą chwilę tato nie odpowiadał. A w końcu
— O, rany! — powtórzyła. odparł:
Spoglądali teraz na siebie w milczeniu. — Ależ skąd.
Nie widziałam dobrego wyjścia z tej sytuacji. Pode- — To dlaczego są takie małe?
szłam do frontowych drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Przed — Są różne rozmiary trumien — powiedział tata. —
domem stała furgonetka i samochód kempingowy. Z fur- To jest tak samo jak z butami.
gonetki wysiedli dwaj ludzie i skierowali się w stronę — Tato! — wzięłam się pod boki. — Czy one są dla
naszego domu. Nieśli trumny -— małe trumienki, mniejsze dzieci?
od wszystkich, które widziałam do tej pory. — Już ci powiedziałem, że nie.
Kiedy weszli na ganek, otworzyłam drzwi. — To w takim razie dla kogo?
Tata odwrócił się i zobaczył ich. Tata spojrzał gdzieś w bok.
— Cześć, George — rzucił. — Zaraz — Dla niskich ludzi — powiedział po chwili. — Dla
przyjdę — bardzo niskich ludzi.
powiedział do Shelly i do mnie, i poszedł z tamtymi dwoma Nie uwierzyłam mu. Spojrzałam na Shelly. Była zdener-
do pokoju z trumnami. wowana. Widać było, że ona też mu nie uwierzyła. Ciężko
Stałam przy drzwiach i wyglądałam na zewnątrz. westchnęła.
— Ten samochód kempingowy to twój? — zapytałam — A co z pracą? — zapytała.
Shelly. Tata uniósł brwi.
— Mój — odpowiedziała. — Wciąż to panią interesuje? Mimo, że...
— Mieszkasz w nim? — Oczywiście. Widzi pan, to nie taki wielki problem,
— Tak, oczywiście. bo... bo...
A potem dodała: Widać było, jak stara się ze wszystkich sił coś wymyślić,
— Dom pogrzebowy, kto by pomyślał. tak samo jak ja, kiedy muszę znaleźć jakąś wymówkę
— A jak musisz iść do łazienki? w szkole. ,,O, rany, ona naprawdę musi potrzebować
— Co? pieniędzy" — pomyślałam.
— No, jak jesteś w swoim samochodzie. — ...bo, widzi pan — ciągnęła dalej — wszyscy moi
— Tam jest łazienka. klienci w końcu umrą. A wszyscy pańscy kiedyś byli żywi.
— To super. A zatem mają ze sobą coś wspólnego!
Strona 13
Uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z siebie. Mnie Wyciągnęła z torebki jakieś papiery i kiedy podawała je
to przekonało. Ale tato wciąż spoglądał na nią z powąt- tacie, rozsypały się po całej podłodze.
piewaniem. Gotowa byłam się założyć, że myśli o jej Oboje jednocześnie schylili się po nie. Kiedy się wypro-
makijażu i całym wyglądzie. stowali, zauważyłam, że tata dostrzegł to samo, co ja
— A zatem — dodała — mogę wykorzystać te same przedtem — sukienkę Shelly, a właściwie to, że jakby jej
umiejętności! nie było.
— Oprócz dobrego kontaktu z ludźmi — zauważyłam. Tato mrugnął do mnie.
— Będzie pani ich czesać, robić im makijaż i odbierać I ja uśmiechnęłam się do niego.
telefony — powiedział tata.
— A pensja? — zapytała Shelly.
— Sto dolarów.
— Tygodniowo?
Tata przytaknął.
Ho, ho! Chciałabym mieć sto dolarów na tydzień. Ale
nie za tę robotę. Nie robiłabym tego nawet za tysiąc
tygodniowo.
— To wszystko jest jak zły sen — tłumaczyła Shelly,
pocierając palcami czoło. — Widzi pan, spodziewałam się
stu pięćdziesięciu. Sto to mniej niż miałam
ostatnio.
A w dodatku ci klienci nie dają napiwków.
Widać było, że tata zastanawia się nad tym.
— Powiedzmy, sto dziesięć — powiedział w końcu.
Shelly wyciągnęła rękę:
— Panie Sultenfuss, umowa stoi.
Tata uścisnął jej dłoń, ale tylko przez chwilę.
— Może pani zacząć od zaraz — zaproponował. — Na
imię mam Harry.
Jeszcze raz przyjrzał się jej uważnie.
— Czy pani tak ubiera się do pracy? — zapytał.
— Nie — odpowiedziała. — To strój na
specjalne
okazje. Obiecuję, że będę o nich dbać. Zasługują na to.
To znaczy, są martwi i wszystko, co im zostało, to ich
wygląd — przerwała. — Byłabym zapomniała, mam tu
swoje referencje.
Strona 14
głową. — Cóż takiego cię dziś sprowadza, moja panno? —
zapytała.
Zaakcentowała do „dzisiaj", jakby widziała mnie co-
dziennie. A przecież nie widzi mnie co dzień. Może często,
ale nie co dzień.
— Jestem bardzo chora — powiedziałam, nie zwraca
jąc uwagi na jej złośliwość.
Westchnęła.
— Usiądź. Zobaczę, czy doktor będzie miał czas cię
Rozdział III przyjąć.
Za minutę była z powrotem.
— W porządku, panienko. Pokój numer dwa. Tam,
Tato i Shelly weszli do biura, żeby „odwalić papier- gdzie zawsze.
kową robotę". Tak nazywał to mój tata. Kiedy mijałam po drodze gabinet numer jeden, zoba-
Thomas J. nie wracał i postanowiłam, że sama do niego czyłam tam jakieś dziecko w wózku inwalidzkim. Wózek
wpadnę. Ale okazało się, że już nie muszę go szukać. inwalidzki! I małe dziecko. Musi być naprawdę chore.
Siedział na trawniku przed moim domem. Obok leżał jego A może umrze? Może jedna z tych małych trumien była dla
rower, a Thomas J. wyrywał źdźbła trawy i posypywał niego?
sobie nimi nogi, czekając na mnie, jakby był moim Gardło rozbolało mnie jeszcze bardziej.
pieskiem albo czymś w tym rodzaju. Wdrapałam się na kozetkę akurat, kiedy wchodził
— Chodź, Thomas J. — powiedziałam. — Idziemy. doktor Welty. Doktor jest stary — naprawdę stary. Ma
— Do wierzby? — zapytał. mnóstwo białych włosów i pomarszczoną twarz. Ale
— Nie. Musimy pójść do doktora Welty. chodzi bardzo szybko, jakby był o wiele młodszy. I jest
Ale on się nie ruszył. zawsze dla mnie bardzo miły. Zawsze. Nigdy się ze
— Po co? — zdziwił się. — Coś się stało? mnie nie śmieje ani nie mówi, że udaję — jak tata,
Nie odpowiedziałam. Gardło bolało mnie okropnie. kiedy mi się coś przydarzy. I nie bierze ode mnie
pieniędzy za wizyty. Mówi, że jeśli go potrzebuję, mogę
— Chodźmy. Proszę cię. Wiesz, że jesteś mi potrzebny.
przychodzić, kiedy chcę. Kłopot tylko w tym, że czasa-
Kiwnął głową.
mi wydaje mi się, iż doktor boi się powiedzieć mi, jak
— Dobra.
bardzo jestem chora.
Wskoczyliśmy na rowery i pojechaliśmy na sąsiednią
Podszedł do mnie wielkimi krokami.
uliczkę do doktora Welty.
— No dobrze, Vada. Zobaczymy, co ci jest.
W poczekalni nie było nikogo poza panią Randall, Nawet nie zapytał, co mi dolega, ale pomyślałam sobie,
pielęgniarką, która siedziała przy biurku. po co mu podpowiadać? Zorientuje się natychmiast.
— Ach, witam. Vada i Thomas J. — skinęła nam
Strona 15
Jak zwykle zajr za ł mi w oczy, w uszy, a potem obu stronach. Są tak ogromne, że ich gałęzie stykają się
w gardło. nad drogą. Jedzie się jak w zielonym tunelu z liści.
Czułam, jak pęcznieje ta kostka kurczaka, choć teraz — Zobacz, Thomas J. — powiedziałam po chwili. —
wiedziałam już, że to nowotwór. Moja krtań. Jadę bez trzymanki.
Kiedy już skończył, zapytałam: — Widzę — powiedział, po czym zdjął nogi z pedałów
— No i co to jest? Proszę mi powiedzieć, będę dzielna. i rozstawił je na boki. — Teraz popatrz — bez nóg.
Położył mi ręce na ramionach i uśmiechnął się — No, no! Prawdziwy cyrkowiec.
do Thomas J. jest czasami taki dziecinny. Wprawdzie ma
mnie. jedenaście lat tak samo jak ja, ale jest taki chudy i drobny,
— Jesteś najzupełniej zdrowa, Vada. że wygląda na osiem. A jeszcze z tymi wielkimi okulara-
— To niemożliwe! — zawołałam. — Mam wszystkie mi, które powiększają jego oczy, wygląda zupełnie jak
objawy. Moje gardło. Nie widział pan? sowa. Jest też na wszystko uczulony i dlatego każdy mu
Potrząsnął głową. dokucza. Kiedyś miał na sobie w szkole wełniany sweter
— I jeszcze tutaj! — pokazałam na moje włosy. — i twarz spuchła mu jak balon. W stołówce musi dostawać
Wypadają mi. specjalne jedzenie bez mleka i jajek, a nawet bez pomi-
— Vada — zapytał cicho doktor Welty — czy przywie dorów czy choćby keczupu. Nie może jeść nawet pizzy!
źli dzisiaj do was pana Laytona? Thomas J. zbiera różne dziwne rzeczy: pancerzyki cy-
Spojrzałam na swoje buty. kad, motyle, martwe owady i gniazda szerszeni. Ale to
— Tak. mój najlepszy przyjaciel. Rozmawiamy o wszystkim,
— Musisz się uspokoić. Wiem, że naprawdę się przej razem wspinamy się na drzewa i łowimy ryby, a nawet
mujesz, ale nic ci nie jest. Zupełnie nic. razem bawimy się w „dom". Nie chciałabym, żeby
Starał się mnie pocieszać. Przecież czułam ten nowo- ktokolwiek inny na świecie wiedział, że wciąż bawię się
twór i to od miesięcy. Dlaczego nie powie mi prawdy? w ,,dom".
Wolałabym wiedzieć to teraz, niż zadławić się na śmierć Czasami naprawdę aż się dziwię, że on się nie dener-
w środku nocy. Czy on sobie z tego nie zdaje sprawy? wuje, kiedy mu dokuczam. Ja bym nikomu nie pozwoliła,
W poczekalni zawołałam Thomasa J. Wyszliśmy na żeby mi tak dokuczał. Chyba, że on to lubi. A może po
zewnątrz i wsiedliśmy na rowery. prostu przyzwyczaił się.
— No i co powiedział? — zapytał Thomas J. Byliśmy w połowie ulicy, kiedy nagle zahamowałam
— Wszyscy lekarze to niedojdy — odparłam. gwałtownie.
Gdyby było inaczej, potrafiliby uratować moją mamę. — Popatrz! — powiedziałam pokazując palcem.
Przejechaliśmy przez kilka ulic prawie nie odzywając się Pan Bixler, nasz nauczyciel, stał na drabinie
do siebie. Thomas J. jest dobry w takich chwilach. Wie, przy
kiedy mówić, a kiedy milczeć. jednym ze starych domów i malował okno. Pan Bixler! To
Skręciliśmy w moją ulubioną ulicę wielkimi starymi najlepszy nauczyciel, jakiego kiedykolwiek miałam. Jest
domami i wielkimi starymi drzewami młody, nie ma żony i jest naprawdę przystojny. Gdyby się
rosnącymi po
Strona 16
okazało, że będę żyła, chciałabym wyjść za pana Bixlera. — To duży dom dla jednej osoby — zauważyłam.
To może głupie, ale wyobrażam sobie czasami, że on Uśmiechnął się.
zaczeka na mnie i też będzie chciał się ze mną ożenić — to — No, nigdy nic nie wiadomo.
znaczy, kiedy będę dorosła. — Ach, tak — westchnęłam.
— Chodź, porozmawiamy z nim! — zachęcałam Tho- To był cios. On się żeni! Nie zaczeka na mnie.
masa J. — Może sobie sprawię jakieś zwierzątko — powie
— Nie chcę rozmawiać z nauczycielem! — dział.
odparł Spojrzałam na swoją dłoń i zaczęłam obracać pier-
Thomas J. — Jest przecież lato. ścionek wokół palca, żeby nie dostrzegł, jaką poczułam
Udałam, że nie słyszę. ulgę.
— Dzień dobry, panie Bixler! — zawołałam. — Skąd nauczyciele biorą w lecie pieniądze? — zapyta
Pan Bixler spojrzał w dół i uśmiechnął się. łam. — To znaczy, skąd pan wziął pieniądze na ten dom,
— Panna Sultenfuss! I wspaniały dr J. Jak tam waka skoro pan nie pracuje?
cje? Roześmiał się.
— Od przyszłego tygodnia będę prowadził letni kurs
Zszedł z drabiny i podszedł do nas, wciąż trzymając
poezji. A zatem trochę pracuję.
w ręku pędzel.
— Ile to kosztuje? — zapytałam.
— Proszę pana, przeczytałam już wszystkie książki
— Dom?
zadane na lato.
— Nie, ten kurs.
— Już? Wszystkie? Lato dopiero się zaczęło. — Trzydzieści pięć dolarów.
— Tak, ale już przeczytałem. A teraz czytam Wojnę — I co się za to ma?
i pokój. — Mnie. Przez dwie godziny tygodniowo. I rozmowy
— Niemożliwe! o poezji.
— Naprawdę. Jego. Wpatrywałam się w pana Bixlera.
— Ho, ho! — uśmiechnął się. — Nic dziwnego, że — Kiedy to będzie? — zapytałam.
jesteś moją ulubioną uczennicą. A ty, doktorze J.? — Zajęcia? W czwartki po południu. O drugiej —
Nazywał mnie swoją ulubioną uczennicą. Może za- znowu się roześmiał. — Przepytujesz mnie, Vada.
czeka na mnie. — No, dobrze. Chyba wrócę do domu i dokończę
— Jeszcze nie zacząłem czytać — powiedział Thomas J. Wojnę i pokój.
— Lepiej weź z niego przykład, Vada. — poradził pan — To jest lato! — powiedział machając nam
Bixler. na
— Dlaczego pan maluje ten dom? Nie wiedziałam, że pożegnanie pędzlem. — Jesteście dziećmi, więc bawcie
pan tu mieszka. się.
— Nie mieszkam. To znaczy nie mieszkałem, bo teraz Wrócił do drabiny, a my z Thomasem J. wsiedliśmy na
go kupiłem i remontuję. rowery.
Strona 17
— Co teraz? — zapytał Thomas J. — Może pójdziemy
na ryby? Albo na brzoskwinie do sadu? Możemy też
poszukać pancerzyków cykad. Założę się, że już je po-
zrzucały.
— Nie — odpowiedziałam, ponieważ przyszedł mi do
głowy pewien pomysł, coś, co musiałam zrobić od razu.
Żeby tylko udało mi się namówić tatę.
— Wracam do domu.
— Do domu? — zdziwił się Thomas J.
Skrzywił się. Rozdział IV
— Jak to? Przecież jeszcze daleko do obiadu.
— Obiad? Jesteś jak pies. Chodzisz do domu tylko po
to, żeby jeść! Podła. Byłam podła dla Thomasa J. Ale on sam aż się
Wzruszył ramionami. prosi, żeby mu dokuczać. Tak czy owak, nie będzie na
Pojechałam, a on został siedząc na rowerze. mnie długo zły, jeśli w ogóle się zezłościł. A ja musiałam
Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że patrzy za mną, szybko wrócić do domu. Miałam wspaniały pomysł. Żeby
popychając palcem okulary — jak gdyby naprawdę nie tylko tato się zgodził — gdyby udało mi się namówić go,
mógł zrozumieć, że ktoś może iść do domu, jeśli nie żeby dał mi pieniądze.
przyszła pora na jedzenie. Dwie godziny tygodniowo z panem Bixlerem rozma-
— Cześć, Thomas J.! — zawołałam. — Nie sikaj na wiając o poezji. Może nawet napisałabym wiersz dla pana
hydrant! Bixlera, o tym, że jestem umierająca. To mogłoby być
bardzo romantyczne. A poza tym zawsze uwielbiałam
pisanie. Pisałam opowiadania i wiersze nawet, kiedy nie
musiałam.
Ciężko jednak będzie namówić tatę, żeby rozstał się
z tak dużą sumą, zwłaszcza, że ma płacić Shelly więcej, niż
się spodziewał.
Ale było o co walczyć. Gdyby tylko udało mi się trafić
we właściwym czasie na jego dobry humor. Muszę po
prostu poczekać na najlepszą okazję. Być może właśnie
teraz będzie odpowiedni moment, jeśli Shelly dobrze się
spisuje.
Rzuciłam rower na trawnik i wbiegłam do domu szukać
taty.
Strona 18
Nie było go ani w biurze, ani w mieszkaniu. W kuchni Założę się, że tato też był tego ciekaw.
siedziała tylko babcia w swoim bujanym fotelu. Na ku- Zatrzymałam się u szczytu schodów, skąd niczego już
chence coś się gotowało, pewnie tata postawił to wcześniej. nie widziałam, ale mogłam chociaż nasłuchiwać.
Od czasu, gdy babcia zachorowała i przestała gotować, — A zatem, do dzieła, panie Layton! — usłyszałam
kuchnią zajmował się tato. Martwi się, że nie jest dobrym głos Shelly, jak gdyby mówiła do prawdziwego człowieka,
kucharzem. to znaczy do prawdziwego żywego człowieka. — Jak pan
Rzeczywiście nie jest. Ale nigdy nie mówię mu tego, sobie życzy — na mokro czy na sucho?
żeby go nie urazić. Rzuciłam się pędem do mojego pokoju.
— Cześć, babuniu! — powiedziałam, choć wiedziałam, Później. Jeśli tata będzie w dobrym humorze, poproszę
że ona nie odpowie. — Gdzie jest tato? o te pieniądze przy obiedzie.
Usłyszałam jakieś odgłosy z piwnicy i zaczęłam się Ale przy obiedzie nie miałam okazji go poprosić. Po
mocować z drzwiami prowadzącymi na dół. Kiedy w koń- pierwsze, gulasz był paskudny i choć żadne z nas nie
cu puściły, mało nie rąbnęły mnie w głowę. powiedziało tego tacie, wuj Phil oświadczył, że nie może
Z dołu dobiegały głosy — taty, Shelly i wuja Phila. zjeść dużo, bo boi się utyć. Tata powiedział wtedy wujowi,
Wuj Phil zapraszał Shelly do swojego baru. Wuj Phil że i tak już jest gruby i chociaż to był żart, widać było, że
zawsze zaprasza kobiety do swojego baru. wujowi zrobiło się przykro. A potem i tacie zrobiło się
Zeszłam kilka stopni niżej i zajrzałam. przykro.
Tata, wuj Phil i Shelly otaczali pana Laytona. Tato odwrócił się i zaczął karmić babcię łyżką. Po
— Tatusiu? — odezwałam się cicho. chwili, jak zawsze, babcia pojęła, o co chodzi i sama
— Podpórki do książek — powiedział wuj Phil, spo zaczęła jeść. Ale tato był cały czas czerwony na twarzy,
glądając na pana Laytona. — Z orzecha. jakby wstydził się tego, co powiedział.
— Ja zrobiłem wieszak do krawatów — powiedział tato. Kiedy już babcia zaczęła jeść sama na dobre, tata i wuj
Co oni robili, popisywali się przed Shelly? Przecież już podjęli rozmowę o wypadku drogowym na autostradzie
rozmawiali o tym wcześniej. Wuj Phil jest kobieciarzem — 1-34 i o tym, że jutro przywiozą dwa ciała.
tak przynajmniej zawsze mówi o nim tata. Ciała! Nieżywi ludzie z wypadku. Zastanawiałam się,
— Laminowane — dorzucił wuj. — Dostałem najwyż kto spowodował ten wypadek. Czy temu komuś było
szą ocenę. przykro — tak przykro jak mnie z powodu mojej mamy?
— Nigdy w życiu nie miałeś takiej oceny — powiedział Na domiar złego babcia nagle zaczęła śpiewać jedną ze
swoich piosenek, które nie wiadomo czemu wykrzykuje od
tato.
Odwrócił się do Shelly. czasu do czasu. Tym razem to było Wszystko jedno.
Śpiewała na cały głos, a tata i wuj rozmawiali o wypad-
— Dlaczego nie strzyżesz pana Laytona?
kach i zwłokach.
Nie chciałam na to patrzeć. Czmyhnęłam do wyjścia.
A gardło rozbolało mnie jak nigdy dotąd.
Ale umierałam z ciekawości, jak Shelly poradzi sobie
Nie było rady. Musiałam im powiedzieć.
z nieboszczykiem.
Strona 19
— Tato? — odezwałam się. Udaję?
Na dobrą sprawę musiałam wrzasnąć, żeby przekrzy- — Przyniosę ci wody — powiedziała Shelly. — Za
czeć babcię. czekaj tutaj.
— Tato! Po chwili była z powrotem z wodą i usiadła przy mnie na
Tato spojrzał na mnie wyraźnie zniecierpliwiony. kanapie. Wypiłam wszystko do dna. Naprawdę trochę
— Co? — zapytał przykładając dłoń do ucha. pomogło.
— Tato, moje gardło! — wrzasnęłam. — Pamiętasz, co — Chcesz jeszcze coś zjeść? — zapytała.
ci mówiłam dziś rano? Naprawdę bardzo mnie boli. I jest Pokręciłam głową.
coraz gorzej. — A może włączyć ci telewizor?
Tata tylko pokręcił głową i odwrócił się do wuja Phila. Potaknęłam.
— Nie cierpię tych z wypadków. Wtedy nigdy Włączyła telewizor i poszła z powrotem do piwnicy.
nie Dostrzegłam jednak, że wychodząc spojrzała krzywo na
dogodzisz rodzinie. tatę, jakby chciała coś powiedzieć i jakby była zła.
— Opowiedz coś o tym — poprosił wuj. Nagle zobaczyłam coś w telewizji — rewelacja! Powtór-
Babcia śpiewała dalej. ka jednego z ulubionych programów taty! To wprawi go
Wzięłam trochę gulaszu do ust i nagle zadławiłam się. w dobry humor!
Naprawdę. Szybko popiłam wodą, ale wciąż się krztusiłam. — Tato! — powiedziałam. — Zobacz! To twój ulubio
Kaszlałam i plułam, a łzy płynęły mi do oczu. Ale nikt ny program!
nie stuknął mnie w plecy ani w niczym mi nie pomógł. Tata rzucił spojrzenie znad stołu, a potem wstał.
Odeszłam od stołu i zanosząc się od kaszlu upadłam na Podszedł do swojego telewizyjnego fotela zabierając ze
kanapę akurat w chwili, kiedy z piwnicy wróciła Shelly. sobą talerz i szklankę wody sodowej.
— Zrobiłam mu fryzurę — powiedziała radośnie. — — Phil, chodź, popatrzysz. To jest naprawdę świe
Wygląda jak Danny Kaye, gdyby był Szwedem... tne.
I wtedy usłyszała, że kaszlę i podeszła do mnie. Ale wuj nie ruszył się i dalej siedział koło babci.
— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytała stuka Kiedy tato usadowił się już w swoim fotelu, podeszłam
jąc mnie w plecy. do niego i usiadłam przy nim na podłodze.
Potrząsnęłam głową. Oglądając program tata roześmiał się kilka razy i wtedy
Zaczęła walić mnie jeszcze mocniej. Wydawało mi się, ja też się śmiałam. Gdy uznałam, że tato jest już w do-
że czuję się od tego jeszcze gorzej, ale przynajmniej starała statecznie dobrym humorze, pomyślałam, że właśnie nade-
się. szła odpowiednia chwila.
Odwróciła się do taty. — Tatusiu? — odezwałam się.
— Harry! Coś jej jest! Powiedziałam to bardzo czule.
Tata jadł dalej. — Cicho, Vada — rzucił tata i wskazał głową na
— Ona udaje — powiedział. — Chodź tu, telewizor.
Vada,
i dokończ swoje brokuły.
Strona 20
Odczekałam minutę i kiedy roześmiał się jeszcze parę — Może następnego lata — znowu pogładził mnie po
razy, spróbowałam znowu. włosach. — Hmm — zamruczał — masz bardzo miłe
— Tatusiu? — powtórzyłam cichutko. — Czy mo włosy.
głabym dostać trzydzieści pięć dolarów? — Ale, tato! — wzięłam głęboki oddech. — A może
Nie było sensu owijać w bawełnę. kiedy będziesz szedł na bingo, poszłabym razem z tobą?
— To kupa pieniędzy dla małej dziewczynki — powie Może mogłabym wygrać te pieniądze?
dział tato spoglądając na mnie i uśmiechając się. — Nie, nie możesz iść na bingo — powiedział tato
— To na szkołę — powiedziałam. — Letnie zajęcia i znów roześmiał się widząc coś w telewizji. — To jest moja
z poezji. samotna wyprawa. Wiesz o tym.
Tato pokazał na swoją szklankę. — To może pożyczyłbyś mi te pieniądze? — zapyta
— Czy jest jeszcze woda sodowa? — zapytał i znów łam. — Oddam ci.
wbił wzrok w ekran. Tata westchnął.
Wstałam i przyniosłam wodę ze stołu, nalałam resztę — Vada, ty zapominasz o pewnych rzeczach, ale ja
do szklanki i znów usiadłam przy jego fotelu. pamiętam — ujął mnie za brodę i popatrzył na mnie. —
— Mój nauczyciel powiedział, że bardzo W zeszłym miesiącu były skrzypce, jeszcze wcześniej brzu-
dobrze chomówstwo, a kiedy indziej żonglerka. Jeśli następnego
piszę -- ciągnęłam dalej. — Wiesz przecież, jak ważny jest lata będziesz wciąż zainteresowana pisaniem, to może.
wczesny początek kariery, tak samo było z tobą. Za Zgoda? Ale nie teraz.
czynałeś w zakładzie jako mały chłopak, prawda? Puścił moją brodę i znowu zatopił się w telewizji.
— Nie wiem, dziecinko — powiedział tato. Westchnęłam i wstałam. Powoli weszłam schodami
W roztargnieniu wyciągnął do mnie rękę i poklepał w górę. Ha!
mnie po głowie, jakbym była jego pieskiem. Mimo Zapomniał o tym, jak chciałam zostać czarnoksię-
wszystko było to miłe. żnikiem. Naprawdę porafiłam wspaniale znikać.
— Możesz trochę zgłośnić? — odezwał się po chwili.
Wstałam, podkręciłam gałkę i z powrotem usiadłam
obok taty.
— Tatusiu?
Sączył wodę sodową i co pewien czas wybuchał śmie-
chem.
— Tylko popatrz! — powiedział, wymachując szklan
ką w stronę telewizora. — Ten facet jest fantastyczny.
— Tatusiu? — odezwałam się znowu.
— Co?
— Pieniądze. Czy mogłabym je dostać?
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.