Haggard Henry - Związek duchowy
Szczegóły |
Tytuł |
Haggard Henry - Związek duchowy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Haggard Henry - Związek duchowy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Haggard Henry - Związek duchowy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Haggard Henry - Związek duchowy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
H. RIDER HAGGARD
Związek duchowy
Poniższa historia jest tak dziwna, a jej następstwa tak
nadzwyczajne, że wahałem się, czy w ogóle ją spisywać,
mimo iż wydarzenia te warte są uwiecznienia. Zdecydowałem
się opowiedzieć ją anonimowo, ale po głębszym namyśle
postanowiłem dokonać publikacji pod własnym nazwiskiem,
chociaż byłem świadomy, że narażam się na drwiny i
niedowierzanie.
W sobotę 9 lipca poszedłem spać mniej więcej pół
godziny po północy. Dręczyły mnie senne koszmary.
Obudziłem się na głos żony, dobiegający z jej łóżka po
drugiej stronie pokoju. Kiedy się ocknąłem, koszmar, choć
długi i plastyczny, zatarł się w mojej pamięci. Zapamiętałem
jedynie wrażenie straszliwego zagrożenia oraz desperackiej i
przeraźliwej walki o życie, jakby ktoś tonął. Ale między
chwilą, gdy usłyszałem głos żony, a momentem, kiedy moja
świadomość nań zareagowała albo tylko tak mi się zdawało,
miałem kolejny sen.
Śniło mi się, że czarny labrador, niezwykle sympatyczna i
inteligentna bestia o imieniu Bob, należący do mojej
najstarszej córki, leżał na boku w zaroślach nad wodą.
Wydawało mi się, że jakimś tajemniczym sposobem ja sam
wyłaniałem się z ciała psa, który, z całą pewnością, był
Bobem. Moja głowa znajdowała się naprzeciwko jego głowy,
uniesionej pod nienaturalnym kątem.
W mojej wizji pies próbował przemówić słowami, a gdy
mu się nie udało, w jakiś nieokreślony sposób przekazał do
mojego umysłu wiadomość, że umiera. Następnie wszystko
znikło. Obudziłem się i usłyszałem żonę, która pytała mnie,
dlaczego, u licha, wydaję takie przerażające i dziwne dźwięki.
Odparłem, że śniła mi się straszliwa walka i że starego Boba
spotkało coś okropnego, a on próbował do mnie przemówić i
opowiedzieć o tym. Wreszcie, ponieważ wciąż jeszcze było
całkiem ciemno, zapytałem, która godzina. Żona nie
wiedziała, więc po chwili znów usnąłem, tym razem
spokojnie.
Rano przy śniadaniu żona opowiedziała o moich nocnych
majakach, a ja w kilku słowach powtórzyłem swoją historię.
Uważając całą tę sprawę wyłącznie za nieprzyjemny sen,
nie zainteresowałem się losami psa. O tym, że zaginął owej
niedzielnej nocy, dowiedziałem się dopiero od mojej córeczki,
która zazwyczaj go karmiła. W porze śniadania, dodam, nikt
nie wiedział o jego zniknięciu, gdyż ktoś go widział późnym
wieczorem poprzedniego dnia. Wszczęliśmy poszukiwania.
Krótko mówiąc, w czwartek rano czternastego mój
służący Charles Bedingfield i ja znaleźliśmy zwłoki psa
pływające w Waveney przy tamie, około jednej i ćwierć mili
od domu.
W piątek piętnastego jechałem do Bungay. Na przejeździe
pozdrowiło mnie dwóch robotników kolejowych, George
Arterton i Harry Alger. Powiedzieli mi, że pies został zabity
przez pociąg i zawieźli mnie drezyną na ażurowy mostek
pomiędzy Ditchingham i Bungay. Tam pokazali mi ślady
wypadku.
W poniedziałek około siódmej rano, tuż po przejeździe
pierwszego pociągu, Harry Alger zaczął swoją pracę na
mostku. Znalazł tam psią obrożę (niewątpliwie należącą do
Boba), zdartą i postrzępioną przez lokomotywę, zakrzepłą
krew i kawałki ciała, które pozbierał z szyn. Podczas
poszukiwań sam znalazłem kłaki czarnej psiej sierści.
W poniedziałek po południu zaś jego kolega zauważył
zwłoki psa, unoszące się na wodzie pod mostkiem, skąd
dryfowały w kierunku tamy, wyniesione na powierzchnię
wody przez naturalne gazy, które w taką upalną pogodę
pojawiają się około czterdziestu godzin po śmierci.
Prawdopodobnie zwierzę zginęło w sobotę pod kołami
pociągu wycieczkowego 22:25 z Ditchingham, który pusty
wracał z Harleston tuż po jedenastej. To ostatni pociąg
przejeżdżający tej nocy. W niedzielę pociągi nie kursują, więc
pies z pewnością nie zginął w poniedziałek rano, gdyż w tym
przypadku krew jeszcze by nie zastygła. Poza tym, gdyby żył,
w niedzielę z pewnością przyszedłby do domu, a jego ciało
nie wypłynęłoby tak szybko z dna rzeki i nie wyglądałoby tak
jak w czwartek rano.
Ślady znalezione na filarach mostka wskazywały, że
pociąg uderzył zwierzę lub przeciągnął je kilka jardów, aż
znalazło się na porośniętym trzcinami brzegu rzeki. Tutaj,
jeśli jeszcze żyło - a chociaż weterynarz stwierdził, że śmierć
nastąpiła natychmiast, mogło przeżyć jeszcze kilka minut -
musiało się zakrztusić i utonąć, przeżywając, jak sądzę, te
same męki, co ja w moim koszmarze, w otoczeniu bardzo
podobnym do tego, jakie ja widziałem - pośród zarośli nad
brzegiem wody.
W mojej praktyce prawniczej i w życiu prywatnym
przywykłem do rozpatrywania dowodów. Po wykluczeniu
"wszechpotężnego zbiegu okoliczności", który w tej sprawie z
pewnością doprowadziłby do niejasności, zebrane przeze
mnie informacje pozwoliły na wyciągnięcie następujących
wniosków.
Pies Bob, z którym łączyły mnie liczne więzi, albo w
chwili śmierci, jeśli żył jeszcze po pierwszej w nocy, albo, co
bardziej prawdopodobne, około trzech godzin później zdołał
zwrócić moją uwagę na swoje aktualne bądź minione
przeżycia. Udało mu się skierować część mego umysłu, która
we śnie jest zdolna odbierać tego rodzaju impulsy, na
straszliwe położenie, w jakim się znalazł. Następnie,
ponieważ głos mojej żony przerwał sen i przywołał mnie do
zwykłego stanu, ostatnim desperackim wysiłkiem, gdy ta
nieokreślona część mnie już odpływała (należy przypomnieć,
że we śnie wyłaniałem się z psa), przemówił do mnie.
Najpierw próbował użyć ludzkiego języka, a ponieważ to mu
się nie udało, w jakiś nieuchwytny, niepojęty sposób
przekazał mi, że umiera. A przecież nie widziałem krwi ani
ran, które mogłyby sugerować śmierć.
Później doszedłem do wniosku, że jeśli zginął w chwili,
gdy śniłem, połączył się ze mną telepatycznie. Powszechnie
wiadomo, iż od czasu do czasu w pewnych okolicznościach
zdarza się to istotom ludzkim, ale nigdy nie słyszałem o
takich kontaktach między człowiekiem a zwierzęciem. Z
drugiej strony, jeśli śmierć nastąpiła, jak sądzę, już ponad trzy
godziny wcześniej - to cóż mam powiedzieć? Wydaje się, że
jakaś pozacielesna, ocalała część życia lub ducha psa, gdy
tylko mój sen jej to umożliwił, ukazała memu umysłowi
przebieg wydarzeń, by, przypuszczalnie, powiadomić mnie o
śmierci lub przekazać pożegnanie.
W obliczu nadzwyczajnych zjawisk związanych z tym
wydarzeniem nie da się powiedzieć nic ponad to, że chociaż
uogólnianie na podstawie jednego przykładu, choćby
uderzającego i popartego dowodami, co tak rzadko zdarza się
przy tego typu niezrozumiałych sprawach, jest niebezpieczne,
to wydaje się, że istnieje bardziej zażyły duchowy związek
między wszystkimi członkami świata zwierzęcego, włącznie z
ludźmi, niż dotychczas sądzono, przynajmniej na Zachodzie.
Wszystkie stworzenia mogą być, mówiąc krótko, odrębnymi
przejawami jednej, podstawowej formy życia,
zamieszkującymi wszechświat w wielu różnych kształtach.
Przełożyli Katarzyna Bażyńska-Chojnacka i Piotr
Chojnacki
HENRY RIDER HAGGARD
Pisarz angielski (1856-1925), twórca lost race fiction
(opowieść o zaginionej cywilizacji), w latach 1875-79
przebywał w Afryce, piastując wysokie stanowiska jako
przedstawiciel rządu imperialnego, poznał dogłębnie życie,
historię i legendy Zulusów, w 1912 r. otrzymał tytuł
szlachecki, a w 1919 r. Order Imperium Brytyjskiego. Trzy
klasyczne powieści: dwie z afrykańskiego cyklu Allana
Quatermaina: "Kopalnie króla Salomona" (1885, trzy
przekłady), "Allan Quatermain" (1887) oraz, z cyklu Onej -
Aiszy - "Ona" (zapoczątkowująca odmianę lrf, 1886, trzy
przekłady). Najlepsza "samodzielna" afrykańska powieść lrf
nosi tytuł "The People of the Mist" (1894), inna, "The Yellow
God" (1908), zainspirowała Pierre'a Benoit do napisania
słynnej "Atlantydy" (1919), która z kolei wywołała
oskarżenia o plagiat "Onej"(!). "Kleopatrę" (1889) wznowił
niedawno Zysk. Akcja pozostałych powieści o światach
zaginionych i historycznych fantazji toczy się w różnych
zakątkach całego świata; np. w świecie islandzkiej sagi
("Eryk Promiennooki", 1891), w imperium azteckim ("Córka
Montezumy, 1893), w Jeruzalem ("Perła dziewic", 1903,
historia Heroda). "The World's Desire" (1890), napisane
razem z Andrew Langiem, jest ciekawą kontynuacją
"Odysei". Do połowy XX wieku HRH był czytany i
filmowany na całym świecie; inspirował niezliczonych pisarzy
(m.in. E. R. Burroughsa), "Kopalnie..." i "Ona" doczekały się
wielu parodii, kontynuacji, a także nowelizacji scenariuszy
filmowych.
Opowiadanie "Związek duchowy" ukazało się po raz
pierwszy w "The Times" w numerze z 21 lipca 1904 r. i
weszło w skład tomu "The Best Short Stories of Rider
Haggard" (1981) pod red. Petera Haininga.
MSN