H. Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski
Szczegóły |
Tytuł |
H. Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
H. Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie H. Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
H. Sienkiewicz - Pan Wolodyjowski - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PAN
WO�ODYJOWSKI
HENRYK SIENKIEWICZ
WSTEP
Po wojnie wegierskiej, po kt�rej odby� sie slub pana Andrzeja Kmicica z panna Aleksandra
Billewicz�wna, mia� tak!e wstapic w zwiazki ma�!enskie z panna Anna Borzobohata
Krasienska r�wnie s�awny i zas�u!ony w Rzeczypospolitej kawaler � pan Jerzy Micha�
Wo�odyjowski,
pu�kownik choragwi laudanskiej.
Ale przysz�y znaczne mitregi, kt�re sprawe op�zni�y i przewlok�y. Panna Borzobohata
by�a wychowanica ksie!nej Jeremiowej Wisniowieckiej, bez kt�rej pozwolenia !adna miara
na wesele zgodzic sie nie chcia�a, musia� wiec pan Micha� panne w Wodoktach z powodu
niespokojnych czas�w zostawic, a sam do Zamoscia po pozwolenie i b�ogos�awienstwo jechac.
Lecz nie swieci�a mu pomyslna gwiazda, gdy! ksie!nej w Zamosciu nie zasta�, kt�ra dla
edukacji syna do Wiednia na dw�r cesarski sie uda�a.
Wytrwa�y rycerz poda!y� za nia i do Wiednia, choc mu to si�a czasu zabra�o. Tam za�atwiwszy
szczesliwie sprawy, z dobra otucha do ojczyzny powraca�:
Czasy, wr�ciwszy, zasta� niespokojne; wojsko do zwiazku sz�o, na Ukrainie bunty trwa�y �
od wschodniej sciany nie gas� po!ar. Zaciagano nowe wojska, aby choc jako tako granice
os�onic.
Zanim wiec pan Micha� z powrotem do Warszawy dojecha�, zasta� listy zapowiednie na
jego imie z ramienia wojewody ruskiego wydane. Uwa!ajac zas, !e ojczyzna zawsze przed
prywata isc powinna, mysli o predkim weselu poniecha�, a na Ukraine ruszy�. Kilka lat w
tamtych stronach wojowa� majac zaledwie sposobna pore list od czasu do czasu do utesknionej
panienki pos�ac, !yjac w ogniu, w niewypowiedzianych trudach i pracy.
Potem do Krymu pos�owa�; potem przysz�a nieszczesliwa, domowa, z panem Lubomirskim
wojna, w kt�rej po stronie kr�lewskiej przeciw bezecnikowi onemu i zdrajcy walczy�;
potem pod panem Sobieskim zn�w na Ukraine ruszy�.
Ros�a stad s�awa jego imieniowi tak znaczna, !e go powszechnie za pierwszego !o�nierza
Rzeczypospolitej uwa!ano, ale lata p�yne�y mu w trosce, wzdychaniach, utesknieniu.
A! nadszed� wreszcie rok 1668, w kt�rym z rozkazu pana kasztelana na wypoczynek odes�an,
z poczatkiem lata po mi�a panne pojecha� i zabrawszy takowa z Wodokt�w, do Krakowa
da!y�.
Ksie!na Gryzelda bowiem, kt�ra ju! by�a wr�ci�a z kraj�w cesarskich, tam go na wesele
zaprasza�a, sama ofiarujac sie byc matka panience.
Kmicicowie zostali we Wodoktach nie spodziewajac sie rych�ej od Wo�odyjowskiego
wiadomosci i zupe�nie nowym gosciem, kt�ry sie da Wodoktdw obiecywa�, zajeci. Albowiem
a! do tej pory Opatrznosc odm�wi�a im dzieci; teraz mia�a nastapic szczesliwa a zgodna z ich
pragnieniami odmiana.
By� to nadzwyczaj urodzajny rok. Zbo!a wyda�y plon tak obfity, !e gumna pomiescic go nie mog�y i ca�y kraj, jak szeroki i d�ugi, okry� sie stertami. W okolicach, opustosza�ych przez
wojne, m�ody b�r ur�s� jednej wiosny tak znacznie, jak w innych czasach i przez dwa lata
urosc by nie zdo�a�. By�a obfitosc zwierza i grzyb�w w lasach, ryb w wodach, jakby ta
niezwyczajna
p�odnosc ziemi udzieli�a sie wszystkim istotom na niej zamieszka�ym.
Przyjaciele Wo�odyjowskiego wyprowadzali stad pomyslne i dla jego o!enku wr�!by, ale
ow�! losy postanowi�y inaczej.
5
ROZDZIA� I
Pewnego pieknego dnia jesienia siedzia� sobie pod cienistym dachem letnika pan Andrzej
Kmicic i popijajac mi�d poobiedni, spoglada� przez obros�e dzikim chmielem kraty na !one,
kt�ra przechadza�a sie pieknie umieciona ulica przed letnikiem.
Niewiasta by�a urodziwa nad miare, jasnow�osa, o pogodnej, nieledwie anielskiej twarzy.
Chodzi�a z wolna i ostro!nie, bo by�o w niej pe�no powagi i b�ogos�awienstwa.
Pan Andrzej Kmicic patrzy� na nia okrutnie rozkochany. Gdzie sie ruszy�a, tam wzrok jego
zwraca� sie za nia z takim przywiazaniem, z jakim pies wodzi oczyma za panem. Chwilami
zas usmiecha� sie, bo by� z jej widoku rad bardzo, i wasa do g�ry podkreca�.
A w�wczas pojawia� sie w jego twarzy pewien wyraz weso�ego hultajstwa. Znac !o�nierz
by� z przyrodzenia krotofilny i za kawalerskich lat musia� moc figl�w nap�atac.
Cisze w sadzie przerywa�y tylko odg�osy spadajacych na ziemie przejrza�ych owoc�w i
brzeczenie owad�w. Pogoda ustali�a sie cudnie. By� to poczatek wrzesnia. S�once nie pra!y�o
ju! za mocno, ale rzuca�o jeszcze obfite z�ote blaski. W blaskach owych lsni�y sie czerwone
jab�ka wsr�d szarych lisci siedzace tak obficie, !e drzewa zdawa�y sie byc nimi oblepione.
Ga�ezie sliw gie�y sie pod owocem okrytym siwym woskiem. Pierwsze zapowiednie nitki
pajeczyny, pouczepiane do drzew, chwia�y sie wraz z leciuchnym powiewem, tak lekkim, i!
nie szelesci� nawet liscmi.
Mo!e i owa pogoda na swiecie napawa�a tak pana Kmicica weso�oscia, bo oblicze rozjasnia�o
mu sie coraz wiecej. Wreszcie pociagna� miodu i rzek� do !ony:
� Olenka, a p�jdz ino tu! Cos ci rzekne.
� Byle nie cos takiego, czego nierada s�ucham.
� Jak mi B�g mi�y, nie! Daj ucho!
To rzek�szy obja� ja wp�, przysuna� wasy do jej jasnych w�os�w i szepna�:
� Jesli bedzie ch�op, to niech mu bedzie Micha�.
Ona zas odwr�ci�a twarz nieco zap�oniona i odszepne�a mu z kolei:
� A obieca�es sie nie przeciwiac, !eby by� Herakliusz?
� Bo widzisz, dla Wo�odyjowskiego...
� Zali nie pierwsza pamiec dziada?
� I mego dobrodzieja... Hm! prawda... Ale drugiemu bedzie Micha� Nie mo!e inaczej byc!
Tu Olenka wstawszy pr�bowa�a sie uwolnic z rak pana Andrzeja Kmicica, ale on, przygarnawszy
ja jeszcze silniej do siebie, pocza� ca�owac po ustach, po oczach, powtarzajac przy
tym:
� A m�j ty krociu, m�j tysiacu, moje ty kochanie najmilsze!
Dalsza rozmowe przerwa� im pacho�ek, kt�ry ukaza� sie na koncu ulicy i szed� spiesznie
ku letnikowi.
� Czego chcesz? � spyta� Kmicic puszczajac !one.
� Pan Char�amp przyjecha� i czeka na pokojach odrzek� pacho�. � A ow�! i on sam! � zawo�a� Kmicic na widok me!a zbli!ajacego sie ku altanie. � Dla
Boga, jak!e mu wasy posiwia�y! Witaj, towarzyszu mi�y! witaj, stary kompanionie!
To rzek�szy wypad� z altany i bieg� naprzeciw pana Char�ampa z roztworzonymi rekoma.
6
Ale pan Char�amp sk�oni� sie naprz�d nisko Olence, kt�ra za dawnych czas�w na kiejdanskim
dworze u ksiecia wojewody wilenskiego widywa�, nastepnie przycisna� jej d�on do
swoich niezmiernych was�w, za czym dopiero rzuciwszy sie w objecia Kmicica zaslocha� na
jego ramieniu.
� Dla Boga, co wasci jest? � zawo�a� zdumiony gospodarz.
� Jednemu B�g przysporzy� szczescia � odrzek� Char�amp � a drugiemu umkna�. Smutku
zas mojego powody samemu tylko waszmosci opowiedziec moge.
Tu spojrza� na pania Andrzejowa, ona zas domysliwszy sie, !e przy niej nie chce m�wic;
rzek�a do me!a:
� Przysle waszmosciom miodu, a teraz ich samych zostawuje...
Kmicic pociagna� pana Char�ampa do letnika i usadowiwszy go na �awie, zawo�a�:
� Coc jest? Pomocy ci trzeba? Licz!e na mnie jako na Zawisze!
� Nic mi nie jest � odpowiedzia� stary !o�nierz !adnej te! pomocy nie potrzebuje, p�ki ta
oto reka i ta szabla ruchac moge; ale nasz przyjaciel, najgodniejszy w Rzeczypospolitej kawaler,
w srogim strapieniu, nie wiem, czyli dycha jeszcze.
� Na rany Chrystusa! Wo�odyjowskiemu sie cos przygodzi�o?
� Tak jest! � odrzecze Char�amp, nowe strumienie �ez wypuszczajac. � Dowiedz sie
waszmosc, !e panna Anna Borzobohata ten oto pad� opusci�a.
� Zmar�a! � krzykna� Kmicic chwytajac sie obiema rekoma za g�owe.
� Jako ptak grotem ugodzon.
Nasta�a chwila milczenia; tylko jab�ka spadajace bi�y tu i owdzie cie!ko w ziemie; tylko
pan Char�amp sapa� coraz g�osniej, p�acz hamujac, Kmicic zas za�ama� rece i powtarza� kiwajac
g�owa:
� Mi�y Bo!e! mi�y Bo!e! mi�y Bo!e!
� Waszmosc sie nie dziw moim sluzom � rzek� wreszcie Char�amp � bo jesli wasci na sama
wiesc tylko o przygodzie dolor nieznosnie serce sciska, c�! dopiero mnie, kt�rym patrzy�
i na jej konanie, i na jego bolesc przechodzaca miare przyrodzona.
Tu wszed� s�uga z gasiorkiem na tacy i druga szklenica, a za nim pani Andrzejowa, kt�ra
przecie ciekawosci pokonac nie mog�a.
Spojrzawszy teraz w twarz me!a i widzac w niej g�ebokie strapienie rzek�a zaraz:
� Co to za wiesci waszmosc przywi�z�? Nie oddalajcie!e mnie. Bede was ile sie godzi pocieszac
albo zap�acze z wami, albo rada jakowas pos�u!e...
� Ju! i w twojej g�owie rady sie na to nie znajdzie � odrzek� pan Andrzej. � Ale boje sie,
!ebys z !alu na zdrowiu szwanku nie ponios�a.
A ona na to:
� Si�a ja wytrzymac umiem. Gorzej !yc w niepewnosci...
� Anusia zmar�a! � rzek� Kmicic.
Olenka przyblad�a troche i opusci�a sie cie!ko na �awke; mysla� Kmicic, !e omdleje, ale
!al wzia� w niej g�re nad nag�oscia wiesci i p�akac pocze�a, a obaj rycerze zawt�rowali jej
zaraz.
� Olenka � rzek� wreszcie Kmicic pragnac mysl !ony w inna strone skierowac � zali ty nie
myslisz, !e ona w raju?
� Nie nad nia ja, jeno za nia p�acze i nad pana Micha�owym sieroctwem, bo co do jej szczesliwosci wiekuistej, chcia�abym miec dla siebie taka nadzieje zbawienia, jaka mam dla
niej. Nie by�o nad nia zacniejszej panienki, lepszego serca, poczciwszej! Oj! moja Anulka!
moja Anulka kochana!...
� Widzia�em jej smierc � rzek� Char�amp � nie daj Bo!e nikomu mniej pobo!nej.
Tu nasta�o milczenie, a! gdy im nieco !alu �zami sp�yne�o, ozwa� sie Kmicic:
� Powiadaj waszmosc, jako to by�o, miodem w naj!a�osniejszych miejscach przepijajac.
7
� Dziekuje � odrzek� Char�amp. � Od czasu do czasu przepije, jesli waszmosc do mnie
przepijesz, bo b�l nie tylko za serce, ale i za gardziel jako wilk chwyta, a gdy chwyci, to bez
jakowegos ratunku zgo�a zad�awic mo!e. By�o tak. Jecha�em z Czestochowy w rodzinne strony,
by spokoju na stare lata za!yc i na dzier!awie zasiasc. Dosc mi ju! wojny, bom ja wyrostkiem
praktykowac pocza�, a teraz mam ju! wiechy siwe. Chyba, !ebym ca�kiem wysiedziec
nie m�g�, to jeszcze pod jaka choragiew rusze; alec owe zwiazki wojskowe z krzywda ojczyzny,
a na pocieche nieprzyjaci� erygowane i owe domowe wojny do reszty mi Bellone
zbrzydzi�y... Mi�y Bo!e! pelikan krwia dzieci karmi, prawda! Ale tej ojczyznie ju! i krwi w
piersiach nie staje. Swiderski by� wielki !o�nierz... Niech go tam B�g sadzi!...
� Moja Anulu najmilsza! � przerwa�a z p�aczem pani Kmicicowa � toc !eby nie ty, co by
sie ze mna i z nami wszystkimi sta�o?... Ucieczka mi by�a i obrona! Moja Anulu kochana!
S�yszac to Char�amp rykna� znowu, ale na kr�tko, bo mu Kmicic przerwa� pytaniem:
� A Wo�odyjowskiego gdzies wasc spotka�?
� Wo�odyjowskiego spotka�em tako! w Czestochowie, gdzie oboje spoczynek umyslili, bo
sie tam po drodze ofiarowali. Zaraz mi powiedzia�, jako z narzeczona z waszych stron do
Krakowa jedzie, do ksie!nej Gryzeldy Wisniowieckiej, bez kt�rej pozwolenia i b�ogos�awienstwa
panna !adna miara slubu wziasc nie chcia�a. Dziewczyna by�a jeszcze wonczas zdrowa,
a on wes� jak ptak. �Ot � powiada � da� mi Pan B�g za moja prace nagrode!� � Che�pi� sie
te! Wo�odyjowski (Bo!e go pociesz) niema�o i dworowa� ze mnie, !e tosmy sie, widzicie
waszmosc panstwo, o te panne czasu swego wadzili i mielismy sie siekac. Gdzie ona teraz,
nieboga?
Tu rykna� znowu pan Char�amp, ale na kr�tko, bo Kmicic zn�w mu przerwa�:
� M�wisz waszmosc, !e ona by�a zdrowa? Skad jej tak nagle przysz�o?
� Ge nagle, to nagle. Mieszka�a u pani Marcinowej Zamoyskiej, kt�ra naonczas z me!em
w Czestochowie bawi�a. Wo�odyjowski ca�y dzien u niej przesiadywa�, troche na mitrege
narzeka� i m�wi�, !e chyba za rok do Krakowa dojada, bo ich wszyscy po drodze zatrzymuja.
I nie dziwota! Takiego !o�nierza jak pan Wo�odyjowski ka!dy rad ugoscic, a kto z�apie, to
trzyma. Mnie te! do panny prowadza� i grozi� smiejac sie, !e usiecze, gdybym ja rozamorowa�...
Ale ona za nim swiata nie widzia�a. Mnie te! istotnie ckliwo sie czasem czyni�o, !e to
cz�ek na starosc jako cwiek w scianie. Nic to! A! pewnej nocy wpada do mnie Wo�odyjowski
w konfuzji wielkiej. �Na Boga! Nie wiesz gdzie jakiego medyka?� � �Co sie sta�o?� � �Chora
swiata nie poznaje!� Pytam, kiedy zachorowa�a, powiada, !e dopiero co dali mu znac od pani
Zamoyskiej. A tu noc! Gdzie szukac medyka, kiedy tam jeno klasztor ca�y, a w miescie wiecej
jeszcze zgliszcz�w ni! ludzi. Wynalaz�em wreszcie felczera, a i to nie chcia� isc! musia�em
go obuszkiem przygnac na samo miejsce. Ale tam ju! by� ksiadz potrzebniejszy ni! felczer;
jako! zastalismy godnego paulina, kt�re modlitwa ja do przytomnosci przyprowadzi�,
tak !e mog�a sakramenta przyjac i z panem Micha�em czule sie po!egnac. Na drugi dzien z
po�udnia ju! by�o po niej! Felczer m�wi�, !e jej kto musia� cos zadac, lubo to niepodobna, bo
w Czestochowie czary sie nie chwytaja. Ale co sie z panem Wo�odyjowskim dzia�o, co
wygadywa�, tego ufam, !e mu Pan Jezus nie zakarbuje, bo cz�ek sie ze s�owami nie liczy, gdy go
bolesc targa... Ot, m�wie waszmosci (tu pan Char�amp zni!y� g�os), bluzni� w zapamietaniu!
� Dla Boga! bluzni�? � powt�rzy� cicho Kmicic.
� Wypad� od jej cia�a na sien, z sieni na podworzec i tacza� sie jak pijany. Tam piesci do
g�ry podni�s�szy pocza� okropnym g�osem wo�ac: �Taka! mi nagroda za moje rany, za moje
trudy, za uroje krew, za uroje dla ojczyzny przychylnosc?!...� �Jedno jagnie (powiada) mia�em,
i to mi, Panie, zabra�es. Zbrojnego me!a (powiada) powalic, kt�ren w hardosci po ziemi
stapa, godna (powiada) boskiej reki sprawa, ale go�ebia niewinnego potrafi zadusic i kot, i
jastrzeb, i kania!... i...�
8
� Na rany boskie! � zakrzykne�a pani Andrzejowa � nie powtarzaj wasc, bo nieszczescie
na dom sciagniesz! Char�amp prze!egna� sie i dalej m�wi�:
� Mysla�o !o�nierzysko, !e sie dos�u!y�o, a ot mu nagroda! Ha! B�g najlepiej wie, co robi,
choc tego ni rozumem ludzkim pojac, ni sprawiedliwoscia ludzka odmierzyc! Zaraz tedy po
onych bluznierstwach ste!a� i na ziemie upad�, a ksiadz nad nim egzorcyzma odprawowa�,
!eby sprosne duchy w niego nie wstapi�y, kt�re mog�y na bluznierstwa sie zwabic.
� Predko!e przyszed� do siebie?
� Z godzine le!a� jak nie!ywy, potem zasie sie ockna� i wr�ciwszy do swojej kwatery nikogo
widziec nie chcia�. W czasie pogrzebu przem�wi�em do niego: �Panie Michale � powiadam
� miej Boga w sercu!� On nic! Trzy dni siedzia�em jeszcze w Czestochowie, bo mi
go !al by�o odje!d!ac, alem na pr�!no we drzwi ko�ata�. Nie chcia� mnie! Bi�em sie z myslami,
co czynic, czy tentowac d�u!ej u drzwi, czy jechac?... Jak!e tak cz�eka bez nijakiej pociechy
zostawic? Wszelako poznawszy, !e nic nie wsk�ram, postanowi�em jechac do Skrzetuskiego.
On przecie najlepszy jego przyjaciel, a pan Zag�oba drugi; mo!e mu jako do serca
trafia, a zw�aszcza pan Zag�oba, kt�ren jest cz�owiek bystry i wie, jak do kogo przem�wic.
� I by�es wasc u Skrzetuskich?
� By�em, ale i tu B�g nie pofortuni�, bo oboje z panem Zag�oba wyjechali w Kaliskie, do
pana Stanis�awa, rotmistrza. Nie umia� nikt powiedziec, kiedy wr�ca. W�wczas ja sobie
pomysla�em:
i tak mi droga na Gmudz, wstapie do wacpanstwa dobrodziejstwa i opowiem, co
sie sta�o.
� Wiedzia�em to dawno, !e godny z wasci kawaler rzek� Kmicic.
� Nie o mnie tu chodzi, jeno o Wo�odyjowskiego � odpar� Char�amp � i przyznam sie
wacpanstwu,
!e sie wielce o niego obawiam, aby umys� mu sie nie pomiesza�...
� B�g go od tego ochroni � rzek�a pani Andrzejowa. � Jesli go uchroni, to pewnikiem habit
wdzieje, bo powiadam wacpanstwu, !e takiej !a�osci, jakom !yw, nie widzia�em..: A
szkoda !o�nierza! szkoda!
� Jak to szkoda? To chwa�y bo!ej przybedzie! � ozwa�a sie zn�w Kmicicowa.
Char�amp pocza� wasami ruszac i trzec czo�o.
� Ow�!, moscia dobrodziko... albo przybedzie, albo i nie przybedzie. Policzcie no wacpanstwo,
ilu to on pogan i heretyk�w w !yciu zg�adzi�, czym pewnie wiecej Zbawiciela naszego
i jego Najswietsza Matke udelektowa� ni! niejeden ksiadz kazaniami. Hm! Rzecz namys�u
godna! Ka!dy niech s�u!y chwale bo!ej, jak najlepiej umie... Ow�!, widzicie panstwo,
miedzy jezuitami znajdzie sie zawsze si�a od niego madrzejszych, a takiej drugiej szabli w
Rzeczypospolitej nie masz...
� Prawda jest, jak mi B�g mi�y! � ozwa� sie Kmicic. � Nie wiesz waszmosc, czyli on zosta� w Czestochowie, czy pojecha�?
� By� do chwili mego wyjazdu. Co potem uczyni�, nie wiem. Wiem jeno, !e bron Bo!e
zapamietania,
bron Bo!e choroby, kt�ra czesto z desperacja idzie w parze, sam on tam bedzie,
bez pomocy, bez krewnego, bez przyjaciela, bez pociechy.
� Niech!e cie Najswietsza Panna w cudownym miejscu ratuje, wierny przyjacielu! � zawo�a�
nagle Kmicic � kt�rys mi tyle wyswiadczy�, !e i brat nie uczyni�by wiecej!
Pani Andrzejowa zamysli�a sie g�eboko i d�ugi czas trwa�o milczenie, na koniec podnios�a
swa jasna g�owe i rzek�a:
� Jedrek, czy ty pamietasz, ilesmy mu winni?
� Jesli zapomne, to od psa oczu po!ycze, bo swoimi nie bede smia� na uczciwego cz�eka
spojrzec!
� Jedrek, ty go nie mo!esz tak ostawic.
� Jak!e to?
� Jedz do niego.
9
� Oto zacne bia�og�owskie serce, oto zacna pani! � zawo�a� Char�amp chwytajac rece
Kmicicowej i pokrywajac je poca�unkami.
Ale Kmicicowi nie w smak by�a rada, wiec pocza� g�owa krecic i rzek�:
� Ja bym dla niego na koniec swiata pojecha�, ale... sama wiesz... !ebys to by�a zdrowa, nie
m�wie... ale sama wiesz! Bron Bo!e strachu jakiego, jakiej przygody... Usech�bym z
niespokojnosci...
Gona pierwsza ni! najlepszy przyjaciel... Pana Micha�a mi !al... ale... sama
wiesz!...
� Ja sie pod opieka laudanskich ojc�w zostane. Teraz tu spokojnie, nie byle czego te! sie
ulekne. Bez woli bo!ej w�os mi nie spadnie... A tam pan Micha� ratunku mo!e potrzebuje...
� Oj potrzebuje! � wtraci� Char�amp.
� S�yszysz, Jedrek. Ja zdrowa. Krzywda mnie od nikogo nie spotka... Wiem ja, !e ci niesporo
odje!d!ac...
� Wola�bym na armaty z kociuba isc! � przerwa� Kmicic.
� Zali to myslisz, !e jak ostaniesz, nie bedzie ci gorzko, ilekroc pomyslisz: przyjacielam
zaniecha�! A jeszcze i Pan B�g w gniewie s�usznym �atwo b�ogos�awienstwa mo!e umknac!
� Sek mi w g�owe wbijasz. Powiadasz, !e mo!e b�ogos�awien__________stwa umknac? Tego sie
boje!
� Taki przyjaciel, jak pan Micha�, to! to swiety obowiazek go ratowac!
� Jac Micha�a kocham ca�ym sercem. Trudno!... Kiedy trzeba, to rych�o trzeba, bo tu ka!da
godzina znaczy! Zaraz do stajen ide... Przez B�g !ywy, czy ju! nie ma innej rady? Licho
tamtych nada�o w Kaliskie jechac! Toc mi nie o siebie chodzi, ale o ciebie, krociu najmilszy!
Wola�bym majetnosci stracic ni! bez ciebie jeden dzien dychac. Kto by mi powiedzia�, !e nie
dla s�u!by publicznej ciebie odjade, to bym mu rekojesc po krzy!yk w gebe wsadzi�. Obowiazek
� m�wisz? Niech!e bedzie! Kiep, kto sie oglada! Geby dla kogo innego, nie dla Micha�a,
nigdy bym tego nie uczyni�! Tu zwr�ci� sie do Char�ampa:
� Mosci panie, prosze ze mna do stajen, konie opatrzym. A ty, Olenka, ka! mi �uby pakowac.
Niech tam kt�ry z laudanskich om�otu pilnuje... Panie Char�amp, choc ze dwie niedziele
musisz wacpan u nas posiedziec, !ony mi dopilnujesz. Mo!e te! sie tu w okolicy jaka dzier!awa
znajdzie. Bierz Lubicz! co? Chodz wacpan do stajni! Za godzine ruszam! Kiedy trzeba,
to trzeba! 10
ROZDZIA� II
Jako! dobrze jeszcze przed zachodem s�onca ruszy� rycerz, !egnany przez !one �zami i
krzy!em, w kt�rym drzazgi swietego drzewa kunsztownie w z�oto by�y osadzone. A !e z
dawnych lat bardzo by� pan Kmicic do nag�ych pochod�w nawyk�y, wiec ruszywszy gna�,
jakby chodzi�o o doscigniecie umykajacych z �upem Tatar�w.
Dobrawszy sie do Wilna, jecha� na Grodno, Bia�ystok, a stamtad do Siedlec sie przebiera�.
Przeje!d!ajac przez �uk�w dowiedzia� sie, !e panstwo Skrzetuscy z dziecmi i panem Zag�oba
dniem przedtem powr�cili w�asnie z Kaliskiego, wiec postanowi� do nich wstapic, bo z
kim!e m�g� nad ratowaniem Wo�odyjowskiego skuteczniej sie naradzic?
Przyjeli go tedy ze zdziwieniem i radoscia, kt�ra jednak zaraz w cie!ki p�acz sie zmieni�a,
gdy im cel swego przybycia oznajmi�.
Pan Zag�oba ca�y dzien uspokoic sie nie m�g� i nad stawem wcia! p�aka� tak rzewnie, !e
jak sam p�zniej powiada�: a! staw wezbra� i stawid�a trzeba by�o otwierac. Ale wyp�akawszy
sie poszed� po rozum do g�owy i oto co m�wi� na naradzie:
� Jan nie mo!e jechac, bo do kapturu obran spraw zas bedzie si�a, jako !e po tylu wojnach
pe�no jest duch�w niespokojnych. Z tego, co jegomosc pan Kmicic powiada, widac, !e bociany
na zime w Wodoktach zostana, bo je tam do inwentarza roboczego policzono i funkcje
spe�nic musza. Nie dziwota, !e przy takim gospodarstwie niesporo wacpanu wyruszac w droge,
zw�aszcza !e nie wiadomo, jak d�ugo ona mo!e potrwac. Wielkiegos serca dowi�d�, !es
wyjecha�, ale mam�li szczerze radzic, toc powiem: wracaj, gdy! tam bli!szego jeszcze
konfidenta
potrzeba, kt�ry by do serca nie bra�, chocby go i ofuknieto, i widziec nie chciano. Patientia
tam potrzebna i doswiadczenie wielkie, a waszmosc masz tylko przyjazn dla Micha�a,
kt�ra w takowym wypadku non sufficit. Nie gniewaj sie jeno wasc, bo sam przyznac musisz,
!esmy obaj z Janem dawniejsi przyjaciele i wiecejsmy razem przyg�d przebyli. Mi�y Bo!e!
ile! to razy on mnie, a ja jego w opresji ratowa�em!
� Gdybym sie te! zrzek� funkcji deputata? � przerwa� Skrzetuski.
Janie, to s�u!ba publiczna! � odpar� surowo Zag�oba.
� B�g widzi � m�wi� strapiony Skrzetuski � !e stryjecznego mego, Stanis�awa, mi�uje
szczerym braterskim afektem, ale Micha� bli!szy mi ni! brat.
� Mnie on i od rodzonego bli!szy, tym bardziej !e rodzonego nigdy nie mia�em. Nie czas
sie o afekta spierac! Widzisz, Janie, !eby to nieszczescie swie!o w Micha�a uderzy�o, mo!e
sam bym ci powiedzia�: daj katu kaptur i jedz! Ale policzmy, ile to ju! czasu up�yne�o, nim
Char�amp z Czestochowy na Gmudz zda!y�, a pan Andrzej ze Gmudzi do nas. Teraz nie tylko
trzeba do Micha�a jechac, ale przy nim zostac, nie tylko z nim p�akac, ale perswadowac, nie
tylko mu Ukrzy!owanego jako przyk�ad pokazywac, ale uciesznymi krotochwilami mysl i
serce rozweselic. Ot, wiecie, kto powinien jechac? � ja! i pojade! tak mi dopom�! B�g! Znajde
go w Czestochowie, to go tu przywioze; nie znajde, to chocby na Multany za nim sie powloke
i p�ty go szukac nie przestane, p�ki o w�asnej mocy szczypte tabaki sobie do nozdrzech
podniesc zdo�am.
Us�yszawszy to dwaj rycerze poczeli brac w objecia pana Zag�obe, a on sie rozczuli� nieco
i nad pana Micha�a nieszczesciem, i nad w�asnymi przysz�ymi fatygami. Przeto �zy ronic pocza�,
a wreszcie, gdy ju! mia� uscisk�w dosc, rzek�:
� Jeno mi za Micha�a nie dziekujcie, boscie mu nie bli!si ode mnie!
11
Na to Kmicic: � Nie za Wo�odyjowskiego my dziekujemy, ale !elazne lub te! zgo�a niecz�owiecze serce
musia�by miec ten, kto by sie ta gotowoscia wacpana nie wzruszy�, kt�ra w przyjacielskiej
potrzebie na fatygi nie dba i na wiek wzgledu nie ma. Inni w tym wieku o przypiecku ciep�ym
jeno mysla, a wacpan tak sobie o d�ugiej drodze m�wisz, jakbys moje albo pana Skrzetuskiego
mia� lata.
Pan Zag�oba nie ukrywa� wprawdzie swych lat, ale nie lubi� w og�le, aby przy nim o starosci,
jako o towarzyszce niedo�estwa, wspominano; wiec choc mia� oczy jeszcze czerwone,
spojrza� bystro z pewnym niezadowoleniem na Kmicica i odpar�:
� M�j mospanie! Kiedym siedmdziesiaty si�dmy rok pocza�, ckliwo mi jakos by�o na sercu,
!e to dwie siekiery nad karkiem wisia�y; ale gdy mi osmdziesiaty mina�, taki duch we
mnie wstapi�, !e jeszcze mi !eniaczka po g�owie chodzi�a. I widzielibysmy, kto by z nas
pierwszy mia� sie z czym pochwalic!
� Jac sie nie chwale, ale waszmosci bym pochwa�y nie poskapi�.
� I pewnie bym wacpana skonfundowa�, jakom pana hetmana Potockiego w obliczu kr�la
skonfundowa�, kt�re gdy mi do wieku przytyki dawa�, wyzwa�em go: kto wiecej koz��w od
razu machnie. I c�! sie pokaza�o? Oto pan Rewera machna� trzy i hajducy musieli go podnosic,
bo sam wstac nie m�g�, a ja go naokolusienko objecha�em, ma�o trzydziesci piec razy
fiknawszy. Spytaj sie Skrzetuskiego, kt�ry na w�asne oczy na to patrzy�.
Skrzetuski wiedzia�, !e od pewnego czasu pan Zag�oba mia� zwyczaj na niego sie we
wszystkim jako na naocznego swiadka powo�ywac; wiec ani okiem nie mrugna�, jeno o
Wo�odyjowskim
zn�w m�wic pocza�.
Zag�oba, pogra!ywszy sie w milczeniu, zamysli� sie o czyms g�eboko; na koniec po wieczerzy
wpad� w lepszy humor i tak ozwa� sie do towarzysz�w:
� Powiem wam to, w co by nie ka!dy rozum umia� ugodzic. Oto mam w Bogu nadzieje, !e
nasz Micha� wyli!e sie �atwiej z tego postrza�u, ni! nam sie na poczatku zda�o.
� Da�by B�g, ale skad!e to waszmosci do g�owy przysz�o? � pyta� Kmicic.
� Hm! Tu trzeba i bystrego dowcipu, kt�ry z przyrodzenia jest dany, i eksperiencji wielkiej,
kt�rej w waszych latach miec nie mo!ecie, i znajomosci Micha�a. Ka!den ma inna nature.
W jednego, owo, tak nieszczescie uderzy, jakobys, figuraliter m�wiac, kamien w rzeke
wrzuci�. Nibyc to woda po wierzchu tacite p�ynie, a przecie on tam na dnie le!y, a bieg
przyrodzony
hamuje, a zawadza, a tak okrutnie rozdziera, i bedzie le!a�, bedzie rozdziera�, p�ki
wszystka woda do Styksu nie sp�ynie! Ty, Janie, do takich zaliczon byc mo!esz; ale takim
gorzej na swiecie, bo w nich i bolesc, i pamiec nie mija. Inny zasie eo modo kleske przyjmie,
jakobys go piescia w kark hukna�. Zamroczy go zrazu, potem przyjdzie do siebie, a gdy sie
siniec zgoi, to i zapomni. Oj, lepsza taka natura na tym pe�nym przyg�d swiecie.
S�uchali rycerze ze skupieniem madrych s��w pana Zag�oby, a on rad widzia�, !e go z taka
uwaga s�uchaja, i dalej m�wi�:
� Ja Micha�a na wskr�s przezna�em i B�g mi swiadkiem, !e nie chce mu tu przymawiac,
ale tak mi sie widzi, !e on wiecej o!enku ni! onej dziewczyny !a�owa�. Nic to, !e desperacja
chwyci�a go okrutna, boc i to nieszczescie, zw�aszcza dla niego, nad nieszczesciami. Nie
wyimaginujecie sobie nawet, jaka ten ch�op mia� ochote do o!enku. Nie masz w nim chciwosci
!adnej ni ambicji, ni prywaty; swojego odbie!a�, fortune tak dobrze jak utraci�, o !o�d sie
nie upomina�; ale za wszystkie prace, za wszystkie zas�ugi niczego od Pana Boga i
Rzeczypospolitej
nie wyglada�, jeno !ony. I to sobie w duszy wykalkulowa�, !e mu sie taki chleb nale!y; ju!, ju! mia� go w gebe wziasc, a! tu jakoby mu kto w wasy dmuchna�! Masz !e teraz!
jedz! Co i dziwnego, !e go desperacja chwyci�a?, Nie m�wie, !eby i dziewki nie !a�owa�, ale
jak mi B�g mi�y, tak o!enku wiecej !a�uje, choc sam przysiag�by, !e jest przeciwnie.
� Da�by B�g! � powt�rzy� Skrzetuski.
12
� Poczekajcie, niech jeno owe rany duszne mu sie zamkna i swie!a sk�ra pokryja, a obaczym,
czy mu dawna ochota nie powr�ci. Periculum w tym tylko, by teraz sub onere desperacji
czegos nie uczyni� albo nie postanowi�, czego by potem sam !a�owa�. Ale co sie mia�o
stac, to sie ju! sta�o, bo w nieszczesciu predka rezolucja. M�j wyrostek ju! szatki ze skrzyn
wyjmuje i uk�ada, wiec nie m�wie tego, !eby nie jechac, chcia�em tylko waszmosci�w pocieszyc.
� Znowu plastrem ojciec Micha�owi bedziesz! � rzek� Jan Skrzetuski.
� Jako i tobie by�em. Pamietasz? By�em go tylko predko znalaz�, bo sie boje, !e sie w jakowejs
pustelni przytai albo gdzie w dalekich stepach zapadnie, do kt�rych od m�odu nawyk�.
Waszmosc, panie Kmicic, przymawia�es mi do wieku, a ja ci powiem, !e jesli kiedy gonczy
bojar tak z listem suna�, jako ja bede suna�, to mi ka!cie za powrotem nitki ze starych b�awat�w
wyciagac, groch �uszczyc albo mi kadziel dajcie. Ani mnie niewygody nie zatrzymaja,
ani cudza goscinnosc skusi, ani jad�o lub te! napitek w pedzie zahamuje. Jeszczescie takiego
pochodu nie widzieli! Ju! teraz ledwie usiedziec moge, w�asnie jakoby mnie kto szyd�em
spod �awy ekscytowa�: ju! i koszule podr�!na kaza�em sobie �ojem koz�owym dla wstretu
gadowi wysmarowac...
13
ROZDZIA� III
Jednak!e nie jecha� tak szybko pan Zag�oba, jak to sobie i towarzyszom obiecywa�. Im zas
by� bli!ej Warszawy, tym jecha� wolniej. By� to czas, w kt�rym Jan Kazimierz, kr�l, polityk i
w�dz wielki, pogasiwszy po!ary postronne i wywi�d�szy Rzeczpospolita jakoby z toni potopu,
zrzek� sie panowania. Wszystko on przecierpia�, wszystko przetrwa�, wszystkim tym ciosom
piersi nadstawi�, kt�re sz�y od zewnetrznego nieprzyjaciela; ale gdy potem wewnetrzne
reformy zamierzy� i zamiast pomocy od narodu, oporu tylko i niewdziecznosci dozna�, w�wczas
dobrowolnie zdja� z poswieconych skroni te korone, kt�ra nieznosnym cie!arem mu sie
sta�a.
Sejmiki powiatowe i genera�y ju! sie by�y poodprawia�y, a ksiadz prymas Pra!mowski
konwokacje na 5 listopada oznaczy�.
Wielkie by�y wczesnie r�!nych kandydat�w starania, wielkie partii rozmaitych
wsp�zawodnictwa,
a choc to elekcja mia�a dopiero rozstrzygnac, rozumia� wszak!e ka!dy niezwyk�a
sejmu konwokacyjnego wa!nosc. Jechali tedy pos�owie do Warszawy kolesno i konno, z
czeladzia i pacho�kami, jechali senatorowie, a przy ka!dym dw�r wspania�y. Po drogach by�o
ciasno, gospody zajete, a wynalezienie sobie noclegu z wielka po�aczone mitrega. Wszak!e
ustepowano panu Zag�obie miejsca ze wzgledu na jego wiek, ale natomiast niezmierna jego
s�awa nieraz w�asnie nara!a�a go na strate czasu.
Bywa�o, zajedzie do jakiej karczmy, a tam ani ju! palca wscibic, to personat, kt�ry ja wraz
z dworem zajmowa�, wyjdzie przez ciekawosc zobaczyc, kto przyjecha�, a widzac starca z
bia�ymi jak mleko wasami i broda, rzecze na widok takiej powagi:
� Prosze waszmosci dobrodzieja ze mna do stancji na przygodna zakaske:
Pan Zag�oba grubianinem nie by� i nie odmawia� wiedzac, !e znajomosc z nim ka!demu
mi�a bedzie. Gdy wiec gospodarz przez pr�g go przepusciwszy pyta� nastepnie: �kogo! mam
honor?� � on sie tylko w boki bra� i pewien efektu odpowiada� dwoma s�owami: � Zag�oba sum!
Jako! nie zdarzy�o sie nigdy, aby po owych dw�ch s�owach nie nastapi�o wielkie ramion
otwieranie, okrzyki: �do najfortunniejszych dni ten zapisze!�, i nawo�ywania towarzysz�w
albo dworzan: �patrzcie! �w jest wz�r, gloria et decus wszystkiego Rzeczypospolitej
kawalerstwa!�
Zbiegali sie tedy podziwiac pana Zag�obe, a m�odsi przychodzili ca�owac po�y jego
podr�!nego !upana. Za czym sciagano z woz�w beczu�ki i ankary i nastepowa�o gaudium
trwajace czasem i dni kilka.
Powszechnie myslano, !e jako pose� na konwokacje jedzie, a gdy m�wi�, !e nie, zdziwienie
bywa�o powszechne. Ale on t�umaczy� sie, !e panu Domaszewskiemu mandatu ustapi�,
aby zasie i m�odsi do spraw publicznych przyk�adac sie mogli. Jednym te! powiada� prawdziwa
przyczyne, dla kt�rej w droge wyruszy�; innych zas, gdy sie dopytywali, zbywa� s�owami:
� Ot, z ma�egom do wojny przywyk�, toc zachcia�o sie jeszcze na stare lata z Doroszenka
poha�asowac.
Po kt�rych s�owach podziwiano go jeszcze wiecej. A nikomu przez to nie by� tanszym, !e
nie jako pose� jecha�, wiedziano bowiem, !e i miedzy arbitrami znajduja sie tacy, kt�rzy wiecej
od samych pos��w moga. Zreszta baczy� ka!den senator, chocby i najznamienitszy, na to,
14
!e po paru miesiacach nastapi elekcja, a w�wczas ka!de s�owo me!a tak miedzy rycerstwem
ws�awionego nieoszacowana wage miec bedzie.
Brali te! w ramiona pana Zag�obe i czapkowali mu by i najwieksi panowie. Pan podlaski
trzy dni go poi�; panowie Pacowie, kt�rych w Ka�uszynie napotka�, na rekach go nosili.
Niejeden i dary znaczne kaza� po cichu w wasag mu wsuwac: od w�dek, win do sepecik�w
kosztownie oprawnych, szabel i pistolet�w.
Mia�a sie z tego dobrze i s�u!ba pana Zag�oby, ale on sam, wbrew postanowieniu i obietnicy,
jecha� tak wolno, !e trzeciego tygodnia dopiero w Minsku stana�.
Za to w Minsku nie popasa�. Wjechawszy na rynek ujrza� dw�r tak znaczny i piekny, jakiego
dotad po drodze nie spotka�: dworzanie w szumnej barwie; p� regimentu jeno piechoty,
bo na konwokacje zbrojno nie je!d!ono, ale tak strojnej, !e i kr�l szwedzki strojniejszej
gwardii nie mia�; pe�no karet poz�ocistych, woz�w z makatami i kobiercami dla obijania karczem
po drogach, woz�w z kredensem i zapasami !ywnosci; przy tym s�u!ba ca�a niemal
cudzoziemska, tak !e ma�o kto sie zrozumia�ym jezykiem w tej ci!bie odezwa�.
Pan Zag�oba dopatrzy� wreszcie jednego z dworzan po polsku ubranego, wiec kaza� stanac
i pewien dobrego popasu, wysadzi� ju! jedna noge z wasagu, a jednoczesnie spyta�:
� A czyj to dw�r taki foremny, !e i kr�l foremniejszego miec nie mo!e?
� Czyj!e ma byc � odpowiedzia� dworzanin � jak nie pana naszego, ksiecia koniuszego
litewskiego?
� Kogo? � powt�rzy� Zag�oba.
� Czys wasc g�uchy? Ksiecia Bogus�awa Radziwi��a, kt�ry pos�em na konwokacje jedzie,
ale � da B�g! � po elekcji elektem zostanie.
Zag�oba schowa� predko noge w wasag.
� Jedz! � krzykna� na woznice. � Nic tu po nas!
I pojecha� trzesac sie z oburzenia.
� Wielki Bo!e! � m�wi� � niezbadane twoje wyroki i jesli tego zdrajcy piorunem w kark
nie trzasniesz, to masz w tym jakowes ukryte intencje, kt�rych sie rozumem dochodzic nie
godzi, choc po ludzku rzeczy biorac, nale!a�aby sie takiemu skurczybykowi dobra ch�osta.
Ale widac, zle sie dzieje w tej przeswietnej Rzeczypospolitej, jesli podobni przedawczykowie, bez czci i sumienia, nie tylko kary nie odnosza, ale w bezpiecznosci i potedze je!d!a, ba!
jeszcze obywatelskie funkcje sprawuja. Chyba !e zginiem, bo gdzie!, w jakim kraju, w jakim
innym panstwie taka rzecz przygodzic by sie mog�a? Dobry by� kr�l Joannes Casimirus, ale
nadto przebacza� i przyuczy� najgorszych dufac w bezkarnosc i przezpieczenstwo. Wszelako
nie jego to. tylko wina. Widac, !e i w narodzie sumienie obywatelskie i czu�osc na cnote do
reszty zagine�a. Tfu! tfu! on pos�em! W jego bezecne rece obywatele ca�osc i bezpieczenstwo
ojczyzny sk�adaja, w te same rece, kt�rymi ja rozdziera� i w szwedzkie �ancuchy okuwa�!
Zginiemy, nie mo!e inaczej byc! Jeszcze go i na kr�la raja... A c�!! wszystko, widac, w takim
narodzie mo!liwe. On pos�em! Dla Boga! Przecie! prawo wyraznie m�wi, !e nie mo!e byc
pos�em �w, kt�ry w obcych krajach urzedy sprawuje, a przecie on jest generalnym, u swego
parszywego wuja, Prus Ksia!ecych gubernatorem! Aha! czekaj!e, mam cie! A rugi sejmowe
od czego? Jesli do sali nie p�jde i tej materii, chocia! tylko arbitrem bedac, nie porusze, to
niech sie tu zaraz w skopa zmienie, a m�j woznica w rzeznika. Znajda sie przecie miedzy
pos�ami, kt�rzy mnie popra. Nie wiem, czyli ci, zdrajco, jako takiemu potentatowi, dam rady
i z poselstwa wyrugowac zdo�am, ale !e ci to do elekcji nie pos�u!y to pewna! I Micha�, niebo!e,
poczekac na mnie musi, bo to bedzie pro publico bono uczynek.
Tak rozmysla� pan Zag�oba przyrzekajac sobie ko�o tej sprawy rug�w pilnie chodzic i pos��w
prywatnie dla niej kaptowac. Z tego powodu od Minska spieszniej ju! do Warszawy
da!y� bojac sie na otwarcie konwokacji zap�znic.
15
Przyjecha� jednak dosc wczesnie. Pos��w i postronnych zjazd by� tak wielki, !e gospody ni
w samej Warszawie, ni na Pradze, ni nawet za miastem wcale nie mo!na by�o dostac; trudno
sie by�o te! do kogo zaprosic, bo w jednej izbie po trzech i czterech sie miesci�o. Pierwsza
noc przepedzi� pan Zag�oba w handlu u Fukiera i zesz�a jakos dosc g�adko; ale nazajutrz,
wytrzezwiawszy
na swym wasagu, sam dobrze nie wiedzia�, co ma czynic.
� Bo!e! Bo!e! � m�wi� wpad�szy w z�y humor i rozgladajac sie po Krakowskim Przedmiesciu,
kt�re w�asnie przeje!d!a� � oto Bernardyni, a oto ruina pa�acu Kazanowskich! Niewdzieczne
miasto! W�asna krwia i trudem musia�em je nieprzyjacielowi wydzierac, a teraz mi
kata dla siwej g�owy !a�uje.
Miasto wszelako nie !a�owa�o wcale kata dla siwej g�owy, tylko go po prostu nie mia�o.
Natomiast czuwa�a nad panem Zag�oba szczesliwa gwiazda, bo ledwie do pa�acu Koniecpolskich
dojecha�, gdy jakis g�os krzykna� z boku na woznice:
� St�j!
Czeladnik powstrzyma� konie; wtem nieznajomy szlachcic zbli!y� sie z rozjasnionym obliczem
do wasagu i zawo�a�:
� Panie Zag�oba! Nie poznajesz mnie waszmosc? Zag�oba ujrza� przed soba me!a majacego
ko�o trzydziestu kilku lat, przybranego w ko�pak rysi z pi�rkiem, znak niechybny wojskowej
s�u!by, w makowy !upan i ciemnoczerwony kontusz przepasany. poz�ocistym pasem.
Twarz nieznajomego by�a nadzwyczajnej pieknosci. Cere mia� �w blada, nieco tylko w polach
wichrem na z�otawo opalona, oczy b�ekitne, pe�ne jakowegos smutku i zamyslenia, rysy
twarzy nadzwyczaj foremne, prawie � jak na me!a � zbyt piekne; pomimo polskiego stroju
nosi� on d�ugie w�osy i brode z cudzoziemska przycieta. Stanawszy przy wasagu otworzy�
szeroko ramiona, a pan Zag�oba, lubo nie m�g� go sobie na razie przypomniec, przechyli� sie i
obja� go za szyje.
Sciskali sie tedy serdecznie, a chwilami jeden odsuwa� drugiego, aby mu sie lepiej przypatrzec;
na koniec Zag�oba rzek�: � Wybaczaj waszmosc, ale jeszcze nie moge sobie przypomniec...
� Hassling�Ketling!
� Dla Boga! Twarz.wyda�a mi sie znajoma, ale str�j ca�kiem wacpana odmieni�, bom cie
dawniej w kolecie rajtarskim widywa�. To ju! i po polsku chodzisz?
� Bom te Rzeczpospolita, kt�ra mnie tu�acza pacholeciem jeszcze niemal bedacego przygarne�a
i dostatnim chlebem opatrzy�a, za swoje matke uzna� i innej miec nie chce. Wacpan
nie wiesz o tym, !em idygenat po wojnie otrzyma�?
� A to mi s�odka nowine zwiastujesz! Tak !e ci sie to poszczesci�o?
� I w tym, i w czym innym, bom w Kurlandii, na samej granicy !mudzkiej, na cz�eka takiego
samego nazwiska, jako jest moje, natrafi�, kt�ren mnie adoptowa�, do herbu przyja� i
fortuna obdarzy�. Mieszka on w Swietej, w Kurlandii, ale i z tej strony ma majetnosc Szkudy,
kt�ra mnie pusci�.
� Szczesc ci Bo!e! Tos tedy wojne porzuci�?
� Niech sie jeno jakakolwiek zdarzy, stawie sie niezawodnie. Dlatego to i wioske w dzier!awe
odda�em, a tu czekam okazji.
� To mi kawalerska fantazja! Zupe�nie jak ja, kiedym by� m�ody, choc i dzis jeszcze wigor
w kosciach jest! Co tedy porabiasz w Warszawie?.
� Pos�uje na konwokacje.
� Rany boskie! Tos ju! z kosciami Polak!
M�ody rycerz usmiechna� sie.
� I dusza, a to wiecej!
� Gonatys?
Ketling westchna�.
16
� Nie!
� Tego ci tylko brakuje: A wiere! czekaj jeno! Zaliby ci dotad dawny sentyment do
Billewicz�wny
nie wyszed� z pamieci?,
� Skoro wacpan o tym wiedzia�es, com moja sadzi� byc tylko tajemnica, to wiedz, !e !aden
nowy nie przyszed�...
� Daj spok�j! Ona nied�ugo ma�ego Kmicica swiatu przyrzuci. Daj sobie spok�j! Coc za
robota wzdychac, gdy kto inny w lepszej konfidencji z nia !yje. Powiem�c prawde, !e to i
smieszno.
Ketling podni�s� swe smutne oczy w g�re.
� Rzek�em tylko, i! nowy sentyment nie przyszed�.
� Przyjdzie, nie b�j sie! o!enim cie! Wiem to z w�asnej eksperiencji, !e zbytnia sta�osc w
amorach tylko zgryzot przyczynia. Zem to by� swego czasu sta�y jako Troilus, si�a delicyj, si�a
dobrych okazji poniecha�em, a com sie nagryz�!
� Daj Bo!e ka!demu zachowac tak jowialny humor, jako waszmosc zachowa�es!
� Bom w modestii !y� zawsze, przeto mi w kosciach nie strzyka! Gdzie mieszkasz, zali
znalaz�es gospode?
� Mam dworek wygodny ku Mokotowu, kt�ry po wojnie ju! wybudowa�em.
� Tos szczesliwy; ja zas od wczoraj na pr�!no po ca�ym miescie je!d!e!
� Dla Boga! dobrodzieju! ju!!e mi tego nie odm�wisz, !ebys u mnie stana�; miejsca jest
dosyc; pr�cz dworku oficyna i stajnia wygodna. Znajdzie sie dla czeladzi i koni pomieszczenie.
� Tos mi z nieba spad�, jak mnie B�g mi�y! Ketling siad� na wasag i ruszyli.
Po drodze opowiada� mu Zag�oba o nieszczesciu, jakie w pana Wo�odyjowskiego ugodzi�o, a on rece nad nim �ama�, bo nic by� dotad nie wiedzia�.
� Tym to ostrzejszy grot i dla mnie � rzek� wreszcie � !e mo!e waszmosc i nie wiesz, jaka
miedzy nami w ostatnich czasach przyjazn powsta�a. Wszystkie p�zniejsze wojny w Prusiech,
przy oble!eniu zamk�w, gdzie tylko by�y jeszcze szwedzkie za�ogi, odprawowalismy razem.
Chodzilismy i na Ukraine, i na pana Lubomirskiego, i zn�w na Ukraine, ju! po smierci ruskiego
wojewody, pod panem marsza�kiem koronnym Sobieskim. Jedna kulbaka nam za poduszke
s�u!y�a, z jednej jadalismy misy; Kastorem i Polluksem nas zwano. I dopiero gdy on
po panne Borzobohata na Zmudz jecha�, nadesz�a chwila separationis; kt�! by sie spodziewa�,
!e najlepsze jego nadzieje tak predko przemina jako strza�a na powietrzu?
� Nic sta�ego na tym padole p�aczu nie masz � odpowiedzia� Zag�oba.
� Pr�cz przyjazni statecznej... Trzeba bedzie radzic i dowiadywac sie, gdzie on teraz. Mo!e
od pana marsza�ka koronnego czegos sie dowiemy, kt�ry,Wo�odyjowskiego jak zrenice
oka mi�uje. A nie, toc tu sa pos�owie ze wszystkich stron. Niepodobna, aby kt�ry o takim
rycerzu nie s�ysza�. W czym bede m�g�, w tym waszmosci pos�u!e, lepiej jak gdyby o mnie
samego chodzi�o.
Tak rozmawiajac przybyli na koniec do Ketlingowego dworku, kt�ry dworem sie byc okaza�.
W srodku by�y porzadki wszelkie i niema�o sprzet�w kosztownych badz kupionych, badz
ze zdobyczy pochodzacych. Broni zw�aszcza wyb�r by� znamienity. Ucieszy� sie pan Zag�oba
na ten widok i rzek�:
� O! to! wacpan m�g�bys tu i dwadziescia os�b pomiescic. Szczescie to dla mnie, !em cie
spotka�. Mog�em pana Antoniego Chrapowickiego gospode zajac, bo to m�j znajomy i przyjaciel.
Ciagneli mnie i Pacowie, kt�rzy przeciw Radziwi��om partyzant�w szukaja, ale u ciebie
wole.
� S�ysza�em miedzy pos�ami litewskimi � odrzek� Ketling � !e poniewa! teraz na Litwe
kolej przypada, chca koniecznie pana Chrapowickiego marsza�kiem sejmu postanowic.
17
� I s�usznie. Cz�ek to zacny i realista, jeno nieco dobrowolny. Dla niego nie masz nad zgode;
tylko patrzy, gdzie by kogo z kim pogodzic, a to na nic. Ale! powiedz no szczerze,
czym�c jest Bogus�aw Radziwi��?
� Od czasu, jak mnie Tatarzy pana Kmicicowi pod Warszawa w niewole wzieli � niczym.
Porzuci�em te s�u!be i nie zabiega�em o nia wiecej, bo choc to mo!ny pan, ale z�y i przewrotny
cz�owiek. Napatrzy�em ja mu sie dosyc, gdy w Taurogach na cnote tej nadziemskiej istoty
nastawa�.
� Jakiej nadziemskiej? Cz�eku, co gadasz? Z gliny ona jest i tak jak pierwsza lepsza farfurka
st�uc sie mo!e. � Wszelako mniejsza z tym!
Tu zaczerwieni� sie pan Zag�oba z gniewu, a! mu oczy na wierzch wysz�y.
� Wyobraz sobie, ta szelma pos�em jest!
� Kto taki? � pyta� zdumiony Ketling, kt�rego mysl by�a jeszcze przy Olence.
� Bogus�aw Radziwi��! Ale rugi! rugi od czego?! S�uchaj, tys pose�, mo!esz te materie poruszyc,
a ju! ja ci z galerii rykne do wt�ru, nie b�j sie! Prawo za nami, a zechcali prawo pominac,
to mo!na by miedzy arbitrami tumulcik uczynic tak zacny, !eby sie i bez krwi nie
oby�o.
� Nie czyn tego wasc, na mi�osierdzie bo!e. Materie ja wniose, bo duszna, ale Bo!e uchowaj
sejm zamieszac.
� P�jde i do Chrapowickiego, choc to ciep�a woda, co !e szkoda jest, bo od niego, jako od
przysz�ego marsza�ka, si�a zale!y. Podszczuje Pac�w. Przynajmniej wszystkie jego praktyki
publice przypomnimy. Przecie s�ysza�em po drodze, !e ta szelma o korone dla siebie mysli sie starac!
� Chybaby nar�d do ostatniego upadku przyszed� i nie by� !ywota godny, gdyby tacy kr�lami
jego mieli zostawac � odrzek� Ketling. � Ale wypocznij wasc teraz; a p�zniej kt�regokolwiek
dnia p�jdziem do pana marsza�ka koronnego o naszego przyjaciela wypytywac.
18
ROZDZIA� IV
Sejm konwokacyjny w kilka dni p�zniej zosta� otwarty, na kt�rym, jak przewidywa� Ketling,
powo�ano do laski pana Chrapowickiego, na�wczas podkomorzego smolenskiego, a
p�zniejszego wojewode witebskiego. Poniewa! chodzi�o tylko o wyznaczenie terminu elekcji
i ustanowienie wy!szego kapturu, a intrygi rozmaitych partii nie mog�y w takich sprawach
znalezc dla siebie pola, przeto konwokacja dosyc zapowiada�a sie spokojnie. W samym poczatku
zaburzy�a ja tylko nieco materia rug�w. Bo gdy pose� Ketling poda� w watpliwosc
prawomocnosc wyboru pana pisarza bielskiego i jego kolegi ksiecia Bogus�awa Radziwi��a,
zaraz jakis pote!ny g�os spomiedzy arbitr�w zakrzykna�: �Zdrajca! cudzoziemski urzednik�
Za tym g�osem posz�y i inne; przy�aczyli sie do nich tako! niekt�rzy pos�owie i niespodzianie
sejm rozpad� sie na dwie strony, z kt�rych jedna chcia�a pan�w pos��w bielskich rugowac,
druga zas uznac ich wyb�r. Zgodzono sie wreszcie na sad, kt�ry sprawe za�agodzi� i wyb�r
przyzna�.
Niemniej by� to jednak cios dla ksiecia koniuszego bardzo dotkliwy; bo ju! to samo, !e
rozwa!ano, czy ksia!e godnym jest zasiasc w izbie, to samo, !e przypomniano coram publico
wszystkie jego z czas�w wojny szwedzkiej zdrady i przeniewierstwa okry�o go swie!a hanba
w oczach Rzeczypospolitej i podkopa�o z gruntu wszystkie jego ambitne zamiary.
Liczy� on bowiem, !e gdy stronnictwa kondeuszowe, neuburskie i lotarynskie, nie liczac
innych pomniejszych, wzajem sobie beda przeszkadzac, wyb�r �atwo mo!e pasc na krajowca.
Duma zas i pochlebcy m�wili mu, !e gdyby sie to mia�o zdarzyc, to tym krajowcem nie
m�g�by byc kto inny, jeno pan najwy!szym jeniuszem obdarzony, najpote!niejszy i z
najznakomitszego
rodu, a inaczej m�wiac � on sam.
Trzymajac wiec rzeczy do czasu w tajemnicy, porozciaga� ju! poprzednio niewody na Litwie,
a teraz w�asnie rozpocza� zastawiac siec w Warszawie, gdy nagle spostrzeg�; !e zaraz z
poczatku mu ja przerwano i uczyniono dziure tak wielka, !e wszystkie ryby ujsc nia �atwo
mog�y. Zgrzyta� te! zebami przez ca�y czas sadu, a gdy na Ketlingu, jako na posle, nie m�g�
zemsty wywrzec, og�osi� miedzy swymi dworzanami nagrode temu, kto mu wska!e owego
arbitra, kt�ry pierwszy po Ketlingowym wniosku zakrzykna�: �Zdrajca i przedawczyk!�
Pan Zag�oba zbyt by� znany, aby jego nazwisko d�ugo mog�o pozostac ukryte. Zreszta nie
tai� sie wcale. Jako! ksia!e zawrza� jeszcze bardziej, ale i stropi� sie niema�o, us�yszawszy, !e
mu na wstrecie staje ma! tak popularny, na kt�rego strach by�o sie porywac.
Wiedzia� o tej swojej mocy i pan Zag�oba, bo gdy z poczatku pogr�!ki zacze�y latac,
ozwa� sie raz na wielkim zgromadzeniu szlacheckim:
� Nie wiem, jesliby to komu by�o bezpieczno, gdyby tu jeden w�os mia� mi spasc z g�owy.
Elekcja niedaleko, a gdy sie sto tysiecy braterskich szabel zbierze, �atwo sie jakowes bigosowanie
mo!e uczynic...
S�owa te dosz�y do ksiecia, kt�ry tylko wargi zagryz� i usmiechna� sie wzgardliwie, ale w
duszy pomysla�, !e pan Zag�oba ma s�usznosc.
Na drugi dzien odmieni� te! widocznie wzgledem starego rycerza zamiary, bo gdy na
uczcie u ksiecia krajczego ktos pocza� o nim m�wic, Bogus�aw rzek�: � Wielce mi jest niechetny, jako s�ysza�em, �w szlachcic, ale ja sie tak w ludziach rycerskich
kocham, !e chocby mi i dalej szkodzic nie przesta�, zawsze go bede mi�owa�.
19
A w tydzien p�zniej powt�rzy� to samo wrecz panu Zag�obie, gdy sie u pana hetmana
wielkiego, Sobieskiego, spotkali.
Panu Zag�obie, lubo twarz zachowa� spokojna i pe�na fantazji; zabi�o nieco serce w piersi
na widok ksiecia, bo to by� przecie pan o daleko siegajacych rekach i ludojad, kt�rego sie
wszyscy obawiali. Ten zas odezwa� sie do niego przez ca�y st�:
� Mosci panie Zag�oba, dosz�o ju! do mnie, !es wacpan, chocia!es nie pose�, chcia� mnie
niewinnego z sejmu rugowac, ale ja to wacpanu po chrzescijansku przebaczam i promocja,
jesli kiedy bedzie trzeba, s�u!yc nie omieszkam.
� Przy konstytucji tylko stawa�em � odrzek� Zag�oba � co szlachcic czynic powinien; quod
attinet protekcji, to w moim wieku podobno boska najpotrzebniejsza, bo mi pod dziewiecdziesiat
lat.
� Piekny wiek, jesli by� tak cnotliwy, jak d�ugi, o czym zreszta wcale watpic nie chce.
� S�u!y�em ojczyznie i swemu panu, obcych bog�w nie szukajac.
Ksia!e zmarszczy� sie nieco:
� S�u!y�es waszmosc i przeciw mnie; wiem o tym. Ale niech!e bedzie ju! zgoda miedzy
nami. Wszystko to zapomniane, nawet i to, !es cudza, prywatna zawisc contra me protegowa�.
Z tamtym przesladowca mam jeszcze jakowes rachunki, ale waszmosci reke wyciagam i
przyjazn ofiaruje.
� Chudym tylko pacho�ek i za wysoka to dla mnie amicycja. Musia�bym sie do niej wspinac
lub podskakiwac, a to ju! na starosc trudno. Jesli zas wasza ksia!eca mosc m�wisz o rachunkach
z panem Kmicicem, moim przyjacielem, tedy radzi�bym z serca tej arytmetyki poniechac.
� Prosze, a czemu to? � spyta� ksia!e.
� Bo cztery w arytmetyce sa dzia�ania. Ow�!, lubo pan Kmicic fortune ma zacna, przecie
mucha to w por�wnaniu do waszej ksia!ecej, wiec na dzielenie pan Kmicic nie przystanie;
mno!eniem sam sie zajmuje; odjac sobie niczego nie pozwoli; m�g�by chyba cos dodac, a nie
wiem, czybys wasza ksia!eca mosc by� na to �akomy.
Jakkolwiek Bogus�aw cwiczony by� w szermierce na s�owa, jednak czy to wyw�d pana
Zag�oby, czy jego zuchwa�osc zdumia�a go tak dalece, !e jezyka w gebie zapomnia�.
Przytomnym
pocze�y sie brzuchy trzasc ze smiechu, a pan Sobieski rozesmia� sie na ca�e gard�o i
rzek�:
� Stary to zbara!czyk! Umie ciac szabla, ale i na jezyki gracz nie lada! Lepiej go zostawic
w spokoju.
Jako! Bogus�aw widzac, !e na nieprzejednanego trafi�, nie pr�bowa� wiecej pana Zag�oby
skaptowac, tylko poczawszy z kim innym rozmowe, ciska� od czasu do czasu z�e spojrzenia
przez st� na starego rycerza.
Ale pan hetman Sobieski rozochoci� sie i m�wi� dalej:
� Mistrz z was, panie bracie, mistrz prawdziwy. Znalezliscie te! kiedy r�wnego sobie w tej
Rzeczypospolitej?
� W szabli � odpowiedzia� zadowolony z pochwa�y Zag�oba � Wo�odyjowski mnie doszed�.
A i Kmicica poduczy�em te! niezle.
To rzek�szy zerkna� na Bogus�awa, ale ten uda�, !e nie s�yszy, i rozmawia� pilnie z sasiadem.
� Ba! � rzek� hetman. � Wo�odyjowskiego nieraz przy robocie widzia�em i reczy�bym za
niego, chocby o losy ca�ego chrzescijanstwa chodzi�o. Szkoda, !e w takiego !o�nierza jakoby piorun uderzy�.
� A co mu sie sta�o? � spyta� Sarbiewski, miecznik ciechanowiecki.
� Dziewka mu umi�owana w drodze, w Czestochowie, zmar�a � odpowiedzia� Zag�oba � i
to najgorzej, !e zni