Herman Richard - Brzemię władzy
Szczegóły |
Tytuł |
Herman Richard - Brzemię władzy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Herman Richard - Brzemię władzy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Herman Richard - Brzemię władzy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Herman Richard - Brzemię władzy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
BRZEMIÊ W£ADZY
Richard Herman
4
Strona 2
Moim dzieciom Ericowi, Susan, Marianne oraz Neilowi
5
Strona 3
Prolog
St. Louis, Missouri
Generale, proszê siê cofn¹æ.
Robert Bender obrzuci³ agenta s³u¿by wywiadowczej ch³odnym spojrzeniem.
Mija³ siódmy miesi¹c wzmo¿onego panoszenia siê ludzi ze s³u¿b specjalnych
w instytucjach rz¹dowych i Bender czu³ siê ju¿ zmêczony tym, ¿e wci¹¿ przesuwa
siê go z k¹ta w k¹t jak niepotrzebny mebel. Ale to wszystko nie dzieje siê bez
potrzeby, t³umaczy³ sobie. Odsun¹³ siê do ty³u, sk¹d nadal móg³ widzieæ pani¹
wiceprezydent stoj¹c¹ na podium. Jednoczenie obserwowa³ agentów i s³ucha³
przemówienia.
ta administracja w pe³ni popiera walkê o równe prawa.
Rozleg³y siê g³one brawa i okrzyki aprobaty. Turner mówi delegatom to, co
chc¹ us³yszeæ, pomyla³ Bender, jak ka¿dy dobry polityk. Wiêkszoæ zebranych
da³a siê ju¿ wczeniej nabraæ na starannie skonstruowany image pani wiceprezy-
dent jako najbardziej inteligentnego i zaanga¿owanego amerykañskiego polity-
ka. Zdaniem Bendera mo¿e ona i by³a zaanga¿owana, ale nic wiêcej.
Pojawi³ siê jeszcze jeden agent. Mówi³ co szeptem do mikrofonu ukrytego
w rêkawie. Rzuci³ niespokojne spojrzenie na Bendera i przystan¹³.
By³oby lepiej, generale, gdyby pan zszed³ ze sceny.
Wiceprezydent niepokoi siê, kiedy nie ma mnie w pobli¿u odpar³ Ben-
der. Nie bêdê krêciæ siê woko³o jak tresowany piesek, pomyla³.
Agent energicznie przytakn¹³ g³ow¹. Obstawie pani Turner ¿al by³o trzygwiazd-
kowego genera³a kiedy nie wymiewali siê z k³opotliwego po³o¿enia, w jakim
siê znajdowa³. Wiceprezydent ¿yczy³a sobie, by jej osobistym doradc¹ by³ gene-
ra³-porucznik lotnictwa, a obecnoæ agentów schlebia³a jej pró¿noci
Proszê pokazaæ swój identyfikator, generale.
Bender wyci¹gn¹³ przepustkê umo¿liwiaj¹c¹ wejcie do Bia³ego Domu; dyn-
da³a mu teraz na klapie niebieskiego, wyjciowego munduru. Co ja tutaj robiê?
zastanawia³ siê chyba po raz setny. ¯ona Bendera twierdzi³a, ¿e pani wiceprezy-
dent podoba³ siê jego wygl¹d: jej m¹¿ by³ wysoki i szczup³y, o szpakowatych w³o-
7
Strona 4
sach i stalowoniebieskich oczach. Nancy Bender zrobi³a wszystko, ¿eby jej m¹¿
dosta³ tê pracê. Droczy³a siê z nim:
Przynajmniej nie przewróci ci siê w g³owie, a w dodatku wskoczysz na
spokojn¹ i lukratywn¹ posadkê.
Chuck Sanford, agent z ochrony pani wiceprezydent, wyszed³ ze znajduj¹cej
siê piêtro ni¿ej garderoby, gdzie s³u¿ba wywiadowcza zorganizowa³a prowizo-
ryczny punkt dowodzenia.
Generale, czy widzia³ pan pana Shawa? zapyta³ lekko zdenerwowanym
g³osem.
Bender zmarszczy³ czo³o na wspomnienie szefa doradców pani Turner.
Jaki czas temu odpar³ krótko i szorstko. Dlaczego Sanford jest taki spiê-
ty? myla³. To przecie¿ najbardziej opanowany z tych facetów i nigdy nie traci
ch³odu; nie pokaza³ nic po sobie nawet wtedy, gdy tamten szalony kaznodzieja
strzela³ do prezydenckiej limuzyny.
Musimy przekazaæ meldunek Magikowi g³ówny komputer w Departa-
mencie Obrony wybra³ taki kryptonim dla Turner w dzieñ po jej zaprzysiê¿eniu
a nie mo¿emy znaleæ Shawa.
Genera³ z³agodnia³. Zrobi³o mu siê prawie ¿al ludzi ze s³u¿b specjalnych.
Irytowa³ go sposób, w jaki Patrick Shaw kontrolowa³ dostêp do pani wiceprezy-
dent. Tajniacy nie chcieli ryzykowaæ karier i nie próbowali wyprowadzaæ Shawa
w pole; nawet sam Bender liczy³ siê z t¹ szar¹ eminencj¹ z otoczenia pani Turner.
Shaw bezwzglêdnie usuwa³ z drogi ka¿dego, kto podwa¿a³ jego autorytet.
Widzia³em Shawa, jak wychodzi³ z tak¹ brunetk¹ w krótkiej czarnej su-
kience.
Cholera jêkn¹³ Sanford. Wkurzy siê, jak go znowu znajdziemy ze spusz-
czonymi portkami
Odbieg³ i szepn¹³ co do mikrofonu w rêkawie. Bender
ci¹gn¹³ brwi. Dotychczas nie zdarzy³o mu siê s³yszeæ takich s³ów z ust Sanfor-
da agent musia³ mieæ niez³e k³opoty, skoro tak siê rozgada³. Genera³ rozejrza³
siê woko³o i stwierdzi³, ¿e szykuje siê co niezwyk³ego.
Zacz¹³ te¿ rozmylaæ o prywatnych sprawkach Shawa.
Czemu ten sukinsyn Shaw nie potrafi utrzymaæ swojego dziêcio³a w gaciach?
Ilu goci w tym hotelu trzeba bêdzie obudziæ czy niepokoiæ tylko dlatego, ¿e Sha-
wowi podskakuje cinienie, kiedy tylko przejdzie blisko niego jaka ³adna i chêt-
na panienka?
Sanford wbieg³ na schody z dwoma agentami i poleci³ im z dogodnego miej-
sca obserwowaæ s³uchaczy. Jaki dureñ pewnie nastraszy³ Turner, pomyla³ Ben-
der. Starszy sier¿ant wojsk lotniczych, jeden ze specjalistów od ³¹cznoci przy-
dzielony do Air Force Two czyli samolotu wiceprezydenta ruszy³ za tamtymi
z telefonem komórkowym w garci. Kiwn¹³ w stronê Sanforda, usi³uj¹c zwróciæ
jego uwagê. Nim mu siê to jednak uda³o, dwaj agenci chwycili sier¿anta pod pa-
chy i sprowadzili go na dó³.
Fitzgerald to dobry ¿o³nierz, nie zas³uguje, by u¿ywano wobec niego si³y,
kiedy wykonuje swoj¹ robotê powiedzia³ do siebie Bender. A poza tym, tamci
dwaj powinni go znaæ. Genera³ zrobi³ parê kroków i dostrzeg³, ¿e tajniacy przyci-
8
Strona 5
snêli sier¿anta do ciany i teraz go przeszukuj¹. Bender z trudem opanowa³ kipi¹-
c¹ w nim z³oæ.
O co chodzi? zapyta³ gronie. Agenci zignorowali go i odwrócili sier-
¿anta, nadal go obszukuj¹c.
Agencie Adams odezwa³ siê g³oniej Bender zada³em panu pytanie.
Wayne Adams zerkn¹³ na Bendera, s³ysz¹c ostry ton jego g³osu.
Przepraszam, generale Adams urwa³, zaczerpn¹³ powietrza i w koñcu po-
wiedzia³: Pewnie pan nie wie
Prezydent nie ¿yje.
Bender zamruga³ szybko; nowina spad³a na niego jak grom. Po chwili jednak
odzyska³ panowanie nad sob¹ i spyta³:
Sier¿ancie Fitzgerald, czy w³anie dlatego mielicie przy sobie telefon?
Tak jest odpowiedzia³ Fitzgerald. Centrum dowodzenia si³ zbrojnych
chce potwierdzenia zmiany na stanowisku g³owy pañstwa.
Bender powiedzia³:
Proszê wiêc to uczyniæ.
Nie mo¿emy na to pozwoliæ stwierdzi³ Adams.
Dlaczego?
Bo pani wiceprezydent jeszcze o tym nie wie odpar³ agent.
Jak to?
Pan Shaw
pad³o lakoniczne wyjanienie.
Bender pokrêci³ g³ow¹.
A¿ tak bardzo siê go obawiacie?
Milczenie.
Powiedzcie jej teraz rozkaza³ Bender. Nie czekajcie, a¿ odnajdziecie
Shawa.
Adams wykona³ przecz¹cy ruch g³ow¹. Bender spojrza³ na Fitzgeralda.
Opowiedzcie mi ze szczegó³ami, co zasz³o za¿¹da³. Sier¿ant zda³ mu
relacjê. Bender kiwn¹³ g³ow¹.
Dajcie mi swój notatnik poleci³ Fitzgeraldowi. Szybko co napisa³, wy-
rwa³ kartkê i odda³ notes. Ruszy³ schodami mijaj¹c Sanforda i innych ochroniarzy
stoj¹cych przy cianach.
Generale! warkn¹³ Sanford.
Przecie¿ wiecie, kim jestem odpar³ Bender, wskaza³ na swój identyfika-
tor i nie zatrzymuj¹c siê wszed³ na podwy¿szenie.
Madeline Turner zauwa¿y³a zamieszanie. Bender wrêczy³ jej notatkê i wycofa³ siê.
Niech pana diabli rzuci³ Sanford.
Spokojnie odrzek³ niewzruszony Bender. Skierowa³ wzrok ku podium.
Turner trzyma³a w d³oni kartkê i zerka³a w bok. Potem przeczyta³a jej treæ. Tak
wiêc tworzy siê historia pomyla³ genera³; pamiêta³ dok³adnie s³owa, które na-
pisa³ przed chwil¹:
Pani prezydent, prezydent Roberts zmar³ na wylew krwi do mózgu dzisiaj,
o czternastej osiemnacie w Bia³ym Domu. Powinna pani niezw³ocznie znaleæ
siê na pok³adzie Air Force One.
9
Strona 6
Madeline OKeith Turner popatrzy³a nañ z rozchylonymi ustami. £zy zami-
gota³y w jej oczach i sp³ynê³y po policzkach.
Na Boga, kobieto jêkn¹³ Sanford. Nie tutaj, nie teraz. Nie przy lu-
dziach. Nie spuszczaj¹c oczu z Turner powiedzia³ do genera³a: Trzeba by³o
zaczekaæ, a¿ znajdziemy Shawa.
10
Strona 7
Część pierwsza
Łagodzenie
Kim jest w³aciwie Madeline OKeith Turner? Okrelo-
no j¹ jako najinteligentniejsz¹ i najbardziej zaanga¿owan¹
osobowoæ amerykañskiej sceny politycznej. Z pewnoci¹
to prawda. Charakteryzuje j¹ jednak tak¿e pewna beztroska,
zw³aszcza co do problemów krajowych. Harry S. Truman
ostrzega³: Z³a polityka wewnêtrzna mo¿e uczyniæ krzyw-
dê, z³a polityka zagraniczna mo¿e unicestwiæ. Jaki kurs
przyjmie wiêc prezydent Turner w obliczu realiów nowego
³adu na wiecie? Czy bêdzie to polityka izolacjonizmu czy
te¿ zaanga¿owania? Tylko czas to poka¿e.
ELIZABETH GORDON
Wiadomoci CNC-TV
11
Strona 8
12
Strona 9
Rozdział pierwszy
Waszyngton
Robert Bender wsta³, gdy reporterka zjawi³a siê w jego podziemnym gabinecie
pod zachodnim skrzyd³em Bia³ego Domu. Cz³owiek od kontaktów z mediami doko-
na³ formalnej prezentacji:
Panie generale, czy mogê przedstawiæ Elizabeth Gordon z dziennika CNC?
Trudno pana znaleæ stwierdzi³a Gordon wyci¹gaj¹c rêkê na powitanie.
Kamerzysta stan¹³ w progu i zastanawia³ siê, jak tu filmowaæ w takim ciasnym,
pozbawionym okien pomieszczeniu. Tymczasem adiutant genera³a od kontaktów
z pras¹ i telewizj¹ pomkn¹³ ju¿ na górê, by powróciæ do innych obowi¹zków.
Bender zdoby³ siê na pó³umiech ujmuj¹c d³oñ reporterki.
Nie jestem kim, kto dobrze wypada w telewizji, pani Gordon.
Istotnie, nie by³ w tym dobry. Niemniej polecono mu, podobnie jak innym
figurom z otoczenia prezydent, by udziela³ reporterom wywiadów w owym jak
to okreli³ Patrick Shaw dniu burzy informacyjnej.
Dziennikarze dos³ownie oszaleli, odk¹d Turner zosta³a zaprzysiê¿ona na urz¹d
prezydencki na pok³adzie Air Force One. Jednak¿e Shaw, teraz ju¿ szef sztabu
doradców nowej g³owy pañstwa, trzyma³ ich przez dziesiêæ dni w niepewnoci,
rzucaj¹c tylko strzêpy informacji podczas pogrzebu i ¿a³oby po zmar³ym prezy-
dencie. Czas ten Shaw wykorzysta³ równie¿ bardzo sprawnie na zaprowadzenie
nowych porz¹dków w Bia³ym Domu, do którego wprowadzi³ swoich ludzi. Teraz
nadesz³a pora, aby rzuciæ tym hienom z mediów koæ z miêsem.
Mam na imiê Liz powiedzia³a reporterka. Co o tym s¹dzisz, Ben?
zwróci³a siê do kamerzysty.
Za ciasno stwierdzi³ tamten. Mo¿e co by wysz³o na zewn¹trz, w parku.
Doskonale odrzek³ Bender bior¹c lotnicz¹ czapkê i wskazuj¹c drzwi. Gor-
don przybra³a zatroskan¹ minê; Bender podejrzewa³, ¿e ze strachu, ¿eby sierpnio-
wy upa³ i wilgoæ nie zniszczy³y jej makija¿u.
Znam pewne ch³odne miejsce powiedzia³ do niej. Poprowadzi³ obydwo-
je na górê, dalej przez korytarz zapchany dziennikarzami, reporterami telewizyj-
13
Strona 10
nymi i kamerzystami, których akurat wpuszczano do sali, gdzie odbywa³y siê kon-
ferencje prasowe.
Agent ochrony przytrzyma³ dla nich otwarte drzwi, wiod¹ce na werandê w za-
chodnim skrzydle kompleksu budynków.
Dziêkujê rzuci³ mu Bender i pomyla³, ¿e od powrotu z St. Louis przez
dziesiêcioma dniami nie widzia³ ani Chucka Sanforda ani Waynea Adamsa.
Gor¹cy podmuch wilgotnego powietrza dos³ownie wepchn¹³ Liz Gordon
z powrotem do wnêtrza.
Ju¿ niedaleko stwierdzi³ Bender nak³adaj¹c na g³owê czapkê i odrucho-
wo sprawdzaj¹c, czy le¿y prosto. Zosta³ mu ten nawyk z czasów, kiedy lata³ jako
pilot w zespole lotników akrobatów si³ powietrznych, zwanych Thunderbirds.
Zeszli teraz z werandy i znaleli siê nagle w ch³odniejszym miejscu ko³o Bia-
³ego Domu.
wietnie stwierdzi³ kamerzysta. Wzi¹³ siê szybko do pracy, ustawiaj¹c
dziennikarkê tak, by mo¿liwie najkorzystniej wypad³a w telewizji.
Ca³kiem tu mi³o przytaknê³a Elizabeth Gordon. Jak pan odkry³ taki
zau³ek?
Staram siê wychodziæ na zewn¹trz tak czêsto, jak siê da wyjani³ Bender.
Nancy, jego ¿ona, twierdzi³a, ¿e te jego przechadzki po prezydenckim parku to
podwiadoma próba wyrwania siê z klatki, jak¹ stanowi³ Bia³y Dom. Genera³ przy-
znawa³ jej racjê.
Kamerzysta da³ Gordon umówiony znak i reporterka spojrza³a w obiektyw.
£agodny wietrzyk porusza³ blond w³osami, z czym by³o jej bardzo do twarzy.
Genera³-porucznik Robert Bender by³ doradc¹ wojskowym Madeline Tur-
ner, odk¹d objê³a urz¹d wiceprezydencki. Jak wiemy, to w³anie on powiadomi³
j¹ o zgonie prezydenta. Zwróci³a siê do Bendera i podsunê³a mu mikrofon.
Jak to wielokrotnie wyjania³ pan Shaw powiedzia³ Bender jedynie prze-
kaza³em tê smutn¹ wieæ
któr¹ zanotowa³ pan przedtem na kartce podjê³a Gordon nie chc¹c od-
puszczaæ tematu.
Nie mogê dodaæ nic ponad to, co oznajmi³ ju¿ pan Shaw odpar³ Ben-
der. Po prostu akurat by³em na miejscu.
Gordon pojê³a, ¿e nie wyci¹gnie ju¿ z genera³a nic ciekawego w tej kwestii
mimo ¿e w Bia³ym Domu a¿ hucza³o od plotek, co naprawdê dzia³o siê za kulisa-
mi konferencji.
Panie generale, znalaz³ siê pan na pok³adzie Air Force One tamtego feral-
nego wieczoru. Nie widzia³am pana, gdy prezydent Turner sk³ada³a przysiêgê.
Bender zerkn¹³ na reporterkê; Gordon sugerowa³a widzom, ¿e sama uczestniczy-
³a w tym wydarzeniu, podczas gdy w rzeczywistoci tylko wielokrotnie ogl¹da³a na-
granie wideo ze sk³adania przez Turner przysiêgi przed sêdzi¹ S¹du Najwy¿szego,
pani¹ Lorraine Worthing. No, panienko, pomyla³ teraz, ¿eby mi to by³o ostatni raz.
Mówi¹c cile odezwa³ siê znudzonym tonem wspomniany samolot staje
siê Air Force One tylko wtedy, gdy na pok³adzie znajdzie siê prezydent. By³o tam
bardzo t³oczno, wiêc ja przeszed³em do kabiny za³ogi.
14
Strona 11
Nie doda³, ¿e tylko kabina za³ogi nie przypomina³a wtedy domu wariatów.
Jaka by³a pañska reakcja na to, ¿e pierwsza kobieta prezydent zosta³a za-
przysiê¿ona przez pani¹ Lorraine Worthing?
To symbol nowych czasów stwierdzi³ Bender i mia³ nadziejê, ¿e nie za-
brzmia³o to zbyt pompatycznie ale jednoczenie trochê zbieg okolicznoci. Sê-
dzia Worthing lecia³a akurat na konferencjê z prezydent Turner i zrozumia³e, ¿e
przyjê³a przysiêgê w drodze do bazy si³ powietrznych w Andrews.
Na tamie wideo powiedzia³a Gordon widzia³am niewielu mê¿czyzn
uczestnicz¹cych w tej ceremonii.
Brawo, pomyla³ Bender.
Byli tam i mê¿czyni odpar³. Tyle ¿e nie znaleli siê w obiektywie ka-
mery. Nie doda³, ¿e Patrick Shaw z rozmys³em otacza³ Turner kobietami.
Wygl¹da na to, ¿e ³¹cz¹ pana z prezydent Turner specjalne wiêzy
pod-
jê³a Gordon i urwa³a widz¹c wciek³e spojrzenie Bendera.
Nie przeci¹gaj struny, panienko, pomyla³ genera³. Wola³bym nie us³yszeæ
nastêpnego niezrêcznego pytania na temat jej wdowieñstwa
M¹¿ Turner zmar³
na atak serca podczas gry w tenisa w pocz¹tkowej fazie kampanii prezydenckiej;
Shaw nag³oni³ to maksymalnie, przedstawiaj¹c wizerunek pogr¹¿onej w ¿a³obie
wdowy u boku trzynastoletniego syna i dziewiêcioletniej córki. Dziêki temu tan-
dem RobertsTurner uzyska³ w wyborach g³osy damskiego elektoratu.
Gordon zmiesza³a siê na chwilkê, zbita z tropu ch³odnym milczeniem genera-
³a. Normalnie wziê³aby to za oznakê s³aboci rozmówcy i zada³a nastêpny cios.
Teraz intuicja przestrzega³a j¹ jednak, aby zbytnio nie naciskaæ.
Och
odchrz¹knê³a. To znaczy
mia³am na myli jej znan¹ nieuf-
noæ wobec wojskowych. Niektórzy mówi¹ wrêcz o niechêci
Bender rozluni³ siê nieco.
Pe³ni³em funkcjê oficera ³¹cznikowego. Przede wszystkim jednak wyja-
nia³em pani prezydent niektóre terminy ¿argonu wojskowego i t³umaczy³em, jak
dzia³a Departament Obrony.
A czym zajmuje siê pan obecnie? spyta³a Gordon.
Nie mam zbyt wielu zadañ. Pani prezydent uczy siê bardzo szybko, a jej
g³ównym doradc¹ zosta³ przewodnicz¹cy Po³¹czonego Komitetu Szefów Szta-
bów. Mam nadziejê, ¿e wkrótce otrzymam konkretny przydzia³
kiedy tylko usta-
bilizuje siê sytuacja i oka¿e siê, ¿e jestem tu zbyteczny.
Wyobra¿am sobie, ¿e wszystko bêdzie dla pana nudne po dowiadczeniach
zdobytych w Bia³ym Domu. Jakiego rodzaju przydzia³ interesowa³by pana?
Ciep³y umiech rozjani³ oblicze Bendera. Oczy genera³a te¿ siê o¿ywi³y.
Chcia³ zakoñczyæ sw¹ karierê jako dowódca ACC, czyli lotnictwa bojowego, tej
uderzeniowej czêci amerykañskich si³ powietrznych.
Cokolwiek, co mia³oby zwi¹zek z operacjami powietrznymi, z lataniem.
Gordon zda³a sobie sprawê, ¿e ten wywiad nie okaza³ siê zbyt ciekawy, a Ben-
der zas³uguje na swoj¹ reputacjê milczkowatego, gburowatego sukinsyna. Chcia³a
jak najprêdzej zakoñczyæ tê rozmowê. Wy³¹czy³a dyktafon i powiedzia³a:
Dziêkujê, panie generale. Ale wcale nie odczuwa³a wdziêcznoci.
15
Strona 12
To ja pani dziêkujê, pani Gordon, i panu, Ben odpar³ Bender. Zerkn¹³ na
zegarek: dziesiêæ po pi¹tej do konferencji prasowej z udzia³em nowej prezy-
dent pozosta³o dwadziecia minut. Genera³ nie zosta³ zaproszony, wiêc ruszy³ ku
po³udniowo-zachodniej bramie i dalej ku parkingowi, gdzie sta³ jego samochód.
Bender lubi³ ciche, boczne uliczki.
Gordon patrzy³a za nim, jak odchodzi³.
Ten genera³ nie jest szczêliwym facetem stwierdzi³a.
Chce siê st¹d wyrwaæ doda³ kamerzysta. Nie mo¿na go za to winiæ.
I uzupe³ni³ w mylach: zapamiêta³, jak mam na imiê.
***
Maura OKeith siedzia³a cierpliwie w saloniku na pierwszym piêtrze Bia³ego Domu.
Podoba³ siê jej ten pokój, którego okna wychodzi³y na po³udniowy zachód; oczekiwanie
na córkê te¿ jej nie mêczy³o. Usadowi³a siê wygodniej na miêkkiej kanapie.
No mruknê³a, gdy znalaz³a pozycjê, w której mniej bola³y j¹ plecy.
Nala³a sobie nastêpn¹ fili¿ankê herbaty i spojrza³a na ma³e ciasteczka, które
szef kuchni Bia³ego Domu upiek³ specjalnie dla niej. Uleg³a pokusie i poczêsto-
wa³a siê jednym z nich. Maura OKeith by³a oty³¹ szeædziesiêcioomioletni¹ nie-
wiast¹, pozbawion¹ wiêkszych z³udzeñ co do siebie samej, swojej córki oraz,
przede wszystkim, wnucz¹t.
Myla³a w³anie o swoim czternastoletnim wnuku. Brian niech lepiej zosta-
nie w szkole z internatem. To miejsce zupe³nie go zdeprawuje. Inaczej z Sarah
jej pobyt tutaj siê przyda. Ju¿ ja siê o to postaram, ¿eby nie zawrócili jej w g³owie
aroganccy g³upcy, wa¿ni tylko dlatego, ¿e pracuj¹ w takim miejscu
Umiech-
nê³a siê na myl o dziesiêcioletniej wnuczce. Dziewczynka odznacza³a siê zmy-
s³em praktycyzmu, jaki odziedziczy³a najwyraniej po babci i choæ nie by³a tak
bystra jak Brian, to jednak zna³a siê na ludziach.
Otworzy³y siê drzwi wiod¹ce do sypialni obok i wysz³a z nich Madeline
OKeith Turner czterdziesta czwarta na stanowisku prezydenta Stanów Zjedno-
czonych. Maura OKeith popatrzy³a na córkê z uznaniem.
£adnie wygl¹dasz, Maddy pochwali³a.
Mogê tak iæ na swoj¹ pierwsz¹ konferencjê prasow¹? zapyta³a Turner.
Maura obrzuci³a j¹ krytycznym spojrzeniem. Makija¿ córki by³ bez zarzu-
tu; podkrela³ jej wydatne koci policzkowe i piwne oczy. Szara letnia garsonka
uwypukla³a zalety figury pani prezydent. Skromna spódnica koñczy³a siê tu¿
nad kolanami. Jasny jedwabny szal wokó³ szyi kontrastowa³ z barw¹ garsonki,
nie zas³aniaj¹c przy tym pojedynczego sznura ma³ych pere³ na bia³ej bluzce.
W porz¹dku stwierdzi³a Maura. Usi¹d, trzeba trochê poprawiæ fryzu-
rê. Wygrzeba³a z torebki grzebieñ.
Mamo, to specjalne uczesanie powiedzia³a Madeline siadaj¹c w fotelu;
wiedzia³a, ¿e z matk¹ i tak nie wygra.
Kiedy uczy³a siê w szkole redniej i wy¿szej, zawsze zastêpowa³am ci fry-
zjerkê
16
Strona 13
Teraz fryzjerów nazywamy stylistami stwierdzi³a pani prezydent.
Dla mnie zostan¹ fryzjerami odpar³a Maura. Przeczesa³a szybko kaszta-
nowe w³osy córki, czyni¹c wyrafinowan¹ fryzurê nieco skromniejsz¹. Te per³o-
we kolczyki s¹ urocze, ale zas³aniaj¹ ci uszy. S¹ za du¿e.
Turner zamia³a siê. Jej miech by³ stonowany i w jaki sposób zaraliwy.
Dziêkujê, mamo. Nie wiedzia³am.
Maura lekko postuka³a córkê grzebieniem po ramieniu.
Tylko siê teraz nie rozklejaj.
Znowu miech.
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobi³a.
Maura nagle spowa¿nia³a.
Och, sama nie wiem
Denerwujê siê. Widzia³am, co reporterzy robi¹ z pre-
zydentami. Biedny pan Reagan
Nie porównuj mnie z prezydentem Reaganem przerwa³a jej Madeline.
Ta konferencja zosta³a starannie przygotowana. Rozleg³o siê pukanie do drzwi.
Proszê powiedzia³a.
W uchylonych drzwiach ukaza³a siê du¿a g³owa Patricka Shawa.
Czy jest pani gotowa, pani prezydent? zapyta³. Mówi³ z po³udniowym
akcentem; Maura uwa¿a³a, ¿e jego twarz przypomina oblicze b³azna. Ale szef
doradców pani Turner nie by³ komediantem. Wszed³ teraz do pokoju. By³ krêpy,
mia³ zaokr¹glone ramiona. Ubrany by³ w niezbyt elegancki br¹zowy garnitur, a jego
w³osy domaga³y siê interwencji fryzjera.
Tak odrzek³a Turner.
Czy co trzeba powtórzyæ po raz ostatni? spyta³ Shaw. Mo¿e ostatnia
ma³a próba? Turner pokrêci³a przecz¹co g³ow¹, a na obliczu Shawa wykwit³
szeroki umiech. Wspaniale westchn¹³ z ulg¹. Jestem zdenerwowany jak m³o-
da klaczka, na któr¹ zerka ogier, bo ma ochotê
Proszê, Patricku zamia³a siê Madeline. Tylko bez koszarowych dow-
cipów dzisiaj. Jestemy w Bia³ym Domu, a nie w obozie wojskowym.
Jasne, jasne zgodzi³ siê Shaw i doda³ ukrywaj¹c po³udniowy akcent:
Wygl¹da pani znakomicie. Wszystko pójdzie jak z p³atka. Bêdziemy gotowi za
piêtnacie minut.
Nie spóniê siê.
Proszê pamiêtaæ o efektownym wejciu przypomnia³.
Znam scenariusz na pamiêæ zapewni³a go. Shaw kiwn¹³ g³ow¹ i znikn¹³
za drzwiami.
Zapanowa³o milczenie.
Nie ufam mu stwierdzi³a w koñcu Maura.
Bez niego zapanowa³by tu chaos odpar³a Turner i tym samym zamknê³a
temat pod tytu³em Patrick Flannery Shaw.
Starszej z kobiet nie dawa³o jednak spokoju ko³acz¹ce siê po g³owie pytanie:
Och, Maddy, dlaczego nie dostrzegasz, do czego ten Shaw zmierza?
Maura OKeith nie znosi³a Shawa.
2 Brezemiê w³adzy 17
Strona 14
***
Patrick Shaw omiót³ wzrokiem reporterów, którzy zjawili siê w Gabinecie
Wschodnim na pierwszej konferencji prasowej prezydent Turner. Elegancki sa-
lon pe³en by³ dziennikarzy, dwiêkowców i fotografów lecz towarzyszy³o im
zaledwie trzech kamerzystów. Ekipy telewizyjne bowiem znajdowa³y siê pod spe-
cjalnym nadzorem Shawa, a nagrania podlega³y cenzurze w jednym z piwnicz-
nych pomieszczeñ Bia³ego Domu.
Shaw odezwa³ siê do dwóch asystentów, stoj¹cych tu¿ za nim:
Jak mawiaj¹ ludzie w przemyle rozrywkowym: Dajmy im, czego chc¹,
to bêd¹ siê zjawiali na zawo³anie.
Asystenci wybuchnêli s³u¿alczym miechem, a jeden nawet zapisa³ s³owa
Shawa w notatniku. Shaw lubi³ porównywaæ politykê do show-biznesu to by³
dlañ premierowy wystêp i nie chcia³ niczego pozostawiæ przypadkowi. Jeszcze
raz przebieg³ oczami pomieszczenie; ten pokaz mia³ wypaæ bez zarzutu. Gêste
brwi Shawa unios³y siê w udawanym zdziwieniu, kiedy spostrzeg³ Elizabeth Gor-
don siedz¹c¹ porodku pierwszego rzêdu ustawionych krzese³. To miejsce nie
by³o przeznaczone dla niej, a w Bia³ym Domu obowi¹zywa³ protokó³.
Co ty, Liz, robisz w CBS-ie? zapyta³.
Jeden z jego pomocników pospieszy³ z wyjanieniami, gdy Shaw wbi³ weñ
wciek³e spojrzenie:
Usiad³a tu w ostatniej chwili.
Shaw popatrzy³ na gromadkê reporterów.
To miejsce Whitesidea. Gdzie on siê podzia³?
Na w³asn¹ rêkê zamieni³ siê z Gordon i wycofa³ siê do tylnych rzêdów.
No to mnie urz¹dzi³ mrukn¹³ Shaw. Wygra³ zak³ad. Bêdzie chcia³ co
wiêcej, ni¿ m³od¹ panienkê do ³ó¿ka podczas nastêpnej prezydenckiej podró¿y
urwa³ i zamyli³ siê. Whiteside zadaje ostatnie pytanie. Nie, dwa ostatnie. Tak ma
byæ zarz¹dzi³. Asystent oddali³ siê, zadowolony, ¿e ocali³ g³owê. Shaw powiedzia³
co do ma³ego mikrofonu w klapie marynarki, po³¹czonego z pomieszczeniem w piw-
nicy. Wpiszcie Liz Gordon na listê doda³ na tyle g³ono, by móg³ go us³yszeæ
drugi z pomocników.
Oznacza³o to, ¿e wkrótce reszta obs³ugi Bia³ego Domu dowie siê o tym, ¿e
Liz Gordon trafi³a na czarn¹ listê i odpowiedni przeciek trafi do prasy w ten
sposób Shaw wymusza³ pos³uszeñstwo reporterów. Nazwisko Elizabeth Gordon
figurowa³o ju¿ po chwili w spisie osób, które nie mia³y odt¹d wstêpu do Bia³ego
Domu. Gdy tylko Gordon wyjdzie z dzisiejszej konferencji, nigdy ju¿ tu nie wró-
ci a to mo¿e oznaczaæ za³amanie jej kariery dziennikarskiej.
Spóniony reporter nerwowo szuka³ w t³oku swojego krzes³a.
Ale nas pan tu upakowa³, panie Shaw powiedzia³.
Shaw rozemia³ siê.
Bia³y Dom przypomina parê ciasnych spodni odezwa³ siê swoim po³u-
dniowym akcentem na tyle g³ono, by paru dziennikarzy mog³o go dos³yszeæ.
Nie da rady siê tu swobodnie majtaæ. Asystenci znali ju¿ to powiedzonko, mimo
to zamiali siê zgodnie razem z reporterami. Shaw wymkn¹³ siê tymczasem do
18
Strona 15
Zielonego Gabinetu. Skierowa³ siê stamt¹d ku ekipie telewizyjnej, która znajdo-
wa³a siê w podziemiach.
Jasne, miejcie siê, miejcie mrukn¹³ do siebie.
Pomimo ciê¿kiej postury porusza³ siê nadzwyczaj ¿wawo. Wkrótce dotar³ do
pomieszczenia, gdzie znajdowa³y siê kontrolne ekrany telewizyjne. Wcisn¹³ na
uszy s³uchawki i stan¹³ o krok za technikami. Odezwa³ siê do mikrofonu:
Dobra, ludzie. Jedziemy.
Starannie zaplanowan¹ konferencjê prasow¹ otworzy³o wejcie sekretarza
prasowego, za którym z Gabinetu Zielonego wysz³o czternastu sekretarzy oraz
przewodnicz¹cy dowództwa po³¹czonych sztabów. Ludzie ci rozdzielili siê na
dwie grupy i stanêli po obu stronach drzwi do g³ównego holu. Sekretarz prasowy
zbli¿y³ siê do podestu w pobli¿u owego wejcia i spojrza³ stamt¹d na t³umek re-
porterów. Wtedy Shaw uzna³, ¿e pora na zasadniczy punkt programu. Rzuci³ do
mikrofonu tylko jedno s³owo:
Teraz!
Obiektyw kamery skierowa³ siê powoli ku g³ównemu holowi. Madeline Tur-
ner sz³a samotnie po czerwonym dywanie, trzymaj¹c pod pach¹ notatnik w skó-
rzanej oprawie. G³owê trzyma³a wysoko, sz³a pewnie. Dziewiêciu reporterów
wyselekcjonowanych przez Shawa rzuci³o siê w jej stronê, opuszczaj¹c wyzna-
czone im krzes³a. Reszta zebranych, jakby pod wp³ywem tego impulsu, pode-
rwa³a siê na nogi.
Panie i panowie odezwa³ siê g³êbokim modulowanym g³osem sekretarz
prasowy oto prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Reporterzy czekali cierpliwie, a¿ Turner wejdzie na podium. Ta splot³a d³onie
i przez moment obserwowa³a zebranych. W pomieszczeniu zapanowa³a absolutna cisza.
Trudne okolicznoci postawi³y mnie dzi tu przed wami zaczê³a.
Op³aceni przez Shawa osobnicy wybuchnêli brawami i okrzykami, reszta siê
przy³¹czy³a. W k¹cikach oczu Turner zamigota³y ³zy; czeka³a, a¿ owacja ucich-
nie. Wreszcie podjê³a:
Trzeba jednak kroczyæ dalej. Drogê znamy.
I znowu aplauz, tym razem szczery, rozbrzmia³ w sali.
wietnie rzuci³ Shaw do mikrofonu. Umiechn¹³ siê, kiedy Madeline zna-
laz³a siê w obiektywie kamery. Po ³zach nie by³o nawet ladu; Turner otworzy³a
notatnik i zaczê³a przemowê. Zatem konferencja rozpoczê³a siê bezb³êdnie.
Najgorsze za nami stwierdzi³ Shaw.
Pierwsze pytanie zada³ dziennikarz agencji ABC:
Pani prezydent, po zmar³ym prezydencie Robertsie odziedziczy³a pani nie
rozwi¹zany problem chiñski, zwany popularniej kryzysem tajwañskim. Opozycja
w Kongresie uwa¿a, ¿e nie powinnimy byli dopuciæ do okupacji Tajwanu przez
Chiñsk¹ Republikê Ludow¹. W ten sposób daje siê Chiñczykom woln¹ rêkê do
kolejnych podbojów. Czy zamierza siê pani czynnie przeciwstawiæ zajêciu przez
nich tej strategicznej wyspy?
Shaw umiechn¹³ siê pó³gêbkiem; oczekiwa³ tego pytania i zdo³a³ siê na nie
przygotowaæ.
19
Strona 16
Jak pañstwo wiedz¹ odpowiedzia³a Turner Chiñczycy wys³ali z Pekinu
na Tajwan, w dniu mierci prezydenta Robertsa, swojego gubernatora wraz z po-
mocnikami. S¹ to jednak przedstawiciele w³adz cywilnych, a zatem nie mo¿na
mówiæ o okupacji. Chiñska Republika Ludowa nie uciek³a siê do dzia³añ zbroj-
nych
Zaledwie osiem godzin po zgonie prezydenta Robertsa wezwalimy chiñ-
skiego ambasadora do Departamentu Stanu. Z³o¿y³ on zapewnienie wobec sekre-
tarza stanu, ¿e jego rz¹d nie zamierza wykorzystywaæ obecnej sytuacji, przeprasza³,
¿e przy³¹czenie Tajwanu zbieg³o siê ze zgonem amerykañskiego prezydenta.
W wietle historycznych ¿¹dañ Chin wobec Tajwanu, uwzglêdniaj¹c fakt, ¿e Taj-
wañczycy nie stawiaj¹ oporu, a s¹siednie kraje nie protestuj¹ otwarcie, Stany Zjed-
noczone nie mog¹ podj¹æ militarnej interwencji.
wietna odpowied ucieszy³ siê Shaw. Konferencja prasowa przebiega³a
na razie wedle jego scenariusza.
Wtedy jeden z dwiêkowców z mikrofonem w rêku przeszed³ obok Elizabeth
Gordon. Ta zawo³a³a:
Pani prezydent!
S³ucham pani¹, Liz odezwa³a siê Madeline.
Po co ona zwraca uwagê na tê sukê? warkn¹³ Shaw w re¿yserce. Tego
nie by³o w scenariuszu.
Pani prezydent powtórzy³a Gordon mówi¹ o pani jako o polityku, któ-
ry uzyska³ mandat swojej partii tylko dlatego, by zdobyæ g³osy kobiecego elekto-
ratu. Dzia³aj¹c w Kalifornii nie mia³a pani wiêkszych osi¹gniêæ, koncentruj¹c siê
g³ównie na jednym problemie: prawach kobiet. Pani prezydent, jakie s¹ teraz kon-
kretne zamiary pani administracji?
Wydaje mi siê odrzek³a Turner ¿e gdyby dok³adniej przeledzi³a pani
moj¹ karierê polityczn¹, to uzna³aby
Shaw z wrzaskiem zerwa³ siê na równe nogi.
Do diab³a! rykn¹³. Ka¿dy z tych têpaków zna twoj¹ karierê ze szczegó-
³ami. Tama pêk³a, zapanowa³ chaos.
Za plecami Shawa kto rzuci³:
To siê wymknê³o spod kontroli.
Shaw nie s³ucha³, co siê dzieje na górze, tylko rzuci³ do mikrofonu:
Ruszcie Whitesidea, powiedzcie mu, ¿eby zmieni³ temat. Turner go roz-
pozna, gdy wstanie. Odepchn¹³ jednego z technicznych i z furi¹ przekaza³ jed-
nemu ze swoich ludzi na górze:
NAMIERZYÆ PETERA WHITESIDEA! Z TY£U! I TO ZARAZ!
Spojrza³ na monitory telewizyjne. Jeden z jego ludzi rozmawia³ z White-
sideem, który po chwili wsta³ i podniós³ praw¹ rêkê. Rozleg³ siê g³os Turner:
Proszê
Pan Whiteside.
Dwiêkowiec by³ ju¿ na miejscu i podsun¹³ mikrofon Whitesideowi.
Dziêkujê, pani prezydent.
Peter powiedzia³a Turner zdumiewaj¹co spokojnie co pan robi tak da-
leko z ty³u?
Przez zgromadzonych przebieg³ dreszcz. Na sylwetkê Whitesidea pad³y wia-
t³a; ten zareagowa³ bez emocji.
20
Strona 17
Sam nie wiem, pani prezydent. Tu, z ty³u, jest jednak bezpieczniej ni¿ na
pierwszej linii. Tu i ówdzie rozleg³ siê miech, a Shaw odetchn¹³ z ulg¹. White-
side podj¹³: Przede wszystkim, pani prezydent, nie interesuje mnie przesz³oæ, lecz
przysz³oæ. Gospodarka naszego kraju prze¿ywa kryzys. Ronie bezrobocie, a na uli-
cach widaæ coraz wiêcej bezdomnych. Jak zamierza pani rozwi¹zaæ te problemy?
Odpowied Turner uspokoi³a reporterów.
Ju¿ po strachu skomentowa³ Shaw, ocieraj¹c spocon¹ twarz wielk¹ chust-
k¹. Pozosta³ spokojny a¿ do koñca konferencji prasowej, kiedy to Madeline Turner
wysz³a samotnie do g³ównego holu. Tak, jak to by³o zaplanowane w scenariuszu.
***
Sztab Shawa zebra³ siê w obszernym naro¿nym gabinecie, aby przedyskuto-
waæ przebieg konferencji. Ludzie byli zaskoczeni, ¿e ich szef jest w tak dobrym
nastroju, mimo ¿e omal nie dosz³o do katastrofy z winy Elizabeth Gordon.
No stwierdzi³ Shaw by³o gor¹co. Musimy uczyæ siê na b³êdach, bo szczê-
cie nie bêdzie sprzyjaæ wiecznie.
Na biurku odezwa³ siê brzêczyk; Shaw nacisn¹³ guzik, ale bezskutecznie.
Cholerne urz¹dzenia warkn¹³ i nacisn¹³ ponownie. Tym razem zadzia³a³o.
Panie Shaw odezwa³a siê sekretarka pani prezydent chce pana widzieæ
za dziesiêæ minut. Jest w swoim prywatnym gabinecie. Poza tym akurat pokazuj¹
Petera Whitesidea w dzienniku CBS.
M³ody asystent ju¿ znalaz³ siê przy odbiorniku telewizyjnym, czekaj¹c na
skinienie Shawa. Ten od³o¿y³ s³uchawkê i kiwn¹³ g³ow¹. Na ekranie ukaza³a siê
twarz Petera Whitesidea i rozleg³ jego g³os:
Prezydent Turner wyst¹pi³a dzi godnie i z wdziêkiem na swej pierwszej
konferencji prasowej. Jej elegancki i zarazem skromny strój
Shaw wy³¹czy³ pilotem odbiornik.
Nadal tañcz¹, jak im zagramy powiedzia³. No i znów nam siê uda³o.
Nastêpnym razem nie chcê jednak ¿adnych wpadek. Pamiêtajcie, ¿adnego chrza-
nienia, gdy kto na chwilê straci jaja. Rozejrza³ siê po pokoju. Obecni mê¿czy-
ni zgodnie skinêli. Albo cycki doda³ Shaw; teraz ju¿ wszyscy kiwali g³owami.
Shaw zamia³ siê. Równoæ, ludzie, dzi panuje równoæ. Sztab zesztywnia³
traktuj¹c ten pomys³ bardzo powa¿nie. Shaw znów po³¹czy³ siê z sekretark¹.
Proszê powiedzieæ pani prezydent, ¿e ju¿ idê.
Wychodz¹c z pokoju mrukn¹³ jeszcze pod nosem:
O mój Bo¿e, jak ta forsa krêci wiatem
Madeline Turner pracowa³a w niewielkim gabinecie nad swoj¹ sypialni¹ na
drugim piêtrze Bia³ego Domu. Panowa³a tam przyjemna atmosfera, mniej sztyw-
na ni¿ w oficjalnych pomieszczeniach, co bardzo odpowiada³o pani prezydent.
Ksi¹¿ki i gazety le¿a³y w nie³adzie na pod³odze, a Turner siedzia³a na kanapie
w k¹cie, ubrana w luny niebieski dres i porozci¹gane skarpetki.
A, Patrick odezwa³a siê, gdy wszed³. Niech pan siada tutaj.
Poklepa³a miejsce na kanapie obok siebie i zdjê³a z nosa okulary do czytania.
Od³o¿y³a na pod³ogê gruby kalendarz, który w³anie przegl¹da³a.
21
Strona 18
Shaw spostrzeg³ teraz, ¿e odbiornik telewizyjny jest w³¹czony na kanale CNC
sieci, dla której pracowa³a Elizabeth Gordon. Co ona znowu czyta? zerkn¹³ na
porozrzucane ksi¹¿ki. Turner czyta³a szybko i zach³annie, maj¹c zwyczaj jedno-
czenie ogl¹daæ telewizjê, co Shawa dosyæ irytowa³o.
Posz³o dzisiaj niele, prawda? zaczê³a.
Shaw usadowi³ siê na kanapie i rozluni³ krawat.
Mog³o byæ gorzej.
Chodzi o Liz Gordon?
Shaw dotkn¹³ podbródkiem piersi, unikaj¹c wzroku Turner.
Nie powinna by³a pani pokazywaæ, ¿e j¹ zna. To ¿¹dna sensacji baba, mia-
³a zamiar wysadziæ w powietrze tamê. Wsta³ i zacz¹³ spacerowaæ po pokoju.
By³o to jawna oznaka zdenerwowania. Przejrza³em nagranie wideo. Mamy pro-
blemy z pras¹ i
Patricku przerwa³a mu nie mamy k³opotów z pras¹. Jeszcze nie
To
miesi¹c miodowy, proszê o tym pamiêtaæ.
Ton jej g³osu nakazywa³ zmianê tematu. Patrzy³a, jak Shaw kr¹¿y po dywanie.
Wreszcie zatrzyma³ siê przy kominku, zerkaj¹c na miedziany dzwoneczek
stoj¹cy na ceglanej obudowie.
To ten sam dzwonek, co? Turner potakuj¹co skinê³a g³ow¹ Nie widzia-
³em go ca³e lata doda³ w zadumie Shaw przywo³uj¹c wspomnienia.
Maddy Turner by³a m³od¹, idealistycznie nastawion¹ pani¹ senator z Kalifor-
nii, kiedy siê poznali. Dwa lata wczeniej ukoñczy³a studia prawnicze i z beztro-
skim optymizmem wystartowa³a w wyborach senackich z okrêgu East Bay w San
Francisco. Ku jej w³asnemu zaskoczeniu wygra³a. W kalifornijskim senacie sta-
re wygi robi³y wszystko, by zepchn¹æ j¹ na margines; nie by³a w stanie wiele
wskóraæ. W przysz³ych wyborach czeka³a j¹ niechybna klêska.
Sfrustrowana zwróci³a siê do Patricka Shawa, swojego partyjnego kolegi. Od
pocz¹tku stanowili zgrany duet. Turner wzbudza³a sympatiê wyborców, a Shaw
wietnie siê zna³ na zakulisowych machinacjach. Ona roztacza³a urok, a on gro-
madzi³ fundusze. Kiedy nadal nikt w senacie jej nie s³ucha³ Shaw da³ jej ten
dzwonek.
Odt¹d, gdy tylko podczas obrad Turner wyczuwa³a, ¿e inni senatorzy j¹ igno-
ruj¹, siêga³a po dzwonek i g³ono zwraca³a nim na siebie uwagê. Szybko sta³a siê
znana, a Shaw zasila³ jej kasê pieniêdzmi. Powtarza³ przy tym zapo¿yczone po-
wiedzonko:
Pieni¹dze to krew i mleko polityki. Czêsto ¿a³owa³, ¿e sam tego nie wy-
myli³.
Podczas kolejnych wyborów Turner zmiot³a przeciwników i wprowadzi³a do
senatu jeszcze dwóch swoich kandydatów a wszystko to dziêki Shawowi. Dzwo-
nek nie by³ ju¿ potrzebny. Turner by³a na prostej drodze do w³adzy, a Shaw stano-
wi³ jakby silnik jej pojazdu.
Teraz Shaw pog³adzi³ hebanow¹ r¹czkê dzwonka; nagle podniós³ go i zadzwo-
ni³. Turner popatrzy³a na niego, czuj¹c przyp³yw nostalgii za starymi, dobrymi
czasami.
22
Strona 19
To by³o tak dawno powiedzia³a cicho.
Shaw wiedzia³, ¿e teraz bêdzie go s³ucha³a uwa¿nie.
Mamy problemy z pras¹. I to dziennikarki robi¹ najwiêcej zamieszania.
Turner milcza³a, Shaw mówi³ wiêc dalej: Kobiety nie uznaj¹ ju¿ pani za swoj¹
stronniczkê i rzeczniczkê. Uwa¿aj¹, ¿e je pani zdradzi³a na rzecz w³adzy. Próbuj¹
co zakomunikowaæ.
Co takiego, Patricku?
Ich przes³anie brzmi: Pozostañ z nami, zajmuj siê naszymi sprawami, albo
ciê przyszpilimy. Wiem, co pani czuje do ruchu feministek, ale teraz stoi pani na
czele wszystkich Amerykanów. Trzeba porzuciæ dawne sentymenty.
Turner przechyli³a g³owê i zerknê³a nañ z ukosa.
Dobra, Pat. Jak naprawdê wygl¹da sytuacja?
Shaw opad³ ciê¿ko na kanapê naprzeciw Madeline i znów dotkn¹³ podbród-
kiem piersi.
Panuje przekonanie, ¿e akcja militarna odbierze pani poparcie. Nale¿y od-
ci¹æ siê od wszelkich ugrupowañ przeciwnych umiarkowanej polityce.
Zw³aszcza od tych sterowanych przez te, jak pan mówi, suki? doda³a.
Shaw umiechn¹³ siê.
Ja siê tak nie wyra¿am. Dzisiaj jednak mia³a pani okazjê przekonaæ siê, jak
potrafi¹ k¹saæ.
A mo¿e to po prostu zdolna dziennikarka? odpar³a Turner. Nie martw-
my siê o to
Jeszcze nie. Spojrza³a na Shawa. Gdzie by³ genera³ Bender? Nie
widzia³am go na konferencji.
To dlatego chcia³a siê ze mn¹ widzieæ, pomyla³ Shaw. Dlaczego ona zawra-
ca sobie g³owê Benderem? Co ich ³¹czy?
Och, udzieli³ jednego czy dwóch wywiadów i po prostu siê ulotni³. Urwa³
i zastanowi³ siê, czy przypadkiem nie nadesz³a pora, aby pozbyæ siê tego sztyw-
niaka Bendera. On tu w³aciwie nie ma nic do roboty, wiêc oszczêdmy mu
cierpieñ. Odelijmy go z powrotem do Pentagonu. W pani otoczeniu nie ma dla
niego miejsca.
Mylisz, ¿e on jest znudzony?
Gorzej.
No to niech pan znajdzie mu jak¹ pracê poradzi³a; Shaw milcza³, wiêc
podjê³a: ¯adnych propozycji? Có¿, w takim razie niech opracuje dok³adny ra-
port na temat tego, co dzieje siê na Dalekim Wschodzie. Nie mam najmniejszego
pojêcia, co knuj¹ Chiñczycy.
A wiêc ona czyta ksi¹¿ki o Chinach, domyli³ siê Shaw. Jemu samemu zg³ê-
bienie tej tematyki zajê³oby d³ugie tygodnie.
Mog¹ to zrobiæ Rawlings albo Murchison.
William Rawlings by³ doradc¹ do spraw narodowego bezpieczeñstwa, a Cle-
ment Murchison pozosta³ po mierci Robertsa na stanowisku sekretarza stanu.
Chcia³abym poznaæ to zagadnienie tak¿e z wojskowego punktu widzenia.
To dzia³ka Overmeyera. Genera³ Overmeyer by³ g³ow¹ dowództwa po³¹-
czonych sztabów. Jest znakomicie obeznany z tematem i
23
Strona 20
Muszê znaleæ Benderowi zajêcie wtr¹ci³a Turner.
Shaw umiechn¹³ siê. Wiedzia³, kiedy skapitulowaæ.
Dobra. Genera³ Bender bêdzie mia³ mnóstwo roboty. Co jeszcze?
Pokrêci³a g³ow¹, daj¹c znak, ¿e Shaw jest ju¿ wolny. Skierowa³ siê ku drzwiom.
Zatrzyma³ go jej g³os:
Patrick, umieci³e Liz Gordon na licie osób, które nie maj¹ wstêpu do
Bia³ego Domu? Potwierdzi³. Turner doda³a: Skrel j¹ z niej, proszê.
Tak jest odrzek³ zamykaj¹c za sob¹ drzwi. Pogwizduj¹c wróci³ do swoje-
go gabinetu. Myla³ o Madeline OKeith Turner. Nowa pani prezydent z jakiej
przyczyny chcia³a zatrzymaæ przy sobie Bendera i ciekawi³a j¹ kwestia chiñska.
Z pewnoci¹ zainteresuje to przewodnicz¹cego senackiego komitetu spraw za-
granicznych.
Gdy wszed³ do swego biura w zachodnim skrzydle Bia³ego Domu, niejasno
zda³ sobie sprawê, ¿e zapada ju¿ zmrok. Cierpliwa sekretarka nadal tam by³a i cze-
ka³a na niego z planem jutrzejszych zajêæ pani prezydent oraz list¹ spodziewa-
nych goci. Rzuci³ okiem na terminarz i odda³ go bez s³owa.
Elizabeth Gordon dzwoni³a dwukrotnie na pañski prywatny numer oznaj-
mi³a sekretarka. Chce wiedzieæ, dlaczego trafi³a na czarn¹ listê.
Niech pani ju¿ idzie do domu, Alice poleci³. Poczeka³, a¿ sekretarka wyj-
dzie, a póniej wzi¹³ telefon i wystuka³ numer. Powiedzia³: Czeæ, Liz, zanim
dziennikarka zarzuci³a go potokiem obelg.
Ty sukinsynu! wrzeszcza³a mu do ucha. Wpakowa³e mnie na czarn¹
listê!
Pog³oski rozchodz¹ siê tu stanowczo za szybko, pomyla³. Umiechn¹³ siê do
siebie i pozwoli³ reporterce siê wykrzyczeæ.
Masz niecis³e wiadomoci, moja droga. Ja ciê z tej listy skreli³em. Znowu
siê umiechn¹³. W ten sposób dezinformuje siê dziennikarzy i trzyma siê ich w ry-
zach. Sugerowa³, ¿e to Turner umieci³a Liz na licie, a on sam u¿y³ swoich wp³y-
wów, ¿eby zmieniæ tê decyzjê. Niele dzi zaszala³a.
Gdy skoñczy³a siê ta rozmowa, rzuci³ okiem na listê jutrzejszych goci. Na-
raz ci¹gn¹³ brwi i skreli³ nazwisko pewnego senatora. Nie ma mowy, pomyla³.
To drañ, który po³knie gwód, a wysra rubê. Umiechn¹³ siê. Muszê sobie zapa-
miêtaæ to powiedzonko, pomyla³. Wezwa³ urzêdnika i odda³ mu skorygowan¹
listê. Potem wybra³ jeszcze jeden numer telefoniczny.
Mam nadziejê, ¿e mylisz to samo co ja powiedzia³ niskim, ciszonym
g³osem. Umiechn¹³ siê us³yszawszy odpowied i wyszed³ na opustosza³y korytarz.
Dzisiejszy dzieñ nale¿a³ jednak do nie najgorszych, pomyla³, mijaj¹c samot-
nego agenta s³u¿b specjalnych, krêc¹cego siê w pobli¿u Gabinetu Owalnego.
24